
ANNA1987
Members-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez ANNA1987
-
Marta i jak remont? Ja też będę miała zieloną sypialnię :) Uwielbiam ten kolor. Na pewno pozytywnie Cię nastroi. Julka w sumie nie brałam tego za bardzo pod uwagę, że tak złe samopoczucie może spowodować PMS albo i sam okres, bo ja od dobrych 7 lat biorę tabletki antykoncepcyjne i dzięki nim praktycznie w ogóle nie odczuwałam nigdy żadnych objawów jednego ani drugiego, ot czasami chwila gorszego samopoczucia albo lekkie bóle brzucha, ale może faktycznie powinnam uważniej się przyjrzeć tym objawom. Tak jak sugeruje Michalinka, spróbuję się przyjrzeć swojemu organizmowi za miesiąc i jeśli sytuacja się powtórzy pójdę do ginekologa spytać, czy może mi jakoś pomóc. Fajnie że u Ciebie tak intensywnie, a jak zdrowie? Michalinka widzę że i Ciebie przeziębienie wzięło, ale świetnie, że mimo wszystko lęki Cię nie dopadły. Życzę dużo zdrówka. Madziu super, że podróż minęła w większości dobrze. Gorszymi chwilami się nie przejmuj, każdej z nas się zdarzają, a Ty radzisz sobie super. U mnie dzisiaj ok, rano chłopak podrzucił mnie do pracy samochodem, w pracy w porządku, nawet zostałam awansowana, tak więc miły powrót :) Oczywiście nazbierało się sporo zaległości, ale jakoś sobie z tym poradzę. Powrót z pracy w porządku, połowę drogi jechałam z koleżanką, a połowę sama autobusem, który mocno się spóźniał, więc weszłam jeszcze do Rossmanna i też czułam się pewnie. Wieczorem pojechałam z chłopakiem do znajomych na godzinkę i tam też było w porządku. Jutro już sama jadę do pracy, mam nadzieję, że też będę się dobrze czuła. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Michalinko super, że wyjazd się udał, widzę, że masz naprawdę dobry czas - oby trwał jak najdłużej. Asiu miałaś aktywną sobotę, mam nadzieję, że niedziela upłynęła Ci już bez bólu głowy? Madziu daj koniecznie znać jak wizyta u rodziców chłopaka, choć ja jestem przekonana, że było ok :) Agata, Julka, jak Wam minął weekend? U mnie w kratkę. Wczoraj czułam się dość dobrze, na tyle, że rano postanowiłam wyjść sama na osiedle do księgarni i do spożywczaka. Udało się zaliczyć oba sklepy i jeszcze podejść na drugą stronę osiedla do bankomatu, chociaż nie czułam się rewelacyjnie - może nie czułam lęku, ale dość duże oszołomienie i chwilami miękkie nogi, plus miałam moment, że chciałam zawrócić, bo zupełnie zapomniałam, że w księgarni może być tłum rodziców, którzy będą chcieli kupić podręczniki. Tak też było, ale mimo to nie zwiałam, pooglądałam chwilę książki (wybór tam nie jest największy, to mała osiedlowa księgarnia, mają głównie podręczniki i książki dla dzieci), nawet jedną dla siebie wybrałam, do tego kupiłam jeszcze ten notesik, o którym mówił mój psycholog i poszłam dalej. Wieczorem z kolei przyjechał po mnie chłopak i pojechaliśmy do nowego mieszkania, bo miał przyjść kolega - elektryk pozakładać gniazdka, włączniki światła itd. Na miejscu spotkaliśmy się z ojcem chłopaka, który nie omieszkał nam pokazać, że pomalował drzwi i framugi, a do tego wyszorował wszystkie okna, co jak podkreślił trzykrotnie, zajęło mu cały dzień. Powiedzieliśmy mu, że przecież mogliśmy to zrobić sami, na co on z takim lekceważeniem stwierdził: *no tak jak ja to na pewno nie*. Mi się otworzył nóż w kieszeni, ale na szczęście przyjechał ten kolega i ojciec chłopaka poszedł do domu. Kolega zabrał się do pracy, a my za skręcanie szafki kuchennej, i w połowie tego zajęcia dostałam strasznego skurczu jelit i musiałam pobiec do łazienki (dzięki Bogu mamy tam już drzwi). Osłabiło mnie to trochę, ale dokończyliśmy skręcanie szafki, kolega zrobił swoje i pojechaliśmy do domu, gdzie znowu musiałam biec do toalety i chyba się trochę odwodniłam, bo czułam się bardzo słaba i musiałam się położyć, a jednocześnie nie mogłam zasnąć, tylko pół nocy przewracałam się z boku na bok. Rano obudziłam się słaba i z mdłościami, a tu telefon od chłopaka, czy jedziemy do znajomych pomagać im w malowaniu mieszkania (oni malują sami). Rzecz jasna musiałam zrezygnować, więc siedzę dzisiaj cały dzień w domu, czuję się już lepiej, ale nadal nie zupełnie normalnie. Mam nadzieję, że jutro już będzie ok, w końcu muszę pojawić się w pracy... I jeszcze okres mi się zaczął, co również nie poprawia mojego samopoczucia. No ale zobaczymy, najwyżej pojadę taksówką, jeśli nie będę w stanie pójść na autobus.
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Hej dziewczyny! Agata gratuluję jak zawsze, tyle różnych aktywności, swobodne poruszanie się po mieście, zakupy, szalejesz :) A z wolontariatem to uważam świetny pomysł, na pewno doskonale byś się w tym realizowała. Masz już coś na oku? Jaki wolontariat najbardziej by Cię interesował? Kasiulka bardzo gratuluję przełamania się i wizyty u teściowej, dla kogoś kto tak boi się szpitali to musiało być wyzwanie, a Ty mimo lęku nie uciekłaś :) Madziu ogromnie się cieszę, że u Ciebie tak pozytywnie, oby to trwało jak najdłużej. Julka też nie siedzi w domu, tylko ją po całym mieście nosi :) Dołączam się do pytania, jak się przemieszczasz po mieście? Asiu i jak zakupy? Znalazłaś coś fajnego? U mnie dzisiaj baardzo intensywnie. Ranek miałam koszmarny - totalna porażka, mimo że wczoraj chłopak zaoferował, że podrzuci mnie autem do pracy, żeby było mi raźniej, to ja nie byłam w stanie do niej pójść. Obudziłam się o 5 rano, kołatanie serca miałam takie, że myślałam że umieram, a co gorsza czas mijał, a ono tylko się rozkręcało, aż miałam wrażenie, że tracę przytomność. Do tego doszły wymioty, biegunka taka, że chyba z 3 kilo schudłam i ogólne roztrzęsienie. Krotko mówiąc, stary przyjaciel lęk powrócił z pełną mocą. Próbowałam zastosować jakiś znany sposób, ale nic nie pomagało, więc zrezygnowana i dość zrozpaczona zadzwoniłam do chłopaka że zmiana planów i nie jedziemy do pracy, tylko do lekarza po zwolnienie jeszcze na dzisiaj. Tak zrobiliśmy, i w sumie u lekarza spędziliśmy ponad 2 godziny, bo babka wysłała mnie jeszcze na EKG, którego myślałam, że nie doczekam, tak mi było słabo i zjeżdżałam z krzesła prawie w poczekalni. Lekarka kazała mi zażywać ten Afobam który mam (ona stwierdziła, że temperatura mu nie zaszkodziła, farmaceutka w aptece którą dopytałam dla pewności potwierdziła, że mogę śmiało brać) plus dała jeszcze coś na żołądek, wypisała zwolnienie na dzisiaj i kazała się relaksować plus ewentualnie odwiedzić psychiatrę, no i chłopak zawiózł mnie do domu. Byłam tak załamana tą cała sytuacją, że ciągle czułam się fatalnie, blada jak trup, z problemami żołądkowymi i rozedrganym serduchem, i generalnie już byłam przygotowana na dzień w łóżku z rykiem, ale chłopak zaproponował, że zawiezie mnie do tego psychologa po południu, że zrezygnuje z tej swojej dodatkowej pracy i tam ze mną pójdzie, i tak zrobiliśmy. I wiecie, ja jak schodziłam na dół z domu rano do tego lekarza to każdy krok to było piekło, połowy drogi nie pamiętam, ale jak szlam po południu do psychologa to czułam się o niebo lepiej. Sama wizyta - cóż, muszę powiedzieć, że jestem z niej dość zadowolona, mam wrażenie, że przez tę godzinę bardzo dużo zrobiliśmy, o wielu wątkach powiedziałam, usłyszałam kilka celnych uwag i dostałam zadania domowe: zrobić listę rzeczy, które uważam, że *powinnam* - w każdej sferze życia, założyć notesik, w którym mam zapisywać myśli, które pojawiają się przy ataku paniki albo tuż przed nim (jeśli jestem w stanie stwierdzić, że nadchodzi), a dodatkowo przy każdej niepokojącej myśli, jeśli umysł podsuwa mi jakieś wizje typu *zemdlejesz w łazience* zadawać sobie pytanie: *No i?*. Uznał też, że paradoksalnie moja nerwica i lęki powstają wtedy, kiedy nie mam poczucia kontroli nad sytuacją, a co za tym idzie - mogą się rodzić z braku poczucia bezpieczeństwa. Za ważny wątek uznał też to, że tak bardzo boję się lekarzy, pobrania krwi itd. - bo to może nakręcać moje lęki, np. ten dotyczący zasłabnięcia w miejscu publicznym - bo wtedy przecież przyjeżdża karetka. Także jak widzicie zrobiliśmy sporo, kolejne spotkanie w środę. Po tej wizycie czułam się na tyle dobrze, że pojechaliśmy jeszcze z chłopakiem do Black Red White oglądać meble, i powiem Wam, że mimo że sklep jest wielki i dość mało logicznie zaplanowany (różne zaułki, z niewielu miejsc widać wejście, łatwo się zgubić), a my nigdy tam wcześniej nie byliśmy, to bez problemu obeszliśmy cały i nawet wstępnie wybraliśmy łóżko do mieszkania. A teraz po intensywnym dniu czas na odpoczynek. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Aha, jeszcze o jedno chciałam dopytać: ciągle mam praktycznie nienaruszone opakowanie tego Afobamu, który kiedyś dostałam od lekarki. Chciałabym wspomóc się nim np. jutro jak będę szła do psychologa, tylko że ja go nosiłam cały czas w torebce, parę miesięcy w sumie, i czasami był wystawiony na upał (pamiętacie te niedawne 35 stopni?) - co prawda promienie słoneczne go nie tknęły, bo zawsze był na dnie wielkiej torby, i w dodatku nie tylko w plastikowym blistrze, ale i w teksturowym opakowaniu, ale zastanawiam się czy ta temperatura mogła jakoś wpłynąć na jego działanie? Nie chcę sobie dodatkowo zaszkodzić - myślicie, że tabletki będą jeszcze ok czy nadają się już tylko do wyrzucenia?
