
IGNAC
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez IGNAC
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 7
-
Tak, tak, walnij sobie browarka to pomaga. Na godzinkę, a potem będzie jeszcze gorzej. Szczególnie jeżeli wprowadzisz taka terapię na stałe. Musze wyleczyć się z nawyku zaglądania tu, bo powraca jeden z objawów nerwicowych - słabo mi. Na dodatek jak czytam takie bzdury to gdzieś ulatnia mi się wrodzone poczucie humoru, życzliwość i wiara w ludzi. Napisze tak - psychoterapia i psychoterapeuta pomagają określić sposób i kierunek. Reszta zostaje w dalszym ciągu w naszych rekach. Zapisanie się na psychoterapię samo w sobie nic nie daje, trzeba pracować, nad sobą, nad swoimi reakcjami, nawykami. Bez zmiany swego życia, przyczyny występowania nerwicy nie znikną. Wasza nerwica nie wzięła się z brudu i starych szmat jak szczury w Związku Radzieckim, tylko z konkretnych, choć czasem złożonych przyczyn, które trzeba zmienić. Często piszemy tu że walka jest ciężka, ale ona ciężka jest ze względu na wewnętrzny opór przed zmianami i niewiarę w ich konieczność. Same sposoby wcale nie są trudne. Jeżeli ktoś Wam mówi żeby wyciągnąć kamień z buta i jak to zrobić to od tego kamień nie zniknie, dopiero wyjęcie go z bucika spowoduje że chodzenie nie będzie uciążliwe i poczujecie ulgę. Oczywiście są wersję dla naiwnych, leniwych i oszukujących samego siebie. Do tych znanych Wam doskonale metod należy ogłuszanie się browarkiem, psychotropami; wmawianie sobie że bieganie po lekarzach pozwoli znaleźć inna łatwiejszą metodę pozbycia się nerwicy np. poprzez chemioterapię po zdiagnozowaniu nowotworu. Można także próbować innych metod - zamawianie przez babkę znachorkę, lamenty i biadolenia, systematyczne wizyty na forum przez lat 5 aby upewnić się że innych to także dotyka. Nie, naprawdę powinienem dać sobie spokój, bo poziom sarkazmu wzrósł mi ponad normę. Jutro idę sobie zrobić badania krwi na poziom sarkazmu, pewnie norma mi się przekroczył trzykrotnie, a to już niebezpieczne... Przepraszam wszystkich walczących, ale czasem nie daję rady z tymi walczącymi inaczej. Pozdrawiam nerwowo i dobranoc
-
Tak, tak JASMA, parę osób jeszcze trochę Cię pamięta... Bardzo ładny post, uzupełnia nasze drobne dywagacje na temat wschodu, które miały bardziej wymiar praktyczny - jedzenie i takie tam - nie mniej kwestia podejścia i spojrzenia na pewne sprawy jest niezwykle istotna. Tak przy okazji nasunęło mi się pytanie, dla mnie bardzo na czasie - napisałaś m.in. puścić niemożliwe do realizacji mrzonki. A co jeżeli nie chcemy ich puścić? Żyjemy wieloma mrzonkami, niektórych warto się pozbyć, ale niektóre chcemy za wszelka cenę zatrzymać. I co wtedy? Z drugiej strony na mrzonkach zbudowany jest postęp tego świata, więc może nie warto ich puszczać. Pozdrawiam nerwowo
-
PIA bardzo dziękuję, ale pytania wcale nie są super. Super mogą być odpowiedzi na nie - przemyślane, uczciwe i obiektywne. Odpowiedzi najlepiej kierować bezpośrednio do zainteresowanego, czyli do siebie samego. DOROTAT komplementy kieruję wyłącznie do starych i zarozumiałych matron, bo mnie czasem to bawi. Normalnym kobietom z reguły mówię prawdę w oczy albo milczę ;) Tak troszkę rozbudowując to co napisałem, bardzo doceniam Twój zmysł obserwacji i wyciągania wniosków. Znam wiele osób które za samo porównanie z psem nafochały by się na długie tygodnie, a ty sama z siebie uczysz się od niego obserwując to co robi czy jak reaguje. To niby nic takiego, ale dla mnie bardzo ważny sygnał. Oczywiście to tylko jeden z przykładów ale nie jedyny. A apropos tego co napisałaś, ćwiczenia oddechowe są super i warto mieć techniki przećwiczone wcześniej - łatwiej je wtedy prawidłowo i szybko zastosować w sytuacjach kryzysowych, kiedy człowiekowi myśli galopują i nie ma głowy do uczenia się jak oddychać. Same techniki łatwo znaleźć w internecie, więc nie ma co tu się rozwodzić. Natomiast napisałaś coś znacznie ważniejszego, coś co uważam za jeden z kamieni milowych walki z nerwicą - napisałaś *wewnętrznie pogodziłam się z tym, ze nie na wszystko mam wpływ*. Nawet nie będę komentował bo w tym zdaniu zawarte jest wszystko co trzeba. Na podobnej zasadzie, przeczytałem kiedyś i nie była to książka o nerwicy następującą zasadę, która ktoś wdrożył w swoje życie - jeżeli coś stanowi problem to trzeba zdecydować czy się ma na to wpływ czy nie. Jeżeli nie to nie ma się co denerwować bo i tak nic na to nie poradzimy. Jeżeli tak, to trzeba się zastanowić czy chcemy z tym coś zrobić czy nie, bo nam nie przeszkadza, oraz czy jesteśmy gotowi zaakceptować możliwe rozwiązania lub czy rozwiązania nie są gorsze od samego problemu. Jeżeli zdecydujemy że chcemy coś z tym zrobić, to to zróbmy. Jeżeli zdecydujemy że możliwe rozwiązania są gorsze od samego problemu i nie będziemy ich stosować to pogódźmy się z istnieniem problemu i nie traktujmy go jak problem. Decyzja i racjonalny wybór. Jak zawsze przykład. Mamy odstające uszy - mamy na to wpływ? tak możemy zrobić sobie operację. Czy jesteśmy gotowi pójść pod nóż żeby się go pozbyć? Tak, no to działamy - zbieramy pieniądze ustalamy gdzie robią to dobrze i idziemy na operację. Nie, lepiej mieć odstające uszy niż dać się pokroić, akceptujemy że nam odstają i przestajemy się tym zamartwiać. Oczywiście z reguły rozwiązań jest wiele i zawsze pozostaje problem które z nich wybrać, ale z nimi możemy rozprawić się podobnie. No i proszę kolejny dowód na mądrość DOROTAT. W jednym zdaniu ujęła to co mnie zajęło pół strony. Czy mam z tym problem? Nie. Więc już się nie martwię :) MIRRA prawo do gorszych dni jest prawem każdego człowieka i nie jest on przez to gorszy od innych. Odrealnienie jest obrona naszej psychiki przed zmęczeniem atakami nerwicowymi, pewnego rodzaju odpoczynkiem od złych myśli, tylko że my nerwicowcy wszystkie objawy traktujemy strasznie serio i się strasznie nimi przejmujemy. Takie jedno z błędnych kółeczek nerwicy - masz na to wpływ? Nie. Więc nie ma się czym martwić. Jednak w tym wypadku odpowiedź jest podwójna - na odrealnienie nie masz wpływu, masz wpływ na to czy pozbędziesz się nerwicy. To wymaga pracy i czasu. W tym wypadku nie akceptuje odpowiedzi *środki do osiągnięcia celu przeważają efekty, dla tego akceptuję to co jest* bo to czysty wykręt. Także prawidłowa odpowiedź brzmi *tak chcę się pozbyć tej francy i akceptuje konieczność wysiłku*. A skoro ustaliliśmy jaką wybrałaś odpowiedź to pozostaje tylko zrobić to co wynika ze schematu, czyli - zrób to ;) Pozdrawiam nerwowo
-
MIRRA, chciało by się napisać drugie wcielenie MIRRY. Udziela rad i to bardzo rozsądnych i wyważonych, pisze logicznie i spokojnie... Czy na tym, forum dwie osoby podpisują się MIRRA? :) nie był bym sobą jak by troszku nie podokuczał. Bo tak w ogóle to super, bardzo mi się to wcielenie MIRRY podoba!!! MIRRA, tak naprawdę to właściwie o to chodziło, żebyś sobie zadała te pytania. Oczywiście chętnie coś podpowiem i podyskutuję, jak będziesz chciała. Intymności nie wnoś na forum bo to niczemu nie służy, a wręcz przeciwnie. Przemilcz, albo jeżeli zechcesz to mój mail jest cały czas czynny ignac.ignac@vp.pl - oczywiście to wyłącznie Twoja decyzja. FUTERKO25 jedyne co Ci mogę poradzić w takim stanie, to przemóc się i działać możliwie normalnie wbrew temu co franca próbuje. Wpadanie w rozpacz, załamywanie rąk jedynie nakręca sytuację i ją wzmacnia powodując zamknięte koło. Rozpatrywanie swojego stanu i to jeszcze z takim podtekstem - nie umiem nie potrafię nie dam rady - to największy błąd. Niech Cię zmotywuje to, że każde takie działanie, pozytywne to gwoździk do trumny z napisem franca, a wbijanie gwoździków w jej trumnę to niewymowna radość. Spróbuj i nie odpuszczaj na pierwszy sygnał, oczywiście nic na siłę, ale postaraj się odpuszczać dopiero jak naprawdę nie dajesz rady. Pozdrawiam nerwowo
