
EWALIT54
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez EWALIT54
-
Alis87 :-) to, że Twoje dziecko ma 5 lat nie zmienia niczego. Każdy, kto zmienia tryb życia, musi się do niego przystosować. Z tego, co piszesz, urodziłaś dziecko będąc bardzo młodą i nagle, Twoje życie zmieniło się z bezpiecznego u rodziców na samodzielne i odpowiedzialne. Bardzo dużo ludzi ma problemy z nerwicą, właśnie po kilku latach od zmiany sposobu życia. W wyobraźni wszystko wydaje się piękne i pełne szczęścia, rzeczywistość jest znacznie bardziej prozaiczna, to zderzenie rzeczywistości z wyobrażeniami odreagowuje się właśnie nerwicą. Tu na tym forum najwięcej jest młodych kobiet, które mają małe dzieci, dom itp. Rzeczywistość je przerosła i problem gotowy. Trzeba to leczyć i nauczyć się inaczej myśleć o sobie i swoim obecnym życiu. Nawet jak nie wspomina się, jak to miało być pięknie i zupełnie inaczej niż w domu z rodzicami, to podświadomość pamięta, niestety. Życzę wszystkim miłego weekendu i pozdrawiam :-) Ewa
-
Alis87 :-) witaj. Moim zdaniem powinnaś pość do psychiatry jak najszybciej. Często zdarza się, że pierwsze poważnie objawy nerwicy uaktywniają się jak ma się małe dziecko. Wpływa na to zmiana trybu życia, dodatkowo odpowiedzialność za dziecko, nieprzespane noce, hormony i wiele jeszcze innych czynników i często organizm nie daje rady z tymi wszystkimi zmianami i gotowe. Jest nerwica, która jest często formą obrony organizmu, albo raczej takim czerwonym światełkiem, że coś się z nami niedobrego dzieje. Dlatego powinnaś pość do lekarza i dobrze byłoby, gdybyś pochodziła na psychoterapie, która nauczyłaby Ciebie odnalezienia siebie samej w zupełnie nowej sytuacji, jaką jest posiadanie dziecka, męża, własnego życia i odpowiedzialności za wszystko. Jak nie skorzystasz z pomocy lekarza i terapeuty, to oczywiście przeżyjesz, ale nerwica, będzie ciągnęła się za Tobą przez całe życie i uaktywniała się w bardziej stresujących sytuacjach, a po co Ci to? Leczenie w początkowym stadium jest znacznie łatwiejsze nie w zaawansowanej nerwicy, dlatego idź do lekarza i znów bądź szczęśliwa :-) Powodzenia ;-) Ewa
-
Starsza Pani. Witam Cię, ale ja nie rozumiem, o czym Ty piszesz. Z jednej strony piszesz, że bierzesz leki i mimo brania źle się czujesz, później piszesz, że przestałaś brać leki i czujesz się lepiej, ale nadal będziesz walczyć i wiesz, że to jest trudna walka i będzie ciężko, ale się nie poddasz. Do tego w Twoich wpisach nie wspominasz ani lekarza, ani terapeuty. Z całym szacunkiem, ale ja czytając Twoje wpisy odnoszę wrażenie, że Ty masz problem ze sobą, z własnym, nie wiem czego chce i nie wiem, czego nie chcę. Chcesz walczyć, ale tak na prawdę, to chyba nie bardzo wiesz, ani z czym, ani po co. Jedyna rzecz jaką wiesz, to, to, że chcesz dobrze się czuć. Możesz mnie posłuchać, albo nie, to jest Twoje życie i Twoje samopoczucie, ale powtórzę to, co pisałam już wcześniej; nie możesz leczyć się sama, bo zrobisz sobie krzywdę. Na początku będziesz odnosiła niewielkie sukcesy, ale po pewnym czasie nerwica zwali Cię z nóg i wylądujesz u lekarza czy będziesz tego chciała, czy nie. Nerwica, to bardzo podstępna i zdradziecka choroba, na którą nie umiera się, ale też nie chce się żyć. Napisałaś, że poszłaś do koleżanki i wygadałaś się i płakałaś i ona płakała i Ci ulżyło... Można z tego wnioskować, że nie miałaś wcześniej okazji wygadać się ze wszystkiego, co w Tobie jest i boli, a to z kolei oznacza, że nie chodziłaś na psychoterapię. Rady koleżanki, to na pewno wspierająca rzecz, ale koleżanka, to nie specjalista od psychoanalizy, a Ty potrzebujesz specjalisty. Na zakończenie, moim zdaniem potrzebujesz lekarza i psychoterapii. Najlepiej byłoby gdybyś znalazła lekarza i psychoterapeutę w jednej osobie, ale to trudne, dlatego znajdź sobie dobrego psychiatrę i dobrego psychoterapeutę. Lekarz uwolni cię od złego samopoczucia, płakania i braku wiary w dalsze życie, a psychoterapeuta *odkręci* Cię, bo ja myślę ( na podstawie tego, co sama piszesz), że jesteś bardzo pogubiona i nie wiesz ani w którą strona masz, możesz czy chcesz iść, ani nie wiesz jak masz to zrobić... Życzę Ci odwagi w poukładaniu swojego emocjonalnego życia i odwagi skorzystania z pomocy fachowców. Im szybciej to zrobisz, tym dłużej będziesz szczęśliwa... Życie mimo wszystkich wad, smutków, chorób i innych niefajnych rzeczy, to mimo wszystko jest NIEPOWTARZALNE i szkoda jest stracić nawet jeden dzień z dni jakie nam jeszcze zostały... Przytulam Cię :-) Ewa
