Witam Was serdecznie. Postanowiłam do Was napisać bo już sama nie daję rady a niestety mój facet nie rozumie mojej nerwicy. Twierdzi, że mam się przestać wkręcać..tylko jak? jak to samo przychodzi:( Jestem w 17 tyg ciąży i nie wiem czy to normalne ale przed ciążą jakoś sobie radziłam ze sobą. Teraz czuje się mega słaba na cokolwiek...Wiecznie się czegoś, kogoś boję, analizuję swoje życie cofając się do przeszłości. Lęk zabiera mi możliwość cieszenia się z ciąży- małej istotki w brzuszku.Co chwila przepraszam dzidzie, że musi cierpieć razem ze mną i że nie będę dobrą mamą - bo jestem schorowana..:( od miesiąca dobrze nie sypiam..non stop się budzę:( a ostatnie 3 noce kompletnie nieprzespane.. nadrabiałam choć troszku w dzień..nie wiem co mam z tym fantem zrobić..Nawet dziś wzięłam relanium zapisane przez ginekologa, ale za słaba dawka i nie działała, czuje się fatalnie.. czuje jakby mi życie przez palce ociekało ,bo nie mam sił na nic jedynie płakać..wszystko jest nie tak..boję się, że odwiozą mnie do zakładu , że zwariuję..Borykam się z tym choróbskiem od 7 lat, leczyłam różnymi lekami co nie było łatwe , od 2 lat niczego nie biorę bo postanowiłam sama zawalczyć..i cóż..porażka..a teraz w ciąży leków nie wolno brać..psycholożka mi nie pomagała.. jakoś ciężko nam było się porozumieć...więc przestałam chodzić..Boję się, że przez te moje ataki dzidzi stanie się krzywda.. poradźcie jak sobie radzicie..jak radzić sobie z bezsennością, natłokiem myśli, odrealnieniami... tęsknie za czasami kiedy byłam zdrową, radosną i pełną życia dziewczyną...