-
MIRRA mam do Ciebie kilka pytań i zrobiła byś mi ogromna frajdę odpowiadając na nie - ale tak z chwilką zadumy, bez przesady z tą zadumą ale też nie na odwal. Obiecuję że ja również odpowiem na Twoje i jeszcze coś więcej napiszę po odpowiedziach - słowo nerwusa: 1. No właśnie - co jeżeli lekarz się myli i to nie nerwica? 2. Masz tyle rzeczy do zrobienia a na nic nie masz ochoty - masz czyli co? Ktoś Ci kazał, z jakichś przepisów wynika ten obowiązek, losy świata od tego zależą? 3. Masz tyle rzeczy do zrobienia a na nic nie masz ochoty - i co z tego? Nie wolno akurat Tobie nie mieć ochoty? Nie wolno w tej chwili nie mieć na to ochoty? Nie manie ochoty dotyczy wyłącznie Ciebie w Polsce i będziesz ukarana jako jedyna w swoim rodzaju? Sąd odebrał Ci prawo do niemania ochoty? 4. Masz wrażenie, że już przez to wszystko nie jestem tą osobą co dawniej i to mnie też przeraża - to prawda, nie jesteś tą samą osobą co dawniej, inni też. Nie jesteś tą samą osobą co dawniej, nie tylko przez nerwicę ale przede wszystkim przez nowe wydarzenia, doświadczenia, sytuację i na dodatek od wczoraj włosy Ci urosły o 0,35mm oraz obumarło Ci ok 100 tys komórek w mózgu ale zostało Ci ich ok 14 miliardów (za 500 lat obumrą Ci wszystkie). Nie masz na to wpływu, bo dzieje się tak z każdym człowiekiem i jest to zupełnie normalne. Dla czego więc Cię to przeraża? 5. Mąż już ma też tego dość - czego? Czy na pewno ma? Jeżeli rzeczywiście ma to dla czego? 6. Masz wyrzuty sumienia że zaniedbujesz rodzinę mimo że tak bardzo się starasz. Dla czego masz wyrzuty sumienia? Co to znaczy że zaniedbujesz rodzinę? Dla czego tak bardzo się starasz? Wiem że pytania wyglądają jak kpina, że sugerują że Ignac się znów wygłupia, i że jeżeli nie są nawet kpiną to wyglądają na złośliwe. Przysięgam na wszystkie świętości że są to poważne, niezłośliwe i dość ważne pytania, podobnie jak pragnienie otrzymania na nie odpowiedzi od Ciebie Mirra. Pozdrawiam nerwowo
-
MIRRA ja ogólnie nie krzyczę, ja zawsze piszę cicho i spokojnie ;) A że czasami ostro i bez owijania w bawełnę, no cóż. Wydaje mi się po prostu że jest czas głaskania i jest czas upominania. Samym głaskaniem można kota na śmierć zagłaskać ;) Ale czasem trzeba - uszy do góry, jedna z prawd nerwicowych głosi że *gorsze dni się zdarzają* i każdy ma do nich prawo. Trzeba tylko się starać żeby nie każdy dzień był najgorszy, żeby te gorsze jak najmniej nas demotywowały i żeby się nimi zbytnio nie przejmować i nie rozpamiętywać jak miną. Jak kiedyś będę chciał nakrzyczeć to robię to tak: TAK WYGLĄDA JAK IGNAC KRZYCZY ;) Miłego dnia wszystkim nerwuskom i tym jużnienerwuskom też (końcówka *om* jest tym razem zdrobnieniem a nie rodzajem żeńskim) Pozdrawiam nerwowo
-
Dziewczyny, ja już wiem co wywołuje nasza nerwicę!!! Napisałem się namądrzyłem, przykładów nawymyślałem i zapomniałem skopiować przed wysłaniem. I co no i oczywiście wylogowało mnie i wszystko poszło, nie powiem gdzie... To jest właśnie to co wywołuje w nas nerwicę, przynajmniej we mnie, na 5 minut. Ale dość żartów. MIRRA idealna kopia mojego stanu praktycznie z tego samego czasu rok temu. U mnie to był moment przełomowy, bo po panicznym szukaniu pomocy u różnych osób - lekarz, terapeuta, inny lekarz itd. - i panicznym pytaniu kto mi wreszcie pomoże, bo nie daje rady; przyszło olśnienie że to ja sam muszę sobie pomóc i nikt inny nie przekręci mi cudownej gałki na pozycję spokój i błogość. Oni wiedzą jak to zrobić, ale nie wiedza gdzie u mnie ta gałka jest. Ja muszę ją znaleźć i przekręcić. Oczywiście tez byłem na skraju wytrzymałości, myślałem ze wariuję. Oczywiście od nerwicy nikt nie zwariował, od nerwicy nikt nie umarł. Moja cichutka rada - spróbuj bez leków. W tym wypadku nazwa leki jest nieprawidłowa, bo w przypadku nerwicy one niczego nie leczą. Maskują objawy, dają fałszywe poczucie ulgi i odsuwają w czasie moment pozbycia się francy. I jeszcze jedno - to dobrze że musisz chodzić do pracy. To Ci nie pozwala uciekać. U mnie to także był dość istotny element. Znam osoby, które bez tej konieczności zaszywały się w łóżku i czekały na cokolwiek, cud, wybawienie, śmierć. Ukrywały się pod kołdrą i wtedy swobodnie, niczym nie zajęte myśli fruwały po polach nerwicy i karmiły ja najwyszukańszą i najsmakowitszą paszą. A ona klepała się po grubym brzuchu i cieszyła się jak dziecko ze swego sukcesu. Jeną z bardziej skutecznych metod doraźnych jest zajmowanie myśli konkretami, nie pozwalanie im płynąć swobodnie, bo zawsze wtedy płyną w stronę objawów, wpatrywania się w siebie i rozpaczy. Nochal do góry, nastrój olać, i do przodu. Trzeba ignorować objawy tak bardzo jak tylko można. KAMILKA to także było do Ciebie. Dodatkowo, przestań wyczytywać w internecie co to jeszcze może się przydarzyć w nerwicy. Samo się przydarzy bez czytania, a tak produkujesz ściągi dla Twojej francy. A ona bardzo chętnie z nich korzysta! Ze spaniem spróbuj zrobić tak, po pierwsze wycisz się przed snem - czyli nie rób żadnych pobudzających rzeczy. Dotleń się - najlepiej spokojny spacer przed snem, ale porządnie wywietrzenie pokoju też jest dobre. I jak leżysz i nie możesz zasnąć, to się nie wściekaj i nie denerwuj że nie możesz zasnąć, pomyśl sobie że samo leżenie to także odpoczynek i jak nie śpisz to przynajmniej leżysz odpoczywając. Też dobra sprawa. Jeżeli nie możesz na coś nijak poradzić, to po co się denerwować? I tak nic nie zmienisz. Lepiej odpocząć leżąc :) DOROTAT nie będę się rozpisywał tylko stwierdzę wprost - dla mnie jesteś niezwykle mądrą kobietą. Pytałem o warzywa, bo niektóre z nich zmieniają po ugotowaniu indeks glikemiczny na wyższy. Indeks glikemiczny jest ważny bo im wyższy tym większe wyrzuty insuliny po jedzeniu a insulina jest głodopędna. Dodatkowo jedzenie z dużym indeksem powoduje efekt wahadła - cukier szybko rośnie i równie szybko spada, tyle że wahadło gna dalej, czyli spada poniżej początkowego poziomu, niski cukier natomiast to senność, brak koncentracji, ale również rozdrażnienie, drżenie mięśni, kołatania serca itp. Oczywiście to troszkę skrajny efekt, ale przy nerwicy może nakładać się na objawy i je potęgować. Pozdrawiam nerwowo
-
FUTERKO25 pytałem bo tak podejrzewałem, myślę że biorąc pod uwagę: wypowiedź pierwszego kardiologa, poprawne echo serca, poprawnego holtera (liczne tachykardie to efekt nerwicy) oraz Twój wiek, trudno uwierzyć że masz złogi miażdżycowe i sądzę że serducho masz zdrowe jak dzwon. To jest niestety efekt naszego nerwicowego niedowiarstwa - jeden powiedział że OK to poszłaś do drugiego i masz za swoje. Normalnie to niepomyślne diagnozy konsultuje się z drugim lekarzem a nie te prawidłowe :) Czy to coś nieprawidłowego wyszło Ci w jednym EKG czy przy powtórnych też się pojawiało? Robiłaś sobie lipidogram? Bo miażdżyca nie bierze się znikąd, więc ciekawe jak Twój cholesterol szczególnie HDL Myślę że jednak powinnaś zostawić serducho w spokoju i zająć się nerwicą. Pozdrawiam nerwowo
-
DOROTAT czy te warzywa które wymieniłaś w swojej diecie jesz na surowo czy gotowane? Z tego co mi się wydaje jesteś z Warszawy - słyszałaś o doktorze Tenzinie, uprawiającym medycynę tybetańską? Lekarz Dalajlamy. Jeżeli Cię interesują te sprawy, to warto dotrzeć do publikacji doktora Włodzimierza Badmajeffa. To był lekarz medycyny, który pochodził z Mongolii - studiował obie medycyny - klasyczną i wschodnią. W czasie rewolucji zbiegł do Polski i tu był bardzo uznanym lekarzem, zarówno przed wojną jak i po. Większość publikacji niestety jest przedwojenna i nie łatwo do nich dotrzeć.
-
MIRRA Ten tekst jest mądry i głupi zarazem - oczywiście jak zwykle jest to wyłącznie moja opinia i można się z nią nie zgadać. Najpierw pozytywy - mądry pod tym względem, że tak jak wielokrotnie pisałem człowiek jest całością, w związku z tym jest również tym co zjada - jak mówi stare przysłowie. Niedobory pewnych mikroelementów, pierwiastków, zatrucia choroby, nierównowaga hormonalna - to wszystko wpływa na każdego z nas i to nie tylko na nerwicę ale również na funkcjonowanie. Świetny przykład podała DOROTAT12. Medycyna chińska jest jeną z medycyn wschodnich, które podchodzą do człowieka holistycznie. Używa swoistych nazw (do których tak na marginesie nie należy się zbytnio przywiązywać, bo pewne określenia staja się jasne dopiero poprzez pryzmat danej kultury i jej podejścia - to co piszesz o wątrobie jest w sumie pewnym uproszczeniem nierównowagi wewnętrznej opartej o jeden z elementów, które dla tamtej kultury znaczą nieco więcej niż tylko ten organ w naszym brzuchu) na określenie pewnych stanów. Bardzo mocno upraszczając wszystkie te podejścia (buddyzm, medycyna chińska, medycyna tybetańska) zakładają, że stan idealny to stan równowagi. Zachwianie tego stanu powoduje przypadłości - zarówno fizyczne jak i psychiczne. Przekładając to na nasz europejski język, my nieświadomie, ale nieustannie robimy sobie krzywdę - robimy ją odżywiając się byle czym i byle jak, ulegając modom, pakujemy w nas różne rzeczy których nie potrzebujemy, kierujemy się doraźnymi potrzebami i je zaspokajamy. Jak nam głodno to do fast fooda, żeby brzucha napchać - nie ważne czym. Jak chcemy się odchudzić - kolejna super dieta, nie ważne jak zadziała na nasz organizm poza grubością. Jak jesteśmy zmęczeni to nie idziemy spać tylko walimy napój energetyczny albo 10 kaw i to boju. Tak można w nieskończoność, jesteśmy jak służbowy samochód, którym jeździ co chwila kto inny i nikt o niego nie dba, w związku z tym jest wyeksploatowany, brudny i poobijany. A jak trzeba o i setką przez leżących policjantów się przejedzie. Przy okazji zapominamy że w pewnych kwestiach niezbędna jest konsekwencja - rozumiemy to (choć też nie zawsze) kupując psa - codziennie trzeba go nakarmić i wyprowadzić, nie wystarczy raz albo przez chwilę. To co pisała DOROTAT - pewne zasady trzeba stosować ciągle, czyli trzeba zmienić nasze podejście. Nie wystarczy przez moment stosować. Problem polega na tym że w naszej kulturze nie ma takich zasad, wpojonych od dziecka, albo raczej zatraciliśmy je poprzez globalizację dyfuzje kulturową wszechobecne media i parę innych spraw. To o czym pisze DOROTAT to zbilansowana dieta (do której powinny być dołączone także inne zasady nieżywieniowe). Korzystamy z gotowych wzorów, w tym wypadku chińskich, bo nasze własne musieli byśmy sami konstruować. Są na to liczne przykłady - człowiek ściśle przestrzegający pewnych zasad żywieniowych może np. pozbyć się problemów z cukrzycą - są nawet firmy kateringowe które takie jedzenie codziennie dostarczają, ale sięgamy po to tylko w sytuacjach ekstremalnych jakimi jest np. cukrzyca. W codziennym życiu o tym nie myślimy. Czy wiecie że jedynym krajem w którym przez ok. 10 lat nie było praktycznie w ogóle chorób wieńcowych była Japonia po II wojnie? Pomógł w tym zbieg okoliczności - powojenna nędza i pożywienie, które można było najłatwiej zdobyć. Główny składnik diety stanowiły ryby i owoce morza - odławiane a nie hodowane. Skończyła się bieda, zaczęły się zawały. Kolejną mądrą rzeczą jest zwrócenie uwagi na to że poszczególne mikroelementy, witaminy, pierwiastki itp. wchłaniają się pod warunkiem przyjmowania ich razem z innymi. Na tym wg mnie kończą się mądre rzeczy. Niestety, również wg mnie głupie rzeczy przyćmiewają te mądre. Poczynając od stwierdzeń dotyczących ataków i zachować. Jeżeli jeszcze kwestie dotyczące uwarunkowania się i reakcji lękowych można uznać za słuszne i zgodzić się że można sobie z nimi poradzić terapią behawioralno poznawczą, o tyle kwestie obniżonej odporności na stres i irracjonalne ataki paniki leczone omegą 3 to już czysta bzdura. Z poszczególnymi elementami wymienionymi można się zgodzić. Np. suplementacja kwasów omega 3, szczególnie wg teorii dr. Budwig przy użyciu oleju lnianego niewątpliwie przynosi korzystne efekty dla organizmu, chociaż czytając na ten temat nie spotkałem się z efektami psychicznymi, raczej z czysto fizycznymi. Wiele z nich natomiast jest porażającą niekompetencją. Wiele wymienionych substancji/suplementów diety ma dość ograniczone udokumentowane efekty np. Inozytol. Nie będę tu wymieniał poszczególnych bo i tak się rozpisałem, podsumuję jedynie że ładowanie sobie do organizmu dawek suplementów diety (bo większość to nie leki) znacznie przekraczających zalecane dawki przeraża. Pomijam fakt że większość to wytwory koncernów farmaceutycznych czyli chemia i nasza wątroba, która to będzie musiała przetwarzać może być bardzo nie zadowolona. Rady dotyczące przyjmowania wit. B a szczególnie B12, która ma udowodnione działanie rakotwórcze przy dłuższym przyjmowaniu, przyjmowanie jodu bez kontroli lekarza to bardzo ryzykowne rady. No i na koniec rzeczy które mnie rozbawiły. Np. opis *wejścia na rynek* melisy, która jest znana od starożytności i powszechnie hodowana przez klasztornych zielarzy w średniowieczu. No i oczywiście zastrzeżenie wstępne - nie zna on nikogo komu terapia nie pomogła, chyba że nie przestrzegał jej dokładnie. Świetne usprawiedliwienie na ewentualny brak efektów, zawsze można wytknąć, że ktoś czegoś nie robił, np. nie usuwał z organizmu ołowiu. No cóż tylko w poradach brak informacji jak tego dokonać. Jestem bardzo sceptyczny, jeżeli chodzi o takie rady. Wprawdzie tego konkretnego tekstu nie czytałem wcześniej, ale na stronach vegie i podobnych zetknąłem się z podobnymi teoriami - duże dawki wielu suplementów, z reguły bardzo podobnych. Mam nieodparte wrażenie że autor tych porad jest tą samą osobą. Problem polega na tym że czyta się prawie to samo, ale informacje dotyczą nerwicy, boreliozy, grzybicy ogólnoustrojowej i paru innych rzeczy. Takie panaceum na wszystko. Podsumowując - zbilansowana dieta jak najbardziej, rozsądna suplementacji też - choć lepiej było by uzupełniać niedobory w naturalny sposób; natomiast przyjmowanie wagonów środków chemicznych stanowczo nie. Tak wygląda moje zdanie, inni mogą mięć inne :) FUTERKO25 ile masz lat, jeżeli to nie tajemnica. Bardzo interesujące są zalecenia tego kardiologa. Koronografia, to dość inwazyjne badanie - zresztą w szpitalu Ci potwierdzili że nie ma podstaw do jej przeprowadzenia. Tomografia jest znakomitą alternatywą nieinwazyjną - rozumiem że masz skierowanie na CT serca Calcium Score. Uważam że powinnaś skonsultować się jeszcze z innym kardiologiem - zbierz wyniki które masz i idź do kogoś dobrego. Osłabienie, brak siły jak najbardziej mogą być objawem nerwicy. Pozdrawiam nerwowo
-
No proszę proszę, czyli samolot się nie rozbił a tubylcy nie byli głodni... To się nazywa foch i zainteresowana osoba mam nadzieję wie o co chodzi... MIRRA nie widzę przeciwwskazań, tyle że musiała byś pokonać jakieś 350 kilometrów na tą kawę. Poza tym strasznie dużo słodzisz - mam nadzieję że kawę troszkę mniej ;) studnią jeszcze mnie nigdy nikt nie nazwał :-D
-
KAMILKA 1986 masz rację, zgadzam się w zupełności, niestety jeżeli poczytasz troszkę postów na tym forum to zobaczysz że jest część osób, które czytają tylko informacje o cudzych objawach i podają swoje, utwierdzają się że kolejny to też nerwica i tak w kółko, czasami przez bardzo długi czas. Nie korzystają z rad nie próbują. Czują się w towarzystwie rozgrzeszone i uważają ze samo przejdzie. Oczywiście że czytanie o cudzych przypadkach pomaga zrozumieć że to jednak nerwica, że to z nią trzeba walczy a nie szukać kolejnych chorób. Ja także wspierałem się w ten sposób. Tylko musi być jakiś ciąg dalszy. Wszystko jest ważne - spacery, mikroelementy, pogoda, huśtawki hormonalne - człowiek to jedna złożona całość i wiele rzeczy składa się na takie a nie inne sytuacje, samopoczucie, sposób podejścia. Tylko trzeba starać się ustalić priorytety. Tak jak pisałem p. doktorowi - trudno żeby osoba z fobia społeczna zaczynała od spacerów, tak jak ubierania nie zaczyna się od kurtki tylko od majtek. Ja się bardzo cieszę jak czytam takie posty jak Twój, bo pokazują że idziesz naprzód. Moja wściekłość budzą posty które w skrócie mówią - mam nerwicę x lat i nic z nią nie robię, ale mam jej serdecznie dość. Chciała bym/chciał bym żeby było jak dawniej. A potem jak padają konkretne propozycje dalszych kroków to cisza, i po dłuższym czasie kolejny post - czy strzykanie w lewej pięcie to także objaw nerwicy? A ile się bierze tego czy tamtego leku? I jak się popatrzy na historię to takie same posty od tych samych osób można znaleźć pół roku temu, rok temu... Druga kategoria to osoby które tuz pod postem o sposobach radzenia sobie z francą opisują po raz pierwszy swój przypadek i pytają jak sobie z tym radzić. Kurcze, piętro wyżej albo stronę wcześniej ktoś właśnie już to napisał. Ma to przepisać czy co? DAM RADĘ - jesteś wielka i mądra - Ty już wiesz czemu :) A kawa? kiedy tylko sobie życzysz. Tylko trzeci uczestnik libacji kawowej jest chwilowo wyjechany ;) pozdrawiam nerwowo
-
Witam, zaglądam tu coraz rzadziej, bo z jednej strony nie mam takiej potrzeby - poradziłem sobie z nerwicą prawie rok temu, a z drugiej strony nie mam już siły prostować ciągle tych samych problemów. Jeżeli zależy Wam rzeczywiście na pozbyciu się nerwicy to zadajcie sobie troszkę trudu i sięgnijcie do starszych postów. Poczytajcie to co pisałem wcześniej, to co pisała JASMA i jeszcze kilka osób. Wejście na forum i wylanie swoich problemów to nie jest metoda, trzeba szukać i rzeczywiście chcieć coś z tym zrobić a nie tylko użalać się nad sobą. Myślę, że nie tylko mnie, ale innym osobom, które z nerwicy wyszły nie chce się po raz kolejny pisać tego samego, tylko dla tego ze nie chce się Wam sięgnąć wstecz. Kiedy zaczynałem pisać na tym forum, mając bardzo silną nerwicę lękową i 7 letni staż w borykaniu się z nią, najpierw poczytałem sobie - cofnąłem się o kilkanaście stron (bo trudno czytać wszystko od początku) i zacząłem czytać. Pomijałem posty z pytaniami o leki, o to czy to i tamto to mogą być objawy nerwicy, szukałem konkretów. Pozwolę sobie tylko na trzy uwagi: PIA - nie do końca się zgodzę z tym co napisałaś. Z nerwicą trzeba walczyć, bo inaczej nie uwolnimy się od niej. Walka polega na pracy nad sobą, zmianie percepcji otaczającego świata. Walczyć nie należy jedynie z objawami - objawy należy zaakceptować jako coś co samo zniknie wraz z nerwicą, a chwilowo mamy z tym problem, tylko że objawy nerwicowe ani nas nie zabiją ani nie doprowadzą do szaleństwa. Jedyne co te objawy robią to odciągają nas od meritum - szukamy chorób, leków zamiast walczyć z podstawowym problemem jakim jest nerwica i jej przyczyny. To objawy należy olewać i skupić się na walce z przyczynami. Tu pojawia się druga uwaga - jak walczyć? Dużo już o tym pisałem wcześniej i nie będę się powtarzał (zgodnie z powyższymi zastrzeżeniami), jeżeli ktoś chce to stare posty są dostępne. Powtórzę się z jednym - terapia. Psychoterapia, najlepiej w podejściu poznawczo - behawioralnym. Ten rodzaj najlepiej sobie radzi z nerwicą lękową. Na marginesie, KATIO31 intencja paradoksalna jest jedną z metod stosowanych przez behawiorystów. Takie rewelacje o skuteczności w kilka dni ogłaszaj dopiero, jak przez kilka miesięcy nie będziesz miał nawrotów, żadnych objawów i przede wszystkim będzie to tak wyglądać bez żadnych leków. Żeby zastosować tą metodę, najpierw trzeba wiedzieć do czego, a wiele osób nie zdaje sobie sprawy jakie są źródła ich nerwicy. Radzisz ludziom żeby złamanie leczyli unieruchomieniem. Bardzo fajnie i w sumie prawdziwie, tylko co w sytuacji kiedy to jest złamanie otwarte, złamanie żebra, lub kręgosłupa? MacGyver to bardzo fajny facet, ale jedynie w filmie. Życie to troszkę bardziej złożony proces. I w nawiązaniu do ostatniego zdania - Panie Kardiologu Marku Kośmicki, pisałem już wcześniej, ale chyba zbyt naokoło. Tak jak Pan pisze - *Na rower jeszcze za wcześnie, bo jest za zimno. Pływanie w basenie, jest dobre, jeżeli umie Pan pływać i basen nie jest daleko. Natomiast bardziej lub mniej intensywne spacery można wprowadzić do swojego codziennego zegara niemal na stałe. Warto chodzić 30 minut codziennie. To uspokaja i łagodzi napięcia emocjonalne.* I może warto zacząć to robić, zamiast pisać na tym forum, podpierając się dodatkowo tytułem lekarza kardiologa? Czy zdaje sobie Pan sprawę że pisze Pan również do ludzi z fobią społeczną dla których opuszczenie mieszkania to wyczyn porównywalny z wyprawą na koniec świata? Dla których rozmowa z innym człowiekiem to wysiłek porównywalny z pogłaskaniem głodnego tygrysa? Na pierwszy rzut oka widać że Pana wiedza na temat nerwicy lękowej to czysta teoria nie poparta nawet bezpośrednim kontaktem z takimi ludźmi, nie mówiąc o doświadczeniu własnym. Nie podważam Pana wiedzy z dziedziny kardiologii, bo nie wiem jakim jest Pan kardiologiem i niewątpliwie nie mam wystarczającej wiedzy. Natomiast sprawy nerwicy niech Pan zostawi swoim kolegom psychiatrom i psychoterapeutom. Tak bardziej łopatologicznie - jak by Pan się zachował gdybym Pana pacjentom z mocno zaawansowaną choroba niedokrwienną serca spowodowaną hiperlipidemią, paleniem tytoniu od 40 lat itd. i w efekcie poważna miażdżycą naczyń wieńcowych napisał *każdy człowiek w jakimś okresie swojego życia może mieć podobne do Pani problemy* proszę sobie zacząć jeść benecol w postaci margarynki lub jogurciku. To pomaga... Lekarz nie powinien wykraczać poza swoje umiejętności zawodowe przy wykonywaniu czynności diagnostycznych, zapobiegawczych, leczniczych i orzeczniczych. Jeżeli zakres tych czynności przewyższa umiejętności lekarza, wówczas winien się zwrócić do bardziej kompetentnego kolegi. Art 10 Kodeksu Etyki Lekarskiej, a pewnie Art 1.3 też by tu miał zastosowanie... Trochę szacunku Panie doktorze dla ludzi którzy cierpią i którym nie potrafi Pan pomóc. I odrobina odpowiedzialności! Protekcjonalne potraktowanie kogoś nie spowoduje, że jego problem przestanie istnieć, nawet jeżeli wydaje się on Panu wydumany. Człowiek to całość a nie składowa części. A tak na marginesie rzuciłem okiem na inne wątki - odpisywanie ludziom na posty po pół roku, nie ma sensu - chyba że to taki rodzaj zabawy... Pozdrawiam nerwowo
-
PIA bardzo się cieszę bo jesteś przykładem osoby która poszła do przodu, oczywiście to wszystko nie jest łatwe i nasza głowa buntuje się nieustannie. trzeba być wytrwałym i nieustannie pamiętać że nikt za nas tego nie zrobi oraz to ze wszystkie te trudy to nic w porównaniu z tym jaj nam daje popalić franca. Tak jak już pisałem, przychodzi zwątpienie, przychodzą gorsze dni i człowiek m dość. Marzy o tym żeby nażreć się psychotropów i mieć to wszystko z głowy, ale na szczęście przychodzi refleksja że psychotropy już były i gówno tego wyszło, problem istniał dalej a żarcie tabletek nic nie dało. Uwierz, przychodzi taki dzień kiedy światełko w tunelu staje się wyraźne, a potem kolejny, kiedy budzisz się rano, z pod kołdry wyłażą poranne obawy i lęki a Ty się już nie boisz i zaczynać się śmiać z francy, że tylko na to ją stać. Depresja i poczucie beznadziejności to także stan normalny. Myślę ze to także jest coś normalnego, to tak jak maratończyk po biegu albo żołnierz po walce. Już ma dość i tylko chce odpocząć. Ale to przejściowy stan, trzeba odpocząć nie za długo, otrząsnąć się i ruszyć do przodu. Wygrywanie z francą męczy, ale także zaraz napełnia nową nadzieją na w końcu lepsze funkcjonowanie nie skażone francowatymi problemami :) BRUNETKO to co piszesz także napawa optymizmem, już nie płyniesz z prądem wyznaczanym przez nerwicę ale tworzysz własny nurt i dodatkowo wyciągasz wnioski z tego co się dziele - super. Jeszcze tylko trońkę więcej wiary w siebie. Bardzo ładnie sobie radzisz i to jak ktoś inny znalazł pracę może być ciekawe, ale Ty musisz znaleźć własną drogę. Podobnie z psychoterapeutką - bardzo budujące że znalazłaś zaufaną osobę. Ale ta druga mamusia mnie zaniepokoiła. To ma być doradca a nie opiekun i to Ty sama musisz podążać dalej. Pempowinka do przecięcia i okręcik rusza na szerokie wody - dasz sobie radę bo już wiesz bez porównania więcej niż kiedyś - odwagi, trzymam kciuki. Pozdrawiam nerwowo
-
Witam nowe forumowiczki!!! Dziewczyny, zadajcie sobie troszkę trudu i poczytajcie stare posty, nie mówię wszystkie bo si e nie da, ale tak z 10 stron wstecz. Chodzi o to żeby nie powtarzać pewnych rzeczy co 2 strony. Dla lepszego nastrój, nadziei napisze tylko króciutko. Z nerwicy się wychodzi. poszukajcie dobrego psychoterapeuty - odrobina pracy nad sobą pod jego okiem i będzie pięknie i radośnie. MALWINA 30 z tego co piszesz wynika że jesteś osobą bardzo wrażliwą, ale przy okazji poznałaś już zbawienną rolę psychoterapii. Myślę że powinnaś wrócić na terapię - chyba dobrze by było do tego samego terapeuty bo już się znacie i chyba masz do niego zaufanie. Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA oczywiście, że kojarzę, nawet jutro będę przejeżdżał to Ci pomacham :) A tak na poważnie zapytałem o to po to żeby się z grubsza zorientować, bo na tym forum są ludzie z różnych stron i czasami w małej miejscowości naprawdę mają problem z dostępem do specjalistów - po prostu ich nie ma. Nie znam żadnego terapeuty z Rybnika ale może inni forumowicze cos podpowiedzą - warto iść do kogoś sprawdzonego. Pozdrawiam nerwowo P.S. IGNAC nie IGNACY :-)
-
MALINKAAA psychoterapeuta najczęściej jest psychologiem, czasami zdarzają się psychiatrzy którzy są psychoterapeutami. Tylko i wyłącznie do psychoterapeuty, bo psycholog to o wiele szersze pojęcie (np. taki co robi psychotesty dla kierowców to też często psycholog). Mam prośbę, jeżeli to nie jest tajemnica, z jakiej jesteś miejscowości? Jeżeli to jakaś maleńka miejscowość to koło jakiego troszkę większego miasta? Jeżeli nie chcesz się *chwalić* wszystkim to może tyko mnie na ucho :), czyli na maila ignac.ignac@vp.pl Oczywiście jeżeli chcesz podać, jeżeli nie, to nie było pytania. A tak jeszcze na marginesie to dwa opisy w Twoim echu wyraźnie wskazują na to że serducho waliło Ci jak młoteczek pneumatyczny - serce hiperkinetyczne oraz znaczna trachykardia. To świadczy tylko i wyłącznie o silnym stresie i sądzę że informacja o silnej trachykardii została podana, ponieważ może mieć to znaczenie dla prawidłowej oceny wyników. Tak jak już napisałem nie jestem fachowcem, ale małe niedomykalności kojarzę z bardzo wielu wyników echa moich znajomych, więc także sądzę że wynik jest prawidłowy. Jeżeli mogę coś radzić, to skonsultuj ten wynik z kardiologiem (nie wiem czy nie powinnaś spróbować na NFZ, wydaje mi się że do kardiologa nie potrzebne jest skierowanie i kolejki wcale nie muszą być długie) bo warto się uspokoić, skoro go już masz i daj sobie spokój z dalszymi badaniami. W Twoim wieku trudno sobie wyobrazić problemy z sercem inne niż wady wrodzone, a to by Ci wyraźnie napisali w wynikach echa. Na wieńcówkę będziesz mogła sobie zapracować za jakieś 30 lat, jeżeli nie będziesz zupełnie o siebie dbać. Szkoda czasu dziewczyno. Dobra terapia w Twoim wieku powinna pójść szybciutko i będziesz miała z głowy nerwicę - im szybciej tym lepiej bo nie utrwalisz sobie błędów zbyt mocno a i korygowanie ich także powinno pójść całkiem łatwo. Nakręcając się karmisz tą francę niepotrzebnie, a ja trzeba pogonić zamiast hołubić :) Dobrej nocy Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA czemu nie zapytałaś lekarza który robił badanie, czy cos z niego wynika? Przecież on by Ci najszybciej powiedział. Dla mnie jako dla laika z tego opisu wynika na pewno jedno - w trakcie badania byłaś strasznie zdenerwowana i serducho waliło Ci jak oszalałe. Nie wiem czy to nie przeszkadza w uzyskaniu prawidłowych wyników.
-
Witam, znów postaram się troszkę hurtem, ale każdy pewnie rozpozna co dla kogo, a w sumie to pewnie wszystko dla wszystkich :) Kolejne spojrzenie na nerwicę - pisałem że to nie choroba, że napięcie mięśni jest jednym z typowych przyczyno-skutków itd. , wszystko zależy od tego z której strony na nią patrzymy; wszystko się składa jednak na pewien obraz ogólny tego stanu. Tym razem o początkach, czyli pierwszym spuście - pierwszym *widocznym* objawie nerwicy, od którego z reguły zaczynamy zauważać że cos jest nie tak. Nerwica nie zaczyna się powoli, tak jak pisałem, jest to wynik konfliktów wewnętrznych i to po prostu latami narasta. Oczywiście odwoływanie się do babć i dziadków ma sens, bo wprawdzie nie jest to choroba i tym bardziej nie jest to choroba genetyczna, ale osoby o pewnych cechach charakteru maja większe skłonności do wpadania w nerwicę. Charakter troszkę dziedziczymy, troszkę kształtuje nam go wychowanie (nie będę tu decydował co bardziej, bo jest to odwieczny spór naukowy - dziedziczenie czy socjalizacja, co kształtuje człowieka), dla tego nic dziwnego, że dostajemy go tą czy inną droga po przodkach. Sama tendencja jednak nie wystarczy, dokładają się także kolejne sprawy - warunki, rola społeczna, otoczenie itd. W takich to okolicznościach narasta sobie zbiór przyczyn, które w efekcie wybuchają nerwicą. To tak troszkę jak z trującymi grzybami, są takie które po zjedzeniu od razu powodują problemy, a są takie które niby są jadalne, ale zawarte w nich toksyny powoli odkładają się w organizmie i po iluś latach spożywania grzybków w końcu ilość toksyn przekracza dopuszczalna granicę i zaczynają się problemy zdrowotne. Z nerwicą jest tak samo - konflikty, stres, problemy, przeżycia traumatyczne, to wszystko odkłada się w jakiejś części w nas i gromadzi a dodatkowo może implikować próby dostosowania się do tych wszystkich spraw, które są właśnie dostosowaniem do a nie rozwiązaniem samego problemu i to także narasta i się kumuluje. Problem osób z nerwicą w początkowej fazie wynika najczęściej właśnie z tego powolnego narastania. Zdarzyły się jakieś problemy, często podświadomie udało się oswoić, jakaś trauma z przed lat, która właściwie już nie boli, a jednak; trudniejszy okres w pracy/szkole owocujący stresem; stres codzienny - czy się dostanę, czy zarobię, czy osiągnę, czy się uda itd. I tak sobie rośnie ta ilość *śladów* które w nas zostają i pewnego pięknego dnia czara się przelewa. No i cóż, jest piękny pogodny dzień, żadnego stresu ani problemów dzisiaj akurat nie było, wręcz przeciwnie i nagle bach!!! pierwszy raz nami telepnęło. Zaczynamy więc kombinować - jaki jest powód? Ponieważ efekty były jak najbardziej odczuwalno somatyczne, to idziemy oczywistymi ścieżkami i szukamy choroby. Ponieważ choroba się nie znajduje to nasz niepokój wzrasta, bo podświadomość podsuwa czarne scenariusze. Acha, nie znaleźli, czyli to pewnie jest coś bardziej strasznego niż *zwykła* choroba, koro *zwykłymi* badaniami nie dało się jej wykryć. To się oczywiście nie dzieje w tak *przemyślany* sposób, to są działania odruchowe, podświadomość i masa drobnych myśli, które skutkują takimi wnioskami. Oczywiście w pewnym momencie pada hasło *nerwica*, ale którzy by tam wierzył w taką bzdurę! Po pierwsze mój racjonalny mózg, którym przecież JA steruje nie mógł by *stworzyć* takich reakcji, a po drugie jaka nerwica, kiedy ostatnio nic się takiego nie dzieję, nie denerwuje się, nie było jakichś wyjątkowych wydarzeń, spokój i codzienna rutyna. To jest myślę główny powód tego, że znacząca część nerwicowców ma prawie identyczne scenariusze początków nerwicy. Bieganie po lekarzach, badania, kolejne bieganie i tak w kółko. Z jednej strony otoczenie zaczyna mieć dość - bo przecież nic Ci nie jest, z drugiej strony nie dopuszczamy myśli że to jednak nerwica, że ona może dawać takie objawy i nie walczymy z nerwicą. To pokazuje z jakiego błędnego koła trzeba się wyrwać, po to aby skupić się na problemie, ale pokazuje także inne rzeczy. Po pierwsze obala mit o racjonalnym rozumie - wolimy mieć raka, zawał itp. niż nerwicę - racjonalne? Wogóle. Trzeba spróbować właśnie zracjonalizować całą sytuację i wtedy wszystko staje się jasne. Wiedząc że nerwica narasta latami, przestajemy się dziwić dla czego kolejne objawy, ataki pojawiają się w momentach, które wydają nam się zupełnie neutralne lub wręcz pozytywne. Tu dwie dodatkowe uwagi - pierwsza to taka że obiegowe opinie stawiają znak równości między nerwicą a nerwowością, a to jest zupełnie co innego. Często można się spotkać z opinia - mój tata miał nerwicę; a dla czego tak sądzisz; bo straszny był z niego choleryk w często wpadał w furię. Wniosek - tata był furiatem a nie miał nerwicę. Druga to taka, że wbrew pozorom każdy spust ma swoją przyczynę. Często jest to sytuacja/wydarzenie które nam się nie kojarzy, nie zwracamy na nie uwagi bo zbyt nieistotne i zbyt drobne żeby wywołać takie stany. Zapominamy że stany wywoływane są kroplą która przelewa czarę i z definicji kropli jasno wynika, że wydarzenie/sytuacja mogą być tych samych rozmiarów. Nauczenie się wychwytywania takich bezpośrednich przyczyn bardzo pomaga zarówno w doraźnym radzeniu sobie z atakami jak również walce z nerwicą. Jeżeli przyjrzymy się objawom nerwicowym, to jasno widać, że są to logiczne i prawidłowe reakcje organizmu, tylko bodziec je wywołujący jest *wymyślony* a nie realny. Atak paniki w związku z tym wydaje się nie mieć przyczyn, jest *zainicjowany* przez nasz mózg a nie np. przez wyskakującego z krzaków tygrysa. Jeżeli tak na to popatrzymy, to sprawa znów staje się bardziej oczywista i realna, bo mózg nie tworzy całego ataku, tylko go inicjuje; mózg nie tworzy fałszywego bólu, tylko go inicjuje - potem już działa normalna zdrowa fizjologia. Przekładając na przykładowy konkret, to nie mózg wysyła fałszywe informacje o bólach w klatce piersiowej, tylko naprawdę nas boli - tyle że ból pochodzi od dociśniętych napiętymi mięśniami i kręgami korzeni nerwowych, napięte mięśnie są efektem lęku a właściwie adrenaliny przelewającej się w ilościach hurtowych w naszym krwioobiegu i do tego miejsca działa prawidłowa zdrowa fizjologia, która działa wg zasady dociskasz mnie, rozluźnij mięśnie bo to niekorzystne!!! Nie słyszysz? No to ja Ci wyślę wyraźny komunikat - ała boli. W normalnej sytuacji, np. dźwigania wiadra z wodą, taki komunikat ała spowoduje odstawienie wiadra i pozwolenie plecom odpocząć. Różnica polega na tym, że w przypadku nerwicy wiadra nie ma, jest sam komunikat mózgu. To właśnie tą drobniutka część twory nasza głowa, a nie samo odczuwanie bólu. Na tym przykładzie można również pokazać kolejny element, przez który nerwicowcowi trudno uwierzyć że to nie jakaś choroba somatyczna. Mamy wyżej opisaną sytuację i dochodzi do typowej reakcji na pewien sygnał. W normalnej sytuacji znamy najczęściej antidotum - odstaw wiadro z wodą. W sytuacji nerwicowej okazuje się że żadnego wiadra nie ma!? I co w związku z tym? Dezorientacja, myślenie schematyczne, próba znalezienia rozwiązania, znów myślenie schematyczne i efektem jest schematyczne rozwiązanie - skoro mnie boli tak jak przy dźwiganiu wiadra a wiadra nie ma to znaczy że ból jest wynikiem choroby. Takie schematy myślowe ćwiczymy od dzieciństwa, bo pozwalają nam nie zastanawiać się nad każda drobną czynnością tylko działać. W tym wypadku myślenie schematyczne jest błędem i tworzy problem, ale bez wiedzy czy racjonalizacji którą opisałem wyżej, nie mamy żadnych powodów żeby tym razem nie stosować schematu, tylko zastanowić się. Zawsze powtarzam że wiedza jest jednym z głównych oręży w walce z francą. Wiem że powyższe opisy są w dużej części dużymi uproszczeniami, ale celem jest poznanie mechanizmu a nie zgłębianie ludzkiej fizjologii. Jak ktoś ma potrzeby w tym drugim kierunku to polecam wieloletnie studia medyczne na którejś z renomowanych uczelni :) Teraz kilka konkretnych odpowiedzi MALINKAAA widzę że już chyba sama odpowiedziałaś sobie na pytanie - każda prywatna przychodnia, lub państwowa świadcząca także usługi poza NFZ, która robi echo serca zrobi Ci takie echo bez skierowania. Jeżeli chodzi o test wysiłkowy to sama musisz zdecydować. Ja już dawno napisałem że masz nerwicę i te badania są niepotrzebne. Chcesz to sobie zrób. Znów będą pozytywne wyniki i będziesz szukała kolejnych badań - jeszcze lepszych jeszcze dokładniejszych. Uprzedzam że kolejnym badaniem jest koronografia - tyle że jest to już badanie inwazyjne, obarczone ryzykiem powikłań. Badania możesz robić w nieskończoność, efekty będą dwojakiego rodzaju: albo nic Ci nie wyjdzie i będziesz w nieskończoność szukać kolejnych badań, albo wyjdą Ci jakieś drobiazgi - bo każdy ma jakieś drobne przypadłości które nie przeszkadzają w normalnym życiu - i będziesz jako nerwicowiec zadręczać się tymi drobiazgami. LAURA93 z Twojego opisu masz tak klasyczną nerwicę że tylko używać Cię w podręcznikach. Dodatkowe działanie anty jest zupełnie oczywiste - stres i nerwica wytracają całe wydzielanie wewnętrzne do góry nogami, jeżeli jeszcze dokładasz sobie środki, które powodują zmianę gospodarki hormonalnej w organizmie to się nie dziw efektom. Z tego co pamiętam to jest to klasyczny działanie niepożądane opisane w każdej ulotce od anty. MONIKAS Przepraszam że napisze tak wprost, ale przeczytaj to co sama napisałaś, włączając maksymalny obiektywizm. Napisałaś m.in. *nie jestem w stanie zrobić nic dla siebie a czasami tego wymaga terapeuta. Jestem też bardzo niecierpliwa a w tej chorobie to bardzo przeszkadza.