Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Bet

Members
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Treść opublikowana przez Bet

  1. Ewa85, pisałam dużo wczoraj, ale nie przeszło, bo zdążyło mnie wylogować :) Nie chciało mi się powtarzać. Ale skoro nalegasz, nikt Ci nic nie napisał, to proszę uprzejmie. Pierwsze pytania, jakie mi nasuwają się do głowy po przeczytaniu tego co piszesz to: - kto zdiagnozował u Twojego taty tętniaka i wodę w płucach (jaki lekarz?), - dlaczego ten lekarz nie poinformował taty, przecież nie jest on pod opieką córki, a sam stanowi o sobie? - tata nie jest w wieku dziewięćdziesięciu lat, aby był pod specjalną ochronką, uważam, ze powinien wiedzieć o swojej chorobie, choćby móc siebie chronić (tętniak może pęknąć)/ Ewa, tętniaka aorty wstępującej niekiedy operuje się gdy ma 4,8 cm. Przy 5,5 jest to niemal pewniak. Czasami czeka się do okolic 6 cm. Decyduje o tym lekarz kardiochirurg, oczywiście sam pacjent i wszystkie okoliczności zdrowotne i *zakresy* danego człowieka, Trudno nam tu powiedzieć czy to już czas, czy jeszcze chwile poczekać. Niech określą to lekarze. Z pewnością z tętniakiem nie można swobodnie żyć, bowiem może pęknąć czy rozwarstwić się, a wówczas ratunek życia jest minimalny, albo wręcz niemożliwy. Wiek pacjenta jest również istotny - im młodszy człowiek - tym młodsze serce, tym łatwiej dojdzie do siebie, poradzi sobie po operacji......... 55 lat dla kardiochirurgów to niemal jak niemowlę :):):) Domyślam się, że zdiagnozował tatę lekarz kardiolog. On powinien dalej skierować ojca do konsultacji kardiochirurgicznej, bo to ci lekarze decydują kiedy operować, czy operować, w jaki sposób.......... . Tata powinien przejść jeszcze kilka badań dodatkowych(oprócz Echa serca), koronarografię. Z wodą w płucach powinni sobie lekarze poradzić. Można to leczyć. O Łodzi jako ośrodku kardiochirurgicznym nic nie wiem. Z pewnością znajdziesz opiekę w: Krakowie, Katowicach, Warszawie/Aninie, Wrocławiu, Szczecinie chyba w Opolu, gdzieś w Trójmieście (chyba Gdańsk) i ZABRZU. Ja byłam właśnie dwa miesiące temu operowana w Zabrzu. Polecam ten ośrodek całym swoim nowym sercem. Mam dwukrotne doświadczenia z tym szpitalem, za każdym razem idealnie pomyślne. Z Zabrza wywodzi się cała kardiochirurgia w Polsce. Ośrodek, opieka i wyleczalność jest na poziomie europejskim! Pacjent ma poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli będziesz potrzebowała jakieś namiary - służę pomocą. wystarczy zadzwonić tam i dowiedzieć się samemu, wysłać dokumenty, pojechać raz na konsultacją....... po prostu zdać się na tamtejszych lekarzy, podporządkować się ich zaleceniom. Pracuje tam również lekarz ze Szczecina, z którym można nawiązać kontakt raz w miesiącu właśnie w Szczecinie. Objął tam kierownictwo na nowym oddziale w nowym szpitalu Śląskiego Centrum Chorób Serca. Jeżeli łatwiej byłoby Ci dojechać do Szczecina, to i taka istnieje możliwość. Nie ma tam w Zabrzu) problemu z przenocowaniem rodziny, jeżeli trzeba jej pojechać z pacjentem i czuwać po operacji. Inni ludzie pewnie polecą Ci Anin lub Kraków czy Katowice. Są to również dobre ośrodki. Ja jednak uważam, ze Zabrze jest ojcem wszystkich pozostałych i tego fajnie się trzymać. Polecam. W razie dodatkowych pytań - odpowiem. Głowa do góry. Ja rok czasu zwlekałam z operacją, co było błędem tętniak aorty, wymiana zastawki, plastyka części aorty). Na szczęście wychodzę z tego cało, wczoraj obchodziłam dwumiesięcznicę:) Z każdym miesiącem oddalam się od koszmaru i coraz lepiej te obchody mi wychodzą :) Pozdrawiam serdecznie i działaj:) Bet
  2. Dadj, gratuluję, witaj wśród nas:) Wiem co przeszedłeś, dlatego cieszę się, że tak ładnie Ci wszystko idzie do przodu. Rehabilituj się człowieku i to mocno, bo przed Tobą całe piękne życie:) Pozdrawiam i życzę siły ! Bet.
  3. Zosiu, rozumiem Ciebie doskonale. Miotały mną takie same myśli, miałam pełną świadomość powikłań, nic mnie nie bolało, nie godziłam się z tym co mnie czeka, nie widziałam sensu ratowania życia. Do niczego i nikogo nie nakłaniam. Jestem jedynie przykładem powodzenia operacji (na szczęście). Mogę się jedynie dzielić tym co przeżyłam i służyć własnymi informacjami oraz cieszyć się, jeżeli mogę komuś coś wyjaśnić i pomóc. Powodzenie operacji to oczywiście - że żyję, A konsekwencja choroby i operacji - ciąg dalszy leczenia, stała kontrola i pewne ograniczenia. Cały czas podkreślam, że trzeba zdać się na opinię lekarzy, bo oni znają statystykę chorób, powikłań, niepowodzeń w zbyt późnych decyzjach. Wiadomą sprawą jest, że jeżeli człowieka nic nie boli, to nie biega po lekarzach i nie szuka u nich pocieszenia. Ważne jest, aby opinia ich była zgodna - kilku lekarzy, najlepiej z innych ośrodków orzekali podobną procedurę leczenia. Zosiu pozdrawiam i koniecznie poinformuj nas po wizycie w kwietniu. Pozdrawiam Bet
  4. Bożena, faktycznie aorta *normalna* ma średnicę ok 30 mm. Operuje się tętniaki w okolicy 55 - 60 mm, oczywiście w zależności od pacjenta i innych okoliczności. Informacje, jakie podajesz dotyczące przejmowania funkcji jednej tętnicy przez drugą niestety nic mi nie mówią. To są właśnie te indywidualne cechy pacjenta. Zdaj się na opinię lekarzy:):):) Pozdrawiam - Bet
  5. Oj chyba jeszcze jestem na rehabilitacji :) drugi wątek dotyczył Ewy - wszyscy radzili mi.................... Bet
  6. Witaj Zosiu, witajcie *klubowicze* Dawno tu nie zaglądałam i nie wiedziałam, ze tak bardzo rozpisujecie się. Gdzieś tam w swoim wątku powiadomiłam, że jestem na rehabilitacji i nie zaglądałam do innych tematów. Zosiu, operacja trwa około 5-6 godzin. Zosiu, przed operacją również wszyscy radzili mi abym nie zwlekała, ale ja oczywiście swoje:) Po operacji mówię tym samym głosem co inni przed:) No cóż, wszyscy zorientowani w temacie wiemy jakie mogą być konsekwencje, powikłania i ciężko myśleć, że wszystko pójdzie dobrze. Ale jednak trzymam kciuku, i oddaję całą swoją silę Tobie, abyś przeszła wszystko najlepiej jak będzie to możliwe. Piotrze, czy masz już termin operacji? Bądź dzielny i koniecznie szybko powracaj do nas. Ja to przeszłam niedawno i wierz mi, że zaraz po operacji chciałam do Was krzyczeć, że żyję i idzie do przodu:) Właśnie wróciłam z rehabilitacji i bardzo żałuję, że już się to skończyło. Poznałam świetne osoby, które zapamiętam na całe życie. Poznane na zakręcie życia i z podobnymi przemyśleniami - stały się osobami znaczącymi. Podobnie osoby, które dawały mi siłę tu, na forum, kiedy pakowałam się do Zabrza. Pozdrawiam wszystkich i wspieram całą sobą. Bet
  7. Pozdrowienia z kolonii:) Jest super, rehabilitacja przebiega prawidłowo, pokonuję każdego dnia dłuższe odcinki drogi, na dodatek dosyć szybkim krokiem. Przeziębiłam się, ale mimo to staję się silniejsza:) Pozdrawiam wszystkich i oczekującym mówię: z Wami też będzie dobrze!!!!!!! Bet