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kasiulka poszukaj koniecznie innego psychologa, tak jak napisała jedna z dziewczyn - to musi być osoba, której zaufasz. Same leki niestety sprawy nie załatwią, ale czasami trudno się bez nich obyć. Doskonale wiem o czym mówisz z tym chudnięciem, ja z natury jestem szczupła, ale przez chorobę zdarzało mi się jeszcze dodatkowo tracić na wadze i to aż do takiego osłabienia, że nie byłam w stanie chodzić :/ Gratuluję, że udało Ci się nad tym zapanować. Agata i Julka Wy to jesteście tak aktywne, że trudno za Wami nadążyć, tyle zajęć, a mimo to (a może właśnie dzięki temu) czujecie się świetnie - gratulacje. Michalinko z twojego posta bije taka radość i pewność siebie, że wyjazd na pewno się uda :) Zazdroszczę :) Co do moich problemów, wiem, że teoretycznie powinnam być dla siebie najważniejsza, ale wychowano mnie w inny sposób, najważniejsza jest praca i faktycznie tak jest w moim życiu - rodzina dla mnie nie istnieje, żyjemy obok siebie jak obcy ludzie, tak więc jak siedzę tu z nimi chora to nawet nie mam do kogo się odezwać, chłopak jest dla mnie ważny, wiadomo, ale gdybym była zdrowa i potrafiła znów sama sobie z wszystkim radzić, to pewnie utrata pracy zabolałaby mnie bardziej niż jego utrata - wiem że to brzmi okrutnie, ale tak jest. Wy dodatkowo koncentrujecie się na dzieciach, ja ich nie planuję, bo po prostu ich nie lubię i nie widzę siebie w roli matki - jak widzicie, zostaje mi *tylko* robienie kariery. Zgadzam się, że przykre jest to, że choroby psychiczne są traktowane mniej poważnie niż te fizyczne, ale tak jest i już widzę minę mojego szefa i koleżanek, kiedy mówię im, że mam agorafobię i nerwicę lękową i np. nie pojadę z tego powodu do Warszawy na konferencję, którą organizujemy, nie mówiąc już o moich bardziej przyziemnych, ale częstszych lękach, typu obawa że zasłabnę w toalecie - nie poproszę koleżanki, żeby poszła do niej ze mną. Jutro wybieram się do pracy i do tego psychologa (jak dam radę, bo ciągle jestem słaba), zobaczymy jak to będzie. Wiecie, u mnie w domu zawsze był etos pracy bardzo silny - moja mama dostała ataku korzonków i ledwo żyła z bólu, a mimo to uparła się pójść z tym do pracy, ojciec kiedyś prawie dostał zawału w pracy, źle się czuł od paru dni, ale nie uznał tego za powód żeby wziąć zwolnienie i zostać w domu - ostatecznie z pracy zabrało go pogotowie, ale jak tylko wrócił ze szpitala do domu to następnego dnia wrócił do pracy. Dla nich to, że kiepsko się czuję czy mdleję to jest histeria i wymówki i słyszę wygłaszane mimochodem w kuchni czy wieczorem w dużym pokoju (mój pokój jest z nim przez ścianę) teksty typu *Ania pewnie długo nie popracuje, mogłaby się bardziej postarać, a nie tak wariować*. A co do Twojego pytania Julka, co się stanie jak kupię krzesło za tydzień - biorąc pod uwagę, że na większość mebli czekamy 2-4 tygodni, to dość sporo przesunie się przeprowadzka, a ja nie chcę tam wylądować w listopadzie czy grudniu, kiedy pogoda jest ohydna i dni króciutkie - bo to szara, dość brzydka okolica, dość przygnębiająca, a obecnie mieszkam z widokiem na las - boję się, że to dodatkowo pogorszy mój stan. No ale mniejsza z tym, pewnie każdy ma swoje priorytety i trudno o nich dyskutować - dla Was najważniejsze będą dzieci i rodzina, dla mnie możliwość samodzielnego utrzymania się i rozwijania w pracy - żadna z tych rzeczy nie jest lepsza ani gorsza, to tylko kwestia czyjejś osobistej sytuacji i przekonań. Dzisiaj po południu może spróbuję z chłopakiem pojechać do tego nowego mieszkania skręcić ostatnią szafkę, to będzie takie małe przygotowanie przed jutrzejszym powrotem do pracy - zawsze będzie mi łatwiej wyjść z domu. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Madziu super, że u Ciebie tak dobrze, i że nawet tramwaje nie stanowią problemu, oby to trwało jak najdłużej :) Michalinko widzę że gościom się u Ciebie spodobało :) Ale to musi być bardzo sympatyczne mieć u siebie taką gromadkę, nawet trochę zazdroszczę :) Kasiu przykro mi, że tak długo już się męczysz z choróbskiem, a czy leczysz się teraz też? A z tą słabością związaną z wszystkim ,co dotyczy służby zdrowia mam dokładnie tak samo, wystarczy że przechodzę koło szpitala czy przychodni albo poczuję ten charakterystyczny zapach *lekarza* i już mi słabo, ale ja to mam od dziecka akurat i to niestety bardzo utrudnia życie, pobranie krwi to u mnie cała operacja logistyczna. Asiu widzę że Ty też idziesz jak burza, szkoła córki, kolejka u lekarza, spacer, zaczęłaś pracę - oby tak dalej! U mnie od wczoraj niestety niewiele się zmieniło, jest tak dziwnie, bo spałam ponad 12 godzin, i jak wstałam to czułam się dość dobrze, tylko byłam bardzo słaba, ale to zrozumiałe, bo wczoraj przez cały dzień zjadłam dwie bułki, banana i troszkę gotowanych ziemniaków, więc myślałam że to z głodu. Wykąpałam się i zjadłam lekkie śniadanie, i teraz znów jest mi bardzo niedobrze, na tyle, że aż słabo. Leżę więc w łóżku i słucham muzyki, i niestety jak to przy takiej wymuszonej bezczynności, dużo złych myśli mam w głowie. Wiem, że trzeba sobie pozwalać na gorsze stany i starać się nie poświęcać im nadmiernej uwagi, ale wiecie, co innego, jak można sobie pozwolić na zostanie w domu i odpuścić wyjście gdzieś, a co innego, jak się ma pracę, do której trzeba dojechać i wytrzymać 8 godzin, i cały czas być w formie - ja we wtorek mam konferencję, którą organizuję na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, na którą muszę pojechać i nadzorować, czy wszystko ok, dodatkowo prawie codziennie mam jakieś spotkania, czasami w firmie, czasami poza nią, do tego dochodzą narady z szefostwem - i to nie są jakieś dodatkowe obowiązku, z których mogę się wykręcić, tylko na tym ta praca polega. Ponadto ja niestety (tzn pod względem choroby, bo tak ogólnie to duża zaleta) często nie do końca wiem, co danego dnia będę robić, w każdej chwili może coś wyskoczyć, więc muszę być w pełnej gotowości. Wiecie, zawsze byłam najlepsza w zespole, kiedy nie ma szefowej to ją zastępuję, mam sporo na głowie i nie mogę teraz nagle zacząć niedomagać - to też kwestia pieniędzy. Nawet ten psycholog to dla mnie teraz duże wyrzeczenie, bo wydam na niego w miesiącu mniej więcej tyle, co na jedzenie - a mamy tyle wydatków, że to aż głupio. Na NFZ musiałabym dostać skierowanie, a poza tym dzwoniłam wczoraj w parę miejsc i czeka się około dwóch miesięcy, plus potem wizyty średnio raz w miesiącu. Chłopaka nie mogę zabrać ze sobą na wizytę, jak już kiedyś pisałam - on uważa, że psychologia to mniej więcej to samo co szamanizm i że wygadać mogę się za darmo koleżance, zresztą jakby się dowiedział ile kosztują te wizyty to pewnie by się do mnie nie odezwał więcej, że wydaję tyle kiedy się urządzamy. Dodatkowo, w sobotę muszę rano pojechać sama do tego nowego mieszkania, bo mają nam przywieźć stół i krzesła, chłopakowi wypadła w tym czasie dodatkowa praca, z której nie bardzo może zrezygnować, więc od 10 do 15 będę musiała tam siedzieć sama w pełnej gotowości, a jak już przywiozą meble - sprawdzić czy wszystko ok i nadzorować skręcanie ich przez tych specjalistów. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym wszystkim poradzić - jedyne, na co mam siłę, to leżenie i patrzenie w sufit, bo nawet czytanie książek odpada, tak mi niedobrze. Nie mam pojęcia, co zrobić, żeby ten koszmar się wreszcie skończył.
