Skocz do zawartości
kardiolo.pl

karamba

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez karamba

  1. Properth - bo zdrowe, tylko wyrywne! :D Dolor, nie zazdroszczę tego kamienia. Wiesz już może, jaką metodą będą usuwać? Poczytałam też o EPS i przyznam, że łamanie kołem wydaje mi się dalece przyjemniejszym zabiegiem.
  2. Wiesz co, Properth? To Twoje tętno niskawe, choć np. u sportowców wyczynowych takie jest w spoczynku. Do jutra jakoś wytrzymasz, a wtedy będziesz mógł zapytać o to lekarza, bo ja tu nic mądra nie jestem. Ja mam w spoczynku najczęściej 70-80 i czasem wolałabym, żeby trochę spadło. Nam widać nikt nie dogodzi ;)
  3. Racja, wszystko nam się poklaskało. Mi chochlik skonsumował całego posta do Propertha, więc kiedy ten później zwrócił się do mnie, to już całkiem zgłupiałam. Allicję pomyliłam z Kumen, bo obie ostatnio odnosiły się do tego, co napisał Dolor...
  4. Hej Kumen, trudno samymi słowami dodać otuchy w naprawdę ciężkich sytuacjach, szczególnie tych z gatunku nieodwracalnych, więc powiem tylko: trzymaj się tam, czego się tylko da. Serce wytrzyma.
  5. Properth, powiem jak ja to widzę, na podstawie skromnych danych, jakich dostarczyłeś. Zjawiska takie, jak pocenie się dłoni w sytuacjach stresogennych, czy unikanie większych zbiorowisk, same w sobie nie są jeszcze nerwicą. Może na wstępie zaznaczę, że 20 lat temu ja też o tym nie wiedziałam. W przedszkolu siedziałam w kącie, unikając jak ognia zabaw grupowych. W domu uwielbiałam siedzieć pod stołem i czytać książki (zaczęłam w wieku 5 lat). Nie byłam ministrantem, a w kościele też mdlałam. Byłam do tego stopnia cicha i wyobcowana, że moja mama, podejrzewając iż cierpię na autyzm, zabrała mnie do psychologa dziecięcego. Nie muszę chyba dodawać, że z autyzmu nic nie wyszło, a ja dalej “żyłam w swoim świecie”. I było mi z tym dobrze, aż do czasu, gdy zaczęła się kształtować moja świadomość i powoli docierało do mnie, że coś ze mną “nie halo”, a nastąpiło to późno, bo gdzieś pod koniec liceum. I wtedy popełniłam błąd, szereg błędów tak naprawdę. Gdybym wtedy wiedziała to, co wiem dzisiaj, gdyby ktoś mądry i cierpliwy mi to wytłumaczył, nie doszłoby u mnie do dramatycznego spadku poczucia własnej wartości, abnormalnego przerostu samokrytycyzmu i wielu innych zjawisk prowadzących wprost do skomplikowanej, wszechogarniającej i paraliżującej, wielopostaciowej nerwicy. To długa historia, pewnie każdy jakąś ma, ale nie o moją biografię tu chodzi. Wracając więc do meritum: XXI wiek zaczyna się powoli okazywać tragicznym dla ludzkości i być może będzie początkiem schyłku kolejnej cywilizacji. Życie w ogromnych skupiskach, w ciągłym pośpiechu, przy presji czasu i parciu na “osiągnięcia”, a jednocześnie praktycznie zerowym zrozumieniu sensu i wartości życia, nie jest dla człowieka stanem “naturalnym” i prowadzi nie tylko do nerwic i depresji, ale do szeregu innych chorób cywilizacyjnych. Wystarczy spojrzeć, ile jest wątków o nerwicy i wpisów na nich, na tym jednym tylko portalu. To z kolei i tak tylko ułamek dużo większej całości, bo są ci niezdiagnozowani oraz tacy, którzy nigdy nie napiszą na forum. Ty, Properth, masz 20 lat, a już ktoś Ci lekką ręką przepisał Afobam. Nie będę rozwijać tego wątku, jak się o tym trochę pomyśli, to wszystko staje się zrozumiałe. Pamiętaj o jednym - możesz nie lubić tłumów, hałasu, chaosu, i to jest normalne. Normalne są Twoje reakcje (pocenie, niepokój, chęć czmychnięcia do spokojnego kąta), niewykluczone też, że arytmia jest reakcją Twojego organizmu na te wszystkie czynniki, których on nie lubi, ale o tym niech się wypowiedzą lekarze, choćby poprzez wykluczenie innych przyczyn. To jeszcze nie jest nerwica. Nerwicy nabawisz się wtedy, gdy zaczniesz się w to zagłębiać i tego bać. Nie mówię, że gdy to wszystko przeczytasz i zrozumiesz, to cudownie ozdrowiejesz. Twój organizm jest młody, może jeszcze to wszystko przerobić i się przystosować, a może nie. Przy okazji - oglądałam ostatnio ciekawy dokument o Antarktyce, “Encounters At The End of The World” (Spotkania na końcu świata). Pracuje tam jakieś kilkadziesiąt osób w stacjach badawczych, ludzie z całego świata. Co mnie zdziwiło, to nie tylko biolodzy, sejsmolodzy czy fizycy. Jest i filozof, który operuje ciężkim sprzętem budowlanym, jest lingwista i specjalista od komputerów, który na Antarktyce hoduje pomidory, jest artystycznie uzdolniona kobieta, która przejechała pół świata autostopem, była zakładniczką i uciekinierką, jest mechanik, który nie lubi dużo mówić i ma zawsze spakowany plecak z najpotrzebniejszymi artykułami, gotowy do ucieczki w każdym momencie. Jest były bankier z Kolorado, który na Antarktyce pracuje jako kierowca ogromnego transportowego potwora zwanego Terrabusem, jednego z zaledwie siedmiu takich pojazdów na świecie. Dlaczego z własnej woli znaleźli się na końcu świata, gdzie nawet noce bywają słoneczne, mróz chce się człowiekowi dobrać do szpiku kości, rozrywek praktycznie brak, bo w końcu ile można patrzeć na pingwiny?? Choć przepraszam, okazuje się, że można nawet i 20 lat. Jest tam człowiek, który to właśnie robi i też nie jest zbyt rozmowny, za to ma się wrażenie, że konwersując z nim przez godzinę dowiedziałbyś się i zrozumiał więcej, niż gadając z niejednym profesorem przez bite dwa miesiące. Wydaje mi się, że znam odpowiedź. Jedni czegoś szukają, inni już znaleźli. Mam skłonność do przydługich postów. Mam nadzieję, że komuś posłużą na zdrowie, a jednocześnie przepraszam tych, których irytują. Properth, tak na koniec - po tych wszystkich badaniach będziesz wiedział na czym stoisz. Zakładam z dużą dozą pewności, że nie jesteś poważnie chory i od momentu, gdy tę diagnozę potwierdzą lekarze, masz się przestać tym zamartwiać. Na wykładach siadaj tam, gdzie Ci się podoba, ręce wycieraj w chusteczkę, po każdym niemiłym skurczu przełykaj ślinę, bierz głębszy oddech i mów sobie: no dobra, a teraz wróćmy do tego, co mówi wykładowca i czegoś się dziś nauczmy. Innymi słowy: byle do przodu.
  6. DOLOR, dziękuję. Trochę mnie zatkało, ale już mi lepiej ;) Czym jest *epees*? Kumen, dzisiaj pierwszy dzień ćwiczeń za mną. Do pierwszych potów, czyli trwające całą wieczność, siermiężne 15 minut. Trzymam Cię za słowo, że z czasem będzie lepiej ;-) A żeby nie było, że u mnie tylko zen, joga, kwiatki i różowe motylki to dodam, że arytmia mną dziś szarpie jak pks na zakrętach, aż mdło sie robi. Pozdrawiam wszystkich w niedoli.
  7. Nawijam dalej, najwyżej mnie wyniesiecie na drzwiach od stodoły. Etap *studenta medycyny* mam już za sobą. Nauczyłam się, dla własnego dobra, widzieć które objawy chorób do mnie nie pasują, zamiast odwrotnie. W ten sposób wykluczyłam u siebie niezliczone ilości śmiertelnie groźnych jednostek chorobowych, ale to oczywiście przyszło z czasem. Internet, z całym swoim bogactwem wiedzy, jest dobrodziejstwem dla ludzi mądrych i zrównoważonych, a przekleństwem dla słabych i znerwicowanych. Należę, ku własnemu rozczarowaniu, do tej drugiej grupy i miałam jedynie szczęście w porę się zorientować ;-) Ty jesteś na początku drogi. Myśl dużo, ale cały czas stój z boku i obserwuj, w jakim kierunku myśli podążają. Bywa bowiem, że niechcący stajemy się swoimi własnymi wrogami.
  8. Properth - o tak, brzmi bardzo znajomo. Co mogę Tobie poradzić... Ślepy kulawego daleko nie poprowadzi. Z perspektywy czasu i rozwoju mojej nerwicy mogę zasugerować jedno - rób wszystko, żeby to zdusić w zarodku, bo to eskaluje, rozwija się i jak hydra dorabia się kolejnych łbów. Nie powiem jak to zrobić, ale wiem jak na pewno NIE NALEŻY tego robić. Nie możesz uciec w litość nad samym sobą i rozpaczliwą analizę każdego kolejnego symptomu. To podstępny błąd i prowadzi w ślepy zaułek. Jak to gadał dziadek Mickiewicz: Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze, Ten młody zdusi Centaury. Przepraszam za ten kolejny offtopic, wiem że to nie jest wątek pt. *omg to chyba nerwica*, ale pewne rzeczy się ze sobą wiążą.
  9. Jeszcze taka luźna supozycja - może np. wcale nie chciałeś iść na te studia? Może na inne? Albo pojechać w podróż dookoła świata, a tu presja rodziny i znajomych? Nie musisz odpowiadać, tak sobie snuję różne teorie. Ja mam już na tyle duży przebieg na swoim życiowym liczniku, że zauważam pewne mechanizmy obronne mojego organizmu. Kiedy się czegoś boję, albo nie chcę robić, to zazwyczaj dziwnym zbiegiem okoliczności na coś zachorowuję, choć gdybym mogła świadomie wybierać, wolałabym zdrowa skakać ze spadochronem i narobić w portki ze strachu, niż chora i *bezpieczna* leżeć w łóżku :-/
  10. Myślał indyk o niedzieli... Ty to się nanosisz tych czarnych skrzynek, chłopaku. Properth, skoro przewidujesz, że skurcze złapią Cię w weekend, podczas wykładów, to czy mamy rozumieć, że obecnie ich nie masz?
  11. DAMI, zgadza się, myślenie o tym jest najgorsze, czyli gorsze od samego skurczu dodatkowego, stąd prosty wniosek - zmuszaj mózg do myślenia o czymś innym. Ja mam w pewnym sensie łatwiej - teraz, w okresie dużego nasilenia arytmii, nieprawidłowe pobudzenia mam tak często, że nawet nie zdążę pomyśleć *kiedy będzie następny*, a on już jest :D Ja również piję kawę, a do tego ocean herbaty. Wszystko słodzę. Z cukru, jaki we wszelkich postaciach skonsumowałam w ciągu swego żywota, można by postawić piramidę godną Cheopsa i obok drugą, malutką. Nie, nie ważę mało, raczej w sam raz. 168 wzrostu, 60 do 62 kg wagi (jak to u kobiet, waha się w ciągu miesiąca). Jestem właścicielką jednej tarczycy i zapewniam Cię, że Ty też ją masz. Kto nie ma tarczycy, to dopiero ma problem. Ja swoją również badałam i wyniki wyszły w normie. I nie pękaj :)
  12. Properth - tak, taki wynik powinien Cię uspokoić, bo choć faktycznie nie dowiesz się z usg skąd się biorą Twoje dodatkowe skurcze, to dowiedziałeś się bardzo dużo ważnych rzeczy - że masz serce w normie, zastawki prawidłowe, nie masz przerostu mięśnia sercowego, lub jego niedorozwoju, rozwarstwienia aorty, płynu w worku osierdziowym i bardzo wielu innych przykrych rzeczy. Pocieszony? :)
  13. DAMI, jeśli odczuwasz lęk, oblewa Cię gorąco itp. tuż po *nienormalnym* skurczu, to reakcja niezależna od Ciebie. Jeśli natomiast przez, dajmy na to, kolejną godzinę nic złego się nie dzieje, a Ty nadal się boisz, to już reakcja psychologiczna i z tym można próbować walczyć, a czasem nawet wygrać ;-) Nie wiem, ile tego masz dziennie. Ja, podobie jak zdaje się Properth, najbardziej nie lubię akcji przed zaśnięciem. Przez cały dzisiejszy dzień miałam setki dodatkowych pobudzeń i wszystko fajnie, ale w zasypianiu to one nie pomagają. Już nawet nie chodzi o strach, bo ten mam w miarę rozumowo opanowany, ale te tąpnięcia wybijają mi mózg z sennego rytmu, a problemy z zasypianiem miałam zawsze, z arytmią i bez.
  14. Properth, to nie zawsze tak działa, że kiedy jesteś akurat w stresie, to wtedy serce szaleje. U mnie jest akurat często na odwrót. Po długotrwałym stresie, kiedy mój organizm całymi miesiącami musi znosić np. presję czasu, nieregularne posiłki, spanie 2 h na dobę itp., przychodzi taki okres względnego spokoju, kiedy mogę sobie odpocząć, pogłaskać psa, wymiętosić kota, pójść na spacer, piekna pogoda, pysk się śmieje... a tu nagle bum! Tydzień zawrotów głowy z wymiotami. Albo 3 dni migreny z wymiotami. Albo właśnie super-extra-turbo-doładowana arytmia. Ktoś, może to była Allicja, juz tu o tym mechanizmie pisał.
  15. DAMI, spokojnie, to był ŻART. Może nie czytałaś całego wątku, ani nawet większej części, inaczej wiedziałabyś, że tu prawie każdy *umiera ze strachu* przy tych skurczach, a jeśli nie umiera ze strachu, to dlatego, że się nauczył/a nie bać. Jeśli więc odczuwasz lęk po dziwnym zachowaniu serca, to jesteś w znakomitej większości. Ten lęk to w sumie też odruch fizjologiczny, taki trochę zwierzęcy, czyli naturalny. Nie pękaj, czytaj ze zrozumieniem, im więcej wiesz, tym lepiej rozumiesz, a im lepiej rozumiesz, tym mniej się boisz :)
  16. Hej Properth, jak na moją wiedzę ten wynik usg bardzo ładny. Dostaleś Aspargin. Jest jeszcze wersja z bodaj większą dawką magnezu, Asparaginian Extra, czy jakoś tak. Jeśli Twoje problemy z sercem wynikają z tła emocjonalnego i w konsekwencji niedoboru magnezu/potasu, to Aspargin ma nawet szansę coś zdziałać - mi pomaga Asparaginian, ale dopiero gdy biorę 4-5 razy dziennie po 2 tabletki, czyli pięciokrotnie przekraczam zalecaną dawkę. Robię tak, gdy już naprawdę szlag mnie trafia, przez kilka dni. Przynosi coś w rodzaju większego spokoju, opanowania, no i skurczów dodatkowych mniej. Nie próbowałam długotrwałej terapii takimi ilościami tabletek, ze względów chyba oczywistych.
  17. KUMEN, zabiłaś mnie :D Kojarzycie najnowszy film Wajdy *Człowiek z nadziei*? Ja przy Tobie, Kumen, to jestem Człowiek z Waty :D Byłam w szpitalach tyle razy, że wyrobiłam normę za całą rodzinę, ale uwierz, w szpitalnym szlafroku i kapciach pełzłam korytarzem, po schodach, ku wyjściu, byle tylko móc zajarać. Ojciec mojego znajomego po operacji wstawienia bypassów poszedł zajarać jeszcze zanim na dobre odłączyli go od kroplówki i myślałam sobie - jak on może, to ja też chcę ;-) Bohaterka, czy nie, to dobrze odnotowywać swoje male i wielkie sukcesy i pokonywać Człowieka z Waty w sobie. Ja w swoim składzie surowcowym jeszcze bardzo wiele waty dostrzegam, ale też i mozolnie zaplatane oczka ze stali się znajdą. Idę sobie zrobić herbaty i wypić za zdrowie bohaterów!
  18. Kumen, widzę, że z Tobą to nie przelewki. 40 km prawie codziennie... A ja w ubiegłym roku kupiłam rower, raz wybrałam się do pewnego miasteczka i z powrotem, łącznie niespełna 30 km, i wróciłam dumna jak kura z nakrapianych jajek. Na drugi dzień nie mogłam chodzić :D Przyznaję, że mam problem z systematycznością i lubię sobie wymyślać powody, dla których akurat dzisiaj nie mogę/nie mam czasu ćwiczyć. I jestem najlepszym przykladem na to, jak NIE NALEŻY robić. Fajki rzuciłam tylko w pewnym sensie, bo zamieniłam analogowe na elektroniczne, ale i tak się z tego cieszę, bo paliłam 20 lat i byłam pewna, że umrę z dymkiem idącym z uszu. Hmm... Twój przykład mnie zawstydził i poczułam kopniaka w kierunku materaca do ćwiczeń. Pompek nie zrobię, bo stawy barkowe i łokciowe mam w rozsypce, ale brzuszki, przysiady, rower, mam nawet jakiś zakurzony stepper, no w końcu trzeba zacząć.
×