  8. Zosiu, jesteś w kopii mojej sytuacji. Podobnie podchodzisz do tematu, jak ja podchodziłam, zaraz po stracie męża dowiedziałam się, ze czeka mnie to szczęście. Rok czasu męczyłam siebie pytaniami, aż pojechałam i leczę się po zabiegu. Nie jest łatwo, wiem!!!!!!!!!!!!!!!! Świadomość operacji i powikłań nie pozwala na racjonalne myślenie i podejmowanie decyzji. Ja jednak, tak jak Ty - wolę wiedzieć niż oddawać się w czyjeś ręce w ślepo. Po to mam rozum! Nie namawiam do niczego, jestem tylko pacjentką. Lekarze niech podpowiadają. Kardiolodzy prowadzą pacjenta do czasu zagrożenia, potem zazwyczaj dany przypadek kierowany jest na tzw. kominek - tam kardiochirurdzy decydują czy już, czy jeszcze czekać??? Ja faktycznie proponowałabym spotkać się z kardiochirurgiem, bo ten ma większe doświadczenie odnośnie operacji. Może będziesz spokojniejsza? Skoro mieszkasz we Włocławku, może pomyślałabyś o Aninie? Nie masz tam daleko. Ja z całych sił polecam Zabrze, ale wiąże się to z logistyką. Pomimo takich trudności, jest tam mimo wszystko dojazd, w pobliżu hotel i sztab ludzi pomocnych w problemie. Myślę, że Anin i Bydgoszcz również mają dobre doświadczenia, ja jednak posiadam dwukrotne o Zabrzu, dlatego polecam. Serdecznie pozdrawiam - Bet
  9. Witaj Zosiu:) Wiem co czujesz, bo to samo przeżywałam. Zawsze powtarzałam sobie, że nie zgłoszę się w życiu na żadną operację dobrowolnie. Chyba, że padnę na ulicy i wezmę mnie siłą:):):) Rozumiem Ciebie doskonale. Powiem Ci, że strach jest większy niż przeżycie w rzeczywistości. Chwilkę po przebudzeniu pomyślałam: * o jak fajnie, jestem po, a tak się bałam, nic nie bolało i nic nie boli (zbawienny wpływ morfinki :) ), teraz muszę dochodzić do siebie i uciekać ze szpitala.... o jak mi się chce pić ....o jak bym się napiła mirindy ( a nie pije nigdy takich płynów).....* Zażyczyłam sobie o pol łączenie telefoniczne do rodziny, aby porozmawiać sobie i pocieszyć, że czuje się dobrze. Potem jak zeszłam z tak silnych leków przeciwbólowych, bolało trochę mocniej, ale idzie przeżyć - cały czas podawano leki przeciwbólowe. Proszę Cie, nie denerwuj się tak jak ja, bo nie jest to potrzebne, w niczym nie pomaga. Z jakiego miasta pochodzisz? Czy masz dobrego kardiologa, kardiochirurga? W jakim wieku jesteś? Skoro wchodzisz na 4 piętro bez większego problemu, to może nie męczysz się tak strasznie. Piszesz, że nie masz dolegliwości. Nadmierne zmęczenie jest właśnie objawem świadczącym o słabnięciu serduszka i przede wszystkim tętniaka. Pilnuj aby nie rozwarstwił się lub nie pękł (wysokie ciśnienie, nadmierny wysiłek, dźwiganie, zwłaszcza przed sobą, nagłe silne podnoszenie ciężaru......) Pozdrawiam serdecznie i smacznego pączka
