Skocz do zawartości
kardiolo.pl

karamba

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez karamba

  1. Dusza towarzystwa z własną duszą na ramieniu ;) Może zbiorę się w sobie i założę nowy wątek, w którym opisywać będę z krwawymi szczegółami moje zmagania z nerwicą. I wtedy mi uwierzycie, że klepki mam poprzestawiane jak w starym parkiecie, na który ktoś nieroztropnie upuścił granacik. Allicjo, Polprazol też brałam, z przepisu lekarza, a ponieważ bierze się go raz na dobę to pewnie i jego działanie mniej więcej dobę się utrzymuje. Może więc nie ma sensu opuszczać porannej dawki, tym bardziej, że Twoja lekarka nic o tym nie wspominała i jeszcze dostaniesz ochrzan za *konsultacje w internecie*. Mi akurat o tym mówił gastrolog, a i w ulotkach tego typu leków jest zazwyczaj wzmianka o maskowaniu objawów. Co do tej nutki optymizmu... Nie zawsze da się ją znaleźć i to podobno też nie jest złe (nie moja szkoła, czytałam gdzieś o tym). Podobno czasem trzeba sobie pozwolić na pełne i świadome przeżycie całego zła, które nam się przytrafia, tylko... zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego. Properth, u każdego jest inaczej. Ja miałam pierwsze ataki arytmii kiedy byłam w Twoim mniej więcej wieku, potrwało to może rok, może dwa, potem bardzo długo nic (nie licząc pojedynczych epizodów), aż do 32 roku życia. U Ciebie może się skończyć za miesiąc lub jutro i nigdy nie wrócić, kto wie.
  2. Allicjo, trzymam nie tylko kciuki, ale nawet palce u stóp! Ja tu odświeżałam poprzednią stronę co jakiś czas, wyczekując wieści, a Wy już na kolejnej, o ja najmądra. A ten gastrolog kazał Tobie łykać proszki przed gastroskopią?? Te wszystkie coś-tam-prazole maskują obraz sytuacji, bo w wyniku swego działania łagodzą stan zapalny, no ale dobra, już się nie *wtrancam*, grunt że już nie jesteś w agonii (jak mniemam). Kurka podwodna, może i nie masz nerwicy, ale co z tego, skoro tempo życia i lawina zmartwień przygniatają Cię do ziemi :-/ I jak tu żyć inaczej w dzisiejszych czasach? Pytanie retoryczne. Trzymaj się, Allicjo, będziemy czekać na wieści od Ciebie :) A tak przy okazji, może na pocieszenie - tę *przyjemność z rurą* to ja już raz miałam nie tylko od strony, że tak powiem, wrzutowej, i to wszystko na jednym seansie ;) Lekarz zapewniał mnie solennie, że to nie była ta sama rura, ale kto by im tam wierzył :D
  3. Allicjo, ile godzin już Cię trzyma tak silny ból? Jeśli piszesz, że dotknąć się nie możesz w okolicy żołądka, to rozważ może, jeśli nie mały wypadzik na pogotowie, to chociaż telefon pod 999? Emanera osiąga maksymalne stężenie we krwi po 1-2h, ale nawet jeśli to *tylko* zapalenie błony śluzowej żołądka lub przełyku, to też nie będzie błyskawicznych efektów. Martwi mnie jednak to, o czym wspomniałam w pierwszym zdaniu. Ty nie jesteś z gatunku panikujących, więc uważaj, żebyś nie przeciągnęła w drugą stronę! Może jednak ktoś Cię podrzuci na jakiś SOR, tak dla świetego spokoju?
  4. Hej Allicjo, dobrze Cię znowu *widzieć*. Nie wiem, kiedy ostatni raz miałaś gastroskopię, ale ten palący ból kojarzący się z zawałem, MOŻE, choć nie musi, oznaczać np. stan zapalny przełyku/wpustu żołądka. A wiem to oczywiście z doświadczeń własnych. Po mojej pierwszej gastroskopii obiecałam sobie, że więcej na taki film nie pójdę, ale cóż, po kilku latach żołądek kazał mi kupić bilet ;) Okazało się, że do kolekcji z wrzodami dorobiłam się przepukliny rozworu przełykowego (lekarz: ale skąd to u Pani, to nie mam pojęcia), która oznacza tyle, że mój żołądek co dzień obchodzi *dzień drzwi otwartych*, bo odźwierny poszedł po fajki i nie wrócił. To powoduje radosne i nieskrępowane wędrówki kwasu w górę i w dół, a to prowadzi do uszkodzenia, a w najlepszym razie podrażnienia przełyku, czasem mdłości i innych atrakcji. Doraźnie popijam sobie mleczko zobojętniające Gelatum Aluminii Phosphorici polskiej produkcji, a jeśli problemy się utrzymują, kupuję inhibitory pompy protonowej (od jakiegoś czasu dostępne bez recepty w tej najmniejszej dawce), choć nienawidzę tego uczucia zamulenia, jakie po nich mam. Tyle mogę podpowiedzieć w kwestii żołądka. Ja zjadłabym własne buty, gdyby to miało uchronić mnie przed jeszcze jedną gastroskopią ;)
  5. 23ZAŁAMANA23. Doskonale rozumiem Twój sposób myślenia, bo też tak kombinowałam. Byłam już nawet na etapie guza na lewym płucu, który miał uciskać serce lub w jakiś inny sposób dodatkowo je stymulować. Ponieważ zaś mam faktycznie zdiagnozowane wrzody i przepuklinę rozworu przełykowego (cóż za niewdzięczna nazwa!), to nie zabrakło roli sprawczej w wywoływaniu arytmii również dla żołądka z całym jego osprzętem. Ba, przypomniałam sobie nawet o tym, że przecież trzustkę, czy inną śledzionę miałam kiedyś na granicy górnej normy. To pewnie teraz urosła do rozmiarów Zeppelina i wpływa na serce, jak Księżyc na oceany. Cóż, do pewnego momentu są to oczywiście rozważania niepozbawione rozsądku i naukowego zacięcia, tyle że szybko przekształcają się w paranoję z oczopląsem i biada temu, kto się w porę nie zorientuje ;-) Ciekawe, czy którykolwiek lekarz pokusiłby się o próbę wyjaśnienia, jakim sposobem wywołujesz skurcz dodatkowy za pomocą głębszego oddechu? Pewnie nie, bo znakomita większość lekarzy po ukończeniu studiów i odbyciu praktyk zwyczajnie wie już wszystko i nic więcej wiedzieć nie chce. Mogłabym tu opowiedzieć historię diagnozy mojej choroby stawów barkowych, ale to byłaby kolejna dygresja nie na temat. Nie można wykluczyć wpływu autosugestii, bo choć serce to - jak napisałaś - mięsień i tyle, to już mózg, który zdaje się zawiaduje całym naszym wewnętrznym parkiem maszyn, lubi takie gierki. Dziękuję za miłe słowa, choć pewnie nie uwierzysz jeśli powiem, że jestem kiepską znajomą. W pracy, owszem, ludzie przychodzili do mnie nie tylko po tabletki, ale i ze słowami: *Karamba, powiedz coś śmiesznego, bo żyć się odechciewa w tej robocie*. Za to po pracy, podobnie jak kolega Properth, stronię od ludzi. Gdybym nie musiała zarabiać na życie (proszę Cie, bożku Lotto, przeczytaj tego posta i zlituj się nade mną), nigdzie byście mnie nie zobaczyli. Kilka lat temu wyprowadziłam się w bardzo odludne miejsce. Nie mam telewizora. Zakupy robię raz w tygodniu, a co się da zamawiam przez Internet. W tym tony książek. Jestem więc, w sensie towarzyskim, nudna jak makaron bezjajeczny. Rzekłam.
