Skocz do zawartości
kardiolo.pl

jasma

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez jasma

  1. Ignac - pewnie się posypie, ale ja chyba, po prostu przez jakiś czas przestanę tu zaglądać, bo mi trochę ciężko, na takim forum gdzie ludzie powinni się wspierać, czyiś wpisów nie zauważać i nie reagować na mniejsze, bądź większe przytyki i ataki. Pozdrawiam i spokojnej nocy
  2. Oczywiście, że Annachylewska ma problem, ja to widzę, Ignac to widzi i ona sama to widzi, skąd pomysł, że tego nie widzimy? Co więcej większość osób tu zaglądających ma problem, a wręcz, większość ludzi na świcie ma jakiś problem, mniejszy bądź większy, natury psychicznej, nawet ja i nawet Ty. Przecież, napisałam, że Ignac też czasami dał się wciągnąć w dyskusję i napisał słowa z których może nie jest dumny. Nie obraziłaś nikogo? ani jako Troll, ani pod innym nickiem? - jeśli nie masz sobie nic do zarzucenia, to spoko, nie ciągnę tematu. Jeśli nie znasz tej osoby, czyli Annychylewskiej to skąd wiesz co jej dolega i jaki ma problem i co jej pomaga, motywuje, demotywuje? Ja po tym jak piszesz, po pewnych przesłankach, podejrzewam, pod jakim nickami wcześniej i ostatnio pisałaś (mam bardzo dobrą pamięć) i choć to dość konkretne zbieżności - to jedynie podejrzewam, ale między innymi Ty jesteś pewna, że Ewalit pojawiła się jako Annachylewska - dziwić się nie przestaję jak można być tak pewnym na podstawie domysłów... Dlaczego nie można porównywać, Waszych zmian nicków, do sugerowanych zmian przez inną osobę?, Wy też wprowadzacie w błąd, robicie sztuczny tłok, piętnujecie wybraną osobę Ignaca, wcześniej i pewnie za chwilę mnie - to jest całkiem fair? O to chodziło?, żeby bić pianę, odbijać piłeczkę, to proszę, ale na tym kończę, bo pewnie w tej sprawie nic konstruktywnego i wnoszącego już nie przeczytam i pewnie nie napiszę.
  3. Można udawać, że nie widzi się czepiania i złośliwości, ale to udawanie, a ja udawania nie lubię - także, czas na mój głos w sprawie. To dla mnie jakaś straszenie dziwna i bezsensowna sytuacja. Internauta i Troll, dlaczego Wy myślicie, że ktoś tu jest ślepy i nie kojarzy pewnych faktów, zbiegów okoliczności i podejrzeń co do tożsamości niektórych osób na tym forum - podkreślam podejrzeń, ale co z tego? jakie mamy/macie prawo do oceniania innych, tego czego potrzebują, co z nimi się dzieje i dlaczego postępują tak, a nie inaczej, poza tym każda z Was, też już miała po kilka nicków (internauta co najmniej w trzeciej odsłonie, co do trolla też mam pewne podejrzenia, ale nie chce mi się w to dalej brnąć) i co z tego?- nic, nie mi oceniać, oczywiście dopóki nie zaczynacie nikogo obrażać, a jak pewnie zdajecie/zdajesz sobie sprawę, to jednak trochę za daleko to poszło. Staram się być obiektywna i może faktycznie Ignac parę razy niezbyt miło się o Was/Tobie wyraził, ale ja sobie nie przypominam takich epitetów, obraźliwych stwierdzeń kierowanych przez niego pod kogokolwiek adresem jak Wy to robicie w stosunku do niego. Jak piszecie, chcecie pomóc Ewie, twierdzicie z całym przekonaniem, że teraz występuje pod nickiem Annachylewska (a tak na marginesie, jakie macie konkretne na to dowody, poza zbieżnością opisywanych historii, branych leków i podobnej retoryki pisania), jak sugerowałam wcześniej - nie wiem, czy macie racje, ale też nie twierdzę, że to nie możliwe, po prostu nie wiem, chcecie jej rzekomo pomóc i naprawdę wydaje Wam się, że to robicie? wyzywając ją i poniżając, ośmieszając - i to jest etyczne, czy choćby ludzkie!? a próbowałyście jej kiedyś pomóc tan na prawdę? nie na forum, tylko bardziej osobiście? rzeczowo i konkretnie? ja mam maila do Ewalit, kiedyś do mnie napisała, mogę się z nią skontaktować i spytać, czy mogę dać jej maila dla którejś z Was, może macie racje i potrzebna jej pomoc i może jej potraficie pomóc, a może rozwiążecie długi i jak domniemam osobisty konflikt - może warto? A wracając do Ignaca, co On takiego złego robi w stosunku do Anny? to, że sugeruje pójście do lekarza?, że tłumaczy na czym polega nerwica?, to że daje jej wsparcie i to jest nieetyczne? złe? co z tego, że powtarza to samo kilka razy, wszyscy tak robimy, ja w szczególności, bo cały czas od różnych osób zadawane są takie same pytania, w kółko to samo, ja strąciłam nieco cierpliwości i zapału, a Jemu cały czas się chce, cały czas ma zapał i ochotę i potrzebę i wie jak to robić. A tak na marginesie i z drugiej strony Annachylewska, jeśli nie jesteś ta osobą, którą twierdzą Internauta i Troll, że jesteś, to dlaczego się poddajesz? jeśli ich zarzuty są bezpodstawne i bzdurne to nie daj się, zawalcz o siebie, dlaczego ma Ci ktoś zarzucać, jakieś bzdury? A jeśli to prawda, co One piszą, to staw temu czoła, powiedz ok, mam z tym problem, mam różne problemy, nie radzę sobie z pewnymi sprawami i nie wiem co mam zrobić - może pozwoli Ci to się wyzwolić z pewnej iluzji, może będzie Ci łatwiej i poczujesz ulgę. Mam nadzieje, że nie uruchomię kolejnej fali ataków, obrażania i ocen - bo nie jest to mój cel. Pozdrawiam
