Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Szukam osób które poprzez psychoterapie czy farmakoterapie wyleczyły się z nerwicy lękowej


Rekomendowane odpowiedzi

Gość kajka123321

Witam, Na wstępie chciałam zaznaczyć, że będzie długo i treściwie :P Dla mnie będzie to pierwszy post na forum publicznym (wcześniej problem „nerwicy” był dla mnie strasznie krępującym tematem). Ucieszyłabym się ogromniejeśli choć dla cząstki ze wszystkich tu obecnych moja historia będzie pomocna w radzeniu sobie z naszą chorobą. Z nerwicą tak to już jest, że jak się przyplącze to potafi nieźle namieszać w naszym ciele, umyśle i duchu. Ale na swoim przykładzie wiem, że można z tego „wyjść”, a przynajmniej skutecznie radzić sobie z jej nieprzyjemnymi objawami. Zacznę może od tego, że od kiedy pamiętam byłam strasznie emocjonalną dziewczynką. Wszystko przeżywałam trzy razy bardziej niż moi rówieśnicy. Pójście na rozpoczęcie roku w szkole podstawowej było takim problemem, że już tydzień wcześniej miałam bardzo silne bóle brzucha i nie potrafiłam o niczym innym myśleć jak tylko o tym, że za kilka dni będę musiała tam iść. Pomimo, że przecież przez 6 lat były to te same twarze i te same dzieci, które naprawdę lubiłam i z którymi fajnie się dogadywaliśmy. Ale tak już miałam… Dość szybko bo w wieku 17 lat musiałam się usamodzielnić. Mama wraz z bratem wyjechali za granicę do taty. Podjęliśmy wspólną decyzję, że w związku z tym że byłam rok przed maturą, na razie nie będę jechała z nimi. Odłożyliśmy podjęcie tej decyzji po ukończeniu liceum. Traf chciał, że poszłam dalej na studia, poznałam mojego obecnego partnera i postanowiłam zostać w kraju. Jednak na tamtą chwilę rozłąka z rodziną wydawała się nie do przeżycia… tym bardziej, że byłam z mamą bardzo związana… Ale do sedna. Problem z nerwicą przychodził u mnie etapami. Takim momentem, którym z biegiem czasu mogę zaliczyć jako pierwszy objaw nerwicy (bo wtedy nie przyszło mi to w ogóle do głowy) było wybudzanie się w środku nocy z walącym sercem i ogromnym strachem. Poprzedzone to było takim dziwnym uczuciem nagłego spadania co powodowało wybudzanie się. Zbagatelizowałam to i nie doszukiwałam się w tym nic poważnego. Do czasu… W marcu 2012 r. rozpoczęłam pierwszą w życiu poważną pracę. Niby wszystko było okej, ale jak to ja doszukiwałam się drugiego dna. Czy jestem lubiana? Czy szef będzie zadowolony z mojej pracy? Czy robię wszystko tak jak należy? A co jeśli nie podołam? 100 pytań do… No i to właśnie w miejscu pracy miałam swój pierwszy ATAK. Atak paniki… W jednej chwili zrobiło mi się słabo, ledwo stałam na nogach (właściwie to nie miałam siły stać), zaczęłam cała się trząść, wszyscy podejrzewali, że mam atak padaczki, ponieważ sama nie potafiłam tego zahamować. Szklanka wody, wyjście na świeże powietrze i oczywiście wezwanie pogotowia. A ja czułam jak umieram, kazałam co chwilę mierzyć sobie puls, który de facto był ledwo wyczuwalny. Przyjechało pogotowie, i co? I zastrzyk uspokajający z hydroksyzyny… Na karcie ewidentnie napisane „ Do konsultacji z lekarzem rodzinnym lub psychiatrą” Zastrzyk na chwilę pomógł, wrociłam do pracy, aby po może mniej więcej pół godziny BUM znowu to samo, dokładnie te same objawy i znowu wrażenie, że na pewno umieram. Wtedy już pojechałam z miejsca pracy do szpitala (nie sama nie prowadziłam auta :P) tam podłączyli mi kilka kroplówek, zrobili podstawowe badania, które oczywiście były w normie i wypuścili do domu… Ja już wiedziałam, że następnego dnia w pracy się nie pojawię, ten paraliżujący strach, że znowu mi się to przytrafi i będzie straszny wstyd. W końcu pracowałam tam może pół roku. Przemyślenia jak to będzie wyglądało, a jeśli będą pytać to co im powiem? Postanowiłam iść na zwolnienie lekarskie. Nie pamiętam dokładnie ile czasu na nim byłam łącznie, wiem, że mogło to być ok. 2 miesięcy. Przez ten czas odwiedziłam wszystkich możliwych specjalistów. Kolejne badania jakie miałam wykonywane (Holter, próba wysiłkowa, EEG, RM głowy, Doppler i wiele innych) nie wskazywały u mnie żadnej choroby. Ja jednak nadal doszukiwałam się problemu wszędzie a nie tam gdzie naprawdę potrzeba. Doszło do tego, że lęk towarzyszył mi cały boży dzień. Od otworzenia oczu do ich „zamknięcia”. Potafiłam nie spać 3 dni pod rząd, cały czas adrenalina była w moim organiźmie w tak ogromnym stężeniu, że nie potrafiłam zasnąć. Dodatkowo natłok myśli… z jednej myśli na drugą… zero ciągłości. Nie było możliwości ułożenia w głowie sensownej historii. Byłam nieobecna i otumaniona. Rozwolnienia i wymioty były u mnie na porządku dziennym, nic nie potrafiłam przełknąć. Jeśli już się udało zaraz było to zwracane. Schudłam ok. 9 kg (przez okres 2 miesięcy). O wyjściu z domu nie było mowy. Wyjście do sklepu? Absolutnie. Gdy tylko wychodziłam na świeże powietrze pojawiały się straszne zawroty głowy i uczucie duszności. A ja nakręcałam się dalej, „Na pewno zaraz zemdleję i nikt mi nie pomoże”. Czym prędzej wracałam do domu. To był mój azyl i bezpieczne miejsce. Atak paniki, nie licząc dwóch poprzednich o których wspomniałam wcześniej miałam jeszcze tylko jeden (oczywiście bez wezwania pogotowia się nie obyło). Po namowie partnera i bliskich postanowiłam iść tam, gdzie najbardziej nie chciałam iść. Do specjalisty od naszego problemu… Strasznie się bałam tej wizyty, ale wiedziałam, że to jest jedyny ratunek. Pani psychiatra po dość krótkim wywiadzie stwierdziła, że cierpię na nerwicę lękową i przepisała odpowiednie tabletki o nazwie „SEROXAT” . Dawkowanie: 10mg dziennie, od rana. Oczywiście jak to ja, zaraz po przyjściu do domu weszłam na stronę internetową i zaczęłam czytać opinię o moim zbawiennym leku. Było to najgorsze co mogłam zrobić. Możliwe skutki uboczne i opinie osób zażywających ten lek spowodowały u mnie ogromny strach przed zażyciem go i stwierdziłam, że dam sobie radę sama, że nie będę go brała.. Niestety moje dolegliwości osiągnęły już takie apogeum, że byłam wrakiem człowieka. Nie zdziwiłabym się jeśli w tamtym momencie oprócz nerwicy przyplątała mi się również depresja. Nie miałam jej stwierdzonej co prawda, a odwiedzałam moją Panią doktor w tamtym czasie dość regularnie.Czułam się okropnie. Nie widziałam dla siebie ratunku. Przyszedł ten dzień, gdzie nie było odwrotu a ja wziełam piewszą tabletkę ”szczęścia”. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Efekty przyszły dość szybko. Po ok. 2 tygodniach objawy zaczęły regularnie ustępować, a ja byłam w stanie wrócić do pracy. Nie było jeszcze rewelacji, ale nie było tego strasznego lęku, zaczęłam normalnie sypiać. Z czasem minęły wszystkie objawy. A ja znowu poczułam, że żyję. Dawki przez cały okres brania leku nie miałam zwiększanej ani zmniejszanej. U mnie wystarczyła jedna tabletka. Podobno to dość mała dawka. Leki zażywałam od grudnia 2012 r. do czerwca 2016 r. To bardzo długo. Odstawiłam je sama, czułam, że to odpowieni moment, a chęć posiadania dziecka była tak ogromna, że wiedziałam, że im prędzej je odstawię, tym szybciej będziemy mogli starać się o maleństwo. Odstawiłam je z dnia na dzień. Skutków odstawiennych nie miałam. Wiem, że u większości osób się pojawiają. Ja jednak przeszłam to bezboleśnie. Od tamtego momentu w moim życiu wiele się działo. Zarówno dobrych jak i złych momentów było co niemiara. Mamą co prawda jeszcze nie zostałam, ponieważ mam drobne problemy z poziomem hormonów, ale nie tracę nadziei (w końcu jestem jeszcze przed 30 :P). Pojawiły się również ostatnio problemy onkologiczne, problemy w pracy… Myślę, że natłok w ostatnim czasie tych negatywnych emocji spowodował dokładnie 15 listopana atak paniki. Nie tak silny jak tamte z 2012 r., ale jednak. Tym razem wiedziałam, że problem leży w mojej głowie… Nie poddałam się temu. Nie doprowadziłam do kolejnego. Postanowiłam, że odpocznę i dobrze zrobi mi 2 tygodnie urlopu na przemyślenie pewnych rzeczy. I dosłownie był to bardzo dobry okres. Rzeczywiście nie miałam takich objawów jak wtedy, ale czułam, że czegoś znowu się obawiam. Znowu lęk zaczął mi towarzyszyć w ciągu dnia. A te „dziwne” myśli, pojawiały się w mojej głowie coraz częściej. Czy znowu będę musiała przechodzić to wszystko od nowa? Wtedy przecież też zaczynało się niewinnie… Wiedziałam jedno. Nie zdecyduje się już na branie psychotropów !! Na pewno nie teraz !!Bardzo pomogła mi książka pt. „Kompletna samopomoc dla twoich nerwów” dr Claire Weekes.Samo jej czytanie zaczynało mnie uspokajać. Metody radzenia sobie z problemem nerwicy, metody rozluźniania się a przy tym przytoczone historie ludzi, utