Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Allicja

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Allicja

  1. Haaaa, KORMORAN, rozbawiłeś mnie. Właśnie dzisiaj znalazłam chwilę żeby tutaj zajrzeć i co widzę krytykę. Mnie to nie zaboli. To nie ja czy XXX jesteśmy waszym problemem to wy sami jesteście, w tym wypadku ty bo jesteś skupiony tylko na swoim nieszczęściu, jaki to jesteś biedny a inni jak w ogóle mogą zwrócić ci uwagę, że tak żyć nie można, w ciągłym strachu, bólu czy użalaniu się nad sobą, trzeba w jakiś sposób pogodzić się z daną sytuacją i nauczyć się odnaleźć w tym swoim świecie. . Wiesz, dla mnie możesz ty i każdy inny narzekać tutaj, użalać się nad sobą, narzekać na swój los, zagłębiać się w swoim nieszczęściu, możesz myśleć jaki to jesteś biedny bo masz chore serce, jest mi to zupełnie obojętne i nawet nie mam zamiaru dawać już komukolwiek rad jak sobie radzić, każdy niech sobie sam radzi albo użalajcie się wzajemnie, mi to obojętne. Tylko jak tak pięknie potrafisz krytykować moją postawę, że stawiam was do pionu i nie użalam się nad wami to może skoro chodzisz do psychologa zapytaj terapeutę czy wzajemny płacz nad swoim losem pomaga czy bardziej pomoże jak ktoś będzie ciągnął z tego bagna do góry. Wiesz tak jeszcze dla twojej wiadomości jak jesteśmy w szkole i będą same gamonie to raczej się nie wyróżnimy i my będziemy gamoniami ale jak pojawi się jakiś prymus to wtedy staramy się iść za nim, dorównać mu, tak jest i tu albo zostaniesz na poziomie użalania się nad sobą albo będziesz się starał żyć normalne bez względu na swój stan. Ja też zawitałam na forum pełna strachu, lęku ale jak przeczytałam o dziewczynie, która ma chore serce i 50 tys. skurczy na dobę i potrafi się uśmiechać, żyć to wstyd mi się zrobiło, jak posłuchałam jeszcze parę osób, które maja w tysiącach, różnego rodzaju arytmie i radzą sobie świetnie to szybko zaraziłam się ich optymizmem a nie zostałam w tyle z tymi, którzy tylko płaczą i dlatego dziś żyję i życiem się cieszę. Takich przykładów mogę mnożyć na pęczki ale masz rację to twoje życie i przeżyj je po swojemu, mi nic do tego czy będziesz cierpiał czy nauczysz się z tym żyć tak jak ja czy może ktoś jeszcze, kto cierpi nie mniej niż ty ale żyje i cieszy się z tego życia, choć ja nie raz wyjęłabym czy wręcz wyrwała swoje serce z klatki i odpoczęła od tej cholernej arytmii ale nie mogę tego zrobić więc cieszę się każdym dniem i przepraszam za to, że mimo arytmii, mimo raka, mimo jeszcze paru nieszczęść w życiu jestem szczęśliwa, radosna i pragnę żyć i żyję normalnie. Powodzenia, ja nie potrzebuje tego forum więc macie pole do popisu i żalcie się na swój los. Nie mówię, że tu nie zajrzę od czasu do czasu ale na pewno nie będę nikomu nic radziła, ciotka dobra rada staje się egoistką i skupia się wyłącznie na sobie. JACKOP proszę żebyś napisał jak rozwiązała się Twoja sprawa bo jestem ciekawa a jak przejdziesz ablację to opisz bo mnie to pewnie też nie ominie.
  2. JACOP Poczytaj sobie ten wątek bo nie wiem czy czytałeś, przynajmniej oblukaj parę pierwszych stron, pisał tam lekarz z Zabrza, który zajmuje się ablacjami, trochę temat arytmii wyjaśnił , tutaj https://forum.kardiolo.pl/temat1.htm. Sprawy żołądka musisz doleczyć, bakteria i nadżerki to krok do choroby wrzodowej, mam z tym ciągle problemy więc wiem jakie potrafią wywoływać bóle, pieczenia, cofki. Wracając do ablacji to tylko twoja decyzja czy się na nią zdecydujesz czy nie. Jeśli masz częstoskurcz to oczywiście jest on wskazany do ablacji, nie zagraża u ciebie życiu bo to można wywnioskować po wynikach, są też częstoskurcze niebezpieczne ale każdy częstoskurcz z czasem może stać się bardziej upierdliwy. Póki są one krótkotrwałe, rzadko i nie z wielkim pulsem to lekarze nie są chętni do ablacji ale im są częstsze, puls wysoki to należy to ablować. Pamiętaj też o tym, że ablacja może się skończyć różnie i bywają te gorsze przypadki, że może się to skończyć rozrusznikiem, u mnie właśnie istnieje takie prawdopodobieństwo więc dlatego temat ablacji odkładam wciąż na później mimo dość dużej arytmii. Na pewno EPS dużo wniesie, bo jeśli nie wywoła to arytmii to ablacji ci nie zrobią. Myślę, że warto również w twoim wypadku zasięgnąć opinii innego ale dobrego kardiologa, niech przejrzy twoje wszystkie badania, które do tej pory uzbierałeś i wyrazi swoją opinię. Nie rób nic pochopnie, po jednej opinii lekarza, radzę ci to na prawdę szczerze a mam ze zdrowiem różne kłopoty więc sprawy medyczne są u mnie na porządku dziennym. Jak ktoś mnie złośliwie nazwał, to wymądrzanie ciotki dobra rada.
  3. JAGLANKA Cytuję: * Najlepsze jest to mówienie o depresji jaka to choroba i jak sobie z tym radzić a przecież same są takie silne i nic ich nie złamie to co ciocie mogą o tym wiedzieć *: *Co do arytmii to też pewnie miewają jeden skurcz na miesiąc i w życiu nie odczuły silnych ataków bo wtedy było by w takich osobach więcej pokory.* Taka dobra rada *ciotki dobrej rady*, jeżeli chcesz się wypowiadać w jakimś temacie a masz takie prawo jak każdy na forum to pierw poznaj *przeciwnika*. Kultura nakazuje, że jak idziesz na spotkanie z autorem książki to ją przeczytaj żebyś wiedział o czym mówisz i na jaki temat toczy się rozmowa, jak spotykasz się z podróżnikiem to zapoznaj się jakie kraje odwiedził i tak można mnożyć przykłady, wniosek jest tego wszystkiego jeden jak chcesz coś mądrego powiedzieć to przeczytaj kilka postów wstecz, zobacz co daną osobę trapi, jakie ma dolegliwości, czy jest rzeczywiście chora czy tylko jest teoretykiem gawędziarzem. pozdrawiam ciotka dobra rada
  4. Napiszę dzisiaj dwa posty bo i tak rozpisałam się strasznie i nie każdy będzie miał ochotę na moje wypociny to może przeczytają je osoby do których posty bezpośrednio kieruję. KORMORAN, pierwszy post napisałam do ciebie ogólnikowo, nie chciałam się odnosić do wszystkiego co napisałeś bo po co ja miałam się denerwować i ty również, puściłam go trochę koło uszu, teraz mnie wkurzyłeś na maksa i niestety ale parę gorzkich słów pod twoim adresem muszę puścić. Nienawidzę jak ktoś mnie oczernia o coś czego nie powiedziałam i proszę żebyś mi nie wtykał w usta czegoś czego tutaj nie powiedziałam i nawet nie pomyślałam, nie lubię tego, lubię szczerość i uczciwość. Co to ma znaczyć niby: * bo tutaj zaraz nas będą niektóre osoby pouczać albo wyśmiewać* proszę mi wskazać gdzie ja się wyśmiewałam z kogokolwiek i kogo pouczam i w czym?, daj przykłady moich wpisów bo ja tego nie widzę. Jak można się śmiać z czyjegoś nieszczęścia, jak można się śmiać z choroby, jak można się śmiać z czyjejś depresji, nerwicy? pytam gdzie ja się z kogoś śmiałam, ja która sama jest chora śmiałabym to robić bo ktoś choruje, litości pomyśl co piszesz. Pouczać??? a co ja jestem tutaj nauczycielką, ja i każdy z nas daje rady jak sobie radzi w tych trudnych chwilach, to jest według ciebie pouczanie, że napiszę, że ktoś powinien spojrzeć na swoje życie z boku i pomyśleć, że grzeszy narzekając to pouczanie?, że doradzę idź do lekarza, to pouczanie?, to po co tu jesteś na forum jak nie chcesz słuchać jak inni sobie radzą, po to żeby tylko jęczeć i użalać się na sobą???, to wybacz ale takim podejściem to będziesz tkwił w tym swoim kiepskim stanie latami, dojście do zdrowia i równowagi psychicznej nie polega na jęczeniu ale na stawianiu kroków do przodu, dźwigania się, posłuchania jak inni sobie radzą, wyciągania z tego wniosków i może wdrożenia czegoś do własnego życia. Nikt z nas nie mówi *weź się w garść* bo osobie z nerwicą tak się nie mówi, ale pokazanie drogi, wytknięcie jakie popełniają błędy jest według ciebie pouczaniem? Chyba czegoś innego oczekujesz od forum, bo na pewno nie tego żeby wyjść na prostą, nie tego żeby ktoś może tobą wstrząsnął i może otworzył oczy bo tak na prawdę sami czasami nie dostrzegamy czegoś co jest istotne ale jak ktoś nam to wytknie i się głębiej nad tym zastanowimy to pomyślimy a może ten ktoś ma rację, przynajmniej ja tak podchodzę do wielu spraw. Zaraz napiszesz *chyba opuszczę to forum bo tu panuje niemiła atmosfera* a po co takie podejście, naucz się bronić, naucz się przyjmować krytykę, przeproś jak narozrabiasz, obroń się jak masz rację. Takie fora uczą człowieka asertywności, uczą walki o siebie, uczą podejścia do niektórych spraw, uczą jak zawalczyć o swoje racje i trzeba nauczyć się ich bronić jak jesteś pewny, że tą rację masz, nie uciekaj jak tchórz bo jak tu się nauczysz walki o siebie to zapewniam, że w realnym świecie jeszcze bardziej nauczysz się walczyć o siebie i swoje racje, staniesz bardziej na twardych nogach. Napisze to co koleżance wyżej, to nie jest atak na ciebie ale wyjaśnienie niektórych kwestii, które mnie zabolały i absolutnie sobie nie życzę, żeby ktoś mną wycierał sobie buzię jeśli nie ma racji. Mój post albo zrozumiesz albo się obrazisz, mi jest to zupełnie obojętne bo ślubu z tym forum nie brałam i tak jak ty obrazisz się i nie będziesz pisał tak samo ja mogę tutaj nie pisać i mogę każdego dnia zniknąć stąd jak kamfora, mi to jest zupełnie obojętne bo mi takie fora do niczego nie są potrzebne, nie mam na nie czasu, wpadam raz na jakiś czas z myślą trochę pojęczenia jak mi źle bo serce mi wariuje albo może kogoś pociągnąć za uszy na powierzchnię. i to tyle na dziś, obrażajcie się, nie obrażajcie, co kto woli.
  5. POZBAWIONARADOŚCI jest plus w tym całym twoim nieszczęściu, po pierwsze piszesz o tym, wyrzucasz to z siebie i po drugie do tego się przyznajesz, widzisz problem i teraz podejdź do tego jak do zadania, które trzeba rozwiązać. Piszesz, że jesteś pogrzebana żywcem bo los tak chciał, nieprawda, to nie los to ty sama tkwisz w tej swojej skorupie nieszczęścia. Ja rozumiem twoje złe samopoczucie ja wiem, że czujesz się paskudnie ale to ty kierujesz swoim życiem i musisz się próbować wygrzebać z tego bagna, małymi kroczkami ale staraj się iść do przodu. Masz depresję bo to widać po Twoich postach a depresję się leczy. Widać twój żal do siebie, że utyłaś, widać twój żal do ludzi, że oni są szczęśliwi a ty nie i takim myśleniem tylko pogłębiasz swój stan, pokochaj siebie taką jaka jesteś z dodatkowymi kilogramami, z niedomaganiami, zaakceptuj ten stan w którym się znalazłaś a zobaczysz, że z czasem będziesz się częściej uśmiechała i wychodziła na prostą ale to zależy tylko od ciebie, od nikogo innego, nawet nie od lekarzy, lekarstw tylko od ciebie. Ty się poddałaś, ty nie chcesz walczyć, ty czekasz na cud, nie, nic się samo nie stanie, to ty musisz kierować tym wszystkim żeby wyjść na prostą. Co mają powiedzieć ludzie śmiertelnie chorzy, idąc twoim tokiem myślenia powinni się położyć i czekać kiedy umrą oni tak nie myślą, tak nie robią tylko walczą o każdy kolejny dzień, mają wolę walki, której tobie brakuje. Co maja powiedzieć ludzie, którzy stracili w jakimś wypadku nogę, rękę, zostali przykuci do łóżka, oni też walczą, mają chwilę załamania ale walczą bo chcą żyć i cieszyć się życiem. PozbawionaRadości Ty jesteś zdrowa, nikt u ciebie nie stwierdził żadnej poważnej czy śmiertelnej choroby a ty użalasz się nad sobą i swoim życiem, to nie jest krytyka to są słowa, które chciałabym żeby do ciebie dotarły i żebyś się nad nimi zastanowiła, zrozumiała i obudziła się z letargu w którym się znajdujesz, pomogła sobie. To my jesteśmy kowalami swojego życia, to my nim kierujemy, to my kierujemy naszym umysłem, on nie rządzi nami i jeśli twoje myśli będą pozytywne i będziesz do głowy/umysłu wkładała pozytywne myślenie to i takie twoje życie się stanie. Depresja, nerwica to ciężkie stany, człowiek cierpi i fizycznie i psychicznie, próbowałaś się dźwigać przez długi czas nie udaje ci się to samej, pogrążasz się jeszcze bardziej więc u ciebie leki typu antydepresanty są koniecznością tak jak wizyta u psychiatry żeby te leki ci przepisał i jeszcze skorzystałabym na twoim miejscu z wizyt u psychologa-psychoterapia. Skutki uboczne?, zawsze jakieś są, jak przeczytasz ulotkę na lekach typu gripex, appap, etopiryna, betablokry wszelakie i każdy inny lek to na każdym jest mnóstwo skutków ubocznych i w sumie nie powinnaś brać żadnego leku bo każdy może wywołać skutek uboczny. Odpowiedz sobie na pytanie czy chcesz być zdrowa, czy chcesz się cieszyć życiem, czy wolisz tkwić w tym stanie latami i cierpieć całe życie bo to samo nie przejdzie. Jak sobie odpowiesz co wolisz to wtedy zdecyduj czy lepiej łyknąć lek i popracować nad sobą i wyjść z tego albo cały czas drżeć przed tabletką i żyć w strachu nie wiadomo przed czym. Sam twój strach przed lekami już jest oznaką depresji, nerwicy/lęków bo każdy człowiek który wie, że jest chory to idzie do lekarza po ratunek dla siebie i nie myśli o skutkach leków tylko myśli łyknąć szybko tabletkę i jak najszybciej wyzdrowieć. POZBAWIONA RADOśCI żeby nie było to nie jest w żadnym razie atak na ciebie tylko bardzo bym chciała żebyś przeczytała to ze zrozumieniem i zrozumiała, że jak będziesz funkcjonować na tym świecie zależy od ciebie. Rób coś dziewczyno bo się sama krzywdzisz.
  6. KORMORAN czy ja do ciebie kierowałam swój post?, a może jesteś adwokatem Pozbawionejradości?, choć nie sądzę, żeby dziewczyna takowego musiała potrzebować, sama jest na tyle inteligentna, że potrafi się bronić i potrafi pisać. Mogłabym się odnieść do każdego twojego stwierdzenia ale szkoda mi gadać po próżnicy bo i tak każdy z nas będzie miał swoje racje. Napiszę więc krótko. Oczywiście, że i we mnie siedzą jakieś żale gdyby ich nie było wcale to pewnie by mnie tu nie było tylko tym się różnimy, że ja robię wszystko żeby mimo przeciwności losu bywać szczęśliwą i to osiągam wiesz dlaczego? bo sami jesteśmy kowalami swojego losu, swojego szczęścia. Każdy ma jakieś powody większe/mniejsze do załamań ale nie każdy potrafi sobie znaleźć wyjście z tej sytuacji, ja potrafię a ty nie i tym się różnimy. Do swojego spostrzegania świata cię nie namawiam bo ty masz swój świat i swoje życie, które przeżyjesz na swój sposób, jeśli chcesz się użalać nad sobą to ok. masz takie prawo i rób to dalej, ja na pewno tego robić nie będę bo w niczym mi to nie pomoże. I chyba nie bardzo rozumiesz tekst pisany skoro uważasz, że gdziekolwiek, kogokolwiek obraziłam czy też nie szanuję, szanuję każdego z jego wadami i zaletami. A co do depresji i nerwicy to te przypadłości należy leczyć u lekarza określonej specjalności bo nie każdy umie sobie poradzić z tym sam i potrzebna jest czasami fachowa pomoc, która nie jest żadną ujmą dla żadnego człowieka. Samobójstwo?, jeśli ma się takie myśli to tym bardziej potrzebna fachowa pomoc. I to by było na tyle bo nawet gdybym więcej starała się odnieść do twoich zarzutów to i tak byś uznał, że nie mam racji bo ty masz swój świat, świat w którym widzisz się jako osobę pokrzywdzoną przez los i nieszczęśliwą bo coś ci dolega. Na marginesie, prawie większości coś dolega, więcej/mniej ale dolega. miłej niedzieli
  7. Pozbawionaradości, dziewczyno ty masz depresję, czytając ciebie można się załamać i jeśli ty masz takie myślenie jak nam przekazujesz a na pewno masz to ty sama się dobijasz. Ja również mam refluks przełykowy, refluks w gardle, ciągle zapalenia w żołądku i męczę się tym strasznie bo wiecznie ból żołądka, wiecznie ból gardła i cofanie jedzenia. Jestem ciągle na lekach z inhibitorami pompy proteinowej, tylko co jakiś czas zmieniam leki (raczej nazwy leków), nic mi nie pomaga a jak pomoże to na tydzień-dwa i znowu męki pańskie. Z jedzeniem też mam różnie, najlepiej jak nic nie jem ale tak się nie da więc jak zjem cokolwiek to przeważnie toaleta jest moja i to tak solidnie moja. Na pewno od tego nie tyjesz, bo w to nie wierzę, bardziej stawiam na brak ruchu, depresję i może nietypowe jedzenie, bardziej wieczorne. Ja jestem szczupła a mam to samo co ty, tylko ja normalnie żyję, latam, pogodziłam się z ciągłymi bólami, sprawdzam co jakiś czas żołądek i laryngologicznie gardło czy nic się złego z tego nie wykluło i jak jest tak jak było to żyję nie myśląc o tym choć nie raz skręcam się z bólu. Twoje zastawki też nie mają tragedii ale do ciebie trudno dotrzeć, ubzdurałaś sobie, że są chore i sama się nad sobą użalasz. Gdybym ja miała takie myślenie jak ty to już by padła na zawał albo leżała na łóżku i pogłębiała depresję. Ty mówisz, ze inni imprezują, żyją a ty taka biedna, nie biedna to od ciebie zależy czy będziesz taka biedna i nieszczęśliwa czy weźmiesz się za siebie. Inni nie mają lepiej niż ty, niedaleko szukać ja, arytmia, kłopoty straszne z kręgosłupem, problemy z żołądkiem, zmiany w płucach, choroba nowotworowa, niedawno mamę pochowałam patrząc jak umiera na moich oczach. Patrząc na to co przeszłam powinnam już mieć dość życia i wszystkiego i tylko użalać się nad sobą jaka ja nieszczęśliwa, jaka pokrzywdzona przez los, dlaczego ja i w ogóle życie jest nic nie warte. NIE, ja staram się żyć w miarę normalnie mimo przeciwności losu. Ja wychodze do ludzi, idę na imprezę a jak się źle poczuję to zawsze mogę wrócić do domu i się położyć a nóż będzie mi dobrze i będę się dobrze bawiła, po co mam zakładać najgorszy scenariusz. Ja tak jak ty wiele razy tragicznie się czuję, czasami z bólu czy arytmii wstać nie ma siły ale mobilizuje swoje członki, kopię się w tyłek i zaczynam działać. Wiesz dlaczego ja wyglądam na zdrową, zachowuję się jak zdrowa i uczestniczę w życiu zawodowym i towarzyskim jak zdrowa bo się nie nakręcam tym na co choruję, nie myślę o tym nawet jak mi jest bardzo źle funkcjonuje i cieszę się każdym dniem, który jest mi dany i każdy dzień traktuje tak jakby miał być ostatni. Nikt za mnie życia nie przeżyje, to jest moje życie więc szkoda mi je marnować, szkoda mi leżeć i płakać bo nie wiem ani ja ani ty ani nikt inny nie wie ile tego życia nam zostało. Chyba bym zwariowała jakbym miała się skupiać nad każdym nie takim uderzeniem serca, wsłuchiwać się w to serce czy siedzieć z łapą i sprawdzać jak mi to serce bije i na ile bije,paranoja. Zaraz się obruszycie, pewnie ona nie odczuwa tego co my, a ja wam powiem, że odczuwa, ona ma cały czas arytmię, mało kiedy jej nie ma, ona ma cięgle jakieś dolegliwości ale ona nauczyła się z tym żyć i zaakceptowała stan w którym się znalazła. Jeżeli lekarz do mnie mówi, nie jest źle, nic się pani z tą dolegliwością nie stanie to ja przyswajam tą wiadomość i staram się w to wierzyć, jak wierzę to jest mi z tym lepiej. Tak prawdę mówiąc to nawet ci co latają co chwila do lekarza, robią badania też mogą w każdej chwili paść na jakąś chorobę więc po co na wyrost się wszystkim przejmować, co ma być i tak będzie. Możecie się ze mną nie zgadzać, możecie mieć swoje teorie ale póki nie zaakceptujecie swojego stanu, nie przestaniecie się tego bać to będziecie cierpieć i tylko będziecie się zapędzać w nerwicę i depresję ale to wasz wybór. Moje samopoczucie od wczoraj można rzec tragiczne w skali od 1-10 z sercem i żołądkiem czuję się na 2 ale przejdzie, zawsze przechodzi, wcześniej, później ale przechodzi, wszystko mija nawet najdłuższa żmija:) Strasznie paskudna pogoda na dworze brrr, popsuła mi wszystkie plany cmentarne. Do kolejnego pogadania.
  8. MARCIN, czasami coś brzydnie i mam już niechęć do pisania jak i do moich arytmii, nawet o nich mi się myśleć nie chce, Jak wracam z pracy to po całym dniu nawet laptopa nie chce mi się odpalać, robię to wtedy kiedy pracę domową sobie przytacham. To, że moim lekarzom udało się wyłapać jakąś anomalię u mnie to nie znaczy, że to jest metoda i myślę, że wcale to nie jest takie proste i musi być badanie elektro..... żeby stwierdzić czy mamy dod. drogę przewodzenia czy też nie. U mnie jest ta arytmia znaczna, częsta, ja nawet jak robię holtera to zawsze mam podobną ilość skurczy i zawsze cholery komorowe najwięcej. Ja nawet jak robię zwykłe parominutowe ekg to mam skurcze, ja nie pamiętam nigdy ekg bez dod. skurczy, to u takich agentów jak ja jest to łatwiejsze do wyłapania. Kiedyś robiłam echo na swojej kontrolnej wizycie u kardiologa, przed wizytą ekg i skurcze, później wizyta u kardio, echo serca, kardiolog bada to moje serce a ono tłucze skurczami, zapytał mnie czy czuję swoje serce a ja do niego mama mówić kiedy źle zabije. No i tak leżałam, lekarz badał a ja teraz.....teraz......teraz....., kardio do mnie, nawet pani ani jednego nie przeoczyła, no tak panie doktorze jasnowidz jestem:) Był zdziwiony, że czuję każdy skurcz ale jak nie czuć jak cholery biją mi tak często źle. U Ciebie masz różnie to mało prawdopodobne, żeby to tak łatwo wyłapać. KORMORAN dobrze Lubell prawi, że wysiłek a wysiłek to jest różnica, raczej taki mocno wysiłowy nie jest u nas wskazany ale już tu na forum był kiedyś poruszany ten temat i nawet był artykuł przytoczony jak kobieta (chyba) miała bardzo silną arytmię i wyleczyła ją bieganiem. Powoli, coraz większe dystanse, weszło jej to bieganie w krew i okazało się, że ten rodzaj sportu doprowadził serce do poprawnego rytmu, oczywiście to zalecił jej lekarz, sport ale nie mocno męczący. Nie ma reguły czy mamy skurcze podczas wysiłku, prac czy w stanie spoczynku, ja mam różnie choć w większości przypadków mam po wysiłku. Podczas badania serca na bieżni, wysiłkowe, miałam parę arytmii podczas całego badania a jak zeszłam z bieżni to tragedia, lekarz mnie dłuższy czas nie odpinał od ekg bo moje serce nie mogło złapać prawidłowego rytmu, potykało się co drugie, trzecie uderzenie, istna polka galopka w sercu, dopiero po 10 minutach zaczęło trochę się uspokajać. Każdy ma inaczej i nie ma tu reguły która opcja jest lepsza/gorsza. LUBELL ja mimo wszystko nie będę ryzykowała z lekami, gdybym nie odczuła tego na własnej skórze, że tabletka typu betabloker zbyt obniżyła mi puls i odpływałam to może bym czasami sobie nią pomogła ale skoro mój lekarz mi tego nie radzi przy niskim pulsie, moje doświadczenie też tak podpowiada to wolę nie ryzykować dla własnego zdrowia i życia, przecież serce mam zdrowe. Jak teraz będę się faszerowała lekami na serce to co będzie jak będę miała 60,70, 80, 90, 100 lat (dobra może z tą setką przegiełam:) ), wtedy żadne leki nasercowe mi nie pomogą. Widzisz kolego, czyż nie psychika u Ciebie powoduje skurcze?, tak, tak, bo dwóch kardiologów Cię uspokoiło, że nic się złego nie dzieje i od razu dostałeś powera. Przemyśl to i jak Cię złapie arytmia nie panikuj tylko staraj się uspokajać, nic się nie stanie. JACKOP żeby Cię z tego Anina nie wywalili:), to dobry szpital, który na koncie ma leczenie arytmików z dobrym skutkiem i rzeczywiście walą tam trudne przypadki sercowe ale gdzie Ty tam ze swoją arytmią?. Może tam Ci przetłumaczą, że serce masz zdrowe tylko psychikę zepsutą. Tam lecza ludzi, którzy mają w tysiącach i to olbrzymich tysiącach skurcze, migotania i wszelkie arytmie złożone, Ty masz tego malutko, według mnie nawet nie do leczenia tabletkami. No nic, pójdziesz, przebadasz się i może coś Ci wymyślą. PANNAZUZANNA a tego magnezu nie masz za mało?, bo nie pamiętam norm a nie chce mi się szukać po necie, według mnie nisko. Potas o ile się nie mylę w normie, choć kiedyś mój kardio powiedział, żebym trzymała potas na poziomie 4,5 najlepszy dla serca. Może być, że masz niski poziom magnezu, dosuplementuj się trochę, może Ci szybko ucieka i serce wtedy szaleje, może inna przyczyna, stres? A co kardiolog powiedział?, ilość nie jest powalająca, nie ma tego aż tak dużo, nie ma arytmii złożonej więc i według mnie nie ma tragedii. A ten lek bierzesz raz dziennie pół tabletki?, no niestety leki tego typu obniżają ciśnienie, coś za coś. Ufffff, znowu się nagadałam aż mnie buzia boli w zawiasach:) Weekend przed nami, kto go ma niech się cieszy, ja nie mam wrrrrr.
  9. Spokój mi tu towarzystwo, bo czytam i serce mi od razu skacze od tych kłótni:) Ludzie nie zgadzajcie się ze sobą, nie musice, każdy ma prawo do swoich teorii ale bez wyzwisk, to jest zbyteczne. Rozbawiliście mnie za to do łez biciem serca krokodyla, płakałam ze śmiechu i to dosłownie. Krokodyl to nie ssak więc porównanie w ogóle nie na miejscu a nawet gdyby był ssakiem to nie będziemy się porównywać do zwierząt z pracą serca, u każdego zwierzęcia są inne widełki bicia serca. MARCIN pytasz skąd stwierdzono u mnie drogę przewodzenie, bo przecież to pokazuje badanie elektrofizjologiczne, tak masz słuszną rację. Dlaczego u mnie taka diagnoza bez tego badania, otóż dlatego, że w holterze tłucze gdzieś tam z jednego miejsca a druga spraw jak kiedyś wylądowałam na SOR-ze, nie mogli mnie unormować i przewieźli z SOR na oddział kardiologiczny (2 budynki dalej ale musiałam przejechać się karetką, no cóż procedury) no i tam mnie chcieli zostawić ale za cholerę nie chciałam zostać i błagałam wręcz lekarza ratuj mnie pan ale bez zostawiania na oddziale. No to wzięli mnie kardiolodzy w obroty, jeden był typowym lekarzem kardiologiem od ablacji, ekg miałam 3 razy, i echo serca, długo lukali lekarze w ten ekran (trzeba przyznać, że wtedy zajęli się mną perfekcyjnie) i cały czas na wszystkich badaniach wychodziło, że przebijają mi się skurcze z jednego miejsca (wtedy miałam akurat bigeminie więc co drugie uderzenie nie takie, łatwe do zdiagnozowania). Orzekli wtedy kardiolodzy, że mam jak nic dodatkową drogę przewodzenia i powinnam poddać się ablacji. Po tym, dali mi kartkę z rozpiską co mają na SOR-ze ze mną zrobić pod aparaturami i warunkowo jeśli mi nie przejdzie na SOR-ze po tych lekach to wrócę na oddział, ponownie SOR, ponownie leżenie parę godzin, ponownie badania krew, markery sercowe (czy to zawał się nie szykuje) i po malutku słyszałam jak maszyny podpięte do mnie, czy ja do nich wyciszały i uspokajały pracę mojego serca, uff odetchnęłam z ulgą i wykopali mnie do domu. Nie wiem czy na badaniu elektro..... też by to samo wyszło ale taką mam postawioną diagnozę (na oko lekarzy, na podstawie ekg, holtera i usg serca) LUBELL, no to jak widać po wizycie, paniki nie ma nawet jak bije źle, nawet betablokery niepotrzebne i słusznie lekarz prawi bo wszyscy mamy zdrowe serca to po co łykać tabletki na serce zwłaszcza, że ilość skurczy nie jest jakaś kolosalna. Będę dalej się upierała, że czytając niektóre osoby tutaj na forum to stwierdzam, że maja nerwicę, lęki związane z sercem bo stuknęło nie tak, bo zabiło dwa razy. Trzeba leczyć psychikę, żaden to wstyd ani ujma, nie potrafię sobie pomóc sam/a to idę do specjalisty i w tym wypadku psychiatra i jakieś słabsze antydepresanty i psycholog, żeby pomógł zmienić myślenie. Nie szukajcie choroby w sercu, szukajcie w psychice a przynajmniej spróbujcie i zobaczycie czy leczenie psychiatryczno/psychologiczne przyniesie jakiś efekt. Nie każdy sam potrafi uporać się sam ze sobą. Piszecie, jak można żyć spokojnie to przecież serce a nie palec, czy noga a oczywiście serce, dziwicie się jak można żyć normalnie z telepiącym sercem, jak się tym nie denerwować, nie bać?, owszem strach zawsze jest przy sercu ale skoro pierwszy, drugi, dziesiąty, setny raz z *atakiem* serca nic się nie stało mimo jego złej pracy to i 101 też się nic nie stanie tylko trzeba podejść do tego z rozumem, na spokojnie. Ma rację XXXX i podpisuję się pod tym co napisał/napisała, że gdybyśmy z arytmią tak się *srali* ze strachu mając ją codziennie i w dużych ilościach to albo byśmy musieli siedzieć non stop u kardiologa albo rodzinnego chociażby a nocą na SOR-ze, no bo przecież serce tłucze, co któreś uderzenie paskudne, nie takie więc zaraz zawał, wylew, zalew:).To co wybrać mamy?, non stop u lekarza czy nauczyć się tym żyć, nauczyć się wyciszać, odpowiedniego oddechu, spokoju w takich sytuacjach, na pewno stres i nerwy nie pomagają skołatanemu sercu a spokój na pewno. Mówiłam również, że nie należy się bać wysiłku, co potwierdził LUBELLL, ja nie mówię o maratonie, czy zdobywaniu gór, ale ruch, ruch i jeszcze raz ruch i mi jak tak mocno tłucze serce to idę sprzątać, latać na szmacie, w pracy gdzieś polecę, z kimś pogadam, staram się nie siadać, nie kłaść się i uwierzcie to serce potrafi wrócić pod wypływem wysiłku, do prawidłowej pracy, bo przyśpiesza podczas wysiłku i czasami się *odpętli*. Dziwi mnie jednak to, że lekarz pozwolił Wam łykać betabloker przy mniejszym pulsie niż 60 i to dużo mniejszym, mi absolutnie tego zakazano i to nie jeden lekarz, zresztą w ulotce tych leków też jest takie ostrzeżenie. Przyznam szerze, że jak o tym nie wiedziałam to dawno, dawno temu łyknęłam tego typu lek i pamiętam, ,że mało nie zeszłam z tego ,świata, czułam się okrutnie źle, słabo, duszno mi było, chyba wtedy uratował mnie ruch bo nie wiem jakby się to skończyło. No to na dziś i tak dużo moich morałów. Przyznam szczerze, że nie chce mi się tu wchodzić, nie chce mi się pisać, chyba nie potrafię się nad sobą użalać, nie potrafię się stresować tak jak Wy i moje słowa i tak do Was nie trafiają bo każdy i tak ma swoją opcję jaki to jest nieszczęśliwy i ja to rozumiem ale trzeba z tym walczyć. A ja oprócz serca mam jeszcze inne inności i zaraz zaczynam onkologiczne badania kontrolne i to dopiero jest stres bo ta choroba też zabija, nie tylko serce ale będzie dobrze, bo tego chcę, bo tak być musi ale kciuki mile widziane. Może do następnego jak mi się zachce pokrzyczeć:):):)
  10. A wy co tak o mnie beze mnie:):) LUBELL nie wiem czy Hydroksyzyna źle działa na serce ale skoro nie mogę sobie pomóc lekami typu betablokery bo zejdę (zapaść) to muszę sobie czymś innym pomóc, przynajmniej w sytuacjach gdzie moja gotowość musi być na najwyższych obrotach. Lek ten mam na zlecenie i kardiologa i lekarza rodzinnego i nawet na SOR-rze kardiolog kazał mi łyknąć Hydro, bo puls przy bigemini mam niski i ogólnie też niski a poniżej 60 trzeba z betablokerami uważać. Zresztą ten lek to ja łykam raz na ruski rok. Poza tym jakbyśmy się wczytali w leki antydepresyjne, bo wiele osób ma skurcze na tle nerwowym to w wielu ulotkach jest informacja o ostrożności z sercem (nie pamiętam dokładnie co konkretnie) a wielu kardiologów przecież takim zestresowanym pacjentom jak mają skurcze przepisuje leki antydepresyjne. Nie wpadajmy w paranoje, każdy lek na coś pomaga a czemuś może szkodzić ale tez bez przesady, w ulotkach musi być wypisane więcej niż mniej żeby później nie ciągać firm farmaceutycznych po sądach. Ja nie namawiam do żadnych leków, do Hydroksyzyny też nie, takie rzeczy należy ustalać z lekarzem, to on ma dobrać odpowiednie leki do pacjenta. Też bym wolała łyknąć betabloker i mieć spokój z arytmią a nie hydro, które jest dla mnie usypiające bo uspokajać mnie nie musi, na szczęście jeszcze na ważnym spotkaniu na stole nie zasnęłam :):): LUBELL u mnie skurcze są różne jeden po drugim, co drugie uderzenie, czasami kilka w ciągu minuty. LUBELL, nie przejmuj się, tragedii wielkiej w tym twoim holterze nie ma, to co byłoby groźne jest z zerem więc nie jest najgorzej. Ilość komorówek wyższa ale nie tragiczna, na pewno nie do ablacji, masz trochę tych złożonych arytmii, pewnie leki trzeba, może zwiększyć?choć nie wiem czy ty zamiast leków na serce nie powinieneś połykać sobie leków na wyciszenie nerwicy bo strasznie jesteś nakręcony na swoje serce. Ludzie powinniście leczyć nerwy a nie serce, bo serca macie zdrowe i po co faszerować się w młodym wieku lekami na serce. Moja kardiolog zarówno jedna jak i drugi w życiu by wam nie kazali łykać leków na serce a wysłaliby do psychiatry i psychologa bo to jest źródło waszego kołatania serca. JACOP to, że wyskoczyła ci para czy trójka, czy salwa na holterze, to nie oznacza, że masz chore serce tylko u każdego zdrowego nawet człowieka może takie coś wyskoczyć, serce to nie szwajcarski zegarek, raz bije wolniej, raz szybciej, czasami się zapętli i zabije nieprawidłowo. Ty masz ten swój holter prawie idealny, zacznij leczyć nerwicę, ja ci to radzę szczerze, zobaczysz, że serce się wyciszy. Atrial couplet jest to para przedsionkowa, czyli miałeś arytmię w formie pary, która wywodziła się z przedsionka. XXXX ma słuszną rację, gdyby osoby z dużą ilością skurczy, arytmią miały nerwicę lękową, denerwowałyby się każdym przeskokiem w sercu to zejście na zawał murowane. Mając bardzo dużą arytmię i jeszcze się tym nakręcając musiałabym do południa siedzieć non stop u lekarza a po południu, wieczorem czy w nocy na SOR-ze bo przecież serce cały czas źle pracuje. Otóż nie, jak męczy arytmia to nakręcanie, strach, lęk będzie jeszcze bardziej potęgowało złą pracę serce, tu potrzebny jest spokój, wyciszenie wtedy i serce będzie się uspokajać. Poza tym ludzie jak można siedzieć i liczyć swoje skurcze, niepojęte, to głupota, bo licząc je, skupiacie się na sercu i każde potknięcie, każda większa ich liczba powoduje jeszcze więcej skurczy i powoduje lęk. Ja jak mnie morduje arytmia to mimo, że jestem słaba idę coś robić, bo ruch może wyrównać pracę serca, nie należy się tego bać. Ja w tej chwili pisząc tego posta mam okrutną arytmię, co chwilę serce się potyka, kur.....cy można dostać ale tyle już takich ataków przeżyłam to mam zawsze nadzieję, że przeżyję i kolejny a na serce może zejść i ten zdrowy i ten z arytmią i każdy inny ale przecież myślenie o tym nie uchroni nas przed niczym. Nauczcie się wyciszać. Jak bije wam nierówno serce to można położyć się obok żony, męża, partnera, partnerki, położyć głowę na sercu tej osoby i wsłuchiwać się w bicie jej/jego serca, wtedy skupiając się na tym zapominacie o swoim sercu i automatycznie wasze się uspokaja. Nauczcie się medytacji, takiego skupienia, nie na tym, że serce źle bije ale jak bije źle usiądźcie w ciszy, zamknijcie oczy i oddychajcie spokojnie i równo i w myślach mówcie sobie *moje serce bije spokojnie, moje serce bije równo*. To nie przejdzie po jednym razie ale jak nauczycie się takiego wyciszania to zapewniam, że z czasem szybko uspokoicie swoje serce. To takie moje małe metody na moje skołatane serce. U mnie nie zawsze to działa ale ja mam dodatkową drogę przewodzenia w sercu ale pozwala mi na uspokojenie wewnętrzne a wam pozwoli na uspokojenie samych siebie i z automatu serca. powodzenia, do następnego. I mnie tu nie obgadywać bo od czasu do czasu wpadam :):): JACKOP nie jestem od 2006 roku, sprawdziłam jestem zarejestrowana tutaj od marca 2013 i tak za długo.
  11. JACOP z 2006 roku ???, no co ty, na tyle lat to ja bym się nie przyczepiła tego forum, chyba? aż musiałam wejść na pierwsze posty i moje początki były z 2013, wcześniej to mnie nie było ale moja arytmia na pewno sięga lat wcześniejszych. Ja na ciebie krzyczałam?, ja?, przecież mnie do rany można przyłożyć:), ja nad wyraz spokojny człowiek jestem:):). No widzisz, oglądnęli twojego holtera, zresztą już nie pierwszego i dalej lekarze nie dopatrują się niczego złego, nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy, nie chore serce. Potwierdzam słowa lekarza bo ja też mam częstoskurcze ale jak to moja kardio mówi, póki nie są długie, u mnie są krótkie, parę minut, że nawet nie zdążę się nakręcić to można z tym żyć więc i pewnie ty pożyjesz jeszcze na tym ziemskim padole. LUBELLL, tak jak piszesz, coś ci przeskoczy, ty od razu zaczynasz się bać, jak się boisz to ciśnienie idzie w górę, serce jeszcze więcej szaleje.W takich momentach nie skupiaj się na sercu, odwracaj uwagę od arytmii, no i w żadnym razie nie trzymaj łapy na pulsie. Jesteś zdenerwowany więc logiczne, że serce co jakiś czas przeskoczy, ty trzymając rękę czy na nadgarstku, czy szyi wyczuwasz każdy przeskok i jeszcze bardziej się nakręcasz, przecież to typowe samonakręcanie. Teraz druga sprawa, poleciałeś zrobić ekg bo arytmia i co z tego wynikło?, nic. Stwierdzono na ekg, że skurcze masz i teraz na logikę gdyby miały te skurcze cię zabić a dodajmy jeszcze, że ciśnienie było podwyższone to nikt by cię nie wypuścił do domu tylko wylądowałbyś w szpitalu a tak się nie stało, prawda?, czyli jaki wniosek, nie od razu zabijają. Owszem to jest serce i może w pewnym momencie dojść do jakiś groźnych zaburzeń i zejdziemy z tego świata tylko to samo grozi każdej innej osobie, tej bez skurczy również. Na serce można paść w każdej chwili ale nie ma co się tym nakręcać i o tym myśleć bo to i tak w niczym nie pomoże a ryje tylko psychikę. Pytasz o leki, nie wiem jak inni, powiem co ja. Pisałam wcześniej, że ja nie zawsze mogę sobie pomóc lekiem typu betabloker ponieważ mam niski puls i wzięcie tego typu leku grozi mi zapaścią więc przeważnie morduję się z tymi skurczami bez leków ale jak morduje mnie już parę dni to albo jadę na SOR żeby mnie unormowali albo jak nie mam możliwości to sporadycznie łyknę sobie hydroksyzynę, zalecenie mojego kardiologa i rodzinnego, nie żeby się uspokoić bo ja raczej spokojna jestem tylko żeby to serce wyciszyć, uspokoić i często po jakimś czasie to serce się uspokoi albo ja po tym leku padnę spać i wstanę bez arytmii. No nie jest łatwo, nie ma co się oszukiwać ale nie można potęgować tego stanu jeszcze większymi nerwami bo to tylko pogarsza sytuację. Ja niestety od dwóch tygodni prawie całymi dniami funkcjonuję z kołaczącym sercem, teraz doszło mi jeszcze jakieś silne przeziębienie, albo angina bo ledwo przełykam to serce jeszcze bardziej robi jazdy, nie fajnie mi ostatnio, ledwie dycham. Głowa do góry, jeszcze nikt z nas nie wykorkował to jest nadzieja, czyż nie? :):) Idę sobie dogorywać, do następnego poklikania.
  12. Kormoran, trochę przesadzasz. To, że w ulotce zapisane jest tak jak zacytowałeś to nie znaczy, że każdy komorowy skurcz od razu zagraża życiu. Arytmie są łagodne i są złośliwe (te cięższe, te niebezpieczne), właśnie po to robi się badania żeby stwierdzić jaką mamy arytmię i nie chodzi tu o to, o czym ty mówisz, że jednego dnia wyjdzie Ci na holterze tysiące skurczy a za tydzień 10. Tak zawsze lub przeważnie tak będzie, bo przecież to logiczne, że każdego dnia może to serce bić trochę inaczej. Dobry kardiolog przeanalizuje te skurcze, nie tylko ich ilość ale i jakość i wie, czy serce ma dodatkową drogę przewodzenia czy idiopatycznie serce szwankuje. Piszesz, że jesteś taki biedny a my, że chyba nie wiemy co to prawdziwa arytmia, ja wiem co to arytmia i tym się różnimy, że ty możesz sobie pomóc lekiem, który wyrówna pracę serca a ja nie mogę i męczę się tak dni/tygodnie aż arytmia się trochę wyciszy i będę mogła na nowo powrócić do żywych albo pojechać na SOR, żeby pod okiem monitorów mnie unormowali. I wyobraź sobie, że w każdym holterze mam podobną w tysiącach ilość skurczy, mniej nadkomorowych a całe mnóstwo komorowych i nie tylko pojedynczych a pary, trójki, salwy, od niedawna częstoskurcze. Najczęściej jednak mam bigeminie, jeśli tak dobrze znasz arytmie to wiesz, że przy tym co drugie uderzenie serca jest nieprawidłowe. I nie są to epizody ale potrafi mnie tak trzymać cały długi dzień i całą noc i kolejny dzień aż nie pojadę na SOR prosić o pomoc. Nie mów mi więc, że Ty jesteś taki biedny bo biedny jest każdy kto ma arytmię i nie mówię o takich co mają 10, 50, 300 skurczy na dobę bo to żadna choroba tylko ze stresu i samonakręcania jest taka ilość ale są też tacy którzy codziennie żyją normalnie pracują i serce im skacze po parę razy na minutę albo z co drugim uderzeniem walczą. Jak nie ma wyjścia to trzeba to zaakceptować i nauczyć się z tym żyć, jedni mają cukrzycę, inni raka, ktoś nadciśnienie a my arytmię. Najgorszym doradcą jest stres, trzeba nauczyć się wyciszać i nie wpadać w panikę bo to jeszcze gorzej rozwściecza nasze serca.
  13. Jackop już miałam uciekać ale kiedy ja pisałam to i Ty. Ha myślisz, że ja fachowiec?, nic z tych rzeczy taki sam *bidaczek* jak Ty. 137 nadkomorowych to żadna tragedia. Komorowe tak jak napisałam wyżej też nie tragedia ale te ocenia zawsze kardiolog. Pary i trójki to już arytmia złożona ale ile tego?, jak pojedyncze to fizjologia i mogą się zdarzyć każdemu, parę złożonych dla kardiologa to nie patologia. Cżęstoskurcz nadkomorowy też musi lekarz ocenić, jeśli będzie krótki i z niedużą liczbą uderzeń serca do tego sporadycznie to też lekarz oceni jako niegroźne. Czy od nerwicy pytasz?, bardziej bym powiedziała, że jak jest tego pojedyncze epizody to po prostu normalna sprawa każdemu może taka anomalia wyskoczyć, jeśli będzie tego więcej i często to wtedy należy się temu przyjrzeć. Zazdroszczę takiego długiego holtera, sama bym taki założyła bo wtedy jest większa możliwość sprawdzenia serca ale bym musiała się pewnie zapisać do Poradni Zaburzeń Serca żeby takie cudo otrzymać, tak normalnie u zwykłego kardio nie ma takich ustroistw, jest tylko na dzień, ewentualnie dwa. Nie załamuj się, nie ma według mnie powodu, może przepisz dokładnie ile tego u ciebie wynaleźli.
  14. Cisza, spokój na forum, ozdrowieliście? to super ale litości nie bądźcie egoistami podzielcie się wiedzą jak to się stało, jak pogoniliście precz te wszelkie arytmie, ja nie mogę ich wygnać od siebie. ARTUR46 z tą motywacją trudna sprawa:), motywuję siebie i was bo *trza* przecież żyć no i chce się żyć a tu arytmia co jakiś czas podcina te nasze skrzydła. Do kardio wciąż nie dotarłam i chyba tak prędko nie dotrę chyba, że karetką :) a tak by się już przydał holter. Wiem, że będzie gorszy bo czuję, że jest gorzej, jest więcej i jestem pewna, że więcej mam tych złożonych arytmii, ach ten czas, wciąż niedosyt a może strach co tam holter pokaże i nie będzie wyjścia tylko ablacja. Uwaga jęczę:) morduje mnie od tygodnia arytmia silna, czyli w każdej minucie kilka potknięć, słabości, duszności, słaba wydolność no ale przecież wszyscy nasi kardiolodzy twierdzą na to się nie umiera, spokojnie, no więc spokojnie, bez stresu tylko męcząco mi i wkur......jąco (inaaczej tego nazwać nie mogę, jak kogoś uraziłam to sorry). Siedzę sobie ostatnio nad jakąś robotą pracową, przy kompie, skupiona, zapracowana w tle telewizja, leci jakiś serial, jak się później okazało M jak miłość, skupiona nad serialem nie jestem, nie oglądam, pracuję intensywnie, nagle *kątem ucha* (wiem nie ma czegoś takiego) słyszę pacjent zmarł, miał arytmię komorową. Od razu ucho wyłapało to co chciało no przecież arytmia, no przecież ją mam i gościowi się zeszło. Od razu klatka stop, przewinięcie do tyłu kwestii i skupienie, no tak gościu zszedł sobie z tego świata bo chwyciła go arytmia komorowa i nie mogli tego opanować. No, żesz ty, przecież nasi kardio mówią, że nawet na komorową nie zejdziemy a ten gościu był w szpitali, czyli pomoc lekarska od razu, czyli unormowanie serca bardziej możliwe i co i zszedł sobie z tego świata. I jak ja teraz mam wierzyć, że nic nam się nie stanie?, że nie zejdziemy?, wiem powiecie serial, bzdura, nie ma co się nakręcać, no pewnie ja to wiem ale jednak przy moim skaczącym sercu jakaś lampka we łbie się zapaliła, że zejść mogę. Wiem również, że można zejść na wszystko i w każdej chwili tak jak i można wpaść pod samochód, ja to wszystko wiem ale nie raz słyszałam, że ktoś dostał zawału, ktoś umarł sobie bo miał arytmie komorowe, no może dla pocieszenia siebie i was wytłumaczę to tym, że może oni mieli jakieś chore serca oprócz tej arytmii, może mieli, może nie, o tym już nie mówią. Arytmia komorowa może doprowadzić do migotania komór więc to krok od tragedii. Kiedy kardiolog ogląda te nasze holtery wie czy arytmia jest z tych groźnych, niebezpiecznych a kiedy niby nie zagraża życiu, wyjaśnił wam to jakiś kardiolog jak to odróżnia? No i niczym stara babka, oglądająca tasiemce, uwierzyłam temu co fikcja serialowa pokazała i co jest się czego bać czy dalej śpimy spokojnie i telepiemy sercowo. A moje serce sobie pika raz....razrazraz.....razraz,...raz.....raz.......razraz i niefajne to uczucie. Ktoś się męczy ze mną? Do następnego poklikania:):):
  15. JACOP1984 czasami stara gwardia zajrzy ale w moim wypadku sporadycznie, wciąż cierpię na brak czasu, sezon urlopowy i nie zaglądam tutaj bo nic mi nie da jęczenie bądź informacja u mnie ciągle tak samo a właściwie gorzej. Skoro już jestem to mała relacja mojego stanu wskazana. Chyba z moją arytmią jest gorzej, mam wrażenie a właściwie odczucia, że jest tego cholerstwa więcej, echhhhh. Narastają mi krótkotrwałe częstoskurcze, jak do jakiegoś czasu miałam 1-3 na dzień, krótkie bo parę minut tak od jakieś czasu mam tego kilkanaście ale wciąż 2-5 minut i po jeździe, choć tak do końca to nie wiem cy to częstoskurcze czy migotania bo nie mam tego sprawdzonego na holterze czy ekg. Przychodzenie i odchodzenie nagłe szybkiego pulsu sugeruje częstoskurczy, ale w tym momencie mam takie chaotyczne drganie serca, brrrr nie fajne uczucie. Nie zdążę się tym nastraszyć ani nie zdążę tego złapać na ekg ale pewnie holter by złapał tylko mi ta arytmia tak obrzydła, poszukiwanie jej przyczyny jeszcze bardziej, nawet myślenie o niej wyparłam z umysłu. Powinnam już dawno zrobić badania, pochodzić z holterem a ja nie byłam u kardio ani się nie kontrolowałam już chyba ze 3 lata, no 2 na pewno.Te moje cholerstwa sercowe nawet w nocy potrafią mnie wybudzić ale i to nauczyłam się ignorować i tak sobie żyję z arytmią czekając na moment, że może przejdzie, może zejdę na serce albo kardioloża powie już nie czekamy, arytmia groźna i trzeba się przypiec. W tym roku to nawet nie ma opcji żebym się przebadała chyba, że doba się rozciągnie albo tydzień będzie dłuższy:) Uwierzcie albo nie ale mimo, że mam wiele razy stracha bo to serce to mam na równi niechęć do chodzenia po lekarzach i robienia sobie badań, robię tylko te, które są u mnie koniecznością z racji przebytej choroby. Oprócz tego męczę się również bez poprawy swojego stanu i przyjmowaniu różnych leków na żołądek i bóle gardła związane z refluksem w gardle tzw. GERD. Mam to co jedna z naszych tutaj koleżanek i też tak jak ona nie mogę tego się pozbyć. Im większe problemy z gardłem i żołądkiem tym większy problem z sercem, u mnie ta zależność bardzo się łączy. Oprócz tych wszystkich jazd sercowo-żołądkowo-gardłowych żyję całkiem normalnie i nie mam z tym większych problemów pod względem psychiki. Stwierdziłam, że taki ze mnie egzemplarz felerny, ten typ tak ma i żyję po swojemu zapewne aż do śmierci, czyż nie?:):):) pozdrawiam *starą* gwardię a nowym użytkownikom forum życzę żebyście się tak bardzo tymi arytmiami nie przejmowali, straszą na pewno okrutnie ale da się z tym żyć całkiem dobrze jak się nad tym nie skupiamy. Spokojnych serc dla wszystkich i sobie też tego życzę. Do następnego poklikania :)
  16. Hej Ja znowu złapałam dni/tygodnie tragedii. Daje mi serce popalić już któryś dzień, non stop, non stop potykania, szarpania, przyduszania aż od żołądka po gardło dyskomfort, ech. Arytmie mam zawsze ale nie zawsze mocno ją odczuwam, czuje potykania serca ale nie są one jakieś męczące. Co jakiś czas łapie fazę, 2-3 tygodniową, że skurcze są upierdliwe do granic możliwości, czyli w każdej minucie parę skurczy dod., każdy mocny, każdy przyduszający i mocno mnie osłabiający i nie tylko są to skurcze pojedyncze ale parę nierównych uderzeń pod rząd, pewnie pary, salwy. Może, tak sobie gdybam te mniej męczące to nadkomorowe a te *wykańczające* to komorowe, jaka wasza sugestia i doświadczenie? Ktoś tutaj pisał o żołądku i lekach typu inhibitory pompy proteinowej. Co do żołądka i skurczy to ja jestem za tą teorią jak najbardziej na tak ale leki tego typu i ustanie arytmii to już nie. Dlaczego? otóż dlatego, że ja od lat mam kłopoty żołądkowe i łykałam przez te lata *tony* różnych inhibitorów, gdyby tak pomagały to byłabym wolna od arytmii a ja od lat nie tylko wolna jestem od niej ale mam tego coraz więcej i coraz bardziej urozmaiconą arytmię. Może ja taki dziwny i ciężki przypadek jestem a innym te leki pomagają, nie wiem, ja się pod ta teorią nie podpisuję. Ktoś następny pytał o skurcze po wysiłku. W moim wypadku wysiłek potrafi przywrócić właściwy rytm zaś po wysiłku mam masakryczne skurcze zanim serce się uspokoi. Nie musi to być wielki wysiłek, maraton:), czasami przejdę kawałek szybszym krokiem lub polatam na szmacie i zaczynają się jazdy spoczynkowe. Dużo mamy w tych skurczach cech wspólnych ale co z tego jak za cholerę nie możemy się ich pozbyć. Ja już na pozbycie to nawet nie liczę ja bym chciała co jakiś czas zwykły urlop wypoczynkowy od skurczy i wszelkich arytmii:) Fakt, że oswoiłam się z myślą, że je mam, nie panikuję przy nich, nie nakręcam się ale mam serdecznie chwilami dość, bo jestem przez nie osłabiona, wymęczona, czasami aż mroczki mam przed oczami od osłabienia i gdziekolwiek jestem muszę przykucnąć/usiąść żeby nie zemdleć. Jest/było na forum parę osób z arytmiami, które żyją z tym sporo lat to pocieszające, bo łapie czasami może nie doła ale takie zamyślenie ile jeszcze to moje serce pociągnie z taką nędzną pracą. Dajcie ludzie nadzieję, że można, pocieszcie nas trochę. Tylko nic mi nie da pocieszenie osoby, która ma skurcze od 20 lat i w ilościach 50 czy 100 skurczy na dobę bo to żadna patologia. Pojęczałam, postękałam, ktoś męczy się ostatnio jak ja? Do następnego poklikania.
  17. GOSIAKW Czy zapisał się na holterze ten epizod częstoskurczu? Trwał sekundę i ponad 300 puls?, dobrze Ty to odczytałaś?, czy jakoś specjalnie było to wyszczególnione? Puls stanowczo za wysoki, przy takim pulsie jakby potrwał dłużej to może dojść do migotania komór. Jeśli masz to zaznaczone w holterze to przedyskutuj to z kardiologiem. Tak mam częstoskurcze, kiedyś żaden holter nie pokazywał mi tej arytmii teraz tak ale mam je dosłownie parominutowe, łup serce zacznie latać i za chwilę, po 2-4 minutach całkowity spokój, puls normalny. Nie wiem czy mam to codziennie, bo ja za bardzo nie skupiam się na sercu, podczas badania holterem złapało mi 3 takie epizody w ciągu doby (jeden podczas snu). Wydaje mi się, że jeszcze codziennie tego nie doświadczam. Nie mam jakiegoś wielkiego pulsu podczas tego ataku, nie pamiętam ile było na holterze ale tak *na oko* 150-180. GOSIAKW porozmawiaj koniecznie z kardiologiem bo aż nie do wiary taki puls.
  18. LETSROCK, te 70 komorówek to nic strasznego, natomiast częstoskurcz już może być problemem i to czy groźny czy nie może Ci tylko odpowiedzieć kardiolog. Oczywiście ludzie latami żyją z częstoskurczem i nic im się nie dzieje ale zawsze to trzeba przeanalizować z kardiologiem. Póki częstoskurcze są krótkie, rzadko i nie z bardzo wysokim pulsem to lekarze zazwyczaj dają leki i nie ingerują w serce ale jeśli będzie ich częstotliwość narastać może być brana pod uwagę ablacja. Z wynikiem holtera pomaszeruj do kardiologa. Jackop, czyli jaki wniosek u Ciebie? - stres i od razu arytmia. Spokojnie możesz milocardin, możesz sobie *pokropelkować* to i uspokoi i rozkurczy, bez strachu i obaw. No cóż jak widzę, dyskusja trwa, jestem oczywiście nadal tylko za medycyną akademicką, choć ziółka lubię sobie jako herbatki wszelakie popijać ale nie stosuje ich jako lekarstwo a dodatek a co do arytmii i innych chorób to mam zdanie podobne do Mary. Anisahhh, nikt Ci nie narzuca naszego punktu widzenia ani naszego postępowania, to Twoje życie, zdrowie i lecz się czym chcesz i u kogo chcesz. Tylko dlaczego jak coś się złego dzieje w organizmie to takie osoby jak Ty, z podobnym podejściem do medycyny akademickiej pędzą do lekarza, robią badania, zaufajcie swoim *guru*. W naszym społeczeństwie panują mody, dieta białkowa, cud-miód-malina, lecą kilogramy, same ochy i achy a co sie okazało po czasie, niszczy nerki, zbyt dużo białka. Moda na wszelakie grzyby, które zatruwają organizm i dlatego mamy arytmie, chorujemy, była już modna Candida, coś tam jeszcze w następnym okresie, wszyscy chorowali na te grzyby, które truły im biedne organizmy. Teraz moda na odkwaszanie organizmu, co jest największą kolejną bzdurą ale cóż naiwnych nie brakuje a interes musi się kręcić. To tylko takie niektóre *cudowne-cudowności*, które przytoczyłam a jest tego od zarąbania. Ja temu nigdy nie ufałam i nie zaufam ale jeśli ludzie chcą w coś wierzyć takiego to niech w to wierzą ich cyrk i ich małpy, mi nic do tego. Taka moja mała dygresja do toczącej się tutaj dyskusji. A co do mojej arytmii to podobnie jak Mary, odpuściłam sobie poszukiwania co i dlaczego. Mam to mam, wpływu na nią nie mam, jak mogę to pomagam sobie tabletką, jak nie mogę a mam możliwość to przeleżę, pomęczę się a jak nie mam możliwości przeleżenia najgorszych momentów to pracuje i nie fajnie się wtedy czuję ale tak mam i nie jestem w stanie tego zmienić, przyjdzie moment to dam sobie przypalić (ablacja) serce. W sytuacjach silnej arytmii staram się nigdy nie panikować, nie skupiać się na sercu, nie wsłuchiwać w serce choć czuję każde nierówne uderzenie. Zapewniam, że najważniejsze to nauczyć się nie bać w chwili arytmii i nie nakręcać, mi to się udało opanować. No i bardzo istotna sprawa, chyba najważniejsza to, to co podkreśla Mary, serce musi być przebadane i zdrowe, kardiolog powinien powiedzieć czy skurcze/arytmia nie stanowią zagrożenia a przy zdrowym sercu nie powinny i trzeba nauczyć się z nimi żyć a wtedy bywają dni lepsze. Nikt nas też nie zapewni do końca, że nigdy nas te skurcze nie zabiją czy też inne choróbsko, czy też może zawał, paść może każdy i to w każdej chwili bo czasami mamy różne wady w organizmie ukryte, które mogą spowodować, że wykorkujemy. Trzymajcie się w zdrowiu a koleżanka Anisahhh niech się tak nie stresuje bo przecież nie po to tutaj jesteśmy żeby się stresować czy udowadniać kto ma rację ale żeby podyskutować, pożalić się czy wspierać, chcesz się leczyć po swojemu to, to rób, to jest tylko Twój wybór do którego masz pełne prawo.
  19. Anisahhh, nie obrażasz się a jednak piszesz * Waszą ignorancją i całkowitym zamknięciem na nowe niezane Wam metody leczenia arytmii*. Lecz się czym chcesz, gdzie, chcesz i przez kogo chcesz, polecaj swoje metody jeśli Ci pomagają i może ktoś na forum z nich korzysta i jest tym zainteresowany. To ja, jako ja nie wierzę w te różne metody i chyba mam takie prawo. Ty nie wierzysz w medycynę akademicką ja w różne cuda wianki i każda z nas ma prawo wyrazić swoje zdanie, swoją opinię i pójść swoją drogą. Ani Cię nikt nie zaatakował, że wyznajesz swoje zasady, ani nie neguje, że w to wierzysz i Ci pomaga, masz takie a nie inne zdanie, ja mam inne i też mam do tego prawo. Po co się denerwujesz? Elusiak a kto napisał czy stwierdził, że chemio czy radioterapia leczy z raka? Z raka można wyjść i się wyleczyć jak jest złapany we wczesnym stadium i jeszcze nie ma przerzutów a jak jest inaczej to można tylko czekać na śmierć, bo niestety ale z raka słabe są szanse na życie/wyleczenie. Chemio i radioterapia nie wyleczy ale daje szanse na dłuższe życie/na przedłużenie życia. Życzę Twoim znajomym długich lat życia dzięki ciecierzycy i witaminie C i żeby wyleczyli się dzięki temu z raka ale bądź na tyle uczciwa, żeby za jakiś czas napisać nam czy żyją i się wyleczyli? Nie będę dyskutowała na temat raka bo w tej dziedzinie mam akurat ogromną wiedzę i jak słucham kogoś kto wyznaje takie teorie to od razu kończę temat bo nóż mi się otwiera w kieszeni, powodzenia w takim myśleniu i postępowaniu. Teraz odnośnie nerwica=arytmia, arytmia=nerwica. Skoro ktoś Ci proponuje ablacje to znaczy, że masz dodatkową drogę przewodzenia wtedy nie ma teorii, że od nerwicy jest arytmia tylko mamy *przebitkę* w sercu i trzeba to naprawić, czyli ablacja, przypiec żeby serce się nie potykało, żeby nie było arytmii. Jeżeli ktoś pisze, że ma 5, 10, 50 skurczy na dobę i nie może sobie poradzić, wpada w panikę, lata do kardiologa, który twierdzi, że ma wszystko dobrze a on dalej skupia się na swoich 5-50 skurczach to wybacz ale ma nerwicę. pozdrawiam i życzę miłego weekendu ze spokojnym sercem.
  20. ANISAHHH, oczywiście post był kierowany do mnie, przyjmuje do wiadomości Twoje zafascynowanie lekarzami holistycznymi, masz do tego pełne prawo i taki jest Twój wybór, moim wyborem jest medycyna akademicka i w nią wierzę a nie w metody niekonwencjonalne i też mam takie prawo. Dla mnie wszelcy holistyczni lekarze to nie są osoby, które studiowały medycynę ale osoby, które parają się trochę bioenergoterapią, trochę masażami, trochę energią z kosmosu, trochę nauczyli się wiedzy o człowieku, trochę medycyny i chorób i pewnie innych *trochę* jeszcze. Takie jest ogólne podejście do holistycznej medycyny, czy jak ją tam zwał. Nie znam książki i nie zamierzam jej poznać bo mnie takie rzeczy nie interesują, może osoba pisząca tą książkę jest po studiach medycznych, może ma medyczne wykształcenie i poszła w kierunek holistycznym, nie wiem. Ty w to wierzysz/stosujesz/interesuje Cię to i masz takie prawo jak ja do medycyny konwencjonalnej. Ani ja Cię nie będę przekonywała do swoich racji ani Ty mnie nie przekonuj do swoich. Ja po prostu w to nie wierzę i nie muszę, tak jak Ty możesz się leczyć ze wszystkich swoich chorób obecnych, przyszłych (choć Ci ich w żadnym razie nie życzę) u lekarzy holistycznych, Twój wybór jak i mój. Żebyś nie zrozumiała mojej wypowiedzi jako atak na Ciebie, czy krytykę, czy podważania Twoich zamiłowań, nic absolutnie z tych rzeczy. Tak jak Ty od jakiegoś czasu polecasz na forum różne diety, zalecenia, czy sposoby ja również polecam swoje, Ty bronisz swoich racji ja swoich i obie mamy takie prawo. Każda z nas niech pisze swoje racje, tak jak każdy uczestnik tego forum a każdy jest tutaj dorosły, swój umysł ma i niech wybiera swoją drogę leczenia i niech wyciąga swoje własne wnioski. Uważam to samo co MARY. Skoro mamy serce zdrowe pod względem budowy i tych wszelkich parametrów, które pokazuje echo serca, nie mamy dodatkowej drogi przewodzenia (medycyna mówi, że do 200 dod. skurczy, para, salwa ma prawo też się zdarzyć u zdrowego człowieka ) to nic innego jak NERWICA, może jakaś wcześniejsza życiowa trauma, skupianie się na objawach, skupianie się na sercu, czasami nieprzespane noce, zbyt intensywna praca, stresy, przemęczenie, pogoda, kłopoty z żołądkiem, tarczyca, może kawa, spadek elektrolitów i pewnie jeszcze parę innych przyczyn, które powodują przeskoki w sercu/dodatkowe skurcze. Niektórzy są bardziej przewrażliwieni na punkcie swojego zdrowia i zdarzy się, że to serce poprzeskakuje a wiadomo serce najważniejsze i można paść na zawał (wyobraźnia działa) i tak poprzez to wsłuchiwanie się w pracę serca potęguje się swój lęk a jak się boimy to i ciśnienie idzie w górę i serce przyśpiesza i ma prawo się potykać bo się boimy i sami straszymy. To oczywiście moja własna teoria, na podstawie obserwacji siebie, innych osób, czytając historię osób na tym forum, rozmów z kardiologami, nie każdy musi się z tą teorią zgadzać i jak zauważyłam na forum większość ma arytmię i ma nerwicę ale nie chce uwierzyć, że jedno i drugie ma powiązanie tylko uparcie twierdzi, że ma chore serce, bzdura, zdrowe tylko trzeba leczyć nerwicę to i serce się uspokoi. Ja mam dodatkową drogę, gdzieś mi serce przebija, mam ogromne problemy z żołądkiem, powinnam się poddać ablacji bo tak zaleca moja kardiolog. Nie chcę na razie tego robić bo już dość mam wszelkich zabiegów i leczeń, póki moje serce ma jeszcze dni lepsze i póki nie zagraża arytmia życiu to przedłużam ile się da, jak kardiolog powie już czas to pewnie wtedy przygrilluje serce ale u mnie może się to skończyć rozrusznikiem więc decyzja nie jest taka prosta. ANISAHHH nie obrażaj się bo nie jest to atak na Ciebie, mam nadzieję, że zrozumiałaś mój punkt widzenia.
  21. Dziś krótko. Sponiewierała mnie arytmia równo przez okres dwóch tygodni, dokładnie tyle ile mordował mnie żołądek. Z chwilą kiedy opanowałam sensacje bólowo-skurczowo-pieczeniowe żołądka arytmia się uspokoiła, Marcin mam to samo zdanie odnośnie ablacji co Ty, o przykładaniu kamieni to nie wiem czy się śmiać czy płakać. O naiwności ludzka!! a o wirusie też poczytałam pobieżnie i nie doczytałam się aby łączyć go z arytmią. Zresztą tego typu teorie to dla mnie takie same teorie jak to, że pestki moreli czy witamina c wyleczy raka. Każdy ma prawo do swoich racji i swoich metod leczenia, ja jak mam w coś wierzyć to wierzę w rzeczy sprawdzone, poparte badaniami klinicznymi, czyli ściśle medycynę akademicką.
  22. Cześć *stara gwardio*. Tak szybko w wolnej chwili naskrobię co nie co. Już wcześniej pisałam, że musi być jakaś zależność żołądek - arytmia i teraz znowu to potwierdzę. Mam kłopoty z żołądkiem od *wieków*, stany zapalne, nadżerki, refluks gardłowy, leczony oczywista sprawa z przerwami bo trzeba ale to leczenie moje to jest takie trochę o kant du....py rozbić, bo owszem daje trochę ulgi, trochę mniejsze bóle ale do końca refluksu nie da się wycofać, nie raz mało mi żołądka i gardła nie wypala. Leki to już chyba wszystkie zaliczyłam, jedne lepsze, drugie gorsze, nauczyłam się z ciągłym bólem żołądka żyć. Zdarzają się jednak okresy, że z bólu się prawie skręcam a kwas mi wypala cały przewód i nijak lekami nie mogę tego zbić, zostaje mi przeczekać aż minie, trwa to męczenie żołądkowe tak średnio do tygodnia. Teraz do brzegu. Jak mam umiarkowane problemy żołądkowe to serce potyka się ale do przeżycia, jak mam ataki żołądka z refluksem włącznie to serce co drugie uderzenie jest nie takie, bigeminie, dodatkowe, pary, do wyboru do koloru, jedna, wielka jazda. Tak też było ostatni tydzień, przegiełam z jedną rzeczą jedzeniową i wiedziałam, że pocierpię z żołądkiem i tak też było, ból, pieczenie w formie tragicznej, jeden dzień bez dodatkowych atrakcji typu serce ale zaraz następnego dnia serce i to takie jazdy, że nie pamiętam kiedy aż taką silną arytmię miałam plus osłabienie, poty, myślałam, że zejdę dosłownie na serce lada moment. Ciśnienie zmierzyłam bo już nie dawałam rady funkcjonować i ciśnienie podwyższone, puls podwyższony więc betabloker poszedł w ruch po 40 minutach serce uspokoiło swoją pracę, ciśnienie spadło ja poczułam, że żyję, nareszcie, żołądek dalej bolał jak skurczybyk. Na drugi dzień otwieram oczy, jazdy sercowe znowu, łoooo matko boska, no nic myślę se wezmę betabloker i znowu ożyje ale u mnie nie tak łatwo, ciśnieniomierz w ruch a ja ciśnienie wyższe a puls 50-55 i już myślenie, nie mogę, lekarz przy pulsie mniej niż 60 absolutnie zabrania mi betablokera. Morduje się zatem kolejny dzień a wieczorem czekało mnie ważne spotkanie, cholera zejdę na serce na spotkaniu. Cały dzień arytmia a puls ani drgnie wyżej, nie mogę sobie pomóc. Wtedy wpadłam na pomysł łyknięcia hydroksyzyny, bo to było jedyne rozwiązanie żeby nie słyszeć i nie czuć potykania serca. Po ok. godzinie serce mniej się potykało i mogłam powlec się spokojnie na spotkanie, dobrze, że na nim nie zasnęłam bo jak wróciłam to hydroksyzyna uspała mnie dosłownie. No i dzisiejszy dzień, żołądek mniej boli, nie mam już skrętów bólowych i serce się wycofało. Owszem arytmia jest, bo ja mam ją codziennie ale raz na parę minut, nie o takiej ogromnej sile i można zupełnie latać, tańczyć, skakać, co wcześniej nie dałabym rady. Wiem, opisałam wszystko dokładnie aż do znudzenia i jeszcze strasznie długo ale chciałam Wam przybliżyć jak to u mnie działa, zresztą to nie moja pierwsza obserwacja takiej sytuacji i upieram się już teraz, że musi być jakieś połączenie arytmii ze sprawami żołądka, refluksu. Może ktoś jeszcze ma podobne doświadczenie/obserwacje swojego organizmu? Tylko teraz co z tego wynika? U mnie leki na żołądek niewiele pomagają w leczeniu żołądka, trzeba by było przejść na dietę, wyeliminować potrawy, które szkodzą, no tak trochę długa obserwacja co nam jedzeniowo szkodzi, prawda? ale może warto pójść w tym kierunku, co myślicie???, czy macie podobne wnioski, że żołądek i serce mają coś wspólnego?
  23. Hej Ktoś napisał * Ludzie powiem wam tylko tyle ,że nie jesteście w najgorszej sytuacji... ja od klilku tygodni mam coraz częściej skurcze dodatkowe prawdopodobnie to jest to*, No tak, biedny Ty, bo my wszyscy tutaj jesteśmy w nie najgorszej sytuacji, przecież my sobie od tak, dla rozrywki piszemy o skurczach a ich przecież nie mamy :):):): To wyobraź sobie kolego, że mamy skurcze jesteśmy zatem w takiej samej sytuacji a może niektórzy z nas i w gorszej bo nie tylko mają skurcze ale i gorsze arytmie. Twoim problemem jest brak ubezpieczenia ale jakby się coś bardzo niepokojącego działo to nikt Cię z SOR nie wywali. DINO, według mnie to lekarze powinni Ci zaproponować ablację, bo może masz dodatkową drogę przewodzenia. Masz bardzo dużo tych arytmii i to złożone więc myślę, że nie ma na co czekać. Leki za chwilę przestaną działać, ty dziś nie odczuwasz jakiś dolegliwości ale może się to zmienić i wątpię żeby poszło to w stronę zmniejszenia ilości, może tego być coraz więcej. Porozmawiaj ze swoim kardiologiem albo wybierz się konkretnie do Poradni Zaburzeń Rytmu i tamtejsi lekarze bardziej Ci doradzą co powinieneś. A ja moi drodzy tykam od pary dni nierówno, właściwie non stop, tak już jestem wyczerpana i osłabiona tą nierównością bicia serca co 4-6 uderzenie, łuppppp i tak cyklicznie, brrrrrr jakie to paskudne. Nie panikuje bo już ten etap mam za sobą ale od razu gdzieś tam z tyłu łepetyny włącza się tryb myślenia, kurcze czy da radę znowu serce przeżyć taki chaotyz w swojej pracy? Proszę o kciuki, żeby mi minęło, bo fajnie mi nie jest, sami to znacie, sami rozumiecie:):):)
  24. Witam skołatane serca. Nie było mnie trochę, obowiązki, przyjemności, oczywiście użalanie się nad skołatanym sercem też na porządku dziennym:). Dziś sobie tak *klekocze* w sercu mocniej więc i poleguje trochę i forum mi się przypomniało, trzeba pojęczeć:). Przeleciałam posty pobieżnie, widzę *starą*gwardię i nowe osoby. Niektórzy nawet mnie wspominali, dziękuję, żyje jeszcze:):): raz gorzej, raz lepiej jak to u każdego. Moje serce bez zmian, ani lepiej ani gorzej. Arytmie dalej mam, bóle w klatce też bardzoooo często no i doszły mi bóle gardła, takie jak kiedyś opisywała tutaj jedna z naszych koleżanek. Moje bóle w klatce i bóle gardła są od żołądka i refluksu, gardło również jest od refluksu tzw. choroba GERD. Oczywiście muszę się truć lekami bo inaczej to ból od żołądka do gardła jest tragiczny, jakbym zawał miała, włącznie z paleniem w całej klacie piersiowej. Na pewno zaobserwowałam u siebie, że jak żołądek mi się buntuje to i serce nie ma dla mnie litości, jakieś powiązanie tutaj u mnie jest. Nauczyłam się z arytmią żyć, na pewno paniki u mnie nie ma jak mi telepie serce ale wciąż uważam to za niemiłe uczucie i mnie osłabia, zwłaszcza jak mam arytmie złożone. Przyznaję uczciwie, że od daaaawna nie robiłam żadnych wyników związanych z sercem (inne tak, bo muszę), jakoś nie chce mi się po kardiologach latać, bo i tak słyszałam zawsze to co Wy, niegroźne, nic się nie stanie, nauczyć się z tym żyć, no to żyję. Chyba Katarzyna (jeśli nie pomyliłam) pisała coś o krótkich częstoskurczach? Kasiu ja również to posiadam od pewnego czasu (ok. 2 lat) wcześniej dużo komorowych, nadkomorowe, salwy, pary, bigeminie i właśnie takie krótkotrwałe częstoskurcze 1-3 minuty i koniec, raptownie wali mi serce i raptownie bije normalnie, nawet w nocy potrafi mnie taki mini atak wybudzić, niemiłe ale na szczęście krótkotrwałe więc nie zdążę się nawet wystraszyć ale aż trudno złapać oddech. Też czasami myślę o tym, że kiedyś może to potrwać dłużej ale nie poradzimy nic na to, jak dojdą dłuższe częstoskurcze to wtedy już pomyślę poważnie o ablacji. Ta cała arytmia rozregulowała mi trochę ciśnienie, jak zawsze miałam niskie tak teraz potrafię mieć skoki do wysokiego, myślę, że właśnie arytmia jest tego powodem. Jak się ratuje?, na co dzień nie łykam betablokerów, ani innych leków na serce, arytmię zaakceptowałam u siebie bo innego wyjścia nie miałam a jak już morduje mnie cały dzień bigeminia to łykam Propranolol bo i serce mi uspokaja i ciśnienie trochę obniży. Jak widzicie nic się u mnie nie zmieniło więc i nie było co pisać, męczę się tak jak Wy, może tylko podchodzę do tego bez paniki, bez lęku, nie nakręcam się a wtedy jest łatwiej, tyle u mnie tak z kronikarskiego obowiązku. Ponieważ rzadko bywam, życzę Wam już dziś wszystkiego dobrego na święta Wielkanocne i nie skupiajcie się na swoich sercach bo jest wtedy na serio łatwiej. Zawsze warto mieć jakiś lek w razie *czegoś* i pomóc sobie, starać się żyć normalnie, nie denerwować się sercem bo na logikę biorąc tyle lat każdy z nas się z tym męczy i nic nikomu się przecież nie stało a jak ma się stać (czego nikomu w żadnym razie nie życzę) to i tak nie mamy na to wpływu, co ma być i tak będzie, może z takim podejściem będzie Wam łatwiej, nie na wszystko mamy przecież wpływ. Bywajcie w zdrowiu i ze spokojnymi sercami:):):)
  25. Pomyślności w Nowym Roku, samych dobrych dni:) Katarzyno ja mam salwy, pary, bigeminie, w sercu i na papierze (holterze), jakie jeszcze chcesz?, u mnie do wyboru do koloru:):) Parę odczuwam jakby serce zabiło dwa razy, czy trzy od razu, chwila przerwy, takie zatrzymanie serca i bije dalej dobrze, przy tym czuję przyduszenie, jakby mnie dławiło ale to jest moment. Salwa to chyba jak mi tak łupie kilka uderzeń bez przerwy na raz. Mówiąc szczerze wyszło mi to na każdym holterze ale nie mam tego dużo więc mogę to mylić z parami, trójkami. Bigeminie odczuwam tragicznie ze względu na to, że jak serce mi się zapętli i wystąpi ten rodzaj arytmii to często nie mogę sobie poradzić bo trzyma mnie kilka/kilkanaście godzin jest mi wtedy strasznie słabo i korzystam wtedy z pomocy lekarskiej. Trudno mi to opisać, ja to czuję jakby moje serce biło na dwa razy, jakby mi gdzieś uciekał rytm serca. Przy bigeminii puls mam bardzo, bardzo niski, tak jak normalnie puls jest tak uznajmy w granicach 76-86 (to taki przykładowo) to mój jest o połowę mniejszy, gdzieś to jedno uderzenie mi jakby uciekało. Strasznie trudno to opisać, bo każdy może inaczej to odczuwać ale nie sposób tego nie zauważyć. Trzymajcie się w zdrowiu.
×