* Czy terapeuta chce się pozbyć nerwicy, czy Ty się chcesz z niej wyzwolić? Terapeuta (oczywiście dobry terapeuta) sugeruje pewne kierunki, rozwiązania; a to co z Tym zrobisz i w jaki sposób, jest już tylko i wyłącznie Twoja decyzją. Uczciwość wobec samego siebie - to jest jedna z pierwszych rzeczy, na które trzeba się zdobyć przystępując do zapasów z francą. Oszukiwanie samego siebie to droga do nikąd. Ja odczytuje to co napisałaś tak: oczekuje od terapeuty gotowych scenariuszy, sposobów jak funkcjonować w ramach nerwicy, którą uważam za chorobę; najlepiej takich które w żaden sposób nie naruszą obecnego status quo. Boleję także nad tym że niecierpliwość przeszkadza mi przystosować się do życia z tą chorobą, bo udało by mi się jakoś żyć z tym ciężarem, gdyby nie ta niecierpliwość. Szczerze to jest straszne. Twój organizm wyraźnie daje Ci znać, że układy w których funkcjonujesz na co dzień poważnie naruszają Twoje potrzeby, zapatrywania, oczekiwania. Zaakceptowałaś to jako konieczność i próbowałaś dostosować się do tego, na rzecz spokoju wygody czy Bóg wie czego tam jeszcze. Musisz sobie uświadomić że Twój mądry organizm, mądrzejszy od Ciebie, mówi stanowcze nie. Ty się zgadzasz ulegając, ale tak naprawdę to w ogóle nie Twoja bajka i musisz coś zmienić, bo dłużej tak się nie da. W związku z tym musisz podjąć decyzję - albo tkwisz w tym dalej i akceptujesz skutki w postaci objawów/złego samopoczucia/frustracji, albo zaczynasz to zmieniać. Innego wyjścia nie masz. Nie mogę, nie potrafię to są tylko wykręty. Jeżeli Twoje dziecko narżnęło w pieluchę i było całe wymazane g....em aż po pachy, to pewnie także widok i smród przyprawiał Cię o mdłości, ale wtedy nie mówiłaś nie mogę, nie potrafię tylko brałaś się do przewijania mycia i zakładania świeżutkiej i pachnącej nowej pieluszki. Mogłaś oczywiście powiedzieć nie mogę, nie dam rady i zostawić dzieciaka aż by się odparzył, ale wiedziałaś że tak nie możesz postąpić. Dla czego w tej chwili nie potrafisz wyrzucić ze swej egzystencji tego g....a w postaci francy i spróbować zapewnić sobie czystej i pachnącej pieluchy? Jak długo będziesz jeszcze chodziła z tym ładunkiem w portkach? Jak długo będziesz tolerować odparzenia? Wszystko jest trudne zanim nie stanie się łatwe, ale żeby wygrać trzeba grać. Hasła reklamowe są często bardzo mądre. I zobacz, dzieciak po przewinięciu jest ten sam, tylko zadowolony i spokojny. Dla czego tak bardzo się boisz zmienić czegokolwiek w swoim życiu i szukasz głupich wykrętów. Zmiana nie oznacza zrujnowania, zmiana nie oznacza zniszczenia. Na szczęśliwą kobietę czekają dzieci i pewnie mąż też - daj im ten prezent, bo będzie to przede wszystkim prezent dla siebie samej. Najcudowniejsza rzecz jaka możesz sobie podarować. Pomyśl o tym i przestań sama sobie wmawiać takie koszmarne bzdury. Nie dam rady, nie potrafię - bzdura, dasz radę a jak nie potrafisz to się naucz. Chodzić też kiedyś nie potrafiłaś. I nie opowiadaj o wykształceniu które przeszkadza, bo ja mam za sobą dwa fakultety w naukach społecznych i kiedyś też tak chrzaniłem, że mnie terapeuta nie pomoże bo za dużo wiem. Straciłem na takie bzdury 5 lat życia. A teraz nerwica jest wspomnieniem... Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA ja robiłem 2x echo bez skierowania. Tylko coś dziwnego opowiada ten kardiolog, wprawdzie nie jestem lekarzem ale echo serca to jest właśnie USG serca - jedno i to samo badanie. Właśnie pomyślałem i sprawdziłem u wujka googla - dokładnie USG Serca to jest echo serca. Być może szkoda wydawać kasę, pewnie Ci zrobił echo serca tylko nie wydrukował żadnych obrazów i nie napisał na bieżąco opisu. Normalnie lekarz robi badanie, i na jego podstawie sam sporządza opis z tego co widzi. Jeżeli tego nie zrobił, bo uznał że robi to badanie na własne potrzeby, to teraz z głowy go nie odtworzy, ale przecież powiedział Ci ze wszystko jest w porządku, także kolejne echo potwierdzi to samo tyle że na piśmie. Naprawdę szkoda kasy, lepiej za te same pieniądze umów się na spotkanie do jakiegoś sprawdzonego psychoterapeuty Pozdrawiam nerwowo
-
MONIKAS jeżeli będziesz się tylko zastanawiać to nic się nie zmieni. Nerwica to przede wszystkim nie choroba, to jest protest organizmu przeciwko czemuś, co w Twoim życiu jest nieakceptowalne dla organizmu. Cudownym lekiem jest poradzenie sobie z tym problemem, ale żeby to zrobić trzeba wziąć się do pracy nad sobą, odkryć przyczyny i zmienić to przeciw czemu Twój organizm się buntuje, sygnalizując to tak, że bardziej nie można. Znajdź dobrego terapeutę i spróbuj. Po Twoich objawach można sadzić, że źródło nerwicy tkwi gdzieś w sytuacji domowej, skoro to ona Cię tak rozstraja a w pracy jest zupełny spokój. Pisałem na tym forum wielokrotnie co i jak; ostatnio zmusiłem się do przedstawienia tego ponownie. Cofnij się o kilka stron, poczytaj posty i bierz się do roboty. Chyba że w sumie pasuje Ci tkwienie w takim stanie i tylko szukasz towarzyszy niedoli. Ja wiem, że marzy Ci się cudowna pigułka - łykasz i po sprawie. Jeżeli rozejrzysz się wokoło to taka pigułka nie istnieje w żadnej dziedzinie. Oczywiście jest cała masa oszustów, którzy zaoferują Ci taką pigułkę, potem jeszcze raz i jeszcze raz - aż zmądrzejesz. Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA wiem, że zabrzmi to banalnie, ale rozumiem Cię doskonale. Napisze to jeszcze raz bo wiem w jakim stanie jesteś i jaki to trudny ale i kluczowy moment. Poczytaj, postaram się skracać i nie nudzić Moja *przygoda* z nerwicą zaczęła się mniej więcej 8 lat temu. Pewnie zaczęła się znacznie znacznie wcześniej, ale trudno jest liczyć lata od niewiadomej, więc liczę je od pierwszego epizodu nerwicowego. Moje serducho zwariowało, waliło jak głupie a ja jechałem do domu. Przejeżdżając koło szpitala byłem o krok od skręcenia na izbę przyjęć, ale strach przed szpitalem mnie powstrzymywał. Tak się zaczęło. Potem były różne etapy - umieranie na zawał - autentyczne i przerażające, tyle że nieprawdziwe bo nie umierałem; napady panicznego lęku; czekanie na ten lęk i strach, że zaraz się znów zacznie; duszności; bóle w klatce; zawroty głowy; szumy i piski w głowie i wiele wiele innych objawów. W pierwszej kolejności było bieganie po lekarzach, głownie do kardiologa i badania które wychodziły prawidłowo. Zasłabnięcia, kołatania serca, panika, strach i tak w kółko. W końcu trafiłem do lekarza pierwszego kontaktu, który już po pierwszych słowach stwierdził, że mam nerwicę i powinienem zacząć brać leki bo po nich świat będzie kolorowy i wspaniały (rozstrzelać babę i pozbawić prawa do wykonywania zawodu). Byłem gotów na wszystko, miałem dość. Pomimo, że byłem wcześniej przeciwnikiem leków, wręcz nabijałem się z osób je biorących i byłem silny psychicznie, tak mi to wszystko dopiekło, że prosto z przychodni pobiegłem do apteki, kupiłem i już w drzwiach, nie popijając, wziąłem pierwszą tabletkę. Dotarłem do pracy, usiadłem - cały czas wsłuchując się w siebie, żeby sprawdzić jak te opluwane psychotropy na mnie podziałają. Czułem się coraz lepiej, z minuty na minutę z godziny na godzinę - po tej pierwszej tabletce. I wtedy obudził się zdrowy rozsądek i przyszła pierwsza refleksja. SSRI zaczynają działać po ok. 2 tygodniach, już wtedy to wiedziałem, z resztą p. doktor wyraźnie to powiedziała. Ja po pierwszej tabletce byłem uzdrowiony - bzdura. To był pierwszy moment, w którym mój rozsądek zrozumiał, że to jest nerwica a nie jakakolwiek choroba somatyczna. Skoro głowa wyprodukowała uleczenie pierwszą tabletka to same objawy tym bardziej mogła wyprodukować. Rozsądek, ale nie ja. Bo w ilu sytuacjach kierujemy się zdrowym rozsądkiem? Zapisałem się do psychologa, takiego pierwszego z brzegu. Po pierwszych 4 spotkaniach stwierdził, że nie ma na mnie pomysłu i zapytał czy byłem u psychiatry i jak on zdiagnozował moją przypadłość. Depresja, nerwica? A ja nie byłem u psychiatry. Mój stan po kilku dniach euforii wrócił do wcześniejszego stanu. Zacząłem w końcu brać lek, tym razem czekając na jego efekty. Obiecałem