Skocz do zawartości
kardiolo.pl

karamba

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez karamba

  1. Hej Piotrek, witamy :) Fajnie, że napisałeś to, co my tu Propercikowi tłumaczymy od jakiegoś czasu. Bo gdyby kończyło się u niego na skurczach dodatkowych, to nikt by nie pisał o nerwicy, ale skoro są już cienie pod oczami, umieranie po kilka razy dziennie, całodobowy monitoring zdradzieckich poczynań serca i innych narządów, testament w szufladzie itd., to żarty się skończyły, nerwica trzyma Propertha za wszarz i jeździ na nim jak na łysej kobyle. A szkoda fajnego chłopaka. Pamiętam swoje częstoskurcze. Zawsze atakowały z tak zwanego *nienacka*. Siedzi sobie człek na fotelu, ogląda tv, ma ten swój śmiesznie mały przebieg 16 lat, a tu ni z gruszki, ni z czarnej rzepy, stroboskop zamiast serca. 180, 200, nawet 220 na minutę. Brak pulsu w nadgarstkach. Parę minut mija, czasem parę sekund, i nagle przerwa, i serce bije spokojnie, 60 razy na minutę. Kto mi powie, skąd się to wzięło i dlaczego znikło po około dwóch latach, by nigdy (jak dotąd) nie powrócić? Z innej beczki - jedno z wczoraj ogłoszonych medialnie wydarzeń potwierdziło niegdyś ostro atakowaną tezę Ani005, że młody, całkowicie zdrowy i przebadany na wskroś człowiek może zejść na zawał. Poczytałam trochę i jest to już w miarę wyjaśnione naukowo. Na pocieszenie dodam, że są to niezwykle rzadkie przypadki i o wiele łatwiej zginąć od ciosu widłami w plecy, albo krztusząc się kością udową ślimaka winniczka. Jutro jadę do Mamy na dwa dni, wielka wyprawa z bagażnikiem pełnym własnych, spożywczych wyrobów typu *eko* oraz jednym upośledzonym kotem, który jeszcze nigdy nie był w wielkim mieście. Zgadnijcie, kogo jeszcze zabieram w tę podróż, jak zawsze? No niech będzie, podzielę się tym: mam tysiące kilometrów nawinięte na koła, w trasie, mieście i po bezdrożach, ale na pasażera zawsze zabieram swoją nerwicę. Jadę więc sobie swoim zabytkiem, muzyka gra, a tu nagle urywa mi się koło, wybucha cysterna (zawsze ta, za którą akurat jadę), na drogę wybiegają łosie, albo wyprzedzający na trzeciego powoduje kolizję, w której ginę ja, oraz mój świeżo zakupiony los na loterię Lotto, na którym, jak się później okazuje, obowiązkowo była szóstka. Tak właśnie mam. Którejś nocy przyśniło mi się, że na przejściu dla pieszych przejechałam dwie małe dziewczynki. Powiadam Wam, dobrzy ludzie, że przez tydzień jeździłam jak dziadek w filcowym kapeluszu, a napięta byłam jak struna od bałałajki. Gdyby ktoś mnie wtedy lekko trącił, chyba bym pękła, jak stary, gliniany nocnik. Pozdrawiam absolutnie wszystkich, dodatkowy uśmiech dla Manianki (też gdzieś, kiedyś, miałam taki login), trzymajcie się - wiecie czego :) P.S. Dzisiaj, w szarudze i po roztopowym błocie, przebiegłam (tak, to zdecydowanie określenie na wyrost) trzy razy po całej jednej minucie. Pomiędzy tymi bieganymi minutami był żwawy marsz. Tętno max. 160, czyli bez katastrofy, ale płuca nie wiedziały, co je trafiło :D Uprzedzając pytania -tak, serce też się pogubiło, ale dało radę.Po wyżej wspomnianym wysiłku pojawił się gorzki smak w ustach, ale co tam. Na skrzydłach euforii poleciałam jeszcze przeczyścić piec c.o. i nadygałam parę wiaderek węgla do kotłowni. Karamba is back i pręży muskuły!
  2. Witajcie, dobrzy ludzie. Ledwie zipię, ale coś tam napiszę. Otóż ledwie przewalił się przez mój las wściekły Xaver (kilka drzew zwalonych na jedyną drogę, którą można się ode mnie wydostać ku wielkiemu światu), to nawet nie zdążyłam złapać oddechu i popodziwiać zaśnieżonych krajobrazów, bo dopadła mnie Zmora nr 17. Jest to dla mnie przypadłość stosunkowo nowa, bo nęka mnie zaledwie od dwóch lat. To był jej czwarty, i jak dotąd najkrótszy, atak. Budzę się mianowicie rano, siadam na łóżku i... świat się kręci, a horyzont co chwilę zmienia położenie. Mam problem z przejściem paru metrów w linii prostej. Oczywiście wywołuje to mdłości na tyle silne, że lecę klęczeć przed Porcelanowym Bożkiem. Próba wypicia dwóch łyków wody nieodmiennie kończy się kolejną daniną dla wspomnianego bóstwa. Innymi słowy zataczam się i rzygam jak pijany Kot w Butach. Cały dzień w łóżku, w jednej pozycji (na lewym boku), bo najmniejszy ruch głową wprawia w ruch również i cały pokój, a rzygać nie mam czym. Odwodnienie zaprasza Zmorę nr 3, czyli megamigrenę ze sztyletem w oku. I tak sobie leżę i liczę minuty. Nie da się wziąć tabletki przeciwbólowej, bo trzeba by ją popić. Pragnę zdechnąć *tu i teraz*, byleby to się skończyło. Arytmia oczywiście dołącza do tej balangi, ale to jest drobiazg w porównaniu z zawrotami głowy i migreną. Dzień następny - to samo. W południe połykam pół szklanki wody, bo już nawet powieki zaczynają skrzypieć z braku smarowania. Z trudem utrzymuję zawartość żołądka, ale się udaje. Dzień trzeci - jest postęp. Mogę wstać, powoli się poruszać. Jestem słaba z braku jedzenia i wody, ale obalenie szklanki płynu kończy się sukcesem. Jest mi niedobrze, ale wody w żołądku bronię jak niepodległości. Dzisiaj. Dzisiaj życie jest piękne. Trochę jeszcze mi się kręci, trochę ćmi łepetyna, ale w porównaniu z dniem pierwszym jestem w raju. To najkrótszy z moich dotychczasowych ataków. Najdłuższy trzymał ponad dwa miesiące, przy czym po kilku dniach mogłam już jeść i pić, ale przez kolejnych kilka tygodni nie mogłam wykonywać nagłych ruchów, czy np. patrzeć do góry (sięganie przedmiotów z półek położonych powyżej poziomu barków odbywało się metodą *po omacku*). KI DIABEŁ?? Co by jednak nie było za dobrze, dziś listonosz przyniósł opasłą kopertę od Komornika Sądowego, adresowaną do mojego małżonka. Okazuje się, że od kilku miesięcy było wobec niego prowadzone postępowanie egzekucyjne o 50 zł (które, nota bene, małżonek ZAPŁACIŁ komu miał zapłacić i dawno o sprawie zapomniał), tyle że cała korespondencja wysyłana była pod nieaktualny od trzech lat adres. Ku niebotycznemu zdziwieniu (i wku***wieniu) małżonek dowiedział się, iż z jego konta właśnie zniknęło... 500 zł tytułem kosztów tego absurdalnego postępowania. I weź tu, człowieku, bądź zdrowy na ciele i umyśle! Pozdrawiam wszystkich cierpiących i przepraszam, że nikogo nie podniosę na duchu, ani nie rozbawię. Jestem w nastroju morderczym. Wiem, że to minie, ale jeszcze nie dziś.
  3. Mary10, przychylam się do Twojego zdania. Nie wiem, jak to wygląda na innych wątkach, ale tutaj chyba nie ma ludzi niezdiagnozowanych. Wszyscy nosilismy Holtera, niektórzy po kilka razy, większość miała badania dodatkowe. I tak naprawdę większość z nas nie uzyskała od lekarzy odpowiedzi na pytanie: skąd to się u mnie wzięło, a jedynie zapewnienia, że od tego nie umrzemy. Zosia86 - chyba byłyśmy u tego samego lekarza ;) Mój po obejrzeniu wyników wzruszył ramionami, coś pomruczał i wypisał receptę na betablokery. Allicjo, kiedy będziesz miała wydruk z czarnej skrzynki z bardzo wieloma odprowadzeniami? Spadam robić andruty (zamiast pleść androny), bo skoro za jedną dobę ma nadejść huragan *Żbik*, to mam zamiar zjeść coś smacznego na wypadek, gdyby miał to być mój ostatni raz. Czymajcie się płotu, a jak ktoś nie ma, to chociaż parkietu :)
  4. Properth, zapewne już zasięgnąłeś rady lekarza, albo kogoś, kto przeszedł tzw. grypę żołądkową. Pytasz - jaki to ma związek z sercem? Ależ mnóstwo chorób może mieć *związek z sercem*, a raczej wpływać na jego pracę. Załóżmy, że w wyniku wymiotów i biegunki organizm został odwodniony, w związku z czym nastąpiło obniżenie ciśnienia krwi, a w związku z tym szybsza (kompensacyjna) praca serca. I już wszystko pasuje. Jeśli do tego pacjent nerwowo reaguje na byle co (nie mówię tym samym, że grypa żołądkowa to byle co), to wzrost tętna może wywołać sam strach o jego zdrowie/życie. To się samo nakręca, chyba już zdążyłeś zauważyć? Może miałeś kiedyś gorączkę rzędu 39 st.C? Pamiętasz, jak wtedy waliło Ci serce? Nie znam się na zakażeniach rotawirusami, w kwestii postępowania w chorobie lepiej zapytaj lekarza. Trzymaj się i szybko zdrowiej :) Jesli to faktycznie *grypa żołądkowa*, to niech rodzinka ma się na baczności, bo dziwnie łatwo się to łapie ;)
  5. Allicjo, widzę, że złamałaś Klątwę Holtera :D Większość z nas tutaj marudzi, że jak tylko dostaną *czarną skrzynkę*, to arytmia znika jak ręką odjął ;) Pamiętam, że idąc na echo miałam masę fikołków sercowych, a jak tylko Doktor przyłożyli głowicę do klaty, to serce równiutko, pięknie, wzorowo, tylko pozazdrościć. Po badaniu wdziałam kubraczek, wyszłam za drzwi gabinetu, no i wszystko po staremu - tańce, hulanki, swawola. A skoro już wszyscy się dzisiaj chwalą co ich boli, to ja od siebie dodam, że łeb mnie... siekiera młotek piłka szklanka, jakby mu ktoś za to płacił. Z czwartku na piątek ma być tęga wichura, a mnie zawsze na wiatr głowa boli. Properth, z czym do ludzi? Z jakimś szumikiem... :) Ja trzy lata temu miałam w prawym uchu taki gwizd, jak dźwięk z telewizora po zakończeniu nadawania (ramole pamiętają). Był to bardzo stresujący okres w moim życiu. Gwizd pojawiał się dopiero wtedy, gdy położyłam się spać. Obiecałam sobie, że jeśli nie minie w ciągu 3 miesięcy, pójdę do laryngologa. Ale minął po kilku tygodniach :) Nie każdy objaw świadczy o nerwicy, ale jeśli już wiemy, że ją mamy, to można się spodziewać wszystkiego. A szum w uszach (czy jak kto woli - w głowie) może się pojawić w ciszy, jeśli przed tą ciszą doświadczaliśmy długotrwałego hałasu. Jeśli jedziesz kilka godzin samochodem, w którym źle wytłumiono komorę silnika, czy kabinę pasażerów, to po zatrzymaniu się we względnie cichej okolicy, usłyszysz taki właśnie szum. To mija. Głowa (z uszami) do góry :) Przepraszamy za usterki, My, Karamba.
  6. Ania05, no to wygląda na to, że nie mamy żadnego problemu. Mam, jednakowoż, odmienną od Twojej taktykę wobec chamstwa, właśnie dlatego, że też go nie lubię. Doszłam do wniosku, że jeśli na chamstwo odpowiem chamstwem, to w ten sposób tylko podwoję kwotę chamstwa w przyrodzie. Brak tu więc logiki. Chcąc zmniejszyć ilość chamstwa, po prostu ignoruję chamskie wypowiedzi, lub - widząc szansę porozumienia - stosuję łagodną perswazję. Jeśli nie działa, wracam do polityki ignorowania. Na tym wątku jest nadzwyczaj spokojnie, sami dobrzy ludzie :) W słabo zbadanych właściwościach prozdrowotnych kapusty pokładam ostatnio wielkie nadzieje. Naczytawszy się wiele nt. zbawiennego działania soku ze świeżej kapusty na układ pokarmowy, w szczególności zaś żołądek, dokopałam się do naukowego raportu amerykańskiego lekarza, Dr Garnett Cheney*a z San Francisco. Przeprowadził on w 1949 r. wielce obiecujący eksperyment z leczeniem owrzodzeń żołądka u więźniów pewnego zakładu karnego. Mam ten raport w PDF. Pomimo zaskakująco dobrych wyników, mało kto w ogóle wie o tym eksperymencie. Cóż, być może chodzi o to, że na badaniach nad kapustą nikt by nie zarobił złamanego szeląga, a na środkach farmaceutycznych można zbić fortunę. Nie rozpoczęłam jeszcze kuracji. Przeraża mnie ilość kapusty, jaką musiałabym kupić i przerobić, żeby uzyskać minimum 2 szklanki świeżego soku dziennie, przez miesiąc. Sok przechowywany w lodówce ponoć traci swe wspaniałe właściwości. Tak, czy siak, jeśli wiesz coś więcej w kwestii leczenia różnych schorzeń kapustą, to ja chętnie poczytam.
  7. Hej Artur46, o to właśnie chodzi. Gdybyśmy dziś wiedzieli to, co niechybnie będziemy wiedzieć za kolejne 20 lat... Zawsze uważałam, że człowiek żyje zbyt krótko, by zdążył porządnie zmądrzeć. Wiedza przyswajana w formie treści czytanej/słuchanej jest nieoceniona, ale nic tak nas nie uczy, jak własne doświadczenie. Najlepiej powtórzone z 500 razy, dla lepszego utrwalenia ;) Z drugiej jednak strony, gdyby każdy żył po 300 lat, to może wszyscy chcieliby tylko wymyślać żarówki i odkrywać fale radiowe, a nie byłoby komu butów robić i wypiekać chleba. Głodni i na bosaka, ale obwieszeni migotliwymi gadżetami... Może jednak lepiej, że nie żyjemy zbyt długo.
  8. Ania005 lub 05. Nie napisałam w żadnym razie, że tętno psie można porównać do ludzkiego. Jednak widzę, że wcale nie w tym problem. Z dalszej lektury Twojej wypowiedzi wynika dla mnie jasno, że martwi Cię bardziej fakt, iż niektórych Twoich porad ludzie nie traktują poważnie, lub krytykują Cię za - w ich mniemaniu - zastraszanie, przesadzanie, itp. Pytam więc gromkim głosem - i co z tego? Serio. Co z tego, że ktoś, a nawet cała banda uzbrojonych w klawiatury i myszy ludzi Cię skrytykuje? Jeśli to, co piszesz, jest prawdą, to zgodnie ze znanym powiedzonkiem, ta prawda sama się obroni. A że ktoś w coś nie uwierzy? Znów pytam - i co z tego? I odsyłam do ponownej lektury mojego długiego wpisu, który wywołał powszechną radość wśród uczestników wątku. Wierz mi, że jeśli ktoś poradzi mi, żebym poszła do psychiatry, nie będzie to dla mnie policzkiem. Mało kto w dzisiejszych czasach sie nie kwalifikuje na kozetkę ;) Jeśli ktoś każe mi iść do diabła, powiem, że dziękuję, już byłam. Jeśli ktoś, kto koresponduje ze mną via e-mail, zdecyduje się na publikację tych treści na forum, nie będę miała się czego wstydzić, ani obawiać. Z jednej, prostej przyczyny: nie dyskutuję o nikim z forum poza forum, nie oczerniam, nie przyklejam łatek, nie obdarzam obraźliwymi epitetami. To wszystko jest tak proste. Jeśli uważasz, że masz wartościową wiedzę, którą warto się z ludźmi dzielić dla ich dobra - rób to, nie bacząc na krytykę. Czymże są nasze urażone uczucia własne, gdy chodzi o czyjeś dobro? Czym są bezpodstawne słowa krytyki, lub obraźliwe zwroty rzucane najczęściej przez ludzi małych i małostkowych, wobec ewentualnych korzyści, jakie mogą z Twoich postów wyciągnąć ludzie, którzy akurat tej wiedzy potrzebują? Last, but not least. Pomyśl, ile zdrowia zaoszczędzisz sobie, a czasem i innym, gdy z poziomu Walkirii toczącej pianę z pyska przejdziesz na poziom uśmiechniętego Buddy ;) P.S. Czytałam, że kaszlem można przerwać (choć nie zawsze się to uda) napad częstoskurczu. Mi się często udawało samym głębokim wdechem. Nie wyobrażam sobie za to kasłania po kilka tysięcy razy dziennie przy skurczach dodatkowych. Jeśli ktoś ma ciągi, to być może warto spróbować. Ale pojedyncze skurcze dodatkowe? Nic prostszego, niż zbiorowy eksperyment - kaszlemy i piszemy, co z tego wyszło.
  9. Properth, jest na to sposób. Jednakowoż zapytam najpierw, czy zaszczyciłeś choćby spojrzeniem z gatunku *omiatających* tę stronę, o której co najmniej dwa razy wspominał Łukasz? Szaffer.pl Sposób, o którym mowa, nie jest z gatunku *okręcić się dwa razy wokół siebie, splunąć na prawą podeszwę i zaraz potem zażyć dwie łyżki kiszonego kopru*, niestety. Sposób ten polega na wyeliminowaniu przyczyny, nie objawu.
  10. Masz babo placek i kilo pasztetu, zostałam Błaznem Forum, do tego z misją społeczną! Noblesse oblige. Tylko nie wiem, czy podołam ciężarowi sławy i odpowiedzialności (za Wasze dobre samopoczucie) ;) Allicjo, jeśli takie będzie Twoje życzenie, wyślę Tobie książkę w formacie PDF, a adres mailowy sobie założysz tylko na tę okoliczność. Tylko ostrzegam, że gdy ją wreszcie napiszę, Twój wzrok może już nie być ten sam co dziś, a wnukom przecież nie pozwolisz na głos czytać takich herezji :D Dobrzy ludzie, dość tej wazeliny, Karamba będzie nadawać tak długo, jak bogowie pozwolą, może dzięki temu zima szybciej nam zleci, a z wiosną urodzi się nowa nadzieja, nowe marzenia, nowe aspiracje i chęci do ich zrealizowania. Dobre jest wszystko to, co nie pozwala nam się skupiać na arytmii i rzucać jej nasze troski na żer. Oby zdechła z głodu, zaraza. Czego Wam i sobie życzę, Karamba.
  11. TAKAJA, dziękuję za miłe słowa i od razu dodaję, w sprawie tej książki, że ja mam problem z konsekwencją i mozolnym realizowaniem projektów przez okres dłuższy niż 1 miesiąc ;) Albo więc byłaby to książka niezwykle krótka, niezawstydzająca swą objętością instrukcji obsługi współczesnej lodówki, albo tak niespójna i pogmatwana, że mogłaby posłużyć co najwyżej za Oficjalny Statut Światowego Stowarzyszenia Schizofreników. Aczkolwiek... Mam taką myśl: powiedz, o czym byś chciała przeczytać książkę mojego autorstwa, a jeśli kiedyś ją napiszę, wszyscy uczestnicy tego wątku na forum otrzymają darmowy egzemplarz. Widzę ten las wyciągających się niecierpliwie rąk, tłumy szaleją, kilka osób stratowanych, straz pożarna odkręca hydranty, a Policja apeluje o litość :D U mnie dzisiaj tylko kilkanaście dodatkowych skurczy, więc rozumiecie, humor dopisuje :)
  12. Allicjo, współczuję bólu, bo nawet gdyby był *urojony*, to wciąż jest bólem. Nie jestem pewna, ale czy podczas badania echo nie wyszłaby Ci ta wieńcówka? EKG wysiłkowe też pewnie miałaś robione, a przypuszczam, że z chorobą wieńcową nie zabiegłabyś daleko? Nie jestem w stanie tak na 100% zrozumieć, o jakim rodzaju bólu mówisz, ale skoro ostatnio miałaś stan zapalny błony śluzowej żołądka, to może jednak jakieś podrażnienie przełyku Ci się przyplątało? Podłoże nerwicowe też brzmi prawdopodobnie i tu Łukasz ma rację mówiąc, że na tle nerwowym może boleć praktycznie wszystko. Ach, no i oczywiście kręgosłup kochany, wraz ze wszystkimi swoimi tajemniczo i skomplikowanie rozmieszczonymi mięśniami, mięsienkami, ścięgienkami, nerwikami i co tam jeszcze. Jeśli w jakikolwiek sposób Cię to pocieszy, to przypomnę, że mój *nowotwór wątroby* okazał się... wrzodami dwunastnicy. A ponieważ wiem, że twarda jesteś, nie miętka, więc nawet nie pisnę o tym, że mogłabyś dla spokojności zapytać choćby swojego lekarza 1-go kontaktu o jakieś skromne badanka diagnostyczne ;-P
  13. Ostrzeżenie: będzie długo i nie na temat skurczy, ale może choć ciekawie. ANIA005 - że Wikipedię tworzą laicy, to fakt powszechnie znany. Wiedzę tam zdobytą można, a w poważnych sprawach wręcz trzeba konsultować w innych źródłach. Nie można jednak całkowicie deprecjonować jej wartości jedynie ze względu na powyższe. Co do merytoryczności naszych wypowiedzi oraz tego, w co wierzą ludzie. Po pierwsze nie sposób nie zauważyć, iż jest to forum pacjentów, nie lekarzy. Po drugie lekarze też się mylą, czasem nawet zbiorowo - jeszcze do niedawna najlepsi chirurdzy ortopedyczni świata, przeprowadzający tysiące operacji rekonstrukcji więzadła krzyżowego kolana uważali, iż jest ono w przekroju okrągłe. Tymczasem okazuje się, że jest płaskie. Tematu nie rozwijam, bo i po co. Nie uratujemy świata śledząc i piętnując błędy merytoryczne w postach na forum, bo nie sposób czytać wszystko. Jeśli ktoś jest na tyle głupi, by uwierzyć że funkcjonuje dokładnie tak samo jak pies, to trudno. Jeśli ktoś wierzy, że od pocałunku można zajść w ciążę, a poczas karmienia piersią na pewno się nie zajdzie, to też trudno. Jedni ludzie gotowi są wierzyć w piramidalne bzdury, inni nawet w XXI w. zaprzeczą, jakoby Ziemia była okrągła, twierdząc iż to wszystko spisek amerykański albo radziecki. W Internecie pełno jest trolli, którzy np. podpowiadają ludziom, że najszybciej i najlepiej ładuje się telefon komórkowy w mikrofalówce. Cóż, mnie ta informacja jedynie rozbawiła, za to jakaś niewielka część populacji nie ma już, jak się okazuje, ani telefonu, ani mikrofalówki. Wybacz okrutne słowa, ale moim zdaniem do walki z głupotą nadaje się obecnie już tylko broń jądrowa, a obsesyjne formułowanie każdej wypowiedzi w taki sposób, by każdy jeden człekokształtny z ilorazem inteligencji na poziomie piekarnika bez termoobiegu ją zrozumiał, to strata czasu i nerwów. A jeśli na to nasze forum wpadnie ktoś dowcipny i napisze, że najlepszym sposobem na arytmię jest zanurzyć się pod wodą i nie oddychać przez 10 minut? I że trzeba wytrzymać, choćby nie wiem co, bo to jedyne lekarstwo? Ilu ludzi zdąży się utopić/udusić, zanim wkroczysz i zgromisz autora? Weź też pod uwagę fakt, że nie każda misinformacja, bądź informacja niepełna, musi zaraz mieć katastrofalne skutki dla odbiorcy. Ucząc się jazdy na rowerze większość przedstawicieli ludzkości poobija sobie biodra, zedrze kolana, ewentualnie wybije ząb. Tylko najwięksi pechowcy w trakcie nauki wpadną pod samochód, albo tak wyrżną łbem w krawężnik, że zginą na miejscu. Czy z tego jednak powodu należy zabronić jazdy na rowerze? Reasumując - moim zdaniem, być może odmiennym od Twojego, ludziom należy trochę zaufać i pozwolić dojść do pewnych prawd na własną rękę. Jestem zdecydowanie przeciwna celowej, złośliwej misinformacji mogącej komuś wyrządzić krzywdę, ale też sprzeciwiam się konieczności objaśniania alfabetu każdemu z osobna. Żywiąc nadzieję, iż nikt po przeczytaniu mojego wpisu z poprzedniej strony nie kupił sobie psiej karmy z zamiarem spożycia, ani nie zafundował sobie gustownej obroży nabijanej ćwiekami, nie wspominając już o szczekaniu na pudla sąsiadów, pozostaję z poważaniem, Karamba. P.S. Ja też się mylę i czasem przełykam żabę, ucząc się na swoich błędach (albo nie ucząc i powtarzając je z uporem godnym barana przy płocie). Wiem jednakowoż, że przeglądając Internet nie doświadczam transmisji Prawdy Absolutnej płynącej z Centrum Prawd Absolutnych zawiadowanego przez Jedynego Absolutnie Wszechwiedzącego, kimkolwiek by był ;)
  14. Hm... Wpadłam na iście diabelski pomysł. Zamiast pisać po raz enty to samo, zapytam Cię o coś: Properth, co byś tydzień temu doradził osobie, która napisała taki post, jak Ty dzisiaj? Na potrzeby eksperymentu załóż, że musiałbyś coś odpisać. Jak byś spróbował tej osobie pomóc?
  15. Properth, nie wypowiem się na temat tego, *co Ci było*, bo sam przecież tylko spekulujesz, nie mając pewności. Ale powiem Ci coś, co wiem. Nerwica jest stanem permanentnym, o ile to nerwica. Przez kilka tygodni czułeś się dobrze i myślisz, że to *załatwia sprawę*? Ty wiesz, do czego ja zmierzam, a inni nie muszą. Pomyśl też, albo lepiej poczytaj, jak to jest ze stresem pourazowym. Nie zawsze pojawia się tuż po sytuacji stresowej. Historie żołnierzy biorących udział w prawdziwych wojnach chyba najlepiej o tym świadczą. Idź do lekarza, ale jeśli on powie Tobie, że masz się nie martwić, to czy nagle przestaniesz się martwić? Minie kilka dni, może tygodni, wszystko sie uspokoi. Będziesz żył *normalnie*. Aż to nagle bum, znowu serce zabije inaczej, jakos dziwnie, może za szybko, może zbyt wolno? I masz kolejne kilka nocy z głowy. I znów lekarz. I tak w kółko. Strach zabija. Powoli, jak papierosy. Ale ze strachem bardziej się męczysz, niż z nałogiem nikotynowym. To też wiem z własnego doświadczenia. Tym niemniej, idź do swojego lekarza. Nic Ci też nie zaszkodzi poczytać blog, o którym wspominałam. Bo nawet gdybys miał poważną wadę serca, łatwiej żyć z wadą bez nerwicy, niż z nerwicą na garbie, jak wiecznie otwartym, gnijącym wrzodem na dupie. Howgh.
  16. MARY10, naprawdę mam nadzieję, że jednak nie jestem aniołem, bo to by oznaczało, że nie jestem człowiekiem, a od lat próbuję przekonac męża, że kobieta też człowiek ;) Pielęgniarkom jest trudniej zachować pogodę ducha, gdy na co dzień mijają Śmierć na korytarzu, a do tego muszą być uodpornione na takie przykre czynniki, jak choćby przykry zapach ludzkiego ciała, którego nie można wykąpać przez długi czas. I nie jest to ciało bliskiej osoby, tylko ktoś obcy. Nie chcę przez to powiedzieć, że z uwagi na powyższe pielęgniarki mają być zimne i oschłe, tylko że ich praca jest ciężka, o ile wykonują ją zgodnie ze sztuką. Domyślam się też, skąd wzięła się ta nagła wzmianka o pielęgniarkach, choć mam nadzieję, że się mylę. Pragnę przypomnieć, że - niczym Szwajcaria - nie tylko nie pragnę uczestnictwa w jakichkolwiek antagonizmach, ale wręcz uprzejmie proszę o nieposługiwanie się mną w celach zdrożnych ;) Tak sobie myślę, że jaka by ta nasza służba zdrowia nie była, ostatecznie innej nie mamy, więc *cza brać co jest*. Spokoju, zdrowia i rozwagi dobrym ludziom życzę.
  17. Podaję za Wikipedią: *Niemiarowość zatokowa oddechowa – fizjologiczna, niewielka zmiana częstości akcji serca podczas wdechu i wydechu. Polega na przyspieszeniu akcji serca podczas wdechu, na skutek zwiększenia się powrotu żylnego do serca, dzięki obniżonemu ciśnieniu w klatce piersiowej. Zwiększenie ciśnienia podczas wydechu prowadzi do zmniejszenia powrotu żylnego i zwolnienia akcji serca. Niemiarowość zatokowa oddechowa jest częstym zjawiskiem u dzieci lub osób młodych. Po 40 roku życia występuje rzadko. Zazwyczaj nie ma znaczenia klinicznego i nie wymaga diagnostyki ani leczenia.* Nie martw się, Aniu, że ktoś będzie *gotowy arytmię wziąć za fizjologię u człowieka*. Ludzie z nerwicą potrafią wziąć zwykły ból głowy za śmiertelnie groźny nowotwór, co jeszcze nie oznacza, że na niego zachorują. Nie taki też był sens mojej wypowiedzi, ale to nieistotne :) I jeszcze co do artykułu, do którego link podałam - z komentarzy wynika, że prowokacja była marnych lotów, więc może nie warto sie martwić.
  18. A w ogóle to chciałam napisać coś innego, a raczej podać link w nawiązaniu do naszych wczorajszych debat nt. stanu zdrowia służby zdrowia. Buty spadają, ręce opadają, cuda cuda ogłaszają: http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/542543,badania-laboratoryjne-moga-byc-niewiarygodne-mamy-dowody,id,t.html
  19. Kamilos87, jak każdy nerwicowiec jesteś przeczulony na punkcie serca. Ja też kiedyś musiałam zrozumieć, że serce nie odkurzacz, nie pracuje non stop tak samo. Nieregularny rytm zdarza się absolutnie każdemu organizmowi wyposażonemu w serce. Jeśli masz psa, to przyłóż mu rękę do miejsca, w którym ma serce i sam się przekonasz. Tylko że pies nie pomyśli sobie - o rany julek, na wszystkie wędzone kości, serce zabiło mi szybciej! O, na Reksia, a teraz była krótka przerwa, niechybnie umieram i już nigdy nie nasram Pańci do kapci! Tylko my, ludzie, zwierzęta obdarzone wyobraźnią, robimy sobie takie kuku. Jako osoba z idiotycznie długim stażem nerwicy apeluję do Was, dobrzy ludzie, żebyście najpierw poznali swój organizm, nauczyli się podstaw biologii, potem ewentualnie zrobili badania typu EKG, Holter, *echo serca*, a jeśli te badania wyjdą OK, przestali się macać po sercu! Ci zaś, którym coś tam wyszło na badaniach, muszą nauczyć się opanowywać strach. Nie ma innej drogi, no chyba że do depresji. Kamilos, poczytaj wcześniejsze wpisy na tym wątku. Masz lekką wadę zastawki, której mogłeś nawet nie odczuwać, ale kiedy już o niej wiesz, czujesz więcej, niż powinieneś. To sztuczka, jaką płata Ci Twój własny umysł. Properth i Kamilos, polecam Wam blog faceta, który wyszedł z nerwicy (polecam, bo sama jestem w trakcie lektury i gość pisze sensownie), do którego link podał Łukasz jakieś kilka(naście) postów temu. Strach napędza nerwicę, nerwica kolejne objawy, objawy napędzają więcej strachu i jesteście ugotowani jak grzyb w barszczu. W ten sposób codziennie się umiera. Co gorsza, wcale nas to nie przygotowuje na faktyczną śmierć. Jestem pewna, że gdy kiedys w końcu zajrzę Jej w oczy, to mimo tych wszystkich ćwiczebnych *umierań*, i tak zesram się ze strachu. Przepraszam za wulgaryzm, ale to naga prawda :)
  20. Allicjo, bardzo dobrze zrozumiałaś, a swoją drogą to ja czasem piszę skrótami myślowymi. No więc tak, rządzący, wybierani przez nas (z tego, co w ogóle jest do wyboru), mają obowiązek jeśli już społeczeństwu nie pomagać, to przynajmniej mu nie szkodzić. Tymczasem szkodzą i tu nawet nie będę się *rozwlekać*. Większość społeczeństwa pewnie tak uważa. I co robi ta większość? Pyta *dlaczego oni czegoś nie zrobią?* albo mówi/pisze: *no przecież oni powinni coś z tym zrobić!*. Prawda? Wszyscy tak mówimy. I co z tego wynika? Rządzący się zmieniają, pory roku upływają, a z roku na rok jest gorzej. Dlatego wspomniałam o paradoksie demokracji. I o potrzebie rewolucji. To nie miejsce na wywody społeczno-polityczno-filozoficzne, ale skoro wszyscy pytamy *dlaczego jest jak jest*, to może zacznijmy w końcu szukać odpowiedzi. Kumen i Allicjo, bardzo Wam współczuję, nie ma chyba nic gorszego, niż bezsilność w obliczu nieszczęścia bliskiej osoby, tym bardziej gdy wiemy, że wszystko mogło sie potoczyć inaczej. Sama byłam kiedyś w szpitalu, na oddziale chorób babskich, brałam chemię. I obok mnie na łóżku położyli taką babkę, w wieku około pięćdziesiątki. Miała tak wielki brzuch, że z niedowierzaniem pomyślałam: jakim cudem ona zaszła w ciążę w tym wieku?? Cóż, okazało się, że to nie była ciąża, tylko prawie trzykilogramowy mięśniak macicy. Babkę dzień wcześniej przywiózł helikopter, bo była w stanie kiepskim. Kiedy już dosżła do siebie po transfuzjach i kroplówkach, przenieśli ją do naszej sali, gdzie miała czekać na operację. To była wesoła, energiczna i pozytywna babeczka. Jej fantastycznych rozmiarów mięśniak rósł latami, odkąd przeszła menopauzę. Jej lekarka (ginekolog), bagatelizowała sprawę mówiąc, że to się samo wchłonie i tego typu banialuki. Bagatelizowała nawet coraz gorsze wyniki morfologii i postępującą anemię! A ta babeczka, ponieważ była taką optymistką, a do tego podróżowała i realizowała rozmaite cele w życiu, ergo była bardzo zajęta, wierzyła tej swojej lekarce i nie traciła czasu na zamartwianie się. Cóż, niewiele brakowało, żeby wszystkie jej życiowe plany, również emerytalne, poszły się... golić w ząbek. Dlatego Allicja ma rację mówiąc, że w miarę możliwości musimy sami o siebie zadbać i czasem zamiast nowych butów zafundować sobie kilka badań. Oczywiście nerwicowcy, paranoicy i hipochondrycy robią tak i bez niczyjego gadania ;-P KUMEN, problem *specjalistów* bez powołania dotyczy niestety nie tylko służby zdrowia. Nauczyciele bez wyobraźni, a czasem i wiedzy, bez umiejętności pedagogicznych. Inżynierowie nie potrafiący liczyć (o tak, pracowałam z takimi), urzędnicy bez serca i rozumu, można długo wyliczać. I naprawdę wszyscy oni mają wpływ na nasze życie, na nasz dobrostan, nasze poczucie godności i człowieczeństwa. Ech, długo by gadać... Ja do tego dodam jeszcze coś: musimy sami odkładać kasę na swoje emerytury, bo Zusy i inne czary-mary-trzecie filary mogą nie przetrwać kolejnej dekady. To mówiłam ja, Karamba, i jak powtarzała moja druga babcia: wspomnicie moje słowa.
  21. MARY10, nie katuj się :) Grunt to się uczyć na swoich błędach i iść do przodu, a po drodze do tego *przodu* próbować nawracać innych, ale metodami powszechnie akceptowanymi. Ja nie mam złudzeń, świata nie zmienię, ale wiem też, że świat jest mały i jutro mogę spotkać np. Ciebie, gdzieś w sklepie. I gdy niechcący wjadę koszykiem w Twój koszyk, wolałabym zdążyć przeprosić i pożegnać się z uśmiechem, niż oberwać puszką groszku w zalewie :D Fajnie by też było, gdyby koleżanka Ania005, trafiwszy na moje marne ciało na jakimś oddziale szpitalnym, potraktowała mnie po ludzku, bez względu na to, kim jestem, w jakim wieku i jakie mam poglądy. Naprawdę możemy być ludźmi zawsze, nie tylko od święta. Allicjo, zgadzam się z większością tego, co napisałaś, bo to są zwyczajnie fakty. Ale mam jedno *ale*. Piszesz: *mamy jakichś mądrych ludzi (...) wzorujmy się (...), ściągajmy pomysły (...), uzdrawiajmy (...)* itp. Tylko kto to są ci *my*?
  22. Acha, przeczytałam ten pieniacki wątek o zawale w młodym wieku i zrobiło mi się niedobrze. Nie na myśl o zawale, a to może dlatego, że już nie jestem *w młodym wieku* ;-P Zrobiło mi się niedobrze, bo zawsze źle reaguję na tak niski poziom wypowiedzi. Można robić błędy ortograficzne, stylistyczne, interpunkcyjne itp., to tylko kwestia w lepszym lub gorszym stopniu opanowanej umiejętności pisania. Ale już wartość merytoryczna, czy też poziom kulturalny wypowiedzi świadczy o nas samych. Można się pomylić. Można coś źle zapamiętać. Można być przekonanym o swojej racji (vide: mnogość wyznań religijnych, gdzie każde oczywiście jest jedynym słusznym) i przy niej obstawać. Ale czemu ma służyć obrzucanie się błotem na poziomie przedszkolnym? Pisząc w necie ciężko się tłumaczyć tym, że *nas poniosło*, że to nerwy i złość. W dyskusji *na żywo* i owszem, czasem zdąży jęzor palnąć coś głupiego, zanim dobrze przemyśli to głowa. Ale na forum wypowiedzi pisanej? Trzeba się zalogować, trzeba napisać i kliknąć *wyślij*. To bardzo dużo czasu na przemyślenie swoich działań. Dlatego w większości przypadków to, co zamieszczamy w Internecie, doskonale oddaje nasz prawdziwy, a nie przez nas samych wyidealizowany, poziom kultury. Jeśli komuś to zabrzmiało moralizatorsko, niech się zastanowi, dlaczego ;)
  23. Allicjo, powiedzonko *żyjemy w chorym kraju* jest prawdziwe dosłownie i w przenośni. Może nie wykonują ablacji u wszystkich pacjentów z arytmią dlatego, że zwyczajnie budżetu i placówek by na to nie wystarczyło? Co ma więc począć taki lekarz - powiedzieć, że trzeba ablować, ale nie można, bo nie ma miejsca/czasu/środków? Na operacje oczu czeka się od dwóch do trzech lat, i co z tego, że taki okres oczekiwania okazuje się często zbyt długi? Moja babcia właśnie dzięki temu nie widzi na jedno oko. Może jeszcze pamiętacie mój dawny wywód o tym, że my dla lekarzy, czy szeroko pojętego aparatu władzy, nie jesteśmy jednostkami, tylko MASĄ. Liczbą, statystyką, nazwijcie się jak chcecie. Można krzyknąć za artystą: I am not a number, I am a free man! I co z tego? Kogo to obchodzi, oprócz Was i waszych bliskich? Ale gdyby ktoś, dziś, teraz, napisał do Was maila ze słowami: *wyjdźmy na ulicę, zróbmy rewolucję, bo nie możemy pozwolić na to, by nas tak dłużej traktowano. Zbiórka za 10 minut na ulicy X*, to co byście zrobili? Kto wyszedłby głośno krzyczeć przeciwko niesprawiedliwości, wyzyskowi, złodziejskim podatkom i składkom, paraliżującej przedsiębiorczość biurokratyzacji, opieszałości bezmózgich i bezduszych urzędasów zarabiających 13 pensji w roku, itp.? KTO?? Demokracja tylko z pozoru jest władzą w rękach większości. Większość nie umie tej władzy wykorzystać, ani jej nawet dostrzec. Rzekłam.
  24. Brodacz88, ależ ja cały czas do Was piszę właśnie z Krainy Deszczowców! Allicjo, jabłek nie robię, bo czytam o tej nerwicy (link podany przez Łukasza) KUMEN, zapytaj Koszixa, gdzie robiono mu zabieg, bo on miał ablację w tempie kosmicznym. Wpadł tu znienacka, napisał że ma to i tamto, że zaraz wraca do Polski i idzie do kardiologa. A ablację miał jakieś 3 tygodnie później. Chyba nic nie pomyliłam? Ja jestem na etapie lekkiego stresu nt. mojej trzustki i/lub wątroby. Normalka. Mam od kilku dni gorzki posmak w ustach, najbardziej gorzki po zjedzeniu czegoś słodkiego. Do tego żołądek. Wczoraj zaczęłam brać Agastin, choć nie cierpię tych IPP. A związek między trzustką i zołądkiem oczywiście istnieje - np. guzy na trzustce mogą powodować nadmierne wydzielanie soków żołądkowych. Oczywiście walczę z natręctwami myślowymi typu: rak trzustki (Patrick Swayze na to zmarł dość młodo), kamienie w woreczku żółciowym, nowotwór żoądka... Walczę, spycham na pobocza myślowe, czytam blog podsunięty nam przez Łukasza, łażę na te spacery (2 dni temu 9 km! i to pod wiatr), żrę słodkie, bo inaczej nerwy by mnie zeżarły, no i... czuje gorzki smak w gardle :) Pozdrawiam Was, dobrzy ludzie, z mojej jaskini w Krainie Deszczowców. BTW - na którym wątku jest tak ciekawie, że Brodacz nie wytrzymał? :D
  25. Dzięki, ŁUKASZ, teraz już na pewno nie przerobię tych 15 kg jabłek :D A tak serio - szukałam czegoś takiego. Był kiedyś blog faceta, który pokonał nerwicę, chyba na republika.pl, ale został po nim tylko komunikat *podana strona nie istnieje*, czy coś. Może to ten sam człowiek, tylko się przeniósł pod inny adres. W każdym razie dzięki za link. KOSZIX, na pewno będzie tak, jak pisze Allicja - serce musi dojść do siebie po tej dyskotece ze stroboskopem, zwanej też ablacją. A tak swoją drogą - lekarz kardiolog Cię o niczym nie informował, tzn. jakie mogą być początkowe odczucia po zabiegu, co wolno, a czego lepiej unikać, itp.? A może masz możliwość skontaktować się z nim choćby telefonicznie, żeby Cię uspokoił? Pozdrowionka :) Hm... A gdzie podziewa się DOLOR? Jak się miewa? Co z kamieniem i przesuniętym terminem zabiegu? Zniknęła również DAMI...
×