Skocz do zawartości
kardiolo.pl

egzaltacja_serca

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez egzaltacja_serca

  1. Ja mam 40 :) i to samo, ale właściwie od lat..., u mnie jest duży przerost endometrium, brałam progesteron bo od atrakcji comiesięcznych miałam za duży ubytek żelaza, przed okresem to wszystko jest niestety inaczej, gorąco, duszno, kołatania, mdłości, migreny, zaliczam chyba wszystkie możliwe dolegliwości ;), zrobiłam badania hormonalne przeróżne podejrzewając jakieś zaburzenia na tym tle... nic..., w dodatku jak brałam przez rok betabloker to okres znosiłam bez tabletek przeciwbólowych, było lepiej, tylko co ma przysłowiowy *piernik do wiatraka ?* kardiolog twierdzi, że nic
  2. Myślę, że podświadomie każdy z nas wie, że ma jakiegoś *trolla*, który go zżera od środka i powoduje stany napięcia, które przeradzają się w nerwicę, ja też mam swoje trolle, wiedziałam o nich pewnie zawsze... a teraz kiedy chodzę na terapię do psychologa wyciągamy te maszkary na światło dziennie i próbuję się z nimi uporać, niestety od jednych trolli można się uwolnić a od innych już nie tak prosto bo wymagałoby to przemeblowania dosłownie całego życia a na to nie mam albo na razie siły albo zabraknie mi czasu :), próbuję na razie dojść na razie do tego co myślę na dany temat naprawdę a nie co powinnam myśleć bo ktos tak chce, przykro, że spotkało cię coś takiego, mam na mysli zycie bardzo osobiste, nie wiem ile masz lat, ale jeśli masz jeszcze większą część życia przed sobą to uciekaj za wszelką cenę, nie czekaj bo każdy rok to kolejny rok frustracji, męczarni i z każdym rokiem coraz trudniej coś zmienić, uwolnić się, oczywiście nie znamy tu twojej sytuacji, ale jesli rozwód na przykład to jest podział majątku przecież i masz gdzie potem się wynieść, myślę, że mężczyźnie jednak jest łatwiej się wyrwać, no chyba, że są dzieci wtedy nic już nie jest proste..., może potrzebna byłaby ci rozmowa z psychologiem, ale dobrym, może wtedy zobaczyłbyś światełko w tunelu ?
  3. Zapomniałam napisać, że u mnie ta tachykardia wynika z wypadającego płatka zastawki mitralnej + nerwy (właściwie głównie nerwy), teraz po odstawieniu puls mi się podwyższył trochę ale jest w normie, na razie nie miałam napadów do 160 uderzeń jak poprzednio, na Twoim miejscu zaufałabym lekarzowi, to ponoć bardzo dobry betabloker, wybiórczy, przed nim brałam metocard i nie czułam się tak dobrze jak po ebivolu, jest jeszcze jakiś proc.... nazwy nie pamiętam, który nie obniża tak ciśnienia, ale opakowanie to koszt 250 zł i nie ma NZF nic nie dokłada, ja się na niego nie zdecydowałam bo zwyczajnie nie mam tyle do wydania co miesiąc, a teraz mam nadzieję, że będzie dobrze bez
  4. Ja brałam go przez rok na tachykardię, pół tabl., w pierwszych dwóch tygodniach bardzo obniżał mi ciśnienie i tętno, ale ja miałam normalnie niskie ciśnienie, ale potem było naprawdę ok, organizm się przyzwyczaił zgodnie z tym co mówił kardiolog, serce bardzo ładnie (wg lekarzy) pracowało, czułam się dobrze, mówiąc szczerze ten betabloker ratował mnie bo mogłam normalnie funkcjonować, potem brałam 1/4 teraz mam odstawiony na próbę :)
  5. przebadaj się na lewo i prawo a jak wszystko jest ok to podejmij walkę z dziadistwem i wybierz się na psychoterapię, kup sobie lektury wspomagające, znajdź coś co cie zjamie chociaż na krótko i odwróci myśli od tego co się dzieje
