
IGNAC
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez IGNAC
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 3 z 7
-
MARY10 nie potrzebnie bronisz pana doktora, bo ja nie wątpię w potrzebę istnienia kardiologów, sam wiele skorzystałem na wiedzy mojej Pani Doktor. Nie twierdzę również że ten piszący tu jest złym kardiologiem - nie znam człowieka. Natomiast wybacz mi, ale na nerwicę zalecać spacery i wysiłek a na lęki przed lekami prośby o dokładniejsze tłumaczenie co to za leki? Ja wiem że można wszystko, nawet na 3 zdrowaśki do pieca, ale pytanie o efekt. Lekarz powinien sobie zdawać sprawę że jego słowa często przez pacjenta traktowane są jak wyrocznia - to jest moje szwankujące zdrowie a on wie jak mi pomóc - takie podejście oczywiście stawia ten zawód wysoko pod względem prestiżu i jest to koszmarnie tragiczne, że dla wielu lekarzy to jest już koniec historii. Dumni i bladzi (oraz zarozumiali) panowie życia i śmierci, którzy rozdają łaski. Oczywiście przesadzam odrobinę i przerysowuje. Takie podejście pacjentów sprawia również, że bycie lekarzem to ogromna odpowiedzialność i wyzwanie - o tej stronie medalu wielu z nich już nie pamięta. Ja wiem że to co napiszę w tej chwili troszkę trąci myszką, ale istnieje coś takiego jak etyka, odpowiedzialność i uczciwość. Nie tylko władza, kasa i pogarda. Nie jestem kosmitą, znam realia i wydaje mi się że całkiem nieźle się w nich poruszam ale o pewnych sprawach nie wolno zapominać, i marzyć żeby chociaż resztka z nich stała się realiami. Warto o to zawalczyć od czasu do czasu. Miłego dnia MARY10 niech franca nie będzie z Tobą. Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA oczywiście dokończ badania, bo nie można w ciemno zrzucać wszystkiego na nerwicę i lepiej sprawdzić. Natomiast nie licz na to że jakiekolwiek leki pomogą Ci rozwiązać problem. Potrzebujesz dobrej psychoterapii i rozwiązania przyczyn takiego stanu. Tak jak pisałem leki mogą doraźnie na początku pomóc obniżyć próg objawów aby dać szansę na zajęcie się psychoterapią i pracą nad sobą, natomiast nie załatwią problemu kompleksowo. Przechodziłem przez podobne pragnienia rozwiązań łatwych i szybkich aby wrócić możliwie natychmiast do normalnego funkcjonowania - to tylko wydłuża czas i nie przynosi żadnych efektów. Oczywiście można próbować jechać na proszkach do końca życia, ale z moich obserwacji osób które wybrały taką drogę jest to dość wątpliwe rozwiązanie. Pomijając skutki uboczne takiej *kuracji* to pozytywne efekty w dłuższym okresie są bardzo pozorne. To być może smutne ale z nerwicą jest tak, ze albo trzeba się zdecydować na pracę nad sobą i poważne działania, albo trzeba się pogodzić z nawracającymi objawami, które można ew. próbować łagodzić chemią, bez gwarancji efektów. Nie da się tym razem zamieść pod dywan i udawać że problemu nie ma, uciec od niego lub przerzucić na innych. Wóz albo przewóz i nie pomoże tupanie nogami, rozpacz i uciekanie od problemu poprzez wmawianie sobie i innym że ja już nie mogę i nie dam rady. A jak się już za to weźmiesz to nie taki diabeł straszny - z nerwicy się wychodzi! Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA myślę ze powinnaś przeczytać sobie mojego wcześniejszego posta. Ja sobie zdaję sprawę że jest długi i nudny, ale prawdziwy. Zawiera całą masę uproszczeń ale ciężko na forum pisać książki. Jeżeli jakiś fragment wymaga dodatkowych wyjaśnień to chętnie odpowiem na pytania. JASMA nie krzycz na pana doktora, chciał dobrze, tylko to nie jego specjalizacja. Od głowy jest inny pan doktor. A żaden z nich nie jest od całego człowieka, więc trudno powiązać tak odległe byty jak układ krążenia i mózg. Tak przy okazji bardzo *uradował* mnie fakt zdiagnozowania u MALINKIII nerwicy lękowej przez gastrologa oraz fakt przepisania na nią neopersenu forte. Ja u Ciebie JASMA diagnozuję rozdrażnienie beztroską i ordynuję Ci dobrą herbatę, ciacho i możesz sobie jeszcze wetrzeć w lewą nogę oliwkę dla dzieci. Niestety nie wypiszę Ci recepty bo do tego trzeba spędzić dużo czasu w Akademii Medycznej, ale zaordynowane środki kupisz w najbliższym warzywniaku. A co, może pani sklepowa też jest wszechstronna. I potem sam sobie się dziwię że mnie ludzie za złośliwość nie lubią... Kochane nerwusy szukajcie specjalistów/fachowców/profesjonalistów, do innych szkoda nawet zaglądać. I błagam - mało jest lekarzy wszechstronnych, więc nie noście swojej głowy do lekarza od czego innego. Z samochodem też nie jeździcie do szewca! Przepraszam wszystkich prawdziwych lekarzy, którzy nie zmarnowali czasu w AM i leczą ludzi a nie organy. Na całe szczęście jest ich kilku. Pozdrawiam nerwowo
-
AGA7341 Myślę że przede wszystkim powinnaś odpowiedzieć sobie na pytanie, czy *to* Ci się dzieje wtedy kiedy rośnie Ci ciśnienie (tak jak napisałaś) czy może raczej jest tak, że jak Ci się *to* dzieje to rośnie Ci ciśnienie. Problemy nerwicowe (bo tak bym to określił, nie zgadzając się ze stwierdzeniem *jestem chora na nerwicę*, ale o tym za moment) raczej wskazywały by na taka kolejność rzeczy. Ataki nerwicowe czy też objawy nerwicowe są z punktu widzenia funkcjonowania organizmu prawidłowymi reakcjami fizjologicznymi. Takie objawy jak kołatanie serca, wzrost ciśnienia czy parę innych (o których na tym forum często i szeroko można poczytać) są prawidłowymi reakcjami organizmu na sytuację zagrożenia - organizm fizjologicznie przygotowuje się do ucieczki (szczegółowy opis umieszczałem już na tym forum kilkukrotnie). Problem z nerwicą polega na tym że sytuacja zagrożenia nie jest realna ale *wytworzona* przez nasz umysł. Najczęściej jest to efekt wewnętrznych konfliktów, podświadomej reakcji na nieakceptowalną sytuacje w jakiej się znaleźliśmy. Nieuświadomione konflikty narastają w wyniku dysonansu między wewnętrznymi potrzebami, aspiracjami, presją społeczną, obowiązkami, potrzebami. Poddawani jesteśmy presji sytuacji pozostającej w sprzeczności z naszymi wewnętrznymi tendencjami. Sytuację często akceptujemy, uznając, że jest to kwestia dostosowania czy ustępstw na rzecz ważniejszych spraw. Do tego mogą się dokładać przeżycia traumatyczne, problemy z dzieciństwa itp. sprawy. W pewnym momencie nasz organizm uznaje, że została przekroczona granica i próbuje nas o tym powiadomić poprzez tworzenie objawów nerwicowych. Ponieważ nie do końca mamy świadomość takiej sytuacji, mylnie interpretujemy objawy jako wynik jakiejś choroby somatycznej, co tym bardziej jeszcze nas pogrąża, ponieważ wyniki badań nie wskazują na konkretna chorobę - my szukamy dalej a otoczenie coraz bardziej traktuje to jako fanaberię (osoba która nie miała objawów nerwicowych nie jest w stanie zrozumieć co to jest). To także nie jest sytuacja komfortowa. Wszystko to powoduje dodatkowe obniżenie nastroju i mamy to co mamy. Pojawia się pytanie co dalej. Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie sytuacji, że jest to nerwica i że to z nerwicą musimy coś zrobić, a szukanie innych chorób i zamartwianie się kolejnymi jest tylko i wyłącznie stratą czasu i krokiem w tył. Drugim krokiem jest zrozumienie, że sytuacja której jest to wynikiem, narastała często latami i żeby to odwrócić potrzebny jest czas. To pozwoli nam uwolnić się od kolejnej szamotaniny w poszukiwaniu super leku/sposobu który uwolni nas od nerwicy w kilka chwil, i będziemy szczęśliwi i radośni. Po przejściu tych kroków musimy zabrać się do pracy - musimy, bo nie możemy tkwić w takim stanie, musimy bo nikt za nas tego nie zrobi - to jest nasz umysł, nasza sytuacja i nasz problem, więc inni nie będą mieli nawet możliwości zrobić tego za nas. Usprawiedliwianie się stanem psychicznym i brakiem sił w tym wypadku nic nie da, bo nie odzyskamy ich jeżeli nie pozbędziemy się nerwicy. Pozbędziemy, bo z nerwicy się wychodzi, pozbędziemy bo nerwica to nie choroba więc nie można się z niej wyleczyć. Tu dochodzi kolejna ważna sprawa - leki. Nerwica, stres powodują zaburzenia w naszym metabolizmie, więc możemy potrzebować suplementowania niektórych witamin czy minerałów, chodzi tu głównie o magnez i wit. B. To pomaga, ale nie leczy, więc suplementacja nie wyleczy nas z nerwicy. Kolejna sprawa to wszelkiego rodzaju leki nazywane popularnie psychotropami. W ramach tych leków są leki działające doraźnie np. przeciwlękowe czy uspokajające oraz leki działające w dłuższych okresach np. z grupy SSRI. Wszystkie te rodzaje leków maskują pewne objawy ale również nie leczą. Dla tego decydując się na ich branie powinniśmy mieć dokładną świadomość tego na co się decydujemy. O pierwszej sprawie już pisałem - maskują objawy nie leczą, co może być pomocne w pierwszym okresie, aby doprowadzić naszą psychikę do stanu pozwalającego funkcjonować i zająć się walka z nerwicą. Należy jednak pamiętać, że leki maja skutki uboczne i to czasami niebagatelne. Oprócz tego: leki doraźne najczęściej szybko uzależniają a przyzwyczajenie do nich powoduje konieczność zwiększania dawki aby uzyskać ten sam efekt; leki długodziałające zaczynają działać dopiero po 2-3 tygodniach a ich późniejsze odstawienie również wymaga czasu (nie można odstawić od razu) i nierzadko powoduje wystąpienie objawów odstawiennych; leki działają bardzo indywidualnie, więc może się zdarzyć że dopiero drugi, trzeci lek zadziała w oczekiwany sposób i okres przejściowy wydłuża się, a objawy nadal występują, czasami nawet wzmożone. I sprawa wg mnie najważniejsza - leki maskują objawy, odczuwamy ulgę uwalniając się od najgorszych objawów (zakładając że lek na nas działa), w związku z tym i tak słaba motywacja, żeby z nerwicą walczyć traci element wymuszający podjęcie działania - objawy się złagodziły uffff no to już nie musze nic robić. I tu wpadamy w pułapkę, bo nerwica dalej pozostaje nie zwalczona i odstawienie leków/przyzwyczajenie się do leku/nowa trauma wyciągnie ja z niebytu szybciej niż byśmy się spodziewali. Biorąc to wszystko pod uwagę decyzja o wzięciu leków powinna być podejmowana bardzo rozważnie i absolutnie pod kontrola lekarza psychiatry (nie internisty, nie neurologa - bo to nie ta specjalizacja). Psychiatra wie jaki lek, na jak długo, czym go w razie konieczności zastąpić itd. Nie ma co się