
jasma
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez jasma
-
Witam :-)) DOROTAT jak sobie wpiszesz w gogle, to Ci wyskoczą info o Grupach Otwarcia i kto je organizuje, nawet na pierwszym miejscu wyświetla się całkiem sensowna stronka, zresztą Laboratorium Psychoedukacji ma duża i dobrą tradycję http://www.lps.pl/grupa-otwarcia/ Ja znam kilka osób, które swojego czasu brały udział w takiej grupie, na pewno wyjeździły na kilka dni (jakieś 5), w jakieś spokojne miejsce, na początku spisuje się kontrakt, czyli taki wzajemnie akceptowany regulamin, który może np. zawierać zakaz telewizji i internetu, poza tym grupa jest tak dobierana przez prowadzących, żeby nikt się nie znał i jest zazwyczaj bardzo różnorodna, a np. poranki zaczynały się tzw. biegiem transowym, czyli truchtało się z luźno opuszczonymi rękoma, czyli takimi majtającymi się wokół ciała ;-)) Osoby które, były na takiej grupie, bardzo były zadowolone z pobytu (choć byli w różnych miejscach i różnych grupach) i z uczestnictwa w takiej GO, każdy z nich był na jakiś rozstajach, mieli coś co ich gniotło, coś do przepracowania i nad czymś do zastanowienia, myślę jednak, że na początku, jak w Twoim przypadku, należy ogarnąć zespół lękowy, a później zająć się mocniej rozwojem osobistym, bo możesz popełnić falstart - to oczywiście moja opinia, zawsze możesz do nich zadzwonić i pogadać i warto być szczerym w zakresie zaburzeń lękowych, a oni na pewno coś sensownego doradzą . Nie wiem jak teraz prowadzone są GO, ale w dobie minimalizmu, wszystkiego na łatwizną i dróg na skróty (patent sternika jachtowego w weekend), możliwe, że i grupy otwarcia straciły na jakość, choć mam nadzieję, że nie. EDIK, no widzisz ile przyjemnych chwil za Tobą, a związanych, ze światami, znajomi, potrawy, smakowanie, wspólne celebrowanie, błogie lenistwo, spacer po rynku.... a ja osoba postronna, po Twoim wcześniejszym poscie, mogłabym pomyśleć, że sama w domu pod kocem siedziałaś z mocno otwartymi oczami, zaciśniętymi zębami i trzęsącym, się ciąłem - tak jak mnie, tak zakłamujesz swoje wspomnienia, tym samym modelujesz wizję na przyszłość... nawet jeśli nie jest super cudnie (a właściwie kiedy i komu jest) to patrzmy i oceniajmy sytuację realnie, bardzo starajmy się widzieć nie tylko negatywy, ale i pozytywy też, choć wiem, wiem, my tak bardzo lubimy się biczować, umartwiać, użalać nad sobą, to takie nam bliskie... ;-p EDIK, Kochana pomyśl, jak wiele masz życiu do zawdzięczenia i masz prawo się z tego cieszyć i nic nie zapeszasz, nie wywołujesz wilka z lasu, trzeba cieszyć się na zapas, tak cieszyć, choćby później okazało się, że wcale tak super się nie stało jak myśleliśmy, co z tego. Nikt nie zna przyszłości, a stwierdzenie *mam złe przeczucia* nie wynika z żadnych przeczuć, a z ogólnego nastawienia do życia, przewagi negatywnego widzenia nad pozytywnym widzeniem świata, bo dla czego w zakresie przeczuć, są osoby które, jeśli mają *przeczucia* to mają zazwyczaj złe, albo osoby (choć tych jest mniej), które mają tylko dobre? bo właśnie to wynika z pryzmatu patrzenia na życie, a nie z metafizycznych umiejętności. Ja na namacalnie sprawdziłam powyższe, choć może bardziej w zakresie podkopywania, własnego pozytywnego podejścia, niedawno pisałam, że przed samymi świętami miałam mały zabieg chirurgiczny, zupełnie się nie bałam, byłam na luzie, wiedziałam, że będzie bolało, że miło nie będzie, ale racjonalnie patrząc trzeba zrobić i już... ale był taki moment, jak sobie pomyślałam (idiotka), a może jak tak się nie boję, tak racjonalnie i pozytywnie myślę, a może właśnie się zdziwię, może dlatego, że za spokojna jestem to los się na mnie zemści... - to była chwila, moment zapomnienia i wystawienie siebie na próbę, ale nie dałam się - sperdal... franco, ja znam te twoje numery, już tak miałam, już tak myślałam i już przez takie pomysły sobie kuku zrobiłam, bo przecież, ja wcale nie myślę, że nie będzie bolało, nie myślę że orgazm na stole przeżyję, nie myślę, że przypadkowo zostanie, przy okazji tego zabiegu, nie z sercem związanego, serce cudownie naprawione, tylko myślę zwyczajnie i realnie i do tego mam prawo, to jest ok. i co więcej jest duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie jak myślę - i tak się stało zresztą. Dlatego nie namawiam do malowania trawy na zielono, czy patrzenia przez różowe okulary, ale do zachowania równowagi między dobrym, a złym co nam się przydarza, równowagi między pozytywami, a negatywami, a właściwie do umiejętności takiego widzenia równoważnego, bo jedno i drugie w naszych życiach jest, tylko jakimś dziwnym trafem jedno hołubione i na piedestały wynoszone, a drugie zapomnienie i w ciemność zrzucane - w dodatku nie ten stan preferujemy, który na to zasługuje, a ten, który tak destruktywnie na nas wpływa. A pozytywy, choćby malutkie wracają i pociągają za sobą inne, taki banalny przykład: mąż powie - zrób mi proszę herbatę, a Ty - dobrze, zrobię Tobie i sobie, mąż - to fajnie, napijemy się razem, może ciasteczka otworzę Ty - dobrze, mam nową płytkę DIDO, możemy posłuchać mąż - jak ja lubię spędzać z Tobą popołudnia Ty - :-))))) A dobrze wiemy, że taki drobny dialog, mógłby się zupełnie inaczej potoczyć i w zupełnie inny nastrój co najmniej dwie osoby wpędzić, wystarczyło by, żeby na prośbę męża lub żony odpowiedzieć: nie mam teraz czasu, zrób sobie sam/sama. Wierzcie mi, nerwica może wnieść coś pozytywnego w nasze życia, taką nieocenioną wartość dodaną :-)) IZABELLA, DOROTAT najtrudniejsze relacje ją dziecko-rodzic, a z nich córka-matka i to jest fakt udowodniony, dlatego też w Waszej dyskusji pojawiło się tyle emocji i w podejściu do odczarowania przeszłości, musicie tą prawdę brać pod uwagę i dać przyzwolenie, na nierozwiązywalność pewnych kwestii w relacji obecnej lub wcześniejszej z mamą, a po prostu zwyczajne zaakceptowanie, a teraźniejszych relacji z mamą, choćby tolerowanie. Ja mam z mamą bardzo dobre relacje, dobrze się rozumiemy i w wielu sprawach podobnie myślimy, ale jak Ona coś czasami do mnie walnie, to normalnie można z krzesała spaść, gębę otwieram i dziwić się nie przestaje... bo tak to już jest z nami i mami ;-)) Pozdrawiam
-
No widzę, że sama zostałam, fajnie dzisiaj z Wami było tak trochę online :-)) a ja sobie porto piję i nie sama, bo okazja do tego stosowna, choć warto świętować nawet bez okazji. Dobranoc wszystkim, miłych snów i spokojnego poranka :-))
-
A ja jestem w tym szczęśliwym momencie, że już nie muszę jedynie, albo aż, wierzyć - ja wiem.
-
Tak odpowiedz na wszystkie pytania jest w nas i droga do uzdrowienia też.
-
IZABELLA to faktycznie kawałek, zapomniałam, że Ty z wybrzeża jesteś. Ważne, że do przodu i tak jak pisze DAM RADE małymi kroczkami, bo to naprawdę słuszna droga... Ja tak czytam różne wpisy, określenie i stwierdzenia i powiem, i mam taka refleksję, że dużo, a nawet większość z nas to osoby nie w ciemię bite, czyli mądre, błyskotliwe, z poczuciem humoru, choćby czarnego, a franca nas dopadła, może Ci właśnie inteligentniejsi jakiś błąd w osobowości mają, że pole i furtkę nerwicy zostawią - ale mi się rymnęło ;-) A może za dużo myślimy i te myśli nam później figle płatają, pewnie jakieś teorie byśmy tu dopasowali, ale jakie to ma znaczenie co nas tu przywiodło, znaczenie ma natomiast, co nas z tego g.... wyciągnie.
-
DAM RADE a ja potrafię udzielić pierwszej pomocy, a i trening relaksacyjny przeprowadzę hih h hihi hi
-
IZABELLA to jaki problem? zapraszamy :-)
-
DAM RADE ja to byłam z tych mało wylewnych ;-D ale chętnie zobaczę, jak to jest w drugą stronę, a tak na prawdę, to coś mi się wydaje, że panika Ci przy nas nie grozi :-) IZABELLA bo Ty włożyłaś kij w mrowisko i ze zdziwienia oczy otwierasz, że tak długo, tak trwałaś i żyłaś, ale to jest tak jak z 4 poziomami wiedzy 1. Nie wiesz, że nie wiesz - błoga nieświadomość, ale mało rozwojowa i bywa destruktywna - tu już byłaś 2. Wiesz, że nie wiesz - o rany, oczy rosną i rosną ile tego jest, ile do ogarnięcia, jak ja to wszystko zrobię?, tyle się nauczyć od nowa,przyswoić - czas chyba najtrudniejszy bo niewiadome się piętrzą i grozą wielkości straszą 3. Wiesz, że wiesz - czyli już jesteś wielu spraw świadoma, wiele rzeczy w czyn wprawiałaś, ale bardzo świadomie wykorzystujesz nowe narzędzia, dużo myślisz i zaczynasz dobierać metodę do potrzeb, to trochę męczące, ale konieczne. 4. Nie wiesz, że wiesz - czyli samo się dzieje, narzędzia, metody, sposoby nauczone, wpojone i przyswojone, samoistnie, machinalnie w czyn wprawiane, nowa *ja*, ale pokochana i jakby ta sama, choć nie ta sama - do tego stanu dążymy i z czasem go osiągniemy Ja myślę, że Ty jesteś między 2, a 3, Ty jak myślisz?
