Skocz do zawartości
kardiolo.pl

EWALIT54

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez EWALIT54

  1. Basia :-) Życzę Ci zdrówka i wolności od szajbowania, chociaż na jakiś czas. Wszystkim tego życzę :-)Jest już wiosna, a to taka optymistyczna pora roku, więc może tak przestańmy myśleć o lękach i żyjmy i cieszmy się, bo tyle jeszcze wspaniałych rzeczy spotka nas w życiu. Trzeba tylko chcieć je zauważać... Przytulam Was :-) Ewa
  2. Magdzik :-) Strasznie Ci współczuje, bo masz malutkie, śliczne dziecko, jesteś młoda, ładna i zamiast cieszyć się życiem, już od roku czujesz się źle i sama piszesz, że wszystko, co stosujesz pomaga Ci, ale droga do wyleczenia jest jeszcze długa. Na prawdę bardzo mi przykro, ze jest Ci trudno. Z drugiej jednak strony, nie chcesz poleczyć się lekarstwami. Może nie od psychiatry, a od neurologa, bo neurolog jest mniej drastyczny w leczeniu i wtedy razem z psychoterapia i ćwiczeniami szybko poczułabyś się dobrze. Może warto spróbować Magdzik, zamiast tak się męczyć. Może chociaż na miesiąc czy dwa i zobaczyć jak się będziesz czuła.. Przytulam Cię mocno i życzę, żebyś wreszcie dobrze się poczuła i mogła cieszyć się życiem :-) Ewa
  3. Jeszcze jedno Wam powiem, że wracałam do domu takim samym autobusem i czułam się bardzo dobrze :-))
  4. Witajcie kochane przyjaciółki :-) Jak czytam o waszych lekach i szajbach, to jest to wręcz idiotycznie śmieszne, ale jak sama szajbę trenuję, to śmieszne jest mniej... W przeciwieństwie do niektórych z Was ja zrobiłam sobie wszelkie, możliwe badania. Tak strasznie bałam się, że znów stracę przytomność i to na ulicy i mnie okradną, albo jestem chora, albo umieram, albo, albo... Wyobraźnia każdej znerwicowanej psychiki jest 1000 razy gorsza od najgorszej diagnozy lekarskiej i dlatego ja się w końcu przebadałam na wszystkie możliwe sposoby i strony. Jestem zdrowa! Mam za mało żelaza, ale to żadna choroba, muszę łykać przez 3 miesiące żelazo i już. Poza tym wczoraj pojechałam autobusem do Tczewskiego szpitala na ostatnie badanie; rezonans magnetyczny głowy. To jest godzina jazdy. Autobus był o godz 10.05 rano i od momentu kiedy wstałam z łóżka do momentu, kiedy wsiadłam do autobusu wysikałam się 12 razy... hahaha. Nawet w kiblu na dworcu. Jak wsiadłam do autobusu, to natychmiast przestałam myśleć o sikaniu, a zaczęłam pajacować na temat tego badania. Ja mam klaustrofobię i na samą myśl, że mam wjechać do *rury* i jeszcze się nie ruszać dostawałam trzęsiawki, ale ze strachu, przed *rurą*, sikać mi się nie chciało, bo o sikaniu z tego strachu zapomniałam. Podróż przeżyłam, w Tczewie wsiadłam do taksówki, pan był miły zawiózł mnie, gdzie trzeba za 12,-zł i jeszcze powiedział, że *tymi drzwiami i w lewo i po schodach w dół*. Na miejscu kazali wypełnić mi jakiś tam formularz, i napisać, że nie wyrażam zgody na kontrast. Ja jestem alergikiem i neurolog wystawiający mi skierowanie, zabronił, tego kontrastu. Poczekałam z 10 min i mnie zawołano. Pani była przeurocza i powiedziała, że badanie będzie trwało 20 minut i czy chcę zatyczki do uszu, bo to hałasuje. Zatyczek nie chciałam, ale zapytałam, czy mogę nałożyć na oczy opaskę, którą przywiozłam z domu, bo ja jestem klaustrofobiczna i panicznie się boję. Ja mam tak, że mogę siedzieć poskręcana w fotelu i np. czytać i mogę tak siedzieć bardzo długo i się nie ruszać, ale ruszać się mogę, natomiast, jakbym tak samo poskręcana siedziała w jakiejś rurze, czy skrzyni i nie mogła się poruszyć, to natychmiast histeria, duszności, i takie tam atrakcje, dlatego pomyślałam, że jak zasłonie ciasno oczy i nie będę widziała, to, może będzie lepiej, bo to wszystko, to przecież tylko w nasze głowie jest. Zapytałam jeszcze jak daleko wjadę do tej rury, a pani mówi, że do końca...! Nawet nie popatrzyłam, gdzie jest ten koniec, tylko natychmiast zasłoniłam oczy. Wjechałam i zaczęłam wsłuchiwać się w te głośne dźwięki, jakie wydaje ta maszyneria. Było faktycznie głośno i przypominało koncert z huty. Po chwili takiego leżenia bez ruchu zaczął bolec mnie kręgosłup. To twarda deska, ten wysięgnik, a ja mam odstający tyłek i jak tak leże prosto, to pewna cześć mojego kręgosłupa jest w powietrzu i to bolało, co raz bardziej. W końcu bolało mnie tak mocno, że cała moja uwaga była skoncentrowana na tym bólu. Dostałam wprawdzie do ręki taki przycisk, że w razie czego, mam nacisnąć, ale pomyślałam, że jak nacisnę, wszystko trzeba będzie zacząć od początku, więc cierpiałam i czekałam na zakończenie badania. Później dowiedziałam się, że mogłam podkurczyć nogi, ale niestety później...No i nagle wszystko ucichło i pani mówi do mnie, że to koniec badania, ale w tej rurze ciągle jeszcze byłam i podniosłam rękę, żeby ściągnąć tą opaskę i moja ręka nie zmieściła się między moją głową a tą pieprzoną rurą. ZESZTYWNIAŁAM!!, ale natychmiast wyjechałam z tej rury!. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że to taka ciasnota. Gdyby nie opaska nie przeżyłabym tego, a tak nie widziałam i było dobrze. Wynik badania będzie za 7 dni roboczych, ale od razu dowiedziałam się, że wszystko jest na tyle dobrze, że nic mi nie grozi. Napisałam o tym, po to, żeby każda i każdy z Was zrobił sobie badania. To jest zdecydowanie lepsze niż pozwalanie sobie na szaleństwo wyobraźni i strach przed chorobą. Ja jestem całkowicie zdrowa, mam tylko *szajbę* i jestem pewna, że teraz jak zrobiłam już wszystkie możliwe badania, a trwało to 1,5 roku, takie są terminy, na pewno będzie mi łatwiej pozbyć się tego gówna jakim jest nerwica lękowa., bo lęk bierze się z braku wiedzy, niepewności i wyobraźni. Całuję Was. Ewa
  5. Magdzik, Sara, Gracja i wszystkie kochane dziewczyny pozdrawiam Was cieplutko i życzę dobrej, spokojnej nocy. Jutro będzie lepszy dzień... Baskabaska nawet nie wiesz jak Cię rozumiem! Nawet nie mam siły o tym całym gównie dzisiejszym i wczorajszym pisać, ale wierzę, że jutro będzie lepiej... Trzymaj się :-)
  6. Witajcie przyjaciele :-) Sara ja też tak miałam i miałam powody po traumatycznych przeżyciach z pierwsza ciążą. Wyszłam za maż będąc w ciąży i na IV roku. Jak byłam 24 tygodnie w ciąży wychodziłam z sali ćwiczeń i tam był taki wysoki na 40 cm podest i w jakiś, nie wiem jaki sposób potknęłam się i spadłam prosto na brzuch.... Pogotowie nic nie pomogło i straciłam synka... Pozwolono mi zajść w ciążę po 8 miesiącach i musiałam iść do szpitala i byłam tam przez 6 miesięcy. Prawie oszalałam na tej patologii ciąży... Urodziłam w 36 tygodniu ślicznego zdrowego synka i jak tylko poszliśmy do domu, to ja tak, jak Ty Sara byłam przerażona, ze dziecko umrze, albo stanie coś strasznego. To był horror i nie miało znaczenia czy jestem sama z dzieckiem, czy razem z mężem... Jak mój synek miał 8 miesięcy, to ja sobie przypadkowo zaszłam w następna ciążę i też musiałam iść do szpitala na kilka miesięcy i w tym szpitalu tak strasznie tęskniłam za moim starszym, malutkim synkiem, ze wszystkie lęki i obawy mi przeszły. Jak urodziłam drugiego synka i wróciliśmy do domu, to byłam najszczęśliwsza z ludzi i już nigdy nie bałam się być z dziećmi i sama i z kimś. Moja koleżanka tez miała taką szajbę jak ja i też drugie dziecko ją wyleczyło :-) Może drugie dziecko, Sara, to dobry pomysł...? Powodzenia :-) Ewa
  7. Witajcie Kochani :-) Muszę nauczyć się inaczej myśleć o życiu, o swojej rodzinie, o pomyśle na własne życie i o własnych potrzebach, pragnieniach i marzeniach, o odszukaniu ich w sobie i wszystkim, co życiem się nazywa... Basia, nie masz racji, że psychoterapia Tobie nie pomoże, bo już za późno. Zapewniam Cię, że jeżeli nadal jesteś w stanie nauczyć się wiersza na pamięć, albo zmienić fryzurą czy poznać nowych ludzi i zaprzyjaźnić się z nimi, to na pewno jesteś w stanie zmienić w swoim życiu i w swoim otoczeniu bardzo dużo. Zapewne nie wiesz jak to zrobić, ale jak dowiesz się od terapeuty jak możesz wprowadzić zmiany w sposobie własnego myślenia i postępowania i będziesz konsekwentnie nad sobą pracowała to na 1000% uda Ci się i to na zawsze, a nie jak z lekami tylko na czas brania! Ja jestem na skraju siódmego kręgu piekieł i już nie mam siły... Tak bardzo chciałam, że moja rodzina była szczęśliwa i tak bardzo chce pomóc, że nie zauważyłam, kiedy przestałam sama siebie szanować. Teraz jest coraz gorzej. Mój własny mąż zdradza mnie z moim synem trzymając mu palec w dupie i głaskając po głowie, mój syn jest rozpaczliwie nieszczęśliwy, bo jego porzucenie żony okazało się zupełnie czymś innym niż zerwaniem z dziewczyną, kiedy ma się 16 lat. Swojego wnuczka prawie nie widuję, a tęsknię za nim rozpaczliwie. Moja matka ma 83 lata i tak jak zawsze była, tak i dzisiaj interesują ją tylko ona sama! Nawet moja była synowa, która jest i zawsze będzie mamą mojego wnuczka, nie chce ze mną utrzymywać kontaktów, a przecież jak mój syn ją porzucił, to ja zaopiekowałam się i jej synkiem i nią i pomagałam, chociaż jej rodzice zostawili ja samą. Ja mam świadomość, że sama sobie na to pozwoliłam przebaczając, rozmawiając, wysłuchując i starając się zrozumieć a w efekcie pominęłam zupełnie samą siebie i to, że nie tak wyobrażałam sobie życie i że postępek mojego syna całkowicie rozwalił i moje życie i moje plany i moje marzenia, bo ja zawsze chciałam mieć kochającą, trzymającą się razem i wspierającą się rodzinę... Teraz, kiedy już przestałam być potrzebna do wypłakiwania się to wyrzucono mnie na śmietnik i nikogo nie obchodzi jak ja się czuję, a czuję się coraz gorzej. Największe pretensje mam do mojego męża i chyba już nie chcę, żeby był moim męże, ale byłam na tyle debilna, że kopiłam moim synom mieszkania za moje własne spadkowe po ciotce pieniądze i teraz nie ma już tyle kasy, żeby kupić sobie samej mieszkanie i wyprowadzić się!! Przecież nie wyprowadzę się do mojej matki, bo to jak z deszczu pod rynnę. Jedyne co mogę, to czekać na...śmierć moich rodziców ( 83 lata i 86 lat i są bogaci) i ze spadku po nich ułożyć sobie życie na nowo ( na ułożenie sobie życia na nowo nigdy nie jest za późno), tylko czy ja dożyje do takiego momentu, czy dam radę, bo wierzcie mi JUŻ NIE MAM SIŁY!!! Moją ostatnią nadzieją jest właśnie psycholog. Teraz czuję się tak jakbym stała w jakimś kręcącym się kręgu i ani nie mogła się ruszyć, ani nie wiem w którą stronę... Błagam, napiszcie mi coś, co da chociaż trochę nadziei, że warto... Całuję Was i przytulam z całych sił :-)
  8. Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Wszystkim zdrowia, przede wszystkim zdrowia, spokoju, dystansu do wszystkiego i pysznego jedzonka i fajnej pogody i spotkań z bliskimi i wszystkiego, co daje Wam radość.... :-) Ewa
  9. Witajcie i pozdrawiam Was cieplutko. Ja biorę leki i z każdym dniem czuję się 10% lepiej. Zwalczę to i będę ostrożniejsza i szastaniu swoim samopoczuciem i zdrowiem. Magdzik, super, ze dałaś rade, a i synka uszczęśliwiłaś :-) Gracja dasz radę! Jak ja dam, to każdy da! Na 100%. Przytulam Was i życzę zdrówka i optymizmu... :-) Ewa
  10. Magdzik, w małżeństwie mojego syna, to niestety mój syn narozrabiał i z tym nie mogę się pogodzić. Nie wrzeszczę, nie krzyczę, nie obrażam się, ale jest mi ciężko, bo nie tak myślałam, że będzie.... Magdzik, ja zgadzam się, że Twój synek powinien mieć tatę. Mi chodziło o to, żebyś nie zmuszała swojego byłego męża do bycia tatą dla swojego synka, bo to niczego dobrego nie przyniesie Twojemu synkowi. Nie trzeba być małżeństwem, żeby być dobrym ojcem, ale tym dobrym ojcem trzeba chcieć być, bez tej chęci bycia dobrym ojcem niczego dobrego nie będzie, a Twój synek będzie całe życie zabiegał o miłość i akceptację obwiniając siebie za postawę ojca, a przecież to nie jest wina Twojego synka, tylko uszkodzony jest jego ojciec. To miałam na myśli. Przytulam Cię :-) Ewa
  11. Magdzik:-) Jest mi przykro, że tak się czujesz, ale to tak działa. Niestety. Jesteś wrażliwa i wszystko przeżywasz mocno i chciałabyś, żeby Twój synek był szczęśliwym dzieckiem, który chociaż nie mieszka z ojcem, to mimo to powinien być przez tatusia kochany. Nie masz wpływu na zachowanie swojego byłego męża i nie możesz go zmusić do kochania swojego synka. To smutne, ale zapewniam Cię, że przyjdzie czas, w którym Twój synek będzie na tyle duży, że oceni zachowanie swojego ojca po swojemu. Magdzik zadbaj o swojego synka, kochaj go i nie zawiedź, ale nie zmuszaj do przebywania z kimś, kto go nie chce. Ja jestem przekonana, że lepiej nie mieć ojca w ogóle niż mieć go głupiego. Z tego, co piszesz, to Twój były mąż jest własnie takim głupim ojcem i Twój synek może kiedyś mieć pretensje do Ciebie, że zmuszałaś go do kochania kogoś, kto nie chciał ani kochać, ani być kochanym. Magdzik jesteś śliczna, mądra i dobra i na pewno jest gdzieś ktoś, kto czeka na Ciebie i Twojego synka, aby stworzyć z Wami szczęśliwą rodzinę i na pewno się spotkacie. Musisz tylko patrzeć w przyszłość... Całuję Cię mocno :-) Ewa
  12. Magdzik, kochana. Mam popsuty komputer i muszę kupić inny. Na razie korzystam z pożyczonego, ale i tak będę często zaglądała, dlatego pisz do mnie ile chcesz i kiedy chcesz. Nawet jak nie odpiszę od razu, to odpiszę szybko. Jest mi smutno, że Twój były mąż ma nową ukochaną i to z dzieckiem, ale życie takie już francowate jest. Mój syn też ma synka i jest już rozwiedziony. Trudno mi to akceptować, ale wierzę, że wszyscy znajdą jeszcze swoje szczęście i swoje miejsce na ziemi i Ty Magdzik i Twój synek i mój syn i moja była synowa i mój wnuczek i ja... Dbaj o siebie i swojego synka, a wszystko jeszcze zmieni się na lepsze. Ja w to wierzę. Całuję i przytulam i Ciebie i wszystkich, którzy tego potrzebują :-) Ewa
  13. Witajcie :-) CLORANXEN można swobodnie brać przez 2-3 miesiące od dawek małych do większych i znów do małych. Pomaga, ale nie wylecza. Do CLORANXENU trzeba brać coś jeszcze, coś leczącego i wtedy jest ok. Ja już to kiedyś brałam i czułam się dobrze. Działanie rozpoczyna się po ok. tygodniu. Teraz do tego CLORANXENU dołożono mi TRITTICO od 1/3 tabletki na początku do całej, 75mg i znów do 1/3, ale przez dłuższy okres. Poradzę sobie zwalczyć to gówno i znów będzie dobrze. Zapisałam się na terapię. Terapia pomaga najbardziej. Życzę Wszystkim wiary, że będzie dobrze. Sama też potrzebuję wsparcia, ale mam jeszcze tyle planów i marzeń i pragnień, że nie mogę się poddać, chociaż jest mi ciężko.... Przytulam Wszystkich :-) Ewa
  14. Witam Wszystkich:-) Dawno mnie nie było, bo popsuł mi się komputer, poza tym mam zły czas i źle się czuję. Bardzo źle! Byłam nawet u lekarza i dostałam TRITICO i CLORANXEN. Ten CLORANXEN uzależnia i mam brać go tylko na początku, za to TRITICO, to powiedziano mi, że powinnam brać przez 3-6 miesięcy. Całe lata czułam się prawie dobrze i teraz sytuacja w moim życiu pogorszyła się i ja razem z sytuacją zjechałam w ciemność. Jest mi źle i przerażająco, ale wierzę, że się pozbieram. Zapisałam się na terapię i biorę leki. Czytam Wasze posty i nie wiem, czy można stać się innym człowiekiem, żeby już nie chorować. Myślę, że można być czujnym na wszelkie symptomy i starać się łagodzić sytuacje, ale nie mamy na wszystko wpływu i często zostajemy wciągnięci w wir zdarzeń bez naszej woli i winy, a dzięki naszej wrażliwości ponosimy konsekwencje... Pozbieram się i wszystko będzie dobrze i życzę Wam wszystkim, żebyście też pozbierali się i byli szczęśliwi. Myślę jednak, że stanie się obojętnym i zimnym wobec życia i ludzi oraz wszelkie formy ucieczki szczęścia nie przynoszą... Pozdrawiam Was. Ewa
  15. Baskabaska :-) Wiecie co? Ja się już przekonałam, że najgorzej jako sąsiedzi zachowuję się ci, co byli biedni, a teraz są przy forsie. Ci są najgorsi i nigdy nie przeproszą, nie zapytają, nie liczą się z innymi. To przysłowie o *słomie z butów* jest właśnie o takich. Nic na to się nie poradzi. Można się z takimi kłócić, ale i tak będą zachowywać się jak tylko im się podoba. Basia :-) Jak będziesz chciała zamienić swoje mieszkanie na coś innego, to ja chętnie Ci pomogę. Powiesz o co Ci chodzi, a ja zajmę się resztą. To moja praca i dla mnie, to nie jest straszne. Jak będziesz chciała pogadać to mieszkaniu, to napisz na NK. I nie martw się o koszty... hahaha Właśnie wrodziłam ze spaceru. Jest pięknie, słonecznie, prawie ciepło, ale okropnie wieje! Na Bałtyku musi być sztorm. Ja w ramach własnej pasji fotografuję i zrobiłam kilka zdjęć mewom i kaczkom. *Mój* stawek jest jeszcze w połowie zamarznięty, ale kaczuszki już przyleciały i zaczynają zakładać rodziny :-) Świat jest piękny i tak go lubię... Trzymajcie się i miłego dnia :-) :-)
  16. Gracja :-) Ja bardzo długo wierzyłam, ze moja matka mnie kocha, bo tak jak Ty nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że tak, jak pisze Magdzik, matka, mogłaby nie kochać swoich dzieci. Wiesz Gracja ja już teraz tak nie myślę. Moje nieszczęścia z moją matką zaczęły się jak wyszłam za mąż i też myślałam, że jest zazdrosna, ale w moim przypadku, to nie prawda. Ja w swojej naiwności i głupocie coś tam opowiadałam mojej mamie jak pokłóciłam się z mężem, czy coś tam, i jak przyszedł moment *kłótni* z moja matka, to potrafiła mi z podłym uśmiechem na twarzy wywalić, że to ja jestem beznadziejna i nawet mój własny mąż już to rozumie i teraz i on mnie zostawi ...itd itp. Dlatego nie wierzę, że jak matka, to musi kochać. Moja matka nikogo nigdy nie kochała i taka jest i dlatego tyle zła wyrządziła innym ludziom. Dopiero jak przestałam mojej matce wybaczać i tłumaczyć, że jest taka biedna i nieszczęśliwa i litować się nad nią, to dopiero wtedy zrozumiałam na czym jej tragedia polega. Ja nie mogłam jej pomóc, a i ona pomocy nie chciała, więc zamiast miałam pozwolić jej zniszczyć mi życie, nauczyłam się nie wybaczać i próbować zrozumieć jej zachowania. Wtedy było już łatwiej żyć. Ewa
  17. Gracja :-) Czytam, co piszesz i łzy same mi lecą, bo to tak jak bym czytała o sobie! Jak chodziłam na terapie, to mój terapeuta tłumaczył mi i udowodnił, że ludzie tacy jak Twoja czy moja matka, bo są bardzo nieszczęśliwi i samotni. Nie mają pewności siebie i straszliwie wszystkiego się boją i dlatego krzykiem i czepianiem się załatwiają swoje sprawy. Nie znają innego życia i nie przyznają się, że się boją i tak bez końca. wszystkich uważają za wrogów i bronią się wywołując stale nowe wojny. Nie rozumieją ani siebie, ani świata w jakim żyją. Jedyna, co maja, to jakąś nieprawdziwą formę władzy i ponieważ to jest jedyna rzecz jaką mają, to będą jej bronic do śmierci. Ze wszystkich ludzi na świecie tak, na prawdę najbardziej nie lubią siebie samych i żyją w zakłamanym świecie obwiniając wszystkich o swoje nieszczęśliwe życie. Ja nauczyłam się współczuć mojej matce i teraz mam ja dupie. Spadek po niej i tak dostanę, a reszta mnie nie rusza. Jak jest chora, to jej pomogę, posprzątam, przygotuje jedzenie, a jak zaczyna gadać, jak to żałuje, że kamienia nie urodziła, to po prostu wychodzę i już od bardzo dawna nie jest mi przykro. Gracja :-0 Nie wiem, czy poradzisz sobie sama. do tego potrzebny jest terapeuta!!! Ratuj się dziewczyno, bo matki są jak wampiry energetyczne. Wyssa z Ciebie całe życie. Idź do psychologa i uwolnij się od matki i będziesz zdrowa... Ewa
  18. Mateusz. Przeczytałam i zgadzam się z Tobą, że powinno się umieć panować, ale przy kolejnym napadzie nerwicy, np. po kilku latach, to wszystko, co piszesz nie jest już takie proste. Z tego, co zrozumiałam, to proponujesz przekonać siebie, że nie jest się np. głodnym i głodnym przestanie się być. Na parę chwil tak, ale na zawsze, to nie możliwe. To, co piszesz przypomniało mi pewne zdarzenia. Ktoś został zahipnotyzowany i w czasie seansu dotykano go zwykłym ołówkiem, sugerując, że zostaje dotknięty rozżarzonym kawałkiem żelaza i w miejscach po dotknięciach powstały najprawdziwsze oparzenia!.. Wiem też, ze seanse hipnotyczne pomagają w leczeniu niektórych nerwic i być może, że to, co piszesz jest jakąś forma autosugestii i ma szansę pomóc, ale jednocześnie myślę, że nie wszyscy są podatni na taka autosugestię, ale warto próbować... :-) Ewa
  19. Gracja :-) Witaj. straszni Ci współczuje i wiesz przyczyna moich kłopotów z nerwicą pochodzi z mojego rodzinnego domu. Moja matka stale się na mnie darła. Dla niej ja zawsze robiłam i zachowywałam się nie tak jak ona chciała. Dzisiaj ona ma 83 lata i jest takim samym niezadowolonym ze wszystkiego człowiekiem jak kiedyś i ma pretensje do wszystkich. Ja przez bardzo długo uważałam, że jestem gorsza od innych, dopiero terapia nauczyła mnie postrzegać siebie jako porządnego, wrażliwego człowieka i przestałam obrzucać się winą za zło tego świata. Matka to bardzo ważna osoba w naszym życiu i tak żeby nauczyć nas pięknie żyć jak i odebrać nam szansę na dobre życie. Zastanów się czy nie masz szansy na nie mieszkanie razem ze swoje matką? Przytulam Cię mocno. Jesteś dobrym, wrażliwym człowiekiem Gracja. Walcz o siebie, bo warto :-) Ewa
  20. Magdzik :-) witaj. Nie wiem, dlaczego nie dają się ujarzmić. Ja mam taki sam problem. Wiele lat temu przeszłam taki silny napad nerwicy lekowej. Było strasznie i trwało długo. Zostałam wyleczona i dzięki lekom i dzięki terapii wróciłam do zwykłego życia. Niestety, nigdy nie zapomniałam i jak cokolwiek działo się ze mną niepokojącego, to jak tylko poczułam coś, co przypominało tamte przeżycia, natychmiast wpadałam w panikę. To tak działa. Nigdy więcej nie pozwoliłam mojej nerwicy zamieszkać ze mną na dłużej, ale ona wracała, albo ja ze strachu tylko tak myślałam. Poza tym nie zawsze mamy wpływ na to czy będziemy się denerwować, czy świat nam się zawali czy nie. Często też kłopoty i smutki, tych, których kochamy, będą na nas wpływać, no i oczywiście wszystko, co dzieje się tak w okół nas jak i na świecie będzie miało wpływ na nasze samopoczucie. Dlatego nie ma możliwości wszystkiego kontrolować i czasami ta pieprzona nerwica będzie nas odwiedzać. Nie zależy to od nas i nie mamy wpływu na świat, w którym żyjemy ani na to, że jesteśmy wrażliwymi ludźmi. Tacy jesteśmy i już. Musimy nauczyć się żyć z własną wrażliwą duszą i starać się nie dopuszczać ani do tego, żeby za bardzo angażować się w sprawy, które będą dla nas powodem do nadmiernych przeżyć, ani nie możemy pozwalać nerwicy do nas wpadać i zostawać na dłużej. To trudne, ale nie mamy innego wyjścia, bo taką mamy naturę. Życzę Ci Magdzik dobrego, cichego dnia... Baskabaska :-0 witaj. tak mi przykro, że masz takich cholernych sąsiadów. Nie wiem, co mogę Ci napisać pocieszającego. Wiem, jak to trudno jest mieszkać z kimś balangującym, bo nawet korki do uszu nie pomagają jak dudni cały dom! Może z innymi sąsiadami dogadaj się i razem, coś wymyślcie. Ja kiedyś miałam podobnych sąsiadów, pod sobą i też było to szaleństwo. Wyprowadziłam się i do dzisiaj uważam, że dobrze zrobiłam. Trzymaj się Basiu :-) Przytulam cię :-) Ewa
  21. Magdzik :-) Wszyscy tak mamy. To taka wstrętna choroba. Podziwiam Cię, że walczysz samą terapią. Ja tak bardzo nienawidzę tego zjeżdżania w ciemność i lęków, że natychmiast zapisuję się na terapie, ale wcześniej idę po lekarstwa, po których po tygodniu - dwóch brania czuję się bezpiecznie i znacznie lepiej. Ty walczysz bez lekarstw, a dla mnie to nie do pomyślenia!! Wszystko będzie Magdzik dobrze. Dasz radę, ale jakby zaczęły ogarniać Cię wątpliwości, zawsze możesz porozmawiać z lekarzem o zastosowaniu lekarstw. Przytulam Cie mocno i trzymaj się :-) Ewa Życzę wszystkim dobrej, spokojnej nocki :-)
  22. Witajcie :-) Magdzik, świetnie! Krok po kroku i na pewno uda Ci się wrócić do normalności. Jesteś bardzo dzielna i wytrwała. Szanuję to i podziwiam :-) Trzymaj się i walcz :-) Życzę Ci wszystkiego najlepszego :-) Kaaasia :-) Bioxetin, to to samo, co słynny na całym świecie PROZAC. Każdego dnia 60% Amerykanów, Francuzów, Anglików i innych połyka tabletkę PROZAKU. To lek przeciwdepresyjny i bardzo skuteczny, ale trzeba go brać kilka miesięcy i później odstawiać, zmniejszając dawkę i będzie dobrze. Wspaniale po tym się czułaś i może powinnaś na kilka miesięcy do niego wrócić i razem z psychoterapią szybko wrócisz do zdrowia. Życzę Ci wszystkiego najlepszego :-) Ja dzisiaj czuję się trochę lepiej, mimo marnej pogody ale to jeszcze nie to. WALCZĘ! Pozdrawiam wszystkich i życzę słońca w duszy :-) Ewa
  23. Basiu :-) Wiem, co przeżywasz, bo ja tez mam dzieci i to dorosłe i 3,5 letniego wnuczka, którego dopiero od miesiąca widuje po półrocznej przerwie. Cóż, takie jest życie i nie można nie przejmować się sprawami własnych dorosłych dzieci. Gdy były małe, miało się wpływ, a jak są dorosłe ma się nerwicę... Ewa
  24. Kaaasia kochana :-) nie możesz się poddawać. Z tego się wychodzi i żyje się normalnie i z Tobą tez tak będzie. Na pewno!! Idź do lekarza rodzinnego i opowiedz jak się obecnie czujesz i jakie leki brałaś. Przepisze Ci to, po czym dobrze się czułaś i do spotkania z psychiatrą wytrzymasz, a potem już fachowiec wyprowadzi Cię z tego choróbska :-) Przytulam cie mocno. Będzie dobrze :-) Ewa
  25. Magdzik, kochana :-) Gdyby to, co napisałaś Basi było takie proste...? Wiem, że Twoja nerwica dopadła Cię pierwszy raz i walczysz z tym i na pewno uda Ci się przez to przejść i czuć się zwyczajnie, chodzić do kina, na imprezy, wyjeżdżać na wakacje i robić wszystko na, co tylko będziesz miała ochotę. Myślę jednak, że jak, po przerwie np. rocznej czy nawet dziesięcioletniej, tylko poczujesz odrobinę złego samopoczucia czy lęków, to pierwsza rzecz jaka przyjdzie Tobie do głowy, to pytanie *czy to gó-no, przypadkiem nie wraca i natychmiast jest panika! Wtedy już jest mniej łatwo. Ja życzę Ci, żeby do Ciebie nigdy więcej nie wróciło, ale masz wrażliwą duszę, a życie bywa takie sobie... Całuje Cię :-) Ewa
×