Skocz do zawartości
kardiolo.pl

IGNAC

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez IGNAC

  1. FUTERKO25 tętna się nie mierzy i już - po co? Odpuść sobie bo to nie ma sensu, tylko się tym nakręcasz. Musisz się przełamywać i robić małe kroczki - nie pisz że nie możesz, bo pewnie nie próbowałaś. Spróbuj, przecież zawsze możesz wrócić. Tylko na prawdę spróbuj i wróć jak już na prawdę nie będziesz mogła wytrzymać. Podejmuj takie próby co jakiś czas, zwiększając sobie dystans/zadanie. Tylko po malutku i bez rzucania się z motyką na słońce ale również bez roztkliwiania się za sobą. Chodzi mi o to że do Włoch za daleko, a na wycieraczkę przed drzwiami za blisko :) EKOAKOWSKA nie wiem czy to optymistyczne ale chciałem Cię zapewnić że z nerwicy się wychodzi :) Tylko trzeba zacząć. Sama zaczynasz widzieć że leki nic nie dają. Po co Ci szpital? Kolejne miejsce żeby się schować? I co Ci mają badać? Nerwica nie wychodzi w żadnych badaniach krwi, w żadnych badaniach obrazowych, wymazy wychodzą negatywne, nie ma jej w moczu ani w kale!!! Z nerwica jest jak z Lotto - żeby wygrać trzeba grać. Skoro masz ten etap, to poczekam aż będziesz miała następny - zrozumiesz że sama musisz sobie pomóc. Czasami niestety jestem taki okrutny i nieczuły Pozdrawiam nerwowo P.S. Jasma, w jakich rejonach Wawy się obracasz na codzień - jak nie chcesz do wszystkich to napisz na maila, chyba że to totalna tajemnica :)
  2. FUTERKO25 w sumie miałem podobne problemy - wszystkie betablokery obniżają ciśnienie, a ponieważ ja mam tendencję do niskiego ciśnienia to często po Concorze czułem się ospały i zmęczony. Z tego powodu robiłem sobie przerwy, albo brałem tylko w razie potrzeby. Też brałem najniższą dawkę i moja kardiolog trochę się dziwiła, że tak na mnie działa. Poradziła mi żeby w przypadku takich problemów dzielić na pół i brać rano i wieczorem - może spróbuj tak. Poza tym dbaj o to żeby pić, nawodnienie organizmu bardzo pomaga przy niskim ciśnieniu - minimum dzienne to 2 litry, ale przy takich problemach radził bym min. 2,5 litra. JASMA pomyślę i o spotkaniu i o pomocy. Teraz pomóc mi możne tylko łóżko :) Mam za sobą koszmarny tydzień okraszony na koniec 4 godzinnym spotkaniem dotyczącym dość nudnych analiz, więc mózg mi się już z lekka lasuje - nie gniewaj się to nie jest wykręt tylko niemoc:). A wampiry energetyczne to chyba troszkę coś innego... No dobra, dobranoc... Pozdrawiam nerwowo
  3. EKOAKOWSKA - najpierw odpiszę Tobie. Właściwie to mogę pierwszy raz zrobić to krótko: wiem. Ja jestem właśnie na tym skrzyżowaniu i jeszcze się zastanawiam w którą stronę skręcić. Tzn. trochę już skręciłem, ale to jest wyjątkowo pogmatwane skrzyżowanie. Moje papa z nerwicą to kwestia miesięcy. Jeszcze w maju czerwcu miałem objawy. Właściwie to jeszcze teraz zdarza się że gdzieś w tle łajza próbuje wystawić czubek nosa - ale bez szans, za bardzo ją okiełznałem żeby jej teraz popuścić. Pytanie brzmi - jest jakieś inne wyjście? Chętnie je poznam! Przestań zwalać na matkę, była jaka była i tego nie zmienisz! Lepiej się zastanów jak możesz się tu i teraz pozbyć otrzymanego od niej bagażu. Z tego co piszesz nasuwa mi się od razu - zrób coś dla siebie! Coś tylko dla siebie, coś co TY lubisz, coś co TOBIE sprawi przyjemność. Ale nie zrób tego raz, tylko znajdź sobie coś takiego na stałe. Mnie zawsze fascynowało tango i pewnie się zakręcę koło nauki tego tańca, tyle że to będzie już kolejne dla siebie. Inne dla siebie zaraziły też biskich i teraz jest do dla siebie i dla nas. I tak na koniec - jak bym Ci napisał ile mam lat to byś się baaaaaardzo zdziwiła. Ja natomiast w ogóle bym się nie zdziwił, gdyby się okazało że mogę do Ciebie oficjalnie mówić smarkulo :). Więc nie wykręcaj się tym swoim nie mam już 18 lat :) JASMA - zanim przeczytałem drugiego posta EKOAKOWSKA tak właśnie sobie pomyślałem i się uśmiechnąłem. Ja nie mam nic przeciwko temu, ale sądzę że znaczna większość na tym forum pisze o swoich problemach i szuka pomocy właśnie ze względu na 100% anonimowość. założę się o każde pieniądze, że jest jeszcze grupa czytaczy - czyli takich którzy tylko czytają, po mimo animowości nie maja odwagi napisać. Nie wiem czy to dobry pomysł czy zły, ale sądzę że skończyło by się na 2 osobowej kawie :)
  4. JASMA podaj numer linii!!! Tylko pamiętaj kupić bilet całodzienny, bo coś mi się wydaje że jak byśmy zaczęli gadać to trasę od pętli do pętli zaliczyli byśmy ładnych kilka razy. Z drugiej strony może lepiej Polski Ekspress? Tam jest bezpłatne WiFi więc można by od razu na forum wrzucać :)) OK, ale czekając na autobus chciałem dodać że JASMA ma 100% racji, odczarowując trochę tą metodę 7s. i odwołując się do tego co napisałem wcześniej, przyśpieszona praca serca prowokuje do uzupełniania tlenu czyli szybszego oddechu. To niestety podtrzymuje i sprzyja dalszej szybkiej pracy serca. Dla tego należy pilnować świadomie żeby nie przyśpieszać oddechu. Metoda JASMY może ładnie w tym pomóc. Mnie pani dohtor poradziła branie normalnego spokojnego wdechu a potem wydech przez zaciśnięte zęby i język (nie wiem jak to opisać, krótko pisząc robi się takie TSSSSS) i tak do czasu aż serducho zacznie zwalniać. EKOAKOWSKA przypomniała mi się moja chwila zakręcenia na maksa (któraś z kolei) ale przełomowa. Któryś dzień z rzędu łaziłem po ścianach i zastanawiałem się co robić - oczywiście moje zastanawianie polegało na tak radykalnych działaniach jak telefon do terapeuty, telefon do psychiatry, zmiana psychiatry na innego. Doraźne prochy nie pomagały, wręcz przeciwnie (potem dowiedziałem się że mikstura którą sobie zaaplikowałem pięknie sprowokowała - tym razem czysto chemicznie - kołatania serca i takie pobudzenie że mogłem na nartach wodnych jechać bez motorówki) nie napiszę co wziąłem bo to by była antyinstrukcja, ale zestaw składał się z uspokajaczy ziołowych, nie ziołowych i antykołataczy - nie naraz oczywiście ale w wystarczająco krótkim okresie żeby się pomieszało. Chodziłem w kółko po garażu w biurowcu (deszcz padał) próbując się uspokoić i się zastanawiałem. I powoli się przedarło do mojego durnego łba, że żaden telefon nic mi nie da, tak samo jak zmiana lekarza. Psychiatra przepisze mi leki, OK - po minimum 2 tygodniach zaczną działać (za długo) oraz opowie mi to co już doskonale sam wiem. Terapeutka powie mi to co wałkujemy już od czasu jakiegoś, kardiolog - też nic nowego, internista - a co on może powiedzieć, przyjaciel - pocieszy i każe się uspokoić (tylko jak???). Przedzierało się także coś ważniejszego - mam jazdę i *panicznie* poszukuje pomocy, żeby to przerwać. W środku krzyczy mi mały chłopczyk - naiwny i głupiutki - kto mi pomoże, kto? Help!!! Wymyśl baranie kogoś skutecznego!!! I wtedy chyba pierwszy raz w 100% świadomie wymyśliłem (to co niby wiedziałem od dawna), a właściwie teoria zmaterializowała się w konkret (nie wiem jak to ładnie opisać, ale pewnie znacie ten stan jak cos się niby wie, niby to jest oczywiste ale wiedza wiedzą a praktyka praktyką i nagle łup i teoria ugruntowuje się w praktycznej realizacji) że nikt mi nie pomoże, nikt. Nawet jeżeli będzie miał 200% dobrej woli i chęci. Nie ma cudownego przełącznika który mi włączy w następnej minucie albo przynajmniej jutro spokojność, błogość i szczęście. JA musze to zrobić, tylko ja mogę sobie pomóc, to leży tylko w moich rękach. Oczywiście taki błysk nie zmaterializował się natychmiastowym efektem. Jeszcze dość długo plątały się myśli typu jest świetny sposób ale nie trafiłem na właściwą osobę która mi go pokaże. Były momenty zwątpienia i szukania drogi na skróty. Nie mniej jednak to był moment od którego zaczęło się prawdziwe wychodzenie z nerwicy. Dla tego rozumiem osoby które tu na forum piszą o lekach i trzymają się ich z uporem, rozumiem osoby które uporczywie testują wszelkie cudowne środki typu medycyna wschodnia, super terapie mentalne i inne takie *genialne* metody. Rozumiem, bo też przez to przeszedłem. Tonący brzytwy się łapie i niestety jest bardzo łatwo wpaść w pułapkę rozpaczy, objawiającej się z jednej strony panicznym szukaniem pomocy we wszystkich kierunkach a z drugiej rozżaleniem na wszystkich którzy *powinni* pomóc - lekarzy, bliskich, przyjaciół. W tak fatalnym stanie psychiki zrozumieć, że jest się samemu przeciw wyzwaniu niebagatelnemu, to nie jest łatwa sprawa, dla tego wyrzucamy to ze świadomości jak najdalej się da. To jest tak jak z bagnem, jeden z krzykiem wrzaskiem i złorzeczeniem pogrąża się w nim nieubłagalnie, wijąc się i szarpiąc - i często tonie; a drugi w ciszy i spokoju powolutku i systematycznie wyciąga kończynę za kończyną i pełźnie na suchy grunt. Ciężko liczyć na kogoś pomocnego w pustym lesie, kto na dodatek będzie wiedział jak pomóc tonącemu w bagnie. A już na pewno nie znajdzie się nikt, kto wyciągnie się z bagna za tonącego. Ta świadomość była dla mnie wrotami z piekła. Pisze o tym bo mam drobną nadzieję że dzięki temu zaoszczędzę komuś wielu błędów i straconego czasu. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę że mało kto uczy się na cudzych błędach, Ale spróbować nie zaszkodzi. Pozdrawiam nerwowo
  5. MIKA46 - dzięki! A jestem nerwusem jak wszyscy na tym forum :) tyle że po przejściach :))) EKOAKOWSKA - widzę że naprawdę masz potworna sytuację wokół siebie i nie dziwię się że tak Cię zakręciło. Nie wiem czemu musisz jechać 300 km na terapie, ale dobrze by było, gdybyś była pod opieką jakiegoś dobrego terapeuty. Napisz z jakiego rejonu Polski jesteś to albo ja albo inni forumowicze podrzucimy Ci jakieś rozsądne namiary. Są też terapeuci przez internet, można się umówić na sesję np. przez Skypa. Nie mam doświadczeń, ale opinie na znanylekarz.pl są niezłe. EKOAKOWSKA błagam na wszystko, przestań sobie mierzyć tętno!!! Po co? Jak Ci serducho wali to i tak wiesz. To czy wali 100, 112 czy 115 na prawdę nie ma znaczenia!!! A tym ciągłym mierzeniem *wracasz* niepotrzebnie do tematu. Miałem taki okres kiedy mierzyłem sobie ciśnienie kilka razy dziennie a prawie co drugi dzień byłem na EKG - to jest koszmar. Nic to nie daje, ale nakręca znakomicie. Bierz systematycznie betablokera i to wystarczy. A to czym mierzysz puls zakop w ogródku (chyba że mierzysz własnoręcznie palcem na tętnicy - wtedy nie zakopuj, szkoda, ale jak Ci przyjdzie do głowy pomiar to wal się po łapach żeby nie mierzyć). Spróbuj się trochę zrelaksować - ćwiczenia oddechowe są super. Bardzo pomaga też rzecz która głupio wygląda ale jest świetna - biegasz sobie truchtem z totalnie rozluźnionymi rękami. Majtają się na wszystkie strony, ale o to właśnie chodzi. Zrób sobie przed snem taką serię: 30 minut spaceru dziarskim marszem w czasie którego oddychasz na 3 - 3 kroki wdech, 3 kroki wydech (nie po trzech krokach tylko w trakcie - długi wdech raz dwa trzy i długi wydech) i pilnuj, nie przyśpieszasz i nie zwalniasz. Wracając ze spaceru 5 minut trucht z latającymi rękami, po powrocie 15 minut ćwiczeń oddechowych (poszukaj w necie bo akurat nie mam dostępu) żeby się wyciszyć. Szybki prysznic, szklanka wody w temp. pokojowej duszkiem i do łóżka. Pobudka o 5 rano to także norma, i tak masz dobrze bo ja miałem 3 rano :) Skoro to jest 5 rano to masz 6 godzin snu, nie jest źle. Nie przewalaj się w łóżku tylko wstań i coś rób. Blady świt w łóżku, z boku na bok to najlepsza wylęgarnia niepotrzebnych myśli. Wstajesz, szklanka wody i wchodzisz w dzień. Żadne takie głowa na łokciu i dumam, tylko działasz - sama wiesz jak bo nie znam Twoich obowiązków i rozkładu dnia. Dodatkowo - kawa won, żadnego alkoholu, czosnek i imbir won. Kup sobie magnez z wit. B6, tylko powiedz w aptece że chcesz lek a nie suplement diety i przez 2 tygodnie łykaj 2x dawke podaną na opakowaniu a potem tyle co na opakowaniu. Z magnezem spokojnie tak można, a nerwica wywala go z organizmu na maksa. Brak magnezu to m.in. kołatania i dygoty. Z resztą psychotropy też go wywalają więc na prawdę warto pobrać. Możesz sobie także pobrać potas, też pomoże Ci na kołatania. Tylko spokojnie i systematycznie - wiadro naraz nic nie da. Jest niezły środek ale dość drogi - to są tzw. shoty magnezowe - Chela - Mag B6 Forte. To jest magnez w dobowej dawce do wypicia. Wypija się jeden dziennie, rano. Problemem jest cena 3-4 zł za jedną dawkę. Ja sobie odżałowałem i zrobiłem 2 tygodniową kurację a potem przeszedłem na zwykły magnez. Kupiłem w aptece internetowej, więc wyszło jeszcze nie tak drogo. To oczywiście nie jest środek który Cię uzdrowi z dnia na dzień i przyniesie spokój i błogość. Natomiast wspomoże Twój organizm w wyciszeniu. Warto brać systematycznie przez cały okres nerwicy. Warto też się ruszać bo ruch pięknie *zużywa* adrenalinkę. Dobrej i spokojnej nocy Pozdrawiam nerwowo
  6. EKOAKOWSKA - musisz trochę wyluzować, ja rozumiem doskonale Twój stan bo kołatania serca to był u mnie codzienność. Przede wszystkim takie kołatania o niczym nie świadczą, to nie jest żadna choroba serca a jedynie reakcja na lęka i niestety przy okazji (błędne koło) przyczyna wzmagania się lęku. Ja brałem na to Concor Cor, głównie po to żeby troszkę odciążyć serce, ponieważ taka przyśpieszona praca na dłuższą metę nie jest najlepsza - tylko tyle. To co opisujesz jest typową reakcją lękową i znając jej mechanizm w ogóle nie masz się czym przejmować. Organizm się boi więc reaguje prawidłowo, to nie jest patologia. Jedyną patologią jest powód lęku, którego właściwie nie powinno być, bo nie ma żadnych racjonalnych przesłanek - tygrys przecież z krzaków nie wyskoczył. Człowiek w trakcie nerwicy reaguje szczególnie mocno i na więcej czynników niż w normalnym stanie. A zobacz ile masz naraz czynników, które wywołują lęk i go podtrzymują. To już nie błędne koło ale cała spirala - sama nerwica w której pojawiają się reakcje lękowe, dodatkowo lęk przed lękiem, bo boisz się że on znowu przyjdzie i z niepokojem wsłuchujesz się w siebie czy nadchodzi - samo to już wystarczy, kolejna sprawa to zmiana leku, boisz się czy zadziała czy nie i znów powód do lęku. Budzisz się rano w uruchomionymi radarami - czy będzie dzisiaj OK czy może znów lękowo, automatycznie wywołujesz niepokój. Nie będę dalej mnożył bo pewnie dostrzegłaś już z ilu stron ten lęk jest prowokowany. Kołatanie serca to naturalne następstwo - tak jak pisałem, prawidłowa reakcja organizmu. Kiedyś pisałem już o tym że w tego typu reakcjach nie różnimy się ani od naszych przodków ani od naszych krewniaków ssaków. Lęk jest ewolucyjnie wypracowaną reakcją organizmu na zagrożenie, mającą uchronić osobnika przed tym zagrożeniem. Reakcja odbywającą się na poziomie podświadomości. Zagrożenie musi wywołać reakcję natychmiastową, nie ma czasu na refleksję, dla tego reakcje odbywają się na poziomie ciała migdałowatego, która to część mózgu jest jedną z najstarszych i jest obecna np. u krokodyli, czyli ewolucyjnie mocno w tył. I cóż takiego się dzieje - zagrożenie, więc trzeba podjąć działanie. Najczęściej jest to ucieczka, bo nie ma czasu na ocenę sytuacji. Dla tego włącza się ostre wydzielanie adrenaliny, serce zaczyna szybciej pracować aby dotlenić mięśnie potrzebne do ucieczki, skóra się poci aby schłodzić organizm podejmujący wysiłek, krew odpływa do organów wewnętrznych, co powoduje bladość skóry i uczucie zimna. Dodatkowo mogą się czyścić kiszki bo z pustymi lżej uciekać itp. itd. A jak to wygląda u nerwicowców? Tak samo, tylko sygnał o zagrożeniu przychodzi nie z zewnątrz ale z własnej głowy - mózg wysyła sygnał zagrożenia (które wydaje się mu prawdziwe) a organizm podejmuje działania zaradcze. Problem w tym że nerwicowiec nie zamierza nigdzie uciekać. Inne bodźce nie karzą mu tego robić. W związku z tym wszystkie przygotowania na marne, ale z drugiej strony następuje analiza bodźców wewnętrznych, która podsuwa nam obraz nieprawidłowości - adrenalina wyostrza nam zmysły, serce wali oddech przyśpiesza, ale my tego nie zużywamy w biegu. Rejestrujemy natomiast wzmożona akcję serca i to jest dla nas sygnał że coś jest nie tak. Nasłuchaliśmy się o atakach serca, zawałach i kołacząca pikawa bardzo nas niepokoi. Co to powoduje, ano typowo, większe wydzielanie adrenaliny i zabawa się kręci. Ponieważ automatycznie krew szybciej przepływa przez płuca, czyli jest zwiększone zapotrzebowanie na tlen a my nie dyszymy bo nie biegniemy, to zaczynamy odczuwać duszności i dopiero wtedy pogłębiamy i przyśpieszamy oddech. Mięśnie nie odbierają takiej ilości tlenu, bo w stanie spoczynku go nie potrzebują. Dochodzi więc do nadmiaru tlenu we krwi. A co powoduje nadmiar tlenu we krwi? Tak jak przy hiperwentylacji, kołatania serca, zaburzenia widzenia, dezorientacja, zawroty głowy itd. itp. Musisz przerwać tą spiralę. Zmień rutynę dnia codziennego, żeby nie powtarzać codziennych czynności w tej samej kolejności i o tej samej porze. To nie jest trudne, wystarczy np. zamienić poranny prysznic ze śniadaniem - jeżeli bierzesz najpierw prysznic a potem co zjadasz to zamień te czynności. Zadbaj o higienę snu - min. 10 godzin dzienni i najpóźniej o 23 w łóżku. Wycisz się wieczorem i dotleń - spacer przed snem, co najmniej 40 minut. Staraj się nie leżeć w łóżku po przebudzeniu dając myślom swobodny bieg - po obudzeniu wstawaj i od razu czymś się zajmuj. W ogóle dobrze znaleźć zajęcie absorbujące głowę. Pisałem o tym kilka postów wcześniej. No i stosuj metodę pamiętania - *tak już było wczoraj i nic się złego nie stało, tak więc tym razem też się nic nie stanie i nie ma się czym przejmować. Musisz przerwać tę spiralę bo inaczej nie pójdziesz dalej. Głowa do góry to tylko nieszkodliwe figle mózgu. Na nerwicę się nie umiera, nie można od niej zwariować, ogólnie przypadłość błaha, nie warta zainteresowania. Ojej ją - ona tego nie lubi i ucieknie
  7. Tak to ja lubię - konkrety, a nie te (przepraszam za wyrażenie) pierdolety o lekach :) JASMA - już dawno Ci napisałem że jesteś czarownica i czytasz mi w głowie! Potem ubierasz to w ładniejsze słowa i wstawiasz na forum jako swoje :)) Oczywiście żart, też to zauważyłem i mam propozycję. Może założymy jakąś spółdzielnię? Nazwiemy ja np. *Wesoły Nerwus* i będziemy udzielać drogich porad sfrustrowanym biznesmenom. Co ty na to? Weź pod uwagę ze proponuję Ci to, pomimo że mi nigdy nie zaproponowałaś wspólnej jazdy autobusem, choć znamy się z forum od dawna :) OK a teraz na poważnie Uzupełniając wpis JASMY do FUTERKA25 - na takie lęki przed tym że się coś stanie świetna jest metoda ICO. Polega ona na tym że jak masz coś do zrobienia a obawiasz się, że stanie się coś niedobrego to zaczynasz sobie konkretyzować lęki - czyli np. nie pojadę autobusem bo się coś stanie, coś stanie jest niekonkretne więc konkretyzujesz czego dokładnie się boisz, że co się stanie. Jak masz już konkrety to włączasz ICO - łatwiej na przykładzie, więc od razu przykład. Nie pojadę autobusem bo się boję że będę miała atak paniki - i co? No i zacznie mi kołatać serce i włączy mi się paniczny lek - i co? I tu już może się skończyć ICO bo możesz sobie odpowiedzieć - i nic, bywało tak już wielokrotnie, nic się nie stało, panika minęła i było OK; najwyżej przejadę jeden przystanek więcej żeby zdążyć się uspokoić. Możesz także ciągnąć dalej - i zrobi mi się słabo - i co? I zemdleję - i co? Ludzie się zbiegną - i co? itd. itd. Gwarantuje Ci że na końcu każdego ICO dochodzisz do stwierdzenia że możliwy scenariusz, jak długi by nie był, skończy się stwierdzeniem że nic takiego się nie stanie (oczywiście trzeba zachować zdrowy rozsądek i nie dawać sobie odpowiedzi typu zemdleję, wypadnę przez okno autobusu i wpadnę pod nadjeżdżający z dużą prędkością walec drogowy prowadzony przez pijanego kierowcę po narkotykach - no chyba po to żeby samego siebie rozbawić). ICO można także stosować od strony praktycznej - np. zrobi mi się słabo - i co? I wysiądę z autobusu na najbliższym przystanku, uspokoję się czekając na następny. A jak nie dam rady to przejdę na druga stronę ulicy i wrócę do domu. CZY DAM RADE - ależ nie ma za co :) jak chcesz, to pisz do mnie na maila, chociaż pisząc na forum pomagamy czytającym - oni nie mają odwagi pisać więc czekają aż się trafi adekwatny temat z ich problemami :) Takie problemy nie są wcale rzadkie i niekoniecznie musza dotyczyć oddychania. Najczęściej wynikają z koncentrowaniu się na jednej sprawie zbyt mocno i dochodzi do takich nieracjonalnych lęków. Na marginesie to większość lęków w nerwicy jest nieracjonalna. Jest na to kilka sposobów, które można stosować równocześnie. Ogólnie sprawa polega na tym że osoby mające problem z nerwicą są bardzo skoncentrowane na sobie, nie do końca wiąże się to z egocentryzmem, bardziej na *obserwowaniu* siebie a raczej własnych zachowań, reakcji itp. W związku z tym należy zająć czymś głowę i nie pozwolić myślom krążyć wokół siebie - bóli, strzykań, kołatań itd. dobrze jest znaleźć sobie wciągające zajęcie do którego niezbędna jest głowa. Złe są zajęcia pozwalające płynąć myślom swobodnie. Są to wszelkiego rodzaju prace manualne, gdzie zajęte są np. ręce ale głowa nie musi się koncentrować. Z podobnych powodów proponowanie nerwicowcowi odpoczynku w ciszy i spokoju jest koszmarem. Wiąże się z tym kolejna metoda, polegająca na przypominaniu sobie podobnych sytuacji i ich pozytywnego zakończenia. W Twoim przypadku sama świadomość, że jak śpisz albo zajmiesz się czymś to przestajesz kontrolować oddech i nic się złego nie dzieje, powinna Cię uspokajać. Podobnie to z resztą działa na inne objawy nerwicowe - hellou to już było i nic się nie wydarzyło, nie umarłam nie zemdlałam - więc teraz też tak będzie, już to znam!!! Poza tym, jeżeli łapiesz się na myśleniu o kontroli oddechu to świadomie powinnaś zmieniać tok swoich myśli - znów myślę o oddech, przecież to głupie. Lepiej pomyślę o Ignacu, czy on jest chudy czy gruby, wysoki czy niski... Mam nadzieję że to wystarczy - popracuj nad tym i daj znać, najwyżej spróbujemy jeszcze czegoś. EKOAKOWSKA - mamy podobnie, poza nielicznymi *wtajemniczonymi* nikt by nie powiedział że miałem jakieś problemy. Wręcz, jak chodziłem po ścianach i suficie to się pytali czy wszystko w porządku bo coś zauważyli a jak zajrzeli by do środka to padli by z wrażenia. Widocznie ten typ tak ma, że nie pokazuje dużo na zewnątrz. To zresztą nie jest chyba dziwne, bo wydaje mi się że większe problemy nerwicowe mają osoby introwertyczne. Ekstrawertyk wywali wszystko na zewnątrz i mu dobrze a introwertyk trzyma w środku i mu się nawarstwia latami. Z leków nie rezygnuj absolutnie, ale miej w głowie że to jest pomoc doraźna żeby w atmosferze spokojności zająć się prawdziwym źródłem nerwicy. Leki dają łatwość spoczęcia na laurach, bo po co cokolwiek robić skoro jest tak dobrze - o niebo lepiej niż było. Kroki rób wyłącznie do przodu, te do tyłu same się zrobią niestety. O tym także warto pamiętać i nie załamywać się regresami. Jeszcze jedno - boisz się że tak się nie da żyć - i dobrze, tylko spróbuj zamienić słowo *boję się że*, na stwierdzenie *tak się nie da żyć* oraz wyciągnij wnioski - skoro się tak nie da żyć, to trzeba koniecznie coś z tym zrobić. To Twoje życie, drugiego nie będziesz miała, bo nie jesteś kotem; a ponieważ jest ono Twoje, to w Twojej gestii jest nim zarządzać. Nie pozwól komuś albo czemuś go popsuć. Jest Twoje więc dbaj jak o własne! I pamiętaj - NIKT TEGO ZA CIEBIE NIE ZROBI, jak sama nie zrobisz to nie będziesz miała. Dasz radę, na pewno!!! Zanim napisze kolejna rzecz muszę przypomnieć jedną z zasad zapisanych w dyrektywie europejskiej nr 348/EU/2010 - na mnie nie można się obrażać, zagrożone sankcją w postaci silnej nerwicy. KASIA89 - nie chrzań takich bzdur dziewczyno bo mnie zęby bolą jak tego słucham (czytam)!!!! Nie mogę sobie pozwolić.... DLACZEGO? Bo ... wykręt, wykręt i kolejny wykręt!!! Ciekaw jestem co byś wymyśliła gdyby to był silny ból w okolicach pachwiny - czyli podejrzenie o ostre zapalenie wyrostka? Nasz organizm komunikuje się z nami utartymi sygnałami, żebyśmy wiedzieli co się dzieje i REAGOWALI. Jak parzy to łapa spod kranu bo leci wrzątek. Czy trzymasz rękę w ukropie bo masz działalność? Czy pchasz oko na wystającą gałąź bo się edukujesz?? A czym się różni to co robisz od powyższych sytuacji? Organizm Ci wysyła ostrzeżenie - nie akceptuję tej sytuacji, coś jest nie tak, źle mi z tym!!! I masz się tym zająć. Tak jak nie będziesz latać z rozlanym wyrostkiem, czy wydłubanym okiem, tak samo nie powinnaś latać jak kot z pęcherzem z postępującą nerwicą. Skutki mogą być równie nieprzyjemne jak wydłubane oko czy poparzona ręka. To że od małego dziecka wiedziałaś co to ból, co to pieczenie; nie oznacza że możesz ignorować inne sygnały wysyłane z organizmu! Będziesz prowadzić działalność siedząc w domu z ciężkim atakiem paniki? Pójdziesz na wykłady z ostrymi dusznościami i kołatającym sercem? To tylko pokąsani przez muchy tse-tse budzą się ze śpiączki i biegną przed siebie aż się nie rozbiją o jakieś drzewo lub nosorożca. No może jeszcze ćmy lecą do ognia. Ty masz rozum żeby myśleć. Jak by co nie pójdziesz no sklepu AGD po nowe ciało, nie zamówisz przez internet nowego mózgu. Jak Ci wysiądzie to cała Twoja działalność wraz z douczaniem nosorożcowi na skarpety. Czy to wszystko jest aż tak ważne i tyle warte żeby płacić tak wysoką cenę? Dobra, miliony zarobisz rok później, wiedzę posiądziesz w mniejszym stopniu. Natomiast za tenże rok możesz siedzieć z ciężką nerwicą w domu i bać się wyjść po zakupy. Nie kazała byś koniowi zasuwać 24 godziny na dobę, nie pozwoliła byś załadować na muła 2 tony - to dla czego sobie to robisz? Długo tak pociągniesz pomijając nerwicę. Napisałem wcześniej - najgorsze co można robić to oszukiwać samego siebie. Masz prawo być zmęczona. Masz prawo mieć gorszy dzień. Masz prawo do odpoczynku. Masz prawo zjeść coś dobrego w spokoju. MASZ PRAWO. Jesteś tylko człowiekiem a nie jakimś cholernym skrzyżowaniem Syzyfa z Terminatorem. Wypoczęta zrobisz 2x więcej w 2x krótszym czasie. Najedzona będziesz myśleć rozsądniej i szybciej. Odstresowana będziesz miała większą pewność siebie, większą kontrolę nad czasem i podjętymi działaniami. Czy pamiętasz jeszcze po co to robisz? w jakim celu? Będziesz miała siłę i ochotę na ten cel? bo jeżeli nie, to po cholerę Ci ten zapierdziel? Mieszkanie sprzątasz, a co z Twoim najbliższym lokum na całe życie? Zastanów się... Pozdrawiam nerwowo
  8. EKOAKOWSKA oczywiście że nie jest łatwe, wręcz przeciwnie, jest dość trudne. Dla tego ludzie latami czepiają się piguł, bo to się im wydaje dużo prostsze. Łykasz raz albo dwa razy dziennie, trzeba tylko pamiętać i nic poza tym. Tylko że to nic nie daje, wszystko wróci po odstawieniu, a jak się nie odstawi to skutki uboczne są w niczym nie lepsze. Tak więc trudne jest przekonanie siebie samego, że trzeba ze sobą zacząć coś robić; trudne jest to, że zrobić ze sobą trzeba nie drobne zmiany ale nierzadko wywrócić dotychczasowe przyzwyczajenia, sytuacje, układy itp. Żeby znaleźć siłę na to trzeba zrozumieć dwie rzeczy - nerwica jest krzykiem organizmu, który nie akceptuje obecnego stanu (sama musisz dojąć do tego co to jest, bo u każdego to co innego: niechciana praca, wredny szef, małżeństwo które okazało się nietakie - to przykłady, dla łatwiejszego zrozumienia) i nie może dłużej tkwić w nim. Z tego wynika druga sprawa, a mianowicie to, że zmiany są konieczne, inaczej objawy nie ustaną. Szarpana nerwicą psychika siada coraz bardziej i będzie tylko gorzej. Oczywiście jedną z form zmiany może być akceptacja obecnego stanu. Takie połowiczne załatwienie sprawy ma wady i zalety - zaletą (?) jest to że nie trzeba robić rewolucji z własnym życiem, natomiast wadą jest konieczność autentycznej akceptacji, która właściwie powinna być tu nazwana rezygnacją/poddaniem się i pogodzeniem ze wszystkimi konsekwencjami. A konsekwencje mogą być takie, że objawy do końca nie ustąpią, natomiast po jakimś czasie stan, którego nie akceptujemy może się pogłębić i znów trzeba będzie podjąć działania bo nerwica rozkwitnie na nowo. Zawsze boje się, że nie do końca jasno się wyrażam, więc wydumany przykład (oczywiście znacznie uproszczony): Mąż poniża swoją żonę - czasami i nie jakoś okrutnie. Ona się do tego *przyzwyczaiła* i żyje w tym związku. Tym czasem podświadomość nie akceptuje tej sytuacji, bo cierpi na tym jej ego, czuje że czegoś innego oczekiwała od życia. Zaczyna się nerwica. No i mamy dwa wyjścia - w pierwszym żona nie daje się poniżać, co nie jest łatwe bo przez lata mąż się przyzwyczaił że ona to akceptuje, więc na początku traktuje to jak przelotny foch, a potem może próbować walczyć o zachowanie status quo, ale ona jest zdeterminowana i dąży do swego, biorąc pod uwagę nawet zakończenie małżeństwa, jeżeli nic się nie zmieni. Sytuacja trudna bo zmieniają się codzienne rutynowe zachowania + mąż będzie się bronił więc trzeba mieć siłę bycia konsekwentnym oraz podejmowania ostatecznych decyzji. Wyjście numer dwa to akceptacja - *tak wiem że on mnie poniża, nie chce zmieniać nic więc to akceptuję, godzę się z tym że będzie dalej to robił w imię ...* (zachowania małżeństwa, bo poza tym to dobry facet, jak będę sama to sobie nie poradzę, bo musiała bym zaczynać życie od nowa i żal mi tego co osiągnęłam.... - powody mogą być różne). Efektem może być osłabienie nerwicy, aczkolwiek dalej się funkcjonuje w warunkach, na które organizm zareagował negatywnie, więc część objawów może zostać. Gorszym efektem jest to że nieakceptowana sytuacja może się pogłębiać - mąż zaczyna poniżać żonę wobec innych itp. - a nawet jeżeli nie, to sytuacja trwa coraz dłużej. To powoduje, że przeciwstawienie się jest także coraz trudniejsze. Jeżeli żona zareagowała by po pierwszej sytuacji poniżenia to było by to naturalne i oczywiste, jeżeli reaguje np. po roku to może wywołać zdziwienie *przecież nic nie mówiłaś wcześniej*. Jeżeli zareaguje po 10 latach to z dużą pewnością zostanie to w ogóle zignorowane - *jakiś chwilowy foch, bo przecież zawsze tak było i było dobrze*. Powtórna próba akceptacji takiego stanu może się już nie udać a zmiana tej sytuacji jest z czasem coraz bardziej trudna. Dodatkowo siły psychiczne nie regenerują się tylko są coraz bardziej zszargane. Kuracja zastępcza - piguły - nic nie zmienia w relacjach mąż żona, w pierwszym okresie daje spokój co można wykorzystać aby pojąć kroku do zmiany siebie/swojego życia (i tylko w tym celu warto je brać). A co potem, ano organizm się przyzwyczaja więc trzeba brać więcej, zmieniać na inne mocniejsze, pojawiają się skutki uboczne (można sobie o nich poczytać w ulotkach od leków, zapewniam że miłe nie są) no i trzeba się liczyć z tym, że im dłużej bierzemy to objawy odstawienne też stają się bardziej prawdopodobne i mocniejsze. Problem jaki był taki pozostał tyle że walczący jest słabszy, złachany psychicznie, a powody często są pogłębione i bardziej utrwalone. Trzeba na to spojrzeć uczciwie i uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jest jeszcze jakaś inna droga? Tylko naprawdę uczciwie, bo oszukiwanie samego siebie może prowadzić do ciężkiej nerwicy :) Uwierz mi, da się zrobić. I nie trzeba być jakimś tytanem z żelaznym charakterem i siłą woli o mocy lokomotywy. Kluczem jest metoda drobnych kroków, co bardzo ułatwia. Tylko trzeba być konsekwentnym, inaczej nic z tego. I trzeba mieć duże pokłady cierpliwości oraz świadomość ze po dwóch krokach w przód na pewno będzie jeden w tył - ale tym nie należy się zrażać, to norma. Na koniec taka drobna uwaga - nerwicy nie terapeutuje się u psychologa ukierunkowanego na psychoanalizę, to nic nie da. Nerwicę terapeutuje się ze znakomitymi rezultatami u psychoterapeuty ukierunkowanego na psychologię behawioralno-poznawczą. To jest sprawdzone i pewne, wiec szkoda Twojego czasu. Znajdź sobie właściwego - Ci dobrzy, fachowi z reguły piszą w jakim kierunku prowadzą terapię. Trzymaj się. Głowa do góry, bo z nerwicy na 100% się wychodzi!! Wiem co mówię :) Znów nie udało mi się krótko, ale ja jestem gaduła!!! Pozdrawiam nerwowo
  9. CINEK90 :) ja Cie pamiętam OPTYMISTKO napisałaś super posta. Dokładnie to co próbuje tutaj wytłumaczyć ludziom!!! Nic dodać nic ująć - super. Właściwie to Twój post skłonił mnie do napisania mojego. Ekoakowska, witaj w świecie francy przebrzydłej. Myślę że warto abyś cofnęła się do starszych wpisów na tym forum, tam jest b. dużo informacji, które warto poznać. Myślę że swoją drogę do spokojności powinnaś zacząć od dwóch rzeczy - po pierwsze nie zwalaj na innych, pan dohtor przepisał Ci piguły ale to Ty je brałaś tyle czasu, to Ty zdecydowałaś o tym, nikt z karabinem przy Twojej głowie nie zmuszał Cię do tego. To jest bardzo ważne, nauczyć się że sami odpowiadamy za siebie i sami decydujemy o swoim losie. Nikt za nas nie podejmie decyzji, nikt za nas nie wyjdzie z nerwicy i przede wszystkim jedyna osoba którą możesz zmienić to Ty sama. Innych nie zmienisz, szkoda czasu na próbowanie, karanie, ciąganie po sądach. Szkoda czasu, bo potrzebny Ci jest na walkę z nerwicą. I to jest ta druga rzecz - zapomnij o tym że z nerwicy wychodzi się szybko, nie da rady. Szybko to się łyka piguły, a do czego to prowadzi to już wiesz. Piguły maskują problem ale go nie leczą. Piguły mogą pomóc na początku żeby wyrwać się z najgorszych odmętów, ale potem to już tylko i wyłącznie ciężka praca nad sobą. Terapeuta także tego za Ciebie nie zrobi, on może bardzo pomóc, wskazać co jak i dla czego, ale cała praca należy do Ciebie. Ponieważ jesteś tu nowa to tylko króciutkie przypomnienie - z nerwicą walczyłem jakieś 6-7 lat, z czego większość zmarnowałem na lekarzy, piguły i szukanie pomocy. Od momentu kiedy zrozumiałem że tylko sam sobie mogę pomóc zaczął się powolny ruch ku powierzchni, trwało to ok. roku, przeplatane było okropnymi momentami zwątpienia, które nakręcały nerwicę do granic wytrzymałości. Od kilku miesięcy jestem na powierzchni. Zostało kilka drobnych spraw do pozamiatania, od czasu do czasu franca próbuje nieudolnie przypomnieć o sobie, ale to są dosłownie kilkusekundowe błyski po których zabijam te próby śmiechem. Nie sugeruj się tym że ostatnia prosta trwała u mnie ok roku, bo było to możliwe dzięki temu że już wcześniej zacząłem zgłębiać wiedzę o tej francy, odstawiłem piguły i rozpocząłem terapię - także miałem dobrą bazę budowaną przez kilka lat. Nie wykluczone że bez niej nie wpadł bym na zbawienny pomysł wzięcia wszystkiego wyłącznie w swoje ręce. Nie licz na nikogo - bliskich przyjaciół, oni mogą pomóc ale nie muszą. Korzystaj z ich pomocy kiedy ja dają, a kiedy nie dają to nie dają i tyle, żadnych żali, żadnych płaczów - nie muszą, nie mają takiego obowiązku - nawet Ci najbliżsi. Poczytaj co napisała Optymistka!!! Głowa do góry, z nerwicy się wychodzi, a poza tym na nerwicę się nie umiera. Trzymam kciuki - zresztą trzymam je za wszystkich walczących. I wyraźnie podkreślam - walczących a nie łykających piguły. Za nich trzymam kciuki żeby poszli po rozum do głowy. Pozdrawiam nerwowo
  10. MIRRA czy Ty w ogóle czytasz to co piszą inni? Idź do lekarza niech Ci zmieni ten lek bo wyraźnie na Ciebie nie działa, chociaż wcześniej pisałaś o 3 tygodniach a teraz piszesz że od 28 września bierzesz czyli 2 tygodnie. Poczekaj do pełnych 3 tygodni, jak dalej nic się nie zmieni to koniecznie do lekarza i poinformuj go o tym co się dzieje!!! CZY DAM RADĘ nie masz znajomych? A my!!! FOCH!!!
  11. JASMA - wciąga :) nieprawdaż Mirra, Jasma już napisała, więc ja tylko dodam krótko. Leki na krótko żeby wyrwać się z najgorszego stanu i móc myśleć w miarę logicznie są jak najbardziej dobre, ale s psychotropami jest bardzo indywidualnie, więc jak tak długo nie ma żadnej poprawy, a wręcz przeciwnie, to lekarz powinien zmienić lek - widać że ten na Ciebie nie działa. To co opisujesz, np. te odrealnienia to jest klasyka, jeden z bardziej charakterystycznych objawów. OPTYMISTKA - BRAWO, nie tylko trzymam kciuki ale jestem z Ciebie dumny. U mnie bywało bardzo podobnie i żeby ułatwić sobie sprawę zawsze wiedziałem że w każdej chwili mogę to przerwać i wyjść (przecież można poczekać przed kościołem na dzieciaka) ale pilnowałem również żeby nie używać tej furtki bez naprawdę poważnego powodu, czyli silnego ataku paniki z jazdą po suficie. To jest tak jak z pamiętaniem objawów - dopadło mnie i nic się nie stało, teraz też tak będzie; a w tym wypadku przybyłam i przetrwałam - następnym razem też przetrwam, bo czemu niby nie!! MEGI88 -Tak jak napisała Jasma, dzieciństwo kształtuje każdego z nas, chodzi tylko o to żeby nie stać się jego niewolnikiem. Trzeba się uwolnić od tego piętna, ale można to zrobić tylko tu i teraz, bo przeszłości się nie zmieni. Można rozwiązać natomiast problemy które ma się obecnie w związku z przeszłością. Nie chce mi się szukać mojego wcześniejszego postu (nie jestem tak pracowity jak Jasma :)) ale kiedyś pisałem o tym porównując ten problem do grzyba w piwnicy. Jeżeli nasz zagrzybioną piwnicę np. od 20 lat to możesz oczywiście załamywać nad tym ręce i opowiadać wszystkim jakim błędem była źle zrobiona 20 lat temu izolacja, ale to nie spowoduje że grzyb zniknie. Żeby się go pozbyć musisz dowiedzieć się jak można pozbyć się grzyba i to zrobić oraz znając przyczyny które pozwoliły mu się pojawić usunąć je, jeżeli dalej istnieją. Nie możesz przenieść się w czasie i usunąć ich na etapie budowy domu, nie możesz ich również usunąć jeżeli w między czasie z takich czy innych powodów zniknęły/rozwiązały się. Jeżeli dalej istnieją to musisz je usunąć, bo grzyb wróci, ale usunąć je naprawiając obecny dom oraz stosując metody, które można zastosować w obecnej sytuacji - tak jak napisałem, błędom budowlanym nie zapobiegniesz bo już są od 20 lat. Mam nadzieję że widzisz dokładne przełożenie na kwestię dzieciństwa - nie zmienisz swojego dzieciństwa, nie zamienisz go na lepsze ale możesz obecnie rozwiązać problemy które masz w jego wyniku - rozwiązać może również znaczyć pogodzić się z tym co było. Tylko wiesz doskonale że co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Rozwiązanie obecnych problemów z dzieciństwem pozwoli zamknąć Ci ten okres i zająć się współczesnością. Tak jak odgrzybioną piwnicę można zamknąć, żadne smrody stamtąd już nie wyjdą i zająć się korzystaniem z reszty wspaniałego domu, bo jest wspaniały. Pozdrawiam nerwowo
  12. MEGI88 podpisuje się obydwoma rękami pod tym co napisała JASMA, ale rozumiem również Twoją sytuację. Wydaje mi się że powinnaś zacząć do próby zdystansowania się od obecnych problemów. Spróbuj spojrzeć na to wszystko jak na nieodzowne części życia. Życie składa się z narodzin, chorób, dni szczęścia i złych dni oraz niewątpliwie ze śmierci. Taka jest kolej rzeczy i nic się na to nie poradzi. Można natomiast starać się poradzić sobie z tymi sprawami najlepiej jak się potrafi. Apropos dzieciństwa, pisałem już kiedyś o tym, trzema spróbować rozwiązać problemy które ma się z tym tu i teraz. Nie wracać do przeszłości bo ona już przeminęła i nic się w niej nie zmieni. Musisz się uwolnić od myśli że Twoja przeszłość wpływa na Twoje obecne życie - na Twoje obecne życie masz wpływ tylko Ty sama i to co postanowisz z nim zrobić. Zrobić natomiast możesz wszystko, bo zależy to wyłącznie od Twojej determinacji oraz pracy jaką w to włożysz. Ja mam wielką górę spraw z przeszłości, które bym zupełnie inaczej załatwił, podjął inne decyzje itd. tylko że ciężko opierać swoją teraźniejszość na nieustannym żałowaniu starych decyzji - one już zapadły i można tylko podjąć kolejne, lepsze. Jak pomalowałaś pokój na różowo i dostajesz zeza od tego koloru to nie płaczesz że nie masz wehikułu czasu tylko bierzesz puszkę z farba i zamalowujesz różowy spokojnym błękitem :) UWIERZ W SIEBIE i zdaj się na własne siły i możliwości - zdziwisz się jakie ich pokłady drzemią w Tobie.
