
bezsilny
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez bezsilny
-
Zawiodła mnie, ona... moja ukochana, zawiodła...
-
Ostatnie kilka dni to tragedia. W dupe z tym wszystkim...
-
Cześć wszystkim, zdałem egzamin!! jestem mega zadowolony, jutro kolejna jazda, tym razem motocyklem. Zapowiada się kolejny dzień próby. Już mnie to tak nie przeraża, jak wcześniej, dzisiaj nic mi nie było, wcześniej też przetrwałem, więc dlaczego jutro miałoby być coś nie tak. Wiadomo nerwica, będzie dawać o sobie znać, ale potrafię ją przezwyciężyć. W środę egzamin praktyczny, jak wszystko dobrze pójdzie będę pełnoprawnym motocyklistą, jeśli nie będę musiał poczekać do wiosny, bo to ostatni termin w tym roku.
-
Witam Panię, jutro mam egzamin teoretyczny na prawo jazdy kat. a i b proszę o wsparcie duchowe i pocenie kciuków. Moje sprawy sercowe w jak najlepszym porządku, odzyskałem ukochaną!! to jest dla mnie najważniejsze. Wczoraj byłem w dorywczej pracy, natyrałem się jak wół, plecy przedźwigane, kasa marna, ale i tak jestem zadowolony, przetrwałem cały dzień i to się dla mnie liczy. Odezwę się jutro, pozdrowienia dla wszystkich i nie obijać się tylko stawiać czoła naszej francy, która tak męczy.
-
Cholernie trudno jest walczyć, nie poddaję się, ale z każdą chwilą zaczynam myśleć czy ma to jakikolwiek sens, niczego nie rozumiem, nie wiem co już mam robić.
-
Haley23 tylko dzisiaj uciekam już spać, możesz zostawić mi wiadomość na pewno się odezwę. Wyjaśniliśmy sobie z lubą sporo, już wiem gdzie leży problem. Czuję, że jestem w stanie ją odzyskać i pomóc jej, bo niestety, ale ma pewien problem, o którym wstydziła się mi powiedzieć. Ma to związek z tym co uważałem za absurd czyli rozstała się ze mną, bo nie chciała mnie skrzywdzić. Teraz wiedząc, że mnie kocha tak łatwo się nie poddam.
-
Męczy mnie o spotkanie, tyle, że spodziewam się, że i tak już nic z tego nie będzie, a tylko gdy ją zobaczę całkiem się załamię. Nie wiem co robić, Panie doradźcie coś. haley23 Posiadasz gg? tam możemy porozmawiać. Magdzik23 Dużo mi brakuje do zaradności i do stanu, który by mnie satysfakcjonował. Niestety przez ostatnie wydarzenia wydaje mi się, że robię krok w tył.
-
Nick pozostał po moich pierwszych odwiedzinach forum, choć nie zmienia to fakty, że zgadzam się z Tobą Ewo. Potrzebne jest mi jeszcze kilka szlifów i mam nadzieję, że właśnie terapia będzie tymi szlifami.
-
Witam wszystkich ponownie. Dziękuje za słowa wsparcia jak i za krytykę. Niestety utrata kogoś kogo kocham dobija mnie do podłogi mimo pozytywnych akcentów dzisiejszego dnia. Rano wstałem, po wczorajszym incydencie wkręcałem sobie wizję, że znowu będzie to samo. No, ale nic nafaszerowałem się uspokajaczami i pojechałem. 4 godziny jazdy minęło bez problemów. Później siłownia i zabrałem się za naprawę rozbitego motocykla, doprowadziłem go do stanu w którym go kupiłem. Jeździ nic mu nie dolega. Kolejny powód do poprawy nastroju, jednak niestety poprawa nie nastąpiła. Wypalonych papierochów nawet nie chce liczyć, bo ilość by mnie przeraziła. Dalej nie potrafię pojąć tego dlaczego chce być tylko moją przyjaciółką, mówiąc przy tym, że jestem dla niej najważniejszy, nie chce mnie stracić i bardzo mnie kocha i tak będzie zawsze. Bezsens... Magdzik23 Faktycznie może wielkiego spontanu w naszym związku nie było, ale wydawało mi się, że jest szczęśliwa. Być może tylko mi się wydawało... kasiaaaa Tak biorę leki, antydepresanty (faxolet er 150mg) i tzw szybkie uspokajacze (atarax) W sumie po powrocie zza granicy powróciłem do antydepresantów, po pierwszych atakach. haley23 Określeń typu wariat, świr czy psychiczna nie możesz się bać, musisz zaakceptować siebie taką jaka jesteś, liczy się to co ty o sobie myślisz i czy siebie akceptujesz, a innymi się nie przejmuj. Jeśli nie potrafią tego zrozumieć i zaakceptować to oni nie są Ciebie warci. Wiem, że jest to trudne, ale kiedy zrozumiesz to będzie o wiele łatwiej. Ja mam to już za sobą. Incydent z wymiotowaniem, mimo iż wykręciłem się zakrapianym wieczorem, facet mógł sobie coś o mnie pomyśleć coś właśnie w tym stylu, ale nie obchodzi mnie to. Szczerze polecam Ci uderzyć od razu do psychologa i na psychoterapię, co do psychiatrów mam takie spostrzeżenie, że oni są tylko od tego, aby wypisać prochy i resztę mają w dupie. A terapia to inna bajka i nie przejmuj się mdłościami, tylko zawsze staraj się o tym komuś powiedzieć! Terapeuta czy terapeutka wie o co chodzi więc nie obawiaj się, że coś sobie o tobie pomyśli. Nie zastanawiaj się tylko zapisuj się na terapię. Dziękuje za propozycje kontaktu oczywiście jestem chętny. baskabaska Nie jestem walecznym typem choć z nerwicy udało mi się prawie wyjść. Nigdy jej do niczego nie zmuszałem i nie chciałem, aby dla mnie do czegoś się zmuszała. Więc chyba muszę się z tym pogodzić, ze nie wiem z kim się spotyka, gdzie jest i co robi, choć niestety ona musi zrozumieć teraz to, że ja nie mogę być jej przyjacielem. Choć nigdy się nie pogodzę z tym, że nie jesteśmy już razem. ARKEKRA Przepraszam, ale ja stale nie gadałem o moich przypadłościach, wyjaśniłem jej to raz i nigdy się nimi nie zasłaniałem. wyjaśniłem jej to na początku naszego związku, nawet padło takie zdanie z mojej strony(nie obraźcie się panie):*nie jestem silnym facetem jestem facetem babą*. Faktycznie oczekiwałem od niej wsparcia w trudnych momentach, ale czy to nie jest czasem to czego mogę oczekiwać od kochającej osoby?Poza tym wszystko zmierzało w dobrym kierunku, chciałem, aby była kimś kogo będę już zawsze kochał, kimś kto pomoże całkowicie uwolnić się od nerwicy, dla naszego, wiecznego szczęścia. Nie jestem idealny, mam swoje problemy jestem tego świadomy. Na terapię już czekam, mam nadzieję, że doprowadzi ona mnie do końca moich nerwowych problemów.
-
Witam wszystkich. Dawno mnie tu nie było, choć niektórzy powinni mnie pamiętać o ile się jeszcze tu udzielają. Pani Jadwiga jest jedną z tych osób. Dla tych, którzy mnie nie pamiętają przybliżę moją historię, a dla tych którzy mnie kojarzą postaram się ją uzupełnić. Więc tak. Mam 19 lat pochodzę z tak zwanej *dobrej rodziny* choć mającej problemy jak wszyscy. Nerwica u mnie zaczynała się ujawniać dosyć wcześnie, bo w wieku ok 11-12 lat,( a może i wcześniej) miewałem problemy z własną psychiką i zachowaniem jak i reakcją organizmu. Na początku objawiało się to dużą podatnością na stres. Głupi występ w scence szkolnej był dla mnie nie lada problemem, podczas wyjazdów na wycieczki szkolne nie czułem się zbyt pewnie, czy zawody sportowe. Objawy pewnie znane wszystkim, wymioty, biegunka, ból brzucha. Nie byłem ani trochę świadomy powagi sytuacji w końcu byłem w podstawówce. W gimnazjum wszystko zaczęło się nasilać, opuszczanie szkoły wieczne zwalnianie się z lekcji itp. o wyjeździe na wycieczkę nie było mowy, zawsze coś wymyślałem, żeby nie jechać. *Moja kariera sportowa* legła w gruzach, przestałem ćwiczyć na wf więc i przestałem się wyróżniać. Wieczne wizyty u lekarza z tymi samymi objawami dały do myślenia lekarce, która stwierdziła fobie szkolną i zaleciła wizytę u psychologa. Wtedy nie dopuszczałem nawet do siebie takiej myśli, jak to do psychologa? Nie chce być świrem! i to był mój największy błąd. Mówcie co chcecie ale przepaść jaka dzieli wiek 16-17 z prawie dwudziestką na karku jest ogromna pod względem postrzegania świata i samego siebie( przynajmniej tak jest ze mną). Idąc dalej. Przebolałem jakoś to gimnazjum i jako następną szkołę wybrałem technikum informatyczne, wydawało się być to strzałem w dziesiątkę patrząc na moje zainteresowania światek elektroniki i IT. Przyszedł pierwszy września i przyszedł pierwszy zimny prysznic. Masa nowych twarzy, nowe otoczenie sprowadziło mnie na dechy. Każdy dzień to była męczarnia, wieczne oczekiwanie na ostatni dzwonek i powrót do domu. Jak w gimnazjum nie odstępowałem zbytnio życiem towarzyskim od swoich rówieśników( no bo wiadomo jak ono wygląda w tym wieku. Panny chłopakom nie w głowie, tylko hobby i boisko) tak w szkole średniej widziałem różnicę. Chłopaki jeździli po dyskotekach (inną sprawą jest, że w ogóle nie miałem na to ochoty nie mój styl) tak na wyjazd do kina miałem ochotę, ale to wiązało się z wyjazdem ok 60 km przez to, że mieszkam w małej miejscowości. Było to dla mnie nie do pokonania. Ze wszystkiego rezygnowałem. Szkoła (obecność fatalna) dom, czasami jakiś kumpel wpadł lub ja gdzieś wyszedłem na boisko czy do kogoś, ale tylko i wyłącznie świat się kręcił na szkole i mojej miejscowości. Zdałem pierwszą klasę, z ocenami nie miałem problemu oczywiście nie byłem jakimś prymusem, ale komisów nie musiałem się obawiać. Ot taki średniak ze mnie był. wakacje jak to wakacje przeleciały szybko. Przyszedł następny rok szkolny. No i się zaczęło. Najgorszy okres w moim życiu. W listopadzie miałem tyle nieobecności,że kwalifikowałem się do odstrzału.wieczne ciągania do pedagog, dyrekcji itp. Jednak rodzice przedstawili sytuację w szkołe. Jakimś cudem ubłagali, abym dostał jeszcze jedną szansę, ale pod jednym warunkiem- zacznę coś z tym robić, co równało się z wizytą u psychiatry/psychologa. Nie miałem wyjścia musiałem się zgodzić, w końcu nie chciałem zostać bez szkoły. Pierwsza wizyta u psychiatry jakieś tabletki i jak ręką odjął. Wszystko mija. Cały grudzień przechodziłem, do przerwy świątecznej. Później nastąpiło całkowite załamanie. trzeba było wracać do szkoły po świętach, a ja leżałem przybity do ziemi. Nie byłem w stanie się nigdzie ruszyć, straciłem sens życia, myślałem wtedy skoro specjalista mi nie pomógł, skoro tabletki mi nie pomogły to nic mi nie pomoże. Podejmowałem próbę powrotu do szkoły, ale pojawiałem się na chwilę i od razu ucieczka. Zrezygnowałem z psychiatry, sytuacja w domu tragiczna, wszyscy zdenerwowani, zmartwieni i nie wiem co jeszcze. Niestety szkoła nie mogła trzymać ucznia widmo. Zostałem wydalony ze szkoły. Świat mi się załamał. mijały tygodnie które praktycznie całe przesypiałem i przesiadywałem w domu. Miałem myśli samobójcze, nie widziałem sensu po co dalej to wszystko ciągnąć. Przyszedł czerwiec, ładna pogoda u mnie trochę się polepszyło, pod naporem rodziców pozstanowiłem spróbować jeszcze raz z psychiatrą, tym razem nie prywatnie, a w szpitalu specjalistycznym. Pani doktor zaleciła terapię z psychologiem, oczywiście cały czas leciałem na tabletkach. Minęły kolejne dwa miesiące przyszedł czas na terapię. Pani psycholog okazała się idealna, pod każdym względem :) Ideał. Terapia trwała czułem się coraz lepiej, zapisałem się do szkoły zaocznej. Oczywiście nie było tak super do końca, bo o jakichkolwiek wyjazdach choćby do kina mogłem zapomnieć, ale mogłem funkcjonować normalnie i co najważniejsze kształcić się! Terapia brnęła do przodu, wraz z nią mój nastrój. Zaczęły się wyjazdy do kina, galeri, czy na głupie zakupy z mamą. Nie miałem już żadnego problemu z wychodzeniem z domu, czy pójściem do szkoły. W z początkiem maja na jednym z ognisk, odnowiłem kontakt z dziewczyną z którą chodziłem do gimnazjum. Ona wpadła mi w oko i jaj jej też. Parę spotkań i byliśmy parą. Czułem się przy niej pewnie, oczywiście wcześniej opowiedziałem jej wszystko o moich problemach, nie zraziła się tym chciała mi pomóc chciała być ze mną. Szkołę zaliczyłem z satysfakcjonującym mnie wynikiem. Przyszły wakacje. Nasz związek kwitł. Nagle pojawiła się oferta wyjazdu do pracy za granice. Bardzo głęboko się zastanowiłem, za namowami dziewczyny jak i rodziców zdecydowałem się. Kierunek Niemcy!!Niestety musiałem zrezygnować tym samym z terapii. Jednak pani psycholog też była za wyjazdem i sprawdzeniem czy dam radę. Jako wsparcie dostałem kolegę z miejscowości lecz starszego o 8 lat i tatę. wiedziałem, ze w razie czego będę miał wsparcie. 14 godzinna mordęgę w busie przetrwałem bez jakich kolwiek oznak nerwicy. dojechaliśmy na miejsce wszystko było ok. Minął miesiąc tato wrócił do domu(koniec urlopu), zostałem sam. Miałem okazję się sprawdzić. Mijał kolejny miesiąc wszystko było ok, wróciłem do domu z ciężko zarobionymi euro :) Mój związek z dziewczyną trwał nadal, wszystko było ok. Kochaliśmy się wzajemnie. Za zarobione pieniądze mogłem spełnic swoje marzenie. Kupiłem motocykl! Rodzice nie byli zbytnio zadowoleni jak i dziewczyna, ale było to moje marzenie i w końcu zrozumieli. Mijał wrzesień, mam motor więc i wypadałoby mieć prawo jazdy. Za resztę kasy zapisałem się na kurs motocykl i samochód za jednym zamachem. W między czasie szkoła wszystko było ok. Jeździliśmy do kina, na pizze. Dużo czasu spędzałem razem z dziewczyną. Kurs na motocykl pełną parą, instruktor od samochodu coś zwlekał z jazdami. Miałem kilka ataków, więc postanowiłem powrócić do terapii, aby skończyć z nerwica raz na zawsze. Więc szybciutko do psychiatry dostałem skierowanie i czekam.Mijały kolejne tygodnie, czułem się ok, mogłem liczyć na wsparcie rodziców jak i dziewczyny. Wydawało mi się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. wszystko układało się po najlepszej myśli. Szkoła, matura w kwietniu, miałem świetną i kochającą dziewczynę, spełniłem swoje marzenie, kolorowy świat! Jedyny problem był z pracą/stażem nie mogłem nic znaleźć, ale pocieszałem się tym, że może to i lepiej będę mógł się lepiej przygotować do matury.Mamy 24 października. Półtora/dwa tygodnie temu zaczął się jakiś pechowy okres, nagle wszytko się posypało. Sprzeczki z dziewczyną, rozwaliłem swoje ciężko zapracowane marzenie, na szczęście mi nic się nie stało, ale motocykl ucierpiał. Sytuacja w domu, uległa pogorszeniu, pretensje do mnie po co mi był motor, wszyscy się o mnie martwią itp.Trochę mnie to zdołowało, bo przecież było to moje marzenie! Od września dziewczyna zaczęła staż, od października studia zaoczne, więc nasz spędzany razem czas zmniejszył się diametralnie, ale ja to wszystko akceptowałem i rozumiałem, nie miałem ani trochę pretensji. Starałem się ją wspierać choć sam potrzebowałem tego wsparcia, które ona również mi dawała i okazać jak bardzo ją kocham. Dzisiaj, a w zasadzie wczoraj oznajmiła mi, że nie możemy być razem. Głównym powodem rozstania jest to, że nie chce mnie skrzywdzić i nie chce mnie stracić, bo jestem dla niej najważniejszy,a ona jest jaka jest. Kompletnie mnie to z nóg zwaliło, nie rozumiałem tego i dalej tego nie rozumie. Zaproponowała mi przyjaźń, co argumentowała tym, że teraz nie jest wstanie dać mi tego co by chciała, przez brak czasu i w tym momencie nie widzi przyszłości naszego związku. Ale ja ją kocham i nie chce być tylko jej przyjacielem, tłumaczyłem jej to sto razy, lecz ciągle leciały odpowiedzi typu, miłość nie oznacza partnerstwa lub przecież nic się nie zmieni między nami po prostu nie będę twoją dziewczyną. Nic z tego nie rozumie i niestety nie potrafię być tylko jej przyjacielem. Nie zniósłbym, jakbym się dowiedział, że spotyka się z kim innym, bo przecież może, przecież nie jest moją dziewczyną, a tylko przyjaciółką,( którą kocham i z która chciałbym spędzić resztę życia) :(.Nigdy jej niczego nie zabraniałem, wyjście z koleżankami do pubu, nie widziałem sprzeciwu, ufałem jej, nawet jeśli miał ją odwiedzić były chłopak nie miałem pretensji,tylko wierzyłem i ufałem. Co dostałem w zamian? Zakończenie związku kompletnie z absurdalnego powodu, którego nie mogę pojąć. W dodatku dzisiaj miałem pierwsze poważniejsze jazdy samochodem, mieszkam w odległości ok 60 km od miasta w którym będzie egzamin. O 8 rano wyjazd. Byłem na miejscu zgodnie z planem lecz gdy przyjechał instruktor miałem taki napad lęku, że wymiotowałem :( wykręciłem się tym, że wczoraj pobalowałem i żołądek odmawia posłuszeństwa. Jazda przeniesiona, na kolejny dzień czyli dzisiaj na 9. Boję się, że będzie tak samo, albo i gorzej w dodatku ciągle mam w myślach to co dzisiaj usłyszałem od swojej ukochanej. Nie wiem co mam zrobić, nie wieżę, że kiedyś będziemy razem jeśli teraz rozejdziemy się i zostaniemy tylko przyjaciółmi. Jest zbyt wartościowa, aby się nikt nią nie zainteresował. Boję się, że stracę ją na zawsze. Gdybym tylko miał gwarancje, że kiedyś będziemy razem....
-
Goga super wypowiedz!!!
-
Cześć Julia. A u mnie jakoś ostatnio dziwnie. Uświadomiłem sobie, że nerwica nie jest moim jedynym problemem, a całe życie jest do dupy i trzeba wszystko zacząć zmieniać. Nie mam jakoś chęci i brak mi mobilizacji, do jakichkolwiek zmian, a do zmiany jest naprawdę prawie wszystko. Zero marzeń, a jako dzieciak miałem ich mnóstwo, nie wiem co bym chciał robić w przyszłości, zero jakichkolwiek pomysłów na siebie, ambicje też powoli zanikają, ehh. Niby ogólnie nie jest źle, ale jak sobie pomyślę, że mam 19 lat i jestem w takim stanie jakim jestem, czuję się jak dziad siedzący cały dzień na stołku czy uwiązany do łóżka i do tego jak bezsilny, niesamodzielny dzieciak, to wszystkiego się odechciewa. Robię szkołę zaoczną, za rok matura, a później co? i też brak pomysłów. Szkoła to dwa dni w tygodniu w dodatku popołudniu, więc za pracą jakąkolwiek mógłbym się rozglądać, a wręcz jestem do tego zmuszany przez rodziców, ale pytam jak? Mam problem z głupim wyjazdem do miasta, czy kina z kolegami, więc praca wydaje się mi nierealna. Chyba w dzieciństwie miałem za dobrze i teraz gdy inni korzystają z życia na całego, ja pokutuję lata młodości, bo żyłem jak pączek w maśle. Widzę, że pojawił się ktoś z okolić Opola,ja odbywam psychoterapię już chyba 4 miesiąc na wodociągowej w Opolu.
