Skocz do zawartości
kardiolo.pl

egzaltacja_serca

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez egzaltacja_serca

  1. Cześc, ja zaraz do pracy idę, ostatnio nie wiem w co ręce włożyć Agata nie bój się, ja w tamtym roku na szkolenie jechałam na tydzień, tez miałam obawy a przeżyłam, pewnie że mnie dopadało ale dałam radę pogoda super ! i tego się trzymajmy
  2. U mnie ok, dużo pracy u mnie wie mąż, córka widziała co się działo, ale nie wyjaśniałam jej że mam nerwicę, mówiłam że np źle się czuję i to się zdarza, ale ona w tamtym roku dobrze obserwowała i jak *źle się czuła* to zaczynała zadawc pytania: *mama masz wysoki puls ?, mama masz wysokie cisnienie ?* a potem doszło do tego że pewnego dnia stwierdziła że serce jej dziwnie szybko chodzi (a przed chwilą biegała) czyli przeniesienie niepokoju, to już był kres dla mnie, bo nie tylko sobie komplikowałam życie ale i dziecku, szczęśliwie te chwile minęły :) wie również mama i tata, ale żałuję że mama wie bo jest to czasami wykorzystywane przeciwko mnie w dość toksyczny sposób, smutne ale prawdziwe... , pozostała rodzina nic nie wie, stwierdzam , że chyba lepiej bo jak straciłam zaufanie do najblizszej osoby to co z tymi dalszymi ?
  3. A dzisiaj doszłam do wniosku że noszę nadal w sobie mnóstwo złości nałożonej na ogromny żal...
  4. No dla mnie najgorszy jest ten lęk przed lękiem, że nadejdzie, że nie minie, że zwariuję, teraz mam juz coraz rzadsze takie mysli, ale lęk przed lękiem jest, zawsze bałam się, że nawet jesli wezmę doraźnie hydroksyzinę to może mi nie minąc i co wtedy ??? ima bardziej myslałam tym było gorzej, psycholog mówił mi że każdy lek osiąga punkt maksymalny a potem opada w sposób naturalny, w mojej ulubionej książce też o tym czytałam, raz miałam napad podczas terapii przy wyciaganiu róznych spraw i myślałam że oszaleję, wróciłam do domu i nadal to trwało, ale potem faktycznie minęło, poszło, poczułam się duzo lepiej, ale męczyłam się ze dwie godziny, ale wiecie co przekonałam się że od tego nie umarłam, że nic się nie stało, że dałam radę i że po wszystkim byłam lżejsza o coś tam co we mnie tkwiło
  5. Było super, ale tak jak Wam napisałam już z majówki bałam się, że lęk nadejdzie, że nie będzie normalnie i fajnie, mam gdzieś zakodowane, że tak nie może być u mnie - normalnie, chyba nawet czekałam podświadomie na niego, ale potem zapomniałam :) a teraz mam naładowane akumulatorki:) współczuję zapalenia gardła, ja zapalenie krtani na przeczekanie zawsze biorę, jak mam wysuszoną śluzówkę to piję kilka razy dziennie łyżeczkę oliwy z oliwek , tranu nie trawię, siemienia też nie, na początku trochę piecze, ale w efekcie pomaga, są tez takie tabletki z alg czy wodorostów *isla*, nawilżają i łagodzą
  6. Bylismy na majówce objazdowej, zamki w południowo-wschodniej części Polski, super sprawa, 8 dni na powietrzu non stop, fakt, że pogoda dopisała, spacerki pod górkę, dałam radę i nie miałam ani jednego ataku pomimo, że serducho waliło przy wspinaniu się :) a kiedyś już wariowałabym :)))
  7. Hmmmm wydaje mi się że przeczytałam ze zrozumieniem, napisałam to co uważałam za słuszne, z prespektywy czasu takie właśnie mam spostrzeżenia, co nie znaczy że np. mój mąż nie wie o mojej chorobie i jest jakimś potworem, nie pomaga mi itd., a Ty sama zdecydujesz co chcesz zrobic i jak, nie masz o co się obrażać, tak jak ewasta napisała: nie pisz jesli nie oczekujesz od nas spojrzenia na Twój problem z innej strony
  8. Malamika, nie masz obowiązku opowiadania wszystkim naokoło o sobie, nie ich sprawa, tzn twoich teściów, dlaczgo nie studiujesz i nie pracujesz to jest WASZA sprawa, nie wiem jak reaguje na to wszystko Twój facet, jedno mogę Ci napisać od siebie że jak miałam tyle lat co Ty to myślałam że wiążę się tylko z facetem czyli z jedną osobą, na której mi zalezy, którą kocham itd., że cała otoczka typu teściowie to co myslą, gadają jest nieważne, po prawie 20 latach małżeństwa moje poglądy mocno zweryfikowałam, zastanów się czy będziesz w stanie przetrwać (zwłaszcza ze swoją nerwicą, wrazliwością) wśród ludzi, którzy juz teraz Cię krytykują, to się z pewnością nie zmieni, a Ciebie będzie męczyć do granic możliwości i stwarzać sytuacje stresujące, jak nie o pracę będą pretensje to o brak dziecka, takie chore układy bardzo rujnują małżeństwo, no ale to taka moja smutna refleksja, jesli chcesz bez uszczerbku funkcjonować w takim układzie to musisz od początku wyznaczyc granice, wymagać szacunku dla siebie i być bardzo asertywną, potem ciężko się tego nauczyć i wprowadzić z osobami, dla których byłaś zupełnie inna co do studiów to wierzę że trudno nawet wytrzymać na zajęciach, nie pamiętam jakie masz główne objawy, może trzeba je trochę wyciszyc i dopiero próbować, a czy nie możesz na dziennych studiować, to nie kosztuje i byłby mniejszy stres dla Ciebie jeśli porzucisz, mnie uratował betabloker swego czasu bo głownym objawem była tachykardia, nie mogłabym funkcjonowac bez niego a o chodzeniu do pracy chyba nie byłoby mowy, nie byłam w stanie prowadzic zajęć, wszystkie zawroty głowy i inne atrakcje starałam się przyjąc tak jak toleruje się czasami lekki ból głowy, na sali też stresztą zawsze były osoby z nerwicą, rozpoznajemy siebie nawzajem :) teraz byłam kilka dni na majówce i wszystko było ok, można zyć w miarę normalnie, da się to zrobić
  9. A ja na wyjezdzie weekendowo-majowym. Stwierdzam ze u mnie najwiekszy jest lęk przed lękiem... Gorąco straszliwie... 27 stopni, pogoda zwariowała
  10. Co do morza, to dla mnie może wiać :) uwielbiam morze, tylko pracy dla mnie na Pomorzu to nie byłoby raczej :) więc przeprowadzka pod tym względem odpada
  11. Oj podziwiam za siłę i energię, ja jestem po całym tygodniu tak zmęczona, że jak pomyslę, że miałabym jeszcze kogoś zapraszać na obiad, robić, szykować, potem siedzieć i rozmawiać to brrrr, już mi niedobrze, w weekend staram się ogarnąć dom, zwykle nawet to mi się nie udaje do końca...
  12. Ale chciałabym mieszkać nad morzem.... mmmmmmm rozmarzyłam się po tym Twoim poście... :)
  13. Julia, a podaj przepis na tę rybę w sosie brokułowo-serowym :)
  14. Ja już nie staram się za wszelką cenę uciec od paniki, bo potem i tak to wracało z jeszcze wiekszą siłą, przechodzę przez kolejne etapy, porównałam sobie to do przeskakiwania fal w morzu, wchodzę coraz głebiej i fale nie są takie wysokie, najgorzej do pewnego momentu, psycholog tłumaczył mi, że każdy atak narasta do pewnego maksymalnego momentu a potem zaczyna opadać, i faktycznie tak jest o czym przekonałam się sama, wiem że łatwo się mówi... :) dla mnie najgorsze były i są kłopoty z sercem, bardzo przyspieszony rytm, jak waliło mi 150 na minutę trudno było mi racjonalnie myśleć, ale jak parę razy przeszłam od poczatku do końca uświadamiając sobie co się dzieje, co czuję i dlaczego i zobaczyłam że nie umarłam ;) to potem było mi lepiej i aż tak bardzo nie bałam sie kolejnego etapu, bo w nerwicy jest tak, że potem mamy już lęk przed lękiem, a to już perpetum mobile się robi z tego na tachykardię i żeby nie mieć hyperwentylacji (bo wtedy też kręci się w głowie) robię ćwiczenia oddechowe, licząc do czterech robię spokojny wdech nosem a potem licząc od 5 do 10 spokojnie wydycham ustami
  15. Oj tego to ja nawet nie wiem :) nie wnikałam czy to jakis rodzaj terapii, grunt że pomogło :)
  16. Też jestem zdania, że wiek nie ma nic do rzeczy, nerwica dopada w różnym wieku, ja o wieku napisałam w kontekście, że mam tyle a tyle lat i już tak bardzo nie muszę niby przejmować się skutkami leków, a Agata ma 25 lat, kiedyś może urodzi dziecko/dzieci i im mniej organizm zatruty tym lepiej ...
  17. Hmmmm, chyba nie chciałam demotywować naszych nowych koleżanek, jakoś tak baaaardzo optymistycznie się zrobiło i dobrze... ale mnie jakoś wtedy akurat się pogorszyło, wiem że tak bywa...
  18. Agata, co człowiek to opinia... ja uważam, że skoro dajesz radę bez leków to próbuj i nie bierz, leki to leki i tyle, mnie bardzo pomogła terapia u psychologa a było bardzo kiepsko ze mną, chodziałam do pracy a cały świat wirował, miałam mdłości, tachykardię, wrażenie, że spuchła mi szyja, gardło i że oczywiście już za moment umrę, jednoczesnie bałam się tego a z drugiej strony było mi chwilami wszystko jedno tylko żeby skończył się ten koszmar, najpierw leczyłam się u kardiologa :) potem poszłam do psychiatry - wypisał leki, nic nie wzięłam, pomimo że jestem prawie 20 lat od Ciebie strasza to bałam się uzależnienia od leków to raz a dwa lek to lek i zawsze na jedno pomaga a na cos innego szkodzi i czasami można tego od razu nie widzieć, poszłam do psychologa, chodziałam raz w tygodniu, po około dwóch miesiącach było na tyle ok że odstawiłam betabloker, który ratował mnie jesli chodzi o tachykardię, potem wyjechałam służbowo sama samochodem do innego miasta, tam byłam prawie tydzien i przeżyłam, potem była majówka i wyjazd a potem wakacje, w ostatnim dniu wakacji miałam nawrót ale przeszłam przez to, teraz też miewam nawroty, około dwóch tygodni temu też znowu przyszło, trochę rzeczy się skumulowało i wylazło, ale warto próbować zawalczyc o siebie bez leków, ja musiałam przede wszystkim przestawić swoje myslenie na inne tory, również podczas ataku, polecam Ci książkę *Strach i paniczny lęk* przeczytałam ją wiele razy i sięgam do niej w najtrudniejszych dla mnie momentach, nie jest łatwo ale daję radę, obecnie najlepiej czuję się w pracy, czyli jak jestem zajęta na maksa, a pracuję duzo, dni wolne typu święta weekend nie są dla mnie dobre i zwykle wtedy mam nawroty, ale zrozumiałam że one były, są i będą, kwestia tylko zrozumienia co się ze mną dzieje, przed, po i w trakcie co do psa, to nie chciałam się wczesniej wypowiadać, ale myślę, że z jednej strony pies jest super sposobem na oderwanie