  4. No właśnie, Dorotat, od czego zacząć, jak sprawić, aby nasze reakcje były adekwatne, a przy tym stosowne, czyli siła naszej reakcji powinna być podobna do realnej siły bodźca/zdarzenia, a do tego zgodna z naszym sumieniem - tak to wymaga pracy i dużej samoświadomości. Na początek trzeba się mocno i bardzo obiektywnie nad sobą zastanowić, nad tym jacy jesteśmy, czego chcemy, jakie mamy potrzeby, oczekiwania, co lubimy, czego w innych nie lubimy i kogo nie lubimy, co nam uwiera, przeszkadza, jaki mamy potencjał, mocne strony, słabe strony, jakie mamy cele i marzenia i realnie ocenić ile z tego co w nas przedostaje się na zewnątrz, ile z tego pokazujemy innym i podjąć próbę, małymi kroczkami zawalczyć o prawdziwą siebie. Czyli z jednej strony wzmocnienie, udoskonalenie relacji z samym sobą - czyli tzw. kompetencje psychologiczne (samoświadomość, samoocena, samokontrola), a z drugiej stronu uzdrowić, udrożnić relacje z otoczeniem - tzw. kompetencje społeczne, a w tym: empatia, asertywność, perswazja, przywództwo, współpraca, są jeszcze kompetencje prakseologiczne - a to wszystko to *inteligencja emocjonalna* bardzo ważna umiejętność życiowa, której można się nauczyć w każdym wieku, choć nie z dnia na dzień, a nabycie tych kompetencji prowadzi do transparentności pomiędzy tym co myślimy, czujemy, robimy i jak współistniejmy z innymi, udrażnia kanały komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej. Prekursorem opracowań o inteligencji emocjonalnej jest Goleman i całkiem fajnie wiele mechanizmów tłumaczy i daje cenne wskazówki. Zawsze warto się doskonalić i odczarowywać pewne własne stereotypy, może na początku trochę kontrolując i tak świadomie działając, a z czasem machinalnie i odruchowo - jako nowe oblicze mnie :-)))
  5. Dorotat, jeśli chodzi o Twoje historie, w sprawie pierwszej, ja to widzę tak, co oczywiście nie do końca odnosi się do Ciebie personalnie, tylko tak ogólnie do naszych pewnych reakcji, które bywają podobne. Pierwsza z reakcji, która przyszła Ci do głowy to niejako zamiecenie odczucia, problemu pod dywan, czyli chciałbym powiedzieć co myślę, ale nie wypada, nie powinnam robić przykrości, powinnam być grzeczna i miła, bo takie jest wymaganie społeczne, może przez to będą mnie lubić i akceptować - ale ile tak można, jak długo można udawać, nie być sobą, tłumić odczucia, emocje, kumulować frustrację, nie żyć w zgodnie ze sobą?. Drugi rodzaj reakcji, przychodzący w takiej sytuacji do głowy, to może być właśnie agresja słowna, a powiem jej co o tym myślę, a co, niech ma, pyta to dostanie odpowiedz, wyrzucę z siebie to co od dawna chciałam na ten temat powiedzieć, jestem zła, a ona podeszła mi pod rękę, nie potrzebnie mnie pytała... - czyli takie wyładowanie swojej nagromadzonej frustracji, danie upustu swojemu ogólnemu niezadowoleniu. Jak łatwo się domyślić, ani jedna, ani druga reakcja emocjonalna nie jest adekwatna do zaistniałej sytuacji, jedna tłumienie i udawanie, a później poczucie kaca moralnego, że się podłożyłam, a druga wyładowanie się i później kac moralny, że może nieco przesadziłam za bardzo poleciałam po kimś. A trzecia, ta która przełamuje Twoje stereotypowe postepowanie, powiedziałaś po prostu nie, bo nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć, masz prawo czegoś nie chcieć, i masz prawo nie mówić dlaczego, bycie spójnym między myślami, a reakcjami jest jedyną sytuacją, kiedy nie czujemy, że zrobiliśmy coś niewłaściwe, co owszem czasami niesie ze sobą jakieś konsekwencje, ale życie pełne jest wyborów i ich skutków, przy czym działanie w zgodzie ze swoim sumieniem powoduje, że te konsekwencje i skutki nie są tak bolesne, bo przecież, nie każdy musi nas lubić, nie każdy, musi chcieć się z nami spotykać, nie każdemu musimy się podobać itp. i co więcej my też nie musimy być dla wszystkich mili, wszystkich lubić i akceptować, ale nam samym ze sobą musi być dobrze. A jeśli chodzi o drugą historię, to jest właśnie, racjonalne patrzenie na to co może nam się przytrafić, czyli tak na prawdę, nie wiemy co i kiedy, a wszelkie znaki na niebie i ziemi, to nasze wymysły, a złe przeczucia to projekcje naszych lęków - także szkoda czasu na wyglądanie armagedonu, czasami może, choć nie musi, okruszek wystarczyć ;-)) Pozdrawiam ciepło
  6. ANNACHYLEWSKA każdy ma jakieś wpojone błędy poznawcze i w normalnym stanie psychicznym, stanowią pewien rodzaj patrzenia na świat, ale gdy przezywamy jakiś kryzys wtedy mocno destruktywnie na nas i nasz stan wpływają, potęgując negatywne spojrzenie. Wielokrotnie piszemy, że przeszłości nie zmienimy, ale przyszłość możemy, teraźniejszość też. Ważne, żeby doprowadzić do zerwania z wewnętrznymi przymusami, stawiania sobie sztywnych i ponad nasze siły założeń, celów i zadań, zrozumieć, że tak naprawdę nie musisz nic, a wiele możesz. Dobrze, że od kwietnia zaczynasz terapię, bo często potrzebny nam jest ktoś, kto wie co nam dolega i potrafi pomóc w wytyczeniu właściwej drogi i toku postępowania. Życzę powodzenia
  7. Ignac - Ty to masz cierpliwość i piszę to bez sarkazmu :-))
  8. ANNACHYLEWSKA dobrze, że zdajesz sobie sprawę, z tego, że to Twój problem i to Ty sama sobie wkręcasz, co ktoś inny miał na myśli na Twój temat, to tak zwany błąd poznawczy pt. czytanie w myślach, czyli domniemanie po jakiś pokrętnych i naciąganych przesłankach (gestach, półsłówkach, bądź właśnie przypadkowe nie ujęcie w wypowiedzi) co ktoś inny miął na myśli na nasz temat i zazwyczaj nasze konfabulacje i zazwyczaj nietrafione pomysły dotyczą mocno negatywnego spojrzenia na nas i nas stan. Oczywiście ze wszystkimi błędami poznawczymi należy walczyć, bo to jest sztuczna, a przy tym destruktywna przesłona przez którą patrzymy na świat, mocno zniekształcająca odbiór sytuacji i pociągająca negatywne o sobie myślenie, na tym tle powstające trudne emocje, a te wpływają na reakcje organizmy i wywołują objawy. Może najlepiej w takiej sytuacji po prostu spytać wprost, zamiast tracić czas na wymyślanie i wtórnie wierzenie w to co się wymyśli. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wypisała pozostałych błędów poznawczych, czyli tego co w rozwoju zaburzeń lekowych jest kluczowym, szczególnie gdy trafia na podatny grunt czy moment: - CZARNOWIDZCTWO CZY TEŻ BŁĄD JASNOWIDZA, przewidujemy przyszłość, snujemy czarne wizje, na pewno będzie źle, na pewno się nie uda, czuję że będzie żle - WYOLBRZYMIANIE NEGATYWÓW, skłonność do robienia z igły widły, to jest straszne, okropne, nie daję rady, już nie wytrzymam, to co się stało to już koniec - MYŚLENIE CZARNO-BIAŁE, coś jest dobre albo złe, ładne albo brzydkie, czuję się trochę gorzej - czyli jest źle, nieuwzględnianie tego że nie jesteśmy doskonali i ze życie ma różne odcienie. - CZYTANIE W MYŚLACH, on tego nie powiedział, ale na pewno miał na myśli, jakość tak dziwnie patrzył, pewnie nie chciał mnie zmartwić, na pewno jest źle. WALCZMY Z NIMI TO SĄ BŁEDY KTÓRE NABYLIŚMY, WIELE LUDZI MA JE WPOJONE, ALE DLA NAS SZCZEGÓLNIE SĄ GROŹNE. Dorotat, ja jak byłam u psychiatry, już jakiś czas temu, to też usłyszałam, że mam depresję, na skutek kryzysowych przeżyć, wtedy z tym nie dyskutowałam, chciałam szybkiej pomocy, dostałam receptę na antydepresanty i ją wykupiłam i jak wielokrotnie pisałam to był błąd, z dwóch powodów, jeden dość oczywisty, bo te leki nie leczą, nawet depresji (choć w depresji są w stanie pobudzić do działania), a po drugie, bo jestem pewna, że ja nie miałam depresji tylko zaburzenia lękowe, przebiegające jak to zwykle ze znacznym obniżeniem nastroju, ale u podstaw mojego stanu leżał lęk o zdrowie, a nie utrata motywacji do życia. Pewne jest faktycznie jedno, to co zresztą sama napisałaś, że z jednego i drugiego podobnie się wychodzi, bo walczyć musimy z trzema głównymi stanami psychicznymi tj. lękiem, brakiem motywacji i znacznie obniżonym nastrojem, a walczyć trzeba poprzez zmianę myślenia, która pociągnie za sobą inne zmiany w tym w sferze emocjonalnej, zachowaniu, stosunkach społecznych, samoocenie itd. Podaje namiar na bardzo fajną stronkę, którą dostałam od Ignaca :-) i uważam, że jest godna polecenia, jeszcze jej całej treści nie przeczytałam, ale to co przeczytałam, podoba mi się: nerwicalekowa.com
  9. Dorotat witaj :-) ja do tego co napisał Ignac o napięciu związanym ze spotkaniami ze znajomymi, dodam, że to może być tak, że przed znajomymi chcemy wypaść dobrze, czuć się dobrze i być dobrze postarzani, a jeszcze trochę wątpimy w swoje siły, obawiamy się, ze zostanie to zauważone i to może powodować wewnętrzny stres. Co można z tym zrobić, świetna jest metoda małych kroków, o której wspomniała Dam Radę, czyli tak trochę świadomie powoli oswajamy lęk związany ze spotkaniami ze znajomymi, może na początku tak trochę na Twoich zasadach, czyli w dogodnym dla Ciebie miejscu, czasie i długości spotkania i na początek może z jedną osobą i taką, która może nie jest dla Ciebie bardzo ważną znajomą i na której opinii, postrzeganiu i przyszłości znajomości, aż tak bardzo nie zależy i ciesz się z dokonanego małego kroczku, nawet jeśli nie wszystko poszło tak jak trzeba, to pomyśl sobie, że wcale nie musiało, bo ja nic nie muszę, ale dużo mogę i wypunktuj mocne strony spotkania - to ważne bo buduje pozytywne wspomnienia i następnym razem będzie łatwiej. I jeszcze jedna ważna i pomocna sprawa, pobudzenie ruchowe potęguje pobudzenie psychiczne, a spowodowane stresem, napięcie fizyczne mięśni wzmaga wtórnie napięcie psychiczne, bo jak wiadomo jesteśmy całością :-), można temu przeciwdziałać, tak trochę siłowo, czyli gdy jesteśmy wewnętrznie pobudzenia, to staramy się nie chodzić w kółko, czy nerwowo machać nogą itp., a właśnie starać się uspokoić ciało, usiąść, pooddychać, spokojnie przeponowo, a jak czujemy napięcie psychiczne, to fizycznie się rozpinamy ;-) czyli puszczamy mięśnie karku szyi, opuszczamy ramiona, rozluźniamy mięsnie, nie zaciskamy zębów i pięści, możemy pokręcić głową, podciągnąć mocno ramiona do szyi i szybko je opuścić (może, nie przy znajomej, ale np. przed wyjściem na spotkanie). W tej metodzie jest taki minus, że na początku musimy o niej myśleć i stosować ją świadomie, a tym samy kierować myśli w kierunku francy, choć są to myśli wnoszące więc konstruktywne, a z czasem złamiemy reakcję fizyczną organizmu na stres i mniejsze będzie samonakręcanie i wzmacnianie się pewnych mechanizmów i objawów. LAURA48 ja też miła nie będę, szczególnie dlatego, że propagujesz branie małych tabletek szczęścia, a ja jestem im mocno przeciwna, oczywiście masz prawo do swojego zdania i decydowaniu o swoim życiu i zdrowi, ale nie zachęcaj, bo to już jest słabe, poza tym ja myślę, że przez tyle lat antydepresantów, to Ty samą siebie dawno zatraciłaś - prawdziwa Ty została przykryta chemiczną kołderką, a pomyślałaś co będzie jak kiedyś, jak kiedyś z jakiegoś powodu będziesz zmuszona je odstawić? albo właśnie spadnie skuteczność ich działania? a może właśnie dlatego tu zajrzałaś? Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy
  10. To fajnie, że mnie ktoś pamięta :-) Już Ci odpowiadam na Twoje pytanie, choć z własnej głowy, a nie wschodniej filozofii, tak jak ja to rozumiem. Mrzonka to, zgodnie z definicją: zamiar niemożliwy do urzeczywistnienia, czyli coś czego chcemy, ale to chcenie nas spala, bo nie można tego osiągnąć, tracimy czas i pogłębiamy wewnętrzne konflikty, a frustracje rośnie i dlatego mrzonki, nie warto trzymać i trzeba sobie to jasno określić i uświadomić: nie da się cofnąć czasu, stać się sobą z przeszłości, stać się kimś innym, ale można to zaakceptować i być sobą, stawiać sobie cele i założenia na miarę swoich możliwości i oczywiście możemy marzyć, jak najbardziej, ale marzenia to nie mrzonki, marzenia często dotyczą teraźniejszości lub przyszłości, zawierają w sobie piękne i miłe dla nas wizje i jest często motor do działania, a przynajmniej chwila wytchnienia, odskocznia, bo jak ktoś sobie marzy, że unosi się nad piękną pachnąca łąką, to może faktycznie latać się nie nauczy, i choć to wiemy to wizja taka jest miła, kojąca, pozwala odpocząć ciału i zmysłom, a i zawiera element możliwy do realizacji, zawsze możemy poczekać do lata i położyć się na pachnącej łące i popatrzeć w niebo na ptaki :-) także marzyć trzeba, a mrzonki puszczajmy :-) Pozdrawiam ciepło
  11. Witam wszystkich, zarówno stałych, dawnych i nowych bywalców. Przepraszam, że nie odniosę się do Waszych poszczególnych problemów, rozterek i sytuacji, nieco wyskoczyłam z pewnej tematyki, poza tym forum tak bardzo poszło do przodu, że po prostu nie jestem na czasie. Ja podobnie jak Ignac i pewnie jeszcze kilka innych osób, jestem przykładem, że można wyjść z nerwicy i w dodatku wynieść z tego doświadczenia z wartość dodaną, co nie znaczy, że zagubiłam pokorę wobec francy, nie, nie zagubiłam jej, cały czas pamiętam, że każdemu może ona się przytrafić i pracować nad sobą i doskonalić pewne osobiste umiejętności trzeba zawsze. Pewnie parę osób mnie pamięta, a jeśli nawet nie, to nie będę zanudzała moim przypadkiem, bo po prostu nie widzę takiej potrzeby i nawet jej nie czuję. Często pisałam dość praktyczne i sprawdzalne sposoby radzenia sobie z myślami, emocjami i objawami naszej wspólnej oblubienicy, dziś napiszę z nieco innej strony, co jest takim uzupełnieniem mojego podejścia, może dla niektórych nie będzie to jasne i zabrzmi jak dorabianie ideologii do bardzo namacalnego problemu, ale może komuś coś da, a innym może coś da za jakiś czas :-) Dużo ostatnio piszecie o podejściu *wschodu* do różnych zdrowotnych aspektów naszego życia, ja też do tego nieco nawiążę, ale od strony metafizycznej, naginając odrobinę filozofię wschodu do naszych potrzeb. Wróciłam z bardzo dalekich wakacji, z miejsca gdzie króluje Buddyzm i tak jak na Buddyzm nie przejdę, tak filozofia z Buddyzmu płynąca pięknie mi uzupełniła mój światopogląd i filozofię życia, ale do brzegu ;-) Nieco upraszczając: - niemoc uzyskania tego co się chce jest cierpieniem - przyczyną cierpienia jest pragnienie - ustanie cierpienia to puszczenie pragnienia - droga do ustania cierpienia to właściwy pogląd, działanie, dążenie. I jak to się ma do naszego samopoczucia w kontekście tego co nas dopadło czyli nerwicy lękowej. Dopadła nas franca i bardzo jest nam z tą świadomością źle, nie możemy się z tym stanem rzeczy pogodzić, dlaczego my?, dlaczego teraz?, co się stało i jak i takie nieszczęście, za co?, dlaczego? - cierpimy, bo pragniemy jak najszybciej się jej pozbyć, nieważne jak, ważne, aby tu i teraz, natychmiast, a najlepiej cofnąć czas, być dawnym/dawną sobą, a to jest mrzonka, coś co jest niemożliwe, wiemy o tym, a i tak tego właśnie pragniemy najbardziej, albo cofnąć czas, albo pozbyć się lęku natychmiast, im bardziej pragniemy, tym bardziej cierpimy, bo nie dość, że nie możemy tego pragnienia wypełnić, to w dodatku, stoimy w miejscu, nic konstruktywnego nie robimy, cierpienie i zgryzota się pogłębia, przygnębienie i dół jest coraz głębszy, bo żyjemy mrzonką. Prawdą, jest jednak, że nie da się, tak po prostu postanowić sobie, od jutra przestaje nad sobą się użalać, przestaje żyć przeszłością, tak po prostu odpuścić sprawy i nierealne oczekiwania, zmierzyć siły na zamiary - puścić pragnienie, zerwać z mrzonkami i użalaniem nad swoim losem. Tak po prostu się nie da, ale się da, trzeba odpowiedzieć sobie na kilka pytań, czego ja tak naprawdę chcę i co mogę dla siebie zrobić, czy chcę rozbierać przeszłość na czynniki pierwsze?, czy chcę zamknięty/zamknięta pod kacem w szafie ze łzami w oczach oglądać stare fotografie, na których się śmieję i śpiewam przy ognisku z piwem w dłoni?, roztrząsać jaka kiedyś byłam szczęśliwa?, a może chcę, chodzić na beztroskie spacery?, cieszyć się z każdego promyka wiosennego słońca, trzymać dziecko za rękę, które ufnie patrzy w moje oczy i widzi w nich spokój, poczucie bezpieczeństwa i ciepło, może chcę widzieć i planować przyszłość - jeśli tego właśnie chcę, to trzeba jasno określić sobie cele, zaakceptować to co jest i kim jestem/jesteśmy/jesteście, bo to jesteśmy my, nikt inny, my sami, z nerwicą, lękiem, spokojni, szczęśliwi, czasami złośliwi, czasami dobroduszni, to my, z całym dobrodziejstwem i zasobami własnymi i czas to zaakceptować i pokochać, to my i mamy prawo do słabości, do gorszych chwil i mamy prawo do pójścia do przodu, do zastawienia nierealnych marzeń, przeszłości, przestać obwiniać się, pokutować i poprzez właściwe myślenie, światopogląd, działanie, puścić mrzonki i niemożliwe do realizacji pragnienia i przestać cierpię, po prostu żyć tu i teraz i kiedyś... Podejście jest bardzo ważne, do tego mądra terapie np. poznawczo-behawioralna i praca nad sobą - może dać bardzo dobre i namacalne efekty i spowodować, że wcale nie chcemy cofnąć czasu - ja nie chcę, między innymi dlatego, że pewne aspekty dawnej mnie doprowadziły mnie do kryzysu w moim życiu i zaburzeń lękowych. Życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie.
