Skocz do zawartości
kardiolo.pl

karamba

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez karamba

  1. MARY10, z tą wojną to święta racja. Podczas wojny nie ma właściwie żadnych praw, oprócz prawa silniejszego. Zastanawiające jest to, jak wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z faktu, iż wojna nie jest tylko zjawiskiem historycznym. Wojny są wynalazkiem człowieka i nie znikną tak długo, jak długo nasz gatunek będzie chodził po ziemi. Dzisiejsze wojny są jeszcze gorsze niż te, o których uczyliśmy się w szkole. Broń masowego rażenia, broń chemiczna i biologiczna. Broń wciąż udoskonalana tak, by powodowała jak największe straty. Kolejnej wojny światowej możemy już, jako gatunek, nie przerwać. Nasze babcie mają rację - cieszmy się tym, że jeszcze żyjemy w pokoju, bo nie jest ostatnimi czasy zbyt ciekawie w Europie. ECH80, naprawdę źle myślisz. Ilekroć powtarzasz sobie, że *coś* będzie się za Tobą ciągnąć całe życie, że *czegoś* nie zapomnisz lub nie wybaczysz, tylekroć Twój mózg to sobie coraz lepiej zapamiętuje i przyjmuje za jedyny sposób, w który chcesz myśleć. Utrwalasz zły schemat. To tak, jakby uczyć się jazdy na łyżwach i naumyślnie upadać co drugi krok. Mózg myśli sobie wtedy - ach, to o to chodzi! To tak się jeździ na łyżwach! Fajne to nie jest, ale skoro tak ma być, to okay, tak będziemy jeździć ;) Wiem, że jesteś uprzedzona. Przesądny człowiek nie skrzyżuje swej ścieżki z czarnym kotem, choćby inni go przekonywali, że nic się nie stanie. Twoje uprzedzenie będzie Twoim przekleństwem. Z samonapiętnowaniem jest taki problem, że nieświadomie wysyłamy sygnały ku innym ludziom mówiące: nie chcę być szczęśliwy, bo wlokę ze sobą ciężki bagaż nieszczęśliwych doświadczeń. Jest tak ciężki, że nie mam siły zrzucić go z pleców i nie mam czasu na szczęście. Czy ktoś zechce pomóc mi nieść ten ciężki bagaż? Nie? No trudno, wiedziałem, że tak będzie ;) Z kolei z nastawieniem typu: *hej, jest mi ciut przyciężko, ale jestem gotowy na szczęście, czy chcesz iść obok mnie i tego szczęścia poszukać?* łatwiej znaleźć kogoś, kto idąc z nami w końcu przejmie od nas i część naszego ciężaru, a może nawet pomoże nam go zostawić w jakimś depozycie na wieczne zapomnienie. Wybaczcie te proste przypowieści. Robiem, co mogiem. Ja wiem bardzo dobrze, jak ciężko wyjść ze schematycznego myślenia. Zapadam w nie aż nazbyt często. Ale coś każe mi szukać dróg wyjścia, bo wciąż nie mogę uwierzyć, że moim przeznaczeniem jest być wiecznie nieszczęśliwą. Wiem, że gdzieś popełniam błąd, lub bardzo wiele błędów, a błędy można naprawiać. Parę razy już mi się udało, czego i Tobie, ECH80, życzę. Karamba
  2. Alleluja. A pamiętasz, jak jeszcze niedawno ze stuprocentowym przekonaniem diagnozowałaś u siebie bigeminie, trigeminie, salwy, częstoskurcze, blok przedsionkowo-komorowy i inne cuda oraz wianki? Jesteś klasycznym przykładem nerwicy. Zwykłe przyspieszenie akcji serca sprawia, że *umierasz*. Nie wiem, co ma się Tobie uspokoić po wyregulowaniu tarczycy - te dwa dodatkowe skurcze komorowe? A teraz czas się obrazić ;-P
  3. Monna8787, to nie moja sprawa, ale naprawdę sama chcesz decydować o tym, jakie leki brać, bo ktoś poznany w Internecie je bierze? Czy to właśnie powiesz lekarzowi rodzinnemu, kiedy poprosisz go o receptę?
  4. No właśnie, SALLY. Tego też się obawiam. Że byłoby mi tak dobrze po benzo, że nie mogłabym przestać brać. Do diabła ze skurczami, nawet jak jest te parę tysięcy na dobę. Ale gdyby jakiś lek wyzwolił mnie od ciągłego napięcia nerwowego i lęku, żarłabym go jak pies kulki. Beznadziejny przypadek ze mnie. Z ciekawością jednak czytam, co piszesz, i nie wykluczam podjęcia *próby farmakologicznej* w celu okiełznania hydry. ALLICJA, nic z tego :) Przy okazji - jak Twój żołądek? Ja mam dziś pierwszy dzień spokoju. Jeśli nie liczyć zawrotów głowy, ale te już też zaczęłam olewać (pardon moi). Udało mi się nawet zjeść obiad i zachować go dla siebie :D K.
  5. Ja również nie biorę leków na skurcze dodatkowe. Kiedy mam okres spokojnych dni, tzn. kilka do kilkunastu epizodów dziennie, to przecież szkoda się truć. Problem z betablokerami polega na tym, że nie można ich brać jak popadnie, więc nie biorę wcale. Widać kocham tę adrenalinkę - umrę, czy nie umrę? ;) ECH80, cóż za Wyjście Smoka! Zważ jednak, iż nie zwróciłam się w swojej wypowiedzi do nikogo konkretnie, i nawet nie zamierzam. Powiem Tobie tylko, że czasem też wydaje mi się, że cały świat dyskutuje właśnie o mnie. Ba, często idę sobie lasem, niby nigdy nic, a te cholerne ptaki siedzą po krzakach i się ze mnie nabijają! Szczególnie, kiedy się potknę, mają używanie. Sroki przechodzą same siebie, żeby mi dokopać, a gile raz się posmarkały ze śmiechu. Cóż, uroki nerwicy i osobowości graniczącej z paranoidalną. SALLY, tak bym chciała spróbować tych leków, o których piszesz, a jednocześnie tak się boję. Dwóch moich dawnych kolegów, jeden z nerwicą lękową, drugi z chroniczną depresją, testowali różne specyfiki przepisywane im przez psychiatrów. Kolega z nerwicą miał taką przygodę z jednym z leków, że w sklepie zoologicznym usiadł na pryzmie kocich żwirków i siedział tam do późnej nocy, trzęsąc się ze strachu. Pół biedy, że to był jego sklep. Kolega z depresją z kolei doznawał różnorakich działań niepożądanych (brał aż trzy medykamenty jednocześnie), włącznie z obsesyjnymi myślami samobójczymi. Dlatego tak się boję. Myśli samobójcze mam i bez leków. Lekarze muszą (podobno) eksperymentować, bo na każdego piguły działają inaczej. Dobra, zaczynam przynudzać.
  6. SALLY, nie do Ciebie były moje gorzkie żale. Twoje wypowiedzi są wyważone, rozsądne, przemyślane. Mylić może się każdy, dyskutować można o wszystkim, mnie jedynie irytują ponad ludzkie pojęcie osoby, które w kółko jęczą to samo, nic nie wnosząc do sprawy. Swoją drogą ciekawa rzecz z tymi potencjalnymi przyczynami arytmii, jakie wymienił Twój lekarz. Moja mama miała problemy z tarczycą, oczywiście kiedyś przechodziła menopauzę (czyli chaos hormonalny), jest kobietą i zawsze była szczupła, a kiedyś nawet młoda ;) Nigdy nie miała arytmii. Zresztą, w całej mojej rodzinie tylko ja tę zarazę mam. Ciotka z kolei całe życie zmaga się z niedoborami żelaza (jakiś problem z przyswajaniem z pokarmu). O arytmii słyszała tylko ode mnie. Znam też osobę, która nie je absolutnie żadnych owoców, w żadnej postaci, a z warzyw jedynie ziemniaki, marchew i buraki. Żadnych kiszonek. I zero szkorbutu! Unika też słońca, takie typowe zombie jaskiniowe. Z braku wit. D powinna już mieć krzywicę i grom wie, co jeszcze. Tymczasem jest okazem zdrowia, na pohybel wszystkim teoriom zdrowego żywienia. Normy wyników badań to ostatecznie tylko średnia wyciągnięta na podstawie wyników wybranej grupy osób uznawanych za zdrowe. Nie będę ciągnąć tematu, kto chce ten sam go zgłębi. Ja godzę się z tym, że nigdy nie dowiem się, skąd u mnie zaburzenia rytmu serca. Kiedyś trzeba sobie odpuścić. K.
  7. Na rany pająka. Czy naprawdę sądzicie, że to takie proste? Że wystarczy pomyśleć: skurcze dodatkowe, a one się pojawią? I odwrotnie, że wystarczy nie myśleć, a one jak zaklęte znikną w dokładnie tej minucie, w której przestaniemy o nich myśleć? Skąd się w ogóle wzięła tak niedorzeczna teoria? Na efekty stresu i nerwicy trzeba trochę poczekać. Skurcze serca nie są sterowane myślami. Ile osób pisało już o tym (włącznie ze mną), że np. podczas stresujących tygodni w pracy funkcjonują doskonale, za to w pierwszy wolny weekend zdychają z powodu migreny? To są skomplikowane mechanizmy, a niektórzy chcieliby wszystko sprowadzić do poziomu obsługi młotka, po czym z satysfakcją stwierdzić, że młotek nie działa, albo wręcz w ogóle nie istnieje. Nerwica nie powoduje arytmii wprost. Nerwica zaburza funkcjonowanie całego organizmu, co może ostatecznie odbić się na sercu, żołądku, wątrobie, czym chcecie. Nerwica wpływa na to co, ile i kiedy jemy. Wpływa na jakość snu. Silny stres może powodować zaburzenia widzenia. Ile czasu trzeba, żeby delikatne mechanizmy przemiany materii, gospodarki hormonalnej itp. zaczęły szwankować? Otóż u każdego będzie inaczej. Dlaczego? Bo tak jest. Lepszej odpowiedzi nie zna na chwilę obecną nikt. A niektórzy nadal będą pisać - dzisiaj nie myślałam, a skurcze miałam. A w środę myślałam i nie miałam. Ojej. I jeszcze jedno. Niektórzy nie mają ani nerwicy, ani wady serca, a mają arytmię. Bywa też tak, że ludzie nabawiają się nerwicy, bo pojawiła się u nich arytmia. Dam sobie łeb z włosami do pasa obciąć i nogi przeszczepić w miejsce ramion, że nikt na tym wątku nie zna odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Mam więc całkiem rozsądną propozycję: każdy z nas bywa czasem u kardiologa, prawda? Zapytajmy więc naszych lekarzy, jaka jest przyczyna arytmii u osób bez fizjologicznej wady serca. Pozbieramy odpowiedzi do kupy (zapewniam Was, że każdy lekarz powie co innego) i wybierzemy jakąś średnią. Bo jak na razie uprawiamy spacer ślepego z kulawym po bardzo nierównym terenie ;)
  8. Hm... Z aluzjami jest trochę tak, jak z przesyłkami w rękach Poczty Polskiej. Niektóre nie trafiają do adresatów i nikt nie wie, dlaczego. Monna8787, wielkąś mi zagadką. Masz/miałaś *niewielki* płyn w osierdziu. Zachodzę w głowę, dlaczego kardiolog miałby Cię wziąć za kretynkę, gdy zadasz mu pytanie dotyczące swojego serca. Przecież, jak mawiał Kononowicz, od tego oni są, od tego są oni! Żeby odpowiadać pacjentom na pytania o stan zdrowia serca. Ja zawsze pytam, kiedy mam jakieś wątpliwości. Ostatecznie lepiej być żywą kretynką, niż martwą kretynką ;) Nie wiem, kto może dać skierowanie na UKG, ale na badanie pewnie poczekasz dłużej, niż do 7 marca. Może inaczej: co się niepokojącego wydarzyło, że po siedmiu latach obawiasz się czekać na wizytę do 7 marca?
  9. Tak, może. Trzeba się mocno zbliżyć do Słońca. Wadą tej metody jest to, że wraz z płynem znika również cały właściciel osierdzia. Mona8787, czy masz płyn w osierdziu? Jeśli tak, to co na to Twój lekarz? On będzie wiedział najlepiej. Pomijam fakt, że na wątku o dodatkowych skurczach możesz długo czekać na odpowiedź ws. płynu w osierdziu. Jeśli nie masz płynu w osierdziu, to ja nie mam więcej pytań.
  10. O, tak. A już w ogóle wystrzałowo by było, gdybyśmy tak wszyscy mogli pochorować przez jakiś czas na cukrzycę. Albo nowotwór mózgu, stwardnienie rozsiane, kiłę, paraliż kończyn dolnych, nietrzymanie moczu... Wtedy może zrozumielibyśmy, że są ludzie, którzy chętnie zamieniliby się z nami na dodatkowe skurcze ;-P
  11. Ja na chwilkę, ponieważ dzisiaj wpadły z wizytą zawroty głowy i - one zawsze chodzą pod rękę - nudności. Cały dzień bez sensu, jak dostawa grzejników na Saharę. SALLY, kiedy przeczytałam Twój pierwszy wpis, do zawrotów głowy dołączyła paranoja. Jak w tandetnym, amerykańskim tasiemcu telewizyjnym, zobaczyłam w Tobie wcześniej mi nieznaną siostrę-bliźniaczkę, którą źli ludzie ukradli w szpitalu jeszcze jako niemowlę :D Skoro czytałaś ten wątek to może kojarzysz: ja też mam 39 lat, około osiemnastego roku życia miałam napadowe częstoskurcze, które same zniknęły, a dodatkowe skurcze komorowe pojawiły się wiele lat później. O nerwicy nawet nie wspomnę. Cała reszta się nie zgadza, ale początek Twojej historii spowodował u mnie przyspieszoną akcję serca. Nerwica jest piękna - wszędzie widzisz jak nie cuda, to czary, spiski i knowania ;) Źle mi się pisze, bo lewa dłoń jakaś dzisiaj nieskoordynowana. Jakby działała w trybie slow motion. MARIAKC, pókim żywa, zawsze do usług. Jeśli po lekturze będziesz chciała *pogadać*, możemy się jakoś umówić poza forum, żeby nie zanudzać innych. BETSI23, nerwica ma spore szanse wykończyć Ciebie i Twoich bliskich (śmiem stawiać ją na równi z alkoholizmem), zajmij się nią. Nie chce mi się powtarzać tego, co pisałam wiele stron wcześniej, może znajdziesz kiedyś czas na przeanalizowanie całego wątku i doznasz oświecenia: nerwica z wielu z nas zrobiła idiotów, zastraszonych niewolników i kawałek po kawałku odbiera nam życie za życia. Jednak ludzie z nerwicą, podobnie do alkoholików, lubią szukać przyczyn swoich problemów zupełnie nie tam, gdzie powinni. Spadam podziwiać wirujący sufit. Z podrygującą lampą. Karamba.
  12. MARIAKC, tutaj: http://allegro.pl/dieta-zycia-maja-blaszczyszyn-i3891480608.html i tutaj: http://allegro.pl/dieta-zycia-maja-blaszczyszyn-i3891738848.html W tej diecie ważniejsze są zasady łączenia produktów w posiłku, niż ich ilość lub rodzaj. Przepisy kulinarne podane na końcu książki są trochę z kosmosu, osobiście nigdy z nich nie skorzystałam. Nie musiałam też, w znakomitej większości przypadków, rezygnować z jedzenia posiłków z rodziną, jak to ma miejsce w przypadku typowych diet odchudzających. Przeczytasz, połapiesz się, a efekty sama mogę zagwarantować. Za 7 zł (bo koszt wysyłki) zrobisz sobie lepiej, niż Pani D za kilka stów :) KAMILEK, jeśli z Twoich wyników badań nie wyłania się obraz żadnej choroby, to... Jak Ci to powiedzieć... Moja szklana kula też nie wie, co Tobie dolega ;) Może jednak nerwica? A może holter był założony wtedy, kiedy akurat nie miałaś objawów? PanZzaSanu, a co na to kardiolog, który Ciebie diagnozował? Takie zatrzymywanie się serca i następujące po nim mocniejsze uderzenia są nam doskonale znane i jeszcze wszyscy żyjemy. Przeżywasz typowe lęki nowicjusza :) Niemniej jednak, o niepokojące objawy zawsze warto zapytać lekarza.
  13. Na rany kaktusa! Allicjo, nie wyszłaś na ciekawską. Zrozumiałam Twoje dobre intencje i ani przez chwilę nie brałam ich za przejaw Przewlekłego Zespołu Wtykania Nosa w Nie Swoje Sprawy :D Ja tam nie narzekam, że śnieg, czy zimno. Im zimniej, tym słoneczniej, no i huragany nie szalejo ;) MARIAKC, Twoja dietetyczka jest więc wyznawczynią szkoły liczenia kalorii. To fatalnie. W skrócie: kaloria kalorii (jeśli chodzi o pożywienie) nigdy nie będzie równa. Był na ten temat interesujący artykuł w Świecie Nauki parę lat temu. Po drugie, nagłe ograniczenie ilości kalorii powoduje alarm w organizmie, który to organizm w mechanizmie obronnym przed *kryzysem* zaczyna panicznie magazynować zapasy. Po trzecie - wraz ze zmniejszeniem porcji i ograniczonym bądź wykluczonym spożyciem niektórych składników, pozbawia się organizm niezbędnych witamin, tłuszczów i minerałów. Nie będę pisać elaboratu, bo mądrzejsi ode mnie już wypełnili Internet odpowiednimi informacjami nt. optymalnego żywienia. Maria, jeśli zależy Ci na zdrowiu i faktycznej utracie wagi, sama poszukaj. Książka, o której wspomniałam, wystarczy by zacząć, poczuć się dobrze, no i jeść bez katowania się tabelką kalorii. Swoją drogą, w jakże przedziwnym świecie żyjemy... Od lat wiadomo z praktyki, że diety w stylu *mniej kalorii*, zero tłuszczu itp., powodują krótkotrwały efekt (jo-jo), utratę dobrego samopoczucia pacjenta (to szalenie ważne!), a na dłuższą metę kończą się rozmaitymi niedoborami w organizmie. Jednak wciąż z uporem maniaka diety te są polecane przez rzekomo wykształconych ludzi. Motto przewodnie dyplomowanych idiotów: Jestem wykształcony, więc nie muszę myśleć. Nieważne, że ci, co mnie kształcili, też nie myśleli. Nieważne, że to, co robię, jest o kant rzyci potłuc. Mam dyplom, za to mi płacą, i tego się będę trzymać. No, to trzymajmy się, ludzie... Wracam do szachów, bo się zdenerwowałam. K.
  14. Byłabym zapomniała: stopni minus osiemnaście, zakładam drugą parę rajstop i grubsze sznurówki.
  15. Witaj, Mariakc. Pradaxa, z tego co czytam, przepisywana jest osobom cierpiącym na migotanie przedsionków, jako lek zmniejszający ryzyko udaru. Ten wątek zdominowany jest przez arytmików cierpiących głównie na skurcze dodatkowe, może uzyskasz więcej informacji na wątkach o migotaniu przedsionków? Szkoda, że musisz brać aż tyle leków. Piszesz o potrzebie schudnięcia - niewykluczone, że kiedy już uda Ci się pozbyć nadwagi, to i ciśnienie wróci do normy, a to zawsze jedna piguła mniej :) Nie wiem ile jest warta Twoja dietetyczka, wiem natomiast, że szkoły odchudzania średnio co dekadę śpiewają coraz to inną melodię. Ja tylko raz w życiu miałam problem z nadwagą w okolicach 12-15 kg i tylko jedna *dieta* okazała się i przyjemna i skuteczna, w zakresie powrotu do lekkości bytu. A była to lekkość nie tylko fizyczna, ale i umysłowa. Mówiąc obrazowo: żarłam jak koń, a fruwałam jak konik polny ;) Było to 20 lat temu, a wciąż pamiętam tytuł i autorkę książki: Maja Błaszczyszyn *Dieta Życia*. Zajrzałam na allegro, ktoś sprzedaje używaną za 2 zł, ktoś inny za 4. Jeśli się zdecydujesz, weź tę zatytułowaną *Dieta Życia*, ponieważ tam są wszystkie niezbędne informacje. Wyszły również wersje DŻ Wiosna, Jesień itd., ale w nich są głównie przepisy na konkretne pory roku. No i nie rezygnuj ze spacerów, z kijkami czy bez! Bezruch jest dla serca gorszy, niż ruch systematyczny i umiarkowany. Zapytaj swojego kardiologa :) ALLICJO, jak to całkiem niedawno odkryli *amerykańscy naukowcy*, nie ma takiego miejsca na Ziemi, do którego można uciec przed sobą samym (poza cmentarzem i zakładem psychiatrycznym). Tak, las dużo mi daje. Jednakowoż, jak to przewidział pewien pośledniej jakości wieszcz i poeta, kiedy skończy się kasa, nie będzie i lasa ;) Mniejsza z tym. Nie ciągnijta mnie za język, bo jam nieumiarkowana w jedzeniu i pisaniu, i ani się obejrzycie, a z wątku o arytmii zrobi się blog nerwicowy Karamby ;-P Dla wszystkich po dwa buziaczki i pół starej wykałaczki (czym chata bogata), Karamba
  16. Aktualizacja meteorologiczna: stopni minus trzynaście and counting. Allicjo, bierzesz coś na żołądek? Ja przerobiłam Agastin (omeprazol), Contix (pantoprazol), a teraz na swoją kolej czeka Pol-cośtam. Jeszcze nigdy tak długo mnie nie trzymało, ale też nigdy nie byłam w tak czarnej du*** bez perspektyw. Sposób, w jaki reagujemy na tzw. sytuacje życiowe, wynika z naszego usposobienia. Oczywistym jest, że gdybyś jadła regularnie pożywne posiłki i spała zdrowym snem, stan Twojej Mamy pozostałby taki sam, za to Twój byłby dużo lepszy. Cóż jednak z tego, że to takie oczywiste? Całe życie wnikliwie obserwuję ludzi łudząc się, że czegoś się od nich nauczę. Poznałam kilka osób, które w każdej sytuacji potrafiły postawić rozum ponad emocjami i - rzecz jasna - dobrze na tym wychodziły. Znam też blisko człowieka, który co prawda przeżywa okresowe załamania nerwowe i jest urodzonym pesymistą, ale nigdy nie poznał, co to ból żołądka. Jak już kiedyś wspomniałam, przeczytałam w życiu niezliczone ilości książek o bardzo zróżnicowanej tematyce, a wciąż mój rozum nie jest w stanie zapanować nad odruchami, instynktami, emocjami. Jak policja za hakerami, mój mozolnie ewoluujący rozum jest zbyt daleko w tyle za postępującym spustoszeniem mojego pojemnika na duszę. Świadomość tego, że umrę strasznie mądra, ale krzywa, dziurawa i bleszczata na jedno oko, najprawdopodobniej koło pięćdziesiątki, bawi mnie do rozpuku :) Trzymaj się Allicjo, i może dopuść do siebie myśl o jakimś łagodnym uspokajaczu farmakologicznym? Tylko na jakiś czas, żeby stanąć na nogi. K.
  17. Fiu, fiu, fiu, de - ja - vu! Jak to mawiał Wróbelek Świrek. Kiedy przeczytałam wypowiedź ECH80 o tym, że każdy człowiek jest inny oraz o tym, że Ech nie skupia się na skurczach, pomyślałam: gdzie ja to wcześniej widziałam? No tak, pod innym postem Allicji sprzed kilkunastu stron :D Allicjo, skąd pomysł, że ja na Ciebie krzyczę? Ja jestem jak ostrzeżenie na ulotce od wibratora: nadużywanie grozi wyczerpaniem baterii ;) W trosce więc o Twoje osobiste baterie chciałam Tobie dać do zrozumienia, że jesteś jak wołający na pustyni. Wołasz, i wołasz, a karawana wielbłądów i tak idzie tam, gdzie chce (czyli w kierunku przeciwnym do źródła wody). Byłam kiedyś Funkcjonariuszem Celnym i mój ówczesny Naczelnik mawiał: słuchajcie uważnie, bo naczelnik nie patefon, nie będzie powtarzał. Allicjo, nie bądź patefon (w ośrodku dla niesłyszących) :D A tak serio: pisz, dobry człowieku, jeśli sił Ci wystarczy. Oby ludzie odwdzięczyli się Tobie taką samą ilością troski, gdy Ty jej będziesz potrzebować. Najnowsze wieści z lasu: stopni minus dziesięć, śniegu w sam raz, internet wrócił, samochód zdechł. Zapasów w zamrażarce mam jeszcze na parę tygodni, zakładając oszczędne i pomysłowe gospodarowanie nimi. Karmę dla psów i kotów mogę zamówić przez net. Wodę pitną mogę uzyskać z czystego śniegu, ewentualnie popylać dwa kilometry z butelką do “sąsiadki”. Rower mam (wypasiony, jeszcze z czasów dobrobytu), tylko w tej temperaturze “rynce odpadajo”. Podczas internetowego kryzysu rozegrałam z komputerem 94 partie szachów, z czego 53 wygrałam. Kiszę kapustę, zbieram spróchniałe kawałki drewna w lesie (projekt: eksperymentalna bezorkowa uprawa ziemi 2014), kontemplując zakichany los człowieczy i snując, ku pokrzepieniu, wizje o wiośnie. Dziś widziałam cztery łabędzie pracowicie pompujące skrzydłami na trasie wschód - zachód. Kto może leci do Niemiec ;) Skurczy dodatkowych od wczoraj kilkanaście, za to żołądek wciąż niezadowolony, pomimo 6 tygodni na IPP. Jak nie urok, to pleśń na skarpetach, ale - jak to mawia Properth - jakoś żyć trzeba :D Karrramba.
  18. Uwaga, to tylko gościnne występy. Od dwóch tygodni nie mam netu, dzięki ultrapartackiemu systemowi Plusa, który stany limitów aktualizuje z dziesięciodniowym opóźnieniem. Dopatruję się w tym celowego działania, ale kij z tym bejsbolowy i komplet sztućców im w oko. KUMEN, podobała mi się Twoja niedawna interwencja :D ALLICJO, szkoda Twoich baterii na powtarzanie, że z tym się da żyć. Jak sobie poczytasz swoje posty z ostatnich 20-30 stron, wciąż mówisz ludziom to samo, a oni dalej idą w zaparte. Z moich wieloletnich obserwacji społecznych wynika, że ludzie przeciętni rzadko czytają teksty dłuższe niż 20 linijek, a jeśli w dodatku nie znajdą w tekście wygodnej im prawdy, w ogóle zapominają, o czym czytali. Dobra, jeśli ktoś dotarł aż do tego momentu, to może pocieszy go mój przypadek. Pisałam o tym już kilka razy, ale na cybernetycznej osi czasu to było jakieś trzy Wielkie Zlodowacenia temu, niechaj więc będzie, że się powtórzę. Otóż moja arytmia potrafi zniknąć ni z gruszki, ni z selera, nawet na kilka lat. W okresie pokoju miewam więc dni bez epizodów, a jeśli pojawi się kilka na dobę, to nawet tego nie zaliczam do arytmii. Ot, małe wypadki serca przy pracy. Kiedy arytmia wraca, daje popalić od razu w tysiącach dodatkowych skurczy na dobę. Tak było i teraz - około 6 lat spokoju, nagle 2 miesiące Armagedonu, a od jakichś dwóch tygodni cisza i spokój. Liczę oczywiście na to, że zawieszenie broni potrwa znowu przynajmniej kilka lat, ale paznokci nie obgryzam. Reasumując - skoro u mnie zdarzają się kilkuletnie przerwy, to dlaczego niemożliwe miałoby być całkowite ustąpienie arytmii. A nawet jeśli jest niemożliwe, to kilka lat, czy nawet miesięcy spokoju, daje odsapnąć. I być może jestem przypadkiem jednym na sto, tysiąc, dziesięć tysięcy... Ale skoro ja mogę, to każdemu z Was (bez wad fizjologicznych serca) też może się tak zdarzyć. Czego wszystkim życzę. Bogowie Plusa oddadzą mi internet dopiero po 21 stycznia, a gościnne występy dobiegają końca. Kłaniam się tak nisko, jak zwyrodniały kręgosłup pozwala, Karamba.