-
DAM RADE spoko, coś mniej zatłoczonego, miejsce dogadamy, ważna wyrażona chęć :-)
-
IGNAC i na sernik, bo bez sernika, to nie przychodzę ;-D Galmok - dobre :-))
-
IZABELLA a ja jestem w tym zakresie optymistką i myślę, że jak zaczniesz widzieć świat, taki jaki jest, to on Cię nie rozczaruje, a wręcz poczujesz się pewnie, stabilnie i dobrze w nowej życiowej roli i odsłonie :-)
-
IZABELLA my nerwicowcy mamy nadzieję, że będzie dobrze, może tak, ale podszywamy ją niepewnością i wątpliwościami, a to mocno podkopuje pobożne życzenia, że będzie dobrze - mieć nadzieję, że będzie dobrze, a podskórnie przewidywać właśnie, że będzie słabo i klops gotowy, dlatego napisałam, że niejako *planowała* zresztą DAM RADE raczej wie co miałam na myśli :-)
-
DAM RADE czytałam Twój tekst i uśmiechałam się, bo są do radości i uśmiechu powody. To może następnym razem Galerii Mokotów?, kupimy coś wspólnie na nasze dość chude tyłki i coś jeszcze na wiesz co ;-D A właśnie, Dorotat jak teraz Twoja waga, bo pamiętam, że z chyba ze 116 spadłaś na coś koło 60, a te 6 tyg. temu miałaś 79, a jak teraz po wprowadzeniu zmian żywieniowych, jaka waga? IZABELLA to z pewnością stres związany z pracą, nawet u osób nie nerwicowych to duże wyzwanie, a u nas ten stres jeszcze mocniej się wyraża. Czasami jak znajdziemy źródło stresu, to samo w sobie pomaga, bo przynajmniej wiemy o co chodzi. Bardzo dziękuję za Twoje życzenia i Tobie również wszystkiego dobrego :-)
-
Dorotat, ja nie brałam udziału w ustawieniach Hillingera, swojego czasu trochę o tym czytałam i oglądałam program, dla mnie w tej metodzie jest trochę za dużo metafizyki, a to czasami zostawia za duże pole do konfabulacji, udawania i wyobraźni, ale to tylko taka subiektywna ocena. Ja natomiast, brałam kilka razy udział jako drugi trener (choć bardziej obserwator) w warsztacie pt. *mity i skrypty rodzinne* bardzo fajnie można odczarować, przepracować pewne relacje rodzinne. Ja w ogóle polecam warsztaty na różne tematy, choć raczej jak już franca zostanie ogarnięta, a my będziemy doskonalić swój rozwój osobisty, np. dla Brunetki warsztat pt. po prostu *Asertywność* :-) - warsztaty są fajne, bo oprócz ćwiczeń, są też mini wykłady na dany temat, doskonali się pewne umiejętności i dostaje informację zwrotną, jak na innych wpływamy, jak jesteśmy odbierani i możemy dowiedzieć się od osób niezależnych czy odbiór naszego przekazu jest spójny z naszymi intencjami. Ale jak ze wszystkim, tak z warsztatami trzeba uważać na sztampę i hochsztaplerstwo. Bardzo ciekawym i intensywnym doświadczeniem interpersonalnym są Grupy Otwarcia, może też dlatego, że mają określone zasady, które wpływają na wyjątkowość sytuacji i mocne odczucia. DAM RADE myślałam o Tobie i jak sobie radzisz, czyli jakoś dałaś radę, a wiesz, że ciężko, żeby było lepiej, bo sobie niejako *zaplanowałaś*, że będzie słabo.
-
Przepraszam IGNAC - *I* mi zjadło ;-D
-
GNAC normalnie nagana z wpisem do akt, albo przełożyć przez kolano i parę szybkich, niezbyt mocnych klapsów zaserwować ;-D Ja podobnie, ja co poniektórzy przekorna jestem :-)) i czasem pisząc o różnicach, podkreślam podobieństwa :-)))) A tak na poważnie, to prawda, terapia dostosowana do potrzeb indywidualnych, czyli stanu psychofizycznego, tego jak rozległe tematy są do załatwienia i jak głęboko podczas psychoterapii trzeb sięgnąć. Osoby, takie które posiadają widzę z zakresu psychologii, czasami są trudniejszymi pacjentami, bo za dużo dyskutują i mają swoje zdanie na pewne tematy, a nawet wiedzą więcej ;-p. Ja na początku terapii, zaznaczyłam, że na sztuczki psychologiczne i manipulację w czystej postaci to się nie nabiorę, myślę, że moja terapeutka, wzięła sobie do serca, bo to wszystko ubrała w profesjonalne podejście, dostosowane do targetu, a ostatecznie wiedza mi się przysłużyła. A nie zakładanie sobie ram czasowych, jest faktycznie bardzo słusznym podejściem, bo nie czujemy presji i oddechu upływającego czasu. Żeby jeszcze Ci psychoterapeuci zawsze tak mądrze podchodzili do nas i swojej profesji. Tak czy siak, jesteśmy kowalami swojego losu, a szklanka do połowy pełna!!! Megi to co napisał IGNAC podniesione do potęgi drugiej
-
Oczywiście przeszłość zamknąć ;-)
-
Dorotat i to to rozumiem, znalazłaś coś na tu i teraz, coś co pozwoliło Ci zapanować nad pewnymi sprawami, odczuciami, uporać się z objawami somatycznymi, ale również pomyśleć nad przeszłością i przyszłością, przyszłość jak ją właściwie i skutecznie zamknąć, a przyszłością, jak zmienić pewne patrzenie i nasze życie, ale już tak na zawsze. Ja też w zakresie mojej wady serca, zadbałam o podtrzymanie i może jeszcze podniesienie mojej ogólnej kondycji organizmu, dziękii, której kondycji, serce jest w tak dobrym stanie, a wada bezobjawowa i skompensowana (wyrówna), oczywiście w wyznaczonych terminach robię badani i stawiam się na wizyty kontrolne. Ciekawa jestem zastosowania hipnozy, jak to na Ciebie wpłynie i jakie będziesz miła odczucia po takim seansie, mam nadzieję, że się z nami podzielisz swoją opinią. Ja kiedyś też myślałam o hipnozie, tak trochę na zasadzie, poddać się jej i pod jej wpływem zapomnieć, co nie potrzebne, wyprostować co tego wymaga i z niejako z niezapisaną kartą ruszyć w przyszłość, choć raczej to tak nie działa ;-)) Tak, wszystko w rękach Boga i naszych :-) Pozdrawiam i miłego wieczoru
