Skocz do zawartości
kardiolo.pl

ANNA1987

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ANNA1987

  1. Dziewczyny wybaczcie że ja dziś tak na szybko i się nie odniosę do Waszych wypowiedzi, ale mam problemy z Internetem i napisałam długą wiadomość, która mi się skasowała, więc tylko szybko się zamelduję, nastrój też taki sobie, czuję się trochę gorzej nadal, ale w niedzielę byłam u rodziców chłopaka, a od poniedziałku normalnie codziennie w pracy i potem jakieś zakupy. W niedzielę w tramwaju miałam atak , ale szybki i niezbyt silny, od poniedziałku bez ataków, ale też bez szału jeśli chodzi o samopoczucie. Od wczoraj jeszcze dość dziwnie się czuję, tak jakbym z żołądkiem miała jakiś problem, ciężko mi na nim i mdli mnie trochę, a po jedzeniu mam silną, bardzo nieprzyjemną zgagę, ale do pracy chodzę i załatwiam co mam do załatwienia. Jeszcze moja szefowa dzisiaj nie przyszła do pracy, bo złapała jelitówke, mam nadzieję, że na nas jako koleżanki z pracy nie przeskoczy, chociaż dzisiaj ten żołądek mi dokucza i mdli mnie dość mocno... No ale nic, zobaczymy, to może też być autosugestia. Teraz zmykam poleżeć z książką. Pozdrawiam
  2. Maniu i jak na spotkaniu rodzinnym? Mam nadzieję, że ok, i że ze zdrowiem też już lepiej. Agata ciekawy ten przepis na sernik, jestem wielkim łasuchem i pochłaniam wszystko, co jest słodkie z ogromnym apetytem, muszę spróbować takiej kombinacji, ale ja akurat mrożonej dyni nie mam w lodówce, więc muszę poczekać na sezon dyniowy ;) Jak Ci mija niedziela bez męża? Aga ja mam takie samopoczucie jak Ty opisujesz, ale nie przed okresem, tylko 2-3 pierwsze dni okresu, też się czuję jakbym miała zaraz zemdleć i często nie mam apetytu do tego. I ja tak mam biorąc tabletki, miałam też przed ich braniem, więc nie wiem, czy ich przyjmowanie akurat na te objawy pomoże. Mi pomaga po prostu oszczędzanie się w te dni, popijanie melisy (działa lekko rozkurczowo) i unikanie ostrych przypraw i ciężkich potraw. Trzymam kciuki za Twoje postępy w walce z lękami! Michalinko jak spotkanie z rodziną i msza? Mam nadzieję, że było ok, ale negatywne emocje w tej sytuacji też są naturalne. U mnie nadal samopoczucie takie sobie, w piątek chłopak wrócił później niż się spodziewałam i w sumie położyłam się spać zanim przyszedł, ale nie mogłam zasnąć, martwiłam się żeby coś mu się nie stało, bo on jest uparty i z zasady nie wraca taksówkami, tylko tłucze się przez pół miasta nocnymi autobusami, a potem jeszcze jest kawałek do przejścia pieszo, więc wiecie... No i zdenerwowałam się dość mocno, co jeszcze wczoraj mnie trzymało. Nie przeszkodziło mi to jednak wyskoczyć do Biedronki na małe zakupy, a potem jak miałam siadać do książki zadzwoniła koleżanka z pytaniem, czy bym się z nią nie przeszła do kina niedaleko nas, więc się zgodziłam z przyjemnością i poszłyśmy. W kinie na początku nie było fajnie, dostałam okres niedługo przed wyjściem i właśnie było mi słabo i niedobrze, jak już siedziałysmy w sali dostałam lekkiego ataku paniki, nawet przez chwilę chciałam wyjść, ale powtarzałam sobie, że to zaraz minie, że jestem z koleżanką, która wie gdzie mieszkam i sama mieszka niedaleko mnie, że w razie czego mi pomoże, odprowadzi do domu albo wezwie pomoc, a poza tym że przecież lepiej być z ludźmi w kinie niż sama w domu jak się słabo czuję, i minęło. Film do końca obejrzałam już w miarę na luzie. Potem zaprosiłam koleżankę do siebie na herbatkę i ciastka i było bardzo miło, po 20 przyszedł chłopak,więc już byliśmy w komplecie i tak minął dzień. Dzisiaj od rana też jestem sama, bo chłopak na zajęciach, ale na 16 jadę do jego rodziców na obiad, nadal jestem osłabiona przez ten okres, ale wiem, że nie ma się czym przejmować, to naturalne. Pozdrawiam
  3. Aga to smutne, że Twój mąż umywa ręce i nie próbuje zrozumieć Twojej choroby, chociaż chyba my wszystkie tutaj zetknęłyśmy się z taką postawą ze strony różnych osób. Najważniejsze, że masz mamę, która Ci pomaga, dziecko,dla którego musisz się starać i chęć wygrania z chorobą - uwierz mi, to bardzo wiele. W naszym schorzeniu niestety nie ma szybkich, gotowych recept, do wszystkiego trzeba dochodzić krok po kroku, pomalutku. Wychodzić najpierw na klatkę schodową, jak już to się udaje to na podwórze, potem do najbliższego sklepu itd. Nie ma sensu rzucać się na głęboką wodę, to może przynieść więcej szkody niż pożytku. Ja w najgorszym okresie choroby bałam się nawet w będąc w domu z rodzicami, trzęsłam się jak miałam wejść do wanny, bo przecież mogę tam zemdleć i się utopić, zostawanie samej w domu było koszmarem, a wyjścia - szkoda gadać. Teraz, dzięki codziennej pracy, takiemu właśnie treningowi krok po kroku jest o niebo lepiej i wierzę, że mogę raz na zawsze pożegnać się z nerwicą. Co do terapii, to mi pomaga - chodzę od września, najpierw raz na tydzień, teraz raz na dwa-trzy tygodnie i są duże postępy, dodatkowo mój psycholog jest pod telefonem i mailem w razie jakbym potrzebowała się wygadać czy usłyszeć słowa otuchy, tak więc ja gorąco polecam. Może uda Ci się znaleźć kogoś polecanego, kto ma np. dużo pozytywnych opinii w internecie (ja tak znalazłam swojego terapeutę) gdzieś niedaleko? Czasem warto podjąć wysiłek i wybrać się trochę dalej do psychologa, który faktycznie nam pomoże - to inwestycja w siebie i swoje normalne funkcjonowanie (mówi Ci to osoba, która jeszcze w wakacje wzbraniała się rękami i nogami przed terapią, twierdząc, że nie ma ona sensu). Ważne tez, żeby bliscy nie tylko wspierali Cię dobrym słowem, co jest oczywiście bardzo istotne, ale mobilizowali do działania, a nie tylko głaskali po głowie i pozwalali leżeć w łóżku - jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, to nie jest dobra droga. Nasze zdrowienie zaczyna się w momencie, kiedy postanowimy mimo wszystkich niewygód i lęków, że musimy z tego łóżka wstać. Bardzo Ci życzę, żeby udało Ci się podjąć ten wysiłek. Agata dobrze że Twój mąż próbuje negocjować, trzymam kciuki, żeby udało się wypracować rozwiązanie korzystne dla was obojga. No i mam nadzieję, że niedziela uplynie Ci spokojnie. Asiu cieszę się, że z Zosią już lepiej, a spór z bratową - cóż, każdy ma swoje danie na różne sprawy, nie musicie się zgadzać, ważne, że jesteście z mężem zgodni, że nowa szkoła to dobry pomysł. To wy jesteście rodzicami Zosi i decyzja należy do was. Michalinko te emocje są całkowicie naturalne, pozwól sobie na nie - to na pewno pozwoli Ci oczyścić umysł i wypuścić z siebie napięcie. Trzymaj się kochana! Maniu u mnie też baardzo zimno, dzisiaj w dzień było -11 stopni, a teraz mam na termometrze -18, coś okropnego. No ale trzeba to jakoś przetrwać. U mnie nastrój taki sobie, też jestem ostatnio jakaś nerwowa, ale zrzucam to na karb nadchodzącego okresu. Jutro powinien się zacząć, mam nadzieję, że jak już to się stanie to poczuję się spokojniejsza. Mimo tego gorszego samopoczucia staram się jednak być aktywna i nie zamykać się w domu, codziennie chodzę do pracy, w środę byłam u psychologa, wczoraj wieczorem poszliśmy z chłopakiem do kina (miałam chwilę niepokoju, ale szybko minęła i potem już było ok, mimo że siedziałam dokładnie pośrodku wypełnionej do ostatniego miejsca sali), a dziś miałam prawdziwy dzień świra. Rano padła komunikacja miejsca w mojej dzielnicy, więc zaliczyłam prawie 40 minutowy spacer do pracy w tym mrozie, dość sporo się spóźniłam, ale szefowa była bardzo wyrozumiała, współczuła mi i jeszcze specjalnie nagrzała w pokoju, żebym miała ciepło jak wejdę, więc miło. Potem w pracy wyszło kilko niezbyt miłych spraw, które trzeba było pozałatwiać od ręki, ale na tym na szczęście pech się skończył. Po pracy podjechałam do rodziców, po drodze zahaczając o Rossmanna, a z powodu tych mrozów ojciec zaproponował, że mnie odwiezie autem do domu, żebym nie marzła, więc spokojnie sobie wróciłam. Teraz się relaksuję w domu i czekam na chłopaka, który jest u znajomych i wróci pewnie koło północy. Jutro on cały dzień będzie na zajęciach na uczelni, a ja mam w planach duże sprzątanie, a potem popołudnie pod kocem z herbatą i książką, bo ma być jeszcze zimniej niż dzisiaj. Pozdrawiam
  4. Agata ciężka sytuacja, współczuję, bo powiem szczerze że sama nie wiem co bym zrobiła... Z jednej strony on ma ofertę pracy, która na pewno jest rozwojowa i przyniesie Wam pieniądze i stabilność, plus ciekawe doświadczenia, ale z drugiej - Ty się dla niego ciągle poświęcasz, przenosisz z miejsca w miejsce, adaptujesz do nowej kultury... Rozumiem w 100% Twoje zdenerwowanie i myślę, że kwestia ewentualnego powrotu nerwicy jest tu najmniejszym problemem, bo z tym potrafisz sobie radzić. Na razie nie mogę Ci poradzić nic innego jak spokojną rozmowę z mężem, wyłóż mu swoje argumenty i posłuchaj, co on ma do powiedzenia, mam nadzieję, że po takiej rozmowie będziecie oboje w stanie wypracować rozwiązanie, które Was oboje zadowoli. Wiesz, opcje są bardzo różne - od Waszego wspólnego wyjazdu, przez jego samotny wyjazd i np. Twój powrót do Polski, po odrzucenie tej oferty. Rozmowa jest jednak konieczna, zresztą pewnie nawet na jednej się nie skończy. Trzymam kciuki! Michalinko najważniejsze że po tej przerwie wyszłaś z domu i załatwiłaś co miałaś załatwić, gorsze samopoczucie każdemu się może zdarzyć. Maniu i jak samopoczucie? Wierzę, że ten widok w pracy musiał byc trudny i mógł Cię nieźle przestraszyć, sama kiedyś dostałam ataku kamicy nerkowej na studiach, podczas zajęć i wiem, że kilka koleżanek było przerażonych, zresztą ja też, bo bolało jak nic innego, nie byłam w stanie dojść do łazienki, mdlałam z bólu itd., ale wszystko dobrze się skończyło i co najważniejsze, znaleźli się ludzie, którzy mi pomogli, wezwali pomoc i poczekali ze mną aż przyjedzie po mnie ojciec, który zawiózł mnie do lekarza. Wiadomo, każdemu może się coś przytrafić, ale jakby myśleć w ten sposób to nie warto by było w ogóle próbować wyjść z domu, zresztą ponoć to w domu zdarza się najwięcej wypadków. U mnie ok, od niedzieli pogoda jest koszmarna, bardzo zimno i gołoledź jakiej nie pamiętam już od bardzo dawna, w niedzielę szłam do cukierni 100 m od domu i czułam się jak na łyżwach, nie mogłam przejść przez ulicę, tak było ślisko, więc już potem nigdzie nie szłam. Wczoraj i dzisiaj praca, a potem zakupy w Biedronce, wczoraj dodatkowo szukałam po okolicznych sklepach jakiegoś ciepłego dresiku do chodzenia po domu, bo zrobiło się naprawdę zimowo, i poszło mi to zupełnie na luzie, odwiedziłam chyba z 10 sklepów, przymierzałam, wybierałam i w końcu udało się dokonać zakupu. Dzisiaj cały dzień czułam się lekko niespokojna, ale ignorowałam to, raz że zbliża mi się okres, a dwa że pogoda taka paskudna, że każdemu na psychikę wjeżdża. Byle do wiosny! Pozdrawiam
  5. Maniu ta Grecja brzmi cudownie, myślę że powinnaś pojechać i świetnie się bawić :) No i mam nadzieję, że znajomość pomyślnie się rozwinie. Agata bardzo się cieszę, że na zajęciach wszystko wróciło do normy i znów chodzisz na nie z przyjemnością. Miłego wyjazdu :) Michalinko i jak tam fryzjer, udało Ci się wyrwać z domu? Asiu bardzo dobrze, że opracowałaś taki system radzenia sobie z nocnymi pobudkami, ponoć faktycznie nie ma nic gorszego niż leżeć bezsennie np. kilka godzin i myśleć o wszystkich złych rzeczach, jakie się wtedy człowiekowi przypominają. Ty wykorzystałaś ten czas konstruktywnie i od razu humor lepszy, a co najważniejsze - lęki Cię nie naszły. Brawo! U mnie nadal w porządku, w czwartek byłam u rodziców do wieczora i było ok, w piątek mieliśmy w pracy dwa bardzo nieprzyjemne zebrania, latały przekleństwa i nagany, a mimo to nie czułam potrzeby wyjścia z sali czy wzięcia leku na uspokojenie, ot, słuchałam i starałam się za bardzo tym nie przejmować. Potem byłyśmy z koleżankami w knajpce greckiej, w sumie 10 osób nas było, w tym koleżanka która już z nami nie pracuje i nasza szefowa, która jest na macierzyńskim i przyjechała z dzieckiem (7 miesięcy, ale bardzo dzielnie zniosła 3 godziny w restauracji, ani razu nie zapłakała i wydawała się bawić równie dobrze jak my). Wszystkie stoliki były zajęte, ale ja czułam się normalnie i doskonale się zrelaksowałam po ciężkim tygodniu. Dodatkowo byłam jeszcze wczoraj i przedwczoraj pielęgniarką dla chłopaka, który się mocno struł, w sumie poza wodą nie był w stanie nic przyjmować i leżał osłabiony, więc też musiałam o niego zadbać, ale to też nie spowodowało u mnie lęku. Dzisiaj on czuje się już lepiej, ale jeszcze nigdzie nie wychodzi, bo jest trochę osłabiony, więc poszłam po zakupy, byłam w 5 sklepach i też wszystko ze spokojem, a nawet z przyjemnością, a teraz siedzimy w domu i obejrzymy jakiś film. Jutro może uda się wyskoczyć na spacer. Pozdrawiam
  6. Agata cieszę się, że mimo problemów w szkole humor Ci dopisuje i podczas wyjść czujesz się dobrze - ale Ciebie już chyba nic nie złamie :) Super! Maniu gratuluję, że po takiej dużej przerwie spowodowanej chorobą poszłaś na luzie do pracy i czujesz się normalnie, nie masz problemów z lękami. Asiu i Michalinko współczuję choroby dzieci, jednak teraz taka pora, że ledwo człowiek wyjdzie z jednej infekcji już popada w drugą, a dzieci są szczególnie wrażliwe pod tym względem. Mam nadzieję, że niedługo sytuacja się uspokoi i będziecie mogły trochę odpocząć. U mnie ten tydzień spokojniejszy pod kątem wyjść, w sumie chodzę głównie do pracy i potem wracając do domu na małe zakupy do sklepów typu Biedronka czy Lidl. W firmie wszystko do zrobienia na wczoraj, także czas do16 mija mi błyskawicznie, spotkanie za spotkaniem, spotkania z klientami w firmie i poza nią, wczoraj jechałam z domu taksówką na 8:15 na spotkanie z klientką, a że akurat w nocy spadł śnieg to były gigantyczne korki, siedziałam w tym samochodzie w sumie bez możliwości cofnięcia się ani jazdy do przodu, a mimo to nie czułam specjalnego zdenerwowania (bałam się tylko że się spóźnię). Dzisiaj po pracy mam w planach odwiedzić rodziców, a jutro idziemy z koleżankami z pracy na obiad i kawkę do restauracji. Pozdrawiam
  7. Asiu strasznie się cieszę, że Twoja Zosia już praktycznie po chorobie i możesz trochę odetchnąć, życzę miłej wizyty u kosmetyczki jutro. Ten brak lęku związanego z wychodzeniem po długiej przerwie to wielka sprawa - bo czy zdrowy człowiek zastanawia się nad takimi rzeczami? Kiedy my też przestajemy zwracać na to uwagę to znaczy, że naprawdę zdrowiejemy. Michalinko mam nadzieję, że Twoje córy też szybko wyzdrowieją, musisz być bardzo zmęczona. Udało Ci się wyjść na spacer i troszkę się zrelaksować? A mężem się nie przejmuj, sam posiedziałby z chorymi dziewczynkami kilka dni to o robieniu obiadu czy sprzątaniu nawet by nie pomyślał. U mnie nadal bardzo intensywnie. W piątek po pracy byłam u psychologa, a zaraz potem zdzwoniliśmy się z chłopakiem, który wracał akurat z pracy, że może wyskoczymy do miasta na obiad zamiast robić sami w domu, więc podjechałam w okolice Starego Rynku i poszliśmy do knajpki z czeską kuchnią, gdzie spędziliśmy przemiłe 2 godziny. Jedzenie było pyszne, klimat bardzo przyjemny, i mimo że restauracja była pełna, mi to w ogóle nie przeszkadzało. Wczoraj z kolei większość dnia spędziłam sama w domu, pracując, sprzątając itd., a wieczorem poszliśmy ze znajomymi do pubu w centrum, gdzie też był tłum, a mimo to siedzieliśmy do wpół do pierwszej i było bardzo miło. Wystraszyłam się tylko trochę, bo chłopak był na zajęciach w innej części miasta i miał prosto stamtąd jechać do pubu, a ja miałam się tam dostać z domu, i na jakąś godzinę przed wyjściem jak akurat zaciągałam rolety zobaczyłam, że przed bramą kamienicy naprzeciwko była jakaś bójka, pijana młodzież, takie klasyczne dresy się biły, do tego wszyscy ledwo trzymali się na nogach, krzyczeli. Było ich z 15 co najmniej, przyjechała policja na sygnale i prawie 20 minut ich uspokajała, potem zgarnęli jednego ze sobą do radiowozu i odjechali, ale ta ekipa nadal tam stała, a ja żeby dojść na przystanek muszę tamtędy przejść, nie ma innej drogi, więc już się zastanawiałam, czy nie zostać w domu, ale stwierdziłam że spróbuję wyjść mimo wszystko i było ok. Dzisiaj z kolei od rana też pracuję, a po południu jadę do rodziców chłopaka na obiad, on też do nas dołączy po swoich zajęciach. Pozdrawiam
  8. Oj dziewczyny, widzę że faktycznie pogrom panuje i nadejście mrozów chyba dobrze by nam wszystkim zrobiło... Życzę dużo zdrówka! Maniu nie miej wyrzutów sumienia, nikt nie lubi czekać do lekarza, a jak przychodzi tam chory to tym bardziej. Bardzo dobrze wiem, co to znaczy zapalenie zatok i jak podle człowiek się z tym czuje, więc nie myśl już o tej sytuacji i kuruj się w domu :) Agata współczuję, jedna wredna osoba, a potrafi tyle popsuć... Mam nadzieję, że wyrzucą go z zajęć, w sumie za takie zachowanie powinien wylecieć *dyscyplinarnie*. U mnie dobrze, nadal jest bardzo aktywnie, w pracy tyle zadań, że trudno się z wszystkim wyrobić, na weekend będę musiała dość sporo zabrać do domu, ale nawet się cieszę, bo chłopak będzie całą sobotę i pół niedzieli na zajęciach na podyplomówce, to akurat będę miała ciszę i spokój, żeby popracować, będzie spokojniej niż w pracy, gdzie co chwila wyskakuje coś nowego do zrobienia i na te zaplanowane rzeczy nie ma czasu. Poza tym we wtorek po pracy byłam u lekarza na wizycie kontrolnej, też się trochę naczekałam, weszłam dopiero pół godziny po czasie, ale mimo pełnej poczekalni i lekkiego stracha dałam radę bez większych problemów. Potem byłam na zakupach w Rossmannie i na szybkim spaghetti w knajpce, w sumie po raz pierwszy od nasilenia choroby byłam w takim miejscu sama, ale było zupełnie ok, zjadłam ze spokojem i poszłam do domu. Wczoraj po pracy byłam w bibliotece na osiedlu niedaleko rodziców, a skoro już odwiedziłam te rejony to wpadlam też do nich z wizytą i w rezultacie w domu byłam dopiero około 20:30. Dzisiaj po pracy byłam w centrum handlowym odebrać zamówione płyty i po tamtejszym EMPIKU też poruszałam się z luzem. Jutro natomiast mam po południu wizytę u psychologa, więc bardzo aktywnie.
  9. Agata też się spodziewałam takiego opisu, to wszystko brzmi niesamowicie i ja Ci ogromnie zazdroszczę takiego radosnego zamieszania, tylu spotkań z rodziną i przyjaciółmi, to musiało być piękne, choć wierzę, że powrót do Turcji był trudny. To kiedy następna wizyta w Polsce? Maniu Tobie tez bardzo gratuluję, jesteś bardzo pracowitą i zorganizowaną osobą i też funkcjonujesz już jak zdrowa - żadne przeszkody nie są wystarczające żeby zatrzymać Cię w domu, świetnie! Asiu życzę zdrówka, mam nadzieję, że już czujesz się trochę lepiej? Michalinko trzymaj się dzielnie, ale też pozwalaj sobie na smutek i inne emocje związane z rocznicą odejścia taty, najważniejsze żeby nie tłamsić takich rzeczy w sobie. U mnie długi weekend mija bardzo aktywnie, w czwartek po pracy byłam u rodziców dość długo, potem w piątek praca, w sobotę byliśmy z chłopakiem odwiedzić moich dziadków, do nich jechaliśmy autobusem, trasą którą jeszcze nie jechałam nigdy, ale było ok, a wracaliśmy w ogóle pieszo, zrobiliśmy sobie godzinny spacer przez dwie dzielnice i też zero nerwów. Wczoraj przed południem byliśmy w odwiedzinach u znajomych, oni mają małe dziecko i drugie w drodze, więc rzadko się ostatnio mamy okazję zobaczyć, a tu udało się zorganizować spotkanie w sumie na 8 osób (plus roczne dziecko :)) więc bardzo miło. Przez chwilę tylko poczułam się niepewnie, bo zjadłam za dużo słodkiego i mnie odrobinę zemdliło, ale powiedziałam sobie w myślach że to właśnie od tego, a nie żaden atak paniki i chwilę potem już było lepiej. Potem wróciliśmy na obiad do domu, a wieczorem jechaliśmy do kina zobaczyć nowego Hobbita, w sumie byliśmy 9-osobową grupą, kino było pełne, a w dodatku na ostatnim piętrze centrum handlowego, a mimo to czułam się dobrze, może ze dwa razy miałam lekkie ukłucie niepokoju, ale sam film (a z reklamami trwał prawie 3 godziny) obejrzalam bez problemu i z zaciekawieniem. Dzisiaj z kolei byliśmy na lodach i na spacerze w parku, też było miło, a jutro powrót do pracy. Pozdrawiam
  10. Maniu współczuję tego nawału pracy, ale wiadomo, samo się nie zrobi. Dobrze, że mimo całych dni spędzanych poza domem czujesz się komfortowo. A takie Sylwestry pod kocem z dobrą przekąską i w miłym gronie też potrafią być przyjemne :) Michalinko to widzę że nieźle Cię córy wymęczyły :) A wizyta gości którzy przynoszą obiad zawsze mile widziana. Mój Sylwester okazał się przesympatyczny, mimo że nic tego nie zapowiadało. Tego dnia od rana czułam się kiepsko, choroba jakby się nasiliła, zatoki tak mnie bolały, że aż w zębach czułam, do tego kompletny brak apetytu i bolące, załzawione oczy - no koszmar. Jeszcze dzień wcześniej spaliłam ciasto, które chciałam zabrać ze sobą w gości, więc humor miała paskudny, zupełnie nie na imprezę, no ale że mieliśmy być tylko my jako goście to nie chcieliśmy tego odwoływać i dobrze zrobiliśmy. Co prawda po drodze okazało się, że tramwaje się zepsuły i musimy zadzwonić po taksówkę, bo naprawa miała potrwać przynajmniej 1,5 godziny, a na miejscu - że zamiast dość drogiego szampana, którego kupiliśmy specjalnie na tę okazję dla gospodyni, bo wiemy że bardzo lubi ten rodzaj alkoholu zabrałam z barku zwykłe czerwone wino, które było w bardzo podobnej butelce, ale potem już było naprawdę miło, mnóstwo pysznego jedzenia i rozmowy do białego rana, kładliśmy się o 5. Wczoraj po dość późnej pobudce i śniadaniu u znajomych pojechaliśmy prosto do rodziców chłopaka na obiad z deserem, a w domu wylądowaliśmy dopiero o 19. No a dziś już w pracy, nadal nie czuję się zupełnie zdrowa, ale jest lepiej. Po pracy mam w planach wpaść do moich rodziców. Asiu a jak u Ciebie? Agata Ty już pewnie powoli wracasz do Turcji, daj znać jak Ci minął pobyt w Polsce.
  11. Maniu ależ miałaś aktywne święta! Musiało być super, bardzo zazdroszczę - i samych świąt, i swobody z jaką je przeżyłaś :) Madziu fajnie że się odezwałaś, z derealizacją ja Ci niestety za bardzo nie pomogę, u mnie pojawiała się bardzo rzadko i szybko mijała, zwalczałam ją tymi samymi sposobami co wszystkie inne objawy, czyli przede wszystkim starałam się nie wpadać w panikę, mówić do siebie i pokonać chorobę zdrowym rozsądkiem. Wierzę, że skoro lęki odpuściły, to może i derealizacja zniknie przy utrzymaniu Twoich dotychczasowych metod walki z nerwicą...Odzywaj się :) Magda ja też uważam, że ten schemat który opisała Mania jest dobry, musisz po prostu powoli oswajać się z kolejnymi etapami - najpierw samo wyjście do sklepu, potem pusty sklep i mała lista zakupów, potem bardziej zatłoczony sklep, aż wreszcie dojdziesz do etapu centrum handlowego. Asiu Twoje plany sylwestrowe brzmią bardzo ciekawie i sympatycznie, u nas będzie bardziej kameralnie - idziemy do znajomych, będziemy prawdopodobnie tylko w 4 osoby plus pies :) Nastawiamy się na duuużo jedzenia (oni świetnie gotują i bardzo lubią się chwalić swoimi umiejętnościami) i wieczór gier planszowych z muzyczką w tle, rok temu było tak samo i było super :) U mnie trochę jak na huśtawce, ale to może być z powodu okresu, który mi się zaczął w sobotę. Ostatecznie w sobotę nie mieliśmy gości, po małej kłotni sytuacji rozwiązała się poniekąd sama - w piątek jak była u nas koleżanka zaczęłam kichać i dostałam kataru, plus bolała mnie głowa i łamało mnie w kościach, w sobotę było lepiej, ale nadal mnie męczyło przeziębienie, więc gości odwołaliśmy. Myslałam, że spędzimy w ten sposób miły, spokojny wieczór w domu, ale chłopak uznał, że to on w takim razie pójdzie się spotkać z tymi ludźmi u jednego z nich w domu, a ja mogę sobie odpocząć sama w domu i tak było. Pierwszy raz byłam w tym mieszkaniu sama wieczorem, a w zasadzie do nocy, do pójścia spać i było mi trochę dziwnie, dwa razy mocno skoczyło mi ciśnienie i kręciło mi się w głowie, ale mówiłam sobie, że to tylko moje nerwy, że przecież jestem bezpieczna w domu, oglądam ciekawy film, mam do przesłuchania płyty, które dostałam w prezencie na gwiazdkę i jak się czymś zajmowałam, to było lepiej. Koło 1 poszłam spać, a jak już zasypiałam to chłopak przyszedł, więc już czułam się zupełnie ok. Wczoraj z kolei po południu wybraliśmy się do centrum handlowego, które niedawno otworzyli przy dworcu w Poznaniu, taki wielki moloch, trzy poziomy i mnóstwo sklepów plus przejścia na dworzec PKP i PKS, i mimo lekkiego stresu przed wyjściem z domu na miejscu czułam się zupełnie ok, kręciliśmy się po całym obiekcie ponad 3,5 godziny, przymierzaliśmy ciuchy i buty, zrobiliśmy zakupy w wielkim Piotrze i Pawle i obejrzeliśmy caluteńką galerię, więc byłam z siebie dumna. A dzisiaj jestem w pracy i trochę daje mi się we znaki niewyspanie (ciężko wstać o 6 po tylu dniach wstawania najwcześniej o 10 ;P) plus resztki przeziębienia i okres, ale staram się tym nie przejmować i robić swoje, tym bardziej że w firmie pustki i jest luźniej, więc można się tak nie stresować. A po południu będę piekła ciasto i wybierała kreację na jutro ;) Pozdrawiam i już teraz życzę Wam wszystkiego dobrego w Nowym Roku, a jutro szampańskiej zabawy :)
  12. Witajcie dziewczyny po świętach, Miło czytać, że u Was było spokojnie i rodzinnie :) Asiu nie przejmuj się tym wyjściem do kościoła, akurat z samopoczuciem podczas mszy w zatłoczonym kościele wiele osób ma problemy, i w ogóle nie łączą tego z agorafobią czy nerwicą, po prostu - jest dużo ludzi, stoi się w dusznym, zamkniętym pomieszczeniu, jak siedzisz w ławce to często masz po bokach innych ludzi i nie można tak łatwo wyjść, często zapada cisza, kiedy wszyscy słuchają księdza i nietrudno o myśli - a co jeśli teraz zrobi mi się słabo/będę musiała wyjść i wszyscy będą na mnie patrzeć? Słyszałam o takich odczuciach od osób, które nie miały najmniejszych problemów w innych zatłoczonych miejscach, sama jak jeszcze chodziłam jako dziecko do kościoła kilka razy tam zasłabłam i widziałam innych mdlejących ludzi, także nie ma nic dziwnego w Twoich odczuciach. Modlić można się wszędzie, a odwiedziny w kościele w inny dzień będą się liczyć tak samo ;) Magda zgadzam się z tym, co napisała Asia - fajnie że taka metoda oswajania się z lękiem Tobie pomogła, tylko to nie jest samo w sobie rozwiązanie naszych problemów. Wychodzić trzeba, jak najbardziej, ale rzucanie się na głęboką wodę może niestety przynieść odwrotne skutki do zamierzonych i pogłębić lęk. Też polecam mimo wszystko psychologa - tylko dobrego, takiego, który nas posłucha i dostosuje się do nas z terapią, a nie wszystkich leczy z klucza tak samo. Wiem to z własnego doświadczenia, bo sama próbowała leczyć się tak jak Ty w początkach mojej choroby i przez dwa miesiące było super, z dnia na dzień coraz lepiej, a potem nagle bach - nerwica zaatakowała z podwójną mocą i nie byłam w stanie wyjść z domu, chodzić do pracy itd. choćby nie wiem co. Od tego czasu korzystam z pomocy psychologa i jest poprawa - wolniejsza i bardziej stopniowa, ale chyba bardziej trwała, bo dochodzimy z moim terapeutą do wydarzeń z mojej przeszłości, które spowodowały nerwicę i zaburzenia lękowe. Michalinko widzę że u Ciebie bardzo aktywnie spędzaliście święta, my przy Tobie jesteśmy leniuchami i obżartuchami do tego :P Ale super, że wszystko się udało bez lęków. Jak wyjazd do Radomia? Pjenc ja również polecam Ci poszukać dobrego psychologa, terapia pokaże Ci sposoby na uporanie się ze złymi schematami myslenia i działania. U mnie święta minęły z lekkim niepokojem, ale ogólnie miło. W Wigilię i pierwsze święto byliśmy u rodziców chłopaka, spędzaliśmy tam praktycznie całe dnie, ale było leniwie - posiłek - rozmowa - posiłek - film w telewizji - posiłek i tak cały dzień. Wczoraj z kolei cały dzień spędziliśmy w domu w piżamach, ja się źle z tym czułam, nie lubię takiego nic nie robienia, ale pogoda była średnia, a my objedzeni po tych dwóch dniach, więc w sumie prawie cały dzień czytałam i oglądałam filmy. Dzisiaj z rana byłam na zakupach: na ryneczku, w Rossmanie, w paru sklepach z gospodarstwem domowym, w sumie ponad godzinka zeszła i było sympatycznie. Teraz posprzątałam i czekam na koleżankę, która ma niedługo przyjść na kawkę. Jutro z kolei mają przyjśc znajomi, ale spróbuję jeszcze ponegocjować z chlopakiem, żeby może to przełożyć na kiedy indziej, bo to są bardzo mili ludzie, ale niestety bardzo dużo piją, a mnie się taka libacja u nas nie bardzo podoba :/ Próbowałam już tłumaczyć chłopakowi, że nie uważam żeby zaproszenie ich było dobrym pomysłem, zwłaszcza że to w sumie koło 7-10 osób, więc jak się popiją i zalegną na podłodze to nie będzie tak łatwo się ich pozbyć, a ja nie chcę nikogo tu nocować i się martwić całą noc, czy nie przewrócą choinki albo coś w tym stylu, ale on uważa, że przesadzam i że skoro oni nas zapraszali wiele razy, to my też powinniśmy, i taka to rozmowa...
  13. Ja też tylko na chwilkę: zdrowych, radosnych Świąt dla Was dziewczyny, niech to będzie piękny, rodzinny czas, w którym znikają wszystkie problemy. Niech choroba stanie się dla nas wszystkich wspomnieniem, a na co dzień towarzyszą nam spokój i uśmiech. Pozdrawiam Was serdecznie
  14. Hej dziewczyny, Asiu ależ jesteś zabiegana, i wszystko robisz na luzie - super :) My też już kupiliśmy choinkę, ale jako że ozdoby musimy dopiero kupić to pewnie udekorujemy ją dopiero w weekend. Maniu widzę że u Ciebie też intensywnie i pozytywnie, bardzo się cieszę :) Współczuję tej alergii, pewnie trochę uprzykrza Ci życie, ale może skoro teraz przyszło zaostrzenie to zaraz pojawi się złagodzenie? A co do tych zestawów ratunkowych, to ja mam zawsze w torebce wodę i ziołowe tabletki na uspokojenie plus ten Afobam, którego nie biorę nigdy, ale uspokaja mnie świadomość, że jest, natomiast tylko sporadycznie korzystam z Validolu, no i potrafię już wyjść np. do sklepu bez torebki z tym całym zestawem, tylko z portfelem. Michalinko jak impreza w bibliotece? Agata faktycznie skrupulatni Ci lekarze w Turcji, u nas też tak powinno być, ale póki co to niestety sfera pobożnych życzeń. A jak się czujesz? U mnie w miarę ok, mamy zaostrzenie różnych konfliktów w pracy plus przed świętami musimy pozamykać różne projekty i bywa naprawdę nieprzyjemnie, przez co np. dzisiaj nie spałam pół nocy, bo się stresowałam, że nie dam sobie rady z jednym zadaniem, więc chodzę trochę podenerwowana, ale widzę że wszystkim w firmie się to udziela. W poniedziałek byłam u psychologa, on uważa, że skoro sama wyprowadzka nie pomogła, to źródło problemu musi jednak tkwić w jakichś upokorzeniach z dzieciństwa, które zdarzały się przy ludziach, stąd moje nerwy np. w komunikacji miejskiej czy knajpie, a swoboda na świeżym powietrzu, mimo że często np. na ulicy jest więcej ludzi niż w knajpie z dwoma zajętymi stolikami. Znów więc wracamy do różnych niefajnych sytuacji z mojego życia i to jest męczące, przez co też możliwe jest chwilowe pogorszenie. We wtorek miałam z kolei niemiłą bardzo sprzeczkę z chłopakiem przy kupowaniu choinki: kupowaliśmy ją na ryneczku niedaleko naszego mieszkania, wzięliśmy taką niedużą w doniczce i chłopak ją przez to musiał nieść sam, bo nie bardzo da radę takie drzewko przewrócić na bok i nieść w dwie osoby. Okazało się, że choinka jest cięższa niż przypuszczał i strasznie się na mnie o to wkurzył, że on w ogóle nie chciał naturalnej, że kupiłby sztuczną i byłoby ok, a tak to on to musi nieść, ręce mu omdlewają i ma tego dość. Ja się z kolei wkurzyłam na takie słowa i powiedziałam, że jakoś wszyscy inni są w stanie dostarczyć drzewko do domu i nie robią z tego dramatu, a poza tym niedaleko na parkingu mieliśmy samochód, więc ja mogłam poczekać z drzewkiem, a on by po nas podjechał i po problemie. Niestety jednak chłopak się strasznie obraził i zaczął na mnie krzyczeć na ulicy, że ja w ogóle nie rozumiem jak on się dla mnie poświęca itd. Powiem wam, że zrobiło mi się mega przykro, podwójnie odechciało mi się tych świąt, nie dość, że idę w miejsce, w którym nie chcę być, to jeszcze same konflikty to generuje, no i kolejna osoba na mnie wrzeszczy, i to w miejscu publicznym. Ostatecznie się pogodziliśmy, ale ja już inaczej na niego patrzę, bo skoro taka bzdura jak doniesienie ciężkiej choinki do domu spowodowało, że był w stanie urządzić mi awanturę na ulicy, to strach pomyśleć, co by było jakby stało się coś poważnego. Wczoraj z kolei byłam po pracy u nowego fryzjera, blisko mojego obecnego miejsca zamieszkania, przez pierwsze 15 minut czułam się nieswojo, a tu wiecie, farba na włosach plus nowa osoba pracująca na moich włosach, ale potem już było ok. Efekt też fajny, trochę inaczej niż dotychczas, tylko cena niestety dość sporo wyższa niż moja poprzednia osiedlowa fryzjerka, więc przemyślę jeszcze, czy nie będę jednak jeździć do tamtej. Pozdrawiam
  15. Agata i jak tam się sprawy potoczyły? Michalinka dobrze pisze, że w sumie to pewnie nie ma czegoś takiego jak idealny moment na dziecko, ale wierzę, że nie chcesz, żeby to było już teraz (wiem jaka ja byłabym przerażona, a jesteśmy w tym samym wieku)i trzymam kciuki, żeby wszystko ułożyło się po Twojej myśli. A co do rodziny, to masz rację, to mój chłopak powinien im twardo powiedzieć, że mamy swoje zdanie i choć szanujemy ich pomysły na życie, to mamy własne i chcemy robić po swojemu, tyle że jemu jest ciężko się postawić, bo jest dość podatny na obrażanie się mamy i fochy ojca. No ale trudno, trzeba to jakoś przeczekać, a póki co staram się po prostu za dużo nie myśleć o świętach, w końcu to tylko 3 dni... Jutro idę do psychologa, to z nim też jeszcze raz przegadam tę kwestię, w czasie jednej z poprzednich wizyt już o tym rozmawialiśmy, ale jakoś jego pomysły na rozwiązanie tej sytuacji mi się nie podobają. Mania bardzo fajnie, że robicie sobie taką rodzinną wycieczkę na święta, na pewno będzie super. Dobrze też, że potrafisz oddzielić złe samopoczucie związane z okresem od nerwicy. Michalinko współczuję choroby córki, a co do samopoczucia, to ja też najbardziej nie lubię takiej pogody jaką teraz mamy, już wolę mróz i śnieg niż takie szare, ponure dni z kilkoma stopniami na plusie. U mnie już lepiej, w czwartek mimo bólu głowy i kiepskiego samopoczucia byłam w tym centrum handlowym po prezenty, a potem poszłam do domu pieszo (a to prawie godzina drogi), bo miałam jeszcze zajrzeć w dwa miejsca i sam spacer był ok, na dworze czułam się lepiej i mniej mnie bolało niż w pomieszczeniach. Na szczęście w piątek przestała mnie boleć głowa, po pracy byłam u rodziców, i tu znów tak śmiesznie - w pracy i u nich było ok, jak szłam ulicą albo czekałam na przystankach też, tylko w tramwaju miałam trochę problem. No ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Wczoraj po południu byliśmy z chłopakiem na rynku na jarmarku świątecznym i tam było super, zero niepokoju mimo tłumów ludzi, za to jak potem poszliśmy do knajpki na obiad, to czułam się dość mocno niepewnie, mimo że nie było dużo ludzi. Najgorzej było jak chłopak poszedł do łazienki - tylko 5 minut siedziałam sama przy stoliku, a zaraz walenie serducha i złe myśli. Nie wiem dlaczego tak jest... Dzisiaj z kolei mamy po południu gości, znajomi przychodzą, ja się z rana kiepsko czułam, taka podenerwowana, ale teraz jest już lepiej, chłopak poszedł po zakupy, a ja zaraz zabiorę się za pieczenie ciastek. Pozdrawiam
  16. Hej dziewczyny, Maniu ta propozycja pracy faktycznie nie była najbardziej korzystna, wiem że człowiek zawsze się cieszy, jak dostaje jakąs ofertę, ale tutaj chyba mimo wszystko było więcej minusów niż korzyści. Trzymam kciuki, żebyś znalazła coś lepszego. Michalinko u mnie święta też nie będą zbyt wesołe, w sumie marzę o tym, żeby ich nie było, ale niestety... Rodzice wyjeżdżają 22.12., wracają 27.12, a ja w związku z tym idę z chłopakiem do jego rodziców, będziemy w czwórkę albo w piątkę, jeśli jego babcia przyjedzie (jest bardzo humorzasta i potrafi np. przyjechać na Wigilię o 15, a zanim wszyscy zasiądą do stołu obrazić się o jakąś bzdurę i wyjść do domu, także wiecie...). Pierwsze i drugie święto też pewnie tam będziemy musieli spędzić, a ja jestem tym przybita, bo odkąd razem zamieszkaliśmy moje stosunki z *teściami* dość mocno się popsuły, oni ciągle się wtrącają, czasami w bardzo niemiły sposób, jak przyszli do nas w gości którejś niedzieli to ojciec chłopaka cały czas tylko patrzył w kierunku kuchni (nie mamy drzwi między salonem a kuchnią) i komentował, że lodówka krzywo stoi (nie stoi krzywo, ma lekko skrzywione drzwi - wada fabryczna), a na nasze próby odwracania jego uwagi od tego tematu się obrażał i tak siedział na kanapie. Poza tym matka chłopaka codziennie do nas dzwoni z jakimiś bzdurami i potrafi przy tym dobitnie pokazać, że my się nie znamy, nie umiemy czegoś itd. Dodatkowo, ja z tego wigilijnego menu prawie nic nie lubię i nie jadam, np. ryby są dla mnie kompletnie nie do przełknięcia, tak samo gotowana kapusta itd., jem tylko pierogi i słodycze, u siebie w domu mogłam sobie wybrzydzać pod tym względem do woli, a tutaj będzie trudno, bo co rozmawiam z matką chłopaka to ona zapowiada, że nie przyjmuje odmowy jedzenia, że będzie jej przykro jak nie zjem itd. Nie cierpię takiego szantażu emocjonalnego i choć wiem, że oczywiście nikt we mnie na siłę jedzenia nie wepchnie, to wiem też, jak bardzo to popsuje atmosferę i wcale nie mam ochoty tam iść. Aż mi się pogorszyło samopoczucie ostatnio z tego powodu, dziewczyny w pracy opowiadają o swoich przygotowaniach, kupowaniu prezentów, a ja zaciskam zęby tylko... Agata gratuluję tego dnia w centrum handlowym, dla mnie właśnie takie obiekty, jasno oświetlone z każdej strony, gwarne i duszne są najtrudniejsze. Dzisiaj po pracy właśnie muszę się do takiego wybrać odebrać prezent dla chłopaka, ale na szczęście sklep do którego idę jest zaraz przy wejściu, więc mam nadzieję, że całość zajmie nie więcej niż 10 minut. Asiu naprawdę zasługujesz na relaks, fajnie że umówiłaś się do kosmetyczki :) Trzymam kciuki, żeby u Twojej córki nie rozwinęła się choroba, teraz taka głupia pora, że łatwo coś złapać. U mnie ostatnio trochę gorzej, tzn. czuję się kiepsko, ale wychodzę, chodzę do pracy, na zakupy, robię swoje, także walczę i staram się nie poddawać ograniczeniom choroby, ale pojawiło się trochę gorszych stanów, co jest chyba związane właśnie z tym napięciem przedświątecznym i wizją Wigilii i obu świąt u chłopaka, plus zabójcze ciśnienie, i odezwały się moje zatoki, trzeci dzień boli mnie głowa, mam ucisk w skroniach, zatkane uszy, i trochę wariuje mi żołądek przez flegmę spływającą do gardła. Ponadto jak tylko przychodzę do domu po pracy to zasypiam na stojąco, mam dość, a chłopak ma do mnie o to pretensje, że nawet pogadać ze mną ciężko, także o złe myśli nietrudno. No ale weekend już blisko, to przynajmniej odeśpię trochę. Pozdrawiam
  17. Hej dziewczyny, Maniu dobrze zrobiłaś z tym egzaminem, nie było sensu ryzykować nerwów albo i złapania jeszcze gorszego choróbska skoro źle się czułaś, pieniędzy wiadomo szkoda, ale zdrowie i spokój ważniejsze. Trzymam kciuki, żeby kolejna próba odbyła się bez przeszkód. Asiu dobrze że porozmawiałaś z mężem, to ważne żeby w takich sytuacjach nie chować głowy w piasek i nie zastanawiać się, co pomyśli druga osoba, tylko po prostu z nią pogadać. Cieszę się, że jesteś już w lepszym nastroju, macie córeczkę i jesteście szczęśliwi, i to jest najważniejsze. Mnóstwo dziewczyn nie może zajść w ciążę w ogóle, i to są dla nich wielkie dramaty, a wy jesteście w tej dobrej sytuacji, że nie jesteście sami, jest Zosia i w dodatku macie duże rodziny, więc mała ma się z kim spotykać. Ja mam dwoje rodzeństwa i całe życie marzyłam o byciu jedynaczką, a te wszystkie historie o cudownych relacjach między rodzeństwem, wspólnych zabawach itd. można w moim przypadku włożyć między bajki, więc wiesz, różnie by to mogło być jakby Zosia miała brata albo siostrę. Agata u Ciebie jak zwykle do przodu, dużo się dzieje i to jest super. A jak wyglądają zimy w Turcji? Zdarza się śnieg czy co najwyżej kilka stopni na plusie i deszcz? Kiedy przylatujecie do Polski? Witam nową dziewczynę, dziewczyny w zasadzie wszystko już napisały, ja od siebie mogę powiedzieć, że bardzo pomaga bliska osoba, która rozumie naszą chorobę i np. wychodzi na spacer z nami albo do sklepu, małymi krokami uczy na nowo funkcjonować poza domem (chociaż ja i w domu miałam często ataki paniki). Pisałaś że masz męża, który Cię wspiera, uwierz mi że to bardzo dużo. Poza tym oczywiście terapia u psychologa i te książki, o których pisały dziewczyny plus niezrażanie się gorszymi dniami, bo niestety to nie działa tak, że jedno czy nawet kilka udanych wyjść raz na zawsze odgonią lęki. Z czasem jest jednak coraz lepiej i powoli choroba staje się wspomnieniem. U mnie dużo się dzieje, mam mnóstwo pracy, sporo dodatkowych zadań, a po pracy zazwyczaj chodzę na jakieś zakupy i generalnie czuję się nieźle, w czwartek miałam gorszy dzień, ale podejrzewam, że to dlatego, że w środę pokłóciłam się z chłopakiem i chociaż szybko się pogodziliśmy, to ten stres wyszedł ze mnie dopiero następnego dnia. Weekend znów mam samotny, bo chłopak do 20 na zajęciach, ale dzisiaj jest już zupełnie inaczej niż dwa tygodnie temu, ani się obejrzałam, a już jest 18 - zrobiłam pranie, upiekłam ciasto, posprzątałam w mieszkaniu, byłam na zakupach i jeszcze po drodze wstąpiłam do salonu z bielizną, chciałam kupić stanik, a kupiłam trzy :) Trafiłam na przemiłą sprzedawczynię, która pomogła mi dobrać odpowiedni model i w efekcie zamiast standardowych 10 minut spędziłam tam ponad pół godziny, z czego ponad połowę w przymierzalni,sprawdzając poszczególne fasony. Cieszy mnie to podwójnie, bo kiedyś zakupy, a już zwłaszcza bielizny, kiedy trzeba się rozebrać i nie tak łatwo w razie potrzeby wyjść na powietrze bardzo mnie stresowały, a chwilami były wręcz niemożliwe, a teraz dałam radę bez problemu. Jutro z kolei jadę najpierw do swoich rodziców, a potem do rodziców chłopaka na obiad, więc też aktywnie, mam nadzieję, że będzie ok. Jedyne miejsca, gdzie czuję się gorzej to komunikacja miejska, nie wiem dlaczego, bo teraz jeżdżę nią bardzo krótkie odcinki, a mimo to jestem w niej zestresowana, i galerie handlowe, ale w nich w zasadzie nie bywam, bo nie mam żadnej w pobliżu nowego miejsca zamieszkania i się odzwyczaiłam. Pozdrawiam
  18. Maniu pewnie że będziemy trzymać kciuki, i nie myśl, że nie zdasz egzaminu - myśl, że potrafisz jeździć i wszystko pójdzie jak z płatka, może spróbuj sobie wyobrazić, tak jakby zwizualizować to że zdajesz - mi to pomaga w wielu sytuacjach. Michalinko i jak było? Takie emocje o jakich piszesz są naturalne przy każdej podróży, bo to zawsze nowa sytuacja, ale jestem pewna że sobie poradziłaś :) Agata jak było na koncercie? Skoro już nawet nie zastanawiasz się, czy będzie ok, to jesteś naprawdę zupełnie wolna od nerwicy. Asiu przykro mi, że masz kłopoty ze zdrowiem, ale jestem przekonana, że zabieg rozwiąże problem i poczujesz się lepiej. W poniedzialek właśnie wróciła do nas po zwolnieniu lekarskim koleżanka, która też miała zabieg ginekologiczny, bardzo się bała, a mówi, że było zupełnie w porządku, w sumie miała dwa tygodnie zwolnienia, a twierdzi, że już po 4 dniach czuła się zupełnie normalnie i resztę czasu wykorzystała jak normalny urlop, wypoczęła :) Mam nadzieję, że u Ciebie też tak będzie. U mnie bardzo intensywnie, od piątku codziennie mamy gości, w piątek i wczoraj znajomi, także kładłam się spać koło 2-3 w nocy, potem tylko sprzątanie i zaraz kolejni goście, a dzisiaj przyjeżdżają rodzice chłopaka, także praktycznie nie ma chwili na oddech. Czuję się całkiem nieźle, tylko okres wczoraj dostałam i trochę osłabiona jestem, brzuch mnie boli i trochę w głowie się kręci, ale to normalne w tej sytuacji. Wczoraj byłam tylko w sklepie na małych zakupach, dzisiaj nie wychodzę, ale przestałam już uważać, że zostanie w domu przez dzień czy dwa spowoduje powrót przykrych objawów - i to chyba tez objaw zdrowienia. Pozdrawiam, miłej niedzieli
  19. Michalinko i jak stosunki z mamą, już lepiej? Widocznie ta sytuacja z Twoim ojcem nadal jest dla niej trudna, może faktycznie jakaś rozmowa byłaby pomocna? A może powinna skorzystać z pomocy psychologa? Ile czasu minęło od śmierci Twojego ojca? Asiu dobrze że podjęliście decyzję, myślę, że będziecie zadowoleni. Zosia już wie? Cieszy się? Super, że żyjesz praktycznie zupełnie normalnie i nie boisz powrotu choroby. Agata u Ciebie jak zwykle rewelacja, jestem pod wielkim wrażeniem, zaburzenia nerwicowe już za Tobą :) U mnie jest w porządku, czuję się dobrze, pojedyncze momenty stresu zdarzają się podczas trudnych spotkań czy np. w zatłoczonym tramwaju, ale jest o niebo lepiej niż było. W piątek zaliczyłam mały sukces: zaraz po pracy miałam być u psychologa, ale o 15 nieoczekiwanie wypadło mi spotkanie w zupełnie innej części miasta i koleżanka powiedziała, że nie ma sensu, żebym potem wracała do pracy na kilka minut, ale ponieważ psycholog ma gabinet 15 minut spaceru od mojej pracy, i tak musiałam się dostać z powrotem w te rejony, i zamiast wezwać taksówkę nie spanikowałam, tylko poszłam na tramwaj i przejechałam całe miasto, mijając m.in. dworzec i zakorkowane główne ulice, gdzie tramwaj musiał tez stać na światłach. Udało się bez lęku, może z lekką niepewnością, u psychologa też w porządku. W pracy mamy mały sajgon, zmienił się prezes i mamy kompletną reorganizację, co chwila wiadomości o kolejnych zwolnieniach, plus zmieniono nam zakresy obowiązków, teraz odpowiadam za dużo więcej spraw niż do tej pory, niestety także takich jak sprzedaż i reklama, co do tej pory należało do innych działów (teraz one tylko ze mną współpracują), więc odpowiedzialność ogromna, dodatkowo krążą plotki, że będą zmiany w umowach o pracę, i to niekoniecznie na korzyść, także bardzo nerwowo, spotkanie za spotkaniem i coraz to nowe wieści, a mimo to lęki nie atakują jakoś szczególnie, chodzę do pracy i wracam bez problemu i mam nadzieję, że tak pozostanie. A z rodzicami lepiej, w niedzielę przyjechali z ciastem i kwiatkami, nie siedzieli długo, ale było sympatycznie, tak więc na pewno jest lepiej niż było, zobaczymy, jak to się będzie dalej układać. W każdym razie myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
  20. Agata wspaniałe jest to co piszesz, bo to daje ogromną nadzieję, że każda z nas może żyć normalnie, bez tej klątwy choroby nad sobą. Mam nadzieję, że wszystkie osiągniemy ten etap. Co do naszego mieszkania z chłopakiem, to jest w porządku, nie kłócimy się, nie pojawiły się póki co żadne niespodzianki - tzn. oczywiście on rzuca skarpetki na podłogę zamiast zanieść je do łazienki i zostawia stertę brudnych naczyń w zlewie zamiast choćby zalać je wodą, ale robił to już w swoim domu rodzinnym i nie ukrywał tego przede mną, także choć mnie to irytuje strasznie to nie jest zaskoczeniem, on też wie o moich wadach jako współlokatora, więc jakoś bez większych zgrzytów nam się udaje gospodarować. W zasadzie muszę powiedzieć, że nie widujemy się wcale więcej niż zanim razem zamieszkaliśmy - ja wychodzę rano wcześniej do pracy i w związku z tym kładę się już koło 23, on siedzi zdecydowanie dłużej, ale też później wstaje i później przychodzi do domu, więc trochę się mijamy, no ale to też nie zaskoczenie, raczej trening samodzielności dla mnie. Maniu bardzo się cieszę, że u Twojego taty lepiej, mam nadzieję, że szybko do Was wróci i wszystko się ułoży. No i świetnie, że mimo trudnej sytuacji nie powrócił lęk. Pamiętaj tylko, żeby pozwalać sobie czasami na okazanie smutku czy zmęczenia, żeby złe emocje się w Tobie nie skumulowały i nie pokazały w najmniej spodziewanym momencie. Asiu dzieci bardzo szybko adaptują się do nowych warunków, ani się obejrzysz, a Zosia będzie miała mnóstwo nowych koleżanek. Szczególnie jeśli tak jak piszesz, w szkole panuje tak przyjazna atmosfera i klasy są małe. Bardzo się cieszę, że Twoja siostra ma się lepiej, pewnie cała rodzina odetchnęła z ulgą :) U mnie ok, w piątek pół dnia koordynowałam szkolenie, i to nie takie typowe, że siedzi się kilka godzin w jednej sali na wykładach, tylko co średnio pół godziny przechodziło się do innej sali na różne pokazy, w niektórych trzeba było stać, to było w szkole, więc klasy pełne dzieciaczków, do tego tłum szkolących się nauczycieli, więc ręce pełne roboty, ale było w porządku, miałam parę nerwowych momentów, ale to były tylko momenty i zaraz mijały. Potem byłam u rodziców, a wracając do domu zajrzałam jeszcze do paru sklepów, więc dzień bardzo aktywny i udany. Natomiast weekend mam dość nietypowy, bo chłopak zaczął studia podyplomowe i wczoraj nie było go od 11-21, a dzisiaj od 8-16. Wczoraj byłam cały dzień w domu (nie licząc wyjścia ze śmieciami), rano przyjechała kanapa z domu rodziców, więc nadzorowałam jej wniesienie i ustawienie, ale potem siedziałam sama i miałam kilka naprawdę niefajnych momentów, bardzo nieswojo się czułam, robiło mi się słabo, serducho waliło... Ale powtarzałam sobie, że przecież jestem w domu, że to jest mój bezpieczny azyl, moje miejsce, i jakoś zleciało, najpierw sprzątałam, potem słuchałam muzyki, czytałam i w końcu wrócił chłopak. Dzisiaj za to już o niebo lepiej, jak on rano wyszedł to wróciłam do łóżka, pospałam jeszcze trzy godzinki, potem wstałam, poszłam do cukierni, do Biedronki i na lody, a o 16 przychodzą moi rodzice, więc sprzątam jak szalona :) Pozdrawiam
  21. Asiu i co, byliście z mężem w tej szkole? Decyzja podjęta? Co do zobowiązań finansowych, to wiadomo, są i to spore, ale akurat roli edukacji nie można nie doceniać, to są dobrze wydane pieniądze. Michalinko jak było na ćwiczeniach? Agata widzę, że Ty też w ruchu, mi tymczasowo za ćwiczenia robią spacery do i z pracy, bo często nie opłaca mi się czekać na tramwaj i idę pieszo, a to jednak 40-minutowy spacerek, no ale póki nie ma mrozów miło się tak przejść. Maniu jak tata, jak się trzymacie? Dużo siły dla Was wszystkich! U mnie do przodu, jestem bardzo zabiegana, bo w pracy apogeum dodatkowych działań, które na mnie spadły, a w związku z tym wrażenie, że ciągle za mało czasu, ale to dobrze, bo to odwraca myśli od lęków. Poza tym dużo wychodzę też po pracy, wczoraj byliśmy na kręglach wieczorem w zupełnie innej dzielnicy, po drodze zepsuł się tramwaj i to w takim miejscu, że absolutnie nie byłoby możliwości się przesiąść, więc trzeba było czekać, nawet wysiąść nie bardzo szło, bo staliśmy na moście, po obu stronach torowiska ruchliwa ulica, więc nic tylko siedzieć, ale nie byłam spanikowana tylko zła, że się spóźnimy. Na samych kręglach kilka razy zakręciło mi się w głowie,ale ogólnie było przyjemnie. Dzisiaj w pracy musiałam pojechac na spotkanie z kontrahentką, ona spóźniła się pół godziny, ja czekałam w jej biurze, także też stresująca sytuacja, a mimo to poszło sprawnie. Jutro z kolei pół dnia spędzę na konferencji poza miejscem pracy, będę ją nadzorować, także mam nadzieję, że będzie ok. Na zachetę wracając z pracy kupiłam sobie ciuszek, śliczną sukienkę, więc zaraz większa ochota żeby jutro tam pojechać :) A po pracy do rodziców pozabierać jeszcze trochę drobiazgów. Aha, z tymi wyrzutami sumienia to macie rację, że brak odwiedzin u babci wyniknął z mojej choroby, ale z drugiej strony byłam np. na wakacjach, przez tydzień w Wiedniu, jechałam pociągiem, tak samo weekend majowy - też kilka dni poza domem, no i do pracy i czasami do znajomych chodziłam, a do niej nie mogłam trafić... Bałam się strasznie tego szpitala no a teraz już za późno :(
  22. Maniu bardzo mi przykro z powodu Twojego taty, mam nadzieję, że już niebawem wróci do zdrowia i wszystko będzie ok. Jesteś bardzo dzielna, trzymaj się kochana! Agata widzę że mnóstwo nowych rzeczy, nowych prób różnych sytuacji u Ciebie, i jak zwykle wszystko do przodu, super :) Jesteś dla nas wszystkich przykładem. Asiu rozważ sobie na spokojnie za i przeciw prywatnej szkoły, spotkaj się z dyrektorką, porozmawiaj może z innymi matkami dzieci, które tam chodzą i wtedy podejmij decyzję, najważniejsze żeby Twojej córce wyszło to na dobre :) Michalinko Ty też wychodzisz i dajesz radę, to bardzo pozytywnie. No i dobrze, że u dziadka to nie był zawał, i że po lekach czuje się lepiej, to bardzo dobry znak. Ja dzisiaj byłam na tym pogrzebie, powiem Wam, że tak jak na wieść o śmierci babci nie płakałam, bo jednak niestety można się było tego spodziewać, tak dzisiaj na cmentarzu puściły mi trochę nerwy i płakałam dość dużo, w kaplicy czułam się też kiepsko, tym bardziej że byliśmy z chłopakiem na miejscu pół godziny przed czasem, więc nerwowo się kręciłam i marzyłam, żeby ceremonia już się zaczęła, ale jak wyszedł ksiądz było lepiej, nad samym grobem też. Na szczęście wszystko trwało jakieś 40 minut, więc szybciutko, no i potem stypa. Tam na początku też czułam się kiepsko, tłum ciotek i wujków, których ostatnio widziałam jak miałam 2-3 latka, albo i wcale, plus ja ogólnie bardzo nie lubię tego zwyczaju stypy, ledwo co człowiek płakał nad grobem, a tu kotlety i rosół, śmiechy i żarty... No ale po kilkunastu minutach zrobiło mi się lepiej i dwie godziny minęły dość szybko. Wiecie, mi najbardziej przykro nawet nie dlatego, że babcia umarła, bo paradoksalnie dla niej to chyba lepiej, była już taka zmęczona, miała okropne odleżyny i 100% pewności, że trafi do domu opieki po wypisaniu ze szpitala, bo nie byłaby w stanie samodzielnie funkcjonować, potrzebowałaby pielęgniarki 24 h na dobę, tylko że ja przez tę cholerną chorobę nie odwiedziłam jej. Nie widziałam jej od mniej więcej roku, ostatnio chyba właśnie 1 listopada ubiegłego roku, potem w grudniu zaczęły się moje problemy ze zdrowiem, no a później już było tylko gorzej... Ani razu nie byłam u niej w szpitalu, a leżała tam od kwietnia... Czuję się z tym podle i nienawidzę swojej słabości, zwłaszcza że na pogrzeb przyjechały ze wsi ciotki chodzące o kulach, schorowane staruszki, a ja przez głupią nerwicę przez rok nie widziałam babci, która ostatecznie umarła... Przykre to. A jutro do pracy.
  23. Maniu bardzo współczuję tej sytuacji na egzaminie, słyszałam już wiele tego rodzaju opowieści i wydaje mi się, że chyba coś w tym jest, że czasem celowo wysyłają takich idiotów jako egzaminatorów, żeby więcej zarobić na kolejnych podejściach kursantów. Mam szczerą nadzieją, że za trzecim razem już będzie ok, a jak dziewczyny słusznie piszą, nie ma znaczenia, za którym razem zdasz. Michalinko cieszę się, że u Ciebie tak spokojnie i dobrze, bez lęków, oby tak dalej :) Agata myślę, że o chorobie zapomnisz już całkiem niedługo, żyjesz jak zdrowa osoba już od dłuższego czasu :) A chłopak nie został bynajmniej doprowadzony siłą, po tych moich płaczach i histerii tak się zaangażował, że sam prawie cała przeprowadzkę zorganizował :) Czyli jednak babski foch działa bardzo skutecznie, choć nie lubię tego rozwiązania :P Asiu niestety w szkołach i przedszkolach tak już jest, dzieci chorują jak szalone :/ Powiem szczerze, że ja nie mam złej opinii o szkołach prywatnych (moja praca jest bardzo mocno związana z edukacją, mam bardzo duży kontakt z placówkami publicznymi i niepublicznymi), często są bardzo przyjazne uczniom, są właśnie małe klasy, dużo dodatkowych zajęć, ale akurat jeśli chodzi o choroby to nie wiem, czy zauważysz różnicę :/ A Twoja koleżanka, która ma tam dziecko co mówi? Nauczycielki odsyłają przeziębione dzieci do domu? U mnie jest całkiem w porządku, wychodzę z domu, chodzę do pracy, zdarzają się gorsze chwile, np. przedwczoraj w pracy pod koniec dnia bardzo mocno zakręciło mi się w głowie i aż na chwilę oddech straciłam ze strachu, ale po pracy pojechałam jeszcze z koleżankami do jednej z nich na małe spotkanie przy herbatce i ciastkach i było całkiem miło. Niestety, tego samego dnia zmarła moja babcia, ta która od kwietnia była w szpitalu ze złamanym biodrem, w poniedziałek pogrzeb, więc humor mam trochę zwarzony, dziś po pracy jadę do rodziców na chwilę dogadać szczegóły, jak jedziemy na ten pogrzeb, no a weekend pewnie upłynie dość spokojnie i trochę smutno. Przepraszam, że teraz tak rzadko się odzywam, ale w nowym mieszkaniu nie mam swojego komputera, muszę go dopiero kupić, może jutro to załatwimy, także od czasu do czasu korzystam z komputera chłopaka, no i tak jak teraz, w pracy. Pozdrawiam
  24. Hej dziewczyny, Ja dzisiaj tylko na szybko, bo jestem w pracy i mam mnóstwo na głowie, ale chciałam zameldować, że mieszkam już z chłopakiem, przeprowadziliśmy się w niedzielę i tak już sobie razem gospodarzymy :) Jeśli chodzi o lęki, to nie jest źle, są momenty niepokoju, ale to są tylko momenty, a ogólnie cały długi weekend minął ok. Dzisiaj rano jechałam do pracy już inną drogą (chłopak jechał ze mną) , teraz idę z nowego mieszkania 10 min pieszo, potem 10 min tramwajem i potem mam do wyboru - albo czekać na autobus i podjechać 3 przystanki, albo iść około 15 minut. W sumie całkiem sprawnie poszło dzisiaj, tylko wczoraj objadłam się rogalami świętomarcińskimi i od 18 już nic nie jadłam, a dzisiaj też wyszłam bez śniadania i w połowie drogi zrobiło mi się słabo, musiałam na chwilkę usiąść, ale myślę, że to akurat dzisiaj całkowicie wytłumaczalne, bo byłam bardzo głodna, jutro już coś zjem przed wyjściem. Dodatkowo trochę się nie wysypiam, bo raz że nowe miejsce, a dwa że kładę się spać dużo wcześniej niż chłopak i jak on potem przychodzi do łóżka to się budzę i już nie mogę zasnąć, np. dzisiaj od 4 nie spałam, tylko przewracałam się z boku na bok. Myślę jednak, że to wszystko w ciągu paru dni powinno się ustabilizować :) Wyzwaniem jest też to, że parking dla samochodu będziemy mieć wykupiony od grudnia, więc w listopadzie chłopak trzyma auto u rodziców - nie mamy go pod ręką, wszędzie trzeba iść pieszo/jechać komunikacją, ale w sumie jest to jakaś forma treningu. Trzymajcie kciuki żeby było ok :) To na razie tyle ode mnie, bo praca czeka, potem obiecuję przeczytać Wasze wpisy i się do nich odnieść. Pozdrawiam
  25. Bogusiu fajnie że się pojawiłaś, czekamy na więcej informacji od Ciebie! Mam nadzieję, że wszystko ok. Michalinko najważniejsze, że już nie myślisz o wypadku i przede wszystkim nie obwiniasz za niego siebie :) Rehabilitacja na pewno pójdzie sprawnie, a córa pewnie szczęśliwa, że nie musi już nosić gipsu? Agata bardzo gratuluję wyników egzaminu, no i super, że u Ciebie wciąż tak aktywnie, i mąż też szaleje - kupuje kwiaty, zabiera na kolację - pamiętam jak mówiłaś że brakuje Ci takich zachowań z jego strony, a tu proszę :) Bardzo się cieszę. Maniu właśnie podpytywałam Cię o tę częstotliwość chodzenia na terapię, bo ja chodzę od dwóch miesięcy, jeśli dobrze liczę, ale raz w tygodniu (raz się zdarzyła dwutygodniowa przerwa z powodu urlopu psychologa), i zastanawiam się nad zmianą na spotkania co dwa tygodnie - nie dlatego, że nie chcę chodzić czy nie wierzę w nią, ale z powodów finansowych, to jednak wychodzi 500 zł miesięcznie obecnie :/ Ale widzę, że u Ciebie mimo rzadszych spotkań efekty są super :) Asiu to niestety trochę tak jest, że kiepski nastrój się udziela, ale zobacz, mimo wszystko lęki nie powracają, to już jest bardzo dużo. Trzymam kciuki za zdrowie Twojej siostry. U mnie ogólnie jest lepiej, bo (odpukać) lęki jakby odpuściły, chodzę do pracy, staram się nie unikać spotkań, przewozimy z chłopakiem rzeczy do mieszkania (w weekend powinniśmy już tam spać). Tylko we wtorek miałam bardzo nieprzyjemną sytuację - ranki są zimne, więc ciepło się ubieram, tzn. bluzka z długim rękawem i zimowa puchowa kurtka, no i we wtorek w zatłoczonym autobusie zemdlałam jadąc rano do pracy. Jechałam co prawda z chłopakiem, ale stałam całą drogę i na 4 przystanki przed punktem docelowym zrobiło mi się okropnie słabo, poczułam że się osuwam i padłam na ziemię. Chłopak pomógł mi wysiąść na najbliższym przystanku, tam chwilę posiedziałam w chłodzie, napiłam się wody i pieszo poszliśmy do mojej pracy, chwilkę się spóźniłam ,ale normalnie 8 godzin pracowałam, nawet na 2,5 godzinnym zebraniu przetrwałam bez większego problemu. Po tym ekscesie czułam się jednak słaba cały dzień, no i trochę wróciła niepewność związana z jazdą komunikacją miejską. Wczoraj rano pojechał jeszcze ze mną chłopak, tym razem na szczęście siedzieliśmy, ale znów tłok, do tego w autobusie grzali i nie można było otworzyć okien, więc nie czułam się dobrze i gdybym nie siedziała na pewno znów bym padła. Dziś za to pojechałam już sama, też siedziałam, i poza jednym krytycznym momentem w połowie trasy było ok. A jutro po pracy psycholog. Wczoraj dodatkowo dostałam też niemiły komunikat od rodziców, który brzmiał dosłownie tak: *musisz sobie jakoś zorganizować święta w tym roku, bo my wyjeżdżamy od 22-27 grudnia*. Wiecie, nigdy nie lubiłam świąt w rodzinnym gronie, ale zrobiło mi się strasznie przykro, bo oni nigdy nie wyjeżdżali nigdzie, na wakacje w tym roku pojechali pierwszy raz od 25 lat, a teraz takie coś... Oczywiście mogę pójść na Wigilię do chłopaka, ale tu bardziej chodzi o takie poczucie odepchnięcia. Jednak mało kto tak zupełnie nie ma co ze sobą zrobić w tym czasie... Nie wiem, jak zniosę przygotowania do świąt moich koleżanek z pracy, które zazwyczaj trąbią o nich od połowy listopada :/
×