Skocz do zawartości
kardiolo.pl

zofiaa

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez zofiaa

  1. do madziowej: hej kochanie! Ja tż jestem DDA. Coraz więcej nas.Jak miałam 3 lata gdy ojciec przychodził pijany i robił awantury to żygałam z nerwów. Nie pamiętam tego , mama mi opowiadała.Tak zaczęła się chyba moja nerwica.
  2. ilonka masz rację nikt nie pisał o hipnozie. Może trzebaby gdzieś popytać? zasięgnąć fachowego języka? Jutro spytam w pracy mojego doktora czy się gdzieś w swojej praktyce spotkał z tym zagadnieniem. Dam znać jakby co.
  3. kika musisz sama przemyśleć czy dasz radę posłuchać się tego lekarza , odstawić lek i brać nowy. Dobrze wiem że w twoim przypadku graniczy to z cudem, ale może jest to cudowna recepta właśnie dla ciebie? Kurcze ciężko cokolwiek doradzić , jak sama tego nie przetrawisz to żadna rada nie pomoże. Czy ja dobrze czytam ? bierzesz clonazepan 14 lat? Kurcze czas najwyższy coś z tym zrobić.Pomyśl o tym ale spokojnie , to nie musi być już teraz, daj sobie odsapnąć.
  4. Kika proszę dziś o obszerniejszą wypowiedź. Jak tam u psychologa? Spotkałyście się z Madziową? Maj zbliża się coraz większymi krokami. He,he :)
  5. zgadzam się z meteo, każdy sposób jest dobry żeby z tego wyjść. Trzeba tylko umieć wyczuć siebie, co jet trudną sprawą i przychodzi dość wolno. DOBRZE ŻE JESTEŚCIE!
  6. Dziś wyszło nareszcie słońce!!!! Czuję się świetnie. Myślała dziś o lubieniu samej siebie. Łatwiej jest akceptować siebie gdy poprostu się lubimy.Ja miewam z tym problemy, a może miewałam. Kiedyś byłam wybuchowa, rozchwiana emocjonalnie i nieprzewidywalna.Potrafiłam w sekundzie się zagotować.Zwyczajna wariatka.Ale zawsze miałam wielu przyjaciół, bo byłam odważna i pchałam się na linię frontu.Zmieniłam to w sobie. Choroba nauczyła mnie pokory, łagodności, stabilności i przede wszystkim UMIARU i POSZANOWANIA SIEBIE.Już nie szastam uczuciami szczególnie tymi negatywnymi na lewo i prawo, staram się brać świat na rozum, a nie na emocje.Wyciszyłam się i wydaje mi się że zmądrzałam, bo nazywam to mądrością. Taką siebię akceptuję i potrafię nawet lubić, co z kolei przyczynia się do coraz lepszego mojego samopoczucia. Widzę pewnego rodzaju harmonię w tym co robię i oczekuję od świata.Pozytywne myślenie nastraja mnie do walki o normalny komfort życia.
  7. No Ilonka: ale nam tu dziś zaserwowałaś!! Bardzo mi się twoje przemyślenia podobają. Chyba masz dziś nastrój literacki. To dobrze, to bardzo dobrze!
  8. Jeżeli chodzi o leki to ja moi mili jestem zwolenniczką antydepresantów w minimalnych dawkach.Stanowią one jakby gips na uszkodzonej kończynie, na czas rekonwalescencji.Można by przez ten czas leżeć nieruchomo w łóżku i nic nie robić, czekać aż się zrośnie.Ale po co?Można się tylko zaniku mięśni i odleżyn nabawić. To takie moje przemyślenia na temat antydepresantów. :)
  9. piter: a może ty za często zmieniasz te leki? Dobrze wiemy że zanim zaczną działać to trzeba miesiąca. Ja choruję od lipca a dopiero miesiąc temu zmieniłam leki. Minęło pół roku kiedy moja pani doktor stwierdziła stanowczo: nie działają!
  10. Wiecie, każdy z nas przechodził etap wymyslania sobie chorób. Do nikogo nie docierało że może to być nerwica tylko od razu coś strasznego. To chyba jeden z objawów tej choroby, który nazywa się strach .A także bunt, który toważyszy ignorowaniu przez lekarzy naszej choroby, jej okropnych objawów. Ja wymysliłam kiedyś że mam gruczolaka chromochłonnego nadnerczy, wydzielającego za dużo adrenaliny. Nieźle nie?! Ale już wiem, że to nie to.I pogodziłam się z myślą, że to nerwica. Wiem , że możnie z nią normalnie funkcjonować. Tylko trzeba spokoju wewnętrznego. Nabrania nawyku dobrego samopoczucia. Wyrobienie tych nawyków jest trudne ale przychodzi z czasem. Mam takie momenty że chce mi się krzyczeć i biec gdzieś do utraty tchu. Wiem, że tego spróbuję, bo czemu tego nie robić skoro organizm się domaga.? Może nie będę gdzieś gnać, ale krzyczeć i drzeć się spróbuję jak tylko będę miała taką potrzebę.Obiecuję to sobie, temu małemu dziecku co siedzi we mnie. Jak byłam mała to mówili na mnie *rozdarta gęba*. He,he.
  11. do kiki: Kikuś daj czas męzowi i sobie. Zmiany nie przychodż tak szybko jak byśmy sobie tego życzyły. Najważniejsze są przecież małe kroczki. Wierzę w to że mąż jeszcze nie raz cię miło zaskoczy.
  12. betunia: Z tobą jest o niebo lepiej. Twoje posty są optymistyczne, nabierasz wiatru w żagle! Świetnie!
  13. Dzień dobry wszystkim! Wiecie, to czekanie na wiosnę już stanowczo się przedłuża!!Dziś jaechaliśmy do pracy , a na drodze szlkanka, tiry i ciężarówki stały wpoprzeg drogi i nawet piaskarkę nosiło jak zyda po pustym sklepie. I takie mnie nerwy wzięły że przez moment znów świat mi zawirował przed oczami.Massakrra! I jakoś czuję że mam te nerwy pod skórą. Tylko nauczyłam się nad tym panować. Takie dziwne uczucie, że wiesz że jesteś chora ale siłą umysłu nie poddajesz się. Myślałam że już w miarę zdrowa jestem, ale to jeszcze gdzieś siedzi we mnie głęboko. Potrafię znaleść sobie bezpeczne miejsca, sytuacje.Kiedyś nie mogłam nabrać dystansu. Zdawało mi się że jestem w samym środku trąby powietrznej ,która dziś mi się śniła i śni mi się często,jak nigdy w życiu. Myślę, że ta trąba to mój strach.
  14. do michała28: To są słowa które bardzo do mnie trafiły i które mi pomagają: OD TEGO SIĘ NIE UMIERA! To tylko tak strasznie wygląda. Leczenie z nerwicy to cłay proces, który wszyscy długo przechodzimy. Leki bardzo pomagają i ludzie, dobrzy ludzie tacy jak na tym forum.Cały proces polega na poznawaniu choroby i akceptacji siebie. Dasz radę. Ja dobrze się czuję już 6 tydzień , a choruję 9 miesięcy. Głowa do góry!
  15. do madziowej: ten twój mąż to kiedyś będzie jeszcze za tobą oczy wypłakiwał!!! Może to i dobrze że zachowuje się jak dupek, bo łatwiej będzie ci podjąć pewne decyzje. Trzymam kciuki za ciebie!
  16. do betuni: obawiam się że jest to dziedziczne.Właściwie predyspozycje są dziedziczne, a okoliczności do zachorowania dostarcza nam samo życie. Ostatnio rozmawiałam z Zuzą na gg o tym . Moja babcia miała nerwicę, moja mama ją ma, mój kuzyn ją ma i ja ją mam, a reszta się nie leczy he,he.Też mam córkę i widzę jaka jest do mnie podobna to też o nią się boję.No ale nie mam wielkiego na to wpływu jak jej się życie potoczy. Nie warto tak daleko i pesymistycznie wybiegać w przyszłość. Głowa do góry!
  17. do kiki: Bravo kochanie! Widzisz ja myślę że ten twój mąż to kocha cię i dla ciebie nie wypił i stara się . Z nałogu nawet małego trudno wyjść dlatego nagradzaj go dobrym słowem i jak tylko możesz, żeby chłopina wytrwała.Samemu ciężko walczyć z życiem, o czym my już najlepiej wiemy. U mnie dobrze. Wczoraj wieczorem coś jakby zaczęło mnie brać, ale poddałam się temu całkowicie, zrobiłam 60 *brzuszków* (bo walczę z oponką) i poszło to gdzieś sobie w cholerę.Najważniejsze żeby nerwicy nie pomagać. Ciekawa byłam jak dziś się będę czuła, ale jest super.Wiesz , moja mama powoli nabiera kolorów i chęci do życia odkąd bierze leki. Z każdym dniem jest coraz lepiej. Mówi że komfort życia jest nieporównywalny. Ona nie ma lęków, tylko w nocy ją wybudza i dusi i kołacze serce i poty. Teraz śpi spokojnie a jak ją wybudzi to leciutko i śpi dalej.I tych wybuchów gorąca prawie wcale nie ma. Te wiadomości od niej dodają mi skrzydeł. Cieszę się i kocham ją bardzo bo wiem jakie miała i ma nielekkie życie z moim ojcem.Buziaczki ci przesyłam!
  18. Dzisiaj niedziela taka paskudna, deszcz leje, wiatr wieje, a jeszcze wczoraj było tak pięknie. Zrobiłam dziś dobry obiadek i sałatkę warzywną. Przy tej sałatce trochę mnie nerwy brały ale poszły sobie. NUDA. Trochę mną nosi , coś bym robiła, gdzieś pojechała (mimi mojej fobii lokomocyjnej). Pogadałam dziś na gg z Zuzą.Pisała że u nich też beznadziejna pogoda. Poprałam, wyprasowałam mój biały fartuszek do pracy. Takie tam szare życie... Jutro nie jadę do psychologa. Jakoś nie czuję potrzeby. Nie chce mi się tłuc 40 km.Ale to chyba dobrze. Zresztą co jej powiem, że coraz lepiej u mnie? do kiki: brawo za asertywność i walkę z browarem! A może ci w nowej fryzurze lepiej niż w starej. Jak to mówi Zuza *zmiany nie są złe*.To zalezy jak ty się czujesz z tą zmianą. do kitty: jestem za przyjęciem betuni i nowej.Nie możemy zachowywać się jak snobki. do misi: ja też tak miałam i czasami jeszcze mam że się martwię na wyrost i przed czasem. Ale utwierdzam się w przekonaniu, że moje martwienie nic nie zmieni i nie pomoże, a wręcz zaszkodzi. Zaszkodzi przede wszystkim mi , mojemu zdrowiu.W taki przypadku poddaję się wspomnieniom. Przypominam sobie radosne hile z mojego życia i staram się marzyć. Mieć na coś ochotę. Nie jest to łatwe jak ma się taką naturę jak my, ale na dłuższą metę to działa.
  19. A tak wogóle to mam głębokie przekonanie, że zdrowieję w połowie dzięki lekom i mężowi a w połowie dzięki WAM. Bo słuchacie, radzicie, rozumiecie. O niebo lepiej niż niejeden psycholog i psychiatra do kupy wzięci!!!
  20. do kikiusi i madziowej: z okazji tej, że wybieramy się do krakowa w maju, mój mąż już umówił się ze swoim kumplem z Katowic, bo jakoś nigdy po drodze do niego nie mamy. He,he. Tak że z moim słoneczkiem to nie żarty. On mówi, że wie że to dla mnie ważne żeby spotkać się z wami. I pewnie ma rację , bo ja to się zawsze gdzieś wybieram jak sujka za morze. kikuś: odpocznij troszkę. Czy olewasz to co można olać? Czy głośno mówisz o swoich potrzebach sama sobie.Musisz głośno mówić co chcesz. Ja ciągle swego czasu powtarzałam: chcę być zdrowa, chcę być zdrowa i już prawie jestem. Buziaczki iskiereczko!
  21. do betuni75: trzebała było tej konowalce nawtykać. Trzeba mówić co się myśli. Moje lekarstwo które mi pomaga nazywa się Asertin? Jak myślisz dlaczego?
  22. madziowa: uwielbiam cie za twoje słowa że można mieć z górki! Buziaczki!
  23. Moi kochani. Zrobiłam sobie przyjemność z okazji tego , że wiosna idzie dużymi krokami. Słonko przygrzało. Choć w Szklarskiej zima na całego to u mnie w dolince już przebiśniegi kwitną. Pojechałam z mężem na zakupki. I było świetnie. Zero strachu. W drodze powrotnej spokojnie czytałam gazetke jak za starych dobrych czasów. Wymyśliłam sobie system nagradzania i sprawdza się to. Tzn. jeżeli mam przed czymś obawy, to potem sobię coś kupuję lub zjadam. Choć z tym zjadaniem muszę przystopować bo moja oponka lubi smczne rzeczy. Od 5 dni nie jem słodyczy. Zawsze szło mi w boczki a tu na starość coś się zmienia i idzie w brzuszek. W pon. mam wizytę u psychologa i muszę wam powiedzieć ,że jakoś nie odczuwam potrzeby. Wszystko dobrze, więc co będę babie głowę zawracać. Zastanowię się jeszcze. Ostatnio doszłam do wniosku, że żeby mieć nerwice trzeba mieć na to siły. Ile to energii idzie na to dziadostwo. Moje dobre samooczucie zaczęło się właśnie od tego, że nie miałam sił już się denerwować i poprostu to olałam.Padłam zmęczona na twarz jak po jakiejś ciężkiej pracy w kamieniołomach. Postanowiłam że niech się dzieje ze mną co chce, bo ja na to wpływu nie mam. I przeszło z dnia na dzień. Zaczęłam myśleć pozytywnie, dostrzegać plusy życia. Przestałam oglądać wiadomości w tv i kryminały. Oglądam tylko lekkie komedie i wiadomości gospodarcze.Pomagam psychicznie mojej mamie która też ma nerwice i przestała mieć nadzieję. I iecie u niej coraz lepiej. Dziś mówiła mi przez telefon , że kupiła sobie wiosenny płaszczyk i różową apaszkę. Tyle radości było w jej słowach! Obie bierzemy leki , takie co nie uzależniają. Myślałam o braniu leków, bo co niktóre z was mają obawy. I doszłam do wniosku takiego, że np. jak komuś brakuje żelaza w organiźmie to łyka Fe w tabletkach i nie czeka na to żeby sam organizm zaczął je produkować. Nalezy pobrać trochę , żeby wszystko wróciło do równowagi a potem odstawić.Czyż tak nie jest? Po co się katować?
×