Skocz do zawartości
kardiolo.pl

aliskaa

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez aliskaa

  1. misia nie przejmuj się tętnem, jak jest to znaczy że serce pracuje a Ty żyjesz, to jest ważne, a wysiłek fizyczny bardzo pomaga, ja na tym bazuję żeby wyzdrowieć, a ponieważ już drugi raz mam napad choroby po 3 latach chwilowego ozdrowienia, więc skoro raz mi pomogło, to i drugi pomoże. Teraz nie sprawdzam tętna kilkanaście razy dziennie bo tylko mnie to nakręcało, jak się zaczynam źle czuć wypijam szklankę wody mineralnej, która obniża ciśnienie i zabieram się do pracy fizycznej. Dzisiaj wstałam jak zlana wodą, ze strachu spocona jak mysz. Szybkie śniadanie na siłę, ( przy 1 ataku choroby ważyłam w najgorszym momencie 43 kg, koszmar, teraz doszłam do 58 i nie mam zamiaru tego stracić) i zabrałam się za pokój syna, wiem że się będzie wściekał, bo ma już 18 lat i uważa się za dorosłego, ale pewnie się domyśli, ze coś się dzieje i da spokój. On najbardziej przeżył gdy choroba dopadła mnie 1 raz, uważał że to moje widzimisię. Zrozumiał po pewnym czasie i teraz wie, ze jak coś się zaczyna dziać , to we mnie wstępuje szatan, sprzątam na okrągło, choćby nie było co, potrzebuje dużo wysiłku fizycznego. Dzisiaj jego pokój, jutro ciąg dalszy. Teraz zjadłam obiad i już troszkę lepiej niż rano. Ale nie byłam dzisiaj w sklepie, na to nie mam siły, wyszłam tylko z psem na króciutki spacerek, dosłownie 15 minut. Popołudnie muszę zapełnić co do minuty, po prostu żeby nie mieć czasu na myślenie o chorobie. Jak człowiek za dużo myśli o sobie i swoich dolegliwościach, to mu się wydaje, ze wszystkie je ma, a my jesteśmy zdrowe, tylko ciut wrażliwe. Trzymajcie się dzisiaj cieplutko.
  2. Witam wszystkich, czasami tu zaglądam i staram się podnieść na duchu, czytając , że ktoś jakoś sobie radzi z chorobą, komuś się udało przewalczyć jakiś lęk i mam nadzieję że mi się uda również , ale tak raz na zawsze. Miałam spokój ostatnie dwa lata, a tu nagle od dwóch tygodni przeżywam horror. Choroba wróciła jak bumerang:((( Mam znowu napady lęku. Dzisiaj rano w sklepie, oblał mnie zimny pot, myślałam, że zemdleje ze strachu, biegłam do domu jak wariatka. Jak mam gdzieś wyjść szczególnie do ludzi to mam nogi jak z waty, serce wali jak oszalałe i wydaje mi się że albo zemdleje albo zwymiotuje, bo żołądek mam w gardle. Znowu koszmar nadchodzi, a przecież regularnie biorę leki, fakt jest to już dawka minimalna 1 tabletka dziennie fluanxolu, ale chyba kompletnie na mnie nie działa. Już dawno się tak podle nie czułam. Teraz siedzę sama w domu i wyć mi się chce z wściekłości, że znowu wszystko wróciło. Pewno znowu zaszyje się w domu i cale życie zrzucę na męża, tzn zakupy, wyjścia itp rzeczy. A za tydzień miałam iść na urodziny, na które się cieszyłam:(( już wiem że nie pójdę, znajdę byle pretekst, żeby nie wyjść z domu:((( I znowu wszystko muszę zacząć od nowa. Już brakuje mi do tego siły i ochoty:((( Nie wiem czy to ta zima, tak na mnie podziałała, nie znoszę zimna i śniegu:(( Czy jest jakiś sposób by z tego wyjść raz na dobre??? ja już miałam takie pomysły, żeby mnie ktoś zahipnotyzował i wywalił to ze mnie. Ale mój psychiatra mówi, że tak się nie da, że to bajki. Może ktoś zna dobrego psychoterapeute( czytaj nie drogiego) w okolicy Zabrza???
  3. witam wszystkich, jestem tu 1 raz i widzę że nie jestem sama ze swoim problemem. sory ale będę pisała cały czas z małej litery, tak mi po prostu wygodniej), moje problemy z nerwicą zaczęły się w liceum. bałam się wchodzić do klasy, pocenie nadmierne, kołatanie serca i ból żołądka. ale jakoś sama sobie z tym poradziłam. potem 2 raz choroba odezwała się po 7 latach po porodzie, to był horror, nawet z domu nie chciałam wychodzić, bałam się że zemdleję po drodze, że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże, a serce chciało wyskoczyć mi z piersi. wtedy po raz 1 poszłam do psychologa. niestety miałam pecha. trafiłam na panią doktor , która wprost mi powiedziała, że tej choroby nie da się wyleczyć i że muszę sama ją zwalczać, najlepiej jak idę ulicą i dopada mnie lęk, to *usiąść na krawężniku i zacząć płakać, przejdzie mi w 10 minut*, tak się skończyło moje profesjonalne leczenie. a nerwica dalej podstępnie mnie atakowała. 3 raz odezwała się 6 lat temu, ostry napad lęku i ból żołądka nie do opisania. skutek całkiem odstawione jedzenie, brak sił do życia i szpital. diagnoza chroniczne zapalenie przewodu pokarmowego na tle nerwowym, refluks żołądkowo- przełykowy ostatniego stadium. bywały dni że ktoś musiał mi pomóc wstać z łóżka, żebym mogła dojść do wc, waga 45 kg, po prostu horror. zaczęłam się leczyć na poważnie, zero pracy, zero stresu, po prostu tylko ja na tym świecie, wreszcie zaczęłam myśleć o sobie. znalazłam oprócz dobrego gastrologa, wspaniałą panią psycholog do której zawsze mogłam zadzwonić w potrzebie. brałam po 7 tabletek dziennie i to nie psychotropów ale różnych by wrócić do wagi i do życia. od 6 miesięcy biorę tylko jedną tabletkę co drugi dzień na żołądek, niestety już do końca życia, bo takie zniszczenia w moim organizmie pozostawiła nerwica i 1 tabletkę fluanxolu dziennie 0,5 mg, którą powoli odstawiam. jestem spokojniejsza, inaczej podchodzę do życia, nie biorę udziału w wyścigu szczurów, mam to co mam i z tego jestem zadowolona. nerwica pozostawiła w moim organizmie lęk przed ludźmi, jestem nieufna i raczej nie bywam tam gdzie są duże skupiska ludzkie( np hipermarkety), niestety w tych miejscach dalej dopada mnie strach, tego nie umiem zwalczyć, ale powoli wychodzę sama z domu, ważę 58 kg z czego się niezmiernie cieszę. dlatego apeluję do wszystkich, którzy mają objawy nerwicy, proszę nie bagatelizujcie tego. większość z was jest jeszcze młoda i ma całe życie przed sobą, ja mam już 43 lata i nie życzę nikomu tego co ja przeszłam i dalej z czym walczę, a walka nie jest łatwa, a do tego trzeba mieć życzliwą osobę u boku, bo wsparcie drugiej osoby w tej chorobie jest bardzo ważne. pozdrawiam was cieplutko i życzę zdrowia, bo to jest w życiu najważniejsze.
×