myśli od problemu (który i tak nie zniknie za sprawą psa) ale z drugiej strony zwierzę to dopowiedzialność i trening cierpliwości dla człowieka, nie wyobrażam sobie wziąć psa ze schroniska a potem go odwieźć, to nie zabawka, którą się oddaje bo się nie spodobała... pewnie że to lepiej niż wyrzucić po prostu na ulicę... ale nie rozumiem tego... zresztą każdy pies szczeka, skacze, mniej lub więcej ale zawsze, pies z hodowli (dobrej) daje wiekszą gwarancję przewidywalności niż mieszaniec, tyle mojego wtrącania się dziewczyny nie pisałam długo bo miałam ten swój nawrót i nie chciałam tu truć wszystkim, byłyscie w mega świątecznych nastrojach :) ale czytam cały czas :)))
  19. Ja podobnie jak ewasta, wsiadłam jak miałam lat 16 i do tej pory jeżdżę cały czas, mało tego bez samochodu nie wyobrażam sobie życia, nie cierpię jak mój w naprawie bo z mężęm jakoś nie możemy się wtedy jednym podzielić :) on nie lubi jak ktos jeździ jego i ja też tak mam :) poza tym nie wyrobiłabym się czasowo bez auta ja miałam wczoraj taki mały atak całkiem malutki ale był i dzisiaj w markecie przez kilka sekund ale opanowałam, jednak jest to dla mnie sygnał że znowu sobie z czymś nie radzę.... zresztą nawet wiem z czym... ciagle z tym samym :/
  20. Bez ładu i składu napisałam, przepraszam, wróciłam z pracy i już jestem zmęczona
  21. Hmmmm zamienników nie uzywałam i nie używam żadnych, jak robię naleśniki (od wielkiego dzwonu) to dodaje jogurt więc to żaden zamiennik, mała nie pije mleka, nie je sera, je tylko żółty czasami, ma zdrowiutkie zęby, żadnych problemów kostnych,gastrolog kiedys mi powiedział (a propos zywienia dzieci zresztą) że rola nabiału jest przeceniana i tak naprawdę nie jest on potrzebny do normalnego i prawidłowego wzrostu, ja jadłam do 10 roku zycia kaszę mannę na mleku rano, potem pół dnia mnie mdliło ale mama wciąz powtarzała że mleko to zdrowe kości, zresztą ona do dziś nie kaceptuje że córka nie je sera, mleka jeszcze mi się przypomniało teraz jak piszę, że mnie skłoniły do odstawienia mleka, sera itp ponieważ córka miewała bóle brzucha, zwłaszcza w nocy, luźne kupy czasami, latałam robic jej badania, na pasozyty ja badałam i nic, mleczne odstawione i spokój, gastrolog też zalecił odstawienie, ale to sama zaobserwowałam najbardziej mnie przekonało, szkoda tylko że długo dziecko się męczyło...
  22. Oczywiście, że system odpornościowy musi się ukształtować, wytrenować, ale u jednego to katar i ból gardła a u mojej to od razu był jakis koszmar, najbardziej pamiętam te gorączki 39-40 stopni, kilka razy nie do zbicia, więc co jednego wzmoci to innego prawie zabije :) dopóki nie chodziła do przedszkola to nie chorowała, potem się zaczęło, ale muszę też powiedzieć że antybiotyk brała może 3 razy w tym raz profilaktycznie po ukąszeniu kleszcza, tak udawało nam się bez antybiotyków, tylko wiadomo to dłużej trwa a do pracy chodzić trzeba...
  23. Wiesz co nie wiem, mówię po prostu jak było u nas, moja córka jak poszła do przedszkola to się zaczął koszmar, 3 dni w przedszkolu 2 tygodnie albo 3 w domu, gorączka do 40 stopni, katar, obrzęk śluzówki, ani dmuchać ani oddychać nic, potem zaczęłam ją obserwować i faktycznie po białym serku, danio były kłopoty, potem wyeliminowałam i wtedy byłam w stanie poznać że jadła np u babci (która do dzisiaj nie może pojąć, że dziecku to szkodzi) biały ser albo coś mlecznego, teraz leczymy się u homeopaty klasycznego i jest o wiele lepiej, no ale to też trzeba mieć przekonanie do takiego sposobu leczenia, niektórzy uważaja to za czarną magię :)
  24. U mojej córki (7 lat) poprawiło się po odstawieniu mlecznych jeśli chodzi o suchość skóry, zaśluzowienie w nosie, kiedys katary to było cos koszmarnego, takie ilości i taki obrzęk sluzówki, miała wycinany 3 migdał, laryngolog w kółko suf=gerował odstawic mleko
×