bać wizyty u psychiatry i ulegać obiegowym opiniom. Psychiatra nie jest lekarzem który leczy wyłącznie Napoleonów mieszkających w pokojach bez klamek. Psychiatra zajmuje się depresjami, zaburzeniami lękowymi itp. Lekarze innych specjalności tej wiedzy nie mają i mogą nam bardziej zaszkodzić niż pomóc. No i doszedłem do najważniejszej sprawy - żeby wyjść z nerwicy niezbędna jest praca nad sobą, wsparcie psychoterapeuty i czas. Praca nad sobą, bo tylko my jesteśmy w stanie sobie pomóc i bez tego z nerwicy nie wyjdziemy. Psychoterapeuta jako doradca, wskazujący dobre kierunki, pomagający dojść przyczyn, pomagający znaleźć właściwe metody. Czas, bo w 5 minut nie zmienimy swoich myśli, nawyków i spojrzenia na różne sprawy. Wreszcie ważne sprawy praktyczne. Jeżeli korzystamy ze specjalistów, to zadbajmy o to żeby to byli dobrzy i sprawdzeni specjaliści. Źli mogą nam bardziej zaszkodzić niż pomóc. Psychiatra przepisujący leki i odsyłający do domu, bez sprawdzenia co tak naprawdę się dzieje, psychoterapeuta obiecujący cudowną poprawę już po pierwszej sesji a na 1000% po dziesięciu spotkaniach, to typowe przykłady koszmarnych dyletantów i absolutnie nie wskazanych specjalistów. Znajomi, rodzina i internet mogą pomóc w znalezieniu kogoś właściwego. Jeżeli szukamy terapeuty to kierunkiem terapii który najlepiej i najsprawniej daje sobie radę z nerwicą (zaburzeniami lękowymi) jest terapia poznawczo - behawioralna. Nie oznacza to że uparcie mamy szukać terapeuty z tego nurtu i jeździć do niego przez pół Polski. Wielu terapeutów stosuje metody łączone, biorąc z różnych nurtów to co najlepiej działa. Na pewno dużo ważniejsze od nurtu jest to aby to był dobry i sprawdzony terapeuta. No i na koniec - porady pana doktora kardiologa - to bardzo cenne rady, ponieważ ogólna higiena życia pomaga w wyjściu z nerwicy i łagodzeniu jej objawów. Właściwe odżywianie, sen, wypoczynek, ruch na świeżym powietrzu to są niezwykle ważne elementy i powinno się je włączać w miarę możliwości jak najszybciej do palety środków walki z nerwicą. Aczkolwiek podobnie jak suplementowanie minerałów i witamin, są to czynności wspomagające. Same w sobie z nerwicy nas nie wyciągną. Cóż mogę jeszcze dodać - są książki, są fajne strony internetowe, jest wiele interesujących wpisów na tym forum. Wiedza jest największym orężem w walce z francą. Do roboty kobieto - straciłaś 8 lat swojego życia, i nic Ci ich nie zwróci, ale możesz nie tracić już ani jednego dnia. Ja straciłem 7 i od ubiegłego roku jestem wolny od tej francy. 2 lata walczyłem, wcześniejsze 5 straciłem bezpowrotnie, popełniając masę błędów o których tutaj pisałem. To co napisałem jest wynikiem mojego doświadczenia. Przy okazji zastrzeżenie - nie uzurpuje sobie prawa do nieomylności. Piszę zdecydowanie bo ja jestem przekonany o tym co piszę, ale oczywiście mogę się mylić. Dwa słowa do innych. Panie doktorze - błędy poznawcze, zagubienie, irracjonalne lęki - na to nie pomoże dokładniejsze tłumaczenie, to wymaga pracy nad sobą i terapii. Nerwica to bardzo przykra przypadłość i niestety póki się przez to nie przejdzie, bardzo ciężko zrozumieć co się wtedy z człowiekiem dzieje. KATIA35 Nie pisz takich rzeczy, bo potem mnie ludzie pytają czy zostałem Indianinem, bo chodzę taki cały czerwony ze wstydu i zażenowany. Cieszę się że Ci się podobało, w zamian dziel się z innymi swoją wiedza i doświadczeniami - przez 7 lat nazbierałaś ich całą kupę i teraz możesz innym wskazać, które ścieżki prowadzą do Rzymu a które kończą się urwiskiem lub krokodylem. Pozdrawiam nerwowo
-
Oj o taką !!! Przepraszam bo podejrzewałem, że dałaś sie złapać na bzdury których pełno w internecie - piszą ze jak nie wiesz co Ci jest to na pewno grzybica ogólnoustrojowa i wciskają genialne metody na jej leczenie. Badanie żywej kropli krwi, biorezonans i takie różne wyciągacze pieniedzy. Przepraszam za podejrzenie! Pozdrawiam nerwowo
-
JAHCOB właściwie nie wiem od czego zacząć, wiec może być trochę nie po kolei :) Nerwica to konflikt, nerwica to dysonans, a może nawet jeszcze inaczej konflikt/dysonans to problem wewnętrzny, często nie do końca uświadomiony, a często spychany do nieświadomości, natomiast nerwica jest krzykiem naszego organizmu wołającego o pomoc i przerwanie niedopuszczalnej dla niego sytuacji. Tak jak ból palca jest krzykiem organizmu kiedy dotkniemy rozgrzany czajnik. Tylko są sygnały proste - palec czajnik i są sygnały złożone - nerwica. Każdy taki sygnał możemy potraktować jako ostrzeżenie i usunąć jego przyczynę albo starać się stłumić sygnał. Ciągnąć użyty przykład - możemy przestać dotykać gorący czajnik albo możemy spróbować uśmierzyć ból łykając silny środek przeciwbólowy. Niechcący wyszedł mi przykład na dwie rzeczy - pierwsza to pięknie uproszczony przykład, pokazujący jaki w praktyce ma sens branie leków w przypadku nerwicy, a druga to odpowiedź na Twoje pytanie. Zanim rozwinę dodam, że oczywiście z tym co napisze można dyskutować bo jest to klasyczny dylemat - co było pierwsze jajko czy kura. Ja uważam, że alkohol i narkotyki są skutkiem a nie przyczyną, czyli że problemy, konflikt będący podłożem nerwicy jest przyczyną, natomiast chęć stłumienia objawów, znieczulaczem może być alkohol, narkotyki, leki psychotropowe. Niektórzy promują tezę, że to używki degenerują psychikę i są powodem takich a nie innych zachowań czy reakcji. Ja się z tym częściowo zgadzam, bo uważam że dokładnie tak jest, tyle że to jest kolejny etap. Mówiąc krótko najpierw następuje coś co nas skłania do znieczulania się, co nie wyklucza sytuacji że znieczulanie się, szczególnie intensywne znieczulanie się prowadzi do deficytów psychicznych. Tylko że często ten pierwszy *nawrót* jest bądź niedostrzegany bądź lekceważony. Łatwo zauważyć związek - *odkąd zaczął pić dziwnie się zachowuje* i prawie nikt nie zadaje sobie pytania dlaczego zaczął pić, bo to oczywiste - każdy sobie pociąga od czasu do czasu, a niektórzy nie znają umiaru. Ja sądzę że to nie jest takie proste i oczywiste, że przyczyną picia są problemy - jakkolwiek je zdefiniujemy. Opowiadając więc ta Twoje pytanie uważam, że skupiasz się na widocznych skutkach i nie dostrzegasz przyczyn. A jedynie usunięcie przyczyn może zamknąć taki stan. Znów o czajniku - wyobraź sobie skutki dla palca wybrania drugiego sposobu, czyli trzymanie go przyciśniętego do wrzącego czajnika dzięki znieczuleniu się (sposób dowolny). Tak samo dzieje się z naszą psychiką. I to przełożenie ma też sens czasowy - szybkie oderwanie palca powoduje, że wsadzenie go pod zimna wodę szybko rozwiązuje problem, jeżeli trwało to dłużej to oparzenia III stopnia już się tak łatwo nie leczą, zimna woda to troszkę mało. Dwa słowa wyjaśnienia - konflikt/dysonans. Sądzę że jest to źródło zaburzeń nerwicowych i powstaje na styku aspiracji (naszych własnych lub wymuszonych przez innych/ogólnie przyjęte standardy itp.) możliwości fizycznych/biologicznych oraz oczekiwań społecznych lub przyjętych ról społecznych. Trywializując, a może upraszczając - chcemy być piosenkarzem/ciocia wmawia nam że mamy śliczny głos a my mamy słabe struny głosowe i po 20 minutach śpiewu chrypniemy i głos przestaje być taki niebiański/ wygraliśmy kilka szkolnych konkursów śpiewaczych i inni nas uważają za piosenkarza, w związku z tym oczekują prawdziwych występów, które trwają godzinę. Oczywiście w codziennym życiu nie chodzi o śpiewanie z bolącym gardłem, tylko o kończenie szkół które nas nie interesują, chodzenie do pracy której nie lubimy, ustępowanie znajomym mimo że sami tego nie akceptujemy - to też są uproszczenia, ale myślę że na tej bazie można zacząć audyt własnego życia. Świetną pomocą jest profesjonalny audytor czyli psychoterapeuta, tyle że dobry psychoterapeuta, bo kiepski nic nie zdziała. Ponieważ to audyt naszego życia to musimy się wysilić i musi to trwać i przede wszystkim musimy zrobić to sami - nikt za nas tego nie zrobi. A teraz o sprawach bardziej przyziemnych czyli o objawach, a właściwie przyczynach niektórych z nich. Mianowicie od tej strony nerwica to choroba napiętych mięśni (m.in. wynik chronicznego napełniania żył adrenaliną w hurtowych ilościach). Cóż to oznacza? Ano bardzo wiele. Podam kilka przykładów, resztę łatwo sobie dopasować. Zaczynając od góry (zęby są chyba wyżej niż kręgosłup) - zaciskanie zębów - odruchowe, nieświadome = bruksizm czyli zgrzytanie zębami; - napięte mięśnie karku - ty mamy całą paletę poczynając od pogorszonego krążenia zasilającego mózg, co powoduje migreny, zawroty głowy, szumy uszne a kończąc na ściśniętych kręgach szyjnych które uciskają na korzenie nerwowe powodując bóle w obrębie pasa barkowego, klatki piersiowej, drętwieniu rąk; - napięte mięśnie pleców to wyładowania międzyżebrowe, bóle pleców. Myślę że staczy. To co napisałem jest wielkim uproszczeniem, ale pokazuje kierunek myślenia i racjonalizowania nerwicy oraz jej objawów. Podejście holistyczne do organizmu, pozwala dostrzec jak czasem drobne zaburzenia w jednym miejscu skutkują nieprzyjemne efekty w innym. Dochodzą do tego inne mechanizmy funkcjonowania organizmu, np. cały zestaw reakcji organizmu na realne zagrożenie, które w przypadku napadów lękowych funkcjonują tak samo, tylko przyczyna jest mniej realna (bo to nie tygrys na nas wyskakuje tylko reagujemy np. na permanentny stres) i dla tego odbieramy te reakcje jako nieuzasadnione i dziwne. A ponieważ nieuzasadnione i dziwne, to doszukujemy się wszelkich możliwych chorób somatycznych, nie zgadzając się na to że nasz mózg może coś takiego wyprodukować.Pisałem już o tym więc zamiast powtarzania sugeruję zajrzenie do wcześniejszych postów na tym forum. Tak jak już pisałem, zgłębienie tych mechanizmów, połączenie ich z reakcjami psychicznymi pozwala zracjonalizować nasze zaburzenia nerwicowe, a to jest świetny punkt wyjścia do poradzenia sobie z nimi. Poradzenia w sensie dosłownym, czyli z konkretnymi objawami (niektórzy już tu się zatrzymują uradowani pozbyciem się uciążliwych objawów - ryzykują nawrotem nerwicy prędzej czy później) a także prawdziwego poradzenia sobie z przyczynami naszej kondycji psychicznej (idąc za ciosem można popracować nad sobą i zbudować życie wolne od wielu niepotrzebnych dysonansów - i tych prawdziwych i tych tworzonych dzięki naszym okropnym błędom poznawczym. O błędach poznawczych pisała JASMA we wcześniejszych postach). I na koniec jedna z drobnych rad praktycznych - opisywane wcześniej mechanizmy przyczyniają się (między wieloma innymi i ważniejszymi efektami) do wywalania z naszego organizmu mikroelementów, niezwykle potrzebnych do zachowania kruchej równowagi organizmu. Jednym z ważniejszych jest magnez. Przyczynia się m.in. do złagodzenia napięcia mięśniowego, którego jednym z bardziej znanych efektów są opisywane w wielu reklamach skurcze. Dla tego warto suplementować mikroelementy, bo z nerwicy nas to wprawdzie nie wyleczy i nie ma na to co liczyć, ale pomoże pozbyć się lub osłabić kilka z nieprzyjemnych objawów nerwicowych. Troszkę nie po kolei, chaotycznie i w znacznych uproszczeniach ale mam nadzieję że w sposób dający się zrozumieć i wyciągnąć wnioski zakończyłem odpowiadanie na Twoje pytania :) MAGDAACO czy mogła byś napisać w jaki sposób zdiagnozowano u Ciebie grzybicę ogólnoustrojową, bo chyba mam dla Ciebie pomocną informację. Ponieważ nie jestem pewny czy dobrze się domyślam to nie chcę *strzelać w ciemno*, bo może się mylę. Pozdrawiam nerwowo Pozdrawiam nerwowo
-
Jahcob, tak jak napisał SA5, powinieneś zgłosić się jak najszybciej do psychiatry i być pod jego stałą opieką oraz jak najszybciej zacząć psychoterapię. Jak sam piszesz stan się *pogłębia* i im dłużej będziesz czekał tym bardziej się wkręcisz w objawy. To czy to jest nerwica czy depresja nie jest istotne, prawdopodobnie lekarz Ci powie. Ważne żebyś coś z tym zaczął robić. Z tego co piszesz koncentrujesz się na alkoholu i trawie, natomiast moim zdaniem inne sprawy, o których zaledwie wspominasz są znacznie poważniejsze. Nie wiem czy trzeba Ci o tym pisać, dla tego hasłowo - nerwica czy depresja to nie choroba umysłowa, mimo to zajmuje się nimi psychiatra, bo do psychiatry nie tylko chodzą *wariaci*. Nie próbuj zaczynać od internisty czy neurologa, bo to zupełnie nie ta specjalizacja i szkoda czasu. Spróbuj trafić do kogoś dobrego i sprawdzonego. Spróbuj dowiedzieć się od krewnych/znajomych, dobrym źródłem jest też strona znanylekarz.pl ale trzeba czytać opinie i wyciągać wnioski bo sama ilość gwiazdek o niczym nie świadczy. Skoro piszesz na forum to znaczy że zależy CI na wyjściu z tego stanu, a to jest najlepszy początek - lekarz i psychoterapeuta. Pozdrawiam nerwowo
-
MARY10 :) drobne wyjaśnienia. Nie jestem z innej strefy czasowej i wiem że wygląda to na bezsenność ale tak nie jest. To nie bezsenność, ale taki układ dnia czasami, zapewniam solennie że nie mam problemu ze spaniem, choć może masz trochę racji że powinienem wcześniej lądować w łóżku. To co pisze jest napisane gniewnym tonem, bo jest reprymendą dla pewnych działań, ale jest pisane spokojnie i na luzie. Ja się nie denerwuje, bo ja mam problem ogarnięty a, nie gniewajcie się bo to nie żaden przytyk, osób na forum nie znam osobiście, więc tak na dobrą sprawę trudno mi się denerwować że stoją w miejscu albo nawet się cofają. Reprymenda jest dla postawy/zachowania a nie dla osoby z krwi i kości. Tak na marginesie to chyba ton wyraża bardziej rezygnację niż nerwowość. Natomiast nawet jeżeli, to wyjście z nerwicy nie oznacza że człowiek staje się katatonikiem, spokojniutkim mnichem buddyjskim i wypowiada się cichutko spokojnym głosem. Kto jak kto ale my nerwicowcy powinniśmy świetnie odróżniać nerwicę od nerwowości i wiedzieć że ktoś kto się łatwo denerwuje oraz ktoś kto ma objawy nerwicowe to dwie różne osoby. Na koniec najważniejsze - ja wcale nie liczę że moje posty od razu zadziałają, nie liczę nawet że moje posty w ogóle zadziałają. Wiem że gdyby nawet zawierały prawdy objawione to wychodzenie z nerwicy trwa (piszę o tym nieustannie) i musi trwać nie dzień i nie tydzień. Przesłaniem tego posta miło być nie rozżalenie na brak reakcji tylko reprymenda dla tkwienia w miejscu i nie podejmowaniu żadnych działań - swoich własny, czy inspirowanych postami, czy wynikającymi z terapii. Ponieważ lubię porównania no to porównanie na koniec. Wyobraź sobie MARY, że idziesz drogą i spotykasz osobę stojąca na poboczu i płaczącą *mam daleko do domu* i mówisz jej to wstań i idź w jego stronę. Za kilka dni idziesz tą samą drogą a ona stoi w tym miejscu i płacze ze ma daleko do domu. Ty jej na to że może niech skorzysta z roweru, albo może hulajnogą, może też spróbować kawałeczek podbiec bo będzie szybciej; a ona Ci na to wszystko pyta Cie czy jak dużo chodzisz to czy czasami boli cię lewa stopa. Mówisz jej że tak, oczywiście, każdego przy długim chodzeniu może boleć lewa stopa i prawa stopa i łydki. To ona - dalej nie ruszając z miejsca informuje Cię że w takim razie ona na wszelki wypadek weźmie środek przeciwbólowy, jak by tak miała ja ta stopa zaboleć i zaczyna się dopytywać ile wziąć ibupromu Twoim zdaniem - dalej stojąc w tym samym miejscu. Tydzień później idziesz tą drogą a osoba stoi i buczy że do domu daleko.... Ciąg dalszy sama dopisz, bo dla mnie historia zaczyna się robić nudna - a dla Ciebie? Radę o spaniu przyjmuję i postaram się dodatkowo do nie zastosować a wyciszać się nie muszę ;) cichutki jestem jak myszka ino troszkę zniechęcony i znudzony. I tylko osoby takie jak np. DAMY RADĘ, które zrobiły kawał drogi w międzyczasie w stronę *domu* utrzymują moja wiarę w ludzi. Przecież ona jeszcze niedawno była CZY DAMY RADĘ!!! I nie jest to reakcja na to jej cukrzenie w moim kierunku ;) Wszystkiego dobrego MARY Pozdrawiam północ nerwowo!!! MEGI, możemy odpowiedzieć, nie ma problemu, tak w najgorszych momentach nerwicy byłem nawet pewny że zwariuje i chodziłem po ścianach z przerażenia. Ale coś za coś, napisz mi proszę co Ci dała ta odpowiedź? Bo to szczera odpowiedź i prawdziwa, ale co ona Ci dała? Pozdrawiam
-
Gadał dziad do obrazu a obraz doń ani razu... Ja mam takie uczucie że zwariuje!!! Piszę, staram się doradzać, wyjaśniać, a potem cisza i taki post - czy ktoś ma taki objaw? W jakiej dawce bierzecie lek XXX. Po raz ostatni - jeżeli macie czarne fugi w łazience, śmierdzi grzybem a na wannie jest gruby kołnierz z brudu to pytacie się koleżanek czy tez tak mają, czy raczej łapiecie za szczotkę i staracie się doprowadzić łazienkę do porządku? Jeżeli sterta brudnych garów zalega w zlewozmywaku, to weryfikujecie który płyn do zmywania jest najlepszy i ile go lać, czy zabieracie się do zmywania z tym co jest w domu? Jeżeli pies narżnie Wam na wycieraczkę, to przykrywacie to gazetą i zastanawiacie się czy to czasem nie jest nowy gatunek karczocha, czy raczej stwierdzacie że psie gówno trzeba jak najszybciej osunąć bo albo ktoś wlezie albo będzie jechało w całym domu!!! Jak macie nerwicę, to pociesza Was że inni ją tez mają? Czy mało jeszcze potwierdzeń ze dolegliwości kreowane przez nerwicę mogą być najróżniejsze i z dużą dozą prawdopodobieństwa ktoś już takie miał? Czego Wam jeszcze trzeba, żeby się pozbyć tego gówna które zasmradza Wam całe życie? Oczywiście można wierzyć że gówno któregoś dnia wstanie, powie do widzenia i odejdzie wesoło pogwizdując. Jeżeli tak się stanie to zaręczam że na 100% zwariowaliście. W każdym innym przypadku trzeba je samemu usunąć, bo do waszej wycieraczki, czyli do waszej psychiki nikt inny nie ma dostępu więc gówna za Was nie wyniesie. Oczywiście można stwierdzić że się nie da, że nie mamy siły i zostawić i gówno i brud w wannie i nie pozmywane naczynia i nauczyć się żyć w takim chlewie. Wystarczająco jasne i proste? Obraźliwe? No i dobrze, bo takie miało być. Dla niechętnych wysiłkowi, dołączam gotowy tekst pozwalający dalej oszukiwać siebie: ha ha ha, bardzo śmieszne. Ławo się mówi ale trudniej zrobić. Mądrzyć to się można, ale nie w tak ciężkim stanie jak mój. Cham, mądrala i do tego wulgarny. Co on tam wie! Taki jestem, ale ruszyłem 4 litery i nerwicę mam z głowy, po 7 latach męczarni, zwątpienia i takich biadoleń. Nerwica albo zdrowie, wybór zależy od CIEBIE. I tylko od ciebie!!! No to już wiecie dlaczego mam uczucie że zwariuje i dla czego coraz rzadziej piszę na tym forum. W pierwszym poście wiele, wiele stron temu napisałem wściekły, że to forum ma tytuł Nerwica - JAK Z NIĄ WALCZYĆ. Teraz wiele wiele stron i czasu dalej powtarzam to raz jeszcze - JAK Z NIĄ WALCZYĆ!!! Tytułu się nie zmieni, można założyć nowy wątek, a oto kilka propozycji tytułów: Pobiadolmy nad naszą nerwicą. Czy jadłeś już te proszki Mój objaw jest fajniejszy Moje nieszczęście jest większe. Jak bronić się przed walką z nerwicą, czyli wymiana usprawiedliwień i wykrętów. Oszukuje sam siebie i udaje że w ogóle tego nie widzę - a WY? Jak będziecie potrzebować dobrego tytułu lub hasła, to dajcie znać, chętnie coś jeszcze wymyślę, ale nie obiecuję że przeczytam prośbę. Pozdrawiam nerwowo
-
