
Sylwia02
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Sylwia02
-
Czytelnik - ze swojej strony mogę dodać badania, które sama miałam w tym celu robione, poza tymi, które wymieniłaś: klasyczne ekg, badania z krwi: podstawowa morfologia, ob, cukier, cholesterol, poziom magnezu, wapnia i potasu, stymulacja przedsionkowa (wykonana u mnie raczej przez podejrzenie schorzenia węzła zatokowo-przedsionkowego, chociaż w jego trakcie wywoływano częstoskurcz i badano jak moje serce się zachowuje - także to raczej badanie *ekstra* i zrobione bardzo na wyrost). Jednak tak jak mówi lukjez, dobrze by było, żebyś zbadała tarczycę, bo przy nadczynności może pojawiać się arytmia, a od siebie dodam jeszcze elektrolity (magnez itd.). Ale pamiętaj, że najlepiej zapytać lekarza, któremu ufasz, bo my jesteśmy samouki :)
-
A, no i jeszcze co do wysiłku. Osobiście dużo lepiej czuję w trakcie i po ćwiczeniach aerobowych czy gimnastycznych, które wykonuję sobie sama w domu, niż po treningu siłowym, mocno obciążającym. W trakcie takich ćwiczeń często mam dodatkowe, a to nie wypływa raczej na przyjemność i satysfakcję z treningu.
-
Nie chcę przyłączać się do *burzy o picie*, tylko wtrącić swoje 5 groszy do samej dyskusji w sensie merytorycznym. Sądzę, że to bardzo indywidualna sprawa ile kto powinien pić wody, jak zresztą ze wszystkim. Każda norma ma jakiś przedział, bo nie ma jednej właściwej wartości dla wszystkich (np. składników mineralnych w organizmie). Osobiście staram się pić dużo. No może nie tyle co lukjez, bo wiadra wody nie wychylę w ciągu dnia ;) Pamiętam przy tym jednak o pewnej ważnej dla mnie sprawie - ważne jest nie tylko ile piję, ale także co piję. Picie dużej ilości wody, która zawiera śladowe ilości składników mineralnych (szczególnie magnezu i wapnia) będzie szkodliwe, bo woda ta nie dość, że nie dostarczy nam nic, to jeszcze wypłucze, co mamy. Dlatego znaczną część spożywanych płynów stanowi u mnie woda średniozmineralizowana tj. Mg>50mg/l i Ca>120mg/l. Składniki mineralne są najlepiej przyswajalne przez organizm właśnie z wody. Z racji, że woda jest związkiem chemicznym dla mnie *najbliższym* ludzkiemu organizmowi i wszelkim innym żywym organizmom, mnie ta teoria spośród wielu innych w środowiskach naukowych przekonuje i ją stosuję :)
-
Lukjez co to znaczy, że Cię *naciąga*?
-
Bardzo fajnie Ala, że tak piszesz :) Wiem co masz na myśli mówiąc o tym wszystkim. Można powiedzieć, że mamy podobne skóry, w których przyszło nam żyć. A raczej zbroje, dosyć ciężkie na dodatek. Ale to prawda, że jesteśmy silni i wyjątkowi, bo dajemy sobie z tym wszystkim radę. Ja dojeżdżam tylko ok. 32km to terapeutki również raz w tygodniu. Jutro dopiero drugie spotkanie. Kiedy mieszkałam w Łodzi chodziłam do innej pani, za która tęsknię swoją drogą. Ale jako uboga studentka mogłam sobie pozwolić na bardzo nieregularne spotkanie z długimi przerwami. Życzę nam obu samych sukcesów :) I kompletnie nie miej sobie za złe wylewności. Wszystko o czym tutaj piszemy najczęściej jest bardzo intymne. W końcu dotyczy naszego zdrowia :)
-