-
OPTYMISTKA :-) Ja myślę, że wcale nie miałaś gorszego dnia. My wszyscy jesteśmy bardziej wrażliwi emocjonalnie i jeżeli w pracy klient zadaje Ci jakieś bezsensowne pytanie po raz któryś tam, to masz prawo się zdenerwować. Nawet zdrowego człowieka takie kretyńskie pytania denerwują. Ty z całą przytomnością (dzisiaj wszystko pamiętasz i nie wydarłaś się histerycznie na klienta), odpowiedziałaś mu, ze *do wróżki*. To bardzo przytomna odpowiedź i trocha żartobliwa, dla niektórych może trochę tupeciarska, ale była to odpowiedź bardzo konkretna, zamykająca zadawanie głupich pytań. Ja myślę, że zachowałaś się przytomnie i na pewno zdrowo :-)) Rozbawiłaś mnie ta sytuacją w Twojej pracy :-)) Ja tez pracuję z klientami i nie raz mam ochotę ich zamordować, ale uśmiecham się i grzecznie odpowiadam. Tak to już musi być... :-) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wiary i wytrwałości, a będzie dobrze. Wiosna jest już blisko... Ewa IGNAC :-) Dziękuję i pozdrawiam :-)
-
Alis :-) Trzymaj się i tak jak piszesz; nie angażuj się emocjonalnie w sprawy, które są dla Ciebie trudne i w sprawy, na które nie masz wpływu. Ja po tych wszystkich latach *przyjaźni* z nerwicą, wiem, że to podstawa. Sama wiesz, że do zapanowania nad własnymi emocjami potrzebna jest psychoterapia, wsparcie bliskich ludzi i lekarstwa. Jak najgorsze minie, leki należy stopniowo odstawiać, pozostając przy terapii i ciężkiej pracy nad sobą. Ta terapia i praca nad sobą jest niezbędna, aby umieć unikać i wycofywać się z emocjonalnie niebezpiecznych dla nas sytuacji. Jak człowiek nauczy się innego postrzegania świata, to nerwica nie będzie miała szansy na zamieszkanie, czy nawet tylko zagoszczenie w nas. Natomiast jak już *zjedziemy w ciemność*, co może się zdarzyć, bo życie jest nieprzewidywalne tak in plus, jak i in minus, to w takich sytuacjach potrzebny jest lekarz i przejście kuracji farmakologicznej nie rezygnując z psychoterapii. Leczenie nerwicy, to stała kontrola i czujność. Z czasem panowanie nad emocjami stanie się normalne, tak jak jedzenie, spanie, czy korzystanie z łazienki... :-) Życzę Ci powodzenia :-) Ewa
-
PETER60 Zgadzam się. Przepraszam, ale czasami tylko taka forma do niektórych dociera... Nie zamierzałam ani nie zamierzam nikogo obrazić i jeszcze raz przepraszam każdego, kto poczuł się dotknięty... Ewa
-
OPTYMISTKA :-) Walcz, bo warto. Ja uzależniłam się od TRANXENE, ale też już z tego wychodzę. Naczytałam się na tym forum tylu rzeczy, że już nigdy nie nakręcę się do stanu histerii czy szajby. Na przeciw mojego bloku jest siłownia i jak tylko popadam w jakieś *pogubienia*, to idę tam pobiegać. Na początku było mi głupio, bo tam sami młodzi, *wyrzeźbieni* ludzie, a ja pani w podeszłym wieku, ale teraz mam, to gdzieś. Schudłam, lepiej oddycham no i wybiegam całą energię. Do tego jak jest mi źle, to jadę do lasu z koleżanka i wydzieramy się jak idiotki. Potrafię tak krzyczeć, że czuję jak cała zła energia ze mnie uchodzi. Krzyczę, aż padam na kolana i zaczynam strasznie płakać. Kiedyś jeździłam krzyczeć do lasu 2 razy w miesiącu, a teraz raz na pół roku. To doskonała terapia i jeszcze nigdy nikt nie wezwał Policji... hahaha Pozdrawiam Cię Optymistka i życzę Ci, żebyś nie zrezygnowała z walki o siebie. powodzenia :-0 Ewa Pozdrawiam i przytulam Basie i Cinka i Magdzik i Futerko i Wiole i wszystkich, którzy walczą :-) Ewa
-
Starsza Pani i Elka :-) Przeczytajcie, co same napisałyście. To się nazywana NAKRĘCANIE! Pierwsze podstawowe pytanie jakie powinnyście sobie zadać, to czy chcecie wyjść z tej pieprzonej nerwicy czy nie. Tak jak wielu ludzi z tego forum chorujecie na szajbę i koniec na tym. Ty starsza Pani miałaś już tyle sytuacji w których byłaś przekonana, że umierasz, że nie oddychasz, że strach Cię właśnie zabija i jakoś prze te wszystkie przypadki nie umarłaś. Jeżeli weszłaś na to forum, żeby wyjść z nerwicy, to masz szansę, bo Twoje objawy i wszystkich tutaj są podobne i opisy innych forumowiczów niosą pozytywne przesłanie, że mimo całego lęku, duszności, itp., jakoś nikt na nerwice nie umarł. Ludzie tu czują się lepiej lub gorzej, ale większość, zdecydowana większość weszła na to forum, żeby sobie pomóc, chociaż przez porównanie się do innych i po wsparcie i to wsparcie tu wszyscy dostają. Zastanów się Starsza Pani, po co Ty weszłaś na to forum, bo jeżeli weszłaś tu, żeby odrzucać rady i przeżycia innych i uważać siebie za wyjątkowo chorą na nerwicę bez szansy wyjścia z tego, to nie tylko nie pomożesz sobie i nikt Ci nie pomoże, to jeszcze przerażasz innych. Nie jesteś na nic chora. Sama napisałaś, że przeprowadzono Ci masę badań i nic poważnego nie wykazały, więc NIC Ci NIE JEST!!! Sama się nakręcasz i z całym szacunkiem, ale ja uważam, że to lubisz, bo może wtedy zwracasz na siebie większa uwagę angażując męża w swój nieuleczalny stan zdrowia. .. Przeczytałam dokładnie, co napisałaś o rozmowach z lekarzem, którego znacz od 30 lat i który radzi Ci brać to, co brałaś, bo skoro dobrze się czujesz, to bierz... Ja tam usłyszałam jeszcze.. *daj mi spokój kobieto, nie potrzebujesz żadnych leków, ale skoro chcesz być chora, to bierz, po te 1/2 tabletki, ja wcześniej i będzie ok * Wszystkie leki benzo działają w podobny sposób; są to leki, które można brać przez 4 - 6 tygodni, i należy przestać to brać z dwóch powodów tj. 1). uzależniają jak narkotyki, a po 2). po tych 4 - 6 tygodniach przestają działać, bo organizm bardzo szybko je akceptuje i należy zwiększać dawkę, dokładnie tak samo jak przy narkotykach. Sama piszesz, że brałaś po 1/2 tabletki rano i wieczorem i nie zwiększałaś dawki i dobrze się czułaś, co z farmaceutycznego punktu widzenia jest niemożliwe, żeby Ci pomagały po okresie dłuższym niż max. 6 tygodni, ale z psychicznego punktu widzenia to jest jak najbardziej możliwe. Wmówiłaś sobie, że Ci pomagają i jak tylko postanowiłaś odstawić, to stałaś się umierająca. W Twoim przypadku, równie dobrze mogłabyś dostawać placebo i dopóki byś brała byłoby dobrze, a jak byś odstawiała, to objawy by wracały, bo cała Twoja choroba jest wyłącznie w Twojej głowie i nikt na świecie, nie będzie w stanie Ci pomóc, jak T, Starsza Pani, nie będziesz tego chciała!. Z całym szacunkiem, ale lekarz traktuje Cię niepoważnie, mąż traktuje Cię niepoważnie, tym, co piszesz na forum pokazujesz, ze nie jesteś zainteresowana niczyimi radami, ani pomocą, bo Ty, Starsza Pani CHCESZ BYĆ CHORA! Przeczytaj po kilka razy, co sama piszesz, przeczytaj po kilka razy wpisy innych forumowiczów i zastanów się czy ja nie mam racji. Nerwica czy szajba, czy jakkolwiek tego nie nazwać, to choroba, ale nie śmiertelna i można nauczyć się z tym żyć i czuć się dobrze, ale trzeba chcieć i trzeba nad tym pracować. Na tym forum jest pełno ludzi, którzy byli w bardzo złym stanie, a teraz czują się lepiej. Masz szansę. Potrzebujesz psychoterapeuty, z którym będziesz szczera do bólu i systematycznego odstawiania leków pod kontrola lekarza. Musisz chcieć być zdrowa, musisz być konsekwentna i musisz przestać roztkliwiać się nad sobą, tak jak każda osoba z nerwicą lękowa czy obsesyjno-maniakalna czy jakąkolwiek inną. Pozdrawiam. Ewa
-
Witaj Kasiu :-) Mam nadzieję, że nadal dobrze się czujesz. Ja też czuje się lepiej. Przytulam Cię mocno :-) Jak Twoja teściowa? Lepiej się czuje? To co napisałaś jest tym samym, co ja napisałam, tylko jakoś krócej Ci wyszło :-)) Ja zawsze tak rozwlekle się rozpisuję :-)) Miejmy nadzieje, że Starsza Pani wyprowadzi poprawne wnioski z naszych doświadczeń i zmieni swój stosunek do leczenia się i pójdzie po pomoc do lekarza i uda jej się z tego wyjść... My na tym forum będziemy Starszą Panią wspierać, ale pomóc musi sobie sama... Ewa
-
Starsza Pani :-) Ja mogę wypowiadać się tylko na własny temat i na temat ludzi, których znam i są w podobnej sytuacji do mnie. Z tego co piszesz, to. moim zdaniem, przez te trzy miesiące zrobiłaś sobie bałagan w systemie nerwowym i dlatego tak bardzo zjechałaś w ciemność. Ja na Twoim miejscu ( po własnych doświadczeniach i nie tylko własnych) wróciłabym natychmiast do dawnego brania po 1/2 tabletki rano i tak, jak piszesz 1/2 tabletki wieczorem. Za kilka dni poczujesz się lepiej i jak Twój stan ustabilizuje się, zaczęłabym odstawiać zgodnie z możliwością odstawiania po 1/10 tabletki wieczorem i tak jak opisałam wcześniej; stopniowo, systematycznie i konsekwentnie, aż do zaprzestania brania zupełnie. Możesz wspomagać się innym, mniej drastycznym lekiem, ale tylko za sprawą lekarza. To, co robisz, raz biorę, raz nie i znów po dwóch dnia biorę i przerwa, doprowadzić Cię może do bardzo złych skutków, łącznie z lękami, paniką, brakiem perspektyw na przyszłość, beznadzieją, bezsennością, myślami samobójczymi. Ja przeszłam przez piekło odstawiania takiego jak Ty i później odstawiania systematycznego i regularnego i ta druga metoda też jest trudna, ale znacznie łatwiejsza niż ta pierwsza. To Twoje życie i Twoja choroba i Twoje samopoczucie i zrobisz, co będziesz chciała, ale skoro weszłaś na to forum, to znaczy, ze szukasz pomocy, więc z niej skorzystaj, albo chociaż spróbuj i myślę, że należy odstawiać benzo pod kontrola lekarza, mimo wszystko! Spróbuj nabrać dystansu do swojego samopoczucia i przyczyn tego złego samopoczucia. Jeżeli nie umiesz o tym myśleć, bo się gubisz i panikujesz, to zacznij pisać wszystko, co zrobiłaś, jak odstawiasz leki, jak się czujesz, co czujesz, co myślisz, jak bardzo się boisz i wszystko co się z Tobą dzieje, a później to czytaj. Jak czyta się, nawet własne zapiski, nabiera się dystansu, to tak jak byś czytała o kimś innym. może to Ci pomoże. Moim zdaniem metoda, która obrałaś zaprowadzi cie w ślepy zaułek i będziesz musiała zacząć wszystko od początku wcześniej lub później, ale wybór należny do Ciebie. Zapewniam Cię, że z tego można wyjść, trzeba tylko chcieć i wiedzieć jak. To dwa bardzo ważne czynniki. Pozdrawiam Cię i życzę powodzenia w przemyśleniach. Ewa
-
Starsza Pani :-) przykro mi, ze tak się czujesz, ale tym, co piszesz, chyba sobie nie pomożesz. Ja brałam bez przerwy przez 4 lata i jak zaczęłam znów źle się czuć przepisano mi dodatkowy lek przeciwlękowy i później następny antydepresant i czułam się lepiej tylko przez jakiś czas. niestety! Dzisiaj wiem, że benzo można brać tylko 4-6 tygodni i stopniowo odstawiać, a antydepresanty można bezpiecznie brać przez 4 -6 miesięcy i stopniowo odstawiać. Tak powinno leczyć się nasza nerwicę. Nerwica, to choroba, której nie można wyleczyć, bo jest zależna od naszej wrażliwości, od czynników życiowych, od przeżyć nawet tych w dalekim dzieciństwie. To wszystko jest w nas i w nas pozostanie, ale można nauczyć się żyć z nerwicą. Taką podstawową rzeczą jakiej trzeba się nauczyć, to nie angażowanie się emocjonalne we wszystkie sprawy, na które nie mamy wpływu. To trudne, ale nauczyć się można i argumenty, które nas powinny motywować, to takie, że i tak niczego nie zmienimy w sprawach, na które nie mamy wpływu i jedyna rzecz jaką możemy zrobić, to zmarnować i zrujnować życie sobie i ludziom, którzy są nam bliscy. To wystarczające powody, dla których warto jest zmienić własny stosunek do własnego życia i wszystkiego, co nas otacza. Żeby oduzależnić się od leków z grupy benzo trzeba zmniejszać dawkę o 1/10 dawki dobowej. Regularność brania leków musi być systematyczna, a zacząć zmniejszanie dawki powinno odbywać się każdego wieczoru i tak przez dwa miesiące. Po dwóch miesiącach należy dołożyć kolejną 1/10 dawki, tym razem rano i znów przez dwa miesiące. Następną 1/10 dawki znów zmniejszyć wieczorem i po 2 miesiącach odjąć kolejną 1/10 i taj systematycznie i do końca. To będzie, mimo wszystko, bardzo trudne dlatego, że leki z grupy benzo działają bardzo długo, ponieważ kumulują się w tkance tłuszczowej. Objawy odstawienne mogą być odczuwalne dopiero po 2-3 tygodniach od zmniejszenia dawki. To trudne i w zależności od samozaparcia i objawów można przez to przejść bez pomocy lekarza od odwyku, ale ja nie dałam rady. potrzebowałam leków, które działają podobnie, ale znacznie krócej i nie uzależniają i nie odkładają się w tkankach. W aptece można kupić gilotynkę do dzielenia tabletek i to pomaga, ale podstawowa rzeczą jest systematyczność i samozaparcie i pewność, że chce się pozbyć uzależnienia od brania leków. Ja biorę już 50% mniej i czuję się coraz lepiej. Jestem pewna, że jak już odwyknę od tego gówna będę zdrowa. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jestem wrażliwa, znerwicowana i życie jest jakie jest, do tego jestem coraz starsza i na pewno nie raz będę potrzebowała leków uspakajających, ale już nigdy nie połknę niczego z grupy benzo. Są inne leki, które nie powodują takich spustoszeń w organiźmie i w psychice. Nerwicę lekową czy depresję czy inne problemy psychiczne trzeba leczyć. Nie można pozwolić sobie na wiarę, że samo przejdzie, bo nie przejdzie. Nawet jak przejdzie po lekach ziołowych na jakiś czas, to wróci i to ze zdwojoną siłą. Ja po swoich doświadczeniach i doświadczeniach ludzi, których poznałam w trakcie leczenia przez lata, wiem na 100%, że to trzeba zacząć leczyć najszybciej jak się da, ale trzeba czytać o lekach i to nie tylko ulotki. Trzeba czytać o lekach, trzeba czytać opinie innych i trzeba *pouczać* lekarza i pilnować, żeby nam lekarz pomógł, a nie zaszkodził. Mam nadzieje, że tym, co napisałam pomogę Tobie i może ktoś inny, kto od niedawna walczy ze zdrowiem, też wyprowadzi dla siebie wnioski. Pozdrawiam Wszystkich i życzę siły do walki. Ewa
-
Starsza Pani :-) Nie wiem, co mogę Ci poradzić. Ja mam ponad 50 lat i z własnego doświadczenia wiem, że zostanie przy benzo daje tylko pozornie dobre samopoczucie, bo wcześniej lub później zaczną się kłopoty z pamięcią, ze wzrokiem, ze słuchem, z koncentracją, ze snem, z lękami i trzeba będzie zwiększyć dawkę i tak do śmierci. Albo przejdzie się przez odstawianie tego gówna. Zastąpi się benzo innymi lekami, mniej kumulującymi się w tkance tłuszczowej i też przejdzie się przez piekło, ale z szansą na wyjście z tego. Lęki to najgorszy doradca i niestety będą towarzyszyć, tak przy pozostaniu przy łykaniu benzo, jak i przy ich odstawianiu, z tym, że jak uda się to odstawić, to będzie lepiej z nami i z naszym zdrowiem na pewno!! Ja najbardziej jestem wściekła, że lekarze z taka łatwością przepisują leki, które można brać przez 4 - 6 tygodni maksymalnie i trzeba je odstawić. Ja na psychoterapii odwykowej poznałam ludzi, którzy byli uzależnieni od benzo w znacznie większym stopniu ode mnie i potrzebowali, coraz większych dawek i już nikt nie chciał im przepisywać. Płacili za wizyty u prywatnych lekarzy tylko po to, żeby zdobyć Xanax, czy Tranksene. Mi wcale nie jest łatwo, chociaż najgorsze mam już za sobą. Jeszcze z pół roku i będę wolna od benzo i nigdy, przenigdy już tego nie połknę i już zawsze będę bardzo uważała no lekarstwa przepisywane, z taka łatwością przez lekarzy. Dodam jeszcze, że jak weszłam na to forum, kilka lat temu i napisałam, co biorę, zostałam przez obecne wtedy forumowiczki, ostrzeżona, żebym sobie to odpuściła, bo to są dobre leki tylko na kilka tygodni brani, później przychodzą kłopoty, ale ja to zbagatelizowałam. Mi pomagały i to było najważniejsze. Dzisiaj żałuję,że nie posłuchałam ludzi w podobnej do mnie sytuacji i pogrążałam się, będąc przekonana, że skoro po benzo dobrze się czuję, to mi pomaga, A TO JEST NIEPRAWDA!!!! Każdy ma swoje prawo wyboru i każdy zrobi, co będzie chciał. Ja nikogo nie namawiam i nie zmuszam. Przeszłam przez piekło odstawiania i dzielę się swoimi doświadczeniami. Poznałam ludzi, którzy też byli uzależnieni i jedni, tak jak ja walczą, a inni przestali chodzić na terapię... Jeszcze raz podkreślę, że największe pretensje mam do lekarzy!!! Pozdrawiam. Ewa
-
Witaj *starsza Pani* Ja też jestem starsza panią i był czas, kiedy na tym forum było więcej starszych ludzi, ale tu stale się wymieniają i tak pewnie będzie nadal. Co do leków z grupy benzo, to trzeba sobie je odpuścić jak najszybciej. Ja wiem, że one błyskawicznie pomagają, ale to sa bardzo niedobre leki jeżeli chodzi o działania uboczne, o odstawienia, o nauczenie się życia bez nich. Ja brałam doraźnie, dość słaby lek z grupy benzo i było jakoś, ale życie płata figle i jak poczułam się gorzej, to lekarza zaczął przepisywać mi ten pieprzony lek regularnie. I brałam przez 4 lata bez przerwy rano i wieczorem. Wspominał o uzależnieniu, ale przepisywał, więc ja do tego uzależnienia nie podchodziłam zbyt poważnie. Najważniejsze było, że pomaga. Po jakiś czasie zaczęłam miewać problemy z pamięcią, później ze spaniem, później z chęcią robienia czegokolwiek. Poszłam do lekarza, a on dopisał mi coś przeciwdepresyjnego i napisał na kartce jak mam to benzo odstawiać. Posłuchałam i zaczęła się droga przez piekło! Nie mogłam tego gówna odstawić. wracały, lęki i to w znanie większym nasileniu niż kiedykolwiek, serce waliło jak oszalałe, nie mogłam spać, jeść, ani nawet gadać przez telefon, nie wspominając o wychodzeniu z domu. Byłam wiecznie spocona, zmęczona i pokładająca się. Rzygałam wszystkim, co zjadłam... Nawet mój ukochany kot stał się wrogiem... Nie lubię leków, boję się ich i dla mnie połkniecie nowej tabletki to horror, do tego jestem bardzo sugestywna in minus, więc nie czytałam ulotek do leków, bo jak przeczytałabym o działaniach ubocznych, to miałabym wszystkie. Po przeżyciach związanych z odstawieniem benzo zaczęłam czytać wszystko, co można było przeczytać na temat leków z grupy benzo i mimo, że mój lekarz mówił do mnie tak, jak dziewczyna na forum odpisały Tobie, że jak nie zwiększam dawki, to powinnam brać, co jest nieprawdą, bo leki benzo mają tak wiele działań ubocznych, które bardzo szkodzą i to na zawsze. Uzależniasz się od tego, co pomaga, ale także od tego, co szkodzi!! Mimo ogromnych chęci nie mogłam przestać tego brać. W końcu obdzwoniłam wszelkich lekarzy i znalazłam lekarza od odwyku takiego jak przy narkotykach. W tej chwili, po 7 miesiącach bycia na odwyku biorę już tylko 1/2 tabletki rano i 1/2 tabletki wieczorem i wiem, że pozbędę się tego na zawsze i nigdy, przenigdy nie będę mogła już połknąć żadnej tabletki benzo, bo bardzo szybko wrócę do nałogu. Przemyśl, to, co napisałam i zastanów się czego chcesz i tak zacznij postępować. Nerwica, to choroba społeczna i zatacza coraz szersze kręgi i mino, ze nie mozna jej całkowicie wyleczyć, to można ja kontrolować, nie pozwalając sobie na to wszystko, co może wpłynąć negatywnie na nas. Życzę Ci szczęścia :-) Ewa Basiu, jestem z Ciebie bardzo duma... :-)))) Widziałam zdjęcia, są super. Całuję Cię i przytulam :-) Ewa Pozdrawiam Wszystkich :-) Walczcie i powodzenia :-)
-
Witam wszystkich :-) Dawno nie pisałam, ale czytam :-) Nerwica, to ktoś znajomy od bardzo dawna i po wszystkich lepszych i gorszych okresach mogę Was zapewnić, że jak źle się czujemy i dostajemy leki, to powinniśmy je brać, bo nerwica jest jak każda choroba, którą trzeba leczyć i tyle. Natomiast, jestem przekonana, że jak bierzemy leki, po których zaczynamy dobrze się czuć i nagle zaczynamy czuć się znów źle, to należy natychmiast zmniejszać dawkę, aż do całkowitego zaprzestania leczenia. Każdy z nas, jak spotkał się z taką sytuacja, jak opisałam, idzie do lekarza, bo zaczyna się bać i szuka pomocy i wtedy lekarz zamiast kazać odstawiać leki, to je zmienia, albo zwiększa dawkę, albo dopisuje inne i tak wpadamy w błędne koło, bo zamiast wyleczyć się, serwujemy sobie za sprawą lekarza i naszego lęku, coraz większe dawki lub inne leki i tak bez końca. Nerwica jest chorobą, którą można kontrolować, ale jak ładujemy w siebie nieskończone ilości leków psychotropowych czy uspakajających, czy nawet ziołowych czy homeopatycznych, to nie dajemy sobie szansy na normalne życie, tylko na życie z lekami i lękami... Przemyślcie sobie, czy to, co napisałam nie jest prawdą... Życzę powodzenia i wiary, że z tego można wyjść na tyle, żeby normalnie żyć, kontrolując swoją podatność na nerwicę... Każdemu zdrowemu człowiekowi, jak zacznie podawać się leki na szajbę, to tą szajbę będzie miał, tylko dlatego, że leki, których nie potrzebuje się, niestety szkodzą i tak jest z nami! Miłego popołudnia :-)
-
Pisałam kiedyś, że w ciągu ostatnich dwóch lat straciłam przytomność 4 razy. pogotowie, badania i takie tam rożne. Nikt nie wie dlaczego tracę przytomność, ale tak się dzieje. Okropnie bałam się zostać sama w domu, wyjść z domu, wsiąść w samochód... Wszystkie objawy lekowo-opsesyjno-panikowe oczywiście wróciły po latach *ciszy*. Wszystko, to wiecie... Kilka tygodni temu zdarzyła mi się dziwna rzecz. Poszłam spać, było już po północy. Okropnie bolała mnie głowa. Położyłam się i nagle *stałam* w absolutnej ciemności, ale wiedziałam, że jestem w pomieszczeniu. Stałam na środku tego pomieszczenia i nie bałam się. Nagle za mną, z mojej prawej strony pojawiło się światło. Widziałam je i czułam, było ciepłe i przyjazne i bardzo chciałam do tego światła iść. Nie mogłam tam iść, nie mogłam się nawet odwrócić, ale poczułam się bardzo przyjemnie, tak niesamowicie radośnie i lekko...Otworzyłam oczy i byłam w swoim pokoju w swoim łóżku, była noc i bardzo, bardzo żałowałam, że nie mogłam do tego światła pójść. Nie czułam się już tak niesamowicie lekko i radośnie. Nie wiem czy to był sen, czy coś innego, ale jeżeli tak się umiera, to jest to bardzo przyjemne... Nie wiem jaki wpływ na mnie miało to przeżycie, ale przestałam się bać, nie mam już leków. Ewa
-
Magdzik :-) Pięknie to ujęłaś. To właśnie, o to chodzi. Ja też uważam, że rodzina jest najważniejsza, ale nie wszystko można mieć i nie wszystko można zmienić, nawet jeżeli przyczyna leży tylko po jednej stronie. Mam swoje lata, życie jest tak bardzo niepowtarzalne, swój obowiązek wobec rodziny spełniłam, i w końcu powinnam pomyśleć samolubnie wyłącznie o sobie i koniec na tym :-)) Mam problem z oczami. Całe życie nosiłam okulary, mam astygmatyzm ( da się z tym żyć), a teraz zaniewidziałam na jedno oko dość mocno, przeszłam masę rożnych badań, za straszne pieniądze, bo kolejki na NFZ są niewyobrażalne i dzisiaj dowiedziałam się, że mam jaskrę. Od nieleczonej traci się wzrok. Zobaczę jak jest z leczoną :-)) Nie mogę się denerwować. Czuję się dobrze ( biorę ten CITABAX 20 ), mam plany na przeszłość i wszystko w doopie :-)) Pozdrawiam Wszystkich strych i nowych i życzę dobrej jesieni :-) Ewa
-
Basia witaj :-) U mnie dobrze, czuję się świetnie, ale mam bardzo do dupy sytuację rodzinną i mimo, ze czuje się dobrze, to może to odchoruje, chociaż niekoniecznie! Mam to wszystko coraz bardziej w dupie. coraz mniej mnie to wszystko obchodzi, coraz częściej robię sobie plany na przyszłość bez mojego męża... On nie jest złym człowiekiem, tylko nie dla mnie. Powinnam rozstać się z nim wiele lat temu, ale ja należę do tych, co często jeszcze wierzę w cuda, Moja matka jest zawsze niewinna i święta i obrzuca błotem wszystkich dookoła. chociaż sama jest przyczyna całego gówna, a mój mąż mimo, że ją krytykuje i u niej widzi, to jest do niej, niestety podobny w tym byciu wiecznie niewinnym. Do tego ma mentalność biedaka, to paskudna cecha i tacy ludzi nigdy niczego nie będą mięli, a ponieważ ja jestem operatywna i to ja zarabiałam dobre pieniądze, to on do tego przyzwyczaił się do tego stopnia, że teraz, kiedy jest kryzys w nieruchomościach i zarabiam mniej, to on ma do mnie pretensje. To jest nie do wytrzymania. Kilka lat temu kupiłam 3-pokojowe mieszkania dla moich synów i nie mam teraz tyle kasy, żeby kupić sobie i wyprowadzić się od niego, ale oszczędzam... Do tego moi synowie i mój mąż są teraz przyjaciółmi... Życie jest niesprawiedliwe, a za każdy dobry uczynek czeka kara. Jestem o tym przekonana i w końcu zaczynam być coraz bardziej samolubna. Byłam kochającą mamusią i dobrą żoną i gówno z tego mam. Nie powinnam nigdy zapominać o sobie, a ja wszystko poświęciłam mojej rodzinie i co z tego mam?! Każda młoda osoba, która uważa, że w 100% powinna poświęcić się swojej rodzinie, mężowi i dzieciom, niech zmieni swoje myślenie na 50% siebie dla rodziny i pozostałe 50% siebie tylko dla siebie. To jest moja rada, bo później zostaje się z ręką w nocniku. Wiem, co piszę... Pozdrawiam i życzę dobrego samopoczucia i przemyślenie stwierdzenia, że *jak zdiagnozują u ciebie depresję czy nerwicę, sprawdź, czy nie otaczają cię idioci lub wrogowie*. Ewa
-
OPTYMISTKA. Ja nie życzę mojej mamie źle. Dawno jej wybaczyłam, bo nie można mieć pretensji do konia o to, ze jest koniem... Inaczej mówiąc; Życzę mojej mamie, żeby Bóg zachował ją w zdrowiu i jak najdalej ode mnie... Pozdrawiam :-) Ewa Jest takie mądre powiedzenie; Zanim zdiagnozują u ciebie depresje i nerwica, sprawdź czy nie otaczają cię idioci. Życzę wszystkim dobrej nocy i dobrego jutra :-) Ewa
-
Magdzik :-) Fajnie, ze jesteś i ciesze się, że jest z Tobą trochę lepiej. Przytulam Cię mocno :-) Ewa
-
KASIAA :-) Ciesze się, że Ci przechodzi :-). Ja tez czuję się świetnie, mimo tej paskudnej pogody. Jesień, to niekorzystna pora roku dla nerwicowców, ale trzeba to przeżyć. Zaraz idę do dentysty. Z cenami za dentystę, to już jest czyste szaleństwo...!!! LENCJA1987 :-) Kasia ma racje, jak dobrze się czujesz, to po co chcesz brać lekarstwa. Jak gorzej się poczujesz, to wtedy weźmiesz, a może już nigdy gorzej nie poczujesz się i będzie dobrze. Dla starego psychiatry zawsze będziesz chora, bo oni mają już takie skrzywienie zawodowe, po latach pracy :-)) Jak możesz, to zmień lekarza na młodszego i po specjalizacji NERWICE. Życzę powodzenia i idę do dentysty :-))
-
ROKSA i AGA22 :-0 Witajcie w świecie nerwusów :-) Najlepiej byłoby, żebyście poszły do lekarza psychiatry od nerwic. On będzie wiedział jak Wam pomóc. I jeszcze jedno im młodszy lekarz tym lepiej. Najlepsi są tacy 30 - 40 lat. Starsi z powodu ciągłego przebywania z wariatami są mniej wiarygodni i we wszystkich pacjentach widzą wariatów.. :-)) Do tego psychoterapia i konsekwencja w leczeniu i słuchanie lekarza, konsultowanie się z nim, jak lek na nas źle działa i w żadnym wypadku nie leczyć się samemu, bo wtedy do końca życia będziecie zmagały się z tym gównem! Na tym forum jest i było sporo osób, które wiedzą lepiej niż lekarz i same decydują o zażywaniu tabletek, czy ich odstawianiu zamiast pytać lekarza i być posłusznym jego zaleceniom, ale każdy ma swoje prawo wyboru. To da się wyleczyć w 95%. To bardzo dużo, ale trzeba czasu, konsekwencji i pracy. Powodzenia :-)
-
