Skocz do zawartości
kardiolo.pl

ANNA1987

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ANNA1987

  1. Strawberry witamy Cię tutaj serdecznie, napisz coś więcej o sobie, czy chodzisz do psychologa, czy leczysz/leczyłaś nerwicę, jak wygląda wsparcie Twoich bliskich, jak radzisz sobie z atakami... Wszystkie tutaj doskonale Cię rozumiemy, pisz śmiało, mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie wsparcie. Maniu bardzo Cię podziwiam, 3 cmentarze, tyle godzin poza domem... Tak własnie spędzałam 1 listopada kiedy byłam zdrowa. Musisz być naprawdę silna, że tak świetnie sobie radzisz. A przypomnij jeszcze, jak długo leczyłaś się u psychologa? Asiu bardzo się cieszę, że u Ciebie spokojnie. Agata gratuluję że tak dobrze poradziłaś sobie na egzaminach, nie dość, że opanowałaś wiadomości, to jeszcze swobodnie wystąpiłaś przed całą grupą, super :) U mnie sobota minęła super, zarówno jazda do chłopaka, pobyt u niego, jak i wyjście wieczorne, przedtem byliśmy jeszcze w wielkim Tesco po chipsy i napoje i tam poczułam się trochę niepewnie, ale nie tak, żeby uciekać, a potem u kolegi już było zupełnie swobodnie i przyjemnie, a dodatkowo to był pierwszy dzień mojego okresu, więc tym bardziej było dobrze. Niedziela też minęła ok, byliśmy zawieźć znowu trochę rzeczy do nowego mieszkania, a reszta dnia w domu z książką, zresztą pogoda taka paskudna, że nic innego nie szło robić. Dzisiaj byłam w pracy, rano zawiózł mnie chłopak, zarówno podróż, jak i praktycznie cały dzień w pracy ok, wracałam połowę drogi z koleżanką autem i tam czułam się średnio, kilka razy dość potężnie zakręciło mi się w głowie i ogólnie lekkie napady lęku, ale starałam się mówić do siebie w myślach i minęło. Potem przyszedł po mnie na przystanek chłopak i poszliśmy do centrum handlowego do paru sklepów z wyposażeniem wnętrz i tam o dziwo czułam się dość swobodnie, chodziliśmy, oglądaliśmy, ale nic nie kupiliśmy. Później spacerkiem wróciliśmy do domu, no i dzisiaj już tylko relaks. Jutro rano chłopak pojedzie ze mną autobusem, ale wracam sama, bez koleżanki, mam nadzieję, że sobie poradzę. Magda, Bogusia, Marta, co u Was? Michalinko jak noga córki? Już po gipsie?
  2. Maniu przede wszystkim dołączam się do głosów dziewczyn, które pisały, że gratulują zdania nowej teorii - podobno jest bardzo trudna, a Ty sobie poradziłaś i wyjechałaś na miasto, w dodatku jazda nie powiodła się nie do końca z Twojej winy - możesz być z siebie dumna i jestem pewna, że kolejna próba pójdzie gładko :) Bardzo dobrze, że potrafiłaś przyjąć to tak na spokojnie. Agata u Ciebie to widzę bardzo dużo się dzieje, jak zwykle. Ci sąsiedzi muszą być koszmarni, współczuję, dobrze że myślicie o wyprowadzce. Ale dobrze, że u Was inni sąsiedzi, ci normalni, reagują, bo często jest tak, że w bloku mieszka jedna rodzina, która zatruwa życie wszystkim pozostałym, a wszyscy siedzą cicho i boją się zareagować. Asiu cieszę się, że u Ciebie do przodu i złe myśli odpuszczają, jak było na cmentarzu? Michalinko no to już praktycznie po gipsie! Zobacz jak szybko zleciało :) Jeszcze tylko rehabilitacja i mała będzie biegać jak dawniej :) Wybaczcie że teraz tak mało się odzywam, ale jakoś tak nie wiem, nie mam ochoty nawet pisać (nie to, że do Was, ale tak w ogóle). U mnie nic wielkiego się nie dzieje, miałam ten urlop cały tydzień, ale poza środą nie za bardzo z niego skorzystałam. W środę rano sama wyszłam na osiedle, byłam w paru sklepach i mimo kilku momentów niepewności było zupełnie ok, a nawet przyjemnie - świeciło słońce, było bardzo ładnie. Potem po południu przyjechał po mnie chłopak i sprzątaliśmy w nowym mieszkaniu, zawieźliśmy część książek, ubrań itd., układaliśmy w szafach itd. W czwartek z kolei czułam się kiepso, chciałam iść do biblioteki, ale sama nie mogłam się zebrać do wyjścia, bałam się bardzo, do tego cały czas siedziałam sama w domu z czarnymi myślami i to też nie pomagało. No ale chłopak zadeklarował, że przejdzie się ze mną i tak zrobił, a mimo to nie czułam się fajnie - derealizacja, miękkie nogi, problem z równowagą... Resztę dnia spędziłam w domu, smutna i zrezygnowana. Wczoraj z kolei po raz pierwszy odkąd sięgam pamięcią nie pojechałam na Wszystkich Świętych na cmentarze. Zawsze jeździłyśmy same z mamą tramwajami, bo samochodem to mordęga i wielogodzinne korki i szukanie parkingów, to była wyprawa na cały dzień, ale ja to bardzo lubiłam, sprawiało mi to ogromną przyjemność, bo 1 listopada to chyba moje ulubione święto w roku - takie refleksyjne, ciche, pełne zadumy, plus te cmentarze o zmroku - coś pięknego. No a wczoraj nie dałam rady, wiedziałam że nie wytrzymam tyle w komunikacji miejskiej, plus dziki tłum na cmentarzach, więc zostałam w domu i było mi bardzo przykro z tego powodu, znów poszło parę łez. Żeby jednak dzień był choć trochę praktyczny, pojechaliśmy z chłopakiem po południu do nowego mieszkania z kolejną porcją naszych rzeczy i znów układanie, sprzątanie itd. To już na spokojnie, bez nerwów, choć raz czy drugi poczułam się niepewnie. Dzisiaj po raz pierwszy od dawna będę jechać komunikacją miejską, bo po południu idę do chłopaka na obiad, a potem wieczorem może do znajomych się przejdziemy. Niby to blisko, ale jakieś nerwy są, bo z tydzień nie jechałam autobusem, ale trzeba spróbować. Pozdrawiam
  3. Hej dziewczyny, Agata czyli planujecie przeprowadzkę? Opis tej okolicy, który tutaj podałaś brzmi super, musi być pięknie :) Bardzo fajnie czytać, że masz takie aktywne dni, nawet nieznana okolica i autobusy o nieznanej trasie nie są dla Ciebie problemem. Asiu jak grzybobranie? Michalinko bardzo się cieszę, że u Ciebie aktywnie, ale spokojnie :) Oby tak dalej! Maniu to kiedy ten egzamin? Będę trzymać kciuki! Jestem pewna, że zapanujesz nad nerwami, potrafisz to przecież doskonale :) U mnie tak sobie, w sumie przez tę sytuację z chłopakiem ciągle płakałam ostatnio, non stop - w domu, w autobusie, na ulicy, u chłopaka, no wszędzie, czułam się beznadziejna i nie mogłam się pozbierac, a co za tym idzie - pojawiły się lęki. Wczoraj byłam w pracy, ale do końca tygodnia wzięłam urlop, bo taka zapłakana i zapuchnięta w firmie robiłam lekką sensację... Muszę stanąć na nogi. Jedyny plus, że te moje płacze trochę popchnęły sprawy do przodu, bo jutro rano przyjadą panowie od przeprowadzek zabrać tę nieszczęsną lodówkę i kilka innych rzeczy, w weekend też działaliśmy w mieszkaniu, skręcaliśmy komodę, kupiliśmy dywany itd. Wiecie, ja wiem, że mój chłopak nie ma takiej presji na wyprowadzkę jak ja, ale jesteśmy ze sobą tak długo, i jesteśmy w takim wieku, że tu już wóz albo przewóz - nie ma dalszego odwlekania. Większość moich koleżanek jest po ślubie, częśc ma dzieci, w tym niektóre już dwójkę, a my ciągle na etapie chodzenia ze sobą. Ani żadnej intymności, ani nic... Czuję, że od pewnego momentu przestaliśmy być dla siebie jak kobieta i mężczyzna, a jesteśmy jak kumple i bardzo mi się to nie podoba, chcę żeby był jakiś progres w naszym związku. Choroba bardzo mi to utrudnia, bo nie jestem samodzielna, więc tym bardziej chcę żeby inne rzeczy były ok. Agata co do Twojego pomysłu z samodzielnym wprowadzeniem się, to oczywiście miałam przez chwilę taką myśl, ale ja nie jestem ani trochę samodzielna w tym momencie, a z nowego mieszkania jest daleko do komunikacji miejskiej, prawie nigdzie nie można dojechać bez przesiadek, plus w razie potrzeby pomocy nikogo nie znam, żadnego sąsiada, nikogo w okolicy. Nie jestem niestety nawet blisko takiego etapu jak Ty, żebym mogła samodzielnie załatwiać różne rzeczy. Poza tym, co równie ważne, mieszkanie nie jest moje, nie mogę się tam rządzić - gdybym kupiła je za swoje pieniądze albo po kimś odziedziczyła, to jasne, mogłabym dyktować warunki, ale tak nie jest. Nie jesteśmy obecnie, z moją chorobą w tle, równymi partnerami z chłopakiem i nie ma co udawać, że jest inaczej. Dzisiaj po południu mam wizytę u psychologa, chłopak mnie stamtąd odbierze, ale dojechać chyba będę musiała sama, nie ukrywam, że jestem przerażona, ale jakoś muszę sobie poradzić. Pozdrawiam