-
Marta123 brałem je ok 1,5 roku mniejsze i większe dawki często zmieniałem według zaleceń psychiatry, od czerwca ubiegłego roku brałem maksymalną dawkę 225 mg od stycznia próbuje schodzić w tym momencie 150 mg. Oczywiście wszystko zgodnie z zaleceniami psychiatry. Teraz czuję się bardzo fajnie, odżyłem w szkole, jutro rano śmigam po receptę.
-
Cześć wszystkim. Kurde mam taki problem, zdarzyła się taka sytuacja, że nie miałem jak wykupić lekarstw, no i jakoś tak przeleciał prawie tydzień i dopiero jutro będę je miał. W pierwszych dniach nie odczuwałem nic związanego z ich brakiem, lecz od poniedziałku jest tragedia... Tylko coś zjem od razu kibelek... chodzę po ścianach, kręci mi się w głowie, ospały jestem jakiś, a gdy się kładę spać to nie mogę zasnąć do 4, jakieś drgawki cholera wie co ;/ Czyżbym się uzależnił? Braku prochów jakoś psychicznie nie odczuwam, może trochę, ale to tylko mała cząstka w porównaniu do fizycznych objawów. Nawet teraz siedząc przed komputerem kręci mi się w głowie, a zaraz jadę do szkoły. No chyba, że to coś kompletnie innego, nie związanego z bakiem lekarstw, mam nawet taką cichą nadzieję, bo nie chce do końca życia lecieć na tym syfie.
-
Cześć. Co tam u was? Julka jak mijają ferie?
-
Marta123 fajna wigilia klasowa hehe :) Wiesz niby na ulotce jest napisane, żeby alkoholu nie spożywać, bo on nasila działanie leku i żeby nie wyszło, że cie namawiam, bo to twoja decyzja, ale chcę ci trochę może pomóc. Więc słuchaj, biorę antydepresanty od jakiegoś roku, często zdarza mi się wypić piwko, czasem coś mocniejszego i nic się nie dzieje, co do tak zwanych *cukierasków* nie wiem co tam bierzesz ja biorę atarax ogólnie chodzi o te działanie: bierzesz i żyjesz :) no to staram się po nich nie pić wcale. Czasami zdarzyło się jakieś piwko, jakoś nie czułem różnicy, może faktycznie faza szybciej łapała. W ubiegłą sobotę miałem dokładnie taki dylemat jak ty. Imprezka te sprawy, chciałem się dobrze bawić, a wiedziałem, że jak na początku będzie źle to już i do końca. Zdecydowałem się łyknąć przed sama imprezą dwie dawki ataraxu czyli 20 mg wiedząc, że będę pił. Na szczęście nic mi nie było i czułem się choć na chwilę wolny.
-
Marta u mnie dokładnie tak samo. Najczęściej nerwy i objawy wracają przed jakimś wyjazdem, wyjściem, czy czymkolwiek nowym i wtedy też próbuję się wygadać, gdy już nie mogę wytrzymać. Jako wsparcie otrzymuję *nie przejmuj się*, *daj już spokój*, *nie przesadzaj* wkurza mnie to bo inni myślą, że to załatwi sprawę. Nikomu nie, życzę tej podłej nerwicy nawet największemu wrogowi. Julka robisz sobie wolne, czy masz ferie?
-
Asie25 musisz przetrwać najgorszy jest początek, później organizm się przyzwyczai do leku i będzie coraz lepiej.
-
Trochę czasu już jeżdżę, ponad 3 miesiące raz w tygodniu. Rozmawiamy o wszystkim, staram się mówić co czuję, jak minął tydzień, ale też wracamy do początków kiedy to się zaczęło, a nawet do samego dzieciństwa. Chyba szukamy powodu dlaczego tak się dzieje. Dużo też wypytuje pani o życie rodzinne, co rodzice na to itp.
-
Asie25 Tak to jest z antydepresantami, mogą wywoływać przez pierwsze tygodnie przyjmowania jakieś efekty uboczne, takie właśnie jak mówisz ból głowy itp, ogólnie nic groźnego, ale bardzo drażliwego ;). Marta Mnie dopadła nerwica już w gimnazjum, ale jakoś dałem rade. Przyszła szkoła średnia i było coraz gorzej. W drugiej klasie już nie dałem rady, odpuściłem totalnie wszystko miałem w pupie, oczywiście skończyło się na wydaleniu ze szkoły nie przez oceny, bo z nauką jakiegoś wielkiego problemu nie miałem, ale przez nieobecności. Teraz jest o wiele lepiej, uczęszczam na psychoterapie mam super panią psycholog, uczę się w liceum zaocznie. Aha no i mam 19 lat :)
-
Cześć. Atram ile masz lat? Chyba się nie obrazisz, że pytam ;) Ja przez nerwice zawaliłem szkołę... Teraz na szczęście jakoś się pozbierałem i jestem w stanie chodzić do szkoły prywatnej zaocznie, jest dużo przyjemniej. Asie25 nie spotkałem się jeszcze z tymi lekami, ale patrząc co jest napisane w internecie to ten pierwszy to jakiś antydepresant, więc on działa trochę z opóźnieniem. Może pogadaj z lekarzem o zmianie drugiego leku, ja biorę atarax 10mg jak czuje, że mnie bierze, albo przed jakimś dłuższym wyjazdem czy trudną sytuacją i powiem ci, że dla mnie jest ok. Lęk mija, nie wiem jakie masz objawy wywoływane przez lęk, ale w moim przypadku, napięcie, kula w gardle i nudności mijają. Tylko wiesz jak to jest, nigdy nie wiadomo ile w tym naszej psychiki, a ile działania leku.
-
Cześć Julia. Sory, że się nie odzywałem, ale sam nie wiedziałem co mam napisać. Imprezka ogólnie ok, cały dzień przed był tragiczny, przed samym wyjściem zażyłem dwa *cukieraski* wpadł kolega i już nie miałem wyjścia. Początek to wiadomo, trochę sztywno, towarzystwo jeszcze w stanie na cokolwiek ;) Pech chciał, że byliśmy na sali jako ostatni i brakło miejsca, więc usadzili nas na miejscu solenizantek, na samym środku. Mimo to byłem zdziwiony brakiem czegokolwiek ze strony nerwów, nasłuchiwałem, wyczekiwałem, ale nie nadeszło. Tak mnie to wprowadziło w dobry nastrój, że o wszystkim zapomniałem, o wszystkich wcześniejszych sytuacjach, zdarzeniach, wreszcie żyłem chwilą. Impreza się rozkręciła, wiadomo alkohol, połowa zaległa już o 21 także śmiesznie było, ja na szczęście opanowałem się. Wreszcie!!! Też był to jeden z moich problemów, po prostu zapijałem objawy, nerwy, stres do tego stopnia, że i tak kończyło się to gorzej. Jak już się pewnie domyślasz ;) Potańczyłem, pogadałem, zapoznałem się z kilkoma osobami, odnowiłem trochę kontaktów po latach, siedziałem do końca marząc, aby się to nigdy nie skończyło. Wróciłem do domu *lekko* wstawiony, więc niedzielny kac był nieunikniony, ale to nie on był najbardziej dokuczliwy. W niedziele poczułem się znowu jak dawniej, wróciła szara rzeczywistość. Opanowało mnie jakieś takie dziwne uczucie, samotności, opuszczenia, sam nie wiem. Czułem się bardzo samotny. Patrząc na tych wszystkich ludzi na imprezie, zazdrościłem im tego, że przychodzi im to z taką łatwością, nie wiedzą co to nerwica i pewnie gówno ich to obchodzi, a szkoda, bo nam na pewno takie zrozumienie by się przydało. Też jest tu trochę mojej winy, bo nawet jeśli chodzi o najbliższych kolegów to nie wiedzą co dokładnie mi jest, więc jak mają mnie zrozumieć? No, ale powiedzieć wszystko ze szczegółami też nie jest łatwo. A co tam u ciebie? Masz może teraz ferie?
-
Atarax 10 mg.
-
Julka dzięki za wsparcie, ale sama wiesz jak to z nami bywa ;). Najgorzej boję się początku, później jakoś poleci. Dobrze, że jest to na miejscu, wczoraj byłem pomóc w przygotowaniach i było ok. Mam nadzieję, że dzisiaj też tak będzie.
-
Kurde dzisiaj lipa straszna :/, a za parę godzin osiemnastka koleżanki. Ehh