  12. IGNAC trzeci uczestnik jest wyjechany ;-) no fakt jeszcze tydzień, a później się umawiamy. Duży buziak dla Ciebie
  13. Dam Rade bardzo się ciesze z Twojego dobrego samopoczucia, a kawa będzie na pewno :-) Pozdrawiam z daleka
  14. MIRELA witaj, nie jesteś sama, zapewniam, że wielu z nas jest z Tobą. Nakręcasz się i już wiesz, że noc będzie słaba, a później samospełniająca się przepowiednia dokonuje się, właśnie tak karmimy swoje lęki, to my sami sobie takie noce, poranki i całe dnie fundujemy. Ale to nie czas i pora na takie wywody. Przewietrz sobie mieszkanie, posłuchaj miłej muzyki, poczuj siebie tu i teraz i pomyśl sobie, to stres, to nerwy, to moje myśli, to ja sama i moja wyobraźnia i nie ja sama takie lęki przeżywam, pomimo że takie realne, to jednak wyimaginowane ich podstawy. Możesz coś ziołowego sobie wziąć, może melisę zaparzyć, albo szklankę mleka wypić (na mnie dobrze działa). Dobrej nocy, rano będzie lepiej, a jutro zafunduj sobie długi spacer. Pozdrawiam i nos do góry :-)))
  15. MALINKO, mi raczej ze strony rodziny, czy w Twoim przypadku mamy, chodziło raczej w pomocy w kwestii psychicznej, pomocy w znalezieniu odpowiedniego psychoterapeuty i wsparcia podczas terapii, a nie empatii podczas bólu, szukania przyczyny dolegliwości w schorzeniu somatycznym i wspólnemu martwieniu się, ja nie oceniam i nie mówię, że to jest złe, czy niewłaściwe, ale raczej nie przywraca racjonalnego myślenia i w tą stronę nie kieruje, a raczej obie się zamartwiacie i podbijacie poczucie niemocy i grozy sytuacji. To raczej nie jest wina Twojej mamy, ale tego jak jej przedstawiasz swoje dolegliwości, czyli ze strony somatycznej, a nie psychicznej, a może powinnaś właśnie powiedzieć jak bardzo się boisz i że ten lęk jest irracjonalny i nie potrafisz nad nim zapanować - bo to, że jest irracjonalny, po wizycie u kardiologa to już chyba wiesz, prawda? Sama się nakręcasz, szukasz, nie wierzysz diagnozie, podważasz opinie lekarza, to jest dość typowe dla zaburzeń lękowych i czas coś z tym zrobić ale na poziomie myśli, bo myśli wywołują emocje, emocje - objawy, a objawy określone zachowanie i reakcje, a to wszystko jest dla nas trudne, ogranicza nas i ponownie wpływa na nasze myślenie, a to wywołujesz jeszcze silniejsze emocje i dotkliwsze objawy somatyczne i tak w kółko, ale kółko się rozkręca, jak lej tornado i na poziomie naszego myślenia coraz mocnej będzie się w naszą podświadomość wgryzało. Nerwica lękowa to zaburzenie sposobu myślenia i właśnie na nasze myślenie musimy wpłynąć, aby to odczarować. Sugerujesz, że panikujesz, bo boli Cię serce, a ja śmiem twierdzić, że jest dokładnie odwrotnie, boli Cię serce bo panikujesz, a panikujesz bo Twoje myśli podsuwają Twojemu ciału różne negatywne scenariusze. Malinko wiara jest bardzo ważna, ale to trochę jednak za mało, tu potrzeba pracy nad sobą na terapii, mądrej terapii u mądrego psychoterapeuty najlepiej z zakresu nurtu poznawczo-behawioralnego. Ja oczywiście mogę się mylić i coś błędnie intepretować, ale to jest jeden z minusów takiego forum, że czasami wyciągamy pochopne wnioski, ale ja to tak widzę. MIRRA witam Cię, dawno nie pisałaś, ja również się uśmiecham jak czytam takie posty jak Twój, szczególnie, że widzę u Ciebie dystans do całej sytuacji w której się znalazłaś, może ten dystans na razie jest pozorny i chwilowy i bywają trudniejsze chwile, ale ważne, wprowadzić pozytywną zmianę, a ona się z czasem rozleje na inne obszary, a budowanie dystansu i patrzenie przez jego pryzmat na pewne sprawy jest bardzo ważne i potrzebne w drodze do realnego i racjonalnego myślenia. Fajnie że jest lepiej, choć jak dobrze zrozumiałam zajawka na serce przeszła, a przyszła na głowę, ale może jak ten obszar przepracujesz i zracjonalizujesz, to pójdzie szybciej, bo masz już pewną wprawę w radzeniu sobie z irracjonalnymi, wyimaginowanymi, spreparowanymi przez nasz dużo mogący mózg, objawami i pseudo schorzeniami. Bóle głowy, mrowienie i drętwienie twarzy bardzo często są na tle permanentnego stresu, jak myślimy o czymś dla nas trudnym, to odruchowo napinamy mięśnie karku, zaciskamy zęby, podnosimy ramiona do głowy, zmniejszając światło tętnic dogłowowych, a słabiej ukrwione pewne rejony głowy mogą wywołać bardzo dotkliwe napięciowe bóle głowy i migreny i inne fajerwerki (np. piski, szumy uszne i zaburzenia widzenia), a w dodatku mogą utrzymywać się przez wiele dni, bo jak się budzimy i znowu nas głowa boli, to zaczynamy się stresować, coś sobie wkręcać i podtrzymujemy stresor i tym samym ból głowy, proste, a jakie trudne :-) Pamiętaj, to na czym się skupiamy, to urasta. IGNAC cytat *nie wiem czy JASMA prawdę pisze...* ja sobie wypraszam, że ja niby nieprawdę piszę, widać jestem bardziej spostrzegawcza od Ciebie ;-D Spokojnej nocy
  16. Malinko, masz dopiero 18 lat, powiedz mi, jeśli oczywiście chcesz, czy masz wsparcie w rodzinie?, rodziców, może kogoś innego Ci bliskiego? Pytam, bo to dość istotne, żeby z kimś kto jest przy Tobie podzielić się tym co się dzieje i dostać wsparcie i pomoc.
  17. MALINKO to, że masz objawy bólowe w okolicy serca po przebudzeniu, to jeszcze nic nie znaczy, może jeszcze faktycznie nie zdążysz się dobrze obudzić i nic złego pomyśleć, ale przy permanentnym stresie i irracjonalnym lęku, już na pewnym poziomie, objawy umiejscowione, zagnieżdżone w ciele, tak od razu nie odpuszczają i nie muszą być jakoś szczególnie inicjowane, poza tym rano fizjologicznie jest wyższy poziom hormonów stresu i to może dodatkowo wpływać na wzmocnienie pewnych objawów i odczuć, a jeszcze odnoście tych objawów, to jest to ostateczne wołanie organizmu o pomoc i zdrowy rozsądek, świadczące o przelaniu się czary lękowej goryczy, o wyższości negatywów nad pozytywami i tak jak objawy somatyczne pojawiają się na końcu, tak ostatnie odpuszczają, co oznacza, że często poziom lęku zaczyna spadać, zaczynamy racjonalnie widzieć wiele spraw, ale rozregulowany organizm potrzebuje nieco więcej czasu aby somatycznie wrócić do normy i tu cierpliwość i wiara bardzo wskazana. A poza tym, jeśli nawet okaże się, że te bóle i objawy ze strony układu krążenia mają jakieś podłoże somatyczne, to zdrowy rozsadek, racjonalne podejście i dystans do pewnych spraw bardzo pomaga uporać się z diagnozą i ewentualnym schorzeniem, bo to, że pozytywne nastawienie psychiczne w wychodzeniu z choroby bardzo pomaga to nie frazes i uproszczenie to niepodważalna prawda. Także psychoterapeuta to zawsze dobre i potrzebne rozwiązanie. Trzymam kciuki
  18. MARY10 witaj, jak zdrówko i samopoczucie? A co do lekarzy, to ja chodzę do cudownego profesora kardiologa i tak ostatnio sobie rozmawialiśmy o irracjonalnym lęku, który towarzyszy osobą na tle układu krążenia, ja mówiłam o skuteczności terapii p-b, a On powiedział, że słyszał o jej skuteczności, słyszał!, jedynie słyszał!, a wydawało by się, że tak dobry kardiolog, powinien coś więcej niż słyszeć, szczególnie, że układ nerwowy z układem krążenia, są mocno powiązane, ale tak jak pisze Ignac, nie ma lekarzy od wszystkiego i choć czasami próbują, to nie są w stanie znać się na wszystkim. Ja sobie cenię lekarzy, którzy potrafią powiedzieć, to nie jest moja specjalizacja, ale proponuję wizytę u psychoterapeuty (niekoniecznie psychiatry) bo warto zająć się zaburzeniami psychicznymi, w inny sposób niż farmakologia. IGNAC, a ja całe ciałko, bo reszta by nóżce zazdrościła ;-P a poza tym to ja kreatywna jestem i czynnik własny lubię dodać i dlatego za bardzo ciast piec nie lubię, bo tam warto jednak przepisu się trzymać :-))
  19. No i co ja mam z Tobą Ignac zrobić?, ja tu miła i kochana, a Ty mnie z buta i jeszcze krzyczenie na pana dr mi imputujesz i że rozdrażniona beztroską, a ja tyle pracy mam. Ale ok. żeby nie było, że rad do serca nie biorę, zrobiłam sobie biało-białą kawkę, batonik musli, a balsamem natarłam się cała ;-))) MALINKO, kardiolog na 8 sierpnia? hmm... pewnie warto dla świętego spokoju Twoje dolegliwości skonsultować z kardiologiem, więc może idź prywatnie, ja wiem te wizyty są kosztowne, ale chyba warto. Poza tym jak najszybciej zapisz się do psychologa, który jak będzie taka potrzeba zaleci Ci konsultację psychiatry. Lęk przed lękiem, to bardzo silny stresor i bardzo wiele spraw życiowych może mocno zakręcić, Ty jesteś na początku nerwicowej przygody, a w tym momencie, można najwięcej z tym zrobić, choć oczywiście coś musiało się tlić w Tobie od dawna, ale tłumione, dało się z tym żyć i nie było trudnych objawów somatycznych, ale w myślach, może podświadomości musiały być treści, które nakręcały lęk, a on karmiony rósł w siłę i eksplodował, a razem z nim objawy - które zazwyczaj są wierzchołkiem góry lodowej, ale to one nas skłaniają do zrobienia czegoś z tym. Niestety zazwyczaj zaczynamy biegać po lekarzach szukając choroby somatycznej, zazwyczaj doszukując się bardzo ciężkich schorzeń, od lekarza do lekarza, z badania na badanie, a jak wychodzą ok., to wcale nas nie uspokaja, ale stajemy się bardziej zdeterminowani w poszukiwaniach, albo też myślimy, że ktoś się pomylił i czegoś nie zauważył, więc powtarzamy badania, czytamy, diagnozujemy, radzimy się, a lęk rośnie w siłę i nasze zafiksowanie na naszym zdrowiu również, a przy takiej polaryzacji, ciężko żeby nie zawalać różnych innych życiowych spraw. Po zrobieniu badań podstawowych i przejściu niezbędnych konsultacji lekarskich, w celu wykluczenia choroby somatycznej, należy zająć się swoją głową, myślami, podejściem do siebie i życia, czasami trzeb przepracować przeszłość, warto zacząć robić coś konstruktywnego w celu przywrócenia racjonalnego myślenia. Pozdrawiam i miłego dnia życzę