  6. Koszix, ja mam już wyrobioną taką tolerancję na przeciwbólowe, że taki np. Apap ma na mnie identyczny wpływ terapeutyczny, co plasterek krakowskiej suchej. Czasem o tym zapominam i tak na przykład w pracy wszyscy zawsze wiedzieli, że mam przy sobie arsenał leków, więc i przychodzili po prośbie. Koleżanka, która ważyła dobre 20 kg więcej ode mnie, miała niezwykle ciężki *babski* dzień. Przyszła więc do mnie wpółzgięta, zielonkawa na twarzy, z wyciągniętą dłonią, a ja niewiele myśląc, dałam jej moją standardową porcję proszków *do zadań specjalnych*. Pół godziny później przyszedł jej kolega z pokoju z zapytaniem, czy nie wiem, co się stało koleżance, bo ona siedzi na krześle w dekadenckiej pozie a la worek kartofli i śmieje się do ściany :-/ 23ZALAMANA23, tak bywa przy arytmii, parę osób już się tym pochwaliło :) U mnie np. najmniej skurczy dodatkowych występuje w pozycji leżącej, na lewym boku. Przewrócę się na drugi bok i szaleństwu nie ma końca. Nie myśl o tym, że jak wstaniesz, usiądziesz, albo zrobisz wymach lewą nogą w przysiadzie z półobrotem, to zaraz będzie nienormalny skurcz. Spróbuj się przemóc i zrób skurczom na złość - wstawaj, siadaj, śmiej się, przeklnij jak szewc (tego nadużywam równie mocno, co środków przeciwbólowych), z zaskoczenia sięgnij po coś na wyższej półce... I przekonaj się, że nie jest tak źle :) Nie dajmy się sparaliżować! Wiem, że nie dla każdego taka terapia wstrząsowa, ale ja w ramach desperacji tak robiłam, kiedy jeszcze potwornie się bałam tych akcji z sercem. Po prostu nie miałam już siły się bać i którejś bezsennej nocy, gdy szarpało mną jak cząstką banana w malakserze, wstałam, powiedziałam: dobra, dawaj co masz, bo już mnie szlag trafia! Zrobiłam parę przysiadów, powymachiwałam kończynami, coś tam jeszcze powyklinałam, aż mój pies wlazł pod łóżko myśląc, że to do niego te pretensje. Wróciłam do łóżka, tętno milion pińcet, zadyszka (no cóż, taka forma), serce się wystraszyło, że mózg zwariował i generowało skurcze dodatkowe najlepiej, jak tylko umiało, ale... nic poza tym. Nie umarłam. No to, stwierdziłam, jak nie chcesz umierać, to się wypchaj i daj mi spać. Nic a nic na arytmię nie pomogło, ale na psychikę bardzo :D Czego i Wam życzę :-*
  7. Koszix, that*s good news if I ever saw any ;) I o to chodzi i bardzo dobrze, żeś tu wstawił ten swój mały oświaty kaganiec, by braciom w niedoli właściwą drogę oświecał. A przed podróżą to ja nie śpię przez tydzień. 5 dni wcześniej robię listę rzeczy do spakowania, 3 dni *przed* nie wyrabiam nerwowo i część rzeczy już pakuję, a potem chodzę jak durna szukając szczoteczki, a ona już w walizce. A wręcz uwielbiam latać samolotem - jestem wtedy tak zmrożona ze strachu, że poddaję w wątpliwość swoją stałocieplność. Docieram na miejsce z puszką sardynek zamiast mózgu i przez 3 dni opiekuję się megamigreną, pytając: może jeszcze tableteczkę Ketonalu, na deserek po paczce Solpadeiny? Taki ze mnie szalony globtroter. Czasem zastanawiam się, czy ta moja arytmia nie jest spowodowana tym, że na ogół jestem napakowana prochami jak ruska armata w czasie działań wojennych. Dobranoc, dobrzy ludzie.