  13. JASMA - jak miło znów Cię czytać!!! Tak jak piszesz, praca praca i jeszcze raz praca. Mnie czekają jeszcze decyzje niełatwe do podjęcia, bo wiem że póki ich nie podejmę, a właściwie póki ich nie podejmę i nie zrealizuję to mam dużą szansę na powrót w objęcia łajzy. MEGI88 - inni wcale nie muszą się z tym męczyć. Jeżeli leki (co mnie nie dziwi) i terapia nic nie pomogły to znaczy że leki były niepotrzebne a terapia była niewłaściwa. Podejrzewam jednak że terapia nie przyniosła rezultatów ponieważ zdałaś się w 100% na nią i liczyłaś że się coś stanie bez Twojego udziału. Do wyrzygania będę powtarzał - jedyną osobą która może Ci pomóc jesteś Ty sama i tylko Ty sama. Ja zmagałem się z nerwicą ponad 5 lat, z czego większość czasu zmarnowałem licząc na cud. Cud miał polegać na znalezieniu kogoś - lekarz/terapeuta/zielarz/bioenergoterapeuta kto zdejmie mi z pleców to brzemię. Powoli dotarło do mnie że to nie ma sensu i kolejni lekarze lub inni rozkładają ręce. Pierwszy krok to przyznanie się przed sobą samym do tego że tak naprawdę nie robimy nic. Bieganie do psychiatry i łykanie pigułek to nie jest żadne wychodzenie z nerwicy, siedzenie na terapii i zaprzeczanie wszystkiemu to nie jest wychodzenie z nerwicy, biadolenie nad sobą i objawami to także nie jest wychodzenie z nerwicy. Nauka angielskiego nie polega na chodzeniu na lekcje i biernym siedzeniu w sali w której się one odbywają oraz na bieganiu na angielskojęzyczne filmy żeby ponarzekać że się nic nie rozumie. Pisałem o tym wielokrotnie - znalezienie przyczyn powodów, najlepiej przy pomocy dobrego terapeuty + zmiana tych przyczyn powodów przy pomocy ciężkiej pracy oraz wskazówek dobrego terapeuty. Tylko trzeba słuchać tego co terapeuta mówi i wyciągać wnioski dostosowując zalecenia do własnego wnętrza oraz cierpliwie obserwować rezultaty. Dwa niezbędne elementy żeby zacząć - absolutna uczciwość wobec samego siebie (jak się opierdalam to znaczy że się opierdalam a nie że *mój aktualny stan psychiki w żadnym razie nie pozwala mi na podjęcie jakichkolwiek działań gdyż ponieważ ledwo mi starcza sił na codzienną wegetację*) - brak jakichkolwiek założeń że i tak się nie uda. Próbujemy, staramy się, pracujemy, UCZYMY!!! Jeżeli nie ma rezultatów po kilku miesiącach to znaczy że coś nie działa i próbujemy innych działań, ale znów cierpliwie i wytrwale. Walka z nerwicą wymaga uczciwości i cierpliwości oraz wiele wiele mozolnej pracy. MARY10 CZY DAM RADE - dzięki za miłe słowa, może to dla tego że są najczęściej zapisem moich wewnętrznych przemyśleń a nie powtarzanych nieudolnie formułek zasłyszanych u terapeuty czy wyczytanych gdziebądź Pozdrawiam nerwowo
  14. MIRRA Twoje reakcje są zupełnie normalne, wszystkie tego typu leki działają w ten sposób, że nasilają objawy i trwa to ok 2 tygodni. Po tym okresie dopiero można zauważyć pozytywne działanie. Oczywiście to jest organizm ludzki więc nie ma tu mowy o dokładnie 14 dniach - jedni reagują szybciej inni wolniej. Niestety pozostaje jeszcze kwestia działania samego leku - nie wszystkie leki przynoszą oczekiwane rezultaty, i to także wynika z różnic w organizmie. Jeden reaguje dobrze na dany lek, który na innego nie działa w ogóle. Czasami lekarz trafia dopiero z 3 lekiem, dlatego w tym początkowym okresie dobrze się konsultować z lekarzem, szczególnie jeżeli jakieś objawy szczególnie się nasilą. Można przyjąć że jeżeli po 3 tygodniach nie ma poprawy to lek jest nie trafiony. Biorąc leki trzeba jeszcze wiedzieć o 2 sprawach. Problem pierwszych 2 tygodni to nie wszystko. Kolejnym problemem może być (choć oczywiście nie musi) wychodzenie z leku. Normalnie trwa to także ok 2 tygodni i wtedy mogą pojawić się tzw. objawy odstawienne. Dla tego dobrze jest sprawdzić który lek daje jakie objawy odstawienne i czy się go łatwo odstawia. To także zależy od organizmu ale jeżeli lek ma opinie trudnoodstawialnego i dającego dużo objawów to szansa na problem jest większa. Drugą sprawą o której warto pamiętać jest okres po odstawieniu. Jak już pewnie czytałaś na tym forum, po odstawieniu leku często objawy wracają. Leki tego typu nie leczą objawów a jedynie je maskują. Dla tego samo branie leków, bez pracy nad sobą i psychoterapii nie ma najmniejszego sensu. Trzeba usunąć powód/przyczynę krzyku rozpaczy organizmu, jakim jest niewątpliwie nerwica bo bez tego nici z sukcesu. Jak poszperasz w starszych postach na tym forum to znajdziesz dużo ciekawych i pomocnych informacji na temat wychodzenia z nerwicy. Radzę Ci także skwapliwie omijać posty dotyczące brania leków, bo one nic nie wnoszą oraz posty osób które kochają swoja nerwicę i z lubością opisują jej kolejne wcielenia. Po lekturze kilu będziesz je z łatwością rozpoznawać. Głowa do góry, na to się nie umiera, od tego się nie wariuje, z tego się wychodzi. Trzeba tylko chcieć i przestać samego siebie oszukiwać. CZY DAM RADĘ mnie na epizody zawałowe bardzo pomogła rozmowa z moją kardiolog. Dokładnie mi wytłumaczyła jakie są objawy prawdziwego zawału i jak przychodziły kolejne ataki to mogłem je pacyfikować na podstawie tej wiedzy. Ból zawałowy jest ciągły i nasila się przy wysiłku. Jeżeli masz kołatania, to nie ma to nic wspólnego z zawałem. Jeżeli masz bóle w klatce ale pojawiają się i znikają to nie masz zawału, jeżeli boli Cię tak samo i nie nasila się przy wysiłku (wystarczy przejść kilka, kilkanaście spokojnych kroków) a po krótkim odpoczynku ból nie słabnie to nie masz zawału. Często opowiada się że przy zawale człowiek odczuwa silny niepokój - to prawda, ale niepokój wywołany silnym bólem, samo narastanie niepokoju to nie zawał. Poza tym warto kolekcjonować przypadki - jeżeli masz jakieś objawy i nie kończą się one tragedią, a wręcz przeciwnie, po jakimś czasie wszystko wraca do normy, to 100% wiadomo że to są wybryki nerwicy. Mając w pamięci takie epizody, przy kolejnym podobnym wystarczy go przywołać i stwierdzić że to już było i skończyło się niczym. Przypomnę dwie z ważnych zasad wychodzenia - jeżeli dziele się coś nie tak w Twoim życiu to jesteś jedyna osoba która Ci może pomóc. Jesteś także jedyną osobą która możesz zmienić - na zachowania/uczucia/poglądy itp. innych nie masz żadnego wpływu. Dlatego trzeba pracować nad sobą, przyjmując z wdzięcznością pomoc innych ale nie licząc na nią i nie żądając jej. Ktoś się pytał ze 2 strony temu o kogoś kto wyszedł z nerwicy - to właśnie ja. Jak sobie sprawdzicie, jeszcze niedawno byłem dość aktywnym pisarzem tej strony. Obecnie zaglądam tu od czasu do czasu żeby zobaczyć czy trafił się ktoś ciekawy. Niestety stwierdzam że konkurs jęczenia i reklama leków kwitnie bez zmian, a to nie są sprawy związane z tematem forum, czyli jak walczyć z nerwicą. To jest kółko wzajemnej adoracji które uczy jak z nerwicą nie walczyć. Proponuje hasło *kocham swoja nerwicę i nigdy jej nie oddam* i pod jego auspicjami założyć wątek o takiej samej nazwie. Przynajmniej nie będziecie mieszać ludziom w głowach. Oczywiście nie mam tu na myśli osób piszących po raz pierwszy czy drugi - oni jeszcze niewiele wiedzą, szukają pomocy i opisują coś czego nie znają. Oby nie szukali pomocy natychmiastowej, bo wychodzenie z nerwicy to proces dość długotrwały, to jest przebudowa własnego życia, więc musi trwać - rok dwa, a może i dłużej i będzie lepiej niż dzisiaj ale nigdy nie będzie tak samo jak wcześniej. Wcześniej już było j wcześniej się już nie powtórzy. Pozdrawiam wszystkich którzy mnie pamiętają i tych co dopiero dołączyli
  15. Paulis głowa do góry, to nic innego tylko napięte mięśnie. W stanach wzmożonego napięcia robimy to odruchowo i po jakimś czasie zaczyna doskwierać. Spróbuj się rozluźnić, za każdym razem jak sobie przypomnisz. Z plecami nie zawsze to wychodzi więc połóż się na podłodze na plecach, nogi zgięte, stopy na podłodze, kolana razem i ręce rozłóż na boki jak byś była rozpięta na krzyżu i wtedy się postaraj rozluźnić. Ulga powinna być prawie od razu. Jeżeli się nie uda to zostaje już tylko masarz pleców. Trzeba poprosić masażystę żeby znalazł napięte mięśnie i je rozmasował. I pamiętaj że napięty długo mięsień musi mieć czas żeby *odpocząć* więc jak wstaniesz to może jeszcze doskwierać. Dopiero po kilku takich rozluźnieniach będzie lepiej, a do tego czasu staraj się rozluźniać jak najbardziej i jak najczęściej wszystkie mięsnie, za każdym razem jak sobie przypomnisz. Jesteś dzielną kobitką i dasz sobie wspaniale radę podczas nieobecności męża. Skup się na codziennych działaniach, staraj się działać spokojnie to wszystko się wspaniale uda - samodzielność to Twoje drugie imię. Trzymam kciuki, chociaż to niepotrzebne.
  16. Ewali!!! Jak miło że pamiętasz wielu wspaniałych ludzi z tego forum!!! My także Cię pamiętamy....
  17. EWE krótko i na temat - piszesz że wykorzystujesz czas na L4 do pracy nad sobą i wychodzenia z nerwicy, czyli coś robisz, masz męża dzieci itp. tymczasem doradzasz zasiłek rehabilitacyjny komuś kto się powoli odgradza od świata ... Czy na pewno się dalej ze mną nie zgadzasz? JASMA gratuluje Ci i cieszę się bardzo, chociaż pewnie będzie Cię brakowało na forum. Nie ukrywam że ja powolutku także zjeżdżam do zajezdni. Pewnie z większymi problemami bo moja przygoda z nerwicą zaczęła się prawie 7 lat temu i większość z tego czasu zmarnowałem na biadolenie, użalanie, łykanie prochów i szukanie chorób. Na początku tego roku miałem straszne doły, ale teraz czuję ze jadę ostro w górę, mimo że dopadło mnie choróbsko i jestem mocno osłabiony. Tak jak napisałaś, nie można odpuszczać bo franca zaraz zaczyna ciągnąć w dół. Nie ważne jak szybko albo może raczej jak wolno ale zawsze do przodu. Będę zaglądać, czasem coś napiszę, strasznie zniechęca mnie powracająca fala licytacji na leki. Takie w koło Macieju. I jeszcze raz na koniec do EWE - wiesz co? Kłamiesz!!! To nie prawda że Ci się nie udało. Udało Ci się ale nie do końca, bo próbowałaś za dużymi krokami. Spróbujesz jeszcze raz, tylko wolniej i spokojniej, podzielisz to na etapy i uda się na 300%. Dlaczego? Bo musi się udać. Jak już przebrniesz przez kilka etapów, to przestaniesz się bać odstawienia leków. I jeszcze jedno, jeżeli nie będziesz bliskim opowiadać o objawach/dolegliwościach czy jak im tam, ale opowiesz o swoich odczuciach to zrozumieją Cie dużo szybciej. Jeżeli sama przeanalizujesz to co się z Tobą dzieje, kiedy, dlaczego - to sama siebie prędzej zrozumiesz. To co piszesz o pracy to samo życie, gdzie indziej jest bardzo podobnie. Tylko czy musisz zarabiać najlepiej w regionie - kosztem swojego zdrowia? Czy musisz z góry zakładać że jeżeli będziesz sobą to Cię zwolnią? Czy jesteś pewna że nie znajdziesz innej/lepszej pracy? Jeżeli jesteś tego pewna w 100% to ja Cię zatrudniam od 1 jako pełnoetatową wróżkę z pensją o 10% wyższą od obecnej. Jeżeli natomiast to są tylko Twoje obawy, to pomyśl o ile one obniżają Twoją energię do pracy i ile czasu Ci zajmują same obawy i walka z nimi (obawami a nie realiami). To nie jest wyświechtany banał że wszystko zależy od Ciebie - Twoich decyzji i Toich wyborów. DOBRANOC nerwuski Nawet nie wiecie jakie pokłady mocy w Was drzemią, tylko realizujcie własne cele a nie cele które wyznaczyli inni
  18. Alezar1 Z tego co piszesz wyziera dla mnie typowa nerwica. Koniecznie skorzystaj z pomocy terapeuty, tylko znajdź kogoś dobrego. Pisałem juz wielokrotnie że to bardzo ważne. Takie natrętne myśli i brak wiary w to że nasza własna głowa probukuje takie objawy jest bardzo typowa, co oczywiście prowokuje szukanie przyczyn innych niż nerwica, dodatkowy lęk o własne zdrowie. Uważamy się za osoby racjonalne, panujące nad własnym umysłem i dla tego tak trudno uwierzyć że nasza kochana szara galaretka funduje nam takie cierpienia. W sumie tak własnie jest, tylko że te cierpienia sa niczym innym jak sygnałem dawanym przez organizm. Sygnałem o jakiejś formie przeciażenia - stres, przemęczenie, toksyczne relacje, brak wiary w siebie itd. Niestety nie mamy zakodowanej takiej reakcji w naszej komunikacji z organizmem i dla tego odbieramy ja z duzą rezerwą. Jak się uderzymy w kolano sygnał jest prosty - ból w kolanie i juz wiemy że coś takiego się zadziało. W tym wypadku organizm próbuje dać nam znać dostępnymi środkami że coś jest nie tak, ale nie jest to tak klarowny sygnał. Bardzo trudny okres - egzaminy, nowe miejsce - studia itd. to nie jest sytuacja która pomaga walczyć z nerwicą i nic dziwnego że mogła się nasilić. Nowe sytuacje nowe wyzwania. Stanowczo polecam terapie z psychologiem, indywidualną nie grupową i stanowczo u kogoś sprawdzonego, bo niewprawny terapeuta może narobić więcej szkody niz pożytku. Tak dla zobrazowania problemów z zaakceptowaniem że się ma nerwicę i podjęciem walki z nią, wystarczy jak poczytasz sobie sąsiednie wpisy na forum - mimo dobrych rad i świadomości że to najprawdopodobniej nerwica, koleżanki w dalszym ciągu licytują się na specyfiki kupowane w aptece, same przyznają że efekty sa bardzo wątpliwe ale jakby nie zauwazały tego co piszą, dale wierza że jak zjedza odpowiedni lek, przez odpowiedni czas to zostaną uleczone. Jest im coraz gorzej, nie dają rady (jak same twierdzą) ale uparcie brną w tą ścieżkę. Zamiast stawić czoło problemowi nie potrafia zrozumieć że tym razem nic się samo nie skończy i przeczekiwanie problemu na prochach nie rozwiąże sprawy. Są coraz bardziej samotne, zamknięte we własnych domach ale zamiast próbować narzekają i wpychają się coraz bardziej w to bagno. Nerwica to sprawa głowy i naprawdę wiele osób to sprawdziło na sobie że najlepszymi doraźnymi metodami jest zajęcie głowy czym innym - niedouszczanie żeby myśli swobodnie krążyły wokół nerwicy. To nakręca spiralę i pogłębia problem, co jeszcze bardziej nakręca spiralę. Jeżeli w takiej sytuacji nie wyjdzie się do ludzi tylko zamyka się w domu w samotności to wokół czego mają te myśli krążyć? Przedłużanie zwolnienia aż do zaiłku rechabilitacyjnego to jest skazywanie siebie na coraz bardziej sprzyjające nerwicy sytuacje - samotność, brak zajęcia, coraz większe zmęczenie i rozdrażnienie bliskich, marazm, brak motywacji. Nerwica prowokuje skupianie się na samym sobie, lękach, objawach. W wyżej opisanej sytuacji nie tworzymy sobie dróg wyjścia więc popadamy w stan totalnej niemożności - nie uda się, nie dam rady, mój stan mi na to nie pozwoli. Tylko że w takiej sytuacji ten stan bedzie coraz gorszy a nie coraz lepszy. Oczekiwanie że wezmę się za siebie jak mi się porawi jest tym samym co czekanie że umyje sie z błota jak mnie bagno przestanie wciągać. Zdradzę Wam największą tajemnicę wychodzenia z nerwicy - najlepszy moment na rozpoczęcie walki z nerwicą był rok temu. Kolejny najlepszy moment jest właśnie teraz. Taka propozycja, przez pół godziny spróbujcie nie mysleć o swoich objawach i swojej fatalnej sytuacji tylko popatrzcie na siebie i swoje działania oczami innych, z boku. Ale tak uczciwie. To daje na prawdę dużo do myślenia. Kolejna ogromna tajemnica wychodzenia z newicy - żeby zacząć wychodzić z nerwicy trzeba zacząć, ale na prawdę a nie na niby. Jeżeli oszukujemy sami siebie to nabieramy obrzydzenia do tego kto nas nieustannie oszukuje czyli właśnie do samych siebie. A poniewaz duża część nerwicowców to osoby o niskiej samoocenie, takie obrzydzenie do samego siebie to tak jakby zaprosić tą francę na wystawny obiad. Nażre się i nabierze siły. Tych którzy zechcą zmierzyć się z nerwicą odsyłam do wcześniejszych postów moich, Jasmy i paru innych osób hołdujacych braniu byka za rogi, dodatkowo polecam dobre lektury np. www.szaffer.pl i parę książek na temat nerwicy (za wyjątkiem supermarketowych poradników pt. wychodzenie z nerwicy w weekend) i życzę dużo trwałości; a tym którzy wolą biadolić i karmić francę życzę dużo zdrowia, bo taki stan trwający latami oraz watroba katowana chemią wymagają dużo zdrowia. Trzech braci wracało do domu. Jeden poszedł na skróty bo mu się śpieszyło, zabłądził i zjedli go wilcy. Drugi się zmeczył i usiadł na kamieniu, na którym zasnął - przeziębił się u zmarł na zapalenie płuc. Trzeci wędrował mozolnie przez pół nocy ale drugie pół przespał utrudzony w wygodnym własnym łóżku...
  19. Witam, Przepraszam że jestem okrótny, ale nie minie - dopóki nie weźmiesz się za pracę nad sobą i nie usuniesz przyczyn to nie minie. Są tylko dwa wyjścia - albo praca, albo trzeba się pogodzić z objawami i nauczyć się żyć z nimi. Smutna, ale prawda. Oczywiście można się jeszce okłamywać i próbować 1000 dróg na skróty, ale efekt będzie taki sam. Organizm w przypadku zagrożenia/choroby/nieprawidłowości daje sygnały ostrzegawcze. Jednym z najczęstszych jest np. ból. W przypadku nerwicy jest dokłądnie tak samo. Organizm podlega sytuacji która dla organizmu jest patologiczna więc wysyła sygnały. Nie jest to zranienie kostki i dla tego sygnały nie sa tak oczywiste jak ból w kostce. Organizm wysyła sygnał - sytuacja wokół jest nieakceptowalna i powoduje *zagrożenie* - stres, przepracowanie, inne niekomfortowe psychicznie sytuacje, trwające stanowczo zbyt długo lub wręcz rozwijające się w niewłaściwym kierunku. Dla tego wysyła sygnały ostrzegawcze. Dość trudno niestety je wyraźnie umiejscowić i wskazać przyczynę - prawdopodobnie najłatwiej było by zaobserwować pierwsze sygnały które się pojawiły, bo one mogą wskazać źródło. Niestety często je przeoczamy i potem trudno jest wrócić myślami i zidentywifować które sygnały były pierwsze w przy czym się pojawiły. W takim momencie potrzebny jest dobry terapeuta, który potrafi pokierować nami w kierunku dostrzeżenia przyczyn. Jest ich z reguły kilka i praca tylko nad wybranymi może być nieefektywna, bo okazuja się nie najważniejszymi. Te najważniejsze często są doskonale ukryte, bo ze względu na ich *uciążliwość* lub *przykrość* jaką nam sprawiają ukrywamy je głęboko przed samym sobą. Nierzadko tego typu sytuacje pojawiające się w dość młodym wieku powodują że uczymy się dość szybko radzić sobie z nimi, nierzadko poprzez unikanie, niezauważanie lub stosując zabiegi wyprzedzające żeby nie wystąpiły. Cel zostaje osiągnięty - spychamy je tak bardzo w niebyt, że nawet w chwili kiedy terapeuta wyciąga je na wierzch zaprzeczamy, miotamy się , nie akceptujemy. Aż w końcu zmieniamy terapeutę lub porzucamy terapie - *bo co on mi bedzie opowiadał za bzdury*. Dopóki nie przyznamy się przed samym sobą, że jednak coś jest na rzeczy i trzeba coś z tym zrobić (a nie zamieść po raz kolejny pod dywan) praktycznie nie mamy szansy popracować nad sobą we właściwym kierunku. Pisałem wielokrotnie - po pierwsze zaakceptować że mamy nerwicę; po drugie być ze sobą szczerym do bólu. Jeżeli uda nam się szczerość rozciagnać również na terapeutę to mamy ogromny krok za sobą. Jak zwykle u mnie porównanie - macie pryszcze, zamiast je leczyć pudrujecie. Po jakimś czasie robi się skorupka z pudru i na zewnątrz nic nie widać. Niestety swędzi i piecze. Idziecie do dermatologa który mówi - masz pryszcze. A Ty na to *ja??? nigdy w życiu, nie mam, nie miałam i nigdy nie będę miała pryszczy* i dalej się pudrujesz nie robiąc nic aby przyszczy się pozbyć, natomiast zaczynać brać środki przeciwko swędzeniu i pieczeniu. Przez jakiś czas nie swędzi i nie piecze. A potem.... Tyle przypowieści. Zauważyłem już niejednokrotnie (to moje spostrzeżenie nie potwierdzone przez lekarzy i literaturę) że gorsze samopoczucie ma związek z pogodą - każdy troszkę inaczej reaguje, ale z reguły informacje o gorszych dnia na forum zbiegają się z moimi gorszymi dniami i ze zmianami pogody. Ja też mam od piątku gorsze dni ale tym razem udaje mi się narazie nad tym zapanować, mimo że powinienem mieć doła bo niestety mam realne (nie nerwicowe) problemy ze zdrowiem. Pozdrawiam
  20. CZY DAM RADĘ moge Cię zapewnić ze od nerwicy się wariuje ale się nie zwariuje i oddział Ci nie grozi, zresztą co miał by Ci dać oddział? To jest prawda która trzeba sobie powtarzać każdego dnia i w końcu w nią uwierzyć - od samej nerwicy się nie umiera i od nerwicy nie wpada się w chorobę psychiczną. Pomyśl na spokojnie nad ta bramą i kurierem, to co piszesz to są bierzace emocje natomiast warto zebyś się zastanowiła co je wywołuje, czego tak naprawdę w danej chwili się boisz. Nie jest to łatwe (wiem z doświadczenia) bo to prawdziwe podłoże jest mocno przysłonięte przez bierzące emocje strachu i wściekłości, ale tak naprawdę musi być jakaś głębsza myśl lub myśli które sa poczatkiem lęku lub paniki. Teraz nawet może być Ci trudno je odnaleźć, ale przy kolejnych sytuacjach potaraj się zastanowić na tym co wywołuje takie stany. Nauczenie się wyłapywania takich myśli odczuć jest bardzo pomocne, bo jak je wyłapujemy to możemy nauczyć się jak sobie radzić z nimi. Też kiedyś nie do końca wierzyłem że tak jest - jedzie panika i już, nie ma żadnych myśli które ja inicjują, ale moja terapeutka była uparta i w końcu przyznałem jej rację. Mój mail ignac.ignac@vp.pl
  21. EWE- ależ spróbuj koniecznie. Na pewno nie zaszkodzi i na pewno pomoże. Sam suplementowałem i magnez i omege. Stres, podobnie jak kawa i parę innych rzeczy wypłukuje z organizmu magnez a jego brak sprzyja np. kołataniu serca. Taki przykład: był dzień kiedy łaziłem po suficie i wszelkimi metodami starałem się doprowadzić do chociaż jakotakiego spokoju, no i dałem czadu - walnąłem sobie pół afobamu, a ponieważ zaczęło mnie mulić to wypiłem 2 kawy. Po kilku godzinach afobam przestał działać to doładowałem hydroksyzyną... (tak tak, do niebrania leków też trzeba dorosnąć) pod koniec dnia byłem tak nakręcony że nogi mi latały więc poszedłem na szybki spacer, co w moim przypadku oznacza ok 5 km w 40 minut i z reguły pomaga. Tym razem nie. Jak po kilku dniach wylądowałem u kardiologa na rutynowej kontroli, wyjaśnił mi to szybciutko co się stało - wszystko to co sobie zaaplikowałem wywala magnez z organizmu na maxa, więc wieczorny efekt gotowy. Jest tylko jeden problem, tak jak zresztą już pisałem. Magnez, omega, diety, higiena snu, ruch na powietrzu itp. to są super sprawy i każdy powinien o to zadbać, nie tylko nerwicowcy. Przy nerwicy wskazane w dwójnasób. Tylko to jest dodatek, wspomaganie i nie ma nic wspólnego z wychodzeniem z nerwicy. No może nie dokładnie - ma wspólnego tyle że warto zadbać żeby organizm miał cieplarniane warunki, bo i tak dostaje ostro od nerwicy, więc po co dokładać z innych stron. Tylko to nie jest element istotny. To trochę tak jak byś dostała od lekarza antybiotyk i dodatkowo probiotyk na odbudowanie flory bakteryjnej i osłonę żołądka. Wiadomo antybiotyk *leczy* a probiotyk ochrania organizm. I w efekcie brała tylko probiotyk bez antybiotyku. Probiotyk nie zaszkodzi a pewnie i dobrze zrobi na układ pokarmowy, tyle że choróbska tak nie wyleczysz. Medytacje. To jest ciekawy temat i bardzo problematyczny. Z jednej strony uczą np technik oddechowych i dzięki temu mogą być pomocne w opanowywaniu ataków paniki, z drugiej strony nie polecał bym zaczynania medytacji osobom które zaczynają walkę z nerwicą. Dlaczego? Ano dla tego że ktoś kto zaczyna medytacje nie ma jeszcze wprawy i często są to tylko próby. Prawdziwe medytacje (w dużym skrócie i uproszczeniu) polegają na wyrzuceniu wszystkich myśli z głowy. Żeby to zrobić, trzeba mieć niezłą wprawę, do której dochodzi się długo. Osoba niewprawna będzie błądziła myślami po wszystkich możliwych zakątkach. Tu dochodzimy do świeżego nerwicowca. Co robią myśli Świerzego nerwicowca jeżeli nie są zajęte konkretem i mogą płynąć swobodnie? ano zaczynają krążyć wokół objawów, leków itp. i zaczyna się jazda. Dla tego np. nie zaleca się takim osobom wyjazdów w *spokojne miejsca* żeby się oderwać i uspokoić, wyjazdów samemu żeby nic nie brzęczało koło uszu - z tych samych powodów. Niczym nie zmącona myśl płynie wartko w niedobrym kierunku i zaczyna się prawdziwy problem. Jedna z początkowych technik radzenia sobie z atakami paniki, lekami itp. jest zajęcie się czymś tak, żeby nie było czasu na swobodne myśli o lękach. Pewnie zauważyliście że jak Was coś wciągnie po obcasy to przez cały czas *wciągnięcia* nie ma problemów nerwicowych. Jak tylko przestajemy się tym zajmować, objawy wracają. Natomiast dla osób które już sobie z nerwicą nieźle radzą, medytacje mogą być bardzo fajnym elementem higieny życia codziennego, wyrywającym z młyna codzienności i dającym odpocząć skołatanej codziennymi obowiązkami głowie. Tylko znów, dla niektórych medytacje to muszą być jakieś niesamowicie tajemnicze rytuały - joga, tai-chi itp. a tymczasem wystarczy np. (jeżeli ktoś jest wierzący) wejść do kościoła i się pomodlić. Tylko nie wyklepać paciorek a się pomodlić od serca od siebie. Albo zatopić się mocno w ulubioną muzę. Albo zagłębić sie w zieleń i świergot ptaszysków. Niekoniecznie trzeba dorabiać do tego strasznie mądrą i tajemnicza ideologię. Podstawowe techniki oddychania i relaksacji, ulubiona forma (muza kościół lub polanka w lesie) i mamy medytacje palce lizać. Rozmawiałem na ten temat z tybetańskim mnichem i w pełni potwierdził. Głębokie medytacje z całą duchową otoczką to już domena właśnie np. mnichów i nam szaraczkom codziennym, którzy nie myślą o klasztorze tylko o pójściu do roboty jutro zupełnie wystarczą takie zwykłe, żeby troszkę zregenerować głowę, tak jak kładziemy nogi na fotel żeby dać im odpocząć po długim staniu - np. w kolejce po magnez w aptece. Widzicie jaka mądrala - higiena snu pieprzy a sam zamiast spać utwory grafomańskie tworzy Dobranoc :)
  22. CZY DAM RADĘ - a teraz stań z boku i popatrz na sytuację z kurierem z zewnątrz, bez włączania własnych myśli. I co, jak wygląda sytuacja? Np. oczami kuriera? Przyszedłem z paczką, otworzyła mi nawet fajna laska, szkoda że jak krótko - paszka podpis i dowidzenia. Odebrałaś paczkę, nic się nie stało, kurier pewnie nic nie zauważył. Wszystko inne to Twoja wyobraźnia i lęki. Obawiasz się o to co mogło by się wydarzyć, ale widzisz że się nie wydarzyło. Przypomnij sobie o tym ja znów przyjdzie kurier. Druga sprawa, oparta na tym samym - tym razem nie bedę wpisywał odpowiedzi, wpiszesz je sama jeżeli zechcesz (tylko dla siebie, albo na forum, jak chcesz. Tylko uczciwie i nie po łebkach). Czego się tak naprawdę bałaś jak przyszedł kurier? Na pewno towarzyszyły Ci jakieś myśli, jak się dowiedziałaś że idzie - jakie? Jak juz to masz to teraz odpowiedz na pytanie: jeżeli kazdy z tych scenariuszy spełnił by się, to co tak naprawdę by się stało - po kolei. A jeżeli by się stało to co teraz pomyślałaś to co by było? Nie wiem czy łapiesz (pewnie tak, bo jakze by inaczej) to tak na wszelki wypadek drobny przykałdzik na podstawie tej drugiej historii - doszłaś do bramy i zrobiło Ci się słabo - dlaczego, co pomyślałaś? A co by się stało gdybyś poszła jednak dalej? (tu zaczynam wymyślać wię olej to i nie wkładaj moich wymysłów do swojej głowy) Zemdlała bym za bramą. No i co? no i bym się przewróciła na ulicy. no i co? No i zlecieli by się sąsiedzi. No i co? Pewnie by mnie podnieśli i otrzepali. To dobrze Ale mogła bym zemdleć poważnie i wezwali by pogotowie. OK no i co? I przyjechało by pogotowie, co za wstyd (uczucie) No ale jaki wstyd że pogotowie przyjeżdża do zasłabniętej kobitki? No w sumie żaden. No więc co dalej. Zbadali by mnie i by się okazało że nic mi nie jest - jaki wstyd!!! Jaki wstyd? Dobra wiadomość że nic mi nie jest, czyli w sumie wiem że nic mi nie jest! No to skoro wiem że nic mi nie jest to czego się obawiam. Itd itp. Jedno CI moge obiecać, a nawet dwa - że takie racjonalne oglądanie sytuacji lekowych dobrze robi na samopoczucie i dalsze sytuacje i że jeżeli masz takie życzenie moge się z Toba pobawić w taką wymiane pytań i odpowiedzi, żeby było łatwiej. Mojego maila znajdziesz kilka postów wcześniej. A wogóle wywal sobie z nicka to pierwsze słówko i wszystko będzie od razu dużo lepiej, bo to jest 500% prawda. Nie z takimi rzeczami ludzie dawali sobie radę jeżeli chcieli. Pa
  23. Rączęta opadają, na szczęście jest pare osób które nie pozwalają im opaść do końca!!! JASMA, ja już chyba Cie prosiłem (może nie wprost) żebyś mi nie czytała w głowie!!! Sio czarownico a kysz :)))) Jeszcze mi rozepchasz czszkę włarząc tam i nie bedę tak przystojny jak jestem. OK moje refleksje na dzisiaj bardzo ładnie zgrały się z nowymi wpisami. Właśnie zrobiłem sobie remanet moich starszych wpisów (ja zreguły trzaskam jak leci i nie czytam, więc przepraszam wszystkich że czasami wychodzą potworki posklejane bez przecinków z przeskokami myśli). Robiąc ten remanent praktycznie doszedłem do wniosku że mam dwa wyjścia: albo przestanę pisać na formu, albo zrobię sobie szablonik i bede go wklejał co miesiąc. Chodzi o to że w kółko pisze się prawie to samo, oczywiście wyłączając odpowiedzi na jakieś bardzo konkretne sprawy, i ciągle mimo to wracają te same pytania i tendencje. Ok rozumiem że trudno komuś nowemu przeczytać wszystkie posty od poczatku, ale chociaż kilkanascie ostatnich stron - ja tak zrobiłem i zreszta dla tego zaczałem pisać - bo się wkurzyłem. A teraz sprawy bierzace... ANEZOB55, zawszę sadziłem że prawnicy to osoby wnikliwe i potrafiące czytać ze zrozumieniem, bo muszą studiować masę dokumentów i wyłapywać wszystkie potknięcia, błedy itp. Niestety z Twoich postów wynika coś zupełnie innego. Nie pisał bym tak gdybym nie był pewny że piszę dość wyraźnie, bo kilka osób zrozumiało o czym pisze. Żeby nie było wątpliwości to uważam że: - z nerwicy da się wyjść (nieuważam żeby słowo wyleczyć było najlepsze) - jedyną drogą do tego celu jest praca nad sobą wsparta psychoterapią - wszelkiej maści piguły, poczynając od ziołowych poprzez benzo a kończąc na psycho jedynie maskuja uciążliwe objawy (i to nie do końca) W związku z tym, jeżeli ktoś opiera się na proszkach (jego sprawa, jak mus to mus) i tylko na proszkach to nie leczy nerwicy (tym razem słowo jest jak najbardziej poprawne) ale jedynie wpycha ją pod dywan/łóżko/szafę - co tam kto ma na wyposarzeniu. Dlatego jak kończy brać, to oprócz tego że ma objawy odstawienne to może również mieć spowrotem objawy nerwicowe. Dlaczego? Bo nerwica prędzej czy później dopatrzy się że jest juz spokojnie i wylezie z kąta z całym swym arsenałem psikusów. Dlaczego? Bo ona cały czas test - nik jej nie wyleczył a jedynie schował. Tu jeszcze dołącza się bardzo ciekawa sprawa, mianowicie człowiek który sobie na proszkach odetchnął i uwierzył że otruł nimi francę czuje się wyjatkowo fajnie, jak zobaczy że franca jest w pełnej okazałości. Ona sobie odpoczeła i nabyła kilka dodatkowych pomysłów na psikusy a delikwent/tka dostają patelnią w twarz bo nie dość że ulubienica wróciła to jeszcze wszelkie nadzieje i radości z jej pozbycia się pięknym lobbem lądują w toalecie a woda spuszcza się sama. Efekt - około 1 -1,5 roku psu w d...., frustracja, bezradność i parę innych równie przyjaznych organizmowi uczuć. Dlatego mozna zrobić dwie rzeczy - nie brać, i wtedy objawy mobilizują do pracy nad soba lub - brać ale nie zapominać o pracy nad sobą, co jest trudniejsze bo objawy nie przypominają o problemnie i mozna dojść do złudnych wniosków że się nerwice wyleczyło, a tym czasem z nerwicy się niestety nie wyszło. Co do mojego samopoczucia, to tak jak pisała JASMA (to ta co mi zagląda do głowy, chociaż chyba nie za głęboko skoro nie uciekłą z wrzaskiem), i dotyczy to wszystkich w równym stopniu i dodatkowo jest to jeden z bardzo ważnych elementów walki z nerwicą. Ta jedna z najważniejszych zasad wojownika z nerwicą brzmi: *gorsze dni się zdarzają* (bo jak się nie zdarząją to znaczy że się przedawkowało proszki). Ja wiem że brzmiało by to pięknie - pojawiam sie na forum i pisze *od 7 lat walczę z nerwicą* potem opisuje swoje przemyślenia, dzielę się wiedzą i po trzech miesiącach wysyłam posta: *wyleczyłem się z nerwicy żegnajcie* JASMA płacze i pisze o tym na forum, CZYTAJACA też płacze ale nie pisze o tym na forum, śpiewają ptaszki i aniołki a kolorowe światełka przyjaźnie mrugają. Obiecuję że jak zaczne pisać scenariusze do brazylijskich tasiemców to nie zrobię tego na tym forum, nie bedę także publikował scenariusza do kolejnych odcinków filmu pt. dr House i nerwica. Jestem żywym człowiekiem a nie królewną Fioną (sory ale porównanie ze Śnieżka było by mocno niewłaściwe) w związku z tym ziewam, kaszlę, chodze do kibelka i nie lataja za mną stada drących ryja ptaszeczków. Ja takze mam gorsze dni, czasami dużo gorsze, a jeszcze kiedy indziej jeszcze bardziej gorsze. Nie sa mi obce zwątpienie, frustracja, nawroty objawów, grzebanie po internecie i użalanie się nad sobą - *ja tego nie wytrzymam, kto mi pomoże, wezmę garśc prochów buuuuuuuuuu*. Nie zmienia to faktu że do sprawy podchodze niezmiennie, ponieważ wiem że nikt mi nie pomoże oprócz mnie samego i że walka z nerwicą to żmudne zadanie, niestety na lata. Kolejna sprawa to znalezienie terapeuty - trafiłaś w sedno (niechcący) - bardzo trudno znależć dobrego terapeutę i należy do tego podejść z dużą ostrożnością, bo to wazne kto prowadzi terapie. Natomiast pomyliłaś dwie sprawy. dobry/zły terapeuta to jedna bajka a naciagacze to zupełnie inna kwestia. Strona którą wskazała EWE jest podręcznikowym przykładem - baju baju baju czyli wiele pustych słów napisanych wspaniale i mądrze (jak by było z dźwiękiem to by jeszcze mowili powoli niskim głosem na tle musyki relaksacyjnej), słów z których nic nie wynika ale sugeruja że ten co pisze wie dużo o tym co pisze. Potem juz tylko jeden drobiazg - chcesz konkretów to kup naszę materiały/lekcje/zioła/aparaturę/opaski/suplementy/itditp za jedyne 300zł. To co jest na tej stronie to nie jest terapia, natomiast za te same pieniadze mozna mieć już 2-3 sesje z prawdziwym terapeutą i nie beda to wywalone pieniadze. Tak dodatkowo i przy okazji tego tematu. Uważam (jak zwykle - ja uważam, inni nie muszą) że terapie grupowe są mało skuteczne. Nie kwestionuje ich w całości i wszystkich, bo trafiają się wyjatki, ale ogólne to tak jak nauka języka w 40 osobowych grupach, albo nawet bardziej jak grupowe zajęcia logopedyczne (wyobraźcie sobie grupę logopedyczną składającycą się z jąkających się, sepleniących i nie wymawiających r oraz wspólne zajęcia dla nich - fajne prawda?). I ciągnąc to dodatkowo to ta druga strona podana przez EWE jest mi dobrze znana albo nawet bardziej niz dobrze, ponieważ na 99% ta sama osoba ma stronę, wyglądającą niemal identycznie gdzie podaje równie genialne metody leczenia boreliozy. Pytanie na jakie jeszcze dolegliwości ma porady, pewnie na wszystkie, bo genialne metody nie ograniczaja się do jednego problemu, z reguły równie skutecznie pomagają na inne (poszukam czy jest coś na zmniejszenie spalania w samochodach w wyniku diety i suplementacji przez kierowcę oraz psażerów). Tak na marginesie (znów skacze po tematach) to nie obrażajcie się na moje pisanie - ja sobie nie kpie z Was tylko, jeżeli juz, z autorów tych stron. Zdaje sobie sprawę że brzmią one zachęcająco bo człowiek w dołku połknął by jeża bez popijania żeby tylko uwolnić się od wspaniałych atrakcji pani nerwicy. Niestety z doświadczenia moich przygód wojennych wiem że nie ma drogi na skróty. To trochę tak jak kiedyś opowiadał Krzysztof Daukszewicz - poniewaz marzył o podróżach to zaczął grać w lotto i jak po 20 latach podsumował to wyszło mu że i tak nic nie wygrał a za kasę która wydał losy objechał by ziemię 2x. Szkosa czasu, straconych nadziei/złudzeń i wysiłku. Niestety czasami nie ma innego wyjścia poza ciężką mozolną pracą. I trzeba się przygotować ze efektu będa przychodzić z czasem ale bedą również gorsze dni, nawroty i chwile zwątpienia. Być moze za bardzo pisze pod wpływem chwili i to sugeruje zmianę pogladów. Natomiast główna ściezka która sobie wyznaczyłem nie zmienia się. Składa się ona z bardzo prostych założeń, które pomagają wrócić na nią po chwilach zwątpienia. Wszystko opiera sie na założeniu że siebie nie warto oszukiwać, dla tego mozolnie odrzucam wszelkie drogi na skróty, choć czasem wpuszczę sie w którąś. To takze jest dobre bo potwierdza że główne założenia sa słuszne. W punktach to wyglada tak: 1. Mam nerwicę i nie chce jej mieć 2. nerwica niesie za sobą określone efekty i póki ja mam efekty również będą 3. Pracuje nad nerwicą, poszukiwania na boki są stratą czasu (drogi na sktóty, wyszkukiwanie chorób, badania medyczne poza podstawowymi itp.) 4. Walka z nerwicą to żmudna praca nad sobą i wymaga czasu i zaangarzowania. W 5 minut i przy okazji to można wyskoczyć na piwo a nie pozbyć się nerwicy 5. W walce jestem sam, jezeli ktoś mi chce pomóc - dozgonnie wdzięczny, jeżeli nie to jego prawo. 6. Chemia (prochy, witaminy, diety) mogą być pomocne ale są dodatkiem a nie panaceum 7. Ignorowanie objawów i pamietanie że to już było i mnie nie zabiło pomaga skupić się na walce a nie na szlochach i biadoleniu oraz złagodzić ataki tej zołzy 8. Gorsze dni się zdarzają i będą się zdarzać nawet jeżeli wygram 9. człowiek to nie maszyna i jeżeli organizm daje znaki że nie daje rady to nie ma co na siłę pić Red Bulla (to symbol wszystkich wspomagaczy pozwalających zapomnieć że organizm upomina isę o swoje) 10. Nie ma powrotu do szczęśliwej przeszłości (czucia się jak dawniwniej) mozna tylko wypracować sobie lepsze jutro (a jutro to dziś tyle że jutro). Ciekawe czy komukolwiek bedzie chciało się przeczytać ten elaborat :)) Pozdrawiam Wszystkich nerwowo!!! P.S. JASMA, mówiłem żebyś nie grzebała mi w głowie, sio. Z tej strony zresztą sa same śmieci.
  24. EWE - a widziałaś ile kasy chcą za sesję? Bo to co pisza poza tym to piękne nic nie znaczące dyrdymały ubrane w pięknie brzmiące słowa. Ale skoro wolisz od pracy nad sobą dofinansować ich kwota 300zł.... Moge Ci podesłać jeszcze kilkanaście takich linków do mniej lub bardziej sprytnych naciągaczy, ostatecznie tonący brzytwy się chwyta więc łatwo na nim zarobić. *Tak łatwo niektórym powiedzieć, że trzeba zmienić nastawienie, myślenie i będzie lepiej Jednak nie zawsze to jest takie proste.* bardzo niełatwo, nawet nie wiesz jak bardzo - zawsze to nie jest takie proste. Ale nie ma innej drogi. Tzn jest - zaakceptować to wszystko co Cię dopada i się poddać. Najtrudniej zaakceptować prawę zamiast w nieskończoność szukać łatwych metod, tracąc czas, pieniądze, bliskich. Zaakceptować to że tym razem się nie uniknie, ominie, zwali na kogoś innego. Że trzeba samemu stawić czoła, więc lament nic nie pomoże bo nerwica w dupie ma lamenty - ona nie ma sumenia do którego mozna sie odwołać. Walczę z nerwicą ponad 7 lat, większość czasu straciłem na takie właśnie złudne nadzieje, oszukojąc samego siebie - nie warto. *Słyszalam że po odstawieniu tabl czasem wraca nerwica ze zdwojoną siłą.* Ona nie wraca, ona cały czas jest, przywalona prochami. Warto się zastanowić nad tym co sie słyszy, czyta i widzi i wyciągnąć wnioski - szkoda życia. Pastylka na wszystko to tylko u Dr. Housa. Pozdrawiam nerwowo
  25. Daguszka8181, masz rację to są chore emocje. W bardzo dużym uproszczeniu, osobie która dopiero zetknęła się z problemem można tak przedstawić problem, żeby łatwiej zrozumieał z czym ma problem. Tylko z takiego uproszczenia nie mozna wyciagać daleko idących wniosków. Cóż tu do rzeczy mają koncerny farmaceutyczne, skoro wiele osób próbuje sobie radzić z nerwica bez leków i udaje im się - lepiej, gorzej ale od leków trzymają się daleko. Określenie chore emocje ma na celu pokazanie kilku spraw. Po pierwsze reakcje nerwicowe są to reakcje nieadekwatne do sytuacji i terapia polega m.in. na wypracowaniu prawidłowych reakcji na dane sytuacje w miejsce reakcji nerwicowych. Po drugie takie określenie ma pokazać że nerwica nie jest chorobą a bardziej stanem, który należy przyjąć do wiadomości i zaakceptować. Pisząc że nie wyleczyłaś się z nerwicy bo jej nie miałaś + kolejne posty świadczą że jednak miałaś nerwicę i wyszlaś z niej przy pomocy psychoterapii. To się fachowo nazywa tabu językowe - broń boże nie powiedzieć mam nerwice bo jej dostanę!!! Przykro mi bardzo ale to oszukiwanie samego siebie. Powtórzę jeszcze razmiałaś nerwice, wyszłas z niej dzięki psychoterapii (prawdopodobnie poznawczo-behawioralnej) i zycze CI z całego serca żebyś nie miała nawrotów. NATI84 Teraz z innej beczki. Bóle w klatce piersiowej, (oczywiście te nie nasilające się po wysiłku) jest to dokłądnie objaw nerwicowy, podobno jest to dokładnie to samo co napad panicznego lęku, tylko ojawiający się w takiej formie. Mechanizm by się zgadzał (nie opiszę go teraz bo musze zmykać) ale nie rozgryzłem jeszcze jakie jest podłoże że u jednych jest atak paniki a u innych bóle w klatce. MADZIA30 piszemy w kółko że leki nie lecza tylko maskują i że nie zawsze pierwszy lek jest trafiony, i ze zależy jaki lek i co i nic, skoro nie czytasz postów to jak Ci wytłumaczyć jak masz sobie dawać radę? JASMA, nie jest źle ale naprawdę musze gnać Spadam narazie
×