  10. Zosiu, wiem co czujesz, ja przed operacją dostawałam fioła!!;) Zapewniam Ciebie, że diabeł nie jest taki straszny. Dzisiaj zaczynam zapominać o bólu. Mówię o nim, bo niedawno to przeżywałam, ale już zapomniałam jak to boli. Dzisiaj rozpoczęłam terapię. Jestem po badaniach, ćwiczeniach, dowiedziałam się co mogę robić, jak się zachowywać, aby mostek mi nie rozszedł się. Już to wiedziałam, ale byłam pierwszym etapie pooperacyjnym. Teraz już mogę trochę więcej, choć nadal jestem ograniczona. Dzisiaj pierwszy raz weszłam pieszo na drugie piętro Nigdy tego nie robiłampo operacji. Podczas ćwiczeń widziałam, że inni, np. po zawale byli bardziej zmęczeni ode mnie, więc jest to dla mnie również informacja iż idzie w dobrym kierunku. Skro śledziłaś, co do tej pory ze mną się działo, to sama zauważ, że dwa tygodnie temu wróciłam ze szpitala i wszyscy wokół mnie pracowali, a teraz staję się samodzielna. Byłam dzisiaj również na spacerze po śniegu około 1,5 km. Uważam to wszystko za sukcesy. Nie martw się zatem na zapas, bo z doświadczenia wiem, że nie warto. Będzie i z Tobą dobrze, obyś tylko była w dobrych rękach. Głowa do góry i patrz na mnie - idę do przodu, podobnie jak większość ze mną obecnych osób. Ty też to samo i sprawnie przejdziesz. Twój tętniak jest *spokojny* więc pewnie nie ma co przyspieszać, a na zapas nie zadręczaj się. nadal żyj spokojnie, aby nie pękł, dbaj o ciśnienie, aby nie rozwarstwił się. Jesteś pod często kontrolą kardiologiczna, zaufaj specjalistom. Jeśli masz natomiast wątpliwości, to udaj się do innego lekarza i dowiedz się jego opinii. Pozdrawiam serdecznie - Bet
  11. Witaj Zosiu. Rok temu miałam tętniaka aorty wstępującej wielkości 5,2 cm. We wrześniu był już 5,4. Rozrastał się coraz szybciej. Wcześniej co roku rósł około 1 mm. Myślę, że przyczyniły się do tego potężne dwuletnie stresy. Myślę, że dlatego lekarze namawiali mnie na operację. Ja również nie miałam żadnych dolegliwości, dlatego tym bardziej nie chciałam się operować. Ale tętniak takich nie daje i albo się rozwarstwi, albo pęknie. Czasami wcześniej pacjenci odczuwają duszności, co wskazuje na wzrastanie problemu. U mnie tendencja poszerzania się tętniaka wyraźnie była zwyżkowa. Lekarze namawiali mnie w czasie, kiedy serce jeszcze dobrze sobie dawało radę, a to natomiast prawie gwarantuje powodzenie operacji i szybszy powrót do zdrowia oraz szybszą regenerację serca *po*. Lekarze namawiali mnie na ten *młodszy* termin ze względu na jeszcze mocne serce. Z latami z pewnością ono słabnie, a wada jaką posiadam na 100 procent je osłabiłaby. Stąd szybciej mi proponowano zabieg. Po operacji wiem z pewnością, że był to prawie ostatni termin. Tętniak był już bardzo napięty, więc nie wiadomo jak długo jeszcze by wytrzymał????? Natomiast frakcja wynosiła 60. Obecnie mam 15/7 (przy wypisie ze szpitala). Cel, jaki zakładali lekarze został osiągnięty. Oby tak dalej i żeby więcej nie przechodzić takiego problemu - tego sobie i wszystkim w podobnych sytuacjach życzę. Jak piszesz, Twój tętniak *stoi* w miejscu, więc jest w pewnym sensie *dobrze*. Myślę, że lekarze przyglądają się jeszcze innym parametrom, choćby frakcji i sprawności serca. Oby tak dalej - nie spiesz się, jeżeli nie musisz. Zawierz dobrym lekarzom :). Pozdrawiam serdecznie, Bet.