nie zanudzać, więc pominę kolejne prawie cztery lata krótkim podsumowaniem. Terapia u kolejnego terapeuty, 8 spotkań, poczułem się wyleczony, odstawiłem leki, trzy tygodnie objawów odstawiennych, pół roku przerwy i nawrót nerwicy, kolejna terapia która potwierdziła że te wcześniejsze 8 spotkań było bzdurą nie mogącą nic zmienić, doprowadzony do ściany zacząłem kolejny lek, odstawiłem, potem trzeci. W tym czasie, pomimo, że mój rozsądek wyraźnie wskazywał na nerwicę, ja nie wierzyłem. Biegałem po lekarzach, robiłem kolejne badania i wszystko wychodziło poprawnie. Wbrew rozsądkowi i wynikom stwierdzałem, że coś przeoczyli, wiec próbowałem znów. Był okres kiedy EKG robiłem po kilka razy w tygodniu, nieustannie mierzyłem ciśnienie i szukałem chorób, bo lekarze się nie znają i coś na pewno przeoczyli; echo serca robiłem 3x w roku. W tym czasie odpuściłem sobie mocno pracę, w domu byłem skupiony na sobie i moich objawach, bliscy mięli dość moich narzekań, bo przecież wyniki były poprawne i coś sobie ubzdurałem, a ja byłem na nich wściekły bo cierpiałem a oni mnie nie rozumieli. Przecież ja byłem poważnie chory, tylko lekarze nie stwierdzili jeszcze na co i zamiast mi pomóc szukać choroby i roztkliwiać się nade mną oni patrzyli jak na upierdliwą muchę. W chwilach przebłysków rozsądku szukałem specjalistów od nerwicy, w pozostałych szukałem chorób, objawów, biegałem po lekarzach i cierpiałem, bardzo rozżalony - dla czego ja, dla czego nikt mi nie chce pomóc, dla czego nikt mnie nie rozumie. Na szczęście cały cas miałem świadomość tego, że nie mogę dłużej trwać w takim stanie. Znalazłem terapeutkę, ale tym razem dokładnie sprawdziłem kto to, przedstawiła mi swoje warunki, ja je zaakceptowałem i zacząłem terapię, tym razem z prawdziwego zdarzenia. To jest kolejna data od której liczę swój okres walki z nerwicą, bo to co było wcześniej, uważam za czas stracony, zmarnowany. 5 lat przeleciało mi koło nosa. Po pół roku odstawiłem leki, po prawie roku przestałem się buntować na to co mi pokazywała terapeutka w moim życiu, jako powody, przyczyny oraz źródła mojego stanu oraz alternatywy trwania w nim lub wyjścia z niego. Ponieważ nie uprawiała prowadzenia za rączkę i dawania gotowych recept, sam musiałem wyciągać wnioski, myśleć i decydować. Ciągle jeszcze buntowałem się, znajdowałem wszelkiej maści wykręty i usprawiedliwienia; ale na szczęście powoli szedłem do przodu. Żeby lepiej zrozumieć co się ze mną dzieje i o czym mówi do mnie terapeutka, zacząłem pogłębiać swoja wiedzę, co było o tyle łatwiejsze że miałem solidne podstawy psychologiczne, choć w brew pozorom czasem była to większa przeszkoda niż pomoc. Było coraz lepiej, aż nadszedł poważny kryzys. Trwał około 3-4 miesięcy w trakcie których łaziłem po ścianach prawie nieprzerwanie, bo praktycznie skończyły się ataki paniki, ale przerodziły się w stan potwornego zdenerwowania i niepokoju który potrafił mnie trzymać nawet i ponad tydzień. W trakcie kolejnej eskalacji, kiedy znów moje myśli krążyły wokół jedynego pytania - gdzie znajdę kogoś kto mnie wyciągnie z tego stanu przyszło olśnienie. Żeby podkreślić jak silna była to paranoja na temat kogoś, kto mi w końcu pomoże mogę tylko wymienić gdzie szukałem *ratunku*. W tym czasie zaliczyłem 2 psychiatrów, pomimo ze moja pani doktor, która mnie prowadziła od początku, jest genialnym lekarzem, tybetańskiego zielarza, bioenergoterapeutę, kilka *wspaniałych * ziół z rożnych stron świata, księdza, super kardiologa oraz niezliczone super sposoby z internetu, z których na szczęście nie skorzystałem. Były także wcale nie rzadkie chwile, w których pomimo zaawansowania terapii, wiedzy i doświadczenia, wracałem do pomysłów z niezdiagnozowana chorobą. Do leków także nie chciałem wracać, ale kilka razy wspomogłem się lekami doraźnymi, aż raz doprowadziłem się takim koktajlem do takiego dygotu, że nie mogłem się uspokoić i byłem tak pobudzony (po lekach na uspokojenie - celowo nie wymieniam jakich) że pewnie jak bym wziął niewielki rozbieg, to wszedł bym po ścianie na pałac kultury. Wracam do olśnienia - zobaczyłem siebie dzwoniącego do kolejnego psychiatry, siedzącego u bioenergoterapeuty itd. i wszystko to z zerowym efektem. Pierwsza myśl była taka że nie potrafią mi pomóc, bo to niewłaściwe albo nieudolne osoby. Ale natychmiast przyszła refleksja - to nie prawda, przecież starannie dobierałem te osoby, to już nie były przypadkowe wizyty na chybił trafił, oni na prawdę chcą mi pomóc i się starają. Problem polega na tym, że nie są mną i nie mogą mi poprzestawiać w głowie, zabrać błędów, zmienić podejścia, posprzątać życia, oduczyć nawyków. To wszystko mogę zrobić tylko ja sam. Oni natomiast są fachowcami i mogą mi w tym doradzać, dając to co wiedzą najlepiej. Oczywiście nie wszyscy. Przestałem biegać do bioenergoterapeuty, zrezygnowałem z dodatkowych lekarzy i zacząłem czerpać i zastanawiać się. Tybetańczyk świetnie doradzał dietę i podejście do codziennych spraw, psychiatra pilnowała żebym nie wrócił do leków i konsultowałem z nią swoje pomysły i wiadomości, podobnie z terapeutka która wskazywała niezauważone, przypominała o pewnych rzeczach z przeszłości, doradzała sposoby pracy nad pewnymi sprawami, pokazywała realia itd. Okres kryzysu powoli się wyciszał, już nie chodziłem po ścianach, już nie goniłem za własnym ogonkiem szukając pomocy na prawo i lewo, już ją miałem w sobie samym. I tu przyszła kolejna data, trzecia. Czerwiec ubiegłego roku. W tym to miesiącu stwierdziłem, że nie mam już żadnych objawów i to nie przez kilka dni, ale wcale. Że znakomicie sobie radzę z goniącymi mnie myślami, które wcześniej kończyły się atakiem. Że wszelkie strzyknięcia i pyknięcia, nie wywołują u mnie już żadnej reakcji nerwicowej. Z terapeutka ustaliłem spotkania raz w miesiącu, fajnie nam się gadało w trakcie tych spotkań i coraz mniej dotyczyły one terapii. Ponieważ moja terapeutka jest osobą bardzo doświadczoną to sobie podyskutowaliśmy wielokrotnie o różnych rzeczach które przeczytałem w fantastycznych książkach lub artykułach na temat nerwicy i pokrewnych. Kiedyś wcześniej zasugerowała mi, że to znów moja decyzja, kiedy skończyć terapię. I w końcu tak się stało. Pomimo fantastycznych rozmów, stwierdziłem że muszę się puścić, nawet tej odrobiny poręczy, którą pewnie gdzieś tam zachowuje jako pozostałość braku wiary w to że się skończyło i powiedziałem jej ze to było ostatnie spotkanie. Tak wyglądała moja historia nerwicowa w uproszczeniu i skrócie - po co to napisałem, ano po to żeby pokazać kluczowe punkty a przy okazji udowodnić że nie są to jakieś dente teorie, tylko kawał doświadczenia. Nerwica nauczyła mnie wielu rzeczy, ale dwie najważniejsze (chyba) to: - kieruje ją do Ciebie w twoim obecnym stanie, bardzo chyba podobnym do tego w którym się znalazłem podczas ostatniego kryzysu - tylko my sami możemy sobie pomóc. Wszystko inne i wszyscy inni mogą nam dostarczyć wiedzy narzędzi, wsparcia. Główną robotę musimy (musimy a nie możemy) odpracować (nie odwalić) sami. - druga, już może nie tak związana z tym co się obecnie z Tobą dzieje, ale bardzo pomocna w wychodzeniu z nerwicy oraz w codziennym życiu - zmienić możemy wyłącznie siebie i nikogo innego. Dopiero nasza zmiana/nasze zachowanie mogą wpłynąć na innych. I wpływają w niesamowity sposób, bardziej skuteczny od innych prób zmiany. Jeżeli chodzi o samą nerwicę to do powyższych *nauk* dochodzi jeszcze kilka drobniejszych prawd, stanowiących niezbędnik wychodzącego z nerwicy, taki nóż i widelec, podróżny komplet do szycia i suchy prowiant na drogę :) , a mianowicie - albo praca i wyjście albo objawy, trzeciej alternatywy nie ma; uczciwość wobec samego siebie bo wykręty nie służą niczemu i do nikąd nie prowadzą i nie ma drogi na skróty ani cudownej złotej pigułki, to jest pobożne życzenie i właśnie oszukiwanie samego siebie. Jedyny skrót to taki jak ten post i wiele innych, pokazujących które ścieżki są ślepe i na które szkoda czasu - skrót pozwalający uniknąć testowania błędów na sobie. Innych skrótów nie ma i już. JASMA oj tam oj tam :D. Że niby gniewasz się na mnie a przecież wszyscy doskonale wiedzą, że na mnie nie można się gniewać. Prawda?? Pozdrawiam nerwowo
-
MIRRA uwierz mi że takie posty jak Twój czytam z ogromną przyjemnością. Oczywiście nie dla tego że troszkę nam z JASMĄ cukrzysz, ale że pokazujesz jak powolutku ruszyć z miejsca we właściwą stronę :)) Trzymam kciuki i wszystko inne do trzymania w takich razach za powodzenie Twoich działań!!! MALINKAAA drobna rada w sprawie kasy. Jeżeli koniecznie chcesz zrobić sobie echo serca, żeby się uspokoić, to zrób je bez wizyty u lekarza. Na to badanie można się prywatnie umówić bez skierowania i zapłacisz tylko za badanie 100-120zł. Dostaniesz od razu wynik z opisem i tam będzie wszystko napisane - czy coś jest nie tak czy wszystko w porządku. Poza tym badanie wykonuje lekarz (nie pielęgniarka czy technik) wiec używając nieudawanego niepokoju możesz od razu podpytać się czy w tych wynikach jest coś niepokojącego. Jeżeli badanie wyjdzie prawidłowo to nie będziesz musiała iść do kardiologa i płacić za wizytę. Nerwobóle to bóle spowodowane podrażnieniem lub uszkodzeniem nerwu (spokojnie, czytaj dalej). Zwykle są dość silne i ich natężenie zmienia się. Charakterystyczną sprawą odróżniającą nerwobóle od ból wieńcowych jest to że nie zwiększają się wraz z wysiłkiem. Przy wieńcówce drobny wysiłek potęguje ból. Nerwobólom często towarzyszą zaburzenia czucia, niedowład, mrowienie czy drętwienie. Istnieje kilka rodzajów nerwobólów między innymi neuralgia międzyżebrowa, której najpopularniejszymi objawami są kłujące bóle w klatce piersiowej, często mylone z bólem serca. Przyczyny tej przypadłości nie są w pełni poznane ale z praktyki wiadomo że często spowodowane są stanami zapalnymi, uciskiem, często pojawiają się w sytuacji dużego stresu. Jest to zrozumiałe bo tak jak niedawno pisałem nerwica jest przypadłością napiętych mięśni, często są to mięśnie pleców co wpływa na kręgosłup, zmniejszające się przestrzenie międzykręgowe sprzyjają uciskowi na korzenie nerwowe. Kiepski wypoczynek, braki w spaniu spowodowane napięciami nerwicowymi stwarzają bardzo sprzyjające okoliczności. Nerwoból jest przeszywający i czasem tak silny, że można go porównać z kopnięciem przez prąd elektryczny. Lokalizacja dolegliwości bólowych zależy od źródła podrażnienia nerwów oraz obszaru za który dany nerw odpowiada. W przypadku nerwicy jest to najczęściej obszar klatki piersiowej. Ogólnie nerwobóle nie są groźne, ale bardzo nieprzyjemne same w sobie, a dodatkowo nam nerwicowcom dają powód do doszukiwania się różnych schorzeń. Aby uniknąć lub zminimalizować ich występowanie dobrze jest stosować metody zapobiegające podrażnianiu nerwów. Rozluźniać napięte mięsnie tak często jak sobie o tym przypomnimy - starając się przypominać sobie jak najczęściej, pilnować postawy przy staniu i siedzeniu, relaksacja w postaci gorących kąpieli z jakimiś olejkami (lawenda jest super), masarze rozluźniające, zadbanie aby pozycja w czasie snu była jak najbardziej komfortowa itd. Dodatkowo można sobie doładować magnez i wit. B, która ogólnie są wskazane przy nerwicy, ale na nerwobóle pięknie pomaga. Fajne są także dwie sprawy - zastąpienie tam gdzie się da siedzenia na nieruchomych meblach siedzeniem na dużej piłce - takiej jak np. dzieci używają do skakania. Utrzymanie na niej równowagi nie jest trudne, ale powoduje że nasze plecy są w ciągłym ruchu, co wpływa zbawiennie na ich stan. Piłkę można zastąpić tzw. *beretem* jest to taka gumowa poduszka pod pupę, dostępna w sklepach rehabilitacyjnych i sportowych - wygląda jak dwa frizbi złożone razem. Jest troszkę mniej skuteczna niż piłka ale działa podobnie i można jej używać w miejscach gdzie piłka wzbudziła by zdziwienie. Druga super rzecz na rozluźnienie to jest bieganie z rękami zupełnie luźno zwisającymi wzdłuż ciała. Podczas biegu łapki podskakują jak pajace na sznurku, wiec wygląda to komicznie i dla tego lepiej biegać tak w ustronnych miejscach. Trzeba też uważać, bo to wciąga i taka podskakująca energicznie łapka może pacnąć np. w głowę :) A na koniec reprymenda - MALINKAAA, nie wiem czy to co pisze JASMA to prawda, bo ja musiałem przeoczyć, ale jak Ty dziewczyno masz 18 lat to na 300% nie zapracowałaś sobie jeszcze bóle wieńcowe. Musiała byś się strasznie postarać i mieć zupełnie wyjątkowe predyspozycje żeby w tym wieku zapchać sobie krwioobieg płytkami miażdżycowymi. Także śmiało możesz sobie ten kierunek wymyślania odpuścić! Głowa do góry razem z nosem, nerwica jak ja okiełznać to całkiem pouczające przeżycie, musisz się tylko przestać się jej bać i zobaczysz że jest małą zabiedzoną francowatą francą, której byś nigdy do domu nie wpuściła tak z niej łajza. Jak się przestanie ja oglądać przez ogromne z przerażenia oczy to okazuje się być zupełnie niegroźna a wręcz śmieszna. Kopa w d.... i do widzenia. Nie pozwól jej łachać sobą. To Ty jesteś królową dyrektorem arcybiskupem i przewodniczącym siebie. Franca jest żałosnym obślinionym strzępem czegokolwiek. Z nerwicy się wychodzi, NAPRAWDĘ!!! Na nerwicę się nie umiera NAPRAWDĘ!!! Spróbuj zajmować czymś głowę żeby nie dawać myślą płynąc swobodnie. Szybko zauważysz że w takich momentach żadnych objawów nie ma - to jest kolejny dowód na to kto Ci to robi :) Warto o tym pamiętać przy następny6ch *atakach* Pozdrawiam nerwowo
-
MALINKAAA zgadzam się z Mary10 - szkoda kasy. Żeby dowiedzieć się czegoś interesującego u ortopedy w sprawie kręgosłupa będziesz miała poważny problem, bo: - strasznie ciężko znaleźć ortopedę od kręgosłupa - ja jestem z Warszawy i tu teoretycznie powinno się roić od takich, a szukałem dość długo - biodra, kolana, łokcie itp. ale kręgosłup? Niby każdy coś ci powie ale jak jest od wszystkiego to nie powie ci nic istotnego. - żeby coś powiedzieć musiała byś zrobić rezonans magnetyczny, bo na zwykłym prześwietleniu wiele rzeczy nie wychodzi, np. przepukliny. Koszt rezonansu to ok. 400 zł na każdy odcinek czyli jeżeli cały to x3. Na NFZ musiała byś wydębić skierowanie, a to nie jest takie łatwe przy droższych badaniach i czekać. Nie wiem jak gdzie indziej ale w Warszawie bez znajomości terminy są na maj - jeżeli Ci się to uda a nawet z prześwietleniem tylko, to jest jeden banalny test na ortopedę - jeżeli poprosi tylko o opis a nie obejrzy prześwietlenia albo rezonansu to znaczy że straciłaś czas. Jak się zna to nie bazuje na tym co mu inny lekarz napisał, jak się nie zna to straciłaś czas. - jeżeli coś stwierdzi to żeby coś z tym zrobić potrzebny jest fizjoterapeuta (nie fizykoterapeuta, bo ten zna się tylko na ćwiczeniach) a to kolejny wydatek bo na NFZ dostaniesz 10 zabiegów - standardem jest pole magnetyczne i laser, które są znakomitymi zabiegami ale po ustawieniu kręgosłupa, bo działają wspomagając regenerację tkanek. Po co je regenerować jeżeli nic wcześniej nie zostało zrobione. Dodatkowo dolegliwości pleców w nerwicy często wynikają z bezwiednego napinania mięśni, i przechodzą wraz z napięciem nerwicowym. Kardiolog jak najbardziej, ale żeby było porządnie to powinien zlecić echo serca i holtera. Tylko weź pod uwagę to co pisała JASMA oraz to że rano dość często nerwica daje znać o sobie, bo Ty nie zdążysz nawet pomyśleć ale Twoja podświadomość pracuje już pełną parą. Bóle w klatce piersiowej mające podłoże kardiologiczne występują w zaawansowanej chorobie wieńcowej, czyli upraszczając, jeżeli układ krwionośny zawalony jest płytkami miażdżycowymi. To dość złożony stan i ciężko go przegapić. Jeśli bóle występują systematycznie i znikają, jeżeli w trakcie bólu podjecie drobnego wysiłku jak wstanie czy wolne chodzenie nie nasila bólu jeżeli bóle są kłujące to na 200% nie masz wieńcówki tylko pełną gamę nerwicową - nerwobóle, bóle odkręgosłupowe tudzież wyładowania międzyżebrowe wynikające z napięcia mięśniowego. Gastrolog - czy miałaś robioną gastroskopię, czy ten refluks ustalił wyłącznie na podstawie objawów? Napięcie nerwicowe może powodować ucisk na żołądek i cofanie się treści żołądkowych bez refluksu, a sama zgaga nie świadczy o refluksie. Ja miałem przy wrzodzie. 2 tygodnie brania contrologu i był spokój. Internista - badania krwi morfologia, lipidogram, tarczyca. To zupełnie wystarczy, jeżeli wyniki wyjdą poprawnie, a pewnie wyjdą. Pamiętaj że normy w badaniach to średnia statystyczna i jeżeli są niewielkie odchylenia od podanych norm , to najczęściej wynikają one z różnic osobniczych i o niczym nie świadczą. Jeżeli masz krucho z kasą to są organizowane terapie grupowe, jeżeli są prowadzone rozsądnie, to maja swoje ogromne zalety. Oczywiście terapia indywidualna jest lepsza ale to rzeczywiście może być spory wydatek, bo może potrwać. Próbuj w tym wszystkim podejmować racjonalne decyzje i odrzucać rozwiązania podsuwane Ci przez panikę, innymi słowy planować w sytuacjach kiedy jest lepiej, a zawsze są lepsze czy gorsze dni, a nawet godziny. Dobrej nocy Pozdrawiam nerwowo
-
JASMA i znów będę krzyczał - jak typowa kobieta, ja piszę natrzyj nóżkę a Ty oczywiście całe ciałko. Jak w przepisie dodać dwa jajka to kobitka wali 4 bo będzie lepsze :)) A tak w ogóle to popieram to co piszesz. MALINKAAA to co piszemy z JASMĄ to nie jest najazd obcych na Ciebie i Twoją psychikę, ale jako osoby które wygrały z nerwicą próbujemy pokazać Ci troszkę drogę na skróty, tzn. drogę bez popełniania błędów, które kosztują czas i dodatkowy stres. Oczywiście jak wykorzystasz tę wiedze zależy wyłącznie od Ciebie. Pozdrawiam Nerwowo
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 7