-
Witam wszystkich serdecznie :-)) U mnie święta bardzo dynamiczne, bardzo rodzinnie i zupełnie na spokojnie, normalnie i stosownie do sytuacji - czego nie piszę, aby gorzej się czującym, zrobić przykrość, a cały czas mówić, że można i że się da :-)) OPTYMISTKA super, że na sylwka idziesz i że na siłownię chodzisz, u osób lękowych to jest bardzo ważna aktywność, choć jak wiadomo ciężko się do niej namówić, a ważna, bo w naturalny i najlepszy sposób można z siebie wyrzucić nagromadzony stres, napięcia, poza tym po wysiłku fizycznym wzrasta przemiana materii, obniża poziom złego cholesterolu i cukru we krwi, a co najważniejsze po wysiłku wzrasta poziom endorfin, czujemy się z siebie zadowolenia, a to nam jest bardzo potrzebne. A powiedz mi jak tam mama? IGNAC nie do końca zgodzę się, że psychoterapia musi trwać 10 m-c - rok, aby była skuteczna, natomiast zgodzę się w 100%, że w trakcie terapii po pewnym ogarnięciu zagadnień najistotniejszych, takich trochę tu i teraz, tego co mocno w głowie siedzi i silny lęk wywołuje, czyli takie wyjście na prostą, co czasem trwa nawet do pół roku, a później wszelkimi metodami zajęcie się życiem i naszą psychiką coraz to szerszym kontekście, czyli tym co spowodowało, zapracowało na stan, podłoże, predyspozycje, które wpłynęły na wystąpienie zespołu zaburzeń lękowych. I tak jak napisałam, terapia może trwać około pół roku, czyli kończąc terapię, jesteśmy wyposażeni w wiedzę teoretyczną i praktyczną w zakresie mechanizmów powstawania lęku, mamy ogarnięte sytuacje trudne i odczarowane i odkręcone pewne błędy poznawcze i schematy myślowe, ale wtedy po zakończeniu terapii, dalsza praca jest konieczna i trzeba ją wykonać samemu, czyli to wszystko co wiemy, czego się nauczyliśmy, poszerzać, rozlewać na wszystkie dziedziny życia, potrzeba dużo silnej woli, konsekwencji, samozaparcia i wiary, że możemy to zrobić, czyli taka autoterapia, ma to jeden główny plus, jeśli się uda mamy naprawdę dużą satysfakcje i poczucie wewnętrznego sukcesu i własnej mocy :-)), a także daje poczucie dużej samoświadomości, a do tego własna praca, czyli we własnym tempie, na płaszczyznach najistotniejszych, kierując się własnymi potrzebami. Ale oczywiście bardzo często i to także jest korzystne, kontynuowanie terapii do około roku (zależy to od indywidulnego stanu, możliwości i podejścia) i w jej trakcie i różnymi metodami terapeutycznymi (chyba żaden dobry psychoterapeuta nie posługuje się w swojej pracy jednym nurtem psychologii) wzmocnienie rozwoju osobistego i inteligencji emocjonalnej, w tym, samooceny, asertywności, samoświadomości, antyagresji, rozpoznać i spróbować rozwiązać konflikty wewnętrzne itp. Ja tak miałam, że po pół roku zostałam *wykopana* na szerokie wody, choć z jednej strony chciałam dalej sama kontynuować, rozpoczętą pracę nad sobą, ale z drugiej strony trochę się bałam i do końca nie czułam się pewnie, ale psychoterapeutka uznała, a ja jej ufałam, że jestem gotowa. I owszem maiłam racjonalne spojrzenie na sprawy zdrowotne, jakieś szczątkowe objawy somatyczne jeszcze się tliły (ale one zawsze odpuszczają stopniowo i po jakimś czasie, bo są utrwalone w ciele pewne nadwrażliwe reakcje fizjologiczne i chemiczne), pomimo znacznego obniżenia się poziomu lęku. Wtedy już samodzielnie zajęłam się moimi różnymi reakcjami na różne sytuacje życiowe i tak np. jestem osobą bardzo ambitną (jak wielu z Was) lubię doskonałość, która jak wiadomo jest bardzo trudna do osiągnięcia, a jeszcze trudniejsze jest do osiągnięcia poczucie, że coś zrobiło się doskonale, co oczywiście rodziło konflikt wewnętrzny, bo bardzo czegoś pragnęłam, pracowałam na to, a że miałam bardzo wysokie oczekiwania, z natury rzeczy nie mogłam czuć się zadowolona i spełniona, a to rodziło frustrację i tak na dość banalnym przykładzie: robiłam imprezę i zapraszałam znajomych, cały dzień trwały przygotowania, potrawy, stół, zastawa, wszystko musiało być na tip top, ale z dużym wewnętrznym napięciem, trochę nerwowo i prze z to chaotycznie, a w takim stanie łatwo o błędy, konflikty z osobami zaangażowanymi w przygotowania i ogólnie jeszcze impreza się nie zaczęła, ja już czułam się wypalona, a na dodatku goście mogli się spóźnić, albo przyjść za wcześnie, albo, albo, albo.... zazwyczaj na takiej imprezie, wszyscy bawili się dobrze, mi późnej zazwyczaj też napięcie odpuszczało, ale i tak w mojej głowie pozostawał niesmak, że jakoś nie było tak jak chciałam. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, mogłam jak proponuje Dorotat, wyładować napięcie i stres w sposób ekspresyjny, wyżyć się i poczuć ulgę, ale jednak to problemu nie rozwiązywało, bo problem nie był w tym, że rosło we mnie napięcie, ale to dlaczego tak się działo?, a działo się tak przez mój źle pojmowany perfekcjonizm i widzenie czarno-białe (błąd poznawczy) jak coś nie jest dobre to jest złe, a że osobę perfekcyjną ciężko zadowolić, to zazwyczaj jest źle. Zaczęłam to odczarowywać, zadawać sobie pytania, czy ja muszę, czy jest mi to potrzebne, czy nie mam prawa odpuścić sobie, nie tylko jest biały i czarny, ale pomiędzy wiele odcienie szarości, po co dążyć do doskonałości jak i tak nie można jej osiągnąć na oczekiwanym poziomie? a może mogę sobie odpuścić, robić, przygotowywać, tak żeby sprawiało mi przyjemność, przyjemność z faktu, że ktoś do mnie przychodzi, że będzie fajna zabawa, a jak poprzeczka nie będzie wysoko ustawiona to i satysfakcja będzie łatwiejsza do osiągnięcia, dojście, zrozumienie i w czyn wprawienie podejście, że właściwie nic nie muszę, że dużo mogę, że ma mi prawo coś nie wyjść, a goście mogą się spóźnić lub przyjść za wcześnie i co z tego?, a nic z tego. Przepracowanie myślenia, podejścia, jak można się domyślić znacznie wpłynęło na odczuwanie emocji, wszystko znormalniało i wiele wyprostowało, zapraszam znajomych i jest fajnie i miło. Podsumowując moje reakcje emocjonalne były nieadekwatne do sytuacji i dla mnie trudne, ale dlatego, że moje podejście, patrzenie i myślenie o pewnych sprawach było niewłaściwe i dla mnie destruktywne. Powyższym nawiązuję trochę do tego co pisze Dorotat, oczywiście wyrzucić skumulowane emocje, potrafić to zrobić jest bardzo ważne, od dawna wiadomo, że trzymanie, tłamszenie w sobie emocji jest zgubne i wpływa na nasz stan zdrowia, ale poza tym trzeba się zastanowić co wpływa na odczuwanie tych trudnych emocji i jak sobie w tym zakresie pomóc. Świetna historii z matką i dzieckiem, tak właśnie rodzą się w nas zahamowania, bo w obliczu zagrożenia i zastraszenia, to uczucie jest dominujące i nic więcej, jak np. wyrażenie swojej opinii i dezaprobaty, nie jest istotne. Natomiast jeśli chodzi o psa, to, że on potrafi wyładować swoje emocje, przenieść na przedmiot i tym samym uspokoić się, to nadal nie zmienia faktu, że to co odczuwa nie jest stosowne do sytuacji i może w przypadku psa nie ma to żadnego znaczenia, to w przypadku człowieka, warto dotrzeć do źródła, przyczyny tych emocji i nad tym źródłem, naszym podejściem podziałać. A powiedz mi Dorotat, jakie masz dalsze plany?, bo jak dobrze rozumiem, na razie, głównie wyrzucasz z siebie nagromadzone emocje te z dzieciństwa i pracujesz nad okazywaniem emocji teraźniejszych, ale jest jeszcze pewne nie racjonalne podejście do stanu zdrowia, szukanie chorób i silny lęk o własne zdrowie i życie, jak tutaj planujesz zadziałać? pytam bez podtekstu, jestem ciekawa zwyczajnie. Ja, tam lubię czytać jak sobie ludzie radzą, jak to robią i jak wpłynęli na to co mają i ja akurat lubię, wiedzieć co ich do tego skłoniło, czyje metody, jakie opracowania, lubię zgłębianie wiedzy, dzielenie się nią i czerpanie z cudzej wiedzy i dla mnie fajnie jak czasem teorii, nazwisk i metod się pojawia, choćby z zachłanności na wiedzę i może takich osób jak ja jest tu więcej i dla nich też coś to daje. Ja po prostu z tych ciekawskich jestem i dociekliwych ;-D A niezależnie od różnic, które prezentujemy, to jak widzę większość z nas się zgadza, że warto zrobić coś o wiele więcej niż terapia i sugestie terapeuty, że warto wdrożyć, podtrzymywać i udoskonalać podejście do życia i nas w tym życiu, warto robić coś dla siebie, bo przez to robimy też coś dla innych. Meggi fajnie, że miałaś udane święta, fajne jest to co napisałaś, czyli w skucie, było super, a co będzie to nie wiem - czyli niepodważalnie i zgodnie z faktami było dobrze, a co dalej nie wie nikt, więc równie dobrze może być dobrze. IZABELLA, EDIK święta to zaczarowany czas, wile naszych emocji i zahamować przy ich okazji wychodzi, szczególnie jak jesteśmy wsłuchani i wpatrzeni w siebie, nasze oczekiwania są duże i chcielibyśmy to wszystko mieć natychmiast, spokój, relaks, opanowanie, ale żaden *zaczarowany czas* nie sprawi, za pomocą czarodziejskiej mocy, że wszystko do normy wróci, a że oczekiwania duże, to i poczucie pozornej porażki większe i bardziej boli, a to frustracje i lęk rodzi. Ale pomyślcie sobie tak, to trudny moment, a ja jeszcze nie jestem gotowa na takie atrakcje, choć mogę próbować, mogę oswajać, może było słabo, ale było kilka momentów miłych, przebłysków, choćby krótkotrwałych (najlepiej je przywołać, nazwać, rozebrać na czynniki pierwsze, aby zadowolenie z nich dłużej trwało), trzeba się starać rozbudowywać pozytywy, aby te negatywy nie były takie przytaczające i jedyne. Ważne to jest na przyszłość, bo pamięć jest ulotna i z czasem będzie się nam wydawało, że tylko złe momenty były, bo tych lepszych nie pamiętamy i za rok znowu będziemy podświadomie bać się świąt, a może nie warto, może wcale nie tylko źle było. Napiszcie, nam, mi :-) proszę o miłych, choćby