Lukjez, strasznie szkoda, ze musiałeś przerwać terapię. Tym bardziej, że widziałeś efekty i pomagało Ci to. Może jeszcze kiedyś uda Ci się ją zrealizować. Życzę Ci tego :) Przede mną też jeszcze długa droga. Nawet bez słów terapeutki wiedziałam, że przede mną przynajmniej rok ciężkiej pracy. Ale tak jak mówi zdrowa - do wszystkiego trzeba dojść. Do tej pory byłam strasznym niecierpliwcem. Przy napadach paniki i lęku w ogóle nie miałam cierpliwości. Wszystko chciałam na już - lek ma działać już, lekarz ma być dla dostępny już, na pogotowiu mam być już etc. Zaczęło mi się ze wszystkim śpieszyć. Męża znaleźć od razu, za chwilę. Pracę też pierwszą na stałe, wyśmienitą. Jak się odchudzać, to przez tydzień stracić wszystkie kilogramy. Teraz tak sobie myślę, że na wszystko jest czasu i wszystko potrzebuje czasu. Dlatego odpuściłam i nie spinam się. Daję sobie czas, żeby wyjść z nerwicy, żeby nauczyć się żyć z arytmią i doprowadzić swoje życie do porządku. Co najśmieszniejsze, to chyba właśnie nerwica i przeboje z sercem nauczyły mnie tej cierpliwości, chociaż łatwo nie było :)
-
Nadrobiłam ostatnich kilka stron forum po weekendzie. Ja otwarcie przyznaję, że mam zaburzenia nerwicowe/lękowe. Sądzę też, że nerwica była pierwsza, czyli przed arytmią. Latem miałam dwie wizyty w szpitalu na diagnostykę. W sierpniu zrobiono mi stymulację przezprzełykową i stwierdzono nawrotny samoograniczający się częstoskurcz nadkomorowy. Pani profesor powiedziała, że owszem mam skłonność do tego częstoskurczu, ale moje serce nie daje sobie w kaszę dmuchać i samo go zatrzymuje :) Nawet kiedy wywoływano go sztucznie elektrodą, to samo przerywało. Jestem dumna z niego, że tak sobie z tym radzi. Może i się od czasu do czasu potyka (czasem bardziej niż zwykle), ale dalej pompuje co musi i trzyma mnie przy życiu. Po raz kolejny usłyszałam również, żebym nie dała wcisnąć sobie żadnych leków, bo jestem młoda i nikt nie może przewidzieć jak mogą zadziałać. Sami pisaliście zresztą, że nie ma leku na samą arytmię. Kochajmy swoje serce i bądźmy dla niego dobrzy. Ja po pewnym czasie zmagań zauważyłam, że zaczęłam się na nie złościć i postrzegać jak swojego wroga. Chciałam zamienić się z kimś innym na serca. A przecież tak nie powinno być. Skończyłam studia, poniosłam porażkę, bo przez nerwicę i arytmię odrzuciłam dwie propozycje pracy. Niejeden świeżo upieczony absolwent dałby się za to pokroić. Ze strachu po wielu latach wróciłam do rodziców do zapiź***ałego miasteczka, w którym nie mam żadnych znajomych ani perspektywy na pracę. Jestem sama, moi przyjaciele i bliska sercu siostra jest wiele kilometrów ode mnie. Życie w wiecznie kłócącymi się rodzicami to koszmar. Ale wiecie co? W zeszłym tygodniu rozpoczęłam psychoterapię. Zmniejszyłam też o połowę dawkę leku przeciwlękowego. Postanowiłam walczyć o siebie i nie poddawać się, bo jestem tego warta. A przede wszystkim - postanowiłam zaprzyjaźnić się ze swoim sercem :) To nie kardiologów ono potrzebuje, ale mojego wsparcia. Życzę Wam, żebyście też to zrobili, jeśli nie macie jeszcze tego za sobą.
-
Wczoraj znalazłam ten sam artykuł. Jakby nie było jesteśmy organizmem zbudowanym z wielu układów, a serce jest jego sercem, jak głupio by to nie zabrzmiało ;) Mnie tylko nurtuje jedna rzecz, czy jestem w stanie pomylić skurcz dodatkowy serca z jakimś skurczem/burczeniem itp. w żołądku. I nie mam tutaj na myśli współwystępowania zaburzeń obu układów ani etiologii skurczów. Nie chcę wyjść na wariatkę (chociaż temu nie przeczę), że wmawiam sobie *ojej! to serce mnie męczy!*, a tak naprawdę przeszedł mi balon powietrza wysoko pod przeponą. Jeśli wiecie co mam na myśli...
-
Artur jak to jest z tym sercem i niestrawnością? Możesz mi więcej opowiedzieć o tym przykładzie z pogotowiem, który przytoczyłeś? Długo mnie tuta nie było. Witam wszystkich, a szczególnie tych, którzy byli tutaj jakieś pół roku temu :)
-
Przy pochylaniu się... mam to samo. Od tego wszystkiego boję się po co schylić. Najgorsze jest zakładanie, albo zdejmowanie butów po wejściu na czwarte piętro :/ Staram się jednak to tak tłumaczyć, że serce wtedy *leży* mi na mostku i może mocniej je odczuwam. Mam masę takich teorii, żeby nie zwariować :)
-
Rui gratuluję!!! Sama pamiętam to uczucie dwa lata temu, kiedy było już po wszystkim, w końcu miałam ten koszmar za sobą, a i skurcze miałam wtedy głęboko w...wiadomo ;) Dziękuję Wam za odniesienie się do mojego problemu. Staram się myśleć, że ta praca to właśnie szansa dla mnie, a nie wyrok. Marinka, ja również znam to dziwne uczucie w okolicach serca i chwilę konsternacji potem czy to był skurcz dodatkowy, czy prawidłowy czy może coś np. w żołądku lub jelitach. Dziś od rana miała tak już dwa razy. Jestem już trochę podbuzowana, ale staram się myśleć, że to jednak żołądek. Tylko ciężko mi to idzie, bo wczoraj długo wracałam ze Świąt (popsuty samochód w środku trasy, szukanie mechanika itd.), wieczorem byłam zmęczona, trochę niedożywiona, wypiłam dwa piwa i dziś takie niestabilne to serduszko się wydaje. Tym bardziej, że już wczoraj przy drugim piwie dawało znać o sobie.
-
Święta, Święta... i zamiast człowiek spokojnie posiedzieć i odpocząć, to się spina i mało z tego wszystkiego nie zwróci na stół śniadania... Mam wrażenie, że te zmiany pogody mnie wykańczają powoli. Raz słońce i 15 stopni, a na drugi dzień lodowaty wiatr i zero słońca. Lukjez ma rację, co to za życie. Niby człowiek zdrowy (bo tak panu doktorowi komputer pokazał na obrazku), ale męczy się niemiłosiernie. Do wczoraj miałam całkiem dobrą passę, jeśli chodzi o skurcze. Teraz już nie mogę tego powiedzieć. A w środę idę na rozmowę o pracę... koszmar jakiś. Sama rozmowa, to jeszcze, ale jak sobie pomyślę, że będę miała stałą pracę i takie dni jak teraz, to mnie panika ogarnia jak utrzymam stanowisko i w ogóle utrzymam się w życiu. O założeniu rodziny nie wspomnę. Póki co nawet nie mam z kim jej zakładać... Zazdroszczę Kejthi i innym, którzy mają swoją rodzinę i tak świetnie sobie radzą ze skurczami. Wesołych Świąt
-
Witajcie kochani, Długo mnie nie było, bo odwiedzałam moją siostrę i chrześniaka w Londynie. Na wyjazd strasznie się cieszyłam, ale skończyło się fatalnie. Tam wszystko się zaczęło ponad 2 lata temu. I chociaż byłam tam zeszłego lata i świetnie sobie poradziłam, to teraz po stresującej samotnej podróży ze skurczakami wróciły napady paniki jak na początku. Nie mogłam cieszyć się czasem z bliskimi, bo nie mogłam nawet oddychać. Całymi dniami. Okropny lęk. Po powrocie wciąż jestem *niestabilna*. Nie wiem już jak mam sobie pomóc. Planuję wybrać się do swojego psychiatry i porozmawiać o ewentualnych zmianach w lekach. W maju mam mieć spotkanie z kardiologiem. Poza tym myślałam o terapii hipnozą, ale musiałabym mieć na to masę pieniędzy, których nie mam. Do tego ciągłe obawy co ze mną dalej będzie, bo niedługo kończę studia, a nie wiem czy będę umiała pracować. Najbardziej obawiam się początku, tego stresu, przyzwyczajania się do nowej sytuacji i ludzi. Muszę się też przyznać, że kiełkują we mnie myśli, za które od razu zbiera się, krótko mówiąc, opieprz. Chyba powiem o tym lekarzowi...
-
Zalamana - tak się nie da żyć. To okropne co opisujesz i czytałam to ze ściśniętym gardłem. Nie wiem jak wyglądała Twoja przeprawa przez lekarzy, ilu ich było, jakich itp. Ale powinnaś chyba poszukać takiego, który w końcu przejmie się Tobą i przeprowadzi konkretną diagnostykę, no i oczywiście pomoże Ci, żebyś mogła normalnie funkcjonować. Jeśli liczba *23* w Twoim nicku oznacza wiek, to jesteś moją rówieśniczką. Potrafię zatem wyobrazić sobie w miarę możliwości, co przeżywasz. A na pewno nie zasługujesz na takie męczarnie. Radzę Ci przede wszystkim przekonywać lekarzy, żeby w końcu spojrzeli na Ciebie jak na człowieka, a nie na świstek papieru z badania, który może i jest w porządku, ale Ty nie możesz żyć i potrzebujesz pomocy. Niestety, takie zjawisko wśród lekarzy jest bardzo powszechne. Nawet uczą mnie o tym na studiach :/.....
-
To prawda - skurcze dodatkowe ma praktycznie każdy. Niektórzy ludzie nie czują bardzo groźnych arytmii. Zaś inni odczuwają dotkliwie kilka skurczy na krzyż bez żadnego znaczenia dla zdrowia.
-
Paweł sama chciałabym znać odpowiedź na Twoje pytanie dlaczego czasem są, a czasem ich nie ma ;) Na pewno po części wynika to z fizjologii, że jak się serduszku ułoży, tak będzie tego dnia biło. Poza tym czynniki tj. stres, zmęczenie, ale też dobry nastrój, aktywność fizyczna, może też pogoda. Jest kilka sposobów leczenia takich arytmii, ale zawsze dopasowuje się go indywidualnie do przypadku, bo najważniejsza jest diagnoza, tzn. co u Ciebie powoduje te skurcze, ile ich jest, jakie są ich skutki (jeśli w ogóle są). Musisz porozmawiać o tym ze swoim lekarzem. Ale wśród tych sposobów najczęściej wykorzystuje się farmakoterapię, w ostateczności ablację, czyli zabieg inwazyjny. Czasem jednak potrzebna i przydatna okazuje się być psychoterapia, praca nad sobą, co na naszym forum jak pewnie zdążyłeś zauważyć, jest popularną formą leczenia ;) Pozdrawiam wszystkich :)
-
Mam jeszcze pytanie, czy takie kieszonkowe EKG można gdzieś wypożyczyć? Bo wydatek ok 800 zł to zdecydowanie nie na moją kieszeń...
-
Dedal, nie jestem pewna. Miałam coś podobnego w trakcie badania holterem i nic takiego nie wykazało. Poza tym mam takie same odczucia pojedyncze (wczoraj po powrocie do domu też), a wtedy jakby ułożyły się w ciąg jeden po drugim. Nie wiem czy to mój zdrowy rozsądek, czy potrzeba przekonania samej siebie, że nie mam innych arytmii poza dodatkowymi... Prawda jest na pewno taka, że czułam się okropnie. W mieszkaniu wzięłam hydroxizine, ale nawet zanim zaczęła działać już uspokoiłam się. Kejthi, Miron - właśnie o to chodzi, że ostatnio czuję się dobrze. Mimo, że mam dużo stresów i masę obowiązków i zadań na głowie było ok. To znaczy miałam skurcze, a jakby inaczej. Ale niedużo i świetnie sobie z nimi radziłam. Dlatego jestem taka zaskoczona tą sytuacją wczoraj wieczorem. Pluję sobie w brodę, że zachciało mi się włóczenia po nocach. Tym bardziej, że przed wyjściem byłam poddenerwowana, ale nie zauważyłam tego właśnie do momentu pierwsze skurczu. A zaglądam codziennie praktycznie, tylko mniej się odzywam. Taka moja natura obserwatora ;)
-
Chciałam tylko zrobić zakupy w całodobowym Tesco, żeby jutro zaoszczędzić czas w dzień. Nic więcej, nic złego. Dopadło mnie tak, jak już dawno nie robiło. Jeden za drugim. Jakby serce w ogóle przestało normalnie pracować. I to jakieś łaskotanie, bulgotanie, powietrze pod mostkiem. Myślałam, że zwariuję...a siedziałam za kierownicą. Na parkingu pod sklepem zawróciłam i ledwo dojechałam do mieszkania. Niech sobie mówią, że tchórz ze mnie. Nic na to nie poradzę. Po prostu zaczęłam się bać i nie mogłam przestać dopóki to trwało przez te kilka minut. Chciałam tylko zrobić zakupy.
-
Wiem o czym mówisz Miron, sama to nie raz przerabiałam. Tylko wtedy dzieliłam się na dwie, bo wiedziałam, że to złe myśli i jedna strona trzymała mnie przy zdrowym rozsądku. Mi lekarze mówili, że po prostu tak mam. Nie wynika to z żadnych przyczyn organicznych, fizjologicznych itd. Jednak nieodłącznie dużą częścią winy obarczają nerwicę. To mogło narastać u mnie już od dzieciństwa, przez długie lata. Z kolei za moje kiepskie samopoczucie, które wynika z dotkliwego odczuwania skurczy obarczają trochę bradykardię, a trochę znów nerwicę, która zmusza mnie do skupiania się na tym i zauważania ich. Nie łam się mój drogi, bo jak powiedziała Zuzanna one nie są tego warte. Ja też wariuję, kiedy mam ich 10 na godzinę, chociaż wiem, że to wcale nie jest dużo. Jednak możesz mi wierzyć, że każdy na tym forum świetnie Cię rozumie i jesteśmy z Tobą ;)
-
Tak, skurcze podczas snu, w momencie zasypiania i relaksu są bardzo popularną przypadłością, a wynikają z niczego innego jak naturalnej fizjologii działania układów przywspółczulnego i współczulnego :) Czytam codziennie Wasze wiadomości, ale od niedzieli żyję chyba tylko i wyłącznie dzięki adrenalinie. Moją szynszylka przegryzła jedyny niezabezpieczony kabel w pokoju i poraził ją prąd. Dużo się działo przez ten tydzień, ale na chwilę obecną jej stan ogólny jest dobry, chociaż we wtorek lub w środę będzie miała amputowaną obumarłą łapkę. W tym całym rozbieganiu pomiędzy lecznicą a domem, gdzie muszę karmić i poić ją strzykawką oraz podawać leki i opatrywać łapkę, musiałam jeszcze skończyć sesję i przeżyć krótki zawód miłosny w mojej ciągnącej się już długo znajomości. W każdym razie dopiero dziś wieczorem po raz pierwszy przyszło mi zdenerwować się moimi skurczakami, bo do tej pory generalnie mi to wisiało. Wyglądam jak śmierć, jem jakieś śmieci, a wieczorem wspomagam się alkoholem, żeby przetrwać. No bo muszę przetrwać :/
-
Tunika też czasem czuję to łaskotanie czy motylki. I właśnie się zastanawiam czy następnym razem nie podsunąć lekarzowi myśli o układzie pokarmowym. Leczyłam się już na refluks żołądkowy, miewam bóle, a mój tata całe życie zmaga się z wrzodami.
-
Margolia ja zmagam się ze skurczami już przeszło dwa lata, ale Twój wpis i mnie podniósł na duchu :)
-
Uwierz i daj się ponieść ;)
-
Ja też paliłam, bardzo lubiłam, a nawet ostatnio zastanawiałam się czy nie wrócić. Jednak ceny papierosów, no i strach, że mogą się nasilić skurcze mnie zniechęcił. Jednak radzę rzucić z wielu innych pobudek, które są słuszne, m.in. nowotwory, ciśnienie, wydajność oddechowa i ogólna fizyczna, a do tego okropny smród dłoni, ubrań i z ust. Margolia ja staram się w miarę sił i wolnego czasu ćwiczyć. W 9 na 10 przypadków czuję się świetnie, serce mi nie dokucza. Pracuje żywo, ale równo. Jednak zdarzają się wyjątki, np. wczoraj. Czułam, że wysiłek prowokuje skurcze i chęć do ćwiczeń szybko minęła. Ale nie, żebym się poddała. Dziś znów spróbuję, jeśli w końcu uda mi się oderwać od nauki ;)