Tak jak napisała JASMA coraz rzadziej tu zaglądam, z jednej strony posty powtarzają się - inne szczegóły historii ale trzon ten sam i wydaje mi się, że możne warto poczytać starsze posty, może nie wszystkie, ale warto. Warto dla tego, żeby nie zmuszać nas do powtarzania po raz kolejny tych samych informacji. Ja trafiając na to forum tak zrobiłem, oczywiście nie cofałem się do początku i nie przeczytałem kilku tysięcy stron, ale przejrzałem sporo. Z drugiej strony męczy mnie jedna ze spraw, które zaraz opiszę bo myślę, że są powodem trwania w nerwicy. Nie powodem samej nerwicy ale powodem trwania w niej. Ale po kolei... Najpierw jedna informacja, do której skłonił mnie post JASMY. Początki nerwicy. Dość trudno stwierdzić, przynajmniej na początku wychodzenia, co było początkiem samej nerwicy. Myślę, że nie ma nawet takiej szansy. Z tego co obserwowałem u siebie i innych wynika dla mnie bardzo jasno, że źródła nerwicy (nie powody, o powodach niedawno pisałem - hasłowo dysonans, konflikt wewnętrzny) są jak źródła rzeki - wiele małych strumyczków spływa do wspólnych koryt, te łączą się w kolejne i powstaje rzeka - nerwica. Strumyczki mogą być wartkie i wyraźne, ale możne to być także woda deszczowa ściekająca z gór i wbrew pozorom ona możne zasilać rzekę w dużo większym stopniu niż wartkie strumienie. Dla tego moment przekształcenia tych drobnych i większych powodów, powodzików, traum i wydarzeń w nerwicę jest niezwykle trudny do uchwycenia i nie istotny, bo to nie ten moment jest istotny, tylko to z czego się składa rzeka. Pozostając przy wodnych porównaniach, w pewnym momencie pojawia się kropla, która przelewa czarę. Następuje spust, czyli moment w którym pojawiają się pierwszy raz objawy, a potem kolejne spusty, już łatwiejsze, bo ten pierwszy toruje im drogę. Porównanie do kropli jest ze wszech miar usprawiedliwione, ponieważ najczęściej powód spustu jest błahy, maleńki i nieistotny. Doszukiwanie się go i próba odpowiedzi na pytanie co było przyczyną, jest fałszywą drogą. Przede wszystkim dla tego, że nie on jest powodem nerwicy i znalezienie go w niczym nie pomoże, po drugie trzeba pewnego doświadczenia żeby dostrzegać powody kolejnych spustów. Warto je zdobyć, bo jest to ważny element panowania nad nerwicą. Każdy spust ma jakieś powody, dostrzeganie ich pozwala zracjonalizować pojawienie się kolejnego ataku i złagodzić przerażenie, że znów się coś dzieje bez przyczyny. Dla bardzo ogólnego przykładu, takim wyzwalaczem spustu może być np. czekająca nas wizyta u lekarza, niekoniecznie wiążąca się z jakąś straszną diagnozą ale sam fakt. Jakie są konsekwencje takiego stanu rzeczy? Ano bardzo oczywiste - pojawia się jeden z nieprzyjemnych ataków nerwicy, rozglądamy się wokół i staramy się znaleźć coś adekwatnie ważnego do rozmiarów ataku (typowy objaw, atak paniki zakończony przekonaniem o zawale - co będzie odpowiednio ważnym powodem? Śmierć bliskiego, zwolnienie z pracy, kradzież całego majątku?) nie dostrzegamy niczego co *usprawiedliwiało* by taki atak nerwicy i w związku z tym przestajemy wierzyć, że powodem jest nerwica - to po prostu nie możliwe!!! - idąc za ciosem dochodzimy do wniosku, że powodem musi być bezwzględnie jakaś groźna choroba. To co, że nasze wyniki tego nie potwierdzają - łatwo to wyjaśnić: zła diagnoza, lekarz się pomylił, przeoczył coś itp. ciągle się o tym słyszy. A kto słyszał żeby bez powodu pojawiły się tak wyraźne i silne objawy? Że nasz mózg je wyprodukował? Nasz racjonalny mózg nad którym panujemy (bo przecież nie odwrotnie - on nad nami). I tu leży pies pogrzebany, cały ten ciąg myślowy, z pozoru bardzo logiczny jest oparty na samych fałszywych przesłankach. Od końca - nie panujemy nad naszym umysłem, choćby dla tego że jego działania w dużej części nie zależą od naszej woli (bicie serca, wydzielanie soków żołądkowych, ale również hormonów, reakcje odruchowe itd. itp.) nasz rozum nie jest racjonalny (tu przykładów można by wpisać miliony - np. wlewanie dobrowolne trucizny jaką jest alkohol do organizmu, wciąganie ustami dawek śmiertelnie trującej nikotyny, chodzenie w bardzo nienaturalnej pozycji, w której 12 cm. patyczki podpierają nasze pięty - które zwierze robi tak głupie rzeczy). Powód naszych ataków jest i to bardzo namacalny - organizm nam sygnalizuje, że znalazł się w nieakceptowalnej sytuacji. Przyczyna wystąpienia ataku także jest, tylko niepotrzebnie szukamy ogromnej, bo to kropla przelała czarę, czarę która gromadziła się powoli i systematycznie a moment przelania jest niemalże przypadkowy, drobny i niezauważalny niewprawnym okiem. Druga rzecz to obawa przyznania się, że jest lepiej. Do tego co na[pisała JASMA dodał bym taki drobiazg kulturowy jak tabu językowe. Najbardziej znany i powszechny przejaw to *nie powiem bo zapeszę* i cały wachlarz z tym związany od głośnego *nie dziękuj bo się nie uda* do cichutkiego trzymania kciuków - bo wypowiedziane głośno zapeszy. Wiąże się to pewnie z całą masą innych typowych zachowań zwierzątka zwanego człowiekiem jak np. dużo większa waga i silniejsza pamięć zdarzeń negatywnych niż pozytywnych. Chyba doszedłem do momentu o który wspomniałem wyżej. Coś co mnie męczy, może dla tego że udało mi się przełamać to w pewnym momencie i jest to dla mnie tak oczywiste, że niezauważanie tego przez innych drażni, choć nie powinno, bo sam długo ulegałem takiemu myśleniu. Chodzi o *radosne* potwierdzanie wytkniętych błędów w myśleniu, czy jak pisze JASMA błędów poznawczych. KASMER nie gniewaj się, bo to nie krytyka, ale Twój post jest doskonałym przykładem - zobacz wymieniasz podane przez JASMĘ błędy poznawcze a potem następuje *ha ha ha (*radosne*) skąd ja to znam (*potwierdzenie*). To jest właśnie to, co określiłem powodem trwania w nerwicy. Racjonalnym zachowaniem powinna być usilna próba zmiany, zniwelowania takiego błędnego myślenia i skupienie nad tym żeby i jak to zrobić. Tym czasem cieszymy się jak dzieci że dotarliśmy do potwierdzenia tego jak się zachowujemy. Pierwsza reakcja jest trudniejsza do przeprowadzenia ale na pierwszy rzut oka widać, że niesie za sobą działanie, które może przynieść pozytywne rezultaty. Druga jest prościutka do przeprowadzenia ale nie wnosi absolutnie nic. Jeżeli dostrzeżemy to i weźmiemy do serca/pod rozwagę/na logikę/potraktujemy racjonalnie to mamy gigantyczny drogowskaz, na którym napisano wielkimi wołami *do wyjścia z nerwicy*. I tu doszedłem do sedna: JEŻELI DOSTRZEŻEMY. Tylko dla czego tak trudno to dostrzec? Na koniec coś, co się dla mnie wiąże z powyższym wywodem, ale także z opisywanym w postach zamykaniem się w sobie, izolowaniem, zrywaniem kontaktów, zamykaniem w domu itd. itp. Moim zdaniem jest to przejaw podejścia, niestety coraz częstszego, polegającego na unikaniu, próbie omijania, *niedostrzeganiu*, ukrywaniu się przed problemami; zamiast wyjść im na przeciw i stawić im czoło. Jest to pozornie podejście łatwiejsze, pozornie bo nie dostrzegamy konsekwencji oraz nie dopuszczamy myśli o tym, że to nic nie da, że niezałatwiony problem do nas kiedyś wróci, może nie wprost. Że w ten sposób nie uczymy się rozwiązywać problemów. Łatwiej się schować, ominąć niż przeciwstawić rozwiązać, podjąć działanie. Dlaczego tak się dzieje? Długo by pisać, ale myślę że z ręką na sercu przyznacie mi rację. Nauczenie się uczciwości wobec siebie, nie oszukiwania siebie ma ty ogromne zastosowanie, a przy okazji jest niezwykle przydatne w wychodzeniu z nerwicy. Taka postawa bardzo utrudnia wychodzenie z nerwicy bo to jest właśnie sytuacja w której nie da się zastosować techniki ucieczki, uniku. Dla niektórych jest to pierwsza sytuacja w życiu, kiedy muszą stanąć i podjąć rękawicę. Tzn muszą, jeżeli chcą się pozbyć francy. Jeżeli tego nie zrobią to mogą długo i namiętnie szukać pozornych i łatwych rozwiązań. Tyle że nie będzie efektów, a frustracja i stan będą się tylko pogłębiać i będzie coraz trudniej. Co ważne i dla wielu także po raz pierwszy w życiu występujące, tym razem nie da się realizacji tego zadania zrzucić na innych - rodziców, przyjaciół, małżonków itp. Trzeba samemu wziąć byka za rogi, inni mogą co najwyżej troszeczkę pomóc oraz kibicować. I to jest prawdziwa dorosłość, którą się osiąga bez względu na wiek. Może to nastąpić w wieku 12 lat ale równie dobrze dopiero w wieku 55 lat. Jedyny pech, o którym można mówić w przypadku nerwicy, to ten, że innym może się teoretycznie udać takie unikanie przez całe życie. Nerwica wymusza takie zachowanie albo lata cierpień i już na 100% nie można się z tego wykręcić. Inne myślenie jest kontynuacjąą oszukiwania samego siebie. Ciekaw jestem czy komukolwiek będzie się chciało przeczytać to co wysmarowałem w całości :). Oczywiście jeszcze gardzie jestem ciekaw kto z tego wyciągnie wnioski i podejmie działania... Pozdrawiam nerwowo
-
Kochani, z tego co piszecie wygląda na nerwicę, aczkolwiek zawsze warto sprawdzić podstawowe sprawy *somatyczne* żeby nie przegapić czegoś zwalając na nerwicę. Trzeba tylko pamiętać o ważnej zasadzie - badania robimy podstawowe i jeżeli wszystko wychodzi poprawnie nie drążymy dalej bo w nerwicy bardzo łatwo wpaść w błędne koło, które bardzo ładnie opisał Iselor - a jak się pomylili - i tak można wtedy w nieskończoność. Myślę że lista badań to te które zrobił Iselor, może w Twoim przypadku sprawdził bym jeszcze żołądek, bo czasami daje objawy podobne do zawałowych, szczególnie jeżeli ewentualny wrzód jest gdzieś wysoko, ale myślę że i tu wynik będzie prawidłowy. Jesteś na dobrej drodze i sądzę że powinieneś poczekać na wyniki oraz na psychoterapię. Trochę szkoda że psychiatra zapisał Ci leki, bo wygląda na to że całkiem dobrze radziłeś sobie z problemami. Leki są tylko parawanem za którym chowa się, nerwica one nie lecza one tylko maskują objawy, także bez psychoterapii i pracy nad sobą raczej efektów nie będzie. Tak jak tu już wielokrotnie zostało to napisane, najlepszy na nerwicę jest psychoterapeuta z nurtu poznawczo behawioralnego, więc jak masz wybór to poszukaj takiego, ale ważne jest żeby zacząć terapię. Oczywiście ważne jest również żeby to był terapeuta z prawdziwego zdarzenia a nie wyciągacz pieniędzy. Weryfikacja to opinie o terapeucie np. na znanylekarz.pl ew. znajomi i rodzina ale także podejście. Jeżeli wyznaczy serię 10 spotkań i stwierdzi że to powinno wystarczyć to można z dużą dozą pewności stwierdzić że nic z tego nie będzie. Oczywiście możecie też wrzucić pytanie na to forum z podanie miasta, może akurat ktoś zna sprawdzonego terapeutę. MAGDAACO dodam że nerwica powoduje skupienie na sobie, nie tylko na myślach odczuciach ale także na samym organizmie. Dzięki temu dość często objawy, których normalnie nie zauważamy albo ignorujemy urastaja do poważnych ucisków bóli itp. Oboje musicie mieć świadomość (wiedza to potężny oręż przeciwko francy -pieszczotliwa nazwa tej k....y co nas dręczy używana na tym forum) że jednym z wielu efektów problemów nerwicowych, przyczyniającym się do powstawania odczuć bólowych (tak piszę żeby wyraźnie odróżnić je od prawdziwego bólu wywołanego chorobą somatyczną - choć ten ból jest również jak najbardziej prawdziwy) jest nieświadome napinanie różnych grup mięśni. Takie napinanie powoduje już czysto fizjologiczne efekty. dla przykładu napinanie mięśni karku utrudnia dopływ krwi do mózgu co wywołuje zawroty głowy, bóle głowy, uczucie rozpierania odbierane często jako wysokie ciśnienie - które po zmierzeniu okazuje się normalne. Napinanie mięśni pleców może spowodować drętwienie rąk, nerwobóle międzyżebrowe itp. Powód jest prosty, napięte mięśnie powodują sytuacje zbliżoną do sytuacji jakie pojawiają się przy drobnych zwyrodnieniach kręgosłupa, czyli ucisk kręgów na korzenie nerwowe. W zależności od tego jakie są to korzenie, od których nerwów, możne to wywoływać właśnie odczucia bólowe w różnych partiach barków i klatki piersiowej. Głowa do góry - z nerwicy się wychodzi. Trzeba tylko przesunąć własna uwagę z wpatrywania się w siebie na pracę nad sobą z terapeutą i wszystko będzie dobrze. Od nerwicy się nie umiera, od nerwicy nie popada się w choroby psychiczne. Z nerwicą ma się życie mniej lub bardziej do d... więc warto to zmienić i to jak najszybciej, żeby nie zdążyła zapuścić korzeni. ANABEL nie ma za co, pod warunkiem że coś z tym zrobisz oprócz przeczytania :) Pozdrawiam nerwowo
-
Z PTS - pomyliłem się
-
Tak sobie pomyślałem że taka wstępna kosultacja mailowa z PTA może pomóc Ci w rozmowie z rodzicami
-
ANABEL123 myślę że jednak powinnaś pomyśleć o terapii. Spróbuj się może przełamać, to są Twoi rodzice i na pewno będą chcieli Ci pomóc. Tak by było najprościej. Sądzę że wystarczy jak im powiesz ogólnie że masz taki problem i że na wszelki wypadek chciała byś porozmawiać o tym z psychologiem. Nie znam ich ale wierze że zrozumieją i pomogą. Jeżeli chodzi o nerwicę natręctw ie mam żadnego doświadczenia i dla tego nic nie jestem w stanie poradzić, poza tym rozumiem że nerwica natręctw to jest Twoja diagnoza na podstawie internetu i może się okazać błędna. Dla tego potrzebny jest tutaj fachowiec. Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden sposób. Jest grupa psychologów prowadzących terapie on-line. Wiem że to troszkę dziwnie brzmi w związku ze wcześniejszym postem o hipnoterapii, ale to są normalni terapeuci, a wizyta w realu czy kontakt np. przez Skypa czy GG nie powinien stanowić różnicy. Znalazłem taką terapeutkę, mająca niezłe opinie http://www.psychologiczny.com.pl/psycholog-online ewentualnie jest też gabinet w Rzeszowie, ale o nich nie znalazłem żadnych opinii. W przypadku terapii on-line nie ma chyba znaczenia skąd jest taki terapeuta. Jest także poradnia mailowa, prowadzona przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne http://www.psychologia.edu.pl/poradnia.html. Z tego co wiem ani również, oprócz odpowiedzi na zgłoszony problem, są w stanie doradzić co dalej - czyli jak i u kogo kontynuować terapię. Obie formy są niestety płatne, ale ta druga kosztuje 40 zł więc możne warto w ten sposób a zarazem anonimowo uzyskać pomoc od fachowca. Sądzę że taka fachowa pomoc jest bez porównania lepsza i skuteczniejsza nisz szukanie pomocy na forach, chociaż namawiam Cię na rozmowę z rodzicami - zrzucisz ciężar z siebie i przy okazji nie będziesz juzz problemem sama. Pozdrawiam nerwowo
-
ANABEL123 myślę że tutaj jedynym wyjściem jest jak najszybsza psychoterapia. Nie trzeba się bać tego słowa, nie trzeba bać się samej terapii, warto by tylko było zadbać o dobrego terapeutę. Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, to napisz z jakiego jesteś rejonu Polski to może ktoś z nas będzie w stanie podpowiedzieć Ci sprawdzonego terapeutę. Doradzanie tutaj czegokolwiek, nie znając szczegółów mogło by być ryzykowne, dla tego doradzam terapeutę. Podejrzewam że musiała byś w załatwianie terapeuty włączyć rodziców, ale sądzę że nie powinnaś się wahać, tym bardziej że jak piszesz przeszkadza CI to w nauce do matury i właśnie o tych problemach i konieczności skonsultowania z psychologiem możesz im powiedzieć. Nie znam Twoich relacji z rodzicami, ale sądzę że wiesz doskonale jak to z nimi załatwić. Pozdrawiam nerwowo
-
EMI16, być może nie czytałaś moich wcześniejszych postów więc uprzedzam, że ja pisze otwarcie i prosto z mostu. Nie chodzi mi o to żeby kogoś obrazić albo urazić, ale szkoda czasu na owijanie w bawełnę i wersal. Dla ułatwienia będę pisał o nas nerwicowcach - pacjent. Z tego co napisałaś: Przechodziłam przez te wszystkie terapie z psychologa I itp . Wszystko kończyło się tym ze musze brać leki... zdecydowałam się pójść na hipnoterapie , po 3 sesjach wróciłam do normalnie go stanu... Po zakończeniu leczenia ,przeszłam kilka warsztatów po których mogę pomagać innym. Wcześniej pisałaś, że trwało to rok czasu. Ponieważ z nerwicą i wychodzeniem z niej mam odczynienia od co najmniej kilku lat, wyszedłem z niej i dla tego,że wydaje mi się że coś na ten temat wiem, to musze stanowczo powiedzieć, że to co piszesz, mówiąc krótko, kupy się nie trzyma. Jeżeli nerwica trwała u ciebie rok to jakim cudem zdążyłaś przejść *te wszystkie terapie*? Jedna rozsądnie prowadzona psychoterapia (nie odnoszę się tutaj do skuteczności a do samych założeń) trwa kilka ładnych miesięcy, czasami rok a zdarza się i dłużej, dla tego w ciągu roku trudno mówić o przejściu przez kilka terapii, chyba że są to metody polegające na wyciąganiu pieniędzy od pacjenta i nic więcej. Samych kierunków psychoterapii, bazujących na różnych założeniach, jest co najmniej kilka. Kolejna sprawa, to to co pisała Jasma - psychoterapia nie kończy się braniem leków, bo leki przepisuje głupi internista 9głupi bo to nie jego specjalizacja) albo psychiatra a nie psychoterapeuta. Kolejna sprawa to sama metoda - hipnoterapia jest metoda dość kontrowersyjną, ponieważ należy do grupy technik w których terapeuta wywiera wpływ na pacjenta, czyli jest techniką manipulacyjną. Oczywiście nie chodzi mi o wprowadzanie w trans i wmawianie jakichś poleceń, bo wiem że to nie jest hipnoza sceniczna albo fragment filmu, ale w tej technice pacjent podąża za instrukcjami hipnoterapeuty, czyli innymi słowy jest poddawany manipulacji. Technika zakłada poznanie problemu pacjenta, ustalenie wpływu tego problemu na jego życie oraz ustalenie celów do osiągnięcia. Z tego co wiem odbywa się to w trakcie jednej sesji, kolejne to podążanie za instrukcjami hipnoterapeuty. Jeżeli ktokolwiek zetknął się z jakąkolwiek próbą terapii lub autoterapii, zdaje sobie doskonale sprawę że nazwane tu tak lakonicznie poznanie problemu pacjenta w zestawieniu z jedna sesją śmierdzi na 100 km hochsztaplerstwem. Oczywiście jeżeli problemem jest np. lęk wysokości i uznamy że takie zdefiniowanie problemu wystarczy to OK. Natomiast w nerwicy lękowej to bardzo rzadko bywa tak banalnie proste - jedno hasło i jesteśmy w domu. Nierzadko wygrzebanie spod grubej warstwy kompleksów, lęków i latami udoskonalanych technik unikania/omijania problemu prawdziwej przyczyny trwa niezwykle długo i dotarcie do sedna bywa przełomowym momentem całej terapii. Dość rzadko pacjent zdaje sobie sprawę z prawdziwych przyczyn jego problemu już na wstępie. Tak na marginesie mówienie o *grzebaniu się w przeszłości* w kontekście terapii jest bardzo dużym uproszczeniem. Oczywiście dotarcie do sedna problemu, do jego prawdziwych korzeni wymaga odrzucenia ton masek i póz przybranych aby funkcjonować mimo problemu i czasem aby to się udało trzeba dotrzeć do czasów kiedy ta warstwa mułu jeszcze nie narosła, ale nie chodzi tu o grzebaniu się w przeszłości. Dodatkowo, a może przede wszystkim nerwica jest wynikiem konfliktu wewnętrznego (nie będę precyzował bo już o tym pisałem, dla chętnych mogę powtórzyć w osobnym poście) ten konflikt skądś się bierze i może być to np. traumatyczne przeżycie - trudno sobie s tym poradzić nie cofając się do tego momentu. Nie wspomnę już o tym że są nurty terapeutyczne takie jak poznawczo - behawioralny (niezwykle skuteczny w przypadku nerwicy) czy ericksonowski, które w ogóle nie zakładają *grzebania się w przeszłości*. Kolejna kontrowersję budzi czas terapii. Trzy sesje sugerują wyrwanie chwastu bez korzeni. Usuwamy objawy. OK ale jeżeli korzenie zostają to chwast odrośnie prędzej czy później czyli problem jest schowany a nie rozwiązany. Ew. nauczyliśmy (nie wiem czy to dobre słowo w tym kontekście) żyć z problemem a nie go rozwiązać. Na koniec, to co budzi wręcz moje przerażenie i skłania do uznania Cię za osobę albo bardzo nieodpowiedzialną, albo wyrachowanie okrutną. Po kilku warsztatach chcesz dobierać się do psychiki ludzi, którzy są na granicy wytrzymałości a nierzadko są tak zapętleni, że trzeba bardzo dużo doświadczenia, żeby nie zaszkodzić komuś, lub potrafić wybrnąć z trudnych momentów. Wybacz, ale zabrzmiało mi to w ten sposób: przeszłam kilka warsztatów po których mogę pomagać innym - skontaktujcie się ze mną bo nie mam na kim potestować moich nowych umiejętności. Króliki doświadczalne mile widziane. To jest koszmar!!! Ludzie z nerwicą są gotowi nierzadko na pakt z diabłem, żeby pozbyć się objawów rujnujących im życie. Są więc bardzo łatwym obiektem. Ciekaw jestem co zrobisz w trakcie takiej Skypowej sesji, jeżeli kogoś doprowadzisz do ataku silnej paniki, albo zacznie mieć myśli samobójcze? Bierzesz to w ogóle pod uwagę, czy nauczyłaś się kilu sztuczek i teraz chcesz je wypróbować, najlepiej przez internet bo wtedy nie poniesiesz ew. konsekwencji? Jak ktoś zacznie *iść* w niepożądaną stronę to przerwiesz połączenie i z głowy? A kolejną osobę przywitasz na nowym fikcyjnym profilu? To nie jest zabawa, to nie są zabawki, to nie jest sweterek na drutach, który można spruć i próbować raz jeszcze. Internet nie jest tak anonimowy jak Ci się wydaje, jeżeli zrobisz komuś krzywdę to można ustalić kto jest sprawcą. Poza tym pozostaje jeszcze sumienie i poczucie odpowiedzialności. Ten post nie miał na celu obrażania kogokolwiek, ale uświadomienie że taka zabawa w terapeutę to bardzo duża odpowiedzialność. Oczywiście możesz być odmiennego zdania, możesz się czuć obrażona, możesz to potraktować jako czarna niewdzięczność wobec osoby, która chciała pomóc a tu ludzie nie dają i jeszcze jakieś uwagi. Ale tak jak Ty masz prawo wierzyć w tę metodę i chcieć ją rozpowszechniać, tak ja ma prawo ostrzegać ludzi przed tym, co wydaje mi się bardzo wątpliwe i niebezpieczne. Wyboru dokona każdy sam. Na koniec jeszcze jedna uwaga - napisałaś, że wróciłaś do normalnego stanu. Czy mogła byś napisać kiedy to nastąpiło i jak długo utrzymuje się ten normalny stan? Pozdrawiam nerwowo
-
Cześć dziewczyny, Właśnie do mnie dotarło po raz kolejny że jakoś mało samców na tym forum. Kilku zaglądało ale ostatnio posucha. Czyżbym był jedynym który przeszedł romans z francą? No chyba ze prawdziwi twardziele nie wchodzą na fora ;) Pewnie wchodzą i czytają ale nie piszą. OK nie mój problem. DAM RADĘ z tym pytaniem o zawał (tak przy okazji to chyba telepatia, bo dopiero wlazłem na forum - wiesz o co chodzi). Odpowiedź wydaje się prosta. Jednym z elementów nerwicy są objawy, znamy je wszyscy. Oczywiście bardzo chcemy dowiedzieć się jaka to choroba nas dopadła, bo kto o zdrowych zmysłach uwierzy, ze to wszystko wytwory naszej kochanej racjonalnej głowy? Żeby ktoś tego na poważnie nie wziął!!! Oczywiście zanim w końcu pogodzimy się że to nerwica staramy się znaleźć tą *właściwą* chorobę. Jest to to rodzaj projekcji, więc szukamy w znanych zasobach. Możliwości są trzy - mamy lub mięliśmy w otoczeniu kogoś bardzo chorego i od niego *pożyczamy* chorobę, szukamy wśród chorób powszechnie znanych, grzebiemy po internecie lub książkach i dopasowujemy objawy. Zawał a raczej choroba wieńcowa to dość powszechna choroba, każdy o niej coś słyszał, myślę że także zajmuje jedno z czołowych miejsc w powszechnym rankingu chorób groźnych. Przeciętny człowiek zapytany o zagrażająca życiu chorobę wymieni zawał na jednym z pierwszych miejsc. Ciekawe że choroba wieńcowa, której efektem jest zawał nie budzi takich lęków - magia słowa. Zawał ma jeszcze dodatkowe atrybuty, z których franca skwapliwie korzysta. Teoretycznie może dopaść każdego i w każdym momencie - takie jest powszechne mniemanie (nieprawdziwe) no i *pasuje* do objawów - tzn. nie pasuje do objawów klinicznych ale pasuje do tego jak sobie wyobrażamy objawy na podstawie książek i filmów. Pytam Was jakie są podstawowe objawy zawału? Założę się, że znaczący procent, bliski 100 (kardiolodzy i ich rodziny nie mogą brać udziału w konkursie - regulamin pkt 7 ust. 2) odpowie silny ból w klatce piersiowej i narastający lęk. Pasuje? No jasne. Atak paniki to nic innego jak narastający lęk, dołączają się jeszcze kołatania - tego nie wiemy ale pasuje do wyobrażenia. A bóle w klatce? Klasyka. Przy nerwicy bóle w klatce piersiowej to nieomal nieodzowny element - poczynając od nerwobóli, które mogą się umiejscowić wszędzie, poprzez bóle od kręgosłupa, bo spięte mięśnie pleców znakomicie się do tego przyczyniają, kończąc na bólach międzyżebrowych, które są także pochodzenia odkręgosłupowego, lub są nerwobólami, a ponieważ maja charakter zgodny z przebiegiem nerwów czyli opasujący no to oczywiście pasują jak ulał do wyobrażenia o zawale. No to jak już postraszyłem to teraz troszeczkę wiedzoterapii. Zawał jest najczęściej wynikiem zaawansowanej miażdżycy naczyń wieńcowych, czyli większości z Was nie grozi w obecnej chwili. Jeżeli macie cholesterol w normie i nie macie potwierdzonej miażdżycy to zawał jest teorią. Kolejna sprawa to objawy. Słynny ból w klatce piersiowej musi występować w dużym obszarze klatki piersiowej, długo i narastająco - często promieniuje. Tak jak pisała DAM RADĘ najlepszą diagnozą czy ból jest zawałowy jest sprawdzenie dwóch rzeczy - ból narasta przy najmniejszym wysiłku (zrobienie kilku kroków wystarczy, nie trzeba robić ciężkich ćwiczeń) i nie przechodzi mimo odpoczynku. To co ważne to zawał bardzo rzadko pojawia się bez wcześniejszych bóli wieńcowych, bardzo często ból jest tak silny że chory traci przytomność. Mam nadzieję, że u części z Was zawał mamy z głowy, a pozostali szybko do tego dojdą :) Co do pozostałych kwestii, to znów mamy kilka przypadków nie rozwiązanych problemów z przeszłości z którymi nic się nie robi, a można by spróbować poradzić się dobrego terapeuty... No i niestety jedna z moich faworytek do nagrody pierwszej jakości nawozu do hodowli francy królewskiej - samoocena!!! Troszkę jestem zmęczony więc wybaczcie mi sarkazm i skrótowość - lusterko to się wiesza w łazience, przedpokoju! Oczy bliźnich nie nadają się do tego celu!!! Sami znamy najlepiej swoja wartość i nie musimy dokładać wszelkich starań żeby przeglądając się w oczach naszego otoczenia zawsze błyszczeć i budzić ich podziw i aprobatę. Jeżeli stara jędza w szkole ma kompleksy i chłop nią poniewiera co wieczór, to niech się lepiej upije a nie pastwi się nad małymi dziewczynkami bo mają wystające brzuszki. A kto powiedział że mają nie mieć? Kiedyś przeczytałem że nerwica jest to cena jaka płacimy za wyobraźnię. Potem sam od siebie dodałem że i za wrażliwość. Teraz wiem że nerwica to jest cena którą płacimy przede wszystkim za konflikty wewnętrzne. Problem polega na tym że obecne czasy są małym koszmarnym trollem pod tym względem. W dużym uproszczeniu mamy trzy sfery w których działamy - nasze możliwości psychofizyczne czyli biologia, oczekiwania społeczne związane z rolą społeczną jaką pełnimy oraz przeżycia. Na styku tych obszarów może tworzyć się konflikt, który przeradza się z czasem w nerwicę. To co napisałem o naszych czasach powoduje kilka rzeczy, znów w dużym skrócie - zapominamy o naszej biologii i często czujemy się nią ograniczeni i walczymy z tym - co jest bzdurą bo robimy rzeczy wbrew naszym możliwościom i zdolnościom. Chodzi tu zarówno o tak prozaiczne rzeczy jak picie napojów energetycznych zamiast się wyspać jak i takie jak operacje plastyczne super diety i inne bzdury. Taka głupota wynika bardzo często z oczekiwań społecznych ukształtowanych przez promowane usilnie dziwaczne wzorce, które nie są naszymi wzorcami ale ponieważ trąbią o nich media - prasa kino telewizja, uznajemy że są one wyznacznikiem wszystkiego i jesteśmy przekonani że takie są oczekiwania społeczne również wobec nas. To z kolei prowadzi do tego, że przeżycia traumatyczne coraz rzadziej wynikają z prawdziwych tragedii a coraz częściej z wpływu otaczającego świata (np. jako dziecko słyszymy że mamy wystający brzuszek). W ten sposób obiektywne czynniki przekształcają się w okropne błędne koło, gdzie konflikt generowany jest nieustająco przez wpływ kolejnych czynników na inne. Tylko że ten wpływ jest sztucznie generowany przez media, marketing i chore wartości dochodzące do głosu. Jak inaczej nazwać *kult* zasuszonych szkieletów o inteligencji Joli Rutowicz, ubranych w markowe ciuchy kosztujące fortunę a warte tyle co nic (takie np. trampki warte ze 30 zł które po naszyciu kółeczka z gwiazdką zaczynają kosztować 10x tyle). Można by tak w nieskończoności i pewnie zgodzicie się w duchu że ulegamy temu, bo chcemy błyszczeć w oczach bliźnich, usprawiedliwiając się stwierdzeniem że chcemy być akceptowani przez otoczenie. Boimy się samodzielnych wyborów, więc na wszelki wypadek czerpiemy z wciskanych nam wokół wzorców, będących wymysłem marketingu - trzeba generować zyski - i dzięki temu sami nakręcamy spiralę. Efektem są frustracje, samotność, brak oparcia o stałe ramy, przemęczenie, faszerowanie się *zdrową żywnością*. A wszystko nie ze zdrowego rozsądku tylko aby sprostać wyznaczonym nam wzorom. Koszmar. Nie wiem czy nie popadłem w bełkot bo staram się ująć to jak najkrócej, więc możne brzmi to troszkę moherowo, ale nie o moher tu chodzi ale o autentyczność, o wartości na które trzeba zapracować wysiłkiem a nie głupotą o uczciwość wobec siebie i wreszcie o dostrzeganie własnych potrzeb. Ale się rozfilozofowałem ;) może kiedyś zechce mi się to bardzie zebrać uładzić i przedstawić jakoś spójniej. Pozdrawiam nerwowo
-
To nie jest takie proste odpowiedzieć jak, bo każdy jest troszkę inny i na każdego co innego działa. Oczywiście ogólne rady są podobne i padały tu już wielokrotnie. Myślę że ważne jest podejście do nerwicy i do sposobu wychodzenia z niej. To co tak często powtarzam, trzeba zaakceptować fakt że mamy nerwicę oraz podjąć decyzję że musimy z niej wyjść. Tak jak wymieniliśmy się ostatnio z JASMĄ uwagami, oczywiście nie chodzi o to żeby pogodzić się z tym że mamy nerwicę i dać sobie spokój z jakimikolwiek działaniami, ale o stwierdzenie tak mam nerwicę, nic innego tylko nerwicę, wiem z czym to się wiąże i wiem że wyjście z niej wymaga ciężkiej pracy. To pozwala zrobić pierwszy krok - przestajemy się szarpać i buntować marząc o powrocie do wcześniejszych sielskich czasów, zaczynamy stawiać czoło, stajemy twarzą w twarz z problemem. Myślę że drugą istotna sprawą jest zrozumienie że sami musimy sobie pomóc. Oczywiście bardzo pomocna jest psychoterapia, stosunek bliskich, ogólne warunki w jakich funkcjonujemy, ale to wszystko to jest jedynie tło. Główną postacią jesteśmy my sami. Psychoterapia nie jest cudownym środkiem który sam z siebie uwolni nas od problemu. Psychoterapia to jest jedynie ciało doradcze i informacyjne. To jest wędka - rybę musimy złapać sami. Tak jak z ćwiczeniami - oglądanie instruktora nie spłaszczy brzucha, trzeba wylać trochę potu żeby móc paradować w bikini bez kompleksów. Kolejna rzecz która wydaje mi się dość ważna to zrozumienie problemu i analiza. Chodzi o to że bezkrytyczne wykonywanie jakichkolwiek zaleceń niewiele pomoże, bo trzeba dostosować je do naszej niepowtarzalnej osoby. Jak się chodzi na siłownie i instruktor powie aby biceps był ogromny musi pan zrobić takie i takie ćwiczenia - tłuczemy setki powtórzeń i bary robią się wspaniałe. Tutaj tak nie ma. Tutaj instruktor mówi aby poradzić sobie z problemem trzeba np. przebudować system myślenia aby zacząć postrzegać sprawy tak i tak. I my bierzemy ten szablon, rozumiemy o co chodzi i do czego dążymy, a potem przykładamy go do naszej osoby (charakteru, zachowań, przyzwyczajeń, możliwości...) i wypracowujemy własną metodę dotarcia do celu. Dopiero teraz możemy zrobić setki powtórzeń i uzyskać efekt. Przy czym w trakcie też trzeba patrzeć i myśleć i na bieżąco modyfikować, tak aby było dobrze. Do tego m.in. potrzebne jest rozumienie tego co się robi, bo dzięki temu można wprowadzać świadome modyfikacje nie oglądając się na pomóc i nie szukając w razie czego panicznie porady. Pisze tak dla tego że znam te wszystkie etapy z autopsji. Z nerwicą taką uzewnętrznioną borykałem się około 7 lat i przeszedłem różne etapy. Jak teraz czytam posty to widzę siebie w różnych momentach i mimo że szczegóły się różnią to chodzi o to samo. Szczególnie emocje uczucia towarzyszące są dokładnie tym co sam przechodziłem. Teraz mam to (mam nadzieję) za sobą. Oczywiście zdarzają się gorsze dni, zdarzają się pesymistyczne myśli, ale to już nie jest zupełnie ten poziom. Nie ma ataków paniki, nie ma silnego niepokoju trzymającego czasami tygodniami. Wydaje mi się że jest to efekt m.in. tego o czym pisałem, ale doszedłem do wielu wniosków dopiero prawie po roku terapii. Wtedy zacząłem czytać, zastanawiać się i rozumieć znacznie więcej z tego co terapeuta mi mówić i sugerował. Jest wydaje mi się jeszcze jedna ważna rzecz, której nauczyła mnie nerwica - nabrałem dystansu do zachowania innych ludzi. Zrodziło się to na bazie przekonania w które powoli uwierzyłem - że zmienić mogę wyłącznie siebie a nie innych, inni mogą się zmienić w wyniku zmiany mojego zachowania. Nie zwalam winy za moje problemy na innych, ale także nie bulwersuje się ich zachowaniem - uznałem że to jest ich problem nie mój. Oczywiście nie oznacza to, że nie zwracam uwagi na zachowanie innych, nie jest mi także obojętne jak się inni zachowują. Ostrzegam to, oceniam, czasem coś sugeruję, ale nie czuje się podświadomie odpowiedzialny za ich zachowanie, nie odczuwam konieczności *wyprostowania* ich. TO że przynależymy do tego samego gatunku nie oznacza odpowiedzialności za nich. AGNESTI ja także kiedyś byłem b. silny psychicznie (choć teraz zastanawiam się czy to nie był rodzaj maski) i zawsze byłem dla znajomych poduszką do płaczu skrzyżowaną z konfesjonałem. Kiedy sam potrzebowałem pomocy zobaczyłem wyraźnie że potrzebowali i cenili mnie bo potrafiłem słuchać i doradzić, natomiast w żadnym razie nie czują potrzeby zrewanżowania się. Oczywiście na szczęście nie wszyscy. Myślę że jednym z powodów nerwicy jest myślenie o innych zamiast o sobie i robienie czegoś wyłącznie dla siebie jest bardzo ważne dla higieny psychicznej, dla tego nie należy mieć żadnych wyrzutów sumienia w tym względzie. A cała charytatywność empatia pomoc itd. to jest czystej wody egoizm - robimy to dla siebie, żeby poczuć się lepiej, żeby poczuć się lepszym i takie subiektywne pobudki wcale nie sią czymś negatywnym. Lepiej poczuć się lepiej wrzucając grosik biedakowi niż dając w zęby słabszemu. Egoizm nie musi oznaczać złośliwości, wyrachowania, zarozumialstwa i wielu innych cech negatywnych. Jeżeli robimy coś dla innych robiąc to także dla siebie to odniosą oni bez porównania większe korzyści niż wtedy jak robimy coś dla innych wbrew sobie. I nie ma co oglądać się za siebie, opłakując stare dobre czasy. Wszyscy kiedyś byliśmy młodsi, piękniejsi, zdrowsi i zamiast tego żałować cieszmy się że tacy byliśmy. Teraz jesteśmy mądrzejsi, bardziej doświadczeni, jeszcze piękniejsi, więc nie tylko było wspaniale ale także będzie wspanialej. Do życia można podchodzić na zasadzie - znów przegrałem w totolotka, skreśliłem 6 cyfr a oni złośliwie wylosowali inne, a przecież wiadomo że to jam miałem wygrać. Można podchodzić także na zasadzie - nie zagram w totolotka bo ja nigdy nic nie wygrałem i nie warto próbować. Ale istnieje również podejście hurra wygrałem 10 zł, jestem szczęściarzem. Nie rozumiem tylko dla czego większość patrzy na taką osobę jak na wioskowego głupka ćwoka i wieśniaka - cieszy się jak głupi do sera, dychę wygrał a mógł parę milionów. Tylko zapominają że wygrał dychę w sytuacji kiedy miliony niczego nie wygrały. To oklepane szklanka do połowy pełna, jest bardzo mądrym spojrzeniem, tylko trzeba na to spojrzeć głębiej. Obraz głupka wioskowego cieszącego się bo znalazł patyczek, który się wielu nasuwa po takim stwierdzeniu, jest tylko dowodem na to że nie myślą. No może starczy bazgraniny bo znów wszystkich wystraszę :) Drobiazg na koniec - gorsze samopoczucie przy wiatrach jest zjawiskiem potwierdzonym, normalnym i często występującym a wynika w 2 słowach z niekorzystnego biomedu - chyba jakiś czas temu pisałem o tym. Wydaje mi się że przy pierwszej fali huraganów. Pozdrawiam nerwowo
-
No to wiesz już co, czy wiesz także dla czego? Jak się dowiesz to spróbuj to zmienić. A może wiesz dla czego i boisz się zmienić, uciekając w objawy nerwicowe które Ci to *uniemożliwiają*? To takie luźne dywagacje o niczym....
-
A, zapomniałem dodać - ja też jestem chory i muszę brać antybiotyk, czyli ja mam gorzej!!!
-
Mam dziwne wrażenie że wystraszyłem piszących moim wymądrzaniem :( olejcie to i piszcie!!! AGNESTI wyraźnie próbujesz na siebie zwrócić czyjaś uwagę a objawy dzielnie Ci pomagają. Ponieważ mimo wszystko tego zainteresowania nie dostajesz to cała sprawa się eskaluje. Mam dwie propozycje: po pierwsze nasze nerwicowe marudzenia męczą otoczenie i wbrew tym próbom wywołania zainteresowania bardziej odstręczają niż przyciągają. Spróbuj pogadać z partnerem ale zachowując dla siebie kwestie objawów. Macie tyle wspólnych tematów. Po drugie zajmij głowę czymś co nie da Ci czasu na rozważania na temat Twojego stanu po raz 1298, bo za każdym razem coraz bardziej utwierdzasz się w tym jaka jesteś nieszczęśliwa. Robisz sobie takie jednoosobowe kółko wzajemnej adoracji - oj jaka biedna jestem, boli i boje się. No biedna jestem jak tak boli to nawet biedniejsza. I na pewno zaraz będzie jeszcze gorzej, o na pewno będzie jeszcze gorzej.... Nie wiem co Cię kreci, ale zacznij to robić - koniecznie musi to być coś co angażuje głowę, nie tylko ręce. Poczytaj ciekawą książkę, ale taka co wciąga z butami, albo upiecz skomplikowane ciasto, albo wyhaftuj swoje imię po chińsku, w mandaryńskim, możesz także zrobić na drutach owalną serwetkę przy której trzeba starannie liczyć każde oczko. Kurcze, co ja Ci będę pisał! Przecież Ty lepiej wiesz co uwielbiasz robić!!! Pozdrawiam nerwowo
-
ANITA B. bardzo dziękuję Ci za tego posta - wspaniała relacja. Takie przykłady pokazują czym naprawdę jest franca i jak nas potrafi wyrzucić z realnego życia. Napisałaś że z nerwicą można nauczyć się żyć, a ja uważam że to co napisałaś pokazuje zupełnie co innego, pokazuje że z nerwicą można sobie poradzić!!! Cały czas próbuje tu na różne sposoby pokazać że jedynym *ratunkiem* jest wzięcie byka za rogi i właśnie Twój post to pięknie pokazuje. Nie zawsze jesteśmy w stanie zrobić to sami i dla tego cała masa osób użala się nad sobą, pisze że ma dość i próbuje znaleźć drogę na skróty. U Ciebie zadziałał impuls z zewnątrz. Informacja o mamie kazała Ci się oderwać od wsłuchiwania w siebie, przekierowała myśli na mamę i pomoc w jej chorobie. Dzięki temu zabrałaś nerwicy jej pastwiska i zdechła z głodu :) To co tłumaczyłaś bratu, to przecież dokładnie to samo. Na szczęście nie każdy z nas ma taką sytuację że musi się rzucić na pomoc bliskiej osobie, ale wtedy trzeba znaleźć w sobie tyle determinacji żeby zrobić to samo ale bez takiego impulsu jaki miałaś. Jest to niewątpliwie trudniejsze, ale Twój przykład pokazuje kierunek, pokazuje w która stronę pójść i że warto. Jeżeli ktoś jest na tyle mądry żeby potrafił skorzystać z doświadczeń innych to bardzo dużo może skorzystać na przeczytaniu Twojego posta, ale nie na zapoznaniu się z ciekawą historią tylko na wyciągnięciu wniosków dla siebie. Przysłowia są mądrością narodów, ja mówi stare przysłowie ;) więc ja Twojego posta odczytuje tak - nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Można siedzieć nad nim latami i ryczeć oraz biadolić a można je powycierać i latami siedzieć w czystej kuchni ciesząc się życiem. To niewytarte z czasem zacznie śmierdzieć, zaschnie i wytrzeć będzie znacznie trudniej. To jest przesłanie dla kilku nowych osób które się pojawiły na tym forum. AGNESTI możesz poczytać starsze wpisy na tym forum, bo to już się pojawiało wielokrotnie. Bierz się dziewczyno do roboty, to co piszesz przechodziliśmy wszyscy. Niektórzy z nas maja to już za sobą, bo wzięli się za pracę nad sobą. Diagnoza jest banalnie prosta - masz typową nerwicę. Ciąg dalszy ju7z taki prosty nie jest, w kilku słowach podsumowując to co już na tym forum padało wielokrotnie - jeżeli chcesz zacząć normalnie funkcjonować to przestań szukać innych przyczyn, główną masz na talerzu, jak najszybciej zacznij terapię najlepiej u terapeuty z nurtu behawioralno-poznawczego, nie wyrzekaj na innych, bliskich - spróbuj popatrzeć na siebie ich oczami - oni nie potrafią CI pomóc, bo nic Ci nie jest. Ktoś kto sam nie doświadczył nerwicy nie zrozumie, oni widzą wyniki badań które nic nie wykazują i Twoja histerię, która zatruwa życie Tobie i im. I nie można mieć do nich o to pretensji. Pomóc możesz sobie tylko Ty sama. Oczywiście fajnie jest jak ktoś przytuli i pocieszy, ale od tego rany się nie goją. Ty wiesz gdzie są Twoje rany i Ty je możesz opatrzyć. Problem jest taki że jeszcze nie umiesz ich zobaczyć i nie wiesz jak je opatrzyć - w tym może CI pomóc właśnie terapeuta. Oczywiście jest cała masa literatury, jest to forum, są strony internetowe z wiedza na temat nerwicy, więc można także samemu spróbować ogarnąć niezbędną wiedzę. To już tylko zależy od Ciebie. Są takie momenty w życiu że trzeba wziąć samemu za nie odpowiedzialność i są takie w których chowanie głowy w piasek nie pomoże a wręcz przeciwnie. Nie da się także zrzucić tego na innych - tatusia mamusię i bliskich - im trzeba również pomóc pomagając sobie i można poprosić o pomoc ale konkretną, wskazując co mogą zrobić. Przykro mi że właśnie na Ciebie trafiło i musisz się z tym zmierzyć, ale nie jesteś sama, jest nas całkiem sporo. Wszystkich nas to czeka, a niektórzy szczęśliwie maja już za sobą większy lub mniejszy kawałek tej roboty i odpowiedzialności. Świadczy to o tym że można sobie z francą poradzić, że jest to wykonalne i może zrobić to każdy. Tylko trzeba porzucić biadolenie i wziąć się do roboty. Przeczytaj sobie dokładnie posta ANITY B. I na koniec w sprawie dobrego terapeuty. Tak jak napisała JASMA - internet, znajomi i rodzina - trzeba szukać opinii, to jedyna metoda. Oczywiście nie gwarantująca 100% pewności bo każdy człowiek jest inny i każdy przypadek ma różne odcienie. Sprawdzony terapeuta to dobry początek. Potem zostaje już tylko zdrowy rozsądek i metoda prób i błędów. Pozdrawiam nerwowo
-