  6. nie no proszę nie straszcie jej tymi snami o zębach, mama (przepraszam, że tak napiszę) ale niezbyt mądrze zrobiła mówiąc ci takie rzeczy a wiedząc w jakim jesteś stanie, takie osłabienie i mrowienie itp możesz mieć po zapaleniu płuc, skoro byłaś w szpitalu to na pewno stan zapalny nie należał do zwyczajnych, po takiej chorobie bardzo długo się do siebie dochodzi, po przyjmowanych antybiotykach też długo organizm dochodzi do siebie, czy brałas leki sterydowe w szpitalu ? one bardzo pomagaja ale i osłabiają, miałam kiedyś zapalenie płuc i opłucnej, już zaczynała się zbierać woda, też leżałam w szpitalu, czułam się potwornie a babki na sali gadały o nowotworach płuc itp :) trzeba zamknąć uszy na takie brednie, po takiej chorobie masz prawo źle i dziwnie się czuć, muisz duzo odpoczywać, spać, nie przemęczać się, to bardzo ważne przy takich wyniszczających chorobach, ja też wtedy myslałam że umrę i nie dożyję kolejnego dnia a żyję :) postaraj się wypocząć, jeśli działają na ciebie środki ziołowe to zaaplikuj sobie jakiś persen, postaraj się wyciszyć a bliskich zwyczajnie poproś, żeby gadaniem głupot nie pogarszali twojego samopoczucia.
  7. na pewno porozmawaj z lekarzem, może zmieni lek i będzie ok., Lokren z tego co kojarzę nie jest chyba betablokerem a lekiem na nadciśnienie, wtedy to tylko kwestia trafienia z lekiem, nie ma się co męczyć ja miałam niskie tętno na począku brania ale betablokera, kardiolog powiedział, że jak organizm się przyzwyczai to tętno będzie wyższe i tak też się stało
  8. spróbuj może poprosic kogoś o zmierzenie, jesli to cisnieniomierz elektroniczny to wyłącz dźwięk, a wyświetlacz niech będzie odwrócony tak żeby nie było go widać znam ten ból bo ja zawsze podczas ekg i usg tak mam, koszmar bo nie można mnie zbadać :) zwyczajnie człowiek sam się nakręca, cisnieniomierz poskromiłam w opisany sposób ;)
  9. mnie najbardziej dokucza to przeskakiwanie, to tak jakby na moment się zatrzymywało i ruszało, potworne uczucie a potem lata jak nienormalne, mam świadomość, że to normalne, że puls jest szybszy itd., ale nigdy nie miałam takich dolegliwości u mnie nerwica też jakoś nie wpłynęła na libido, ale teraz obawiam się, że będzie znowu coś nie tak i będę się czuć źle - to mnie paraliżuje, ja skończyłam 40 lat i dlatego postanowiłam poszukać jeszcze przyczyny w innym miejscu, chociaż kardiolog twierdzi że to nie to, chcę pójśc na terapię, muszę spróbować wszystkiego co może pomóc
  10. Reszka, ja staram się nawet nie dopuszczać do siebie emocji, doszłam już do punktu w którym bałam się oglądać bardziej poruszający film bo serce przyspieszało i nie mogło przestać... dla kogoś kto tego nie doświadczył wydaje się to głupie i niezrozumiałe, ale tak miałam i mam, staram się odsuwać od siebie wszystko co może mnie potencjalnie zdenerwować, dla mnie to takie życie na pół gwizdka :/ w tym roku nie pojechałam na wakacje bo się zwyczajnie bałam, że powtórzy się sytuacja z poprzedniego roku, czyli umęczenie siebie i rodziny skaczącym tętnem co do seksu, to kiedyś poruszałam ten problem na forum, ale nikt się nie odezwał, więc uznałam, że albo ludzie nie mają tego problemu co ja albo nie chcą o nim mówić, i w trakcie i po potrafię mieć tachykardię i tzw przeskakiwanie serca, męczące i zniechęcające bardzo, zwyczajnie się boję cos poczuć, zawsze mnie to odprężało teraz jest kolejnym punktem do zdenerwowania, chore to, ale tak jest, nie wiem jak nad tym zapanować, kardiolog twierdzi, że serce jest zdrowe, w/g niego moje problemy biorą się z niedoborów żelaza, nad którymi nie można jakoś zapanować, a ja wiem, że niedobory niedoborami a nerwy nerwami rzadko potrafię się całkowicie odprężyć, mamy pięcioletnią córkę i paraliżuje mnie strach, że nie zdążę jej wychować a na rodzinę raczej nie możemy liczyć, wiem, że każdy boryka się z jakimiś problemami, niektórzy naprawdę poważnymi, a mnie wykańcza po prostu życie... na tachykardię biorę ebivol, dzieki niemu jestem w stanie funkcjonować, chociaż mimio niego zdarzają mi się epizody napadu tachykardii :/ wybieram się jednak na terapię do psychologa, byłam pół roku temu u psychiatry, ale dostałam głównie leki, których po pierwsze nie chciałam brać a po drugie raczej kolidowały z betablokerem nie wiem w jakim jesteś wieku, ale ja będę jeszcze na własną reke drążyć poziom hormonów tzw *kobiecych* może tutaj tkwi problem, a może się oszukuję fajnie, że chociaz jedna osoba napisała o takim a nie innym problemie :) odezwij się jeszcze :) pozdrawiam
  11. witam wszystkich, nie napiszę Wam, że nie mam już nerwicy, nie podam złotego środka bo pewnie takiego nie ma :), walczę nadal, ale uważam, że jest lepiej, kardiologicznie jestem ponoć zdrowa - diagnoza dwóch kardilologów, psychicznie w/g psychologa zdrowa, w/g psychaitry mam nerwicę napadową lękową, moje problemy przybrały na sile na tyle, że uniemozliwiały mi normalne funkcjonowanie około roku temu, na bardzo szybką akcę serca do 160 biorę na stałe betabloker, na szybkie akcje w głowie ;) nie biorę nic, psychiatra zapisał mi dwa leki, nie wykupiłam, nie wzięłam, chcę spróbować poradzić sobie z tym metodą małych kroczków. Nie ukrywam, że bardzo pomogły mi konkretne fakty: nie jestem chora na serce, czyli prawdopodobnie na razie nie umrę, mam bliską osobę, która stara się mnie zrozumieć i pomaga mi w chwilach kryzysu, biorę betabloker, który blokuje wariactwa sercowe - nie boję się napadu tachkardii. Zaczęłam od małych ćwiczeń oddechu w sytacjach kryzysowych dla mnie - metoda doradzona przez psychiatrę, przy kłopotach z przebywaniem np w sklepach, dozowanie sobie tego pobytu, jesli już naprawdę nie mogłam to wychodziłam i wracałam, i tak po kilka razy, czas przez który mogłam wytrzymać wydłużał się, nie rezygnowałam z wychodzenia z domu, czy to było wyjście 50 metrów od domu czy 5 km wychodziłam, zawsze można wrócić, nie wzięłam zwolnienia z pracy - co sugerował lekarz- starałm się normalnie funkcjonować chociaż to chyba kosztowało mnie najwięcej, ataki paniki dopadały mnie nagle, wtedy starłam się oddychać w wyuczony sposób, ale było to dla mnie stresujące bo wydawało mi się, że wszyscy widzą co się dzieje. Dla mnie główną zasadą jest nieuciekanie od sytuacji kłopotliwych, ale dozowanie ich, zwiększanie dawki tak żeby można było wytrzymać, myslę, że najgorsze co można zrobić to poddać się i zostać w domu, nie wychodzić, wtedy strach zwycięża, jeśli ktos myśli że łatwo mi się to pisze to się myli, wiele razy było tak, że mąż wychodził ze mną po kilka razy i wracaliśmy bo miałam wrażenie że się uduszę, umrę, zwymiotuję... ale zawsze wychodzilismy drugi, trzeci, czwarty raz aż doszłam do wyznaczonego punktu, trudne to i upierdliwe ale skuteczne, tak myślę. Do tej pory