malutkich, ale miłych i spokojnych momentach ze świąt :-) Ja tak jak już kiedyś pisałam mało znam się medycyną wschodu, mało się też nią interesuje, choć uważnie czytam co na jej temat piszecie. Choć powiem, że ja nawet od lekarzy, coraz częściej słyszę, jak zaczynam o pewnych spawach rozmawiać, zazwyczaj ja na ten temat schodzę, że jesteśmy całością i choć może sami z siebie niechętnie *tracą czas* na takie podejście i tłumaczenie pacjentowi pod takim kontem, ale i tak coś optymistycznego się dzieje. Jedzenie, interakcje personalne, niezałatwione sprawy z przeszłości, spójność wnętrza i zewnętrza naszego, sport, relaks, odpoczynek, sex, duchowość (fajna kolejność ;-)) hormony, reakcje fizjologiczne, cudze fluidy, nasze granice psychologiczne, samoświadomość, potrzeby, plany, marzenia, doświadczenia - mnóstwo jest tego, co się zazębia, wzajemnie wpływa i utrzymanie tej harmonii to duży dla nas i naszych organizmów wysiłek, ale to właśnie stanowi o naszej indywidualności i odmienności i jest to bądź co bądź piękne i warto o tą harmonię walczyć, a wprowadzając korzystną zmianę w jedyną z dziedzin, pociągnie ona z sobą inne korzystne zmiany, choć warto podejść kompleksowo, na tyle na ile się da. Ja było mi psychicznie bardzo źle, to starłam się jakoś korzystnie zadbać o swoje ciało i nie mam na myśli kuracji antycellulitowej ;-), a starałam się jeść dobre dla psychiki pokarmy, brałam suplementy diety, starałam się odpoczywać, pić przed snem melisę, aby ten sen był choć trochę regenerujący, zmuszałam się do spacerów, oglądałam lekkie filmy i programy, żadnej grozy i unikałam stresów, których uniknąć mogłam, np. nie szłam na rodzinny obiad, ale nie na zasadzie unikania, czyli bardzo bym chciała, ale nie mogę, nie potrafię, jestem do niczego, nie pójdę i tak mi z tym strasznie, tylko świadomie, nie idę, chcę zostać w domu, zrobię pranie, pomaluję sobie paznokcie, poleżę pod kocem i zapale świece zapachowe, pogadam z koleżanką przez telefon, czyli nie rezygnuję, przez lęk przed lękiem, ale dokonuję świadomego wyboru, zostaję w domu i robię coś dla siebie. DAM RADE jak tam? :-) Ale się rozpisałam, pozdrawiam Was serdecznie
-
Ja również, życzę Wam wszystkiego najlepszego, dużo wytchnienia, niczym niezmąconego spokoju i radości przy wigilijnym stole. A całe święta niech upłyną na beztroskich rozmowach, miłych rodzinnych spotkaniach i smakowaniu pysznych potraw. Wszystkiego dobrego
-
IGNAC a Jasma napisze TAK, jesteśmy całością wiele procesów w naszym organizmie zachodzi, jest ważne i ma znaczenie i wzajemnie na siebie wpływa. A, że na buzię padam, bo właśnie skończyłam pierogi kleić, a ciasto chyba za twarde wyszło..., na tym poprzestanę, ale jedynie przez zmęczenie materiału. A życzenia później Wam złożę, choć nie da się ukryć, że dzisiaj :-)) PAMKA bardzo się cieszę, że do biedronki poszłaś, że trochę lęk oswoiłaś i czuję, że jako krok do przodu to postrzegasz i dlatego następnym razem lepiej będzie, bo pozytywie zaprojektujesz swoje myślenie :-) Dobranoc
-
DOROTAT nie mijaj się z faktami, atak nie zaczął się od tego, że zrobiłaś coś innymi metodami niż terapia p-b, atak na Ciebie wcale się nie zaczął, choć Ty to tak odebrałaś. Jeśli chodzi Lowena, to nie bardzo znam jego publikacje, choć spotkałam się kiedyś z bioenegetyką, a więcej nieco wiem o mocno z tą pierwszą powiązanej wegetoterapii i ta ostatnia mówi o tym, że niewyrażone emocje zostają niejako w ciele i należy te emocje uwolnić (podczas szeregu ćwiczeń, krzyków, złości, wycia, kopania), ale po co je uwolnić?, a no właśnie, po to żeby jednostka mogła odzyskać pełną świadomość i ekspresję emocjonalną. Czyli jednak odzyskać świadomość, czyli dążymy w tej metodzie, to jest jej kulminacją i celem odzyskanie świadomości, czyli zadawania sobie sprawy z własnych procesów myślowych. Jak zwała tak zwał, myśli, proces myślowy, świadomość, samoświadomość sprowadza się do jednego, to my mamy poprzez świadome modelowanie, prostowanie, odkręcanie, uczenie się siebie na nowo, akceptację, dystans, ale to my mamy wpływ na nasze postrzeganie świata i siebie. Nie wiem czy umysł kontroluje ciało, nie wiem też, czy jak zmienimy nasze myślenie, zmienimy nasze uczucia, ale wiem, że myśli wpływają na nasze emocje, a zmieniając nasz sposób myślenia, z wiarą, że zmiana jest pozytywna i właściwa, to wpłyniemy na nasze emocje (uczucia to są sposoby wyrażania naszych emocji, a ich wyrażanie może różnić się od odczuwanych emocji np. czasami gdy się boimy, to atakujemy i emocja z reakcją spójne nie jest), czasami używamy tych stwierdzeń zamiennie, ale w tym wyrwanym fragmencie ze str. 33, napisanie o uczuciach, mogło być celowym zabiegiem. Zgadzam się z tym, że jak już w nas emocje zbierają, nie można ich tłumic, trzeba je wyrażać, czasami wykrzyczeć, choćby na pustkowi, płakać, czyli przeżyć coś w rodzaju katharsis - odreagować zblokowane napięcie, stłumione emocje, skrępowane myśli i wyobrażenia. Pisząc na skróty, to niektórzy preferują pracę nad myśleniem, aby wpłynąć na emocje, objawy i zachowanie, a niektórzy preferują pracę nad emocjami, aby dotrzeć do myśli - jak widać Ja lubię rzeczy namacalne, takie które swoim mózgiem, procesem myślowym, samoświadomością mogę ogarnąć, nazwać, zobaczyć wzajemne oddziaływanie, lubię konkrety, co i z czego się bierze, wiem jak pracować nad myślami i je zmieniać, a dzięki temu zmieniać postrzeganie wielu spraw, ale nie wiem, jak i nie wiem czy możliwa jest praca nad samymi emocjami, owszem można te zablokowane i odczuwane tu i teraz uwolnić, ale jak pracować, aby ponowne trudne się nie pojawiły?, jak wypracować w tym zakresie coś na przyszłość, wyłączając proces myślowy? Dużo jest koncepcji, różnych podejść psychologicznych, różnych publikacji i psychoterapeutów, trudne jest kierowanie się jedną ideologią i podejściem choćby najbardziej znanego psychoterapeuty amerykańskiego, nie warto się zamykać na bardziej sprawdzone metody, oczywiści nie zamierzam Cię ściągać z Twojej drogi, cieszę się że ona Ci pomaga, mnie pobudziłaś do spojrzenia nieco szerszego na aspekt zaburzeń lękowych i przypomnienia sobie, choćby teoretycznie pewnych zagadnień. Może też, głębiej się nad tym zastanowiwszy, jak ktoś jest totalnie na dnie, we własnym poczuciu, nie jest w stanie podjąć żadnych racjonalnych kroków, to może warto zacząć, czego wcześniej też nie negował, od właśnie odreagowania, zezłoszczenia się, wykrzyczenia, a później przystąpienie do dalszych bardziej racjonalnych działań :-)) Trzymaj się DOROTA
-
IGNAC ale mamy synchron ;-D
-
Witam wszystkich ponownie :-)) Teraz tak trochę bardziej z teorii, wzbogaconej czynnikiem osobistym, rzadko tak piszę, wolę przekaz prostolinijny, ale dzisiaj uznałam takie podejście za słuszne. Można sobie poczytać lub nie poczytać ;-))) Ponieważ, zostałam ostatnio posadzona o monotematyczność i uznawanie i kierowanie się jedynie dogmatami terapii poznawczo-behawioralnej, o której fakt piszę najczęściej bo uważana jest za najskuteczniejszą metodą w radzeniu sobie z zespołem zaburzeń lekowych, głównie dlatego, że polega na zmianie myślenia i zmianie zachowań, między innymi na omawianiu sytuacji trudnych i odnalezieniu, odkryciu myśli, które poprzedziły wystąpienie silnej reakcji emocjonalnej. Ta metoda jest wymagająca, dynamiczna i zadaniowa, a przez to mocno aktywizuje jednostkę i kieruje na właściwe tory, pokazuje mechanizmy powstawania i sposoby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, postrzeganiem świata i siebie w tym świecie. Ja natomiast bardzo od wielu lat (zupełnie nie zależnie od mojej przygody z francą) interesuje się ogólnie rozwojem osobistym (również z przyczyn zawodowych) oraz różnymi nurtami psychologicznymi, w tym np. całym działem nauki Gestalt i dużo z tego co piszę, z niej się właśnie wywodzi. To właśnie tej nauki podstawą jest świadomość, czyli najważniejszy stan psychiczny, polegający na zdawaniu sobie sprawy z zachodzących w nas procesów myślowych, jest to taka zdolność odbierania rzeczywistości na poziomie zewnętrznych doznań oraz interakcji i wewnętrznych stanów emocjonalnych. W procesie dorastania bardzo często zatracamy świadomość w powyższym znaczeniu, przez to cierpi na tym nasza samoświadomość, czyli sposób postrzegania aktualnych doznań, emocji, potrzeb, myśli, swoich możliwości i ograniczeń. I w zaburzeniach lękowych bardzo ważne jest odzyskanie, czy też nauczenie się samoświadomości, postrzegania siebie takim jakimi jesteśmy ze wszystkimi zaletami, wadami, emocjonalnością, temperamentem i obiektywną samooceną, a także nazwanie swoich potrzeb. Ta samoświadomość odnosi się również do akceptacji tego wszystkiego co mamy, czego dokonaliśmy, tego co już się wydarzyło, czego już nie dokonamy, w jakim miejscu swojego życia jesteśmy, a przy tym akceptacja otoczenia z całym ładunkiem emocjonalnym tym pozytywnym i negatywnym. Uświadomienie sobie pewnych prawd o sobie, tak szczerze i obiektywnie, jest potrzebne, aby dokonać jakiegoś bilansu, podsumowania, wyłonić słabe strony i nad nimi zaplanować sposoby pracy, postawić jakieś cele do realizacji, a z drugiej wyłapać i nazwać mocne nasze strony i je eksponować, a nawet wzmacniać, jest też do ogarnięcia szara strefa, czyli pewne rzeczy mało pojawiające się w naszym życiu, zepchnięte gdzieś w podświadomość, trochę mniej istotne, a to z braku czasu, albo motywacji, a może warto się nim zając, może jest coś co chcieliśmy kiedyś zrobić, ale jakiś tak nie wyszło, a może warto do tego wrócić. Przy takim własnym podsumowaniu i samoocenie, warto zobaczyć czy niema w nas jakiś konfliktów wewnętrznych, czegoś co stoi w sprzeczności ze sobą, czyli coś musimy, ale nie chcemy, albo coś chcemy, a nie możemy, przez wypracowana przez siebie lub narzucone przez otoczenia role i wymagania, nie zawsze można takie konflikty tak po prostu zniwelować, ale można nad niemi popracować i coś dla siebie zrobić, a przynajmniej zdać sobie z nich sprawę. W