  19. Mary10 napisała, że w życiu trzeba mieć szczęście i to w różnych dziedzinach. Na szczęście zdaję się wtedy, gdy wypełniam kupon lotto. Gdy murarz stawia mi dom, nie chcę zdawać się na szczęście. Płacę murarzowi za umiejętności i za to, by wedle swej wiedzy dołożył wszelkich starań do tego, by dom się nie rozsypał, grzebiąc mnie w swych gruzach. A ponieważ mądrej głowie dość dwie słowie, na tym poprzestanę. ALLICJO, to że się miotasz i niezdecydowanie rozdziera Cię na pół, to też część całego procesu żegnania się z kimś, kogo się kocha. Nie chcesz, żeby mama cierpiała, ale też nie chcesz, żeby umarła, choć to by zakończyło jej cierpienia. Być może będziesz żałować bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz? To nie jest prosty wybór, a obydwa rozwiązania mają swoje wady. Nie, powiem wprost - każde z tych wyjść jest złe. Dlatego cokolwiek zrobisz, nie wiń siebie. Kto nigdy nie był w takiej sytuacji, może sobie tylko wyobrażać, co by zrobił. Wyobrażenia niestety dalece odbiegają od bolesnej, teraźniejszej, fizycznej rzeczywistości. Ja, mówiąc otwarcie, nie wiem, co bym zrobiła na Twoim miejscu. Życzę Tobie jedynie tego, byś nie żałowała bez względu na to, co postanowisz.
  20. Allicjo, nie bój się. Wiem, że nie rozważasz opcji hospicjum z pobudek egoistycznych, ale z obawy, że sama nie zaopiekujesz się mamą tak, jak osoby do tego przygotowane. Jednak kroplówki i elektrolity w połączeniu z obcymi ludźmi wokół łóżka nie mają wyższości nad własnym łózkiem i rodziną, nawet gdyby ta druga opcja kosztowała odparzenia. Ty o tym wiesz, tylko strach i poczucie bezsilności podpowiada Ci inaczej. Nie bój się. Nie zrobisz mamie krzywdy. Jeśli nic już tak naprawdę nie może Jej pomóc, niech będzie Jej dany choć komfort Twojej bliskości i znane kąty. Wiem, każdemu łatwo mówić, a Ty opadasz z sił i miota Tobą niepewność. Kumen wspomniała o sumieniu. Sumienie odrzuca racjonalne przesłanki i nie wybacza, gdy postąpić przeciw niemu. Posłuchaj go więc, a kiedy ono powie Ci, że zrobiłaś już wszystko, wtedy ze spokojem ducha pozwolisz, by mamą zaopiekowało się hospicjum. Jesteś dobrym człowiekiem, chciałabym mieć choć połowę Twojego serca i poświęcenia. Mnie w tym szpitalu trafiłby szlag, ale nie z bezradności, a z nienawiści. Nienawidzę tępych, bezdusznych sku*wysynów. Tyle razy, ile byłam w szpitalach, miałam ledwie powstrzymaną ochotę wymalować komuś fangę w tępy pysk. Przepraszam, ponosi mnie. Z nienawiści, kiedy raz już się przekroczy jej płonące bramy, ciężko wyjść. To się chyba leczy kaftanem bezpieczeństwa, albo więzieniem. Allicjo, oby nowy rok przyniósł Ci lepsze czasy. Karamba.
  21. Properth, jakie to typowe. Kiedy jest dobrze, nie myślimy o tym, że być może innym ludziom wiedzie się gorzej. Ale gdy tylko jest nam źle, to zaraz cały świat się świetnie bawi i korzysta z życia, a tylko my biedni, sami, tacy nieszczęśliwi :D A jednak g*** prawda. Mało jest ludzi, którzy mogą szczerze i prawdziwie rzec: tak, jestem zadowolony z życia, zdrowia i w ogóle wszystko mi się podoba. To, czego ludzie świadomie nie mówią, to odrębna para kaloszy. Jedni uważają, że są za grubi, innych martwią odstające uszy, jeszcze inni urodzili się z zespołem downa i nawet nie wiedzą, czy korzystają z życia, czy nie. Jedni czują się gorsi, bo nie stać ich na iPada, a drudzy chodzą boso po górach i doznają euforii. Był taki młody polski aktor, który zagrał niewielką rolę w *Chłopaki nie płaczą*. Pełen życia i pasji, łapał wiele srok za ogon. Miał wypadek na snowboardzie i skończył żywot w wieku 21 lat. A Ty piszesz o tym, jaki to *los Ci zesłano*, albo *no trudno, jakoś żyć trzeba*. Kurde, chłopaku, otrząśnij się i też korzystaj z życia, dopóki możesz, bo arytmia to nie jest najgorsze, co może nam się przytrafić. Jeśli np. za 5 lat w wyniku przykrego splotu wydarzeń wylądujesz na wózku inwalidzkim, pomyślisz - ale byłem głupi myśląc, że było mi kiedyś źle. I owszem, absolutnie każdy z nas chciałby nie mieć arytmii. Jak fajnie było z samą arytmią zrozumiemy dopiero wtedy, gdy będziemy mieli arytmię i raka, albo arytmię i cukrzycę, albo arytmię i zesztywniające zapalenie stawów... Poniatna? Trzeba uczyć się postrzegać świat obiektywnie, nie tendencyjnie. Jeśli trawa na podwórku sąsiada zawsze będzie nam się wydawać bardziej zielona, to klops, umarł w gumofilcach, a wesela nie będzie ;)
  22. ALLICJA - jaką chwilę słabości? Chwila słabości to jest wtedy, gdy mając pierdylion par butów i debet na koncie sięgający dna kopalni *Wujek* kupujesz nastepne, bo *takie ładne były, niebieskie z różowym brokatem*, czy coś. Kurdewmorde, miałam nadzieję, że jednak Twój dzień cudu potrwa dłużej, niż jeden dzień. I wcale Cię nie pochwalę za to, że podczas ataku tego niby-częstoskurczu, nie zmierzyłaś sobie tętna. To by dało jaśniejszy wgląd w sprawę. Wiem, napiszesz, że się nie nakręcasz, było to było, bla bla, spokojnie starałaś się przeczekać, ale teraz jednak się zastanawiasz... co to było. Trza było najpierw zliczyć tętno, zapisać, a potem spokojnie przeczekiwać ;-P Rozumiem Cię i zgadzam się z Tobą w kwestii powolnego umierania ludzi, którzy często już nawet nieświadomie cierpią. Za to świadomie cierpią ich bliscy. W nosie mam dylematy moralno-religijno-etyczne, w jakich więźnie i od lat szamoce się temat litościwej eutanazji. Każdy jest mądry, dopóki sam nie zacznie powolnie, miesiącami umierać, nafaszerowany morfiną do granic śmierci mózgowej. Patrzyłam na moją ciocię, która zmarła na raka wątroby. Przez kilka ostatnich tygodni była już tylko ludzkim szkieletem, z wielkim, opuchniętym brzuchem. Jej twarz była karykaturą życia, przedśmiertną maską niemocy. Nie mogła się już poruszać, jeść, ani mówić. Nie było jej, jeśli nie liczyć żałosnych powłok cielesnych, w których wciąż zachodziły bezcelowe procesy fizjologiczne. Pamiętam, że bałam się na nią patrzeć. Bałam się, że zapamiętam właśnie ten karykaturalny obraz osoby, która za życia była jego absolutnym przeciwieństwem. Życzę Tobie, by Twoja mama nie cierpiała długo. By pomiędzy pożegnaniem, a faktycznym odejściem, nie upłynęły bezsensowne tygodnie niemocy i rozpaczy. A co do tych ludzi *za oknem*, uśmiechniętych, zabieganych, obładowanych prezentami... Każdy z nich ma, lub będzie mieć swoją historię, a większość uśmiecha się na pozór, choćby i przez łzy, bo na zewnątrz wszyscy zgrywamy twardzieli. Tak trzeba, choć ciężko powiedzieć, dlaczego ;) K.
  23. Joł, ziomale, Karamba nadaje z wielkiego miasta. Kot przeżył, ale przestał miauczeć odkąd wysiadł z samochodu. Od wczoraj ani słowa. Szalona prędkość, jaką rozwijam w moim Marcjanie musiała zrobić na nim wrażenie! Propercik, wypisz, wymaluj, moja historia. Niedługo po ostatnim epizodzie z częstoskurczem miałam taki ból w lewej połowie klaty, że nie mogłam się ani śmiać, ani nawet głębiej oddychać. I trzymało mnie prawie dwa tygodnie, że aż o mało nie poszłam z tym do lekarza. Ale w tamtym okresie życia byłam święcie przekonana, że nie dożyję trzydziestki, więc co się miałam tułać po gabinetach bez sensu. Miło się wspomina te zamierzchłe dzieje ;) Stary, a może Ty jeszcze rośniesz, wszerz i wzdłuż? To ma prawo boleć :D A tak *by the by* - wiem do kogo się zwrócić o radę, gdy mi coś tajemniczego w zabytku wysiądzie ;-P Co do przyspieszenia... Mój M. do setki dobija w 23 sekundy, czyli z tzw. godnościom osobistom. Manianka, Allicja - ja kilka lat temu pożegnałam ojca. Najpierw nowotwór i operacja, rok później wylew. Jestem z Wami, choć tylko wirtualnie, a co do świąt - one nie są obowiązkowe... Wiem, że tylko raz w roku, i że wszyscy czekają, i że z pozoru jest tak radośnie i wszystkie sklepy brzęczą Georgem Michaelem, ale nie ma obowiązku skakać do góry, gdy na sercu jest ciężko. Można sobie i wszystkim powiedzieć - w tym roku święta będą pełne zadumy i pokory wobec życia, bo akurat tak życie rozkazało. Jesteśmy ludźmi, nie automatami do wieszania bombek. Jutro wracam do swojego lasu, upojona spalinami i zapachem oleju po frytkach (skąd to w powietrzu, to nie wiem), z poświatełkowym oczopląsem (wszędzie, wszystko świeci, mruga, błyszczy i kolorowo wibruje) i żołądkiem pełnym ciasta, kotletów, winogron, czekolady i czego tam jeszcze. Dla Was wszystkich pozdrowienia, trzy buziaczki i dwie chore z przejedzenia kaczki. Karamba.
  24. Wypchaj się, Properth :D Powiem Ci, że moim pierwszym motocyklem była WSK175, czterobiegowa, czarna, piękna, choć wrzaskliwa (w końcu dwusuw) polska dama wąskich i dziurawych szos. I powiem Ci, że sama w niej wszystko wymieniałam, włącznie z elektryką. A wracając do meritum - nie sądzę, żeby Ci to hobby zaszkodziło. W Twoim wieku można od czasu do czasu spać po 4h raczej bezkarnie, no chyba że ktoś z gruntu słabowity. Ciesz się, że masz czas, miejsce i środki na swoje zainteresowania, bo inaczej musiałbyś się zadowolić zbieraniem kapsli, albo plakatów z Modern Talking (taki retro żarcik dla ramoli). Ja Ci osobiście nakazuję nadal uzdrawiać stare graty, bo one są prawdziwą ozdobą dróg. Nie te współczesne, plastikowe, obłe robale podszywające się pod pojazdy mechaniczne ;-P Uwielbiam mojego Marcysia, choć *zbiera się* jak wóz z węglem i zawsze coś mu gdzieś stęka i skrzypi. Żałuję, że Polacy zdążyli mu zrobić wiele krzywdy, ale u mnie doświadcza godnej emerytury. MANIANKA - ja siedziałam na koniu dwa razy po 30 minut, czyli jakieś 300 lat dla nerwicowca lękowego. Sama chciałam, bo jazda konna zawsze była moim marzeniem. W moim wielkim, rodzinnym mieście, ta przyjemność była bardzo droga, więc nic nigdy z tego nie wyszło. A te dwa razy po 30 minut to było zaledwie kilka lat temu, na jakimś tygodniowym wyjeździe wakacyjnym. Pani trener, trzymająca konia za uzdę, powiedziała, że mam bardzo ładną postawę (na koniu, bo na ziemi to juz jakaś przygarbiona się robię) i wyglądam, jakbym nic innego w życiu nie robiła, tylko konno jeździła. Pięknie, prawda? Cudownie. Tylko że w środku mnie był wielki, obezwładniający lęk. Ten lęk aż syczał, gdy pod ogromnym ciśnieniem parował z mojego ciała, a koń głupi nie jest, od razu się pokapował, że sparaliżowaną dyletantkę wozi na swym zacnym grzbiecie i - chyba dla jaj - co chwilę zrywał się do szybszego tempa. Nigdy wcześniej nie przeżyłam tylu zawałów na raz :) Po zejściu ze zwierzaka pojęcie *nogi z waty* nabrało dla mnie wielce realnego koloru, a ból głowy leczyłam trzy dni. Obecnie co tydzień, z okna w kuchni, podziwiam przemarsze konnych jeźdźców przez mój las. Nieopodal jest podobno stadnina, w której prowadzone są zajęcia z konnej jazdy. Cóż z tego, gdy teraz, po tych eonach życia z nerwicą, w zakres moich zajęć hobbystycznych wchodzić już może chyba tylko dzierganie kapci na szydełku? Allicjo, wytrwałości i spokoju życzę.
  25. No wiemy też, że na oko to chłop w szpitalu zmarł. A jak miałam salmonellę w podstawówce, to mnie leczyli na nerki przez kilka dni, bo nie wpadli na pomysł zrobienia testu na salmo. No i po wszystkim lekarz przyznał mojej mamie, że mało im się tam nie przekręciłam. Potem jeszcze 3 tygodnie w szpitalu leżałam, blada jak ścierka i cienka jak obierka. Serio. Ale jest jedno, wielkie ALE. Ja Tobie nie mówię, że masz arytmię z powodu nerwicy, tylko że masz nerwicę, niezależnie od tego, na co jeszcze oprócz niej chorujesz. Arytmia nakręciła u Ciebie kolejny zespół objawów lękowych, mianowicie boisz się o swoje zdrowie i życie i zaczynasz szukać chorób. Jedne faktycznie znajdziesz, a inne *odchorujesz* tylko w swojej głowie. Przyznaj, że objawy nerwicowe miałeś jeszcze zanim doszło do arytmii - studia, zagadnienia związane z parkowaniem, z towarzystwem nadmiernej ilości osób itd. :) Reasumując - lecz się na to, na co jesteś chory. Czyli i na arytmię i na nerwicę. A może i na zaburzenia pracy tarczycy. Masz w końcu te wyniki? A do psycho umów się *po cichu*, przez telefon, albo znajdź gabinet w innym, najbliższym mieście. Poszukaj dobrego specjalisty, o którym ludzie pozytywnie się wypowiadają w necie, bo jak trafisz na barana, to wyjdziesz z receptą na kilo prochów. Albo przeczytaj wreszcie bloga tego gościa, który sam wyszedł z nerwicy i spróbuj na własną rękę. Nie jesteś bezwolnym idiotą, możesz to zrobić, tylko trochę sobie zaufaj i nad sobą pracuj! Wierzę w Ciebie, Ty też powinieneś :) Twoja Złota Karamba (bo dla innych pewnie zaledwie Miedziana, albo co gorsza - Aluminiowa)
×