  8. Properth. Jestem, kurdebele. Też sobie pewne rzeczy we łbie układam, bo mam *życiowy problem* w tle. Postanowiłam się odezwać, bo gotów jesteś pomyśleć, że może umarłam na arytmię i już po Tobie :D Serio, Propercik, nie bądź dziwny. Serce uderza mocno, bo jest młode i żywe. Co byś chciał, jakąś dychawiczną meduzę w klacie? Ja też kiedy siedzę przed kompem, albo leżę z książką (nie umiem czytać gdzie indziej, jak tylko w łóżku), to czuję bicie serca i powiem więcej - gdybym go nie czuła, albo odczuwała zbyt słabo, na bank sprawdzałabym co chwilę puls, żeby przekonać się, że jeszcze żyję. Założysz się, że robiłbyś tak samo? To jak myślisz, co jest lepsze? :D Koszix. Jesteś już w naszym drogim peerelu? Jak tam Twoje niepokoje? Dolor. Wygląda na to, że *robimy co mogimy*, ale oni chcą się uczyć na swoich błędach, nie na cudzych ;) Ktokolwiek ma jakieś wieści od Allicji?
  9. BIUGERSS, ten mój problem z arytmią to pikuś, ja mam inne schorzenie, nie dające się zmierzyć żadnym nowoczesnym sprzętem, a mianowice tak rozległą nerwicę, że czasem mam ochotę wejść do stawu, usiąść na dnie i pogadać z karpiem. Czasem sama zaczynam wątpić, czy jeszcze z tego wyjdę, choć nadzieja umiera ostatnia. Przywlokłam się do serwisu *kardiolo*, bo akurat arytmia się nasiliła i pomyślałam, że może przez te parę lat jakieś cudowne sposoby na nią się znalazły, ale buła, cudów nie ma :D No i tak się u Was zasiedziałam. Kardiowerter- defibrylator, piękna nazwa. Tobie może uratować życie, a gdybym ja coś takiego miała zainstalowane w sercu, bałabym się ruszyć. Obowiązkowo codziennie myślałabym o tym, że mój ka-de-fi na bank się zepsuje i zacznie mi stymulować serce bez potrzeby. Szkoda gadać, człowieki :)
  10. Cześć Properth, chcesz kartę stałego członka Klubu Ludzi z Waty? Jestem jego Prezesem, więc przyznaję, komu chcę. W Twoim przypadku jest wiele możliwych wariantów, zbyt wiele, żeby o tym pisać na forum. Oczywiście sama rezygnacja ze studiów to żadna tragedia. Magistrów mamy jak psów w schronisku, nie każdy z nich wart nawet papieru, na którym wydrukowano ich dyplom. Możesz być szczęśliwy, piękny i bogaty i bez studiów. Tragedią jest to, że to nie *skurcze* przesądziły o Twojej decyzji, ale strach. A ten będzie odtąd wpływał na wszystkie Twoje decyzje, determinował działania, a w większości zaniechanie działań, bo dzisiaj dałeś mu do tego prawo. I nie, nie potępiam Cię, bo... patrz pierwsze zdanie. Rozważ jeszcze inną opcję - zgłoś się do specjalisty, który pomoże Tobie w walce ze strachem, w międzyczasie studiuj, a kiedy już nie będziesz się bał, lub lepiej zrozumiesz swoje emocje, wtedy podejmij decyzję o tym, czy chcesz być inżynierem, czy nie. Napisałeś kiedyś, że chcesz się uczyć. Możesz też pociągnąć firmę rodzinną, ożenić się i mieć piątkę uroczych wnuków, być zadowolonym z życia i też będzie wspaniale, naprawdę. Pod warunkiem, że dziś, kiedy masz 20 lat, podejmiesz choć próbę walki z lękiem. Inaczej dupa, nawet wnuków nie będzie. Masz w końcu te przeanalizowane wyniki badań? :)
  11. Jak miałaś 201, to już 220 nie robi większej różnicy, więc wiesz jak to jest. Tamten atak trwał - o ile dobrze pamiętam - 12 minut, to było najgorsze. Akcje kilkunastosekundowe do kilkuminutowych były niefajne, ale do przełknięcia, za to przy tym jednym - odlot, tylko bez kolorowych wizji o jednorożcach. Tak, czytałam Twoje posty w tym wątku i powiem Tobie i wszystkim: nie mam odwagi nawet myśleć o ablacjach, operacjach, EPSach... Każdy, kto DOBROWOLNIE wjeżdża na ten niklowany stół, zasługuje na podziw. Ja jestem tchórz czystej krwi :) Mam nadzieję, że juz śpisz, bo rano to będzie za chwilę.
  12. Jak tu spać, Koszix, gdy ludzie na forum *umierają*? A tak serio - właśnie wzięłam ostre piguły przeciwbólowe i gaszę światło z nadzieją na sen. A napady arytmii też mam, nie znalazłam się tutaj szukając nowych butów na Sylwestra ;) Nic nie bój, jeśli nie możesz zasnąć, to poczytaj sobie trochę naszych wylewnych żalów, ale nie nakręcaj się jak zegarek pradziadka, OK? Fajny nick, Koszix, dobranoc :)
  13. Wiem, każdy z nas to kiedyś przeżywał po raz pierwszy :) Śpij spokojnie i daj znać po wizycie u lekarza.
  14. ACHA, widzę, że nie tylko mi bezsenność doskwiera :) Arytmię mam obecnie tylko komorową, tzn. dodatkowe pobudzenia w liczbie od kilku sztuk do kilku tysięcy sztuk na dobę. Bardzo dawno temu miałam uporczywe napady częstoskurczu, z którym tylko raz udało mi się zdążyć na ekg, bo zawsze mijał w taksówce. Tak to z nimi jest. Wtedy miałam 220 uderzeń serca na minutę i konsystencją ciała przypominałam to, czym teraz wypychają poduszki - takie białe, lekkie, jak dmuchnąć, to leci ;) Przez ostatnie kilka tygodni mam nasilenie dodatkowych, ale to dobrze. To mi przypomina, że nie jestem niezniszczalna i muszę zacząć się w końcu szanować. Kończę, bo mi zawsze jakieś długie Listy do Koryntian wychodzą, ale niechybnie wrócę ;)
  15. Zawroty głowy, uczucie duszności, zimne poty, oblewanie gorąca itp. mogą być wynikiem chwilowego, pogorszonego utlenienia mózgu w wyniku zaburzonego krążenia, albo też wyłącznie reakcją lękową na *nienormalne* bicie serca. Spróbuj spokojnego, wyrównanego oddechu (nie za szybko i nie za głęboko, bo się hiperwentylujesz). Nie jesteś w stanie świadomie wpływać na rytm serca (podobno jogini potrafią), ale możesz kontrolować reakcje lękowe. Możesz i powinienieś. Praktykuj, a zobaczysz, że się da. Jeśli jesteś sam i masz taką możliwość, to mów do siebie na głos. Opowiadaj sobie jakieś pierdoły nawet, żeby nie wsłuchiwać się w bicie serca. Oszukaj mózg, a serce zajmie się swoja robotą ;) Oczywiście w razie totalnej jazdy, np. częstoskurczu trwającego dłużej niż pół minuty, możesz zawezwać sobie karocę z czerwonym krzyżem, choć najczęściej bywa tak, że jak już rozsiądziesz się w tym luksusowym środku transportu, to częstoskurcz minie, a serce będzie udawało Greka ;) Uprzedzając pytanie podam, że częstoskurcz to niezwykle MIAROWE, ale bardzo szybkie bicie serca, nawet powyżej 200 uderzeń na minutę, przy którym puls bywa niewyczuwalny.
  16. Tabletki bierzesz regularnie, czy tylko jak *Cię złapie*? Bo jeśli już kilka tygodni, jak doczytałam, to może warto pogadać z lekarzem i coś zmienić.
  17. Koszix, naprawdę nie sposób powiedzieć, co będzie akurat u Ciebie. Niektórym tabletki nie pomagają, u innych zmniejszaja ilość/przykrość odczuwanych skurczy dodatkowych, co pacjent to inna historia. Na chwilę obecną mogę poradzić Tobie jedno: nie nerwowo, powolutku, poczytaj wcześniejsze wpisy na tym i nie tylko na tym wątku. Jest tego sporo i zapewniam Cię, że wyczerpuje temat, czasem do znudzenia ;) Trafisz na osoby, które odczuwają to dokładnie tak samo, jak Ty, oraz na takie, które mają zupełnie inne doznania. Łączy nas jedno - nasze serca lubią tańczyć pogo. A, jeszcze jedno - na efekty działania tabsów (tabs, skrót od ang. tablets, czyli tabletki) czasem trzeba poczekać tydzień albo dwa.
  18. BIUGERSS, ja Cię kręcę, Twoje serce maluje jakieś futurystyczne graffitti rodem z Marsa. Twoja historia jest przejmująca. Piszesz czasem tak, że ciężko zrozumieć, ale jest w Tobie coś, co każe Cię od razu lubić :) Nie chciałabym Twoich doświadczeń z sercem, ale chciałabym mieć Twoją przebojowość. MARTAK, dla mnie jesteś Kobietą Z Betonu Zbrojonego, po tym co Ty przeszłaś, ja dawno biegałabym w kaftanie, z rękawami zawiązanymi na plecach, robiąc długie, przeciagłe *buuuuu*. A reszta moich świeżo poznanych znajomych - Allicja, Kumen, Dolor, pozdrawiam :) Któreś z Was mi tu wystosowało zaproszenie do tego wątku, tylko że słabo mam jeszcze telepatię opanowaną i na wątek trafiłam przypadkiem :) Uczciwie przeczytałam cały, żeby nie pytać o to, co już było.
  19. Nie, w porządku, nic nie pisz, czasami lepiej nie wiedzieć :D Poza tym chyba zaśmiecamy wątek; daj jutro znać, co Dobry Lekarz powiedział.
  20. Sam Ordynarny, przyjął Cię z marszu, i jeszcze będzie analizował Twoje wyniki?! Jesteś synem jakiejś ważniejszej figury gangu pruszkowskiego, czy jak??
  21. Z Twoim kardiologiem mam nawet więcej wspólnego: też nie mogę przepisywać leków :D A tak swoja drogą - że jak? Rozumiem, że np. ZLA nie może wystawic, ale leków przepisać??
  22. Metocard - substancja czynna: metoprolol. Lek z grupy betablokerów. Betaloc Zok - jak wyżej. Czyli to samo, co ze starym, dobrym paracetamolem, co to kryje się w wielu *różnych* lekach o coraz to wdzięczniejszych nazwach.
  23. A na imię jej było Karamba Encyklopedia Leków :D Nie wiem, mi Doktor Ktokolwiek przepisał tylko Betaloc Zok, którego nie wzięłam ani jednej tabletki, bo taka jestem twarda. Ale poczekaj, zaraz sprawdzę w szklanej kuli, co się Google nazywa i wszystko Ci wyśpiewam, jak po serum prawdy.
  24. Ilość na minutę, nie na godzinę, rzecz jasna. Dziś nie pełnia, a ja w lesie.
  25. Properth, no widzisz, kolejna pozytywna rzecz, że trafiłeś na rzetelnego lekarza. Mnie zawsze zbywali gadaniem o okresie dojrzewania, później że jestem za młoda na chorowanie, teraz dopiero zyskałam rangę człowieka, któremu w ogóle może coś dolegać, ale tylko patrzeć, jak zaczną mnie zbywać gadaniem o menopauzie. Nie spekuluj już na temat zmiany dawki, może wcale nie chodzi o odstawienie, tylko np. większa dawka na początku ma Cię *wyprostować* (sam piszesz, że teraz sypiasz jak młody bóg), a zmniejszona w pionie utrzymać ;-) Przez Ciebie poszłam sprawdzić, ile miałam w zapisie Holtera uderzeń serca w nocy. Najmniejsza ilość na godzinę 64. Nawet w nocy moje serce zaiwania tak, jakby się spieszyło na wyprzedaż używanych przedsionków. Nadmieniam, że to badanie miałam 6 lat temu i wtedy nawet do łba mi nie przyszło, żeby jakieś nocne serca ekscesy sprawdzać. Już chciałam zwalić wszystko na nerwicę, ale nie, to tylko nieposkromiona babska ciekawość :D
×