zdarzają mi się napady paniki, mdłości i wszystkie te dolegliwości o których doskonale wiecie, ale już rzadziej, nadal niekiedy wieczorem jest to uczucie drżenia łózka, ciała, ale mówię sobie wtedy to tylko ta cholera przyszła i zaraz pójdzie, na takie kłopoty mi akurat pomaga ogladanie jakiegos filmu np, byle zająć umysł czymś innym. Mnie bardzo zmotywowało moje sześcioletnie dziecko, które patrzyło na to co się ze mną dzieje, jak wariuję, jak dostaję ataku w samochodzie, w sklepie, jak nie mogę zaopiekować się nim bo sama jestem do kitu, to mnie wnerwiało i denerwuje mnie to nadal, więc próbuję pomóc sobie sama. Piszcie jak pomagacie sobie w trudnych chwilach a może to pomoże innym.
  12. poetko... dzięki za odzew :) nie wiem sama co robić, na razie czytam różne rzeczy, próbuję się relaksować, ale ostatnie dni w pracy miałam bardzo trudne i niestety wieczorami mój mały *demonek* mnie atakował, a dzisiaj po raz pierwszy od dawna przyspieszyłam w ciągu dnia znów do setki, a biorę cały czas ten betabloker, wybieram się do kardiologa bo mija miesiąc od wprowadzenia tego leku i wtedy chciał powtórzyć badania, pogadam z nim o tym seroxat, nie wiem sama co robić, co już myślę, że sobie radzę jako tako to potem się okazuje, że jednak nie jest tak różowo, zła jestem na siebie jak cholera, psychiatra twierdzi, że to również jest problem, że nie jestem w stanie zaakceptować tego że mam tę cholerną nerwicę, że uważam się za osobę, która zawsze ze wszystkim sobie poradzi i nie ma prawa do słabości, ale ja nic nie poradzę na to, że mnie to denerwuje
  13. ja byłam u tego drugiego kardiologa wtedy, dostałam inny betabloker, po którym pierwszy tydzień czułam się fatalnie, teraz już organizm się przyzwyczaił, chociaż ciśnienie mam 105/60 a tętno do 55 potrafi spaść, mimo wszystko wolę to niż te koszmarne ataki kiedy serce waliło jak oszalałe. Niestety zaczęłam odczuwać częściej takie puch puch w sercu, ponoć to skurcze dodatkowe, zdarzają się jak zmieniam pozycje, kucam, schylam się i podczas... z seksu, koszmar jakiś po prostu, też tak macie ? Tydzień przed okresem też koszmar, telepie mnie od środka, szczęśliwie ten betabloker blokuje resztę. Wczoraj po raz pierwszy od prawie miesiąca czułam znowu te drżenia w środku ciała, ni z tego ni z owego, jakby każde ścięgno, każdy nerw i mięsień drgał, ale tego nie widać, czuję to od środka, pierwsze wrażenie jakby łóżko drgało, myślałam że już z tym spokój mam, że poszło tak jak przyszło. Psychiatra powiedział, że mam nerwicę napadowo-lękową, zapisał mi soraxet (o ile nie przekręciłam nazwy), ale nie wzięłam tego, boję się jakie będą skutki uboczne, muszę chodzić do pracy, poza tym pani doktor prosiła o konsultację z moim kardiologiem bo trochę koliduje to z tym betablokerem. Każdego dnia staram się mówić sobie że wszystko jest i będzie ok, ale nie zawsze mi się to udaje, Czy te lęk dopada was tak znienacka ? czy tylko ja tak mam ? robię coś i nagle buch już jest... Mam pięcioletnią córkę, która patrzy jak matka się szarpie ze sobą i to mnie przeraża
  14. ja biorę ebivol i to jest betabloker
  15. Na Holterze nic nie wyszło, jak to lekarz mówi nie ma czarno na białym, a ja czuje coś dziwnego chwilami, tak jakby bąbel powietrza przedzierał się w środku, albo taki uczucie buch buch buch w okolicy mostka, kojarzy mi się to z nagłym zawaleniem się czegoś, nie potrafię tego chyba dobrze opisać. Jak to odczuwacie ? Ja nawet nie wiem czy to jest to czy coś innego, będę powtarzać Holtera bo kardiolog chciałby namierzyć to coś. Biorę teraz betabloker na tachkardię, czy przy tym te skurcze dodatkowe są możliwe ? Ja najczęściej to mam przy dość szybkiej zmianie pozycji, np stoję i kucnę, schylę się, wsiadam do samochodu itp. no i hmmmm... podczas seksu, przez to odechciewa mi się wszystkiego już :(
  16. u mnie chyba faktycznie już trochę organizm się przyzwyczaił, czuję się lepiej, chociaż i ciśnienie i puls niski bardzo, dzisiaj rano miałam 100/65 i tętno 60, potem trochę się rozkręciłam, z takiego tętna to akurat jestem zadowolona bo mogę normalnie funkcjonować, chodzić do pracy i nie jestem spanikowana, że mnie dopadnie :), ja dostałam ten lek głownie na tachykardię, bo miałam do 160 uderzeń, ciśnienie też wtedy skakało. Zobaczymy co będzie dalej.
  17. myszka, myslę, że to może być z nerwów, ja tak mam jakby żołądek był z gumy i jeszcze napakowany mokrą ligniną, bałam się jeść żeby nie wymiotować przypadkiem, chociaż ani razu nie zwymiotowałam... potem bałam się że to przez to uczucie pełności w żołądku mam ataki łomotu serca i tak w kółko, niestety nerwy tak potrafią igrać z naszym ciałem
  18. ja w tej chwili dostałam od kardiologa betabloker na stałe, nie dawałam już rady z atakami przyspieszonego pulsu i rosnącego ciśnienia, puls rosnie mi do 140-160, ciśnienie do 180/110, najpierw czuję drżenie w środku, tak jakby każdy mięsień drżał, robi mi się słabo, mdli mnie, mam dreszcze widoczne gołym okiem, boję się że umrę, drętwieje mi szyja, zuchwa, język, trzęsą się ręce nawet długo po ataku, ostatni okres był dla mnie bardzo trduny ze względu właśnie na tę *tachykardię*, bałam się że w pracy, na ulicy, w sklepie znowu mnie dopadnie... zrobione mam badania hormonów tarczycy - nic, holter - nic, EKG - właściwie nic poza tym częstoskurczem, morfologia - nic, czeka na wynik boleriozy i chlamydii, po dwóch pierwszych *atakach* doszła niechęc do jedzenia, kłopoty z żołądkiem - jakby był z gumy, budzenie się nad ranem i niemożnosc zaśnięcia, i olbrzymi strach, lęk, który mnie nachodzi ot tak bez przyczyny, to dołączyło na samym końcu.., Kardiolog szuka przyczyny, ja tymczasem byłam u psychiatry, który stwierdził nerwicę napadowo-lękową, dostałam leki, ale na razie nie mogę ich brać ze względu na ten betabloker, zresztą boję się uzależnienia od leków psychotropowych. Teraz jak biorę betabloker to puls mi na nim nie skacze, ciśnienie niskie, aż za niskie... więc mogę się sama gdzies wybrać, ale strach jest i żołądek z gumy i motylki w środku też :( staram się i nic z tego nie wychodzi, muszę chodzić do pracy i jakoś żyć, cięzko mi jest chwilami, sami najlepiej wiecie, bo ktoś kto tego nie doświadczył nigdy nie zrozumie
  19. Od 4 dni biorę pół tabletki (5 mg czyli 2,5 mg), ciśnienie bardzo mi spadło do 110/65, puls 60-65 w nocy 54, kardiolog twierdzi, że organizm się przyzwyczai i wszystko się wyreguluje, mam wytrzymać, dostałam go zamiast metocardu na tachykardię. Puls i ciśnienie faktycznie mi nie rośnie (miałam takie skoki jednego i drugiego), ale komfortowo to ja się też nie czuję, czasami jakoś mi tak ciężko. Czy może ktoś podzielić się ze mną swoimi odczuciami ? czy do betablokera faktycznie trzeba się przyzwyczaić ? czy to rzeczywiście się wyreguluje ?
  20. ja jestem słaba i taka odrętwiała po każdym takim zaatakowaniu :( szum w uszach i jakby cała głowa była nie moja
  21. witam wszystkich :) jestem tu nowa i od razu mam pytanie: do ilu skacze wam puls w czasie *ataku* , ile to trwa i co wtedy czujecie ? jakiś ból, coś innego ? mi skacze do 140-160, ale czasami tak się dzieje ot tak sobie, bez stresu, biorę dorywczo metocard, ale strasznie długo muszę czekać aż zadziała :( boli mnie wtedy żołądek i cała klatka, jutro idę ze wszystkimi badaniami do innego kardiologa a w czwartek do psychiatry, boję się panicznie kolejnego napadu i w tej chwili strach mnie dosłownie paraliżuje, w EKG nic podobno nie ma, w badaniu Holtera też nie, tylko ja myślę wtedy, że za chwilę zejdę z tego świata
  22. TSH mam w normie, pozostałe tarczycy też, zrobię jeszcze te chlamydię i boleriozę, dzisiaj byłam u psychologa (państwowo) - porażka kompletna, stracony mój czas i nerwy, dzisiaj jak wstałam to do razu zaczęło mi stukać w rytmie 130 :(, a drżenia czułam całą noc, koszmar
  23. witam wszystkich :) dołączam do forum... przez ostatni rok myślałam, że dam sobie radę z tym co mnie dopadło, ale jak się okazuje nie dałam sobie i sypię się coraz bardziej, te drżenia o których piszecie też mam i właściwie od tego się zaczyna każdy *mój mały kryzys*, czuję jakby w środku drgał mi każdy mięsień, każde ścięgno, tak jakbym chciała właśnie odkaszlnąć jakieś powietrze, które tam obija się w środku. Jeśli akurat leżę to czuję najpierw jakby łóżko drgało, a to potem drgania w środku, zawsze mam wtedy skok ciśnienia do 170/100 i napad tachykardii do 140-150. Kardiolog nic złego nie widzi w wyniku badania Holtera i EKG, na USG też nic nie znaleźli... a ja męczę się ze sobą, domownicy męczą się ze mną, pięcioletnia córka patrzy na to co się dzieje z jej mamą... na jutro mam wyznaczona wizytę u psychologa - sugestia obsługi karetki, szukam drogi do spokoju i siebie i nie mogę jej odnaleźć. W tej chwili najmniejsza głupota mnie powala na kolana. Czytałam co pisaliście o badaniach na boleriozę, yersinię i chlamydię i też zrobię bo chciałabym znaleźć powód tego co się dzieje. Jedyną pociechą jest, że ktoś jeszcze też ma te drżenia. Na to żadne leki nie pomagają, dla mnie to uczucie jest koszmarne, absolutnie nie można nad nimi zapanować... :( aaaa no i lekarz robiący kiedyś USG serca określił te moje dolegliwości jako *egzaltację serca* :)
×