tym momencie warto nadmienić o tym wzajemnym emocjonalnym na siebie oddziaływaniu. Nasze pewne zachowania i reakcje, często nie uświadamiane, albo odruchowe, coś innym robią, wywołują u nich różne, często skrajne lub nieoczekiwane stany emocjonalne, tak samo działa w druga stronę, jakże często to my odbieramy czyjeś intencje, działania, uwagi i postawy emocjonalne, bardzo mocno, bardzo dosłownie, czasami mijając się z intencjami drugiej strony, a to dlatego, że emocje są nieobliczalne, często nieobiektywne, a później leci i ciężko je zatrzymać, ale z odczuwanymi emocjami się nie dyskutuje, bo nie ma znaczenia co ktoś miał na myśli, ale jak to wyraził i druga strona zrozumiała, oczywiście błąd może być po oby stronach, ważne jednak wiedzieć jak oddziałujemy na innych, co nasze słowa i gesty im robią, czyli dostać i zrozumieć feedback (informację zwrotną) i zanim zaczniemy zaprzeczać, że coś ktoś źle zrozumiał lub zaraz po ;-) pomyśleć nad tym chwilę, co w nas jest takiego, że wywołało taki u innych stan emocjonalny. A z drugiej strony jak jesteśmy odbiorcami czyjegoś komunikatu, który to w nas wywołuje niezrozumiałe dla nadawcy reakcje, powiedzieć o tym używając komunikatu *ja*, czyli *Twoje postępowanie mi przeszkadza, mam problem z rozmową z Tobą, bo....* w taki sposób wyrażone emocje nie poddają ocenie drugiej strony, a mówią, co mi to robi i jaką mam z tym trudność. Czyli to wzajemne emocjonalne oddziaływanie może być negatywne i pozytywne i jak powyżej napisałam z jednej strony można właśnie jakoś ten komunikat emocjonalny modyfikować, poprawiać i dostosowywać w zakresie przekazu i odbioru, a z drugiej strony zastanowić się nad naszymi granicami psychologicznymi, czyli czymś co wpływa na docieranie i wpływanie na nas cudzych emocji, przekazów werbalnych i niewerbalnych, te granice powinny być jak półprzepuszczalna błona, czyli dopuszczać istotne dla nas bodźce emocjonalne i blokować szkodliwe i nieistotne, czyli taki prawidłowo funkcjonujący instynkt samozachowawczy. Co powoduje zbyt dużą przepuszczalność granic psychologicznych w miejscach w których powinny one być mocne?, a to właśnie, co nam osobą lękowym się często przydarza, że dociera do nas zbyt dużo negatywnych informacji, znaków, cudzych emocji, trudnych przekazów, bardzo mocno i destruktywnie na nas wpływając, wywołując szereg negatywnych postaw, myli i zachowń, a z drugiej strony w innym miejscu zbyt szczelne, przez które ciężko przebijają się fakty, racjonalne stwierdzenia, istotne spostrzeżenia, a także pozytywy. Zaburzenie proporcji i szczelności granic psychologicznych, głównie w tym kierunku u osób z zaburzeniami lękowymi powoduje szereg wypaczeń w percepcji samego siebie i otoczenia, czyli krótko mówiąc negatywy przykrywają pozytywy. A na już prawie na zakończnie, wszystko ma swój początek, dynamikę i koniec, tak jak nasze życie, które jest pewną wypadkową, porażek, sukcesów, wzlotów i upadków, pewien ciąg zdarzeń, wzajemnie powiązanych i wzajemnie na siebie wpływających, a my powinniśmy tego naszego życia być moderatorami, czyli nadawać mu właściwy kierunek, energie i kształt ale z pokorą przyjmować zdarzenia te miłe jak i te trudne na naszej drodze się pojawiające i wyciągając z nich wnioski i naukę na przyszłość i dla przyszłych pokoleń. Interesuję się jeszcze np. inteligencją emocjonalną i choć na pewnych płaszczyznach te moje zainteresowania się zazębią, są spójnie, a w niektórych miejscach uzupełniają, to może cos kiedyś napiszę o właśnie o inteligencji emocjonalnej i jak ona się ma do nas nerwicowców, jeśli oczywiście innym będzie mnie się chciało czytać, a mi pisać :-)) Pozdrawiam i przepraszam za elaborat.
-
MARY chwalenie nie jest istotne i mi akurat nie o nie chodzi, choć oceniana i krytykowana trochę niesprawiedliwe też nie lubię być, ale już się do tego trochę przyzwyczaiłam i na forum to nieuniknione. A jeśli chodzi o stwierdzenie DOROTAT, że to moje forum, to moje może nie, ale owszem, na ten moment, trochę czuje się odpowiedzialna, za to co się na nim pisze i jak pojawia się ktoś z fajnym pomysłem, coś co mu pomaga, ale nie chce zdradzić co to takiego, tylko rzuca luźne stwierdzenia, i sugestię, że może kiedyś Wam zdradzę, ocenia sposoby i metody innych, a później obraża się i zbiera zabawki i sugeruje, że gdyby nie apodyktyczna Jasma to bym Wam sekret zdradziła, to dla mnie jest to co najmniej dziwne... ale to moje osobiste odczucia. DAM RADE jakiś przebłysk uśmiechu został, dystans i poczucie humoru tez, czyli nie jest tak źle. A poza tym przypomnę Ci jak to ostatnio nawiedziła Was rodzinka, siedzieli cały dzień, a Ty nawet się nie zorientowałaś, że powinnaś objawy nerwicy mieć ;-)) może tak źle i wśród tych 25 osób nie będzie, przecież sytuacje i osoby dobrze znasz, ale Ty już ta samą nie jesteś, zrobiłaś progres i nasz to na piśmie :-)) Będę o Tobie myślała, bo ja też jednak zjazd wigilijny zaliczę, choć na 17 osób, moi też się postanowili zorganizować :-))