OPTYMISTKA:-) Bardzo się ciesze, że mogę Ci chociaż trochę pomóc. Ja sama przeszłam przez piekło z moja matką. Co do telefonu, to jak masz stacjonarny, to zmień numer, zastrzeż, a matce powiedz, że zrezygnowałaś ze stacjonarnego telefonu, to nie będzie dzwonić. Co do komórki, to odbieraj, co któryś telefon i zawsze możesz powiedzieć, że właśnie nie możesz rozmawiać. Ja tak zrobiłam i mam spokój. Zdarza się, że jestem w domu, a moja matka dzwoni na komórkę, to wychodzę na balkon i mówię, że jestem na ulicy i że do niej oddzwonię i nie oddzwaniam. Czasem zadzwoni sama jak ja nie oddzwaniam i ja w ogóle nie odbieram. Jak ja chcę dowiedzieć się czy jeszcze żyje, to sama dzwonię i jak rozmowa schodzi na debilne tematy, to mówię, że muszę kończyć i że zadzwonię i nie czekam aż skończy gadać, po prostu wyłączam się. Nie wdaję się w żadne dyskusje, o nic nie pytam, nie odpowiadam na żadne pytania i jest dobrze. Jak np. pyta, dlaczego nie oddzwaniam to mówię najczęściej, że zapomniałam, a jak pyta co u nas słychać, to zawsze odpowiadam *NIC*. Po pól roku zaczęła dzwonić znacznie rzadziej, a ja jestem znacznie zdrowsza :-) Pozdrawiam :-) Ewa
-
OPTYMISTKA Po co zgadzasz się na spotkania z matką, skoro tyle Cię to kosztuje. Odmów jej. To bardzo proste :-)) Co do emerytury w wysokości 900,-zł, to nie jest kwota, do której będziesz musiała dopłacać. Poza tym sąd bierze pod uwagę wszystko np. mieszkanie, w którym mieszka, czy jest duże, wydatki jakie ponosi przez cały miesiąc itp. Twoja matka nie ma żadnych szans na żadne alimenty od Ciebie mając emeryturę w wysokości 900,-zł. Zacznij myśleć o sobie, swoim zdrowiu, swojej rodzinie, a nie o głupotach i wymysłach swojej matki. Zawsze możesz iść do prawnika po poradę, to kosztuje z 60,-zł, to chyba nie wiele, żeby nabrać pewności siebie i święty spokój :-) Pozdrawiam :-) Ewa
-
ZUZKA777 Ja tak miałam niskie ciśnienie takie, nawet 80/50, a tętno 100, 120. Stale byłam zmęczona i jednocześnie trzęsłam się w środku. to serce tak bilo, że cycek mi się ruszał. Zrobiono mi wszelkie możliwe badania i diagnoza była, że to nerwicowe. Dostałam na to ATENOLO50 2 razy dziennie po 1 tabletce. Na początku bałam się brać, bo w ulotce było napisane, że obniża ciśnienie. Poszłam jeszcze raz do lekarza, a on wytłumaczył mi, że moje serce bije szybko, ale bardzo płytko, dlatego mam to niskie ciśnienie i dlatego jestem taka zmęczona, bo serce nie jest w stanie pompować krwi jak trzeba. Kazał mi brać ten ATENOLOL, tłumacząc, że on ureguluje prace mojego serca, co spowoduje podniesie ciśnienia i będzie dobrze. Posłuchałam. Biorę ten ATENOLOL już 7 czy 8 lat i mam tętno 70 - 80, a ciśnienie jak zdrowa nastolatka 120/80. Niestety będę to musiała brać już do końca życia, co mi nie przeszkadza. Jest bardzo dobrze :-). Lekarstwo kilka lat temu kosztowało 2,40zł, a teraz kosztuje 5,80zł :-))) Pozdrawiam Ewa :-)
-
OPTYMISTKA :-) W sprawie kontaktów lub raczej zerwania kontaktów z matką psychiatra nic Ci nie pomoże tylko psycholog. Natomiast dopóki nie nauczysz się trzymać od matki z daleka i nie mieć z tego powodu poczucia winy, to nic nie pomoże Ci psychiatra. Potrzebujesz PSYCHOTERAPEUTY. Co do opowiadania o wszystkim, o czym trudno Ci mówić, to zapewniam Cię, że nikt nie będzie kazał ani wymagał od Ciebie, abyś całe swoje życie opowiedziała pierwszego dnia. Jeżeli zaczniesz mówić, to z każda wizytą będzie Ci łatwiej otwierać się i wyrzucać z siebie wszystko, co boli, zabija Cię, z czym się nie godzisz, dlaczego masz niską samoocenę i co byś chciała. To jest Twoje życie i proces niszczenia go przez Twoją modliszkowatą matkę trwał długo, to i proces uwalniania się od wszystkiego, co Tobie zrobiła nie nastąpi w jeden dzień. Czasem będzie trudno, czasem będziesz płakała, nawet bardzo, czasem będzie bolało tak mocno, że będziesz chciała zrezygnować z terapii, ale zapewniam Cię, że od jakiegoś momentu będzie coraz łatwiej, aż w końcu staniesz się wolna, staniesz się prawdziwą sobą, bez uzależnień od krytyki i nienawiści swojej matki, beż potrzeby przypodobania się matce i walczenia o jej miłość. Ta terapia jest Ci potrzebna jak powietrze i Twój mąż powinien chodzić z Tobą, bo jest to sprawa nie tylko dotycząca Ciebie, ale także Waszego małżeństwa, wychowywania dzieci, żeby nie zrobić im krzywdy jaką Tobie zrobiła i nadal robi Twoja matka. Żebyście mogli być szczęśliwi. Jak przez to przejdziesz i uwolnisz się, to i żaden psychiatra nie będzie Ci potrzebny. Dopóki Twoja matka ma rentę, nawet małą, to nie ma żadnych szans na jakiekolwiek alimenty od Ciebie. Minimum egzystencjalne w gospodarstwie jednoosobowym w Polsce wynosi obecnie ok. 420,-zł miesięcznie. Tyle chyba renty ma Twoja matka. Odwagi do walki o swoje i swojej rodziny życie i spokój. Masz do tego pełne prawo. Ewa