  20. Amen - to oczywiście do podkreślenia słów Ignaca, z którymi w całej rozciągłości się zgadzam, również w zakresie słów kierowanych do Pana Doktora. Owszem, zdrowy styl życia, w tym skuteczny odpoczynek i sen, racjonalne żywienie, unikanie stresu i aktywność fizyczna najlepiej na świeżym powietrzu, to zawsze działa i na osoby lękowe również, ale wspierająco, rozluźniająco, ale problemu nie załatwia, bo problem jest gdzieś głębiej, jest mocno ugruntowany, długo na niego pracowaliśmy i najpierw trzeba dotrzeć do przyczyny irracjonalnego lęku, później zrozumieć, co jak i dlaczego i to przepracować, gruntownie, systematycznie i na spokojnie, dając sobie czas na powrót do równowagi psychicznej szeroko rozumianej. Leki też nie leczą zaburzeń lękowych, niezbędna jest terapia, a najskuteczniejsza w tym zaburzeniu: poznawczo-behawioralna. Ja bym była też ostrożna, z doradzaniem osobie lękowej częstego mierzenia ciśnienia i tętna, bo jeśli ktoś ma *zajawkę na ciśnienie*, to jest w stanie nie ściągać mankietu od ciśnieniomierza, a to zafiksowanie powoduje silny stres, który podnosi ciśnienie już na samą myśl o mierzeniu ciśnienia, a jak podczas mierzenia wartości są zawyżone, to jeszcze bardziej nakręca lęk i powstaje błędne koło. Ciśnienie trzeba kontrolować, tętno też, szczególnie jak ktoś ma stwierdzone nadciśnienie i jest leczony lekami obniżającymi ciśnienie, ale robić to należy systematycznie o ustalonych z lekarzem godzinach. Ale co istotne syndrom białego fartucha nie jest uważany za schorzenie somatyczne, a właśnie psychiczne i nie leczy się go lekami obniżającymi ciśnienie, podobnie wzrost ciśnienia na tle emocjonalnym, a dlaczego, a dlatego że, osoby w sytuacjach silnych reakcji emocjonalnych u których wzrastają wartości ciśnienia, zazwyczaj w sytuacji codziennej, zwykłej, spokojnej ciśnienie mają na właściwym poziomie, a czasami nawet za niskie, a jeszcze takich inteligentnych leków nie wymyślono, które by obniżały tylko za wysokie ciśnienie, a jak jest w normie to zostawiały by w spokoju i nie sprawiały, że delikwent ledwo sunie nosem po podłodze, szczególnie, że lęk i emocje dopadają nas trudnych do przewidzenia porach i godzinach dnia. Ale oczywiście, aby właściwie rozgraniczyć czy to jest nadciśnienie związane z układem krążenia czy na tle emocjonalnym (choć niestety czasami jest jedno i drugie), należy się zbadać w niniejszym kierunku, robiąc między innymi Holtera ciśnieniowego. Pozdrawiam serdecznie wszystkich
  21. EDIK, a skąd Ty wiesz co ja powiem ;-) nie każde czytanie o przypadłościach, jest szukaniem nowotworu, sm, czy zawału, czasami po prostu zasięgamy języka, a najprościej jest w necie, tylko, ważne (co dla osób lękowych z natury rzeczy jest trudne) aby na czytaniu o tej konkretnej przypadłości skończyć, aby nie iść połączeniami, czy sugestiami, powikłaniami i przyczynami, często mocno przesadzonymi i rozbuchanymi przy dość prostej dolegliwości, to tak jak wchodzisz do sklepu po konkretną rzecz np. żel pod prysznic, a wychodzisz z żelem, kompletem ręczników i wanną z hydromasażem ;-) KASMER :-) jak idziesz na rozmowę z takim podejściem, to jak pewnie się domyślasz, na rozmowie widać Twoją niepewność i zdenerwowanie i to może mieć wpływ duży na wynik rekrutacji, czyli taka samospełniająca się przepowiednia. A pomyśl sobie tak, dlaczego nie cieszyć się na zapas, komu to w czym szkodzi, nawet jeśli się nie uda to przynajmniej nie martwiłaś się na zapas, reagowałaś z dystansem, przygotowałaś się, podeszłaś spokojnie, ale przecież zawsze to różnie bywa, nie każdy pasuje na każde stanowisko i bynajmniej nie dlatego, że jest do niczego, a jak podejdziesz tak trochę na spokojnie, to w razie niepowodzenia, to nie zostawi takiego śladu na psychice i na pewno nie pomyślisz, że z Tobą jest coś nie tak. A nawet jeśli będziesz się pozytywnie nastawiała, to, to pozytywne nastawienie nie zawsze oznacza, że zakładasz, że dostaniesz pracę, ale np. fajnie sprawdzę się, zobaczę jak teraz się rekrutuje, poznam firmę, wyniosę doświadczenie na przyszłość, a nawet jeśli nastawisz się tak super pozytywnie i będziesz myślała, że tą pracę dostaniesz, a tak się nie stanie, to co z tego, nic, czasami przecież można być pozytywnie naiwnym, wierzyć i cieszyć się na zapas, a kto Ci zabroni? nikt przecież :-)) A poza tym czarnowidzctwo z punktu widzenia rozwoju osobowości jest błędnym postrzeganiem świata, czyli to błąd, coś co jest nie prawidłowe, coś co się wykształciło w niewłaściwy sposób i trzeba z tym walczyć, to nie jest mechanizm dostosowawczy, a wręcz przeciwnie, to jest rodzaj zniekształcającej przesłony przez którą patrzymy na świat, podobnymi przesłonami są inne błędy poznawcze spokojnie można ja wyrzucić do kosza. A złe przeczucia to projekcja własnych lęków. Pozdrawiam
  22. GOSIACZEK *to choróbsko* dopadło Cię znacznie wcześniej, choć nie jest choróbsko, tylko zaburzenie psychiczne na tle lękowy, dużo wcześniej zaczęłaś na ten stan pracować, oczywiście wychowanie i błędy dorosłych mocno Ci się przysłużyły do tego choroba mamy, chłopak który zostawił, nadwyrężyły dodatkowo Twoją rozdygotaną psychikę, a teraz, ponieważ zostawiłaś ludzi, których kochasz, pracę, którą lubisz i miejsca, które znasz, znacznie spadło poczucie bezpieczeństwa, pojawiły się konflikty wewnętrzne, bo zrezygnowałaś z wielu rzeczy na rzecz innej, może ważniejszej, może nie, setki pytań, niejasności i to wszystko na bazie już istniejących zaburzeń lękowych, niezły *koktajl mołotowa*, nie dziw się, że czujesz to co czujesz, oczywiście musisz sam zastanowić się co dalej ze swoim życiem chcesz zrobić, może możesz tama gdzie jesteś iść do psychologa, albo wrócić do Polski i tutaj przepracować na terapii różne aspekty Twojego życia, aby móc w nim pełnowartościowo funkcjonować i w związku też. To oczywiści tylko moje pomysły i delikatne sugestie :-) Walkę to Ty na razie prowadzisz sama ze sobą, która zabiera siły, a mam wrażenie, że walki z nerwicą lekową to na razie jeszcze nie zaczęłaś, bo stanięcie do tej właściwej walki, sił i motywacji Ci doda. Pozdrawiam i trzymam kciuki.
