
Kiki
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Kiki
-
Stokrotka, jestem dzis tez padnieta i ide zaraz spac, ale podaje ci ciekawy link: http://www.ifps.org.pl/wwwifps/wydarzenia_detail.php?id=155 Dobra rada: Nie martw sie na zapas o swojego wnusia. Z tym, jego przewracaniem moze byc i tak, ze ma on poprostu zaburzenia rownowagi po nalozeniu aparatow sluchowych, moze najpierw musi sie do nich przyzwyczaic. Jego pobudliwosc wytlumaczylabym tym, ze teraz zaczal slyszec i jest ciekawy wszystkiego co sie wokol niego dzieje. A moze zaczac badania od pojscia do dobrego okulisty, ktory przegladnie mu dno oka? Ja bym od tego zaczela. Jutro podam ci pare dobrych stron *psychologicznych*, ktore na pewno dadza ci wiecej korzysci niz rozmowa z pania Ania, niemniej trzymaj ja jak na razie. Do jutra :)
-
Cami, to, ze odczuwasz spokoj biorac ¼ tabletki to sugestia, bo uspakajasz sie sama swiadomoscia, ze bierzesz cos, co ci moze pomoc, ale na dluzsza mete nic ci to nie da. Cwiarteczka tylko „podgrzewa” ale nie leczy. Gdybym byla w twojej sytuacji wybralabym tydzien a nawet i dwa po pol tableki i przeszlabym potem na cala ( o ile byloby to potrzebne ) i po dwoch tygodniach podjelabym decyzje o tym i co dalej. Ale moze uda ci sie i ta poloweczka bedzie dla ciebie wystarczajaca. W poczatkowej fazie leczenia malutkie dawki sa bez znaczenia, za to przy odstawianiu lekow trzeba zmniejszac dawke stopniowo i zejsc wlasnie do ¼ tabletki. Takze to co teraz robisz, robisz na odwrot. Pamietaj, ale nic nie mow swojemu psychiatrze, ze ja to napisalam :o))))), psychiatrzy chca przy pomocy chemii postawic ludzi na nogi jak najszybciej poprzez szybkie podwyzszanie dawki, dobrze wiedzac, ze to i tak bedzie tylko zaleczanie problemu, bo jak sama nazwa mowi leki i nerwice to choroby psychiczne a nie fizyczne. Wiekszosc ludzi ma tak zwane leki generalne, ktorych podlozem sa problemy zwiazane z problemami zycia codziennego, ktore przeciez nie zawsze jest sie w stanie uniknac. A czlowiek oprocz cialia ma przeciez cos wiecej - psychike i dusze na przyklad.
-
Seroxat zaczyna dzialac dopiero på 2 do 6 tygodniach. Takze powinnas sie przemeczyc. 10mg tzn.pol tabletki jest dawka dla osob starszych i dzieci. Takze zaczelas od bardzo slabej dawki. Cwierc tabletki tzn. 5mg, jest bezcelowe, podrazniasz sobie tylko uklad nerwowy nie leczac go. Te objawy o ktorych piszesz sa typowe na poczatku dla prawie kazdego leku antydepresyjnego. Stad ten czas probny, 2-6 tygodni. W wielu przypadkach jest tez tak, ze stan sie pogarsza po rozpoczeciu kuracji, ale z czasem bedzie unormowany. Tak reaguje uklad nerwowy, bo musi najpierw dostosowac sie do leku. Slyszalam ze Seroxat daje lepsze efekty niz Zoloft.
-
Beatko21. Skladam ci kondolencje. Jako, ze piszemy na temat nerwic i lekow przed smiercia, chcialabym cos ci napisac. Bo to jest wazne i moze ci pomoc. Po twoim poscie wnioskuje, ze nie bylas przy smierci dziadka, nie wiem czy wogole bylas przy kims kto umieral. Jak pisalam, ja bylam przy tacie gdy, natomiast nie bylam przy mojej mamie i to jest dla mnie najwieksza poraszka w zyciu. Niestety okolicznosci byly takie, ze nie moglam z nia byc, ale bylam z nia przez jakis czasdo do 10-tego dni przed jej smiercia. Wiedzialysmy obie, ze to bylo nasze ostatnie spodkanie i pozegnalysmy sie. Tego bolu, ktory doznalam po otrzymaniu wiadomosci o jej zgonie nie jestem wyrazic slowami. Ale tez wiem, ze gdybym widzila jej odejscie pekloby mi serce, dlatego wierze, ze tak musialo byc. Teraz czeka cie pogrzeb, zastanow sie, czy chcesz zobaczyc dziadka w trymnie, bo to moze rzutowac na twoja psychike, zwlaszcza, ze jestes mloda i bardziej boisz sie smierci, niz osoby starsze. Inna rzecz, ktora radzilabym ci, to , to, abys wspominajac dziadka przypominala sobie wesole momenty, ktore z nim mialas, ale nie ukrywaj swojego bolu. Dobrzy ludzie, ktorzy sa swiadomi, ze nadchodzi ich czas, maja pragnienie o tym, aby inni przez nich nie cierpieli i czuja sie czesto winni przed smiercia, ze musza odchodzac zostawiaja swoich ukochanych w rozpaczy. Ja moich rodzicow mam w moim sercu i codziennie z nimi rozmawiam bez slow, rozpoznaje ich w sobie samej i dlatego i bez nich jestem w stanie dalej zyc. http://www.youtube.com/watch?v=coqm7ZVXszQ
-
Agatkaa, Jedz do Ameryki, ale pamietaj o trzech rzeczach: 1.Wykup otwarty bilet powrotny do Polski 2.Uwazaj jakie leki bedziesz przewozic, bo Amerykanie prawie kazdy lek na recepte traktuja jako narkotyk. 3.Wczesniej czy pozniej dostaniesz tam ataku Takze musisz byc na to przygotowana. Wszystko w sumie zalezy na jak dlugo i po co tam lecisz i jak jestes finansowo zabezpieczona. Jesli tylko na odpoczynek/wakacje, to nie martw sie, ale jesli dopiero tam masz zaczac szukac np. pracy i masz slabe kontakty, to musisz sie zabezpieczyc przed atakami lekow i nerwica. Poradzilabym ci od razu zaczac uprawiac tam jakis sport i byc z ludzmi, no i dobrze sie odrzywiaj. I nie cpij tam wiecej, bo bedziesz miala tylko problemy z tymi lekami. Ide na zakupy i do bibiloteki, zamowilam cala mase ksiazek, miedzy innymi o nowych technikach leczenia lekow. Aha, nie umylam okien, nie chcialo mi sie :o)))))) Milego weekendu. ps. do just_u, skonczylam 54 lata, moze dlatego czujesz moje slowa....eh doswiadczenie zyciowe just_u, nic wiecej.
-
pablosek napisales, ze: .*..czytalem ze problemy z zawrotami glowy w nerwicy sa od tego, ze wraz z nasileniem sie objawow zaczynamy nerwowo szybko oddychac nasz mozg dostaje za duzo tlenu i stad te zawroty glowy...* Dokladnie jest jak piszesz, dlatego, aby zredukowac nadmiar tlenu co mozna zrobic dwutlenkiem wegla nalezy zebrac dlonie i zakruc nimi usta i nos, a nastepnie wdychac to samo powietrze co wydychamy, ale powoli. Mozna tez uzyc do tego celu torbe papierowa, bez nakladania jej oczywiscie na glowe :o)))) Tego nauczyl mnie moj terapeuta, ktory pomogl mi w zrozumieniu istoty lekow.
-
Sytuacje z moimi lekami byly i sa oczwiscie trago-komiczne :o)), ale jak pisal pablosek, w momencie gdy trwa to cale przedstawienie, nie jest mi wcale do smiechu. A oto jeden z moich bardzo wielu „aktow”. Kiedys chcialam umyc okna, niestety juz sama mysl o tym co moglo mi sie stac, spowodowala, ze na zewnatrz bylo wieczne zachmurzenie. Ktoregos dnia skonstrulowalam male rusztowanie: drabina, krzesla, materac i kijki do nart. Z samym wdrapaniem sie na parapet nie mialam wiekszego problemu, ale za to, to co zaczelo sie dziac gdy na nim stanelam, bylo czysta abstrakcja. Poniewaz moje leki maja siedlisko w glowie i wszystko sie wokol tej glowy kreci, dostalam momentalnie pijackich zawrotow i nagle poczulam, ze trace wzrok,bylo to tak wiarygodne, ze na prawde nie widzialam moich stop, ktore jeszcze na dodatek przestalam czuc. Stalam w pozycji stracha na wroble jednoczesnie widzac juz siebie sama na podlodze ze zlamanym kregoslupem, albo z rozbita glowa. Z pozycji kamiennej przeistoczylam sie w galarete, czujac rownoczesnie ze mam nogi z waty. W koncu po dokladnym pobraniu pomiarow odleglosci miedzy parapetem a drabina udalo mi sie ustawic stope na drugim od gory szczeblu, to bardzo wazny detal, bo pierwszy szczebel byl niebezpieczny ze wzgledu na odleglosc od podlogi. Ta cala pantomima trwala jakies 20 minut a jej rezultat: balagan, nieumyte okna i ja doszczetnie wykonczona. Dzis nie mam najmniejszego problemu z myciem okien, ktore wlasnie za chwile zaczne polerowac. Ciekawi mnie jak wyglada wasza sprawa z mowa. Czy jestescie bardziej czy mniej rozmowni/gadatliwi? Ja mialam taki okres, ze gadalam jak katarynka, calkiem do rzeczy, ale szybko i duzo. Teraz jak tak mysle piszac ten post, to dochodze do przekonania, ze po debiucie moich lekow mowie wiecej niz kiedys. Jak jest u was?
-
Nikt nie chce umierac, ale ludzie umieraja w rozny sposob, mam tu na mysli smierc naturalna. Moj tato bardzo walczyl i nie chcial umierac. To bylo dla mnie strasznym przezyciem zwlaszcza, ze bylam przy nim gdy umieral i widzialm jak bardzo sie meczyl, ale najgorsza byla dla mnie moja bezradosc bo nie bylam w stanie mu pomoc. Sama stracilam wtedy chec do zycia i odechcialo mi sie doslownie wszystkiego. Poszlam wtedy pierwszy raz w zyciu do psychologa, ktora wytlumaczyla mi, ze te ostanie godziny jego walki byly malutka kropelka w stosunku do dlugiego jego zycia i ze sam fakt, ze on o to zycie walczyl potwierdzal, ze byl ze swojego zycia zadowolony. I powiedziala mi jeszcze cos innego. Powiedziala mi, ze moj toto chcial przeciez zyc mimo, ze byl odemnie o wiele lat starszy i ze na pewno bedac w moim wieku nie tracil ochoty do zycia. Pomoglo mi to bardzo, zaczelam znow jesc, a mialam juz poczatki bulemii z 20 kilogramowa niedowaga. Wygladalam strasznie. :o( Jak wczesniej pisalam pare miesiecy temu zmarla moja kochana mama. Tej straty nie da sie opisac, ale przeszlam to w inny sposob, bardziej swiadomie, ze zrozumieniem, Chcialam aby zyla ale tez chcialam aby umarla, aby byla wolna od tej swojej okropnej nieuleczalnej choroby, chcialam aby tak bylo, bo ona sama tego juz tak bardzo chciala.
-
Z moimi lekami to troche tak jak ze staniem w kilometrowej kolejce. Gdy czasami dopadnie mnie atak po ktorym jestem wykonczona i nieszczesliwa, to ogladam sie przez ramie i widze jak daleko poszlam do przodu i jak wielka jest poprawa. Jeszcze pare lat temu nie moglam przejsc przez szeroka jeznie bo balam sie ze nie zdaze i ze zlapie mnie na czerwonym swietle. A gdy czasami zmiana swiatel zlapala mnie gdy stalam na wysopce, to musialam siadac a raz nawet sie polozylam jak placek, taka damulka jak ja :O))))))) Zreszta do dzis dobrze sobie wyliczam czy zdaze przeleciec, czy mnie nie zlapie na wysepce, ale to juz nie to samo. Innym z moich postepow jest zaglebianie sie w neuropsychologii. Pamietam gdy mialam pierwsze ataki, samo slowo mozg doprawialo mnie do rozpaczy i szalenstwa, bo tak bardzo sie balam ze mam cos z glowa. Odnosnie lekow w autobusie to klask, zwlaszcza dla tych co cierpia na klaustofobie. Ide spac, dobranoc. :o)
-
Agatkaa, ja tez mialalm dokladnie takie same objawy jak ty, samochodu prowadzic nie moge od wielu lat i chyba juz z tego nic nie bedzie, bo dzis na autostradach jest totalne wariatkowo. Moje leki tez byly lekami przed smiercia, ktora widzialam na kazdym kroku, dzis mam takie stany lekowe bardzo sporadycznie, ale z ktorymi nauczylam sie zyc i dawac sobie z nimi rade. Dziwnie to moze dla was bedzie brzmiec, ale najlepszym lekarstwem na leki jest konfrontacja z tym czego sie boimy. Wiadomo, ze nie mam tutaj na mysli naszej wlasnej smierci, bo wtedy wszystko bedzie obojetne. Chodzi mi o zrozumienie i zaakceptowanie, ze smierc jest wyjsciem z labiryntu zycia. Tak juz jest i tego sie nie zmieni. Jedyna droga do „pseudo-wyzwolenia” sie od lekow przed smiercia jest zaakceptowanie ze ona istnieje. Im mlodszy jest czlowiek tym bardziej boi sie smierci, bo przeciez cale zycie przed nim i musi przeciez zaliczyc wszysko co jest po drodze, co jest normalne, bo taka jest wlasnie mlodosc. Ale strach przed tym, ze nie osiagniemy tego wszystkiego co chcielibysmy osiagnac powoduje, ze dostajemy nerwice roznego rodzaju, ktore kulminuja w panicznych lekach. Trzeba jednak postawic sobie granice, ale najpierw trzeba te granice poznac. Nie zmuszac sie do rzeczy ktore nie leza w naszej naturze, bo inni tego od nas wymagaja. Nauczyc sie powiedziec nie. Nauczyc sie powiedziec dziekuje i czuc ta wdziecznosc.. Gdy lezalam na neurologicznym wydziale i czekalam na Rezonans Magnetyczny, mialam mozliwosc zobaczyc jakie choroby mozgu czepiaja sie czlowieka. Mialam opory co do tych badan, bo balam sie po prostu, ze wykryja u mnie guza mozgu. Pewnego dnia zwierzylam sie mlodemu chlopakowi, ktory byl juz po operacji, ze chyba nie zdecyduje sie na ten resonans, bo boje sie uslyszec prawdy. A on swoja odpowiedzia zmienil moje zycie, bo powiedzial mi, ze prawda moze byc i jedena i druga, i jesli nie podejme decyzji to nigdy nie dowiem sie ktora prawde mam w glowie i w ten sposob bede sie tylko meczyc i ze wybor nalezy tylko do mnie. Dzieki niemu zdecydowalam sie na ten resonans i zaczelam zdrowiec, bo to czego sie balam nie istnialo. Pablosek nie masz racji piszac, ze: „Nasz problem tkwi w przeszłości, niestety nie potrafimy sami go zidentyfikować, a nawet gdy nam się to uda zadajemy sobie pytanie i co z tego?” Gdy uda ci sie zidentyfikowac podloze problemu z przeszlosci, nie bedziesz wtedy potrzebowal zadawac sobie pytania i co z tego. Ale warunkiem jest, aby to zrobic jak najszybciej tzn. poznac ten problem a raczej byc tego problemu swiadomym. Zalamanie nerwowe, leki czy depresja beda tylko zaleczone, tak jak blizna, ktora juz nie jest ani ukrwiona ani unerwiona tak samo jak obszary ciala wokol niej. Moja zasada jest ( a tak nie bylo wczesniej ) zyc dniem dzisiejszym, nie przeceniac swoich mozliwosci, co nie znaczy aby takowe odrzucac gdy sie pojawiaja na naszym horyzoncie. Wazne jest tez nauczyc sie tracic w doslownym tego slowa znaczeniu. Nie zalowac tego co moglismy kiedys tam osiagnac, bo przeciez to i tak nie wroci. Krotko mowiac docenic to co mamy, a jesli mamy mniej niz inni, to jakie to ma znaczenie jesli nam samym to wystarczy.
-
Darkova, prosze cie, nie oszukuj siebie samej, przeciez wiesz, ze boisz sie, ze poprawka moze pojsc nie tak jakbys tego chciala, dlatego sie denerwujesz. Nie bierz nic na uspokojenie, bo bedziesz otepiala. Przed poprawka zjedz lekkie sniadanie, wypij dwie szklanki wody i wez ze soba banana, ktory wysmienicie wplywa na pamiec i uspakaja zoladek. Wyjdz z domu troche wczesniej i zaczerpnij swierzego powietrza. Nie rozmawiaj z kolezankami bo bedziesz tylko rozdrazniona i pamietaj wez ze soba butelke wody mineralnej i popijaj w czasie poprawki i na pewno 2+2 bedzie 4. :o) Oczywiscie pamietaj tez o glebokim i powolnym oddychaniu Powodzenia
-
No widzisz Gajka, sama sobie odpowiedzialas na to, co lagodzi twoja nerwice. Napisalas, ze: „nam nerwicowcom chyba bardziej pomaga cieple slowo od przygodnego czlowieka, czyjes cieplo w oczach, zrozumienie.” a czy robisz to sama w stosunku do innych? To o czym piszesz to nic innego, tylko tesknota za dobrymi stosunkami miedzy ludzkimi. Kazdy z nas wolalby przeciez widziec tylo mile i usmiechniete buzie. Ale czasami jest tez tak, ze tez i my sami jestesmy odbierani przez innch tak samo negatywnie jak my ich odbieramy. Czy probowalas kiedys zapytac siebie samej, co cie najbardziej zlosci u innych i dlaczego wlasnie na te rzeczy u innych zwracasz uwage. Ludzie czesto zwracaja uwage na to czego sami sie boja. Cos tak jak anorektyczek, ktore nie mysla o tym,aby byc chude, ale o tym aby nie byc grube, co w efekcie daje nieporzadany rezultat. Ludzie cierpiacy na anoreksje nie widza w lustrze swojego odbicia ale odbicie tego, czego nie chca tzn. byc grubym. Tak samo jest z lekami i nerwica. Nie myslcie sobie, ze u mnie poszlo jak po masle i teraz daje „madre” rady. Ja kochani lezalam miesiac na wydziale neurologicznym i mialam problemy z chodzeniem przez ponad pol roku, bo mialam sparalizowana lewa noge, co bylo oczywiscie tylko psychosomatycznym stanem. Ja tez darlam sie jak glupia na mojego pierwszego psychoterapeute i oskarzalam go, ze jest do niczego i przeklinalam go w duchu, ze wyciaga ode mnie tylko pieniadze. Te etapy trzeba przejsc a odpowiedz na wszystko znajdzie sie stopniowo samemu w sobie, jedni to osiagna przy pomocy innych a inni wypracuja to sobie sami. Mnie to zajelo trzy lata. Niemniej wszystko uzaleznione jest od mozliwosci jakie mamy, albo jakie jestesmy w stanie sobie stworzyc. Z mojego punktu widzenia i doswiadczenia wiem, ze osoby ktorymi sie otaczamy sa tym faktorem, ktory wyzwala w nas nerwice czy leki albo radosc, zadowolenie i spokuj. Czy zastanawialiscie sie kiedys nad tym, co wywolalo u was atak zlosci czy leku? Ja pamietam gdy kiedys kasjerka w sklepie wyprowadzila mnie z rownowagi, jakies 3 godziny po tym incydencie dostalam w domu ataku leku. Teraz gdy ktos nadepnie mi na odcisk, daje sobie na wstrzymanie i po prostu nie zwracam na to uwagi, albo w kazdym razie probuje tak robic.
-
Chcialabym dac wam pare dobrych rad, co do sposobu zycia z lekami. Najwazniejsze jest to, aby zaakceptowac, ze sa one czastka nas i ze poprostu one nas sobie upodobaly i sa nam wierne. Gdy nadchodzi u mnie atak leku to mowie do niego „czesc, steskniles sie znow za mna co?” i staram sie koncentrowac na czyms innym niz na symptomach w moim ciele, ktore przeciez dobrze znam i wiem, ze za kazdym razem sa one takie same. Gdy dopadnie mnie atak, na przyklad na ulicy, to zaczynam ogladac wystawy sklepowe, albo obserwuje ludzi, co maja na sobie, jak ida, jak sie zachowuja, itp. Probuje nie myslic i nie rozmyslac, wylaczam moj mozg, staram sie nie myslec, poddaje sie otoczeniu i jestem calkowicie swiadoma, ze ten atak minie, tak samo jak minal ten ostatni. Oczywiscie, ze za kazdym razem gdy dostane takiego poteznego ataku to mysle, ze tym razem to juz koniec, ze to ostatni raz i ze tym razem napewno bedzie to moj ostatni raz i ze umre, albo cos mi sie stanie np., ze upadne i powybijam sobie zeby, albo uderze sie w glowe itp, itd. A wiec, jaka jest moja technika wspolpracy z lekami? Pierwsze co robie to zaczynam pracowac oddechem. Wciagam powietrze nosem i to bardzo powoli i bardzo powoli wypuszczam je ustami, ale wazne jest to, aby oddychac przepona tzn. wypelnic powietrzem cale pluca az do brzucha. Wazne jest aby nie zamykac oczu, bo wtedy kreci sie jeszcze bardziej w glowie. Te cwiczenia oddechowe mozna robic wszedzie, w autobusie, w pracy, w domu i nikt tego nie widzi. Ataki leku maja punkt szczytowania i gdy dopuszcze do tego maxa jestem pozniej totalnie wykonczona, dlatego najwazniejsze jest, aby ten szczyt zlamac, tzn. nie dopuscic do szczytowania. To jest technika wspolpracy z atakiem, bo z atakami lekow nie mozna walczyc, z nimi trzeba wspolpracowac. Gdy jestem w drodze i czyje, ze nagle nie moge podniesc nogi i utrzymac sie w pozycji pionowej, staje sobie przy jakims budynku i opieram sie o sciane plecami pracujac oddechem, albo przytrzymuje sie jakiegos slupka, albo drzewa. Aby odwrocic uwage od leku mozna tez bawic sie czyms co mamy przy sobie np. kluczami, albo bizuteria, apaszka albo poprawic sobie wlosy. W autobusie mozna zaczac przegladac co mamy w torebce albo pobawic sie nasza bizuteria, przygladnac sie branzoletce albo piersionkowi i pamietac o powolnym i glebokim oddychaniu. Istotne jest tez zapoznanie sie z fizjologia swojego ciala, wtedy latwiej jest zrozumiec co sie z nami dzieje podczas atakow tak czysto fizycznie i wtedy bedziemy sie mniej bac, np. ze za momemt dostaniemy wylwu czy zawalu. Roznica miedzy psychologia a psychoterapia jest taka, ze psychologia tlumaczy nam dlaczego tak sie z nami stalo i co do tego doprowadzilo, zas psychoterapia mowi nam o tym co mamy robic w danym momencie aby tak przestalo sie dziac, podczas psychoterapii nie rozmyslamy ale konkretnie dzialamy, dlatego dobry psychoterapeuta jest na wage zlota, psychologa mozna zastapic dobrymi ksiazkami, ktorych jest na prawde wiele, natomiast dobry psychoterapeuta potrafi ulatwic nam zycie, dac nam wskazowki, pokierowac nami, nauczyc nas sposobow na polepszenie naszego samopoczucia, wszystko to poprzez konkretne dzialanie. Psycholog jest idealny dla ludzi mniej otwartych, moze bardziej wstydliwych. Z mojego wlasnego doswiadczenia wiem, ze mnie pomogly rozmowy z wieloma osobami, ja sama nie ukrywalam mojej choroby. Czesto bylo tak, ze wpadlam jak bomba do jakiegos sklepu i prosilam o szklanke wody i mowilam otwarcie, ze kreci mi sie w glowie i ze mam leki i powiem wam szczerze, ze nie zdarzylo mi sie ani razu, aby ktos mi odmowil pomocy. Jesli chodzi o zajecia psychoterapeutyczne to radzilabym zaczac zajecia psychoteraupeutyczne w grupie. Swiadomosc, ze jest w zasiegu naszej reki ktos, kto ma sie dokladnie tak samo jak my sami, jest bardzo pomocna ze wzgledu na wymiane spostrzezen i doswiadczen ale najwazniejszym faktorem sa relacje miedzyludzkie, bo to przeciez jest w naszym zyciu najwazniejsze. Na psychoterapie chodzilam przez dwa miesiace, dwa razy w tygodniu. Na pocztku bylo OK, ale z czasem wybralam jednak moj wlasny sposob na wspolzycie i wspolprace z lekami. Osoby w mojej grupie nie pracowaly samodzielnie, ale oczekiwaly, ze beda prowadzone za reke przez psychoterapeute, krok po kroku. Dla mnie szlo to za wolno, bo ja juz mialam wypracowane moje techniki dzialania. Na terapii bylo nas 7 osob, dwie pielegniarki z lekami genaralnymi, obie okolo 30-tki, dwudziesto paro letnia dziewczyna ktora miala depresje poporodowa i ktorej zmarla mama w czasie gdy ona byla w ciazy ( tez bala sie o to, ze udusi swoja coreczke ), starsza kobieta okolo 75 lat, ktora byla bardzo sprawna fizycznie, ale miala leki smiertelne, chlopak okolo 27-28 lat, ktorego dopadly leki gdy byl na wakacjach z dziewczyna, mechanik samochodowy tez tak okolo 30 lat, ktory pojecia nie mial o tym dlaczego sie rozchorowal, no i ja sama. Siedzielismy w polkole a przed nami siedziala psychoterapeutka. Seans zaczal sie od prezentacji, kazdy z nas opowiedzial krotko historie swojego zycia z lekami wlacznie. Takie wymiany spostrzezen i sposoby w jaki kazdy z nas probowal dawac sobie rade z lekami byly wartosciowe, bo mimo wszysto iz leki sa podobne, to jednak kazdy reaguje na swoj sposob. Niemniej ciagle sluchanie innych o ich problemach i przezyciach bylo dla mnie za uciazliwe i deprymujace, poza tym wszystkie pozostale osoby w mojej grupie byly juz bardzo uzaleznione od lekarstw, od ktorych ja sama trzymalam sie z daleka. Absolutnie nie namawiam nikogo do przerwania leczenia srodkami antydeprsyjnymi, ale ja sama jestem szczesliwa, ze trzymalam sie od tego paskuctwa na dystans. Ja wybralam droge alternatywna, zaczelam cwiczyc, dobrze sie odzywiac, przeszatkowalam moje otoczenie, zwlaszcza przyjaciolki a raczej pseudotakowe. Bardzo pomogla mi medytacja i healing, ktory rozluznil moje wezly. Niedawno czytalam, ze ludzie ktorzy intensywnie medytuja maja silniejszy od innych plat czolowy mozgu a degeneracja mozgu, ktora dopada z biegiem czasu kazdego, zaczyna sie wlasnie od plata czolowego. Te wszystkie tabletki szczescia a raczej nieszczescia, niszcza komorki nerwowe, coraz czesciej czyta sie o tym, ze jedna z przyczyn choroby Parkinsona, jest reakcja chemiczna mozgu na leki psychotropowe i fakt, ze coraz mlodsi ludzie zapadaja na te chorobe mowi sam za siebie. Pare lat temu spotkalam te dziewczyne z depresja poporodowa i niestety miala sie tak samo zle jak wczesniej, mimo, ze to wlasnie ona byla najwieksza zwolenniczka medykamentow, na ktore wydala majatek nie osiagajac niestety zadnego postepu. Przyczyna tego, ze ludzie faszerowani sa tabletkami lezy w ekonomii, w braku czasu i stopniowo w braku checi do pomocy innym, dlatego lekarze wypisuja lekarstwa lekka reka. Nie zapominajmy tez o zyskach jakie maja dzieki umowom z firmami produkujacymi leki. To sa przykre fakty, ale tak niestety jest, na calym swiecie nie tylko w Polsce, dlatego my sami jestesmy odpowiedzialni za wybor sposobu leczenia i powinnismy byc swiadomi tego co jest dla nas najlepsze, bo mimo, iz jestesmy wszyscy do siebie podobni to mimo wszystko kazdy z nas jest inny na swoj sposob a bezkrytyczne wypisywanie recept przez psychiatrow jest totalnym nieporozumieniem i pojsciem z ich strony na latwizne. Wedlug mnie jesli ktos juz zdecydowal sie na leczenie srodkami antydepresyjnymi to powinien jak najszybciej uzupelnic to leczenie leczeniem psychoterapeutycznym. Jesli nie ma sie czasu czy pieniedzy na psychoterapeute, to mozna naprawde znalesc pomoc w literaturze na ten temat i pomoc sobie w ten sposob.