MAMUSKA wszystko dobrze z jednym wyjątkiem - piszesz że *tak naprawdę to nie chcesz żyć w ten sposób tylko normalnie jak dawniej.* i wszystko było by poprawnie i pozytywnie gdyby nie ostatnie dwa wyrazy. Nie chcesz żyć w ten sposób tylko normalnie i to motywuje do walki z nerwicą, chęć żeby było jak dawniej jest niestety roztkliwianiem się nad sobą, do tak jak dawniej nigdy już nie będzie. Będzie lepiej, będzie gorzej (mam nadzieję że jednak nie), będzie inaczej ale nigdy tak jak dawniej. Dawniej minęło i teraz jesteś innym człowiekiem z nowymi doświadczeniami po nowych przeżyciach. No i niestety ta szamotanina - przepraszam że wale tak prosto z mostu, ale sam przeżyłem takie chwile i dopiero zrozumienie ze to nie tak pchnęło mnie do przodu. Ciągłe kombinowanie i myślenie - co by tu jeszcze wziąć, do kogo się jeszcze udać, kto mi jeszcze może pomóc. To jest błędne koło. Dawno tego nie pisałem, ale to jest niezwykle ważne - nikt Ci nie pomoże!!! Jedyną osoba która Ci jest w stanie pomóc jesteś Ty sama. Tutaj troszkę się nie zgodzę z JASMĄ. Trzeba się pogodzić z tym że się ma nerwicę. Nie oznacza to w żadnym wypadku zaakceptowania takiego stanu rzeczy i spoczęcie na laurach. Chodzi o to żeby przyjąć do wiadomości że się ma taki stan i wynikające z tego konsekwencje. Oznacza to także skupienie się na wychodzeniu z nerwicy zamiast usilnych prób znalezienia innej choroby, która w jakiś sposób uzasadni objawy. Jak już sobie powiemy - tak mam nerwicę i muszę się tym zająć, bo inaczej objawy nie ustąpią - to zaczynamy drogę do domu. Szamotanie nic nie da i tylko przedłuża problemy i właśnie to trzeba zaakceptować. To jest tak jak z wpadnięciem w bagno - można w panice szarpać się i szamotać i efekt jest tylko taki że traci się siły a bagno szybciej wciąga. Są sytuacje kiedy nie da się szybko i od razu tylko trzeba systematycznie i powoli. Można się wściekać na taki stan, można się rozczulać że dłużej już nie damy rady, ale to nic nie zmieni. Co najwyżej jeszcze bardziej nas sfrustruje i rozdrażni. Jeżeli chcesz żeby Twój syn miał *normalna* mamusię to zacznij systematycznie nad tym pracować. dzięki temu mając 5 lat być może będzie ją już miał. Moja nerwica trwała ok 7 lat, czyli przekładając to na Twój stan, syn będzie miał lat 11. Nie popełniaj tych samych błędów, skoro trafiłaś na ludzi którzy mogą Ci coś podpowiedzieć to nie przecieraj sama szlaków tylko spróbuj pójść już przetartym. Po co myślisz o endokrynologu? Wolisz usłyszeć diagnozę ze masz problemy z tarczycą niż że masz nerwicę? Uważasz że lekarze łatwiej poradzą sobie z tarczycą niż z nerwicą? Myślisz że życie z chorą tarczyca jest łatwiejsze niż życie z nieogarniętą nerwicą? Uważasz że takie myślenie ma cokolwiek wspólnego z racjonalnym podejściem do tematu? To jest błędne koło - zdiagnozują Ci tarczyce, nic nie wyjdzie to dalej będziesz miała niedosyt, tak jak teraz. Wmówisz sobie że być możne coś przeoczyli i za jakiś czas zamarzysz o kolejnych badaniach. Jest jeszcze drugi scenariusz, uznasz badania za poprawne i zaczniesz szukać innej choroby. Jeżeli bardzo chcesz, to mogę Ci na maila podać całą listę przypadłości które mają objawy zbliżone do Twoich ataków nerwicy (na forum ich nie podam bo nie chcę wywoływać ogólnego pandemonium chorób wszelakich - przy nerwicy to bardzo łatwe). Przebadasz sobie ciałko na obecność wszystkich po kolei, zajmie CI to pewnie kilka ładnych miesięcy. Potem możesz powtórzyć badania, zrobić bardziej dokładne. Potem zaczynają się już badania inwazyjne, mało kto się na nie odważa. Twój syn zacznie dobijać do 5 lat, Twój portfel będzie znacznie chudszy, no chyba że będziesz czekać na badania przez NFZ, wtedy jak skończysz Twój syn będzie już chodził do szkoły. I co? I nic, dalej to samo. Nerwica nie ruszona a latka lecą. Moja rada w punktach: 1. Przestań się miotać i uznaj w końcu że to na co cierpisz to nerwica - od razu będziesz znacznie spokojniejsza 2. Znajdź dobrego terapeutę i zacznij terapię i cierpliwie czekaj na jej wyniki 3. Przestań sama siebie oszukiwać 4. Weź SWOJE życie w SWOJE ręce. Tylko Ty możesz je zmienić i tylko siebie możesz zmienić - nie zmienisz innych, nie zmienisz okoliczności wokół. Zmieniając siebie wszystko wokół także zacznie się zmieniać. Trzymam kciuki i jestem więcej niż pewien że Ci się uda. Pytaj, sprawdzaj - możesz na forum, możesz na mojego maila. Postaram służyć radą na ile będę potrafił, jak będziesz chciała się po prostu wygadać, też nie ma problemu Mam troszkę przemyśleń na temat źródeł nerwicy, ale muszę to chyba na spokojnie spisać i wtedy wrzucę na forum - może kogoś zainteresuje :) Pozdrawiam nerwowo
-
Dziewczyny, pisałem że dobranie się do francy na którymkolwiek etapie jest tak samo dobre i dalej to podtrzymuję. Kwestia podejścia do organizmu jako do całości. Wydaje mi się natomiast, że są pewne poziomy, warstwy i ruszenie wyłącznie wierzchołka góry lodowej nie załatwi sprawy. To co piszecie o płaczu, jako elemencie uwalniania uczuć, ukrywanych i kumulowanych w sobie jest właśnie takim wierzchołkiem góry lodowej. Oczywiście że jest to jeden z elementów wpływających na to że nerwica nas dopada. Ludzie potrafiący wyrzucić z siebie emocje na bieżąco mają wspaniały wentyl bezpieczeństwa, który chroni ich przed narastaniem niedobrego ciśnienia (nie chodzi mi oczywiście o ciśnienie tętnicze naszej krwi). Niestety w dalszym ciągu jest to tylko i wyłącznie walka ze skutkami. Trzeba dotrzeć do prawdziwych przyczyn, do powodów. Dopiero rozprawienie się z nimi może przynieść trwałe efekty. To tak jak z kotłem parowym - jeżeli jest zamontowany wentyl bezpieczeństwa to rosnące w nim ciśnienie uchodzi i kocioł nie wybucha, ale prawdziwym zażegnaniem niebezpieczeństwa jest dopiero wygaszenie ognia, który się pod nim pali. To jest bardzo trudne zadanie i bardzo indywidualne. Trudne dla tego że przez całe lata obudowujemy prawdziwy problem skorupą, uczymy się z nim żyć, uczymy się radzić sobie mimo niego i w efekcie tak głęboko jest czasem zakopany, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego czym on jest. Sprzyja temu narastanie problemu jeszcze w dzieciństwie, kiedy to budujemy wokół niego cały system bezpieczeństwa odruchowo, intuicyjnie, często nie rozpoznając problemu, nie definiując go. Dla tego w dorosłym życiu tak trudno nam go odkryć. Myślę że tutaj bardzo ważną rolę może odegrać mądry terapeuta - pomóc nam dotrzeć do sedna. Indywidualne, bo u każdego z nas to jest zupełnie inna historia (choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się podobne). To co napisałem, to oczywiście ogólne uwagi do wszystkich, ale także konkretne przesłanie do ANI Z PRZYPADKU - wybacz ale odebrałem Twojego posta jako opis wieloletniej próby nauczenia się życia z nerwicą, bez najmniejszej próby zawalczenia z nią samą i usunięcia przyczyn a nie łagodzenia skutków. Pomyśl nad tym i może spróbuj zacząć jakąś sensowna terapię z dobrym psychoterapeutą? Warto, zawsze, nawet po 40 latach. IZABELLA wydaje mi się że te nawracające kołatania to nic innego jak wyrzuty adrenaliny i innych hormonów, spowodowane rozchwianiem całego organizmu w wyniku nerwicy ale także leków, które w sumie działają właśnie tak - jedne hormony pobudzają a inne starają się przyhamować. Jedna wielka huśtawka, która powoli będzie się uspokajać. Myślę że rzeczywiście warto odstawiać chemię, uzupełniać w organizmie to co ta chemia wyrzuca - czyli np. magnez (początkowo niestety także chemią, łykając tabletki; ale z czasem warto pomyśleć o fajnie zbilansowanej diecie, która zaspokoi potrzeby organizmu w bardziej naturalny sposób). Spacery są super, chociaż jeżeli chcesz zużyć nadprodukcję adrenaliny, warto pomyśleć o czymś intensywniejszym na okrasę :) I jeszcze jedna uwaga do MAMUŚKI, ale nie tylko. Do wszystkiego trzeba podchodzić na spokojnie i nie rzucać się na każda rzecz z pazurami. Chodzi mi o to, że jak uzupełniać magnez, to rozsądnie i nie przeginając. Czyli bierzemy duże dawki ale dopuszczalne, a nie od razu wiadro dziennie. Jeżeli hydro może wywoływać jako skutek uboczny kołatania czy arytmię, to nie wyrzucamy całego zapasu do najbliższego ścieku, ale staramy się brać jak najmniej i jak najrzadziej. Nerwicy nie wyłącza się jednym pstryknięciem przełącznika. To musi trwać. Oswojenie się z tą myślą a przede wszystkim pogodzenie się z nią to jest stumilowy krok naprzód, a przy okazji zdjęcie jednego z ognisk zapalnych nerwicy sobie z głowy. Nieustająca myśl *żeby się to już wreszcie skończyło* to jest motorek na którym nerwica robi całkiem sporo kilometrów do przodu - trzeba łajzie zabrać ten środek komunikacji, niech jak już musi, zapierdziela na piechotę. Ponieważ jest troszkę nowych osób to przypomnę, że umieszczam wyłącznie moje przemyślenia, które mogą być słuszne bądź nie i każdy może sobie z nich wybrać co mu pasuje albo odrzucić w całości. Niech Was nie zwiedzie ton wypowiedzi, pisze je zdecydowanie, bo ja wierzę w to co piszę, inni nie muszą. Pozdrawiam nerwowo
-
IZABELLA bralem Concor i potwierdzam ze to dobry lek. Za pierwszym razem kardiolog zapisal mi go zeby serducho troszke odpoczelo, bo jak sam stwierdzil przyspieszony rytm nie swiadczy o zadnej chorobie, ale warto dac odpoczac sercu. Drugi raz jak go bralem zglaszalem mojej kardiolog ze obniza mi cisnienie i chodze troche senny. Powiedziala mi zebym podzielil dawke i mimo ze bierze sie normalnie raz dziennie to zebym bral pol rano i pol wieczorem. Pewnie dla tego Twoj lekarz tez kazal Ci podzielic dawke, bo masz normalne cisnienie i moglo by Ci spasc tak jak mnie. Zreszta wszystkie leki na obnizenie tentna obnizaja cisnienie. Natomiast moja kardiolog powiedziala mi jeszcze dwie rzeczy, po pierwsze trening typu kardio, czyli w uproszczeniu trening o zmiennym natezeniu, zmieniajacy tentno - to swietnie. obniza tentno a przy okazji pomaga w zaburzeniach nerwicowych; po drugie na podwyzszone tentno warto pobrac magnez (nerwica wywala go wiadrami z organizmu) nie zaszkodzi rowniez potas. Dodatkowo dobre nawodnienie organizmu, picie wody dodatkowo podnosi cisnienie bez skutkow ubocznych jakie daje np. kawa. A tak przy okazji to hydroxyzyna ma dzialanie uboczne w postaci poniesionego tentna lub kolatan.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 3 z 7