  23. Witam wszystkich :-) ISELOR bardzo możliwe, że pierwszy atak bólowy mógł być spowodowany przetrenowaniem, nerwobólem, więc ból mógł być realny i mógł mieć podłoże somatyczne (choć już raczej się nie dowiesz jakie tak dokładne i nie ma to żadnego znaczenia), ale ten ból tak, jak napisałeś wywołał panikę i silny lęk i zareagowałeś bardzo emocjonalnie, a ta reakcje wywołała objawy w postaci tachykardii i wysokiego ciśnienia - tak mogło być, choć to są tylko moje pomysły. Są pewne schematy, zgodnie z którymi w sytuacjach zagrożenia działamy (realnego lub wyimaginowanego, nasz mózg tego nie odróżnia, dostaje sygnał i uruchamia całą lawinę reakcji) i choć każdy jest inny to pewne mechanizmy dzieją się podobnie i zgodnie z powyższym, w pewnym uproszczeniu: - zaczęło Cię boleć, nie bardzo się tym przejąłeś, jakoś zracjonalizowałeś, ale w głowie jakiś niepokój pozostał - później ból powrócił - zacząłeś myśleć co jest?, dlaczego boli?, to pewnie serce?, coś się bardzo złego dzieje! - do tego dołączyły się bardzo silne emocje i lęk - wystąpiły objawy somatyczne: później tachykardia, wysokie ciśnienie i wzmocnienie objawów bólowych - zacząłeś czytać w internecie i zadzwoniłeś po karetkę Czyli było jakieś zdarzenie, to wywołało destruktywne, nakręcające myśli, one wywołały silne reakcje emocjonalne, na te emocje organizm zareagował somatycznie, ferując trudne objawy, a te spowodowały pewne zachowanie i reakcje, a to następnie wpłynęło na nasze myślenie i tak w kółko, to się później rozciągnęło w czasie, ale jak sądzę schemat cały czas działał, lęk nakręcał i coraz bardziej mniej racjonalnie postrzegałeś swoje objawy, a myśli lękowe, choć może czasami lekko stłumione, zepchnięte, tliły się podskórnie, co jakiś czas wyłażąc. To jest takie błędne koło, które trzeba zatrzymać i odczarować na poziomie myśłi i to świetnie robi terapia poznawczo-behawioralna. ISELOR (nick prawie jak z władcy pierścieni ;-)) nawet jeśli wyniki badań, na które czekasz nie wyjdą super, to nie zmienia faktu, że dystans i racjonalne myślenie w każdym schorzeniu pomaga i umożliwia zdrową i konstruktywną mobilizację do działania, a irracjonalny lęk zawsze, zawsze pogrąża, a pozytywne, a co najmniej racjonalne psychiczne podejście do leczenia jest bardzo ważne i do tego potrzebna jest Ci psychoterapia, najlepiej p-b. MAGDAACO, piszesz, że nie wiesz, od czego się wszystko zaczęło, ale pewnie było jakieś zdarzenie, które od razu albo później wywołało jakieś myśli i dalej poszło, najpierw rozwijało się subtelnie, gdzieś tam siedziało, tkwiło, dochodziły koleje elementy układanki i coś spowodowało eskalację i np. panikę. To myśli nasze i cały łańcuszek następstw i wzajemnie powiązanych ze sobą elementów wpędza nas w takie bagno, to my sami, nasz wyobraźnia i brak wewnętrznych, psychicznych mechanizmów obrony przed irracjonalnym myśleniem, to wszystko nam funduje. Na zaburzenia lękowe pracujemy bardzo długo, choć długo sobie tego nie uświadamiamy, bo daje się z tym żyć, później dochodzi do wzrostu poziomu lęku i to zaczyna nas martwić, ale żeby z tym się uporać na stałe, należy dotrzeć do początku, przeanalizować, przepracować, zmienić schematy myślenia, zracjonalizować wiele spraw, niejako odkręcić, a to wszystko wpłynie na nasz sposób myślenia - ciężko to zrobić samemu, potrzebny jest dobry psychoterapeuta i duże nasze zaangażowanie w terapię, a później doskonalenie nabytych umiejętności, ale trzeba dać sobie na to czas. Jesteś zdrowa na umyśle, ale lęk to straszne uczucie i za wszelką cenę trzeba się z nim rozprawić od środka bo on tam właśnie siedzi, a objawy to tylko jego przydupasy. BEZRADNA I GOSIACZEK, właściwie to co napisałam powyżej, w mniejszym lub większym stopniu może Was dotyczyć. Zaburzenia lękowe mają jakiś początek, coś w nas lub naszym otoczeniu wpływa na ich rozwój i eskalację, co z czasem bardzo obniża jakość życia, a nawet je mocno ogranicza, a nas spychając w ciemność. Po dokonaniu wstępnej diagnostyki (w zakresie o jakom pisze IGNAC), zainwestować w dobrego psychologa i rozpocząć walkę o spokojne przyszłe życie :-)) Nerwica lękowa to choroba myśli. EDIK :-) dlaczego nie potrafisz się cieszyć, już Ci mówię, bo tak jesteśmy wychowani, nie zapeszać, nie cieszyć się na zapas, lepiej postrzegać pesymistycznie, bo w razie czego się nie rozczarujemy, a jak będzie dobrze to będziemy miło zaskoczeni i jak w stabilnej sytuacji życiowej, to po prostu jesteśmy ostrożni i bardzo zachowawczy w poczuciu radości i szczęścia, co też fajne nie jest, ale wielkiej krzywdy nie robi, ale w sytuacji kryzysowej jakiegoś psychicznego dołka, to takie podejście czkawką się odbija i mocno nas dobija, podejście zachowawcze do życia zmienia się w podejście mega negatywne, destruktywne i z tak mocno wpisanym podejściem ciężko walczyć i z dnia na dzień się nic nie dzieje. To o czym napisałam to jeden z błędów poznawczych - czarnowidzctwo, jest ich więcej: - CZARNOWIDZCTWO CZY TEŻ BŁĄD JASNOWIDZA, boimy się cieszyć, bo na pewno będzie żle, przewidujemy przyszłość, snujemy czarne wizje, , na pewno się nie uda, czuję że będzie żle... - WYOLBRZYMIANIE NEGATYWÓW, skłonność do robienia z igły widły, to jest straszne, okropne, nie daję rady, już nie wytrzymam, to co się stało to już koniec, nie będzie już dobrze... - MYŚLENIE CZARNO-BIAŁE, coś jest dobre albo złe, ładne albo brzydkie, czuję się trochę gorzej - czyli jest źle, nieuwzględnianie tego że nie jesteśmy doskonali i ze życie ma różne odcienie i pomimo tego nadal może być wartościowe... - CZYTANIE W MYŚLACH, on tego nie powiedział, ale na pewno miał na myśli, jakość tak dziwnie patrzył, pewnie nie chciał mnie zmartwić, na pewno jest źle, tylko to przede mną ukrywają... WALCZMY Z NIMI TO SĄ BŁEDY, KTÓRE NABYLIŚMY, WIELE LUDZI MA JE WPOJONE, ALE DLA NAS SZCZEGÓLNIE SĄ GROŹNE. Z uporem maniaka piszę o automatycznych myślach negatywnych, oddziaływaniu myśli-emocje-objawy-zachowanie-myśli... i o błędach poznawczych - głównie dlatego, że wiem jakie powyższe elementy mogą mieć wpływ na powstanie zaburzeń lekowych i jak ich zrozumienie i okiełznanie pomaga, choć najdłuższym i najbardziej pracochłonnym transferem jest transfer ze świadomości do podświadomości :)) ale się da, trzeba to zrozumieć i pracować. EDIK, ja i z tego co wiem Ignac również, coraz mniej zaglądamy na forum, dlatego, mam nadzieję, że niedługo inni np. Ty przejmiecie naszą schedę :-)) Zaglądam czasami z ciekawości, na inne wątki, na niewielu jest tak konstruktywnie i merytorycznie, jest tak dzięki nam wszystkim, pewnej pokorze, empatii i zrozumieniu i bardzo bym chciał aby zostało tak na dłużej.
  24. MEGI cudownej siły nie ma, ale siła jest, może nie z dnia na dzień, ale do przodu na pewno, dobrze, że o tym rozmawiasz i ten aspekt Twojego zaburzenia na terapii poruszasz i nad nim pracujesz. Z dnia na dzień to można katar złapać, ale żeby się go pozbyć, to też z dnia na dzień się nie da.
×