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dziewczyny macie pewnie rację z tym psychologiem, zapisałam się do dwóch - do jednego w piątek, ale to trochę wyzwanie, bo jest 15 minut pieszo od mojej pracy i nie bardzo mam czym podjechać, muszę iść - ponoć jest świetny, i specjalizuje się w nerwicach i lękach, ale niestety drogi i nie wiem, czy dam radę się tam doczłapać. Jakbym nie dała, to na przyszły wtorek jestem zapisana do kobietki dość blisko mojego domu, a konkretnie w połowie drogi między moim domem a domem chłopaka. Mogę tam pójść pieszo albo podjechać autobusem (przystanek mam pod domem). Póki co jednak nie jest wesoło. Wczoraj nie czułam się szałowo, ale w pracy dałam radę i potem pojechałam jeszcze do chłopaka, za to dzisiaj jest źle. Rano niby czułam się ok, ale w pracy gdzieś tak po godzinie zasłabłam (nie zemdlałam, ale właśnie zasłabłam) i zaczęłam mieć problemy z żołądkiem - było mi bardzo niedobrze, trzęsłam się, skurcze w jelitach itd. Poprosiłam koleżankę, żeby mnie wypuściła wcześniej i pojechałam prosto do lekarza (musiałam wziąć taksówkę, bo nie doszłabym na pętlę), tam w poczekalni znów zasłabłam, także musiałam zadzwonić po ojca żeby mnie zgarnął do domu, bo bałam się nawet na taksówkę czekać. Lekarka dała mi coś na żołądek, kazała pić dużo płynów i leżec,zauważyła, że jestem strasznie spięta, ale nic mi na to nie zapisywała, kazała mi się tylko relaksować, mam zwolnienie do czwartku włącznie, ale wiecie, ja doskonale wiem, że to stres. Powtarza się koszmar z samych początków choroby, jak na złość, bo dzisiaj po pracy miałam jechać z chłopakiem skręcać meble. Znów się na mnie wścieknie... Wiem że nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, ale mam - bo psuję wszystkim szyki. Jutro miałam mieć ważne spotkanie w pracy, ponadto przyuczam nową koleżankę, która beze mnie niewiele póki co umie zrobić, dodatkowo popsuję plany chłopakowi i jego rodzicom i sama sobie, bo teraz przez 3 dni nie wyjdę z domu. To jest jakieś potworne błędne koło, naprawdę zaczynam myśleć, że lepiej by było zrezygnować z pracy i rozstać się z chłopakiem, bo tylko wszystkich zawodzę... Nienawidzę swojego życia w jego obecnym kształcie, po prostu nienawidzę. Jeszcze chwila i pewnie stracę pracę przez takie akcje jak ta dzisiejsza, a wtedy z przeprowadzki nici, a więc i pewnie z całego mojego związku, bo po tylu latach to już wóz albo przewóz. Przepraszam że dzisiaj tak tylko o sobie, ale jestem naprawdę sfrustrowana. I ta koszmarna słabość...
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Michalinko super, że urlop się udał i lęki Ci go nie popsuły, ogromnie się z tego cieszę :) Czekam na bardziej szczegółową relację :) Agata współczuję takiej ilości ludzi na obiedzie, to prawdziwe wyzwanie - zarówno kulinarne, jak i towarzyskie. Jak poszło? A co do zmian związanych z pracą męża i być może Twoją - jestem przekonana, że sobie z nimi poradzisz, jak zresztą z wszystkim :) Mąż pewnie się cieszy, że kończy się ten okres bezczynności? Ja wczoraj cały dzień spędziłam w domu, większość czasu pracowałam, dopiero wieczorem pozwoliłam sobie na więcej relaksu, ale humor miałam paskudny, bo raz, że ciągle kiepsko się czuję, znów jest tak samo źle jak na samym początku choroby, a dwa że chłopak niby miał rozmowę z rodzicami, żeby się aż tak nie wtrącali, a co robił wczoraj? Pomagał ojcu w nowym mieszkaniu kłaść boazerię w kuchni i słuchał, jakie jeszcze ojciec ma pomysły. Powiem Wam, że mam tego wszystkiego tak dosyć, że łzy mi się same cisną do oczu, nie chcę widywać rodziców chłopaka ani jego samego też nie, skoro nie umie im się postawić. Wczoraj na zmianę płakałam i pracowałam, dzisiaj mieliśmy spędzić trochę czasu razem, i nie rozmawiać o remoncie i co? Telefon od chłopaka koło południa z informacją, że trzeba wybrać listwy przypodłogowe, ojciec przyniósł katalog, więc mamy do niego podjechać do tego nowego mieszkania i wybrać jakiś kolor. Ręce mi opadły i znów mi łzy poszły, już przestaję kompletnie panować nad emocjami. Pojechaliśmy, po drodze mieliśmy wstąpić do Castoramy, ale ja po 30 sekundach w tym sklepie wiedziałam, że nie dam rady i musiałam wyjść, czekałam na chłopaka w samochodzie. Potem w tym nowym mieszkaniu wybraliśmy listwy, zrobiliśmy parę pomiarów i pojechaliśmy do Media Marktu oglądać pralki. Tam czułam się o dziwo dużo lepiej niż w Castoramie, ale jak tylko chłopak znikał z mojego zasięgu wzroku czułam się koszmarnie, derealizacja, kołatanie serca, miękkie nogi... No ale obejrzeliśmy, potem pojechaliśmy do jeszcze jednego sklepu i do domu. Naprawdę czuję, że przez to wszystko cofam się do początku choroby, znowu zaczynam mieć lęk przed samym wyjściem z domu, mam lęki nawet w mieszkaniu, cały czas czuję się źle, kompletnie nic nie sprawia mi przyjemności, ciągle tylko płaczę albo śpię... Na samą myśl o pójściu jutro do pracy czuję się jeszcze gorzej, do tego moje poczucie własnej wartości leci na łeb na szyję, bo skoro facet woli słuchać rodziców zamiast mnie przy urządzaniu mieszkania, to naprawdę muszę być beznadziejna. Nigdy nie sądziłam, że będzie tak fatalnie... Validol codziennie jest w użyciu (a od dobrych 3 miesięcy nie brałam), Neospasmina też, ponadto wypijam po dwie-trzy melisy dziennie, ale mam wrażenie, że to nic nie daje, nie mogę normalnie funkcjonować. Naprawdę jest kiepsko :/
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Marta miło znowu czytać Twojego posta :) Super, że wychodzisz z domu, zapisanie się do szkoły to także ważny krok - gratuluję :) A czy leki poza skutkami ubocznymi pomogły chociaż trochę? Julka Ty już jesteś na takim etapie, że nic nie jest w stanie Cię zatrzymać, podziwiam i zazdroszczę :) Asiu fantastyczne jest to, co piszesz - że zaczynasz panować nad sobą na tyle, że nawet złe myśli czy gorsza chwila nie psują Ci całego dnia. Mi to nie zawsze wychodzi, tak więc tym bardziej gratuluję. U mnie wczoraj dość aktywnie, mimo nadal kiepskiego samopoczucia. Już w autobusie do pracy zrobiło mi się słabo, oczywiście zaraz wizje typu zatrzymanie pojazdu, telefon po karetkę itd., ale ponieważ siedziałam, powiedziałam sobie, że i tak nie upadnę na ziemię, a jakbym nawet zemdlała to ktoś powie kierowcy co się stało i odpowiednio zareaguje, i jakoś dojechałam. W pracy na przemian lepsze i gorsze chwile, spotkanie z koleżanką z innego działu dłużyło mi się okropnie, mimo że trwało ledwie 20 minut, ale nie mogłam się skupić, kręciło mi się w głowie i ogólnie było ciężko. Na szczęście ona nic nie zauważyła, omówiłyśmy co miałyśmy omówić. Potem wpadła szefowa, która jest na urlopie macierzyńskim ze swoją małą córeczką, to był miły przerywnik, chociaż jak pół firmy zleciało się do naszego pokoju zobaczyć małą, to musiałam sobie usiąść za swoim biurkiem, bo na środku pokoju nie czułam się pewnie. Na koniec znów szkolenie, tym razem dla mniejszej grupki i krótsze, i to już minęło mi bez problemu. Po pracy przyjechał po mnie chłopak i pojechaliśmy do sklepu meblowego zamówić szafki i regały do dużego pokoju, i w sklepie czułam się ok. Dzień zakończyliśmy u niego w domu, ale niezbyt miło - znów się pokłóciliśmy o to wtrącanie się jego rodziców (ojciec znów zaplanował nam weekend, ale ja powiedziałam, że mam inne zajęcia i nie będę w tym uczestniczyć). Dzisiaj chłopak z ojcem jest u stolarza i omawia montaż drzwi (mamy problem, bo okazało się, że nowe drzwi z Praktikera i innych takich sklepów nie będą pasowały do framug które są w tym mieszkaniu), a ja wzięłam trochę pracy do domu i właśnie do tego zasiadam.
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Asiu gratuluję jazdy autobusem, tym bardziej jeśli dawno tego nie robiłaś :0 Super, że korzystasz z ostatnich dni wakacji, pogoda dopisuje, więc trzeba spacerować póki nie ma jesiennych chłodów i deszczu. Julka bardzo sympatyczne pożegnanie zorganizowały Ci koleżanki :) Też uważam, że ta praca dała Ci mnóstwo dodatkowej energii i wiary w siebie i swoje siły, widać jak to procentuje :) Ale z tego co pamiętam to Ty będziesz tam jeszcze przychodzić, tylko rzadziej, prawda? Wolne jak najbardziej Ci się należy :) Agata pewnie chwilami ciężko jest żyć w takim miksie kulturowym, ale myślę, że taka sytuacja ma też swoje uroki. Z czasem na pewno będzie Ci łatwiej, a jeśli poza jakimiś tam krzywymi spojrzeniami czy komentarzami nie narażasz się na bardziej przykre konsekwencje, typu jakieś wykluczenie ze społeczności czy zrywanie kontaktów, to tym bardziej sobie poradzicie, tylko konsekwencja i tak jak piszesz - stawianie jasnych granic. Wiadomo, w wielu sytuacjach nie warto się buntować, bo gra nie jest warta świeczki, ale w fundamentalnych kwestiach, typu rola żony/męża, wychowanie dzieci trzeba stawiać na swoim. Jestem pewna, że Wam się uda. Co do kawy, to ja nie piłam jej w ogóle od kwietnia, mimo że przed chorobą byłam wielką miłośniczką tego napoju, piłam dwie-trzy filiżanki dziennie, i to bez mleka i cukru, czarną - brakuje mi jej teraz bardzo, ale wiem że mi szkodzi. Na co dzień nie piję nawet czarnej herbaty, tylko melisę, herbatki owocowe i wodę, ewentualnie jakieś soki. Rooibosa też zdarza mi się popijać, ale nie codziennie, bo jest dla mnie trochę za słodki jak na herbatę. Wczoraj się skusiłam, skoro już dostałam, no i miałam nauczkę. Dzisiaj od rana dalej kiepsko się czułam, a najgorzej, że zaraz jak przyszłam do pracy miałam prowadzić szkolenie dla nowych pracowników, 10 osób, niewielka sala, ja zdenerwowana... Nie było fajnie, początek był okropny - głos mi się załamał, miałam problem z oddechem, zaczerwieniłam się cała i czułam, że jest mi niedobrze, a tu wiecie, wszyscy patrzą ze zdziwieniem. Zastanawiałam się nawet, czy nie powiedzieć, że muszę na chwilę wyjść i nie przerwać szkolenia, ale potem uznałam, że nawet jakbym miała paść tam na ziemię, to jestem w pracy, wśród życzliwych ludzi i ktoś na pewno mi pomoże, a poza tym że to ja prowadzę to spotkanie i ode mnie zależą przerwy, więc nie ma się czym stresować, bo to ja mam kontrolę nad sytuacją. Pomogło i dokończyłam z większym luzem, choć nadal nerwy mocno mnie męczyły. Jakoś jednak dociągnęłam do końca dnia pracy i w drodze do domu zrobiło mi się lepiej. Późnym popołudniem poszliśmy jeszcze z chłopakiem na spacer, też byłam lekko spięta, ale przewietrzenie głowy dobrze mi zrobiło, teraz czuję się spokojniejsza. Mam nadzieję, że jutro już będzie zupełnie ok, w końcu ile mogę odczuwać skutki jednej głupiej kawy... Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Agata z tymi obyczajami to w Polsce też troszkę tak jest, tyle ze wśród starszych ludzi, oni też mają swoje przyzwyczajenia i jak się ich ktoś młodszy nie trzyma to też krzywo patrzą. Ale jeśli faktycznie aż takie silne są te konwenanse w Turcji, to współczuję, ja bym się nie nadawała do mieszkania tam na stałe - jestem trochę zbyt mało pokorna wobec takich rzeczy, nie uznaję ich, jeśli mi nie pasują i na pewno nie przyjmowałabym spokojnie jakichś krzywych spojrzeń czy złośliwych komentarzy. Ale Ty jako kobieta zamężna masz chyba trochę większą swobodę niż dziewczyna mieszkająca z rodzicami, możesz wszystko robić sama? Te konwenanse dotyczą w takim samym stopniu obcokrajowców? Co się dzieje kiedy ktoś się nie podporządkowuje? Są jakieś konsekwencje poza krzywymi spojrzeniami? A te małe szklaneczki zawsze mi się podobały, nawet kupiłam takie w Stambule, choć mało używałam póki co, ale też akurat z tym o czym piszesz (ciągłe dolewanie i sprawdzanie, czy szklanki nie są puste) się nie spotkałam, może na szczęście, bo pewnie jakoś źle bym się zachowała. Cieszę się, że po odstawieniu leku jest Ci lepiej, może to faktycznie były skutki uboczne :) Julka to rzeczywiście nie miałaś lekko, ale już niedługo będzie Ci lżej :) Naprawdę podziwiam Twoją energię, to niesamowite, ile potrafisz zrobić, nawet nie w kontekście choroby, ale tak w ogóle. Musisz być perfekcyjnie zorganizowana. Asiu bardzo dobrze, że zaplanowałaś zakupy wcześniej, w weekend pewnie będzie totalny amok. Co do mojego *teścia*, to od tej feralnej niedzieli go nie widziałam, dzisiaj byli z chłopakiem zakładać linoleum w mieszkaniu (w czasie jak ja byłam w pracy), malarz też już prawie skończył, więc pewnie w weekend gruntowne sprzątanie. Oczywiście *teść* zagląda do tego mieszkania prawie codziennie i coś tam dłubie, ale mi już chyba szkoda nerwów... Choć przykro, że nie mogę w pełni zdecydować jak będzie wyglądała moja szafa czy kuchnia. No ale nic, może kiedyś dorobię się czegoś swojego, gdzie nikt nie będzie mógł mi nic powiedzieć. W pracy było ok, tylko zrobiłam jeden błąd: z samego rana, o 8:30 miałam spotkanie i moja rozmówczyni ugościła mnie kawą, zanim zdążyłam zaprotestować. Ostatnio czułam się lepiej, więc uznałam, że kubek kawy, i to zwykłej rozpuszczalnej, nie z ekspresu nie zrobi mi krzywdy, ale chyba się pomyliłam, bo co prawda zaraz po wypiciu nie działo się nic złego, ale tak koło 11:00 zaczął się niepokój, walenie serducha, fale gorąca itd. Myślałam, że dwie - trzy godzinki i przejdzie, ale nie, do teraz mnie trzymają te objawy, mimo dwóch kubków melisy i ssania Validolu. Mimo to po pracy poszłam do fryzjera i wytrzymałam 2 godziny farbowania i strzyżenia, i nawet było sympatycznie, pogadałam z fryzjerką itd., tylko powrót do domu potem był mało przyjemny przez te objawy. No ale nic poza próbami ignorowania tego stanu nie mogę zrobić, mam nadzieję że jutro będzie lepiej. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Madziu masz super nastawienie, cieszę się, że wszystko u Ciebie do przodu. Julka jak zwykle aktywna, tyle miejsc odwiedzonych i wszystko bez problemu :) Ja też nie umiem pływać i podziwiam Twoje opanowanie na środku jeziora, męża bym chyba udusiła za takie zachowanie, a Ty mimo wszystko nie dostałaś ataku paniki tylko zwyczajnie się bałaś - brawo! Michalinka no to miłego wyjazdu, na pewno będzie super i odpoczniesz. I siostra też skorzystała :) Agata co u Ciebie? Bogusiu Ty też się odezwij koniecznie, dawno Cię nie było u nas. Asiu co słychać? Ja wczoraj i dzisiaj w pracy, czuję się dość spokojnie, mimo że mam dużo do zrobienia i w dużym tempie. Wczoraj po pracy byłam u chłopaka, dzisiaj zajrzę do Rossmanna, muszę uzupełnić zapasy kosmetyków. Przed chwilą natomiast wróciłam ze spotkania z kontrahentem, byłam sama, w nieznanym miejscu, ale w niczym mi to nie przeszkodziło, załatwiłam wszystko sprawnie :)
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Asiu no właśnie teoretycznie wspólne zatrucie nie bardzo wchodziłoby w grę, bo źle się wszyscy czuliśmy w piątek, a ja ostatni raz u chłopaka w domu byłam we wtorek, ale może faktycznie jakiś wirus. Faktycznie, taka czujność o jakiej mówisz nie jest fajna, ale też nie uprzykrza życia tak jak np. lęki. Myślę, że z czasem nawet takie odruchy znikną i będziemy funkcjonować zupełnie normalnie. Dobrze, że jesteś aktywna :) Michalinka z wzięciem siostry to dobry pomysł, może dzięki temu będziecie mieli jakiś wieczór całkowicie dla siebie :) Super, że nie zaprzątają Cię myśli o wyjeździe i nie nastawiasz się negatywnie, to bardzo ważne. Ja wczoraj po południu czułam się lepiej, więc żeby wykorzystać czas podjechaliśmy z chłopakiem do dwóch dużych sklepów meblowych, w zupełnie różnych częściach miasta i mimo że w żadnym z nich wcześniej nie byłam, w obu czułam się swobodnie, chodziliśmy po całej powierzchni, byliśmy na piętrze, i nawet nie rozglądałam się, gdzie jest wyjście, mimo że nie znałam jego lokalizacji. Czułam się tylko trochę osłabiona, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Dodatkowo, kupiliśmy stół i krzesła do dużego pokoju oraz wybraliśmy praktycznie wszystkie meble do mieszkania (poza łóżkiem), teraz tylko w tygodniu zamówimy je :) Potem pojechaliśmy jeszcze do chłopaka, bo jego ojciec miał urodziny, więc zjedliśmy po symbolicznym kawałku tortu razem i tak minął dzień. Dzisiaj z kolei od rana dość silne nerwy: malarz skończył malować jeden z pokoi i ojciec chłopaka zarządził (nie pytając nas o inne plany ani nic) że dzisiaj rano pojedziemy tam trochę ogarnąć mieszkanie z pyłu i wynieść śmieci, umyć podłogę itd. Mało tego, on zadecydował, że pojedziemy z samego rana, jakby to komukolwiek robiło różnicę. Ja zaprotestowałam, bo zwyczajnie chcę się wyspać i odpocząć, poza tym co za różnica, czy będziemy sprzątać o 9 czy o 12? Na co oczywiście padły odpowiednio złośliwe komentarze i stwierdzenie, że w takim razie on pojedzie sam, jak my jesteśmy tacy leniwi i musimy sobie pospać. Ostatecznie pojechaliśmy, ale później i ojciec już tam od dwóch godzin siedział i z obrażoną miną szorował okna (w pokoju, który jeszcze nie był malowany! Dlaczego? *Bo później będzie mniej sprzątania*). Na nasze prośby, żeby pojechał do domu, a my zrobimy resztę, zaprotestował i tylko nami komenderował - co mam robić ja, co mój chłopak. Oczywiście doszło do kłótni, bo ja nie pozwolę sobą tak dowodzić, zwłaszcza kiedy to jednak my mamy tam mieszkać, no i ojciec chłopaka się obraził. Cała sytuacja skończyła się wielkim kwasem i tekstami o tym, jacy jesteśmy niewdzięczni, tak więc jak się domyślacie, nerwy miałam na dość wysokim poziomie i kiepsko się czułam, robiło mi się słabo i chciałam iść do domu. W końcu trochę ogarnęliśmy w tym mieszkaniu, ojciec został tam *bo on ma jeszcze dużo do roboty*, a my pojechaliśmy na chwilę do Castoramy i potem do jeszcze jednego sklepu z meblami (oba miejsca bez lęków, tylko słabo mi było) , no i wreszcie wróciłam do domu. Ech, naprawdę powiem Wam, że oszaleć można... Trzeba było coś wynająć, a to mieszkanie sprzedać - na wynajmowanym tak samo nie mielibyśmy nic do powiedzenia, ale przynajmniej *teść* by się nie wtrącał.
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dzięki dziewczyny za słowa wsparcia, na Was zawsze można liczyć :* Agata to może faktycznie ten lek tak na Ciebie działa? Porozmawiaj z lekarzem, często takie różne medykamenty wpływają na nas bardziej niż nam się wydaje. Doskonale rozumiem, co czujesz - moje dobre okresy nie trwały nawet w przybliżeniu tyle co Twój, ale wiem jak się czuję teraz, kiedy po dłuższym okresie dobrego samopoczucia, a nawet chwilami zupełnie normalnego funkcjonowania tak mi się pogorszyło. Ale Ty jesteś tak silna i znasz tyle sposobow na radzenie sobie z lękiem, że nerwica już nie jest w stanie zrobić Ci krzywdy - pokonasz ją. Trzymam mocno kciuki! Julka fanie, że zrobiłaś sobie takie leniwy dzień, na pewno dobrze Ci to zrobiło :) A z tym oglądaniem mebli w necie to naturalnie to robimy, poza tym jesteśmy oboje ludźmi szybkich decyzji - jak nam się cos spodoba, pasuje wymiarami i ma rozsądną cenę, to kupujemy, więc to nawet nie chodzi o to, że zakupy są jakieś długie czy bardzo męczące, po prostu ja nie jestem w formie i kompletnie nie mam ochoty się tym zajmować. Madziu bardzo bardzo się cieszę, że u Ciebie jest tak dobrze, to jednak prawda, że nasza choroba przebiega falami - jest kiepsko, po czym pojawia się dobre samopoczucie, tak że nawet zapominamy o lękach. Oby ten dobry czas trwał u Ciebie jak najdłużej. Odpowiadając na Twoje pytanie, to zamieszkamy w nowym mieszkaniu pod koniec września albo na początku października. Ja wczoraj niestety miałam bardzo zły dzień, pod sam koniec dnia pracy dostałam jakiegoś takiego dziwnego ataku, nie wiem czy to była panika czy coś innego, ale to było straszne - zrobiło mi się bardzo słabo, ugięły mi się nogi, zakręciło w głowie i potwornie waliło mi serce, tak że czułam je aż w gardle, przez co nie mogłam oddychać. Rozbolało mnie też w klatce piersiowej, przez chwilę byłam pewna, że mam zawał i chciałam prosić koleżanki, żeby zadzwoniły po pogotowie. Potem do głosu doszedł rozsądek i uznałam, że to pewnie panika i nie ma sensu wołać pogotowia, ale zadzwoniłam do chłopaka żeby podjechał po mnie tam gdzie mnie wysadzi koleżanka i powiem wam, że jak miałam wyjść z pokoju i pójść z koleżanką do samochodu to miałam moment, w którym byłam pewna, że to koniec i że nie wstanę z krzesła, już prawie nic nie widziałam przed sobą, świat mi wirował... Chłopak zawiózł mnie do domu i resztę dnia przeleżałam, cały czas byłam taka słaba i było mi strasznie niedobrze, i tak minął piątek. Dzisiaj jest lepiej, choć nadal jestem osłabiona, więc zobaczę, czy gdzieś pojedziemy. Coś chyba wisi w powietrzu bo mama chłopaka też wczoraj bardzo źle się czuła, pól nocy nie spała, bo męczyły ją mdłości, mój chłopak też ma problemy z apetytem i czuje się jak po grypie żołądkowej, tylko bez żadnych jej objawów. Że też zawsze coś takiego musi mi się przydarzyć na weekend...
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Agata jestem przekonana, że już wkrótce poczujesz się lepiej, daj sobie czas na dostosowanie się do nowych realiów życia. Wrócicie do miasta, będziesz dalej realizować kurs, może zaczniesz tę pracę o której pisałaś - tęsknota za tym, co znane, za rodziną, ulubionymi miejscami jest normalna i dotyka każdego przy dłuższym wyjeździe, trzeba sobie na to pozwolić. A jak się dzisiaj czujesz? Julka to faktycznie zabiegana jesteś bardzo, zdecydowałaś się jednak pójść na hiszpański? Pamiętaj, żeby dawać sobie trochę czasu na wytchnienie, poza pracą prowadzisz dom, masz dzieci - należy Ci się też chwila dla siebie ;) Nukusia a na tym xanaxie wychodzisz, czy też nie oddalasz się poza znajome terytorium? Bo niestety ale jedyną metodą walki z chorobą jest wychodzenie naprzeciw naszym lękom, musisz codziennie wychodzić, oczywiście nikt nie mówi, że od razu masz biec na drugi koniec miasta czy iść do kina na ostatnim piętrze centrum handlowego, ale stopniowo poszerzać swoją strefę bezpieczeństwa. Im dłużej siedzimy w znanym otoczeniu, tym trudniej nam wykroczyć poza nie. Jest trudno, oczywiście, wszystkie miałyśmy uczucie, że absolutnie nie damy rady, że umrzemy, zemdlejemy, dostaniemy ataku serca itd., ale trzeba przejść ten etap. Na początku możesz wychodzić z kimś, na pewno jest łatwiej, a potem stopniowo coraz dalej sama. Michalinka to wesoło masz teraz :) a z tymi wakacjami to mąż chyba dobrze zrobił, że Ci powiedział na ostatnią chwilę, nie masz czasu za długo rozmyślać :) zazdroszczę wakacji, ja o swoim urlopie już zapomniałam. I oczywiście, że Ci się należy :) Ja wczoraj w drugiej połowie dnia gorzej się czułam, przyszedł ten przewlekły, długotrwały lęk i trochę mnie męczył jak wracałam do domu i w domu też. Wieczorem poszliśmy z chłopakiem na spacer, po drodze spotkaliśmy znajomych, których baaardzo dawno nie widzieliśmy, i tak jak na samym spacerze czułam się ok, tak jak z nimi przystanęliśmy pogadać to było mi nieswojo, chyba bałam się podświadomie, że gorzej się poczuję i oni to zobaczą. No ale oczywiście nic się nie stało, chwilę pogadaliśmy i poszliśmy dalej, reszta spaceru też minęła dobrze.Dzisiaj od rana też mnie trochę dręczy ten przewlekły lęk, staram się o nim nie myśleć, ale jest ciężko. W planach na popołudnie mamy wizytę w sklepie meblowym, ale zobaczymy, czy pojedziemy - nie wiem, czy chłopak się wyrobi, a tam akurat musimy pojechać samochodem, to na obrzeżach miasta, a poza tym jak będę czuła bardzo duży dyskomfort to też sobie darujemy. Wczoraj mnie naszła taka smutna refleksja: dla większości ludzi urządzanie mieszkania jest przyjemne, cieszą się, że mogą wybierać meble, dekoracje, projektować wnętrze, a mnie jak o tym pomyślę boli głowa, przez chorobę w ogóle nie sprawia mi to radości. Najchętniej wzięłabym pierwsze lepsze meble z pierwszego lepszego sklepu (byle kosztowały w miarę tanio) i miała to z głowy. Ciężko znoszę to, że i chłopak ,i jego rodzice, i moje koleżanki w kółko szczebioczą o tym, jakie to wszystko fajne i miłe, a ja kompletnie tego nie czuję, jestem tym zmęczona i mam zero entuzjazmu. Najchętniej przespałabym cały ten czas urządzania się... Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nukusia witamy na forum, dołączam się do pytań Julii o to, czy byłaś u psychologa i myślałaś o jakiejś terapii? To chyba najskuteczniejsza metoda radzenia sobie z naszą chorobą, oczywiście wespół z codzienną ciężką pracą, próbami wychodzenia z domu i godzenia się z lękiem, który dzięki temu staje się coraz mniejszy i rzadszy, a poza tym przestajesz się go bać. Asiu super że powrót minął bez komplikacji i lęków, nie zazdroszczę tylko tego sprzątania, ale pewnie wróciłaś z taką energią, że zrobisz to szybko i będziesz cieszyć się resztą dnia. Madziu u mnie też pogoda taka sobie, dwa ostatnie dni pochmurne i deszczowe, ale dzisiaj już ładnie, chociaż rześko, to już nie są lipcowe upały (może to i dobrze). Fajnie, że lęki Ci nie przeszkadzają i normalnie funkcjonujesz. A jak nowa fryzurka, którą planowałaś? I jak było na targu, którego tak się obawiałaś? Julka ta metoda którą opisujesz jest bardzo skuteczna, intuicyjnie też tak robię, że staram się nie wybiegać w popłochu jak się gorzej poczuję, tylko spokojnie stanąć, zebrać myśli i np. zająć się czymś, czytać etykiety produktów, rozglądać po sklepach, patrzeć jak są ubrani ludzie - drobiazgi, ale pomagają się opanować. Wiadomo, czasami muszę wyjść, ale w większości przypadków udaje mi się załatwić wszystko co miałam zaplanowane. Bardzo zazdroszczę tego luzu, że potrafisz wyjść z domu bez uspokajaczy - mi chyba jeszcze dość daleko do tego stanu, ale nie tracę nadziei - w końcu każdy dzień to kolejny krok do wyzdrowienia. A ten kurs hiszpańskiego i jazdy już zaczęłaś? Wczoraj miałam mieć typowo leniwe popołudnie, ale nie do końca tak było - dostałam pod koniec dnia pracy maila z informacją, że do EMPIKU przywieźli płytę którą zamówiłam jakiś czas temu, więc prosto z pracy pojechałam tam ją odebrać. Spacer na pętlę bez problemu, szłam z dwoma koleżankami i byłam tak zajęta rozmową, że w ogóle się nie denerwowałam. Potem w autobusie też ok, EMPIK również przeżyłam bez problemu, nawet zostałam chwilę dłużej porozglądać się wśród książek i płyt. Nie było idealnie, trochę mi brakuje do pełnej swobody w takich miejscach, ale na pewno jest dużo lepiej niż było. Wracając do domu wstąpiłam jeszcze do fryzjerki umówić się na przyszły tydzień, no a potem w domu już leniwie. Dzisiaj oczywiście od rana w pracy, póki co dość spokojnie.
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Asiu cieszę się, że po niezbyt udanych pierwszych dniach wyjazdu reszta upłynęła tak miło i że wypoczęłaś :) Należało Ci się. Agata przykro mi, że tak Ci się popsuł humor i pojawiły się smutne refleksje, ale Twoja koleżanka - psycholog ma rację, mnie też uczyli na studiach o tych etapach pobytu w nowym kraju i to się sprawdza u prawie każdego - nie można z tym walczyć, trzeba to po prostu przetrwać. Asia dobrze radzi - może receptą na Twój stan okazałoby się znalezienie jakiegoś zajęcia, np. wolontariatu czy w ogóle pracy? To nie musi być pełen etat, chodzi po prostu o to, żebyś miała jakieś zajęcie, w które będziesz się angażować. Pomyśl też inaczej, ile fajnych rzeczy masz w Turcji, których nie miałabyś w domu. Piękna pogoda, lokalne jedzenie, targi z przyprawami, morze... Tak jak Asia napisała, musisz się na nowo odnaleźć, może znaleźć nowych znajomych - choć i tak fajnie, że masz te znajome Polki, z którymi możesz spotkać się i pogadać, wymienić wrażenia. Na pewno będzie dobrze :) A do Polski kiedy zamierzasz przyjechać? Dopiero na Boże Narodzenie czy jakoś wcześniej? Aha, i wydaje mi się, że zrobi Ci się lepiej jak wrócicie do miasta (a to przecież już niedługo), bo siedzenie tyle czasu na najpiękniejszym nawet odludziu, bez konkretnych zajęć też prowokuje do pojawiania się takich refleksji. Ludzki umysł lubi być zajęty, pracować, analizować - jeśli nie ma bodźców z zewnątrz, zaczyna ich szukać w człowieku, a to się różnie kończy. Także głowa do góry :) Michalinka relacją koleżanki o rzekomym złodzieju się nie przejmuj za bardzo, tak jak pisze Agata - po ostatnich wydarzeniach na pewno cała okolica jest wyczulona na wszelkie nietypowe sygnały, typu obecność kogoś nieznajomego. Macie nowe okno, macie alarm, w razie potrzeby przyjedzie ochrona - nic więcej nie możesz zrobić, ale nie ma potrzeby zakładać, że sytuacja się powtórzy - staraj się nie wyobrażać sobie negatywnych scenariuszy, szkoda na to nerwów. Ale fajnie że mimo wszystko miło spędziłaś niedzielę :) Ja i w poniedziałek, i wczoraj po pracy jechałam do chłopaka, wczoraj byłam też w Rossmanie (tam było zupełnie ok) i w Carrefourze (tam było gorzej, jak odeszłam dalej od wejścia i wyjście zniknęło mi z oczu czułam się nieswojo i trochę na szybko robiłam zakupy, chociaż w momentach największego niepokoju starałam się przystawać i uspokajać, bo zauważyłam, że kiedy poddaję się temu lękowi i zaczynam np. przyspieszać jakieś czynności żeby szybciej wyjść na powietrze to czuję się gorzej niż jak właśnie tak co chwila się uspokajam i oswajam z sytuacją i miejscem). Ogólnie dni mijają względnie spokojnie, dzisiaj chyba w ogóle spędzę popołudnie w domu z książką, tylko spacer z pracy na pętlę mnie czeka, bo koleżanki z którą zwykle wracam połowę drogi samochodem nie ma. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Michalinka faktycznie pizza na wieczór to nie jest najzdrowsze co można zjeść, ale mam nadzieję że już lepiej. Dobrze że mimo gorszego samopoczucia pojechałaś nad wodę i miło spędziłaś dzień. Julia widzę, że Ty też nie próżnujesz - Tobie to już chyba nic nie jest straszne. A Ty już dzisiaj wróciłaś do pracy, czy jeszcze masz wolne? Asiu no to super, że mała zdrowa i że wyjazd męża nie popsuł Twojego samopoczucia, korzystaj z wolnego i baw się dobrze :) Ja wczoraj pojechałam z chłopakiem do Castoramy, bo okazało się, że malarz może zacząć pracę wcześniej (w tę środę, zamiast w następny poniedziałek) i na gwałt trzeba było kupić resztę farb, gips i trochę innych materiałów. W sklepie najpierw poczułam takie oszołomienie, ale potem już było ok, chodziliśmy po całym markecie, wybieraliśmy farby, oglądaliśmy też lampy i inne sprzęty domowe i było ok. Potem pojechaliśmy do nowego mieszkania zawieźć to wszystko, a ponieważ w tamtej okolicy jest chyba najlepsza lodziarnia w Poznaniu (robione domowym sposobem lody w oryginalnych smakach, typu sorbet agrestowy, porzeczkowy, mięta z cytryną itd.), która jest teraz bardzo popularna, ludzie tam ściągają z całego miasta, uznaliśmy że spróbujemy. Była tylko jedna przeszkoda - zainteresowanie jest tak ogromne, że w kolejce czeka się średnio 30-45 minut, są ogonki jak za PRL-u, ale jakoś nie przeszkodziło mi to, spokojnie odczekałam, a lody okazały się naprawdę fantastyczne. Dzisiaj dojazd do pracy bez problemu, za to tu na miejscu czekało na mnie kilka mało przyjemnych spraw do załatwienia, przez koleżankę z innego działu wyszłam na idiotkę przed kontrahentem, plus okazało się że kilka rzeczy trzeba zrobić zupełnie inaczej niż pierwotnie miało być - poezja... Ale staram się nie spinać, tylko działać. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Magda a wiesz, że to samo zwróciło moją uwagę - że u Ciebie to samopoczucie wydaje się bardziej stabilne i umiesz rozpoznać, kiedy będzie dobrze, a kiedy źle, a u mnie to działa falami - albo mogę zrobić wszystko, czuję się super i jestem w stanie powędrować na koniec świata, albo czuję się fatalnie i nie nadaję się do niczego poza leżeniem na łóżku. Nie wiem, od czego to zależy, ale wydaje mi się, że paradoksalnie Tobie powinno być łatwiej, bo wiesz, że Twoje lęki w Warszawie i przed powrotami do domu w zatłoczonych tramwajach czy przed metrem są wywołane Twoim negatywnym nastawieniem do tego miasta - a ja nie wiem, dlaczego nawet w domu dopadają mnie takie ataki albo dlaczego czasami mam atak lęku, a poza tym czuję się dobrze, a czasami przez cały dzień (albo kilka dni z rzędu) walczę z tym przewlekłym niepokojem, który nie mija ani na moment. Nie ma tu reguły, albo przynajmniej ja jej nie widzę. Co do tabletki to wiesz, ja myślę że branie ich od czasu do czasu jak wiesz, że inaczej pojawi się lek, a koniecznie musisz coś załatwić nie jest niczym złym, po prostu podnosisz sobie komfort funkcjonowania w ten sposób. Natomiast w takich sytuacjach, kiedy chcesz gdzieś pójść, ale nie musisz, wydaje mi się że warto próbować się przełamywać i nie brać leków. Ja mam zawsze w torebce ten Afobam (i ziołowe tabletki) ale nie brałam go jeszcze ani razu, choć wiele razy mnie korciło. Ale fajnie, że udała Wam się wycieczka - życzę powodzenia jutro :)
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Asiu mam nadzieję, że małej się poprawi i skorzystacie jeszcze z urlopu :) Tobie również życzę zdrowia i polecam suszoną żurawinę i herbatkę żurawinową - mi pomaga na problemy z pęcherzem. Julka i jak zdrowie? Z gardłem lepiej? Madziu cieszę się, że podróż minęła taki dobrze, z tym padaniem spać to doskonale Cię rozumiem, też tak często mam, że już o 17 jak wracam z pracy mogłabym się położyć, ale że szkoda mi dnia to jakoś wytrzymuję do tej 22-23. Współczuję okresowego bólu, ale dobrze że szybko się pozbierałaś - baw się dobrze :) Dziewczyny macie rację, że powinnam więcej wychodzić sama, nie oglądając się na innych, postaram się tak właśnie robić. Zaczęłam już dzisiaj, rano poszłam do galerii handlowej na zakupy, droga minęła nerwowo,mimo że to jeden przystanek tramwajem, pojawił się lęk, ale stwierdziłam że dojadę na miejsce i spróbuję pokręcić się po sklepach, a jak nadal będę się bała to wrócę do domu. Zakupy zaczęły się bardzo miło, buszowałam między wieszakami, wchodziłam do kolejnych sklepów, kupowałam, przymierzałam... W 3 albo 4 sklepie w przymierzalni zrobiło mi się słabo, ale powtarzałam sobie, że to tylko lęk, ze nic mi się nie stanie, że jestem wśród ludzi i że w sumie jak już mdleć, to lepiej tutaj wśród ludzi niż w domu, gdzie jestem sama. Pomogło, dokończyłam mierzenie i poszłam do kasy, jak na złość zrobiła się spora kolejka, bo tylko jedna kasa była czynna, a jakaś dziewczyna składała reklamację i to trochę trwało, i znów zaczęło mi się robić słabo, w pewnym momencie nawet chciałam rzucić ciuchy i uciekać, ale po pierwsze, udało mi się upolować naprawdę śliczną sukienkę i żal by mi było ją zostawić, a po drugie - znów włączyłam myślenie i mówiłam sobie, że przecież jestem w sklepie, wśród ludzi, mam ze sobą wodę, nie jestem bardzo daleko od domu i że nie ma się czym denerwować. Dokończyłam zakupy, ale do żadnego sklepu już więcej nie szłam, tylko skierowałam się w stronę domu - powrót w miarę ok, mimo że nadal jakąś taką słabość lekką czułam, a w domu nastąpiło apogeum - zrobiło mi się bardzo niedobrze, zimny pot, słabość - musiałam się położyć, a i tak miałam poczucie, że zaraz zemdleję - koszmar. Wiecie, natychmiast zaczęło się myślenie, że jak padnę to nikt mi nie pomoże - rodzice daleko, chłopak na rowerach za miastem i że dopiero w nocy może znajdzie mnie siostra jak wróci do domu, i to mi też nie pomagało, ale jakoś się zebrałam w sobie, leżałam spokojnie i się uspokoiłam. Nie wiem, czy to coś od żołądka, czy nerwy (obstawiam to drugie), ale było bardzo niefajnie. Jak już się zebrałam z powrotem na nogi, zrobiłam małe pranie, posprzątałam w kuchni i poszłam wyrzucić śmieci - i jak wracałam z tego śmietnika znów tak dziwnie mi się zrobiło, jakaś taka derealizacja jakby plus problemy z normalnym, spokojnym oddechem - ale to już na pewno były nerwy, bo znów - wyszłam na śmietnik bez niczego, bez telefonu, wody, tabletek - a w domu nikogo nie było, żeby się w razie czego zainteresował i to na pewno wpłynęło na moje odczucia. Teraz więc już tylko siedzę w domu i odpoczywam po tych stresach, nadal jestem spięta, ale staram się zajmować uwagę książką. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dziewczyny ja wiem, że szczerość jest najważniejsza i z chłopakiem rozmawiałam szczerze, że nie wiem, czy będzie zupełnie ok, bo mam dni bardzo dobre i bardzo kiepskie, tylko że dla niego depresja, agorafobia czy nerwica to nie są choroby, tylko wymysł. Choroba to dla niego coś co jest typowo fizyczne, nieważne czy mowa o przeziębieniu czy o raku - w każdym razie to jest dla niego choroba, to na co ja cierpię to jedynie wymysły. Niby mnie przeprosił, powiedział że zachował się jak idiota, że nie pomyślał itd., a 10 minut później pyta, czy pojedziemy do Castoramy po kolejną porcję farb i czy jutro jestem chętna na wycieczkę rowerową z nim i naszymi kolegami. No ręce opadają... A znajomym nie chcę mówić, nie mam ochoty, żeby za chwilę wszyscy wiedzieli, patrzyli na mnie ze współczuciem, dopytywali czy już lepiej itd. Wiecie, mi na tym zależy tak bardzo, bo Wy piszecie, że wychodzicie gdzieś z mamą, tatą, siostrą - ja takiej możliwości nie mam, nie odzywamy się do siebie z moją rodziną i jeśli nie będę wychodzić z chłopakiem albo znajomymi, to nie wyjdę wcale, bo nie mam z kim. Dlatego to nie jest takie proste, jak się wydaje - zostać w domu, bo nie czuję się na siłach. Aczkolwiek ja wczoraj z tych emocji zapomniałam napisać najważniejsze i w sumie najdziwniejsze - w tej całej sytuacji ja poczułam że mam dość, ale na zasadzie złości - byłam wkurzona, że miało być spokojnie i sielsko, a tu wściekle ujadające psy i dzikie zarośla - ale nie pojawił się lęk ani nawet niepokój. Pod tym względem do końca dnia czułam się świetnie, zero lęku! Ten mój strach to było takie wyobrażenie, co się stanie jak ruszymy z psem dalej tym szlakiem - a więc racjonalna obawa, a nie atak paniki, i dlatego puściły mi nerwy i zażądałam powrotu do samochodu. Dlatego też zdecydowałam się jechać - bo rano przed wyjazdem czułam się zupełnie normalnie i cała droga też minęła bez przeszkód (a jechaliśmy ponad dwie godziny). Tak więc to nie było tak, że wstalam, czułam się okropnie i nie chciałam jechać, ale żeby komuś coś udowodnić jednak się zdecydowałam. Gdyby nie ten epizod z psami, zapewne cała wycieczka byłaby super i byłabym zachwycona. A co do takiego planowania krok po kroku, jak radziła Michalinka, to u nas to nie jest możliwe, nie zwiedzamy w ten sposób - np. ta wizyta u rodziców koleżanki w ogóle nie była w planach, po prostu mieliśmy ich po drodze i okazało się, że oni akurat przełożyli wyjazd wakacyjny o kilka dni i są w domu, więc koleżanka zaproponowała żebyśmy tam wpadli. Cały urok takich wycieczek to jest dla nas (dla mnie nadal tez, mimo choroby) to, że nigdy do końca nie wiadomo, co się zdarzy - tu po prostu skumulowały się we mnie nerwy z paru ostatnich dni i wybuchłam. To tak tylko gwoli wyjaśnienia, bo pisząc wczoraj posta byłam jeszcze nabuzowana emocjami i zapomniałam to wyjaśnić. Michalinko no to super, że mimo nienajlepszego dnia tak dobrze sobie poradziłaś z wyjściem :) gratulacje! A jak dzisiaj? Madziu no to faktycznie podobną sytuację miałaś, ale dobrze że udało Ci się obrócić to w żart, to zwykle rozładowuje cała sytuację. Jak minęła podróż do Kozienic? Julka ta knajpka musiała być fantastyczna, aż się rozmarzyłam, jak przeczytałam ten opis. A gdzie to konkretnie jest? I faktycznie, to jest Twoje zwycięstwo - kiepsko się czułaś, ale wyszłaś i w dodatku dobrze się bawiłaś - o to chodzi :) Agata faktycznie dobrze że mąż znalazł sobie zajęcie, to zawsze pozytywnie nastraja i może faktycznie okaże się, że to będzie sukces :) Życzę Wam tego z całego serca. A skoro spokojnie możecie jeszcze żyć z oszczędności, to tym lepiej, to duży komfort. Miłego spotkania z koleżanką :) Ja dzisiaj spotkałam się z chłopakiem, nie chciałam, ale bardzo chciał pogadać i przeprosić, a ja nic innego ostatecznie nie zaplanowałam, więc w sumie prawie cały dzień spędziłam u niego. Samopoczucie takie sobie, prawie cały dzień byłam spięta, bolał mnie żołądek i nie miałam apetytu z tego wszystkiego, dopiero teraz pod wieczór zrobiło się lepiej. Jutro on jedzie z kolegami na wycieczkę rowerową, a ja nie wiem, jak będę miała lepszy dzień to może wyjdę na jakieś zakupy, a jak nie to posiedzę w domu z książką, może posprzątam trochę w mieszkaniu. Średnio miły długi weekend, trochę mi żal, że brałam urlop na dzisiaj, chyba lepiej by mi zrobiło jakbym poszła do pracy, ale cóż - za późno już było żeby go odwołać. Może jak wrócę do pracy zrobi mi się lepiej - już chyba lepsze zmartwienia zawodowe niż prywatne.
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Julka fajnie, że dziadek jest taki aktywny, że jest słuchaczem Uniwersytetu Trzeciego Wieku i że odzyskał energię, spotyka się z ludźmi, wyjeżdża. To jest bardzo potrzebne, szczególnie starszym osobom, zwłaszcza po takiej stracie, jakiej doznał. A jak się dzisiaj czujesz? Pogoda ładniejsza? W Wielkopolsce dzisiaj niezbyt gorąco, ale słonecznie i przyjemnie :) Madziu cieszę się, że podróż tramwajem do pracy przebiegła pomyślnie, z czasem i godziny szczytu na pewno przestaną Cię paraliżować. Ale rozumiem, co masz na myśli z tymi zatłoczonymi, szerokimi ulicami i zgiełkiem, naprawdę można się poczuć mało komfortowo. A myślisz nadal o zmianie pracy? Życzę Ci miłego odpoczynku w Kozienicach :) Agata ja też dość mocno przeżywam sprzeczki, ale mam nadzieję, że humor masz już lepszy? Twoja lista osiągnięć jest naprawdę imponująca, swoją drogą, to już naprawdę 4 miesiące? Wierzyć się nie chce, dopiero co się tam wybieraliście, a tu już tyle czasu minęło... A jak z pracą dla męża? Mój wczorajszy powrót do domu z pracy był koszmarny, ten niepokój, mimo wypitych dwóch szklanek melisy i ssania tabletki uspokajającej ciągle mnie trzymał i szłam jak we mgle, coś okropnego. Zamiast do domu jechałam do chłopaka i po drodze musiałam jeszcze zahaczyć o sklep - o dziwo im bliżej jego domu, tym lepiej się czułam. Niepokój trzymał nadal, ale słabszy. Dodatkowo jak wróciłam do domu też było nerwowo, bo rodzice wyjeżdżali dzisiaj z samego rana nad morze i się pakowali, w ogóle dla mnie to nowa sytuacja, bo jeszcze nigdy nie spałam zupełnie sama u siebie w domu, nawet moje rodzeństwo gdzieś wymiotło, pewnie wrócą w nocy, ale ogólnie jestem teraz sama i nawet nie czuję jakiegoś specjalnego dyskomfortu, cicho jest, ale to nic złego. Co do wyjazdu, to pojechaliśmy, ale w inne, bliższe miejsce (to i tak kawałek, bo 180 km w jedną stronę) - z dwójką znajomych i ich psem. Mam bardzo mieszane uczucia co do tego wyjazdu, bo w sumie spełnił się jeden z moich koszmarów - wygłupiłam się przed znajomymi i wyszłam na wariatkę :/ Mianowicie wybraliśmy się na takie łagodne, małe wzgórza na południu Wielkopolski, w celu wejścia na najwyższy szczyt w województwie - szalone 284 m.n.p.m. Teren jest typowo spacerowy, mieliśmy w planie zostawić auto w miejscowości niedaleko tych wzgórz i przejść się na spacer (3,5 km w jedną stronę). Wszystko było ok póki jechaliśmy samochodem - zero stresu, dobrze się czułam, żartowaliśmy itd. Niestety problem zaczął się po wyjściu z auta i wejściu na szlak - jak napisałam, byliśmy z psem i okazało się, że to duży problem - bo we wsiach, przez które biegła droga każdy miał swojego psa, one często biegały luzem i na widok naszego zwierzaka ujadały już z daleka, przybiegały, skakały na nas... Jeden tak się przyczepił, ze nie mogliśmy się go pozbyć. Mi w tym momencie wysiadły nerwy i poprosiłam, żebyśmy wrócili do samochodu i podjechali bliżej (można podjechać prawie pod sam szczyt). Oni chcieli iść dalej, ale ja już naprawdę miałam dość i powiedziałam, że w takim razie ja poczekam w aucie, bo skoro tutaj napadały nas psy, to jak wejdziemy do lasu pies będzie przyciągał dziki i inne takie zwierzęta - jestem na to wyczulona, bo już dwa razy musiałam uciekać przed wściekłym dzikiem i to nie było fajne, dlatego teraz jestem bardzo uważna, a niestety pies często prowokuje je do ataku, czego normalnie by nie zrobiły. W tym momencie mój chłopak się strasznie wkurzył i powiedział, że już nigdy ze mną nie pojedzie nigdzie, bo to wstyd. Możecie sobie wyobrazić, jak się poczułam... Znajomi byli szczerze zdumieni, bo raz, że ja zawsze kochałam las, pola i takie dzikie okolice, nieraz spałam w kompletnej dziczy i nie miałam z tym problemu, a po drugie - ja bardzo lubię psy. Ostatecznie wróciliśmy do samochodu i faktycznie podjechaliśmy bliżej, tak że do wejścia na szczyt zostało może 100 m, ale czułam się jak idiotka. Co prawda w drodze powrotnej zahaczyliśmy o dom rodziców koleżanki, z którą byliśmy i w sumie spędziliśmy tam ponad dwie godziny, jej mama bardzo się ucieszyła, poczęstowała nas ciastem, kawą, pokazywała swój ogródek i to było super, zrelaksowałam się tam bardzo, ale wiecie, niesmak we mnie pozostał, bo jednak jechaliśmy ich samochodem, pomysł na wycieczkę był nasz, a wyszło że naciągnelismy ich na wyjazd prawie 200 km od domu tylko po to, żeby podjechać pod samo miejsce docelowe i wrócić - bez specjalnego spacerowania ani nic. Chłopak co prawda przeprosił mnie za to co powiedział, ale i tak mam do niego żal, nie mam ochoty go widzieć - bo mówiłam mu, że na takie wycieczki w odludne tereny, jeszcze z psem, który przyciąga inne psy i ogólnie robi trochę zamieszanie nie jestem gotowa. Miało być delikatnie i spokojnie, taki spacerek, a wyszło jak wyszło. No i siedzę sobie teraz sama w domu i zastanawiam się, co będę robić w kolejne dni, bo na żadne wyjazdy nie mam ochoty, a siedzieć samemu w domu też kiepsko. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Michalinka szkoda że te naprawy i montowanie alarmu tak się wloką, to nie podnosi poczucia komfortu, ale już niedługo wszystko będzie zainstalowane i na pewno poczujesz się bezpieczniej. Fajnie, że mimo wszystko masz potrzebę pójść do lasu czy nad jezioro, a nie zamknąć się w domu - to też objaw zdrowienia. Julka znam taki stan, jaki opisujesz - i bardzo Cię podziwiam, że potrafisz tak dobrze funkcjonować taka zmęczona, niewyspana i zdenerwowana. Mam nadzieję, że szybko się u Ciebie uspokoi i trochę odetchniesz. Agata a może to połączenie alkoholu i fajki wodnej? Ja właśnie nie mogę łączyć tych dwóch rzeczy, bo zawsze boli mnie potem głowa i jest mi niedobrze, znam parę innych osób które też tak mają. Ale fajnie, że mimo wszystko wieczór był udany :) A wizyty kotka zazdroszczę, uwielbiam zwierzaki :) A nie korci Cię, żeby przygarnąć jakiegoś psa albo kota? U mnie niestety kiepsko, wczoraj powrót do domu ok, ale potem zadzwonił chłopak, że chciałby pojechać po farby do Castoramy, skoro akurat oboje jestesmy wolni i ja stwierdziłam, że czemu nie, ale jak tylko weszliśmy do sklepu to tego pożałowałam. Czułam się okropnie, wszystkie objawy naraz - nerwy, miękkie nogi, zawroty głowy, problemy z widzeniem, kołatanie serca, zimne poty - no koszmar, co prawda po 15 minutach minęło, ale i tak nie miałam z tego wybierania kolorów żadnej przyjemności, marzyłam żeby wrócić do domu. W sumie spędziliśmy tam około 45 minut i pod koniec już było w miarę ok, ale początek mnie wyczerpał. Z farbami musieliśmy jeszcze pojechać do tego nowego mieszkania je tam zostawić i ta część wyprawy minęła już spokojniej, ale tak się w tej Castoramie zdenerwowałam, że nawet już potem w domu czułam się kiepsko, odezwał się ten przewlekły niepokój i odczuwam go do teraz. W dodatku bolą mnie zatoki i głowa, na szczęście siedzę dzisiaj w pracy sama w pokoju, bo koleżanki na urlopach, więc mogę się skupić na swoich zadaniach i nic mnie nie rozprasza. No ale dzień niezbyt dobry, jeszcze chłopak ma do mnie pretensje, że nie jestem bardzo uszczesliwiona jego pomysłem, żeby jutro z samego rana ruszyć na wycieczkę 300 km od nas - bo jego zdaniem znowu *wymyślam*, *siedzę w domu jak stara baba i nic nie chcę robić* itd. Ech... Oby powrót do domu był ok. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Agata i jak Ci minął wieczór z mężem? :) Co do Twojego pytania, to nie mamy w planach żadnego wyjazdu z noclegiem, jeden dzień na pewno zejdzie na sprawy remontowe, poza tym chcielibyśmy gdzieś wyskoczyć na zasadzie wyjazd wcześnie rano - powrót wieczorem, ale to zależy od pogody. No i może uda się z jakimiś znajomymi umówić na spotkanie, ja z jedną koleżanką od 3 tygodni nie mogę się zgadać, więc może teraz będzie okazja. Asiu zgadzam się z Magdą, na pewno będzie super, ja też miałam pewne obawy przed wyjazdem, a było świetnie, też czułam się jak zdrowa osoba i korzystałam z wakacji maksymalnie. Nie rozmyślaj o tym wyjeździe więcej niż to konieczne, poddaj się chwili - i nie nastawiaj ani na cudowne, ani na fatalne samopoczucie. Ja Ci życzę, żeby było wspaniale i żebyś odpoczęła :) Magda to trzymam kciuki za czwartkową przejażdżkę :) Ja wczoraj miałam intensywny dzień, po pracy pojechałam do tej biblioteki i wybrałam sobie kolejną porcję książek - uwielbiam czytać i zawsze żałuję, że naraz można u mnie pożyczyć tylko 4 sztuki, mi to starcza zwykle na jakieś 2,5 tygodnia. Bardzo lubię kryminały, zwłaszcza skandynawskie, do tego literatura iberoamerykańska i reportaże z podróży, czasami zdarzy mi się pożyczyć jakąś fantastykę - akurat tym razem mam po jednej sztuce z każdego rodzaju :) Po wizycie w bibliotece byłam jeszcze w markecie na zakupach spożywczych, a wieczorem, już po obiedzie, poszliśmy z chłopakiem na spacer. Wszystko praktycznie bez lęku. Dzisiaj niestety jest trochę gorzej, miewam chwile niepokoju w pracy, ale staram się to ignorować, to pewnie ta zwariowana pogoda - od rana słońce na zmianę z ulewnym deszczem. Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Bogusiu bardzo mocno trzymam kciuki za to, żeby Twoja sytuacja z mężem znalazła szczęśliwe zakończenie, jesteś silną kobietą i głęboko wierzę, że odnajdziesz spokój. Postępujesz naprawdę najlepiej jak możesz, gratuluję odwagi :) Julka masz rację z różnicą między *chcę* a *muszę*, już i tak widzę u siebie sporą różnicę w podejściu, ale jeszcze trochę muszę się nauczyć, za szybko puszczają mi nerwy. Gratuluję aktywnej niedzieli, ja kiedyś czytałam, że złoszczenie się jest paradoksalnie dobrą metodą na lęk, bo te dwie emocje nie mogą występować jednocześnie - widać u Ciebie też to zadziałało :) A co do jarmarków, to ja lubię np. takie jarmarki staroci, albo jarmark świętojański, który jest u nas raz w roku, ale jakbym miała odwiedzać takie miejsca częściej to chyba nie. Agata cieszę się, że bóle ustępują :) ja z alkoholem mam tak, że odkąd zaczęły się moje problemy z lękami nie piłam wcale, bo potwornie się bałam, że jak będę pod wpływem alkoholu i przyjdzie lęk to nie będę mogła wziąć żadnej tabletki, a teraz od niedawna zdarzy mi się podczas spotkania ze znajomymi wypić dwa kieliszki wina czy małe piwo, ale nie częściej niż 1-2 razy w miesiącu. Asiu leniwy dzień każdemu się należy :) Madziu też mi się wydaje, że możesz powoli zaczynać wsiadać do tramwajów, właśnie w wolne dni albo jak jest mniej ludzi. Niestety trochę tak jest, że im dłużej uciekamy od czegoś, czego się boimy, tym trudniej się potem przełamać - warto, żebyś już teraz powoli zaczynała, ale na spokojnie, bez przymusu - podjedziesz przystanek, to podjedziesz, jak nie, to też się nic nie stanie. Ja wczoraj poszłam z chłopakiem na długi spacer, prawie 3 godziny spacerowaliśmy, było ok - pomogło mi to oczyścić głowę ze złych myśli i było bardzo przyjemnie. Dzisiaj oczywiście w pracy, ale taki fajny ten tydzień, bo krótki - w czwartek święto, a piątek mam wolny :) Także tylko 3 dni trzeba się sprężyć. Po pracy wybieram się do biblioteki, muszę sobie zapewnić coś do czytania na te wolne dni :) Pozdrawiam
- 7 186 odpowiedzi
-
- nerwica (serca inne)
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: