
dorotat12
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez dorotat12
-
Ja też dziękuję Ci za wszystko. Życzę Ci pięknych snów. Może kiedyś spiszemy się na prywatynego maila, bardzo chciałabym poznać i zaprzyjaźnić się z kimś, kto rozumie co ja czuję. Bardzo brakuje mi takiego wsparcia :)
-
Ale jak brałam Sulpiryd to przez ostatnie dwa lata funkcjonowałam całkiem normalnie. Jeździłam samochodem, chodziłam po sklepach, nawet na fitness zaczęłam chodzić i na kijki, bo też bardzo lubię. Właściwie miałam wrażenie, że jest ok. Czasem łapały mnie zawroty głowy, czasem migrena, ale lęk niemal się nie pojawiał i umierania nie było. Jazda zaczęła się po ostatnich objawach, które - sama nie wiem - czy były mikroudarem czy jednak miały podłoże nerwicowe.
-
Wiesz co, wszystko zależy od dnia. Po epizodzie z 10 września przez miesiąc w ogóle nie wychodziłam. Ostatnio jak lepiej się czuję i słoneczko zaświeci to biorę psa na spacer. Ale do sklepu chodzę tylko z mężem albo synem, sama nie bardzo mam odwagę się wypuścić.
-
Trzymam kciuki, żebyś naprawdę wstała bez lęku. Sama sobie też tego życzę. Na pewno przyjdzie taki dzień. Byle było to jak najszybciej :)
-
CzyDam Radę Obawiam się, że tylko Ci się wydaje, że chciałabyś w domu :( Ja, kiedy straciłam pracę w szkole 7 lat temu musiałam szybko coś wymyślić i wymyśliłam, wtedy wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi. Mój syn był mały, więc pracując w domu mogłam się nim opiekować, potem prowadzać do szkoły, zadbać o obiad, wreszcie kupić psa. Wtedy to faktycznie było doskonałe rozwiązanie. Teraz to moje więzienie. Straciłam kontakt z ludźmi, rzadko wychodzę bo mam mnóstwo zleceń i terminy (oj a jak to nie pomaga przy nerwicy). Często nie potrafię zmobilizować się do pracy, a wiem, że terminy, że obetną mi wynagrodzenie jak nawalę.... Powiem Ci, że marzę o normalnej robocie od 7,00 do 15,00 i koniecznie poza domem. Wiem, że gdybym to zmieniła z pewnością szybciej poszłoby mi zdrowienie, ale na ten moment niewiele mogę. Bezrobocie w moim powiecie sięga 35%, ostatnio zamknęli 3 kolejne szkoły. Tak więc trzymam się zła koniecznego.
-
CzyDamRade i Jasma Chciałam Wam bardzo podziękować za dzisiejszy dzień i czas jaki poświęciłyście, żeby ze mną powymieniać myśli. Poczułam się zdecydowanie lepiej. To pewnie nie trwałe i jutro rano obudzi mnie lęk, ten co zawsze, ale nawet kilka takich chwil, kiedy człowiek czuje się zrozumiany i nie jest sam - jest absolutnie bezcenne!
-
Ja mieszkam w małej miejscowości jakieś 90 km od Wrocławia, także zupełnie inny region Polski. Trochę żałuję, bo może kiedyś byłoby fajnie faktycznie spotkać się. Ja od 7 lat pracuję w domu i muszę się przyznać, że czuję się nieco samotna. Mąż do pracy, syn do szkoły, a ja zostaję sama ze sobą (i moją nerwicą) i to chyba dodatkowo mi dokopuje. Jakby nie pies byłoby jeszcze gorzej :(
-
CzyDamRadę W takim razie miłego wieczoru. Odpoczywaj i nic a nic nie myśl o nerwicy i lękach. Domyślam się (choć nie wiem czy dobrze), że Jasma jest z Warszawy. Czy Ty też?
-
CzyDamRade jakie masz plany na wieczór? Może jakaś fajna książka, co lubisz czytać?
-
Jasma Podziwiam Twoje podejście. Ja jestem ciągle na huśtawce. Są dni, kiedy wiem :), że na pewno dam sobie radę, że podołam, że zmienię to co powinnam, kiedy na atak lęku reaguję uśmiechem zrozumienia i ćwiczeniami oddechowymi, a są dni, kiedy wydaje mi się, że nie ma sensu walczyć, że nic nie mogę zrobić, że najlepiej byłoby położyć się i poczekać na śmierć (niestety to nie takie łatwe - choć czujemy, że umieramy to śmierć nie przychodzi :) Kilka lat po studiach przepracowałam w szkole - czyli z młodzieżą i to gimnazjalną. Miałam z nią świetny kontakt, wydaje mi się, że potrafiłam pomóc co najmniej kilku uczniom, w naprawdę trudnych sytuacjach. A sobie cholera tak często nijak nie potrafię pomóc! A przede wszystkim nigdy nie pomyślałam, że coś takiego mnie dopadnie i zrujnuje mi życie. A wiesz co martwi mnie najbardziej? Że mój syn reaguje podobnie jak ja w jego wieku. I też nie wiem co zrobić by ustrzec go przed taką przyszłością jak moja teraźniejszość.
-
Dzięki Jasma, wróciłam i przeczytałam. Dzięki, że chciałaś się tym podzielić z pozostałymi osobami, bo właściwie wszystko co napisałaś jest bardzo osobiste. Wasze historie prowadzą mnie do jeszcze jednego wniosku - im szybciej człowiek dostrzeże problem i próbuje coś z nim zrobić tym jest mu łatwiej. To chyba największy problem z nerwicą, a przynajmniej mój problem - że nie mogłam i nie chciałam uwierzyć w jakim stopniu psychika może wpływać na ciało. Ale z drugiej strony - czy nie macie wrażenia, że do nerwicy czy depresji trzeba mieć pewne predyspozycje, określoną osobowość? I jeszcze jedno Jasma - napisałaś, że masz wykształcenie zbliżone do psychologicznego, nie będę dopytywać jakie, ale w moim przypadku jest podobnie. Teoretycznie wiem sporo, egzaminy zdałam na 5. Tylko co z tego???
-
Dziewczyny Dzięki za dobre słowa i wsparcie. To bardzo pomaga , że człowiek nie jest sam. Ja mam mnóstwo szczęścia, że mam takiego a nie innego męża. Ma oczywiście mnóstwo wad, ale bardzo mnie kocha i akceptuje razem z moja nerwicą. Niestety tylko on jeden. Wiem, że za nerwicą ukrywają się potwory, schowane w szafie w wieku 5, 17 czy 20 lat. Pewnie w obecności dobrego psychologa jest do tej szafy łatwiej zajrzeć. A jeśli zrobić to samemu? Od czego zacząć? Jaki był Wasz pierwszy krok w stronę zdrowia?
-
Jasma Wiem, że chcesz doradzić mi jak najlepiej. I właściwie zgadzam się z Tobą - z pewnością część objawów jest związana z odstawieniem leków, bo odstawianie było krótkie (tylko tydzień). Z pewnością można też trafić na świetnego psychiatrę i doskonałego psychologa. Psychiatra, którego mi polecono nie przyjmuje prywatnie niestety i chyba nie uda mi się przyspieszyć wizyty, choć prosiłam, by wpisano mnie na listę oczekujących, gdyby ktoś zrezygnował wcześniej z wizyty. Ale nie liczę na cuda. O ironio moja koleżanka z liceum jest właśnie psychiatrą i to jeden z powodów, dla których nie bardzo wieżę, że lekarze mogą tu pomóc. Spotykamy się czasami prywatnie i szczerze mówiąc przeraża mnie jak ona postrzega swoich pacjentów i do nich podchodzi. Wiem, jedna jaskółka... Tak czy inaczej znalazłam terapeutę behawioralnego i umówiłam się na 19 listopada na wizytę. Napiszę Wam co z tego wyszło. Jasma a Ty korzystałaś z pomocy psychologa? Czy to pomogło? Czytając różne forma niewiele znalazłm wpisów pozytywnie odnoszących się do efektów psychoterapii, ale może Ci którym pomogło przestają pisać na takich forach?
-
Dziewczyny W leczeniu nerwicy najbardziej brakuje mi algorytmu. Bo kiedy dolega coś np. sercu - to wiadomo - najpierw ekg, potem echo, próby wysiłkowe, badania krwi i albo określone leki, albo zabieg operacyjny. Wiadomo, że jak A to B - generalnie można rozrysować pewien algorytm (procedury - jak nazywają to na oddziałach). A nerwica? Powiedzmy, że jestem gotowa zrobić z tym porządek - mam dość czasu i determinacji. I co dalej? Jaki algorytm? Co powinnam zrobić jako pierwsze? A co później?
-
Dzięki CzyDamRade. Wniosek z Twojej historii (jeśli wyciągnęłam zły - od razu mnie wyprostuj), a w każdym razie z tego co napisałaś, jest taki, że konieczne są zmiany fundamentalne i to już na zawsze. Ja to czuję, ale budzi się we mnie strach, że jeśli mi się uda to stanę się kimś innym, a może ten ktoś przestanie podobać się mojemu mężowi, może tych zmian nie zaakceptuje reszta rodziny, znajomi... I zmieniona ale zostanę sama... Kiedy czasami potrafię obiektywnie spojrzeć na to co myślę, a ostatnio staram się tak patrzeć - to widzę, że takie myśli podsuwa mi własnie nerwoca, że to ten typ myślenia, który zaprowadził mnie w miejsce w którym jestem - czyli (za przeproszeniem) - w czarną dupę... Mam rację ?
-
CzyDamRadę To co piszesz powoduje, że czuję się nieco przerażona. Bo z jednej strony - jesteś już bardzo daleko, mnóstwo zrozumiałaś, odkryłaś, a z drugiej strony objawy ciągle są. Czy to oznacza, że z nerwicy jednak nie da się wyjść? Jasma Absolutnie masz rację i ja nie mam w sobie oporu przed pójściem do psychiatry, nie uważam, żeby to uwłaczało człowiekowi, czy w jakikolwiek sposób go dyskredytowało. Nawet umówiłam już termin wizyty - niestety dopiero na 14 stycznia (długo prowadziłam wywiad i tylko jeden lekarz w mojej okolicy otrzymał pozytywne opinie, a w związku z tym kolejka do niego straszna). Jednak nie wiążę z tą wizytą większych nadziei, bo nie chcę już wracać do leków - po prostu się ich boję, a sama rozmowa nie rozwiąże problemu. Wbrew wszystkiemu - już od dawna czuję, że odpowiedź jest wyłącznie we mnie. Nie wiem tylko jak do niej dotrzeć. Pewnie jak każda z nas tutaj nie miałam łatwego życia, a nadwrażliwość i poczucie braku miłości nie ułatwiła przejścia przez życiowe zakręty. W moim domu nie wolno było okazywać uczuć, nigdy nie usłyszałam od nikogo bliskiego, że mnie kocha (na szczęście teraz mąż mówi mi o tym bardzo często). Rozumiem, że tak była wychowana moja babcia, mama i tak wychowywały mnie. Ale równocześnie nie nauczyły mnie wyrażania uczuć, więc przez wszystkie lata tłamsiłam - głownie złość, gniew, bezsilność i właśnie lęk - a właściwie wtedy jeszcze strach. Teraz mam wrażenie, że wszystkie te emocje z moich 37 lat życia żądają by je uwolnić. A ja nie wiem jak to zrobić i nikogo nie skrzywdzić
-
Jasma Mam do Ciebie pytanie - choć pewnie w archiwalnych postach gdzie będzie ta informacja, ale gdybyś mogła mi napisać - jak długo w Twoim wypadku trwało opanowanie nerwicy? A przede wszystkim jak szybko pogodziłaś się z tym, że przyczyną Twoich problemów jest nerwica? Z góry piękne dzięki za odpowiedź
-
Czy Dam Radę - bardzo dziękuję Ci za wpis. Rozumiem, że to wszystko nic nie da, że tylko praca ze sobą daje nadzieję na wyjście z tego paskudztwa. Choć pokładałam jeszcze nadzieję w hipnozie i właśnie jodze :) Co do nagrań relaksacyjnych - też mam pewne doświadczenia. U mnie sugestie o uspokojeniu, wyciszeniu i rozluźnieniu - tylko potęgowały wszystkie negatywne odczucia. Jak się wyciszyłam to bardziej czułam szybkie bicie serca i przede wszystkim zawroty głowy. No i lęk oczywiście. Jeszcze raz dzięki za Twój wpis - bo obawiałam się, że tylko ja łapię takie schizy i szukam nie wiadomo czego.
-
Jasma Od 10 września nie biorę nic. Jestem pod opieką neurologa, ale w związku z nowymi objawami (afazją i zanikiem pola widzenia). Lek kazał odstawić właśnie neurolog twierdząc, że to on mógł doprowadzić do problemów z krążeniem mózgowym. Jasne, że w apteczce mam hydroksyzynę i nawet Afobam, ale od 10 września jestem całkiem czysta :) Nie jest lekko. Jest dokładnie tak jak pisałaś i Ty i przede wszystkim Ignac - odstawienie leku powoduje, że objawy wracają ze zdwojoną siłą. Nie pomaga mi też lęk, że mogłam jednak przejść mikroudar (że to nie była nerwica), i że czeka mnie prawdziwy udar (to naprawdę mnie nakręca). Ale równocześnie mam świadomość, że nie mam czyników ryzyka - badania w normie, a i wiek w żaden sposób nie predysponuje... A co do Sulpirydu - wtedy naprawdę uratował mi życie, ale teraz wiem, że zmarnowałam te dwa lata względnie dobrego samopoczucia. Miałam nadzieję, że jakoś to będzie... Jak widać - nie jest.
-
A co myślicie o hipnozie w leczeniu naszej nerwicy? Czy znowu próbuję iść na skróty??? Może ktoś próbował?
-
Hej Jasma Jak zaczęłam chudnąć to bardzo się ucieszyłam, bo od 10 lat próbowałam zrzucić nadmiar kilogramów i co trochę schudłam to więcej tyłam (jak zaczynałąm się odchudzać to ważyłam 79 kg, a dzięki odchudzaniu doszłam do 119 nawet), a tu *dzięki* nerwicy kilogramy leciały i to bez względu na to co i ile jadłam (pewnie pomagała częsta biegunka i okresowe wymioty ze strachu). Jak doszłam do pierwotnie wyjściowych 79 kg była wręcz szczęśliwa, a potem zaczęłam się martwić, że ten proces nigdy się nie skończy. I na to się zanosiło. Ostatecznie w marcu 2011 roku doszło już do tego, że nie mogłam jeść, wycieńczyłam organizm i mój mąż wezwał znajomą lekarkę, a ta zabrała mnie do szpitala - wtedy właśnie waga pokazała 54 kg. Tam mnie nawodnili, zrobili badania wszelaki - ale jak łatwo przewidzieć nic nie znaleźli. I wtedy przypisali mi Sulpiryd (2 razy po 50 mg). Dzięki temu jakoś doszłam do siebie, zaczęłam jeść (Sulpiryd napędza apetyt). Teraz ważę dokładnie 79,8 kg. Chciałabym z 10 kg zrzucić i zanosi się, że się znowu mi się uda, po odstawiłam lek 17 września i zaczyna być tak jak wtedy... Znowu kłopoty z jedzeniem, biegunka i itd.
-
Czy dam radę Zawsze możesz w nocy zajrzeć na forum i podzielić się czymś z innymi. I już nie będziesz sama, a lęk będzie słabszy, a może wcale go nie będzie? Czego szczerze Ci życzę. A czy budzisz się rano z lękiem, czy też pojawia się znienacka w ciągu dnia?
-
Jasma Bardzo Ci dziękuję. Czytałam książkę dotyczącą tej formy terapii i myślę, że gdyby pracować tą techniką z doświadczonym psychologiem można byłoby do czegoś dojść. Więc na pewno poszukam. A na początek - po lekturze ostatniej książki B. Pawlikowskiej - zamierzam każdy dzień zacząć od spaceru. Przełamię lęk przed wychodzeniem z domu, dotlenię się, a przy okazji zahartuję, a jeśli autorka ma rację - to zacznę również dialog ze swoją podświadomością. Napiszę Wam za jakiś czas jakie są efekty tych spacerów. Ale sama decyzja już budzi we mnie krytyka wewnętrznego - a głupio tak samemu spacerować..., a pogoda się psuje i zmarznę, jeszcze się przeziębię... Nie jest łatwo wprowadzać nawet małe zmiany...:( Ech
-
Hej Jasma Bardzo Ci dziękuję za chęć podpowiedzi - niestety mieszkam w niewielkiej miejscowości w województwie dolnośląskim (najbliżej mi do Wrocławia, choć też prawie 100 km). To jest prawdziwy problem, bo u mnie nie ma dobrego psychologa czy terapeuty. Ja nawet 5 lat temu po usłyszeniu diagnozy chciałam podjąć terapię, ale postawa psychologa i sposób w jaki ze mną rozmawiał spowodowała, że poczułam się znacznie gorzej. Miałam wrażenie, że cokolwiek powiem było źle, czułam się atakowana. Być może to taki styl pracy, być może ja byłam przewrażliwiona, ale czułam, że to nie tylko nie pomaga, ale wprost szkodzi. Zrezygnowałam po pół roku, więc i tak długo wytrzymałam
-
To forum zostało założone, by pomagać sobie i dzielić się sposobami walki z nerwicą prawda? Chciałam Wam napisać czego ja już próbowałam - żeby wszystkich trochę rozbawić - albo pokazać, jak bardzo człowiek (może tylko ja) ucieka przed wzięciem naprawdę odpowiedzialności za siebie. O tym, że lekarze nie pomogą, a leki tylko maskują objawy - to ja wiedziałam. Ale.. I tak liczyłam, że ktoś, coś z zewnątrz mi pomoże. Nie uwierzycie, ale przerabiałam leczenie energią (huna), akupunkturę, a nawet pijawki.... Tak tak, chyba miałam nadzieję, że wyssą mi nerwicę wraz z krwią :) Jak łatwo przewidzieć - to wszystko nic nie dało. Przyszedł czas na prawdziwe leczenie - czyli pracę ze sobą... Ja wnioskuję z wielu wpisów, także wpisów Ignaca - łatwo ani szybko nie będzie. A my jesteśmy pokoleniem, gdzie łatwo i szybko jest wysoko cenione....