  4. Agata jestem pod ogromnym wrażeniem, ja bym w takiej sytuacji pewnie stanęła przed drzwiami i się rozpłakała, albo coś w tym stylu, a tu proszę - zadziałałaś bardzo spokojnie i zdroworozsądkowo :) I musisz już naprawdę nieźle mówić po turecku, skoro dziadek który mówi tylko w tym języku zrozumiał o co Ci chodzi :) Bardzo gratuluję. Maniu Ty widzę też świetnie funkcjonujesz, praca, jazdy, wychodzenie z domu w różne miejsca... Fajnie, że masz taki komfort, że w razie czego wiesz że tata po Ciebie przyjedzie i nie będzie miał do Ciebie pretensji, to jest ogromna siła mieć takie wsparcie. Marta przykro mi że u Ciebie gorzej, ale w tej chorobie niestety tak jest, że dni dobre mieszają się z kiepskimi i zupełnie złymi i cała sztuka polega na tym, żeby się nie poddawać i wtedy z każdego takiego gorszego okresu wychodzimy silniejsze. Bardzo współczuję, ale nie odpuszczaj, wychodź z domu, choćby na krótko i blisko domu, choćby z kimś, ale wychodź. A co mówi Twój psycholog? Michalinko gratuluję spokojnych zakupów, Tesco to duży sklep, łatwo o niepewność między półkami. Asiu i jak siostra? Lepiej się czuje? Podziwiam Cię, że potrafisz tak się dzielić pomiędzy dwa domy, musisz być bardzo dobrze zorganizowana. Bogusiu jak po wizycie u psychologa? Madziu miło czytać, że u Ciebie tak dobrze, te gorsze chwile już chyba na dobre za Tobą :) Z tym listem do rodziców, to robiłam to już chyba na drugim spotkaniu u psychologa, to samo z rozmowami z wewnętrznym dzieckiem i prowadzeniem zapisków moich stanów emocjonalnych, kiedy gorzej się czuję. Sama rozmowa z psychologiem na temat moich relacji z nimi bardzo mnie wyczerpała emocjonalnie, wyszłam z tej wizyty jak po 12 godzinach pracy fizycznej i właśnie po tym doświadczeniu czułam się jakiś czas gorzej, ale psycholog uważa, że to dobrze, bo to znaczy że dotykamy sedna problemu. Na rozmowę może kiedyś będę w stanie się zdecydować, na razie to nie jest możliwe. Psycholog to respektuje i pokazuje mi inne sposoby radzenia sobie z nerwicą, które w większości sytuacji działają i pozwalają mi się uspokoić, choć oczywiście nie jest to złota recepta, dzięki której zniknęły wszystkie moje lęki. Poza tym jakoś leci, wczoraj i dzisiaj po pracy jechałam prosto do chłopaka, dzisiaj zajrzałam jeszcze po drodze do Rossmanna i na ryneczek z warzywami. Wczoraj czułam się nienajgorzej, za to dzisiaj jest kiepsko, dość mocno dokucza mi lęk, ale wydaje mi się, że to dlatego że wczoraj po południu pokłóciłam się z chłopakiem, który ciągle zwleka z wyprowadzką, a tu już trzeci miesiąc płacimy czynsz za mieszkanie którego nie widujemy za bardzo... Tam już prawie wszystko gotowe, wiadomo, nie ma dywanów czy firanek, ale łazienka i kuchnia są zupełnie gotowe, są garnki, talerze, sztućce, podłączona kuchenka... A on ciągle odsuwa wyprowadzkę w czasie, a kiedy pytam dlaczego daje wymijające odpowiedzi w stylu *nie mamy mikrofalówki*, *no pomalutku można przewozić rzeczy*, *spokojnie, mieszkanie nam nie ucieknie* itd. Bardzo się zdenerwowałam i dzisiaj od rana mi to uczucie towarzyszyło, do teraz zresztą towarzyszy, tyle że chwilami mocniej (aż do zawrotu głowy i skrętu żołądka), a chwilami tylko w tle. Czuję się niechciana i niekochana, a on mnie w ogóle nie słucha :/ Pozdrawiam
  5. Maniu ja też gratuluję i zazdroszczę swobody w kolejce. Naprawdę doskonale sobie radzisz, a co do egzaminu, to jestem pewna że wszystko będzie ok, Ty już potrafisz nad sobą panować i nerwy Ci nię przeszkadzają :) Bogusiu Ty masz w sobie tyle siły i energii, że mogłabyś tym obdzielić kilka innych osób :) Bardzo mocno trzymam kciuki, żebyś poukładała sobie życie - poczyniłaś już odpowiednie kroki, tak więc na pewno będzie już tylko lepiej. Asiu fajnie że pracujesz, to zawsze też pomaga nie skupiać się na naszych odczuciach, tylko zająć myśli. Agata u Ciebie to już w ogóle rewelacja, taki tydzień z dala od domu i to w tak licznym towarzystwie :) Michalinko tak generalnie zgadzam się, że rozmowy są częścią terapii i mój psycholog też uważa, że rozmawiać zawsze warto, tylko są pewne granice, których przekroczenie powoduje taki ból, że czasami nie warto tych rozmów prowadzić. Widzisz, ja mieszkam z rodzicami w jednym mieszkaniu, żeby wejść do swojego pokoju muszę przejść przez ich pokój, mamy wspólną kuchnię itd., a nie zamieniamy ze sobą praktycznie słowa w ciągu dnia. Kiedy leżałam chora, nie mogłam liczyć nawet na to, żeby mama zrobiła mi herbatę. Do lekarzy, do których nie byłam w stanie wybrać się sama zawsze woził mnie chłopak - ich nie interesowało, że ja nie jestem w stanie tam dojść na własnych nogach. Od małego słyszałam od nich, że mnie nie chcą, że woleliby żebym się nie urodziła - i to za pierdoły, w stylu zbita niechcący szklanka. Nie nauczyli mnie w ogóle takich normalnych ludzkich zachowań - dzisiaj bardzo się tego wstydzę, ale np. jak byłam w wieku dojrzewania i miałam ogromny problem z potliwością i przetłuszczającymi się włosami, dzieciaki się ze mnie śmiały, bo śmierdziałam - a oni mówili tylko, że mycie włosów częściej niż raz na tydzień to marnotrawstwo wody, kąpiel najlepiej też raz w tygodniu. To samo z praniem ciuchów - miałam 3 sweterki na krzyż i w kółko w nich chodziłam, a matka prała je jak już naprawdę były bardzo brudne. Nigdy nie dostawałam niczego *niepotrzebnego*, zawsze miałam jedną parę butów na każdą porę roku i nosiłam je póki nie darły się tak, że w podeszwach były dziury albo cała podeszwa odpadała - i znów się ze mnie śmiali, a rodzice nie reagowali, mówili (13-latce!) że mam sama sobie zarobić na nowe itd. Więc wiecie, trudno mi z całym tym bagażem teraz tak po prostu do nich zagadać, po prostu nie chcę tego zrobić i wolę zdecydowanie opcję samodzielnego radzenia sobie. U mnie jakoś leci, w sobotę na ślubie było ok, cała niedziela minęła bardzo przyjemnie i zupełnie bez stresu, wczoraj chłopak podrzucił mnie do pracy, ale wracałam sama i też było w miarę ok, tylko jeden z moich projektów niestety bardzo szwankuje i w związku z tym mam mnóstwo nerwów, szefostwo zaczęło się interesować, dlaczego spada rentowność tego przedsięwzięcia i nie jest przyjemnie :/ Dzisiaj sama jechałam autobusem do pracy, niestety z powodu remontów mój autobus jest ostatnio tak zapchany, że tak jak zawsze siedziałam całą drogę, tak teraz nie ma na to szans i stoję te 40 minut, i dzisiaj pod koniec drogi zrobiło mi się bardzo słabo, cała się spociłam i poczułam, że zaczynam odpływać, na szczęście już wysiadałam i świeże powietrze mnie otrzeźwiło na tyle, że doszłam do pracy, no a tutaj już siedzę, choć nadal czuję się osłabiona trochę. Po południu jeśli będę się lepiej czuła mam umówioną wizytę u fryzjera. Pozdrawiam
  6. Bogusiu bardzo się cieszę, że się odzywasz, i to z tak pozytywnymi wieściami, super :) Życzę Ci z całego serca, żeby wszystko ułożyło Ci się jak najlepiej. Michalinko współczuję uziemienia z córą w domu, ale dwa tygodnie na pewno zlecą jak z bicza strzelił, a póki co ciesz się tymi chwilami dla siebie, które udaje Ci się wygospodarować. Asiu u mnie wczoraj też było listopadowo i ponuro, ale dzisiaj piękne słońce :) Dobrze, że Twoja siostra jest już w domu, nawet jeśli nadal musi leżeć i na siebie uważać to na pewno otoczenie jest milsze niż szpital. Maniu mnie też przerwy w wychodzeniu wytrącają z równowagi, no ale w końcu trzeba wyjść, nie można dać się zamknąć w domu. Ty radzisz sobie świetnie. U mnie tydzień minął w miarę ok, choć poza pracą nie za bardzo wychodziłam z domu, w czwartek byliśmy z chłopakiem na małym spacerze, a wczoraj po pracy poszłam prosto do psychologa, po drodze mając chwilę zapasu czasowego zajrzałam do lumpeksu i kupiłam sobie bluzeczkę. Psycholog uważa, że po takiej reakcji moich rodziców na moje urodziny może nie warto koncentrować się na próbach rozmowy, tylko raczej na odcinaniu się od nich, tzn nie na tym, żeby udawać, że ich nie znam czy coś w tym stylu, tylko uświadamianiu sobie, że bez nich też mogę sobie poradzić, i to całkiem dobrze, bo przecież większość dorosłych ludzi radzi sobie na co dzień bez rodziców, rodzice są dla nich po prostu jak kumple. Problem w tym, że ja bardzo potrzebuję ciepła i miłości, i te niezaspokojone potrzeby generują u mnie niepokój i lęki. Będziemy więc w najbliższym czasie pracować nad zmianą mojego nastawienia i przekonań. Po wizycie z kilkoma przesiadkami podjechałam do centrum handlowego odebrać zamówioną płytę i książkę, a potem już do domu. I tak jak cały dzień minął w niezłym nastroju i bez ekscesów lękowych, tak wieczorem w domu czułam się dość okropnie, zalewały mnie takie fale lęku, że aż dreszczy dostawałam, bardzo nieprzyjemne uczucie. Stosowałam dialog wewnętrzny, który trochę pomógł, ale ostatecznie musiałam się wcześniej położyć spać, bo już nie mogłam wytrzymać. W nocy co prawda budziłam się co dwie godziny z tym niepokojem, ale rano wstałam już w lepszej formie. Nadal jestem niespokojna, ale jak do siebie gadam i zajmuję swoją uwagę czymś innym jest lepiej. Po południu mamy w planach ślub cywilny kolegi mojego chłopaka, trochę jestem zestresowana, bo u nas USC jest w ratuszu na samym środku rynku, więc nie możemy tam pojechać samochodem, tylko musimy tramwajem, plus nigdy nie byłam na takiej uroczystości. Wiem, że jest krótka, ale wiecie, nowe miejsce, ludzie, których nie znam (nie będę znała nikogo poza moim chłopakiem) - i złe wizje się rodzą. No ale postaram się być dzielna i mimo wszystko pójść tam i bawić się dobrze. Pozdrawiam
  7. Agata i jak tam świętowanie? Opis brzmi trochę strasznie, chociaż wiadomo - co kraj to obyczaj. Michalinko chore dziecko w domu, zwłaszcza unieruchomione gipsem na pewno potrafi dać w kość, ale jak któraś z dziewczyn napisała, mała musi się nauczyć, że złamana noga nie daje jej prawa do wymuszania płaczem wszystkiego, czego zechce. Mam nadzieję, że już wkrótce sytuacja się trochę uspokoi. A jak długo Twoja córka ma mieć gips na nodze? U dzieci kości zrastają się szybciej niż u dorosłego, prawda? Trzymam za Was kciuki. Marta jesteś bardzo bardzo silną osobą, że tak się trzymasz mimo lęków po odstawieniu leków i trudnych relacji z mamą, bardzo Cię podziwiam. I współczuję sąsiadów. Asiu takie jesienne spacery, zwłaszcza jak pogoda dopisuje i liście mienią się wszystkimi kolorami w słońcu potrafią być przepiękne, trzeba korzystać z pogody póki jest. Jak odwiedziny u siostry? Wiadomo już, kiedy będzie mogła wrócić do domu? U mnie lepiej, chodzę do pracy, czasami jedzie ze mną chłopak (ale autobusem), czasami jadę sama, w weekend byliśmy u znajomych, też w miarę na luzie, w pracy stresuję się głównie na spotkaniach na których jest więcej osób, ale staram się bardzo korzystać z metod zaproponowanych przez psychologa i faktycznie w większości przypadków pomagają mi się uspokoić albo przynajmniej dotrwać do końca dnia pracy/do końca podróży autobusem. Na rozmowę z mamą póki co się nie zdobyłam, w niedzielę miałam urodziny i myślałam, że to może być dobra okazja, ale nie była - w zasadzie gdyby nie szybkie *wszystkiego najlepszego* rzucone przez matkę nie odczulabym wcale, że to jakieś święto. Nawet w taki dzień traktowali mnie jak piąte koło u wozu, więc motywacja do rozmowy ze mnie uleciała... Chyba potrzebuję jeszcze pogadać z psychologiem o swoich obawach, w piątek do niego idę. Pozdrawiam
  8. Agata bardzo współczuję tych okresowych dolegliwości, ale wiesz, ja też nigdy nie miałam problemów w tym czasie, nawet tabletki przeciwbólowej nie musiałam brać, a od paru miesięcy naprawdę kiepsko przechodzę miesiączkę i to mimo brania tabletek antykoncepcyjnych. Faktycznie może być coś w tym, co pisze Mania. Trzymam kciuki, żeby Ci się szybko poprawiło. Maniu super, że tak dobrze sobie radzisz, a prawo jazdy to już w ogóle rewelacja :) Jesteś kolejnym dowodem na to, że lęki można zostawić daleko za sobą. Michalinko naprawdę, nie zadręczaj się, dziewczyny już w sumie wszystko napisały, ja dodam od siebie: dziecka nie upilnujesz, zresztą wszystkie statystyki pokazują, że najwięcej wypadków zdarza się w domu i wśród bliskich - tak po prostu jest. Twoja córeczka szybko wróci do sprawności i za jakiś czas w ogóle nie będzie pamiętała tego wypadku, a jeśli już to historia pozostanie w rodzinie jako anegdotka z dzieciństwa, zobaczysz. Głowa do góry, a teściowej nie słuchaj, bo szkoda nerwów na takie głupie gadanie... U mnie trochę lepiej, u psychologa bardzo się ostatnio popłakałam, on mówi, że moje pogorszenie jest wskazówką, że idziemy w bardzo dobrą stronę - bo wchodzimy w sferę dla mnie najtrudniejszą, czyli relacje z rodziną, które na 100% są jego zdaniem powodem mojej nerwicy. On twierdzi, że ja po prostu przez całe życie nie miałam okazji poczuć się dzieckiem i teraz to ze mnie wychodzi - i te moje napady lęku i nerwy to nic innego, jak płacz *wewnętrznego dziecka*, które chce być utulone i uspokojone, chce być kochane. Pokazał mi kilka technik, które wcielam w życie i faktycznie pomagają, plus dał bardzo trudne zadanie domowe: powiedzieć rodzicom (albo na razie tylko mamie) jak się czuję i że potrzebuję przytulenia. Niby nic, ale wiecie, ja z rodzicami nie rozmawiam i bardzo trudno mi się w ogóle do nich odezwać, a co dopiero mówić przy tym o emocjach... No ale postaram się to zadanie wykonać. Wczoraj i dzisiaj byłam w pracy, wczoraj zawiózł mnie chłopak, a jak wracałam, to połowę drogi z koleżanką, a połowę pieszo z chłopakiem, więc zaliczyłam jeszcze spacer, a dzisiaj chłopak rano też jechał ze mną, ale autobusem (mega napchanym, staliśmy cała drogę, więc podwójnie się cieszyłam, że był), a powrót znów pół drogi z koleżanką, a pół sama autobusem i było ok, nawet do sklepu weszłam wracając. Czułam się różnie, chwilami lepiej, chwilami gorzej, ale stosowałam właśnie te techniki od psychologa i jakoś się uspokajałam. Pozdrawiam
  9. Dziewczyny ja dzisiaj tylko krótko i o sobie, przepraszam, ale nie mam za bardzo nastroju ani siły się rozpisywać: wczoraj wzięłam tę tabletkę na ciśnienie, przez dwie h miałam wrażenie, że troszkę działa, ale tak ledwo ledwo, w sensie serducho nadal mocno biło, a potem chłopak mnie wyciągnął na spacer do biblioteki, bo chciał pożyczyć książki na moją kartę, i na tym spacerze czułam się trochę osłabiona, ale spokojna, w bibliotece to samo. W drodze powrotnej troszkę już jakby wracały nerwy, ale co najdziwniejsze: jak weszłam do domu na to moje czwarte piętro to zrobiło mi się strasznie słabo, musiałam się położyć, byłam wykończona. Przeraziłam się, że może za bardzo mi to ciśnienie zjechało, ale ojciec wyciągnął ciśnieniomierz i mi zmierzył i wyszło 150/110, czyli wysoko. Teraz się zastanawiam, czy to już po prostu tabletka przestała działać (bo ponoć realnie działa właśnie 2-3 h) i tak zareagowałam na ponowny wzrost ciśnienia, czy faktycznie spadło i po prostu nerwy mi je podniosły. Przez resztę wieczoru znów dokuczało mi to ciśnienie, ale bałam się wziąć drugą tabletkę, mimo że to ponoć maleńka dawka (mam zapisane 3 razy po 1 tabletce 10 mg, albo doraźnie jedna tabletka jak wali serducho, a sercowców leczy się standardowo dawkami 160-240 mg dziennie). Dzisiaj też od rana wali serce i czuję się zdenerwowana i osłabiona, ale to pewnie już przed jutrem, więc nic nie biorę. Na 18:00 mam psychologa, chłopak pojedzie ze mną, ale chcemy jechać autobusem, w ramach oswajania się ze światem... Wtedy może jakiś Validol possam dla odwagi. Może ten mój psycholog jakoś pomoże i doradzi przed tym jutrzejszym powrotem do pracy moim... Dodatkowo mnie dobija, że w niedzielę mam urodziny, a spędzę je pewnie w łóżku rozpaczając, jak mnie los nieszczęśliwie doświadczył... Chłopak już zapowiada, że chce mnie zabrać do restauracji z tej okazji, ale ja się do tego kompletnie nie nadaję teraz :/
  10. No ja się niestety nie ma czym pochwalić - całą noc miałam puls około 140 i serce myślałam że mi wyskoczy, zresztą w ogóle wczoraj czułam się źle. Wystarczyło mi odwagi, żeby pojechać samej autobusem do chłopaka (choć na przystanku i w pojeździe umierałam ze strachu), ale już u niego ciśnienie tak mi skoczyło, że tylko leżałam, a nawet wtedy nie czułam się ok, miałam pełne spektrum objawów fizycznych. W związku z tym znów nie dotarłam do pracy :( Chłopak zawiózł mnie do lekarza, ten z miejsca wysłał mnie na EKG, mam też iść na badania krwi, których panicznie się boję i nie wiem, czy dam radę :( Do środy włącznie mam zwolnienie, a objawy fizyczne owszem, dokuczają mi. Chyba zacznę się ratować tym Afobamem... Lekarz dzisiaj zapisał mi Propranolol na obniżenie ciśnienia i uspokojenie serca, on przy okazji działa lekko przeciwlękowo, choć tak ogólnie to lek na serce, ale ja się oczywiście boję go wziąć, bo już sobie wkręcam, że tak mi obniży ciśnienie że umrę :/ Agata u Ciebie jak zawsze super, bardzo, bardzo Ci zazdroszczę. Maniu witamy na forum, z Twojego opisu wynika, że bardzo dobrze sobie radzisz z agorką, w zasadzie jesteś już na ostatniej prostej - podłączam się do pytania Agaty, na jaką terapię chodziłaś/ chodzisz i jak długo ona trwała? Michalinko absolutnie nie możesz siebie winić za wypadek córeczki, nie przed wszystkim można uchronić dziecko, niestety. Ale nie masz mimo wszystko lęków, jesteś po prostu zdenerwowana - to jest jakiś plus tej całej sytuacji. Jestem pewna, że teraz będzie już tylko lepiej i z małą, i z Tobą. Pozdrawiam
  11. Marta a powiedz, Ty zupełnie z dnia na dzień odstawiłaś te leki czy schodziłaś powoli z dawek, zmniejszając je, aż w końcu doszło do dnia, kiedy nie brałaś już żadnej tabletki? Bo z tego, co wiem, z takich leków nie wolno rezygnować z dnia na dzień i trzeba odstawiać ściśle pod kontrolą lekarza. Strasznie współczuję tych objawów, ale musisz o nich porozmawiać z psychiatra nie psychologiem, psycholog nie zna się tak na lekarstwach, zresztą sam nie może ich zapisywać. Trzymam kciuki żeby było ok. Agata tak jak piszesz, przy agorafobii powinnam mieć jakieś *bezpieczne punkty* albo osoby, a ja nic takiego nie mam, do pewnego momentu było tak, że czułam się bezpiecznie przy chłopaku albo np. u niego w domu, a teraz nie ma znaczenia, gdzie jestem - mam lęk i dręczy mnie on bardzo. Kiedyś to były bardziej ataki, a teraz non stop czuję ten lęk. Mój psycholog jest przeciwny lekom, bo one nie leczą, a poza tym one niestety tez mają skutki uboczne, które paradoksalnie mogą nasilać te przykre objawy fizyczne, które już mam. Magda u Ciebie to już w ogóle jest super, żyjesz normalnie - praca, spotkania ze znajomymi... Bardzo zazdroszczę. Ja wczoraj najpierw byłam z chłopakiem na spacerze, a potem u niego resztę dnia spędziłam, i na spacerze, i u niego czułam lęk :/ Dzisiaj chcemy na chwilę podskoczyć do tego nowego mieszkania zawieźć parę rzeczy, a jutro już praca... Jestem przerażona :/
  12. Asiu to wszystkiego dobrego dla siostry i jej maleństwa, mam nadzieję, że sytuacja niebawem się poprawi. Bardzo się cieszę, że mimo trudnego czasu tak doskonale sobie radzisz. Agata ja uważam, że nawet gdyby Tobie się znów jakieś lęki odezwały, to błyskawicznie byś sobie z nimi poradziła, bo wiesz co robić. Żyjesz pełnią życia i to jest piękne. Marta Ty tak szybko robisz postępy, że aż się wierzyć nie chce, chciałabym mieć Twoją energię i wolę podnoszenia się po gorszych chwilach... U mnie nadal kiepsko, chociaż bardzo się staram, wczoraj po południu pojechalismy z chłopakiem do tego Makro, mimo że byłam przekonana, że nie wytrzymam tam nawet 10 minut wytrzymałam ponad godzinę (z kiepskim samopoczuciem, ale wytrzymałam), kupiliśmy bardzo dużo rzeczy, a potem pojechaliśmy do nowego mieszkania to wszystko zawieźć. Dzisiaj natomiast w domu czułam się całkiem nieźle, za to jak przyszło do wyjścia do psychologa to zaczęła się jazda. Na przystanek szłam jak na ścięcie, totalne odrealnienie i żołądek w gardle, ale nie miałam siły się wycofać do domu, więc wsiadłam do autobusu i uznałam, że najwyżej zadzwonię do psychologa i poproszę go żeby wyszedł po mnie na przystanek (jego gabinet jest 10 minut od przystanku) i starałam się jakoś dojechać. Było źle, kilka razy myślałam, że zwymiotuję, ale jakoś dotarłam. Wizyta ok, wyrzuciłam z siebie dużo emocji, dostałam trochę wskazówek, ale powrót był znów bardzo trudny, jeszcze dojście na przystanek w miarę ok, ale w autobusie miałam moment, że miałam mroczki przed oczami i gdybym nie siedziała to bym się chyba osunęła na ziemię, a jeszcze przez remonty musiałam jechać z przesiadką na tramwaj. Jakoś jednak dotarłam do domu, tylko jestem tak zmęczona, jakbym cały dzień pracowała fizycznie. Psycholog stwierdził, że to chyba jednak nie tyle agorafobia, co nerwica lękowa i że musimy trochę inaczej do tego podejść, i że prawdopodobnie źródłem tych wszystkich problemów jest jednak moja sytuacja rodzinna. Ciężko jest...
  13. Asiu mam nadzieję, że sytuacja wkrótce się unormuje i Twoja siostra poczuje się lepiej, a Ty i Twoja mama odetchniecie. Agata tak, pewnie częściowo było dokładnie tak jak napisałaś - byłam objedzona i przez to, że nie mogłam zasnąć bardzo mocno się na tym skupiałam, a to odbiło się całym katalogiem negatywnych myśli i odczuć fizycznych (chociaż oczywiście rzeczywiście fizycznie nie czułam się najlepiej). Zapisuję nadal te sytuacje, chociaż ostatnio to non stop muszę zapisywać, więc postaram się przegadać to z psychologiem. Super, że u Ciebie tak dobrze, żyjesz jak normalna, zdrowa osoba :) Marta Ty naprawdę radzisz sobie wspaniale, jesteś zupełnie inną osobą, niż kiedy zaczynałaś z nami pisać. Super, że potrafisz się tak skutecznie uspokoić w sklepie czy w kolejce, i że na Ciebie to naprawdę działa - rewelacja! Też muszę znaleźć jakiś swój sposób, a przede wszystkim przestać się nadmiernie koncentrować na odczuciach fizycznych, bo znów to robię. Madziu no to serdeczne gratulacje z powodu obrony :) Wiedziałam, że dasz radę! I fajnie, że mimo gorszych chwil szybciutko wróciłaś do dobrego samopoczucia. U mnie słabo, aż nie chciałam pisać ostatnie dwa dni, mimo że czytałam Was codziennie. We wtorek rano chłopak zawiózł mnie do pracy, ale wytrzymałam tylko dwie godziny, czułam się okropnie - jakby nogi odmawiały mi posłuszeństwa, plus ten niepokój okropny i poczucie oszołomienia. Z koleżanką umówiłam się (tzn ona wyszła z taką propozycją, bo ja już nie mam urlopu, a na L4 też nie bardzo mogę iść - no bo co powiem lekarzowi? Że mi ciągle słabo?) że do końca tygodnia pracuję z domu, zabrałam komputer i zadzwoniłam po ojca, żeby zawiózł mnie do domu. No i jestem w domu, wczoraj po południu chłopak wyciągnął mnie na krótki spacer, po drodze zajrzeliśmy do apteki, kupiłam magnez i Ibuprom Zatoki, bo mnie strasznie bolały wczoraj, a potem poszliśmy na drugą stronę osiedla na pocztę, ale tam czułam się kiepsko naprawdę, bo była kolejka dość duża i mimo że poczta mała, to nie było mi fajnie. Jakoś wytrzymałam, ale kręciło mi się w głowie jak nie wiem. Po powrocie wzięłam ten Ibuprom, ale on jest z pseudoefedryną i mimo że na ból pomógł, to byłam po nim jeszcze bardziej niespokojna, a nawet nie mogłam zasnąć, mimo że tabletkę wzięłam o 18, a kładłam się koło 23. Teraz też nie czuję się za dobrze, a mamy po południu jechać z chłopakiem do Makro po talerze i inne elementy zastawy stołowej... A jutro na 16:45 mam psychologa, ale nie wiem, czy nie odwołam wizyty, bo chłopak nie będzie mógł mnie zawieźć, a autobusem chyba nie dam rady dojechać... Ogólnie rzecz biorąc - słabo :/
  14. Marta zajrzałam na tę stronę którą polecasz, naprawdę ładne niektóre dywany, pokażę chłopakowi i może coś z tego wybierzemy, dzięki za linka :) Ja to Ciebie podziwiam, że mimo gorszych chwil i odstawiania leku potrafisz sama spędzić tyle czasu w dużym sklepie i jeszcze wystać w kolejce - wielki szacunek za to, serio! Madziu trzymałam kciuki za Twoją obronę, jak poszło? Że się obroniłaś, to jestem praktycznie pewna, ale jak było? Agata co u Ciebie? Jak Ci się zaczął nowy tydzień? Julka mam nadzieję, że faktycznie wszystkie dojdziemy do takiego etapu, kiedy będziemy mogły powiedzieć z całkowitą pewnością, że lęk i fobia zostały daleko za nami. U mnie niestety kiepsko bardzo. Wczoraj zjadłam dużą kolację, czego nigdy nie robię, ale byłam bardzo głodna, i to się na mnie bardzo zemściło w nocy - najpierw nie mogłam zasnąć, a potem myślałam, że umieram - nie mogłam oddychać, mogłam nabierać tylko bardzo płytko powietrza, przez co czułam, że mdleję (a leżałam w łózku), zlał mnie pot, mimo że miałam uchylone okno a na dworze były zaledwie 3 stopnie, i było mi strasznie niedobrze - przez chwilę chciałam dzwonić po karetkę, ale tego nie zrobiłam, tylko poczołgałam się zgięta wpół do kuchni i nalałam sobie kropli żołądkowych i po jakimś czasie zrobiło się trochę lepiej, ale męczyłam się do rana, przez co nie poszłam do pracy. Po południu chłopak do mnie przyjechał, i zaproponował żebyśmy skoczyli do dużego Tesco i do Carrefoura zobaczyć garnki i talerze i myślałam, że może mi to pomoże zapomnieć o kiepskim samopoczuciu, ale nie - wytrzymałam tylko Carrefoura i poprosiłam, żeby chlopak odwiózł mnie do domu. Czuję się słaba, czuję odrealnienie i co najgorsze, co jakiś czas mam takie uczucie jakby na chwilkę zatrzymywało mi się serce i oddech, na ułamek sekundy, ale czuję to. Miałam niedawno robione EKG i nie wykazało nieprawidłowości, więc to pewnie panika, ale uczucie jest koszmarne, boję się przez to zasypiać i ciągle się na tym koncentruję. Do tego non stop czuję się źle, nie mija mi to w domu ani jak się np. kładę do łóżka. Jutro muszę już pójść do pracy, chłopak mnie zawiezie, ale czuję się koszmarnie. Nie umiem spokojnie usiedzieć, cały czas muszę się ruszać, choćby kiwać stopą, albo się kołysać, inaczej mam wrażenie, że się przewrócę... A miałam taką nadzieję, że już bedzie lepiej....
  15. Ja zrozumiałam Julkę podobnie jak Michalinka, ale jednak słowo pisane zawsze inaczej się odbiera niż gdyby Julka to powiedziała, stąd faktycznie nie zabrzmiało to zbyt sympatycznie, też dziwnie się poczułam, jak przeczytałam, że w przeciwieństwie do Julki nikt tutaj nie łączy trzech etatów i że mamy mniej na głowie, i jak będziemy mieć tyle co ona to dopiero zobaczymy - mimo że rozumiem, o co chodziło, to też się poczułam gorsza. Poza tym jak Julka napisałaś, że będziesz teraz bardzo rzadko zaglądać, to myślałam że to będzie raczej raz na miesiąc albo i na kilka miesięcy, stąd nie dziwię się, że Agata która pisała z Asią i Julią od początku poczuła jakby zniknęła jej dobra koleżanka - to naturalne uczucie. No ale nie ma co roztrząsać, zawsze fajnie jak któraś się odzywa i daje znać, jak jej idzie walka z agorafobią. Michalinko fajnie, że komputer już naprawiony, co do tego forum to ciekawy pomysł, choć ja się jeszcze nie czuję gotowa przenieść na takie *zdrowe* pogaduchy - lęki nadal są obecne w moim życiu, są takie dni że dość mocno się zaznaczają, tak więc dla mnie to jeszcze na pewno za wcześnie. Marta przykro mi, że nie dałaś rady pójść do szkoły, ale uważam podobnie jak dziewczyny - spróbuj nie traktować tego jako porażki, tylko zapisz sobie, jak sie czułaś, jakie myśli konkretnie Ci towarzyszyły i porozmawiaj o tym z psychologiem, dla niego to na pewno będzie cenne i będzie mógł Ci lepiej doradzić, jak sobie pomóc w takich momentach. Wydaje mi się, że to może też być trochę kwestia odstawiania leków, w końcu dla organizmu to trochę rewolucja. Daj sobie trochę czasu i trzymaj się dzielnie. Ja wczoraj mimo średniego samopoczucia (osłabienie i coś jakby lekka derealizacja, plus jakby rozmywanie się obrazu) pojechałam do Tesco, gdzie z chłopakiem oglądaliśmy talerze i inne gadżety do kuchni i kupiliśmy parę drobiazgów, a potem weszliśmy jeszcze do Deichmanna i CCC i kupiłam sobie buty na jesień, bo w tej chwili mam w szafie tylko balerinki i takie botki na obcasie, a to nie zawsze jest wygodne. W sklepach z butami czułam się średnio, w którymś momencie w CCC dostałam uderzenia gorąca i chciałam uciekać, ale miałam już pudełko z butami w ręce i stwierdziłam, że tę chwilkę w kolejce muszę wytrzymać, no i dałam radę. Resztę popołudnia i wieczór spędziliśmy leniwie. Dzisiaj natomiast byliśmy na długim spacerze, samopoczucie cały czas takie samo, ale staram się nie zwracać na nie uwagi - w końcu co za różnica, czy jestem w domu czy na dworze, skoro tu i tu czuję się tak samo? Zajrzeliśmy też do nowego mieszkania zrobić kilka pomiarów na dywany i brakujące meble, i potem spacerkiem na tramwaj i do domu. Teraz już tylko relaks przed jutrem. Pozdrawiam, miłego wieczoru
  16. Faktycznie strasznie tu cicho... Aż dziwnie, jak się zagląda... Agata masz rację z tym starym mieszkaniem, ściany są krzywe że aż się wierzyć nie chce, jak się przykłada poziomicę, drzwi musieliśmy specjalnie dopasowywać do starych futryn, trzeba było wymienić caluteńką elektrykę i inne takie smaczki, których pewnie w nowym budownictwie by nie było, no ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Mnie tylko drażni, że mój chłopak tak swobodnie do tego podchodzi, tak jakby jemu nie robiło różnicy, kiedy się wprowadzimy - czy to będzie za tydzień, dwa czy jeszcze dłużej. Wszystkie moje koleżanki się dziwią, że to tak długo trwa, słyszę jak snują domysły typu *może on wcale nie chce z Tobą mieszkać* itd i zaczynam w to wierzyć. Oczywiście rozmawiałam z nim wielokrotnie i on zapewnia, że chce po prostu, żebyśmy wprowadzili się już do gotowego mieszkania, a nie takiego rozgrzebanego, że rzeczy będziemy trzymać w kartonach itd. ale jakoś jak ludzie chcą ze sobą mieszkać, to im zazwyczaj takie drobiazgi nie przeszkadzają, jest dyskomfort, ale jest i bycie razem. Nie wiem już sama co o tym myśleć, czuję że się od siebie oddalamy i już nie wiem, czy chcę żebyśmy razem zamieszkali. Bardzo się cieszę z tego zlecenia dla Twojego męża :) Mam nadzieję, że rozwinie się to w większą współpracę. A w jakiej dziedzinie szukasz wolontariatu? Praca z dziećmi, ze zwierzętami, czy bardziej jakiś bezpłatny staż w jakiejś firmie? Ja wczoraj w pracy cały dzień czułam się jakaś taka wycofana i trochę kręciło mi się w głowie, ale po pracy musiałam jeszcze podjechać na pętlę autobusową doładować bilet miesięczny, bo mi się wczoraj skończył i cały dzień jeździłam na gapę, a kary w Poznaniu najwyższe w Polsce, więc trzeba się pilnować. Zapomniałam jednak, że przecież studenci już się zjechali do miasta i będą chcieli wyrobić sobie karty miejskie, i jak zobaczyłam kolejkę na pętli to się przelękłam i nawet chciałam się wycofać, ale tego nie zrobiłam i mimo kiepskiego samopoczucia wytrzymałam prawie godzinę stojąc za tym biletem. Potem pojechałam już prosto do domu i odpoczywałam do końca dnia. Dzisiaj chyba tylko z chłopakiem się spotkam po południu, nadal mam ten problem z lekkimi zawrotami głowy, ale postaram się wyjść z domu.
  17. Marta zgadzam się z tym co pisze Agata - w większości same prowokujemy swoje lęki i potrafimy się doprowadzić do takiego stanu, że czujemy się beznadziejnie, a gdybyśmy się niepotrzebnie nie nakręcały to byłoby zupełnie inaczej. Trzymam mocno kciuki za Twoją szkołę, bardzo się postaraj nie spinać niepotrzebnie, a jeśli lęki się pojawią - nie zwracać na nie nadmiernej uwagi, to najlepszy sposób. Pomysł z prowadzeniem dziennika jest fajny, psycholog (jak i Ty sama) może się z niego sporo dowiedzieć o źródłach lęku - mój też kazał mi robić coś podobnego na pierwszej wizycie. Agata u Ciebie widzę super, tyle się dzieje :) Aż miło czytać. Wyjście bez telefonu, portfela... Dla mnie to myślę jeszcze długo nie będzie osiągalne. U mnie są chwile lepsze i gorsze, aczkolwiek ogólnie do przodu. W środę po pracy pojechaliśmy z chłopakiem do nowo otwartego centrum handlowego na drugi koniec miasta, bo miały być ogromne promocje na sprzęt RTV, którego musimy trochę nakupić. Tłumy były szalone, ale nie miałam lęków, tylko głodna byłam bardzo, bo nie zdążyłam nic zjeść po pracy, i przez to trochę słabo się czułam. Niestety, przez tłum odwiedzających z tych fantastycznych promocji nic nie zostało i wyszliśmy ze sklepu z pustymi rękami. Żeby jednak wyjazd nie był na próżno, podjechaliśmy do kolegi który mieszka niedaleko tego nowego centrum i zabraliśmy od niego telewizor, który nam odsprzedaje, po czym zawieźliśmy nowy nabytek do nowego mieszkania. Z kolei wczoraj w pracy towarzyszył mi lęk, nie przez cały dzień, ale przez dużą jego część. Do tego miałam uczucie zapchanych zatok, mimo że normalnie mogę oddychać przez nos, nie mam ani odrobiny kataru. Przez to trochę kręciło mi się w głowie, zwłaszcza jak wracałam do domu, i przez chwilę czułam, że zbliża się panika, ale ją opanowałam. Po południu pojechałam z chłopakiem do nowego mieszkania, gdzie mieliśmy parę drobiazgów do zrobienia i niestety okazało się, że z kaloryfera w kuchni cieknie woda, i prawdopodobnie trzeba będzie wymienić termostaty we wszystkich kaloryferach, więc kolejne wydatki :/ Dzisiaj rano w autobusie też czułam się średnio, te lekkie zawroty głowy i co za tym idzie lekkie mdłości, ale dojechałam do pracy. W tym tygodniu nie mam wizyty u psychologa, bo jest na urlopie, tak więc po pracy relaks w domu. Pozdrawiam
  18. Julka rozkręcasz się, strach się bać, co będzie za kilka miesięcy :) Gratuluję pomysłu z firmą i jestem pewna, że doskonale sobie poradzisz :) Jesteś dla nas wszystkich doskonałym przykładem, że z naszą przypadłością można się skutecznie rozprawić. Zaglądaj do nas czasami :) Agata taka wycieczka to też niezłe wyzwanie, ale dla Ciebie to już chyba nie ma wyzwań nie do pokonania ;) Marta bardzo Ci gratuluję tego spaceru, nie sztuką jest wyjść, kiedy czujemy się dobrze, ale wtedy, kiedy dopada nas lęk się nie poddać. Ty poradziłaś sobie świetnie. I jak było u psychologa? Michalinko cieszę się, że wyjście po dłuższej przerwie przebiegło bez zakłóceń. Fajny pomysł z tym pomalowaniem ściany jak tablicy :) gdybym miała coś takiego jako dziecko byłabym zachwycona :) U mnie wczoraj w pracy ok, dodatkowo niespodziewanie dostaliśmy zaproszenie do kina na przegląd spektakli teatru telewizji, wczoraj był pierwszy film z cyklu, a po nim spotkanie z aktorami, którzy w nim grali 30 lat temu ponad (są z poznańskiego teatru). Wahałam się czy iść, bo jednak wiecie, ze zwykłego kina w każdej chwili można wyjść, a tu nie bardzo, ale poszłam i nie żałuję. Co prawda na początku się trochę zestresowałam, bo to małe, niszowe kino i rzędy foteli mają wejście tylko z jednej strony, więc jakby się chciało wyjść to trzeba się przez cały rząd przepychać i potem przedefilować przed ekranem, ale jak film się zaczął to już się tak na tym nie skupiałam, nie byłam zupełnie swobodna, ale nie było źle. W czasie tego spotkania z aktorami było trochę gorzej, bo światła zapalone, oni siedzieli na dole, vis a vis publiczności i już w ogóle nie szłoby wyjść, miałam parę nerwowych momentów, ale dotrwaliśmy do końca. Podróż autobusem do domu z centrum miasta zupełnie ok, tylko głodna byłam okropnie, bo nie zdążyłam zjeść obiadu przed wyjściem do tego kina i cały dzień byłam na paru kanapkach. Dzisiaj z kolei rano miałam trochę problemy z żołądkiem, nawet się zastanawiałam, czy nie zostać w domu, ale że miałam dwa szkolenia poprowadzić i nie chciałam tego zrzucać na koleżanki to się przełamałam i mimo że parę razy chciałam wiać z autobusu to poczucie obowiązku zwyciężyło. W połowie dnia pracy znów żołądek dał mi się we znaki, ale przeczekałam to i nie wyszłam wcześniej do domu. Teraz już relaks w domu :) Pozdrawiam
  19. Agata no muszę przyznać, że psycholog mi się udał, szukałam w necie opinii o różnych specjalistach i akurat ten miał same dobre, plus blisko mojej pracy i specjalizuje się w nerwicach, depresji i fobiach, więc widać miałam do niego trafić :) Dodatkowym plusem jest to, że w *abonamencie* mam możliwość kontaktu z nim poza sesjami - w każdej chwili (poza godzinami nocnymi) mogę dzwonić, pisać sms-y albo mailować (oczywiście z umiarem, nie np. po 10 sms-ów dziennie), co też jest kojące. Nie zdarzyło mi się jeszcze korzystać z tego dodatkowego wsparcia, ale dobrze wiedzieć, że jest taka opcja. Na jego korzyść (dla mnie) działa też chyba to, że jest dość młody i taki dość bezpośredni, nie owija w bawełnę, i dzięki temu z różnymi moimi przekonaniami szybko się rozprawiamy, nie dyskutujemy o nich godzinami. Mojej terapii też nie planuje na jakoś bardzo długo, ostatnio stwierdził że bardzo możliwe że jeszcze dwa - trzy spotkania i uporamy się z moim lękiem, ale oczywiście to płynna granica.A jak było w kinie? Powiem Ci jeszcze, że dla mnie w ogóle nie ma dużej róznicy, czy jadę gdzieś komunikacją czy autem, jak mam problem z lękiem to on tak samo mnie trzyma w samochodzie jak w tramwaju, tak samo chcę wysiadać i uciekać. Asiu życzę Ci bardzo dużo siły i energii, i Twojej rodzinie także, mam nadzieję, że zły czas szybko minie. Michalinko widzę że nadal masz szpital w domu. Oby szybko się uspokoiło :) A co do przeprowadzki, to powiem szczerze że nie wiem, niby miał to być koniec września/początek października, a już teraz widać, że raczej chyba połowa października... tak to się odwleka, mimo że prawie wszystko już jest zrobione. Dzisiaj się o to nawet pokłóciłam z chłopakiem, bo ja bym chciała, żebyśmy się bardziej spięli i przyspieszyli, a on z takim ogromnym luzem do tego podchodzi i nie rozumie, co to za różnica czy wprowadzimy się w połowie października czy na początku listopada. Wczorajszy dzień zaliczam do bardzo udanych, wizyta w Castoramie bez problemu, a potem pojechaliśmy do nowego mieszkania i skręciliśmy część mebli. Potem poszliśmy na lody, a wieczór spędziliśmy u chłopaka. Dzisiaj kolejność odwrotna - najpierw skręcanie mebli, a potem Castorama, i w tej Castoramie czułam się średnio, ale to chyba kwestia pogody, ciśnienie chyba leci w dół, bo jestem bardzo senna, mimo że długo spałam, i jakaś taka zmulona się czuję, więc po prostu szybko kupiliśmy co mieliśmy kupić i chłopak pojechał do siebie, a ja relaksuję się w domu. Pozdrawiam
  20. Michalinko bardzo się cieszę, że znów cieszą Cię wizyty w sklepach i nie traktujesz wyjść jako zła koniecznego, to objaw powrotu do zdrowia :) Marta widać w Tobie dużą zmianę, jesteś bardzo pozytywnie nastawiona do życia i do walki z lękiem, a jednocześnie potrafisz go zaakceptować - jestem pod ogromnym wrażeniem. Agata super, że po przerwie spowodowanej bolesnym okresem tak po prostu spędziłaś prawie cały dzień poza domem :) Ty jesteś już zupełnie zdrowa. Asiu i jak wczorajsze wyjście po córę? Już lepiej? Faktycznie warto żebyś się rozejrzała za jakimiś witaminami na wzmocnienie, jesień to ciężki okres i łatwo złapać jakąś infekcję. Isiu dziewczyny dobrze piszą, akceptacja polega na tym, że nie przejmujesz się tym, co będzie, jeśli dostaniesz gdzieś ataku i zemdlejesz albo zaczniesz się dziwnie zachowywać, nie boisz się tego - bo tak naprawdę każdemu może się to przydarzyć i jak napisała Asia, nie jesteśmy żadnymi celebrytami, żeby później jakieś gazety rozpisywały się o naszych kłopotach - ile razy ja widziałam jak ktoś np. zasłabł w tramwaju i następnego dnia już nie byłabym w stanie rozpoznać tej samej osoby. Z nami jest tak samo. Kiedy zaczynasz tak patrzeć na swoje dolegliwości, przestajesz się bać ataku, a to zmniejsza ich częstotliwość, a ostatecznie w ogóle je eliminuje. Mój psycholog wczoraj powiedział, że chciałby, żebym spróbowała nie myśleć o sobie jako o *chorej*, bo on widzi, że mi taki sposób myślenia szkodzi. On powiedział, że nie patrzy na mnie jak na osobę chorą, bo dla niego chory to osoba z depresją albo schizofrenią. Ja po prostu mam lęki, których mogę się pozbyć raz na zawsze, tylko przede wszystkim nie mam traktować tego w kategorii choroby, tylko lęku, fobii. Nie wiem, czy na każdego to zadziała, ale jak to powiedział to poczułam trochę ulgę, jakby zeszły ze mnie emocje. Może Ty też spróbuj spojrzeć na siebie w ten sposób -nie jako na chorą, co u wielu osób (np. u mnie) łatwo przekłada się na użalanie nad sobą, tylko jako na osobę z lękami i fobią, które można odciąć i wyplenić. Julia i jak wizyta w urzędzie? Kurczę długo Was trzyma przeziębienie, współczuje. U mnie wczoraj niezły dzień, w pracy większość czasu było ok, w połowie dnia taka dziewczyna, która pracuje z nami od niedawna zaczęła mnie przy wszystkich wypytywać, co moi rodzice i rodzeństwo na przeprowadzkę, próbowałam jakoś wymijająco odpowiadać, ale ona drążyła dalej (nie jest zbyt taktowna) więc w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam jej, jak jest, co zamknęło jej usta, a we mnie wezbrały emocje i zalał mnie lęk, ale pozwoliłam mu być, i po krótkim czasie minął. Po pracy poszłam pieszo do psychologa, pracowaliśmy nad kolejnymi moimi przekonaniami i chyba znaleźliśmy przyczynę moich lęków. O dziwo nie są to rodzice (a przynajmniej nie głównie), ale historia, o której zapomniałam, a która przypomniała mi się po ostatniej wizycie - rok temu byliśmy z chłopakiem i koleżanką na spacerze nad jeziorem, dość daleko od Poznania, i zupełnie pod koniec, jak siedzieliśmy nad brzegiem i pilismy piwo, przyczepiło się do nas dwóch naćpanych dresów, próbowali pobić mojego chłopaka, krzyczeli na mnie i tę koleżankę, rzucali w nas kłodami drewna, na szczęście udało nam się uciec, ale rzeczywiście od tego czasu zaczęłam się robić bardzo ostrożna, zaczęłam się bać sama wracać z imprez (wcześniej potrafiłam sama o 3 w nocy iść na nocny autobus przez pół miasta) itd. Powiem Wam, że pod koniec wizyty wczoraj, jak to wszystko opowiedziałam, to poczułam tak silny zjazd emocji, że aż mi się w głowie zakręciło i poczułam niepokój. Psycholog powiedział, że to bardzo dobrze, bo to znaczy, że poruszyliśmy temat, który naprawdę musiał głęboko we mnie tkwić i że to może być bardzo dobry trop. Potem, mimo tych silnych emocji, poszłam na przystanek autobusowy i pojechałam do chłopaka (a to dość daleko, dobre 45 minut). Dzisiaj jedziemy do Castoramy po kilka drobiazgów typu wieszak na ręczniki, szafka do łazienki itd., a potem chyba zaczniemy skręcać meble, które przywieźli nam w czwartek. Pozdrawiam
  21. Agatka współczuję takich bolesnych okresów, to musi być okropne. Dobrze, ze odpoczywasz w tym czasie więcej i ogólnie zwalniasz tempo, a nie na siłę starasz się robić wszystko tak samo. Mam nadzieję, że jak tylko okres zacznie się zbliżać ku końcowi poczujesz się lepiej. Z telewizją niestety nie pomogę, ale może dziewczyny będą coś wiedziały. Michalinka wielkie brawa! W trudnej sytuacji powstrzymałaś złe myśli i zastąpiłaś je racjonalnymi przekonaniami (zresztą jak najbardziej słusznymi) - dokładnie o to chodzi! To ogromna umiejętność, możesz być z siebie dumna. Życzę Twojej małej dużo zdrówka. Isia z Twojego opisu dość dziwnie prezentuje się ten psycholog, ja bym chyba szukała dalej, bo nie musisz swojego psychologa lubić, ale musisz mu ufać, a ten chyba nie wzbudził Twojego zaufania. Ja też chodzę do psychologa - mężczyzny, w dodatku na oko jakieś 5-7 lat starszego ode mnie, ale zupełnie nie czuję się przy nim nieswojo, mam do niego zaufanie i czuję się ok, tak więc jego płeć nie powinna mieć wpływu na Waszą relację, a tu chyba trochę tak jest. Magda Twój przykład pokazuje, jak codzienna praca prowadzi nas do sukcesu i coraz lepszego samopoczucia - super :) Asiu i jak, wyszłaś już dzisiaj z domu czy choroba nadal nie odpuszcza? Marta uważam że podjęłaś słuszną decyzję co do lekarza. Daj znać jak było. Julka jak tam u Was? Już trochę zdrowsi? U mnie nadal intensywnie, wczoraj po pracy miałam nie lada test dla siebie - chciałam przetestować najkrótszą wg mapy drogę z pracy do nowego mieszkania i poprosiłam koleżankę, żeby mnie wysadziła na poboczu bardzo ruchliwej ulicy, bez chodnika ani niczego, tamtędy doszłam do przejścia na drugą stronę ulicy, a potem szłam zupełnie sobie nieznaną ścieżką przez dość bezludny teren (początek trasy idzie wzdłuż torów kolejowych i takich zarośli, ogólnie niezbyt miła okolica), i na spokojnie doszłam do celu, zero lęku miałam po drodze. W mieszkaniu czekaliśmy z chłopakiem na łóżko, które miało przyjechać, w międzyczasie jego ojciec tam urzędował, więc znów były porcje złośliwości i rozkazów, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. W końcu przywieźli nam to łóżko i zabraliśmy się za jego montaż, i tak nam zszedł czas do 21 prawie. Jak wróciłam do domu to byłam wykończona, ale zadowolona, bo nie miałam lęków i czułam się zupełnie normalnie. Dzisiaj w pracy miałam dwa spotkania, w tym jedno z szefostwem, i też bez nerwów zupełnie, a jutro po pracy idę na kolejne spotkanie z psychologiem. Pozdrawiam
  22. Hej dziewczyny! Nukusia szkoda że nie masz wystarczającego wsparcia w rodzinie, ale z drugiej strony nasza przypadłość naprawdę nie jest łatwa do zrozumienia dla osób zdrowych, no bo jak tu komuś wytłumaczyć, że nie możemy wyjść z domu albo musimy natychmiast wyjść z autobusu, mimo że teoretycznie nic się nie dzieje? Najważniejsze, że się nie poddajesz i mimo wszystko wychodzisz, koniecznie rób to dalej. Najgorzej to zamknąć się na dobre w domu. Marta nie słuchaj takich opinii że psychiatra jest od czubków albo coś w tym rodzaju, to lekarz jak każdy inny. Ja bym się na Twoim miejscu przeszła i sprawdziła, jaki to lekarz, czy masz do niego zaufanie, czy chce Cię od razu pchać w leki, czy raczej pójdzie w stronę terapii - a może okaże się, że to świetny fachowiec który Ci pomoże? Nic nie tracisz. Ale również polecam psychologa, bo to jego pomoc jest najcenniejsza, oczywiście razem z Twoją codzienną pracą. Michalinko i jak tam u Was, wszyscy już zdrowi? Asiu cieszę się, że czujesz się już lepiej, i widzę że córze podoba się szkoła, skoro jej smutno, że została w domu :) Agata, Julka, Magda, co u Was? U mnie bardzo intensywnie, wczoraj miałam bardzo dobry dzień, najpierw praca, potem jak wracałam do domu zaszłam jeszcze do biblioteki i do dwóch sklepów z ciuchami i kupiłam spodnie, a wieczorem byliśmy z chłopakiem w jednym sklepie meblowym i Castoramie, tym razem autobusem, i wszędzie czułam się dobrze. Dzisiaj z kolei po pracy podjechałam do Empiku po płytę i książkę, a wracając przeszłam przez całe centrum handlowe i w jednym sklepie przymierzałam kilka ubrań, i też kupiłam sweterek. Miałam kilka momentów niepokoju, ale szybko mijały. Resztę dnia przeznaczam na odpoczynek. Pozdrawiam
  23. Oj dziewczyny to widzę, że choroba u Was szaleje, wszystkim Wam życzę zdrówka. Ale faktycznie, taka teraz pora, że trudno czegoś nie złapać, a tu zapowiadają dalsze deszcze :/ Marta bardzo dobrze, że się nie poddajesz, uważam, że zrobiłaś ogromne postępy odkąd się u nas pojawiłaś i trzymam kciuki, żeby dalej było dobrze. Magda super, że u Ciebie tak dobrze, z tym metrem to jestem pod wrażeniem, jestem pewna, że teraz będzie Ci dużo łatwiej pokonywać kolejne lęki :) Agata to spotkanie musiało być fantastycznym przeżyciem :) No i bardzo Ci zazdroszczę pięknej pogody i ciepła, u nas prognozy na najbliższy tydzień to chłodno i deszcz. U mnie wczoraj było trochę zamieszania z tym ślubem. Tak jak wczoraj Wam pisałam, zdecydowaliśmy, że pojedziemy samochodem, bo lało i było zimno. Ja się czułam tak średnio, tzn. bałam się po prostu tej wizyty w kościele, zwłaszcza po porannym osłabieniu po kąpieli, już w aucie chciałam przez chwilę wracać, ale wzięłam się w garść i dojeżdżaliśmy już na miejsce, kiedy okazało się, że pod samym kościołem nie ma już miejsca żeby zaparkować i trzeba szukać kawałek dalej. No i w czasie tego szukania... poszła nam opona, i to nie tylko zeszło z niej powietrze, ale w ogóle cała opona zeszła z koła, do niczego się nie nadawała już. Wiecie, my tu w eleganckich strojach, ja jasna sukienka, chłopak w garniturze, na dworze deszcz i błoto, do ślubu 10 minut, a tu takie coś. Chłopak zadzwonił do ojca, żeby jak da radę podjechał za godzinkę i pomógł z tym kołem, no i wkurzeni poszliśmy do tego kościoła. Weszliśmy chwilkę spóźnieni, więc kościół był już pełen, ale na szczęście w jednej z ostatnich ławek były miejsca i tam usiedliśmy. Mszę wytrzymałam w sumie bez większego problemu, miałam dwa-trzy trudniejsze momenty, ale starałam się skupiać na przyglądaniu młodej parze i innym ludziom w kościele i jakoś poszło. Po mszy złożyliśmy życzenia i poszliśmy do samochodu, przyjechał ojciec chłopaka i dodatkowo nasz kolega, który też był na ślubie zaproponował pomoc, więc wspólnymi siłami założyliśmy zapasową oponę i pojechaliśmy do domu. Powiem Wam, że paradoksalnie, mimo że jak poszła nam ta opona i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy chwilowo uziemieni, to poczułam się kiepsko, ale to bardzo szybko minęło, a już przy zmienianiu koła zupełnie opadł ze mnie strach, zachowywałam się zupełnie normalnie, w sumie byłam spokojniejsza niż mój chłopak. Resztę wieczoru spędziłam w domu, a dzisiaj byłam u chłopaka, pół drogi poszłam pieszo i jeszcze wstąpiłam do marketu po ciasto, więc pozytywnie. No a jutro do pracy. Pozdrawiam
  24. Ja też tylko na chwilkę. Agata opis Twoich aktywności zapiera dech w piersiach, tyle robisz, nic nie jest w stanie Cię powstrzymać - super. Z tym żelazem to prawda, jego niedobór może powodować właśnie zmęczenie, osłabienie, zawroty głowy i kołatanie serca, też miałam w pierwszej kolejności badane żelazo w krwi, ale u mnie akurat było ok. Ale skoro bierzesz leki, to na pewno już niedługo wszystko wróci do normy :) Julka idziesz jak burza z tymi jazdami, już niedługo będziesz kursować samochodem po całym Trójmieście albo i dalej :) Marta zadbaj o swoją dietę, ona naprawdę bardzo mocno wpływa na nasze zdrowie i samopoczucie. Ja też mam silne postanowienie żeby lepiej jeść, bo póki co żywię się bardzo niechlujnie, na śniadanie i kolację chleb z masłem albo żółtym serem, obiadów nie jem (chyba że chłopak zaprosi mnie do siebie na obiad), do tego mnóstwo słodyczy i czasami jakieś jogurty albo serek biały. Sporadycznie usmażę sobie jakiegoś kotleta albo zrobię makaron z jakimś sosem, ale to w sumie tyle i wiem, że ten sposób jedzenia, mimo dobrych wyników krwi, negatywnie wpływa na moje zdrowie i samopoczucie, u Ciebie pewnie też ma to jakieś znaczenie. Trzymam kciuki za nowego lekarza. Madziu czyli widzę, że żyjesz zupełnie normalnie i lęk Ci nie przeszkadza, super! Michalinko zdrówka życzę, katar to paskudna dolegliwość, niby nic poważnego, a potwornie męczy i dorosłego, i dziecko. To, o czym piszesz z tym przywoływaniem ataków to mój główny problem, np. dzisiaj rano wstałam i bez sniadania poszłam się wykąpać, no i jak wychodziłam z wanny to pomyślałam, że nie powinnam tak na głodnego wskakiwać do gorącej kąpieli, bo można zasłabnąć. Efekt? Momentalnie zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, owinęłam się tylko ręcznikiem i poszłam położyć na chwilę. Najadłam się oczywiście strachu, ale po pół godzince już normalnie wstałam i zjadłam śniadanie, i wiem, że mimo że uczucie było potworne, to był atak lęku sprowokowany moim sposobem myślenia. Na najbliższej wizycie opowiem o tym psychologowi i zobaczymy, jakie rozwiązanie zaproponuje, może ma jakiś pomysł na te wstrętne myśli. Jestem przekonana, że u mnie zwalczenie tego sposobu myślenia spowodowałoby ogromną poprawę, bo ja jak tylko otwieram rano oczy, to moja pierwsza myśl to: *Czy wszystko jest ok? Serce nie kołacze? Nie jest mi niedobrze?* i dalej leci litania objawów, które oczywiście w momencie jak o nich pomyślę zaczynają się pojawiać. Wczoraj pod koniec dnia pracy lęk znów atakował, ale jakoś wytrzymałam, wróciłam do domu, a potem pojechaliśmy zapłacić za meble i umówić ich transport. Teraz się relaksuję, na ślub idziemy na 16, trochę się denerwuję, ale z racji brzydkiej pogody (13 stopni i leje, nie udała się Państwu Młodym pogoda) jedziemy jednak samochodem, więc w razie czego po prostu poproszę chłopaka o kluczyki od auta i pójdę sobie w nim posiedzieć.
  25. Hej dziewczyny! Widzę że u Was wszystkich do przodu, każda ma jakieś sukcesy :) Marta nie przejmuj się tym osłabieniem, to mogła być nerwica, ale nie musiała, samo niewyspanie plus kilka bardziej intensywnych dni mogły przynieść taki efekt. Najważniejsze, że nie zwaliłaś tego na nerwy i nie roztrząsasz tego nadmiernie - to ogromnie cenne w naszej chorobie. A jak się teraz czujesz? Julka gratuluję jazdy, jak trochę się pokręcisz samochodem po mieście na pewno zyskasz orientację i będzie jeszcze lepiej - dla przykładu ja mieszkam w Poznaniu od urodzenia i komunikacją wiem, jak dojechać wszędzie, a jak jadę z kimś samochodem i ktoś ma wątpliwości, którędy jechać, to nie umiem mu doradzić - nie mam prawa jazdy, i nie wiem np. gdzie nie ma lewoskrętów albo gdzie są zakazy wjazdu. Asiu no pogoda niestety wstrętna i bardzo sprzyja przeziębieniom, mam nadzieję, że szybko się wykurujesz :) Michalinko mam nadzieję, że Ty też już lepiej się czujesz? Agata u Ciebie też mnóstwo zajęć i do przodu, super :) Ja ogólnie ok, codziennie chodzę do pracy, nie zawsze czuję się super, we wtorek i środę dość mocno doskwierał mi żołądek, ale wytrzymałam w pracy, wczoraj miałam z kolei lęk wolnopłynący przez większość dnia, ale staram się go akceptować jako część swojej choroby i nawet nie brać pod uwagę tego, że z takiego powodu miałabym np. pójść do domu. Trochę pomaga, choć jeszcze nie jestem w tym dobra i emocje wyrywają mi się spod kontroli, ale to pewnie kwestia praktyki. W środę byłam u psychologa, kolejna sesja za mną, rozmawialiśmy o moich stosunkach z rodzicami i zaczęliśmy Racjonalną Terapię Zachowań. Mam też kolejne zadania domowe na przyszły tydzień. Poza tym jeździmy z chłopakiem po sklepach meblowych, kupiliśmy łóżko, a dzisiaj przyjeżdżają do sklepu zamówione przez nas meble do dużego pokoju, więc jedziemy zapłacić i umówić ich transport na przyszły tydzień. Jutro z kolei dość duża próba dla mnie - idziemy na ślub (sam ślub, bez wesela) kolegi, kościół jest w zupełnie innej części miasta i chyba będziemy jechać tramwajem (około 40 minut jazdy), jestem ciekawa jak będzie bo ja w kościołach nie bywam tak normalnie i obawiam się, że dodatkowo na ślubie, gdzie będzie mnóstwo ludzi, mogę odczuwać spory dyskomfort albo nawet lęk - no ale usiądziemy z tyłu i zobaczymy. Pozdrawiam
×