  12. Witaj Piotr, wiem co przeżywasz. 8 marca ubiegłego roku dowiedziałam się, że muszę być operowana, bo mój tętniak jest już duży. Miałam również wadę zastawki aortalnej, czego skutkiem ubocznym był tętniak. Prawie rok czasu męczyłam się psychicznie z problemem, nie chciałam tej operacji, nie godziłam się z rzeczywistością, tym bardziej, że nic mnie nie bolało. Za kilka dni minie miesiąc od mojej operacji. Z każdym dniem czuję się lepiej, choć do ideału jest jeszcze kawałek drogi do pokonania. Operowana byłam w Zabrzu i czułam się tam jako pacjentka bardzo bezpieczna i mocno zaopiekowana na każdym etapie mojego pobytu w szpitalu. Mam porównanie do wielu szpitali i wiem co mówię. Dali mi przez to silę do walki, zdrowienia i stawania na własnych nogach. Wiem co przeżywasz, rozumiem doskonale, jeszcze tego nie zapomniałam co działo sie ze mną przed miesiącem. Między innymi wsparli mnie ludzie na tym forum. Dwa dni przed wyjazdem zalogowałam się tutaj i otrzymałam dodatkową siłę. Nie powiem Ci, że masz się nie martwic, bo to absurd. W końcu to Twoje życie i Twoja przyszłość, a od powodzenia zabiegu będzie zależało jak będziesz funkcjonował. Jedno co mogę napisać Ci na pocieszenie, że było mi dużo łatwiej przejść w rzeczywistości przez ten ciężki moment mojego życia, aniżeli w mojej wyobraźni (zresztą pochodzącej z doświadczenia na bliskiej osobie i zdobytej wiedzy medycznej). Połowa sukcesu każdej operacji to praca personelu medycznego, a druga połowa to organizm ludzki oraz mądrość pacjenta. Podobnie jak Ty po pierwszej operacji sądzę, ze to koniec z moimi problemami sercowymi, ale czytając różne wypowiedzi pacjentów okazuje się, że ludzie muszą w różnym czasie poddawać się ponownie zabiegom. Liczę na to, że mnie to nie będzie dotyczyło, ale nadzieja to jedno, a życie to drugie. Nie denerwuj się tak mocno, bo spalasz się niepotrzebnie. Osłabiasz tym cały układ immunologiczny, który w potrzebnym momencie nie będzie się chciał bronić. Albo będzie robił to dużo gorzej i ciężej dla Ciebie. Jeżeli masz jakieś pytania, to odpowiem - myślę, że będzie wygodniej wówczas pisać np na gg. W jakim wieku jesteś, z jakiego miasta pochodzisz? Miałeś wymienioną zastawkę i ponownie trzeba ją wymienić? Dlaczego powstał tętniak? w którym miejscu? Pozdrawiam i życzę dużo siły i zdrowia
  13. Tomek, jestem ze śzczecina, w połowie stycznia miałam operację. To samo, co Ciebie czeka. Polecam z całego serca szpital w Zabrzu. W Szczecinie bywa lekarz (nasz Szczecinianin, który tam pracuje). Jeżeli jesteś zainteresowany - podam wszystkie namiary. Dobrze przemyśl gdzie chcesz być operowany !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Przynajmniej raz w tygodniu w Zabrzu operowani są *nasi* pacjenci. Odległość nie stanowi w takiej sytuacji bariery. Polecam!!!!!!! Kilka razy już korzystałam z wiedzy tamtych FACHOWCÓW. Pozdrawiam i życzę zdrowia.
  14. Dobry wieczór, czytam wszystkie wypowiedzi sprzed roku i wcześniej. Jestem niespełna miesiąc po operacji tętniaka aorty wstępującej plus zastawki i plastyka innej części aorty. Jeżeli nie jest dla Was zbyt późno ( może już jesteście po zabiegach???) - służę podpowiedzią. Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia
  15. Mroziu84, przeczytałam Twoją historię, już dłuższy czas *walczysz* i poszukujesz dobrej opieki. Ja jestem niespełna 4 tygodnie po operacji serca w Zabrzu. Mieszkam w Szczecinie. Uważam, że ośrodek w Zabrzu jest najlepszym w Polsce, od niego wszystko się zaczęło, cała kardiochirurgia w Polsce. Centrum jest na poziomie europejskim, a opieka bez zastrzeżeń. Drugi raz z tego ośrodka korzystałam. Jeżeli potrzebujesz jeszcze jakieś kontakty, to udostępnię Ci je. W Zabrzu jest *złotym* fachowcem lekarz ze Szczecina, objął tam szefostwo nowego oddziału kardiochirurgicznego. Większość Szczecinian jedzie za nim do Zabrza!!!!!!!! Raz w miesiącu jest możliwy z nim kontakt w Szczecinie. Dziwię się Twojej ocenie o Zabrzu, ja takich doświadczeń nie miałam. Na szczęście !!!!! Podejście do pacjenta jest bardzo indywidualne, a sam prof Zembala zajmie się każdym, kto tylko wymaga większej troski. Nie namawiam Ciebie na zmianę planów skoro czekasz w kolejce w innym szpitalu, ale jeżeli miałbyś taka potrzebę, np. na konsultację w Szczecinie, zorientowanie się w *swoim temacie* u kogoś innego niż dotychczas, to bardzo proszę - pisz, pytaj, a ja postaram się odpowiedzieć.
  16. W szpitalu zalecono mi pierwszą kontrolę po powrocie z rehabilitacji. Po tygodniu pobytu w domu, jak już trochę zaadoptowałam się do nowych warunków, odezwałam się do swojego kardiologa i poinformowałam, że jestem *po*. Poinformowałam o przebiegu operacji i całego pobytu. Również miałam troszkę płynu w opłucnej i w osierdziu ( chyba standard). Moja Pani doktor w związku z tym chciała mnie zobaczyć i sprawdzić, czy płyny wchłaniają się, czy też wzrastają (bo lubi tak się dziać). Po UKG stwierdzono mi, że płyny pomniejszyły swoją objętość o połowę. Moja Pani doktor nie chciała abym pojechała na rehabilitację z płynami (jeśli miałyby przybywać), abym nie męczyła się tam. Dlatego właśnie tak szybko byłam kontrolowana. Upały powiadasz - super powód :)
  17. Witam,, to prawda, z każdym dniem jest lepiej. W piątek byłam z pierwszą wizytą u kardiologa. Wynik badania bardzo dobry ( biorąc pod uwagę, że to nie natura, a jej korekta). Pisząc dużo, coś poprawiam, przestawiam i efekt jest taki jak powyżej. No trudno, jeszcze mogę sobie pozwolić na to - zrzucić na operację :) Jednak martwię się już w jaki sposób będę miała tłumaczyć się za pół roku ????:) Pozdrawiam - Bet
  18. Przeczytałam teraz początek swojej poprzedniej wypowiedzi i sama jej nie rozumiem:) Chyba coś mi się skasowało, przesunęło. Chodziło mi o to, że elektrody i ich odcięcie nie było takie straszne, jak cały proces dochodzenia do siebie - czyli nauka samodzielności w bólu, powolności, duszności......... Bet
  19. Ewa, to nie było straszne, powiem, że pryszcz:) samo cięcie i ból pooperacyjny, a potem samodzielności, do której byliśmy zmuszani zaraz po pionizacji (ten Twój schabowy) - każdy w różnym czasie, w zależności jak przebiegał powrót do prawidłowej funkcjonalności i parametrów - głównie sercowych. Wszyscy pacjenci jesteśmy, byliśmy i będziemy dzielni. Każdy z nas stosownie do swojego przebiegu choroby i zabiegu. Nasi bliscy również przechodzili swoje, też cierpieli, głównie psychicznie. Dzięki im za ich obecność !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jeszcze nie wyjechałam. Dzisiejszy dzień, miałam pod znakiem odwiedzin. Okazuje się, że posiadam wielu przyjaciół. *Odkopali* się wszyscy dawni i bliżsi znajomi. Wspierali mnie przed operacją i teraz. W chwili obecnej pozostawiają swoje obowiązki i biegną do mnie, telefonują, wszyscy chcą pomagać. Są kochani. Jestem im bardzo wdzięczna. Nigdy nie chciałam korzystać z niczyjej pomocy, nie prosiłam o nią, a teraz bardzo dziękuję, że ludzie Ci są przy mnie. W razie potrzeby będę mogła na nich liczyć. To bardzo miłe!!!!!! Pierwszy raz w życiu jestem zależna, dlatego teraz tak bardzo to doceniam. Byłam również na spacerze, w sklepie. Jaka to frajda móc samemu kupić coś, a nie czekać, aż ktoś przyniesie. Każdy kolejny dzień przynosi mi jakaś satysfakcję z samodzielności. Nie wiedziałam, że można cieszyć się z kupienia sobie mleka czy jogurtu. Zawsze był to obowiązek, a teraz radość:) Oczywiście wychodziłam w asyście, bo dzisiaj było sporo śniegu i lodu i nie mogę nic dźwigać. Pozdrawiam serdecznie .................
  20. Super to zabrzmiało: * ja najlepiej wspominam....* Wspomnienie przynajmniej super wakacji :):):) Niektóre elektrody ucinane są przy skórze (tak pozostawili mojemu mężowi). Ja byłam przekonana, że lekarz mi je usunął (nie patrzyłam - nie chciałam tego widoku pamiętać). W wypisie mam napisane, że pozostawiono mi je?????? Okaże się przy pierwszym prześwietleniu płuc :) Pani, która leżała obok mnie miała usunięte całkowicie i ją bolało jak lekarz jej to wyjmował, natomiast mnie nic nie bolało, więc zwątpiłam w jaki sposób zostało to wykonane. Można z tym żyć, w niczym to nie przeszkadza, więc nie martwię się tym. Grunt, ze na bramce na lotnisku czy przy kasach nie będę dzwoniła :) A z drugiej strony, jak mogłabym być otoczona grupką przystojnych ochroniarzy :)! Mi ten wspomagacz podłączono tylko czasowo, do stymulacji serca, które nie chciało od razu pracować jak należy,,,,,,narkoza chyba jeszcze na nie działała, albo morfinka je uśpiła???? Ale ona powinna spowodować pobudzenie,,,,,,trochę śmiechu i powinno chodzić jak w zegarku:) Chyba chciało to moje serce jeszcze trochę sobie pospać? Spokojnej nocy :)
  21. Ewa, do serca miałam podłączone dwie elektrody, które wyprowadzone zostały prze skórę, prostopadle pod sercem, po lewej stronie brzucha, troszkę powyżej pępka. Do tych elektrod miałam dopięty rozrusznik - coś w rodzaju dużego pilota np. telewizyjnego - 2 razy szerszy i wysokość podobna. Koloru szarego jak sprzęty komputerowe i około 5 pokrętem regulujących pracę serca. Czułam jak *podkręcano* mi prędkość pracy serca. Od tego urządzenia odchodziło do komputera około 7-10 kabelków do wtyczki jak do komputera ( tej Euro, a nie USB). Piszę wszystko *około* bo był to czas, kiedy niewiele się poruszałam, ciągle na przeciwbólowych lekach byłam i nieustannie spałam. Było mi to wówczas obojętne i to co zdążyłam zauważyć, to dzisiaj jest *moje* :) Zresztą tak dużo ze mnie różnych kabli, drenów wychodziło, że nie wszystko byłam w tamtym stanie zauważyć. Musiałam być na rozruszniku i dopaminie, ponieważ miałam zbyt niskie ciśnienie. Lekarze nie mogli mi tych rzeczy odłączyć, bo nie nie mogli *zejść* z dopaminy. Po 4 dobach udało się :) Wiesz jak fajnie było na samodzielnym spacerze:):):):) Mój pierwszy samotny. W sobotę byłam na kilkuminutowym w towarzystwie. Dzisiaj już wszyscy musieli wrócić do pracy i sama się wyrwałam :) Taka piękna byłam pogoda:) Nie mogłam się oprzeć. Oczywiście powiadomiłam rodzinę po powrocie, bo nikt mi samodzielnie nie pozwolił wyjść :) Jedno pytanie mi zadałaś, a ja tu całą historię opisuje :) Wracam do sił??????? Pozdrawiam - Bet
  22. Jakieś literówki wkradły się powyżej, za szybko stuknęłam w enter :) Przepraszam:)
  23. Ewa. To prawda. Ja na szczęście źle nie wspominam drenów, przebudzenia. Od razu byłam przytomna, wszystko pamiętam. Nie bolały mnie towarzyszące operacji *drobiazgi* typu usunięcie drenu, cewnika, rozrusznika. Największą moją dolegliwością było leżenie w jednej pozycji no i oczywiście bóle pooperacyjne. Mój lęk przed operacją związany z doświadczeniami najbliższej mi osoby paraliżował mnie i faktycznie Twoje słowa wspierające dawały mi siłę. Dzień przed wyjazdem chciałam zrezygnować i nie walczyć o życie. Dzisiaj czekam aż uwolnię się od ograniczeń i bóli po hakach, szwach..... ciągłej pozycji na wnak :)To już bardziej niecierpliwość, niż dolegliwości porównując do tego, co przechodziłam 3 tygodnie temu :) Zaraz spróbuję swoich sił i samodzielnie idę na krótki spacer (drugi po operacji, wcześniej szłam w towarzystwie). Mrozy odchodzą, to ja wyfruwam z domu :) Działaj dalej,,,,,,,,pozdrawiam.
  24. Ewa. Tyle lat minęło od Twoich przeżyć operacyjnych, a piszesz o sobie tak, jak by było to rok temu:) Czy to nie przemija? Czy może wspierasz innych? Pewnie jedno i drugie??? :) Bet
  25. Przepraszam, zorientowana jestem w swoim temacie (zastawka aortalna) Słysząc/ czytając *zastawka* - kojarzę tylko ze swoją ( błąd :) ) Początkowo przestraszyłam się tak szybkiego terminu wyjazdu. Jeszcze w *szelkach*, rękoma nie można zbyt wiele *manewrować*, nic dźwigać, ubierać się jest ciężko, a ONI wysyłają człowieka na rehabilitację dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala :) Mrozy napędziły mi również obaw...........ale po kilku dniach pobytu w domu, gdzie funkcjonuje się inaczej niż w szpitalu stwierdziłam, że z dbałości o mostek zaczynają mi się pojawiać różne przykurcze, bóle mięśni nie tam gdzie trzeba :) Doczytałam sobie na stronie *naszego* lekarza kardiochirurga, że rehabilitacja powinna rozpocząć się w 4 tygodnie po zabiegu ( ja przekroczę , bo pojadę po 4 tygodniach :) ) To wszystko mnie przekonało i właśnie siedzę z kartką i zapisuje co z sobą wziąć, aby walizkę komuś było łatwo dźwigać:) Oczywiście rehabilitować zaczęto mnie kilka godzin po operacji, ale to było na poziomie szpitala. Teraz trzeba nieco więcej. Tam się nauczę, z czego się cieszę. Ewa, w Zabrzu wysyłano każdego pacjenta. Ślązaków wysyłano do Rept i czasami do Ustronia, a Szczecinian do Świnoujścia. W 2008 r. mój mąż również nie został przez żaden ośrodek skierowany, bo towarzyszyły Jemu inne choroby, wiążące z miejscem zamieszkania. Znajomy męża kilka lat temu operowany na by-passy w Opolu również od razu po szpitalu pojechał na rehabilitację. Szczecin również rehabilituje zaraz *po*Myślę, że są na to przeznaczone spore fundusze, ale oczywiście wszystko zależy od indywidualnego przypadku. Ty zapewne byłaś tym wyjątkowym pacjentem. No i oczywiście jesteś wyjątkową osobą :) Pozdrawiam z początkiem dnia - Bet
×