Skocz do zawartości
kardiolo.pl

aniaaa27

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez aniaaa27

  1. Missajgon nikogo nie uraziłaś i nie musisz przepraszać. Każdy z nas ma swoje zdanie i ma prawo głośno je wyrażać. Każdy z nas też wie co dla niego będzie najlepsze. Tobie można tylko pogratulować sąsiadów, ze jednak nie odsuneli się od ciebie, a wrecz przeciwnie, chcą Ci pomóc i są z Tobą. A do figurek jeszcze na pewno się zabierzesz, jak nie teraz to za jakiś czas. Będą na pewno fantastyczne, bo zrobione przez Ciebie:)
  2. Hej wszystkim, Gruszka dobrze ze to z siebie wyrzuciłas, wygadałas się. Tak jak dziewczyny Ci powiedziały wiesz nad czym teraz masz pracować, masz konkretny cel, a to już jest połowa sukcesu. Dalej już tylko lepiej musi być. Pomyśl sobie tez ze dzieki takiemu zachowaniu Twojej rodziny wyrosłaś na takiego człowieka jakim jesteś, a jesteś na pewno wartościowym człowiekiem. Więcej wiary we własne siły, w siebie a będzie dobrze. Na pewno nic nie zmieni się z dnia na dzień, bo to ciężka i długa praca, praca nad samym sobą, ale jesteś dzielna, tyle już przeszłaś i z tym dasz sobie radę. Jesteśmy z Tobą :)) Missajgon, ja podobnie do Moniki gdybym poinformowała wszystkich w sklepie ze mam atak, to by mnie wykleli. Mieszkam na wsi, tu każdy o każdym prawie wszystko wie, każdy we wszystko nosa wsadza, a jeśli cos ktos chce ukryc to musi na prawde trzymac to pod niezłym kluczem. Oprócz mnie moja rodzina byłaby wykleta i wykluczona z lokalnej społeczności, wszyscy by się odwrócili ode mnie a wytykali palcami, wysmiewali i powiedzieli ze zgłupiałam, ze od dobrobytu w głowie mi się poprzestawiało. Wiec uwierz mi czasami nie ma sensu dzielic się ta wiadomością w swoim otoczeniu, bo byłoby jeszcze gorzej. A na brak cukru w organizmie a raczej na to ssanie w żołądku mogę Ci polecić picie mielonego siemienia lnianego, wypełnia żołądek, syci, zmniejsza apetyt, no i szybsza przemiana materii gwarantowana. Nie jest zbyt apetyczne. Kilka lat temu nie przyjmowałam żadnych pokarmów, leżałam kilka miesięcy w szpitalu, tylko na kroplówkach, bo pokarm był natychmiast zwracany. Po drastycznej kuracji do dnia dzisiejszego jak czuje ssanie a wiem ze nic nie przełknę piję siemie własnie i wtedy już nie mam tego uczucia. Możesz spróbować. Widze ze dziewczyny ostro się wzięły za masosolne ludziki, no i dobrze, odsunie to od Was mysli o chorobie, a pozwoli coeszyc się uzyskanym efektem Kazda z nas praktycznie cos robi. Ja czekam na mulinę bo nie było ostatnio wszystkich kolorów w sklepie. Większość z Was chodzi na terapie, zapisałam się i ja do psychologa. Będzie to spotakanie indywidualne, troche się boję samego wyjscia z domu, ale tez i spotania z lekarzem. Wczoraj pokazałam swojemu mężowi kilka postów z naszego forum (mam nadzieje ze się niegniewacie), chodziło mi głównie o to aby wiedział ze są tez inne osoby z takimi samymi problemami jak ja i o to żeby przeczytał wypowiedzi osób które inaczej niż ja swoje emocje ubiorą w słowa. I chyba to coś podziałało, bo dość długo (jak na jego możliwości oczywiście) rozmawialiśmy. Poruszyliśmy temat mojej pracy, a raczej chodenia na rozmowy kwalifikacyjne, chodzenia na zakupy a nawet wyjscia do ludzi i wiele innych. Utkwiło mi wiele jego słów w pamięci a najbardziej stwierdzenie ze musiałyśmy nauczyć nasz organizm odczuwania lęku, emocji z tym związanych, bo przeciez każda z nas kiedyś tego nie przeżywała, więc skoro nauczyłyśmy nasz organizm, to można go i oduczyć. Oduczyć wychodzeniem naprzeciw swoim lękom, wiec w związku z powyższym mamy jutro isc do sklepu, ale nie takiego malutkiego, osiedlowego, gdzie nikogo nie ma, ale do DUUUUŻEGO. Już dziś analizje trasę i wszystko co może się jutro stać, a pisząc to prawie się spociłam z nerwów... Mam nadzieje ze wejde chociaz do jednego nawet nie do największego, ale do jakiegoś średniego. Naładowałabym swoje ego:) Ale się rozpisałam... Pozdrawiam wszystkich:)
  3. Cześć wszystkim, Nie wiem czy dobrze zrozumiałam temat, ale faktycznie z tym okazywaniem emocji to raczej trudna sprawa, łatwiej może by się żyło ze świadomością ze najbliżsi wiedzą co nam jest, ale z drugiej strony ta presja ze tak a nie inaczej mogą o nas pomyśleć. Chociaż Twoja psycholog może i ma rację, móc wyrzucić z siebie całą złość, emocje składane i ukrywane miesiącami, latami to ogromna ulga, takie oczyszczenie psychiki i życie na bieżąco a nie przeszłością, przeżytymi atakami, smutkami... Ważne jest też na pewno to aby Twoje najbliższe otoczenie na tym nie ucierpiało, bo skoro *jesteś oazą spokoju* i nagle zaczniesz ujawniac swoje prawdziwe ja, to dla niektórych może to być szok, bo takiej cie przecież nie znali. Wstyd to ogromny hamulec, ale może zacznij małymi krokami od najbliższych, którzy juz wiedzą coś przecież o Tobie. To nie jest nasza wina, ze zachorowałyśmy, ze akurat nas to spotkało, zadna z nas tej choler*** choroby nie chciała przecież. Missajgon zyczę powodzenia w drodze do wymarzonej figury :) Masz cel więc na pewno dasz radę, trzymam kciuki:) Mam problem, zastanawiam się nad braniem leków, bo jeszcze nie zaczełam. Od czwartku mój mąz będzie kilka dni w domu, wiec założyłam ze wtedy zaczne. Ale boje się ogromu skutków ubocznych i tego ze nie wystapia one akurat w 3 pierwszych dniach zazywania leku, a wtedy gdy będę sama. I co ja wtedy mam zrobic. na pogotowie sama nie pojade, nikomu o tym ze cos się ze mna dzieje nie powiem. Nawet gdy przerwe przyjmowanie leków to efekty uboczne nie ustąpią natychmiast. Czytałam tez ze przez pierwsze dni, tygodnie przyjmowania leków lęki i ogólne samopoczucie bardzo się pogarszają, nie chce wtedy być sama, bo nie jestem pewna tego ze czegoś sobie nie zrobie, ze wytrzymam. Teraz jak jestem w domu i nigdzie nie musze (to znaczy ze nie chce) wychodzic jest w miare znosnie i wtedy nie chce brac leków, ale jeśli już cos planuje, jakis wyjazd, wyjscie z tych czterech ścian to masakra. Nie chec już tej prożni, zycia w takim zawieszeniu... Chce zmian, ale bardzo się boje.
  4. Cześć wszystkim:) Ja dziś czuję się tak sobie. Nie jest żle, ale cały czas czuję lęki, małe ale jednak. Zajęłam się pracami domowymi, mam nawet małe zlecenie w związku z wykonywaną kiedyś pracą, bardzo absorbujące umysł, ale jakoś ciężko mi się zabrać za to. Motywacją są też niezłe pieniądze z tego, ale nie mam na razie weny do tego. Moniko, ja nie mam dzieci, wiec mój punkt widzenia będzie na pewno trochę inny. Dziecko w Twoim i Waszym życiu na pewno dużo zmieni. Ale czy to nie jest własnie ucieczka od choroby, od nerwicy, od lęków, albo ich zagłuszenie. Będziesz miała mniej czasu dla siebie i dla swoich myśli, więc nerwicę będziesz odsuwać na dalszy plan. Ale czy tego właśnie chcesz? Tak jak powiedziała Gruszka, nie lepiej najpierw uporać się z własnymi myślami, bolączkami i problemami, aby macierzyństwem cieszyć się świadomie. Ja wiem, że pisałaś, że już od jakiegoś czasu myślałaś o dziecku, podjęłaś pewne kroki z tym związane, ale czy Twoje myślenie nie jest troszkę egoistyczne? Jakiś czas temu poruszyłam podobny temat ze swoim mężem. A on mi powiedział, że dobrze, ale czy jesteś świadoma tego, że zajmować się dzieckiem 24 na dobę będziesz przez jakiś czas, przez kilka lat (ja wiem, że dziecko to odpowiedzialnośc na całe życie, ale chodzi mi głównie o okres "odchowania dziecka", jeśli wiecie o co mi chodzi), a później co kolejne dziecko, bo nerwica Ci wróci i znowu będziesz miała za dużo czasu na myślenie, za dużo czasu dla siebie? Dziecko "zamiast" nerwicy? To nie jest chyba najlepsze rozwiązanie problemu. Ta rozmowa dała mi dużo do myślenia. Chociaż zbliżam się do 30 więc czy to nie jest już najwyższa pora? Ale z drugiej strony, aby dziecko się urodziło zdrowe to i matka powinna być zdrowa, jej emocje i uczucia oddziaływają na płód, na młodego człowieka, kształtują jego charakter.... Nie gniewaj się za moje słowa proszę. Wyrażam swoje zdanie. Dziecko to jest Wasza, TWOJA decyzja, ja Ci nie pomogę w razie potrzeby, jeśli będziesz miała gorsze dni, jeśli będziesz już miała wszystkiego dość, ale nie będę też koło Ciebie gdy będziesz się spełniać jako matka. Więc powtarzam raz jeszcze, to musi być dobrze przemyślana decyzja, a jeśli taka będzie, to wtedy będzie na pewno wszystko ok.:)
  5. Cześć, Missajgon, ja jestem tu nowa, wiec rządzić się nie będe, ale pomysł ze spotkaniem mi na przykład się podoba. Ja w odróżnieniu od innych tu zgromadzonych czuje się dobrze. Może to też po czesci spowodowane jest tym ze mąż bedzie kilka dni w domu, no i moim nowym bardzo absorbującym zajęciem xxx. Choć kilka razy miałam lęki, ale nie były bardzo silne, wiec było w miarę w porządku. Wczoraj byłam nawet u znajomych i czułam się dobrze, choć co prawda byliśmy krótko. Aga28 ja nie brałam nigdy leków wiec Ci nie pomogę. Ofelio witaj:) Pozdrawiam wszystkich, dużo zdrówka i ciepła życzę.
  6. Gruszka a może te zawroty głowy i złe samopoczucie spowodowane są głównie przez okres? Pierwsze dni zawsze są najgorsze. Pomyśl sobie że jutro będzie już dużo lepiej. Jak możesz to zajrzyj na @ :) A co u reszy słychać, bo naprawde niezłe tu pustki przez ostatnie dni. Jutro zaczyna się weekend, nie wiem co prawda czy dla wszystkich, ale większośc z Was na pewno odpocznie, czego Wam z całego serca życzę. U mnie już jest -23 stopnie, brrrrr, cały czas się pali w centralnym ale wcale tak ciepło to nie jest. Dzisiaj chyba ma być najzimniejsza noc...
  7. Gruszeczko, dasz radę, jesteśmy z Tobą, musisz dać radę!!! Powtarzaj sobie, że jestes silna, że ta franca Tobą nie zawładnie, że ją przezwyciężysz, boo nie jesteś sama. Masz dla kogo to robić, dla rodziny przede wszystkim no i głównie dla siebie:) Na poprawę humoru Ci naspiszę, że dzięki Tobie własnie wczoraj i dziś czuję się dobrze, a nawet lepiej:) A to dzieki Twoim xxx. Wczoraj byłam w sklepie i kupiłam wszystko co mi potrzebne i zaczeło się.... Cały dzień się nie odzywałam bo wyszywałam własnie!!! Bardzo mi się podoba ta robótka, bardzo się przy niej uspokajam i nie mysle o niczym innym jak tylko o tym czy w odpowiednią dziurkę iglę wbijam:) Czas leci bardzo szybko, a ta satysfakcja z jaka patrzy się na obrazek, który powoli zaczyna nabierac kształtu....coś wspaniałego:) Polecam wszystkim nerwuskom:) Bądz dzielna i niepoddawaj się, jesteś wyjątkową kobietą przecież i dlatego ta franca nie może być silniejsza od Ciebie. Dużo zdrówka życzę Tobie i wszystkim tu obecnym. Lecą wyszywać:) Do następnego razu nerwuski:)
  8. Cześć wszystkim, Nerwusku ja byłam na mszy gdzie w kościele było 8 osób razem z księdzem, o 6 rano. Co do spowiedzi... bałam się a jakże, ale ksiądz szybko spowiadał (choć kazanie podczas spowiedzi miał bardzo treściwe), więc dlatego poszłam. Podczas spowiedzi dobrze się czułam, ale juz na mszy było gorzej, ale powtarzałam sobie, ze jest przeciez zimno, ze się nie udusze i sie nie zagotuje no i że jest mało ludzi. Kiedys tez poszłam do księdza i poprosiłam o spowiedz, gdy nikogo nie było w kościele, trwała ona troszeczke dłużej, ale naświetliłam mu swoje obawy i tez poszło:) Więc i Ty dasz radę na pewno! Idz spróbuj, bede trzymać kciuki aby się udało. Co do Twojego samopoczucia, to chyba każdy ma gorsze dni i czuje sie tak jak Ty właśnie. Dużo zdrówka Ci życzę i lepszego humoru:) Gruszko a ja własnie myślałam o kanwach z nadrukiem, aby było łatwiej. Bo nie wiem czy potrafiłabym przenieść z wydrukowanego wzoru ten obraz na kanwe. Ja nie umiem jeszcze liczyć krzyżyków. Choć srodek potrafię znaleźć bo widziałam na filmiku dla początkujących jak Pani szuka srodka i liczy te krzyżyki, aby zacząć. A jak Cię znaleźć na chomiku?
  9. Witajcie wszyscy, na rozmowie nie byłam, wyrzuty sumienia mam ze nie sprobowałam, ale myśle ze jeszcze potrzebuję trochę czasu, aby dojrzeć do samotnego wyjscia z domu. Na razie nastawiam się psychicznie do brania leków no i powrotu męża. Byłam dzis w kościele, co prawda na takiej krótkiej mszy, ale byłam tez u spowiedzi!!!:) Wytrwałam i jestem z siebie dumna, choć nie pojechałam tam sama. Co do pogody, ja mieszkam prawie ze na biegunie zimna i u mnie pokazywało koło 6 rano 20 stopni mrozu, brrrrr. Więc ta franca nie tylko pęcherz powinna mieć przeziębiony, ale i kończyne odmrożone, aby nie mogła się nas czepiać. Nerwusku masz rację, jak zostaniemy postawione pod ściną (chyba tak to się mówi) i musimy to zrobić, to w jakiś sposób się mobilizujemy, chociaż ten diabełek w środku krzyczy, aby tam nie iść, przecież coś sie nam stanie. Powodzenia na stacji:) Tak sobie czytam, że każda z Was praktycznie coś robi w domu, czymś się zajmuje, a to fotografia, a to masa solna, a to haft... I ja na coś się zdecydowałam. dzwoniłam do pasmanterii i dowiedziałam się ze mają wszystko co potrzebne do haftu xxx. Gruszka, zauroczona Twoimi haftami zdecydowałam się właśnie na xxx. Teraz musze się zebrać w sobie i pojechać po potrzebne akcesoria. Może będzie mi lżej bo to dla mnie będzie, dla przyjemności, dla siebie. Trzymajcie się Ciepło:)
  10. Monika83, ja nie mam dla kogo sie starać bo nie mam dzieci. Z tego co zrozumiałam Twój mąż wraca codziennie do domu, ja na jego powrót muszę czekać tydzień, cały długi tydzień. Bardzo często wyjeżdza w zagraniczne delegacje gdzie nie ma go do 2-3 tygodni, a raz nawet 6. Z pracy sama zrezygnowałam, bo już niedawałam rady z atakami paniki w tym miejscu, teraz z perspektywy czasu sama nie wiem czy dobrze zrobiłam. Musiałam jednak wyjśc z domu i jakoś wyglądać, musiałam wsiąść w samochód i dojechać do pracy (mieszkam na wsi), musiałam tam być 8 godzin i pracować. Wtedy też dzień i tydzień w końcu zleciał szybciej. Szybciej zobaczyłam się z mężem. A teraz nie musze nigdzie wychodzić, wyglądać, jechać, być. Czas dłuży się niemiłosiernie, nie ma spraw zawodowych, które do tej pory zajmowały umysł. Jeśli nie musze nigdzie być, to siedze w domu, a jak przyjdzie co do czego, to bardzo ciężko ruszyć się z domu i wyjsc. Jedyny plus to taki ze nie mam az takich stresów gdy chodziłam do pracy. Jutro mam rozmowę o pracę, ale już tylko myslę o tym jak ja tam SAMA dojade, jak ja tam SAMA wejdę i jak ja to przeżyję. Panikuję. Im więcej mylę o niej i chce się do niej przygotować tym bardziej nie chce tam iśc, bo sie boję. Nie mam nikogo kto mógłby ze mna jechać. Do następnego razu nerwuski.
  11. Witajcie, Jak mija sobnotnio - niedzielny wypoczynek? U mnie wczoraj było kiepsko niestety. Czułam ze cos mnie bierze i chociaż nie pozwoliłam by przeżyć atak tak jak zawsze, bo ciągle powtarzałam sobie ze to tylko nerwica i nic mi sie nie stanie, to trwało to duuzo dłużej aniżeli bym to przezyła. Mam nadzieję ze zrozumiecie o co mi chodzi bo troche zagmatwałam. Dzis już lepiej na szczęście. Podziwiam Cie gruszka, ze poszłaś tą samą drogą, ja narazie staram się unikać jak ognia tych miejsc gdzie żle się czułam i powoli zaczyna mi ich brakować w ogóle:( A jak po wizycie u wujostwa? Dałaś radę? Moniko, mojego męża też nie ma w tygodniu, czasami nawet w weekendy. Ja nie mam dzieci, zostaję sama, nie mam dla kogo ugotować obiadu, do sklepu tez nie mam potrzeby chodzić bo zawsze coś tam zjem, zawsze cos jest. To jest cena za to, że mimo iz nie pracuję nie przymieramy głodem, nie zyję z kalkulatorem w reku i byle do pierwszego, choć czasami mimo wszystko jest ciężko... Tak doskwiera mi samotność, brak drugiej osoby, szczególnie gdy żle się czuję. Co prawda bardzo blisko mieszkaja moi rodzice, ale czasem nawet te kilkadziesiąt metrów jest odległością nie do pokonania. Bo jesli zajde to w porządku, ale czy uda mi sie wrócić, a co będzie jak w drodze powrotnej mnie złapie? Wiem sama się nakrecam i koło się zamyka... Udanej niedzieli:) Mam pytanie do Was wszystkich, jak sobie radzicie z atakiem, emocjami i ze wszystkimi uczuciami podczas ataku gdy jesteście u kogoś? Na kawie u znajomych, na obiedzie u teściów, na jakiejś rodzinnej uroczystości, gdzie są wasi znajomi, rodzina... Wychodzicie...?
  12. Moniko83 skoro powiedzialaś o swojej chorobie przyjaciółce i ona odeszła, to to nie była tak naprawde przyjaciółka. Przyjaciele są ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie (ojej jakbym cytowala przysięgę małżeńską). Uważam ze nie masz co jej załować. Ja nigdy oprócz lekarza, męża no i Was nie powiedziałam nikomu co się ze mna dzieje. Bałam się własnie odrzucenia i tego ze ktos uzna mnie za wariatkę, a ja sama w to uwierzę. Chociaż chciało by się mieć taką osobę do której można by było zadzwonic nawet o 12 w nocy i powiedzieć ze się boję, ze trzesie mi sie w środku, ze nie wiem co ze sobą zrobić, a ona odpowie, nie bo się, nic Ci się nie stanie, wszystko będzie dobrze.... Ja takiej nie mam niestety:( Jeszcze raz papapapap:)
  13. Witajcie:) Ja dzis byłam prawie cały dzien na mrozie, brrr, zimno jak nie wiem co, ale jak mus to mus. Przy drzewie troszkę popracowałam, przecież palić w domu czyms trzeba aby nie zamarznąć. Nie byłam ani razu sama tylko z mężem i dlatego jakoś przetrwałam. Od jakiegoś czasu nie byłam już tak zmęczona fizycznie i nie miałam tak różowych policzków:) Oj spać to ja dziś bede na pewno dobrze. żabko dużo zdrówka dla Ciebie i dzieciaczków, wszystkiego najlepszego dla pociechy, no i udanej imprezki:) Gruszka współczuję ataku, wiem co to oznacza i jak poterm jest trudno do siebie dojść. Zastanawiam się właśnie dlaczego w chwili ataku, wszystkim jest tak gorąco, ze nawet na największym mrozie trzeba się rozbierac? Chociaż to zimno moze w jakis sposób nas orzeźwia i mozna się wtedy *wytrząchac*? Mnie tez zawsze gorąco i nawet zle dopasowany strój (jak np. za ciasne spodnie, za dużo pod szyją, za ciasny biustonosz....) przeszkadza ogromnie. Dlatego od jakiegos czasu wole zimę własnie, lub chłodniejsze dni, anizeli lato, gdzie nie ma sposobu na zdjęcie czegokolwiek już i *ucieczki* od tego uczucia. Bądz dzielna, jesteśmy z Tobą, nie utrwalaj tego ataku w pamięci, wymaz go, a nawet jesli cos Ci zostanie to powtarzaj sobie ze to tylko nerwica, od tego sie nie umiera... Co do masażu wspaniały sposób na odreagowanie stresów i choc na chwilowe odpłyniecie w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście. Moniko dobrze ze nie stoisz w miejscu, tylko działasz, zapisujesz sie do lekarza i reagujesz na tą france. Ja jak dołączyłam do tego forum tez się cieszyłam ze nie jestem z tym sama i nie tylko ja z tym walcze, ale poznaję ludzi podobnych do siebie w jakims sensie. Tak jak gruszka pisze, przebywanie tutaj pomaga. Mam juz lek z apteki, ale musze poczekac na odpowiedni moment aby zaczac go przyjmowac, nie chce byc sama w tych pierwszych dniach... Niestety musze poczekac do przyszłego piątku, jak mąż wróci... Dzieki Wam wierze ze dtrwam do tego czasu bez wiekszych przebojów. Pozdrawiam wszystkich i miłego weekendu życzę;)
  14. Gruszka ja jeszcze do Ciebie... byłam na Twoim blogu no i cudo, jestem pod wrażeniem haftu, jak czegos takiego mozna dokonać, ile w to trzeba włożyc pracy no i cierpliwości, przecież tam jest tyle kolorów, te nitki musza się plątać, podziwiam z całego serca. Z aniołków podobały mi się anielski siostry, takie usmiechnięte:) A te buciki dla Oskarka...przecież one nawet maja swój cień... Gratuluję jeszcze raz cierpliwości no i talentu:)
  15. Missajgon, ja ci niestety nie pomogę :( Kiedyś jak wylądowałam na pogotowiu to na uspokojenie dostałam zomiren i było po mnie, spałam na stojąco, ale nie wiem czy to był lek nasenny niestety...
  16. Krystyno, co do tych plam na papierze po załatwieniu się to mogą to byc hemoroidy. Niektórzy mają je na zewnątrz, inni wewnątrz. Jęsli czasem jest się ciężko załatwić i bardzo boli wtedy to też mam podobne plamik. Co do rozprawy Twojego syna, piszę za poprzedniczką, że oczywiście nie jest to przyjemne, ale jeśli Twoje dziecko się męczy i żyje w stresie i z nieodpowiednią osobą, to lepiej żeby tak się stało. Jesli chodzi z kolei o to omdlewanie i brak oddechu, to też nigdy czegos takiego nie miałam. Przy ataku paniki czesto mi się wydaje ze zaraz zemdleję jak czegoś nie zrobie, np. wyjdę z tego pomieszczenia w którym się znajduje, ale nie zemndlałam. Wczoraj, dzisiaj i jutro mam przy sobie męża, wiec ten przypływ optymizmu i innego spojrzenia na swiat, a no i przede wszystkim działania, jest tym podyktowany. Na koniec dziekuję Wam wszystkim za to że tu jesteście, bo to naprawde dużo daje jak komus mozna się wyżalić, poradzić się, a nawet samemu cos od siebie wtrącić. Życzę wszystkim dużo zdrowia:)))))
  17. Ja juz jestem:) Co do Waszych rad, jedną wcieliłam w życie, co prawda nie sama bo z pomocą męża, ale jednak. Po kilkunastu dniach braku rozmowy i jakiegokolwiek zainteresowania z jego strony nastapiła zmiana. Prawie, że siłą zaciągnął mnie do specjalisty - psychiatra. Troche daleko musielismy jechać, bo tylko on miał tak szybki termin wizyty. U psychologa nie byłam ponieważ w mojej *super dużej aglomeracji* takowego nie ma, a jeszcze dalej niż te 50 km do psychiatry...to nie na moje nerwy. Ale do rzeczy...po pierwsze młody facet, który pytał sie o różne rzeczy nawet nie związane z chorobą, dużo mówił o tym że z tego sie wychodzi i dla niego to było tak normalne i z takim przekonaniem to mówił, że nawet mi się chyba udzieliło. Po ponad godzinnej rozmowie zaproponował mi leki - Escitil - na razie nie wykupiony bo nie ma go w żadnej a[tece tylko na zamówienie. Powiedzial ze to lek najnowszej generacji, z najbardziej ograniczonymi skutkami ubocznymi jakie mogą byc dzięki psychotropom. To duzy plus :) Tak wygadać się jedego dnia o wszystkim co Cię boli jest bardzo trudno. Przecież to są tak intymne wprost przeżycia ze otworzyc się jest bardzo ciężko. Ja przynajmniej miałam taki problem, ale po tym jak juz ochłonęłam i doszlam do siebie użyło mi, że zrobiłam ten pierwszy krok, że zdjęłam ten ogromny ciężar z siebie choć na trochę. Duża zasługa męża w tym była to fakt. W nagrodę (na początku myślałam ze za karę a nie w nagrode) mój mężczyzna zaprowadził mnie do sklepu oświetleniowego i ......kupilismy żylandor do kuchni!!!!! Taki cudownie zielony:) Nie myślcie ze byłam tam długo, bo bardzo szybko obleciałam sklep (na parterze), wskazałam który mi się podoba, powiedziałam do pani która nas obsługiwała, zeby zapakowała i ze przyjdziemy za jakis czas, bo mamy cos jeszcze do załatwienia i wtedy na turbodoładowaniu maksymalnym wyszłam ze sklepu. Tętno to miałam chyba ze 180 na minutę, ale przezyłam i zyje do teraz.
  18. Dziękuję Wam za słowa otuchy. Dobrze wiedzieć, że nie jestem z tym sama, cieszę się (chociaż przecież nie powinnam), że nie zmagam się z ta choroba tylko ja, że jestem jednak normalna, że nie zwariowałam... Ciężko było mi napisać pierwszy wpis, bo to oznaczało, że przyznaję się sama przed sobą, że coś jest jednak nie tak, że coś się dzieje ze mną niedobrego, ale jak już go napisałam ulżyło mi. Nerwusku30 ja też o tym marzę, żeby kiedyś obejść wszystkie sklepy niedaleko mnie, o matko co to musi być za uczucie - wspaniałe! Marzę też o tym, aby wejść do kościoła i się pomodlić, odzyskać spokój ducha, pobyć z Bogiem, a nie tak jak ostatnio na pogrzebie bliskiej mi osoby siedzieć z tyłu i modlić się nie za duszę zmarłego, ale o to żeby msza się szybciej skończyła, bo ja już dłużej nie wytrzymam. Przecież powinnam być pogrążona w żałobie razem z innymi a nie tak egoistycznie myśleć tylko o sobie. W chwili obecnej nie pracuję, porozsyłałam wszędzie cv i czekałam. Doczekałam się kilku telefonów i zaproszeń na rozmowy. Jednak wiecie co, nie poszłam na żadną z nich, spanikowałam. No bo jak mogę wejść na drugie piętro, na koniec korytarza, gdzie jest daleko do wyjścia, jak mogę się zaprezentować z jak najlepszej strony, skoro czekam tylko na to kiedy zacznie mi się robić gorąco, duszno, słabo, jak zacznę czuć że ciało odchodzi od duszy, jak czekam tylko na atak... Od jakiegoś czasu urządzamy z mężem swoje gniazdko, to znaczy ja powinnam bo on ciągle w trasie, ciągle go nie ma, ciągle jestem sama. Zresztą dał mi wolną rękę "zajmij się czymś, będzie Ci lepiej" mówi. Do dzisiejszego dnia na suficie żarzą się tylko gołe żarówki, w oknach pustka, brak firanek, nawet jak goście przyjdą nie mam na czym im podać ciasta itp. Itd., ale jak mogę się tym zając, jak nie wejdę do sklepu, bo...no właśnie no bo co, no bo coś mi się stanie? Tak wyglądają moje rozmowy z sama sobą i z mężem. I wtedy czekam na niego, albo w samochodzie, a jak dobrze pójdzie to pod drzwiami sklepu. Chociaż jest jeden plus tej sytuacji, wypłata tak szybko się nie rozchodzi:) Tak muszę iść do lekarza, co raz bardziej jestem tego świadoma, ale się boję. Boję się tego że będą musiała brać leki, po których wiem jak się wygląda, jak się czuje, co się z człowiekiem dzieje jak są źle dobrane, a to przecież długi proces. Wiem bo moja mama od 10 lat choruje na depresję z nerwicą lękową...:( Życzę wszystkim dużo zdrowia i wiary że będzie dobrze, bo przecież musi być dobrze prawda?:)
  19. Witajcie, jestem tu nowa. Z nerwicą zmagam się 3 lata. Od kilku miesięcy nie radzę sobie już wcale. Zrezygnowałam z pracy, z domu nie wychodzę prawie wcale, a jeśli już to tylko z mężem, który nie chce, a może i nie potrafi mnie zrozumieć. Boję się jeździć samochodem, chodzić do kościoła, sklepów, spotykać się z ludźmi... Izoluje się coraz bardziej, ale też co raz trudniej jest mi gdzieś wyjść - blednę koło. Nie radzę sobie już z niczym, czuję się niepotrzebna i osamotniona. Sama z tym przeokrutnym lękiem, z którym nie potrafię sobie poradzić. Rujnuje mi życie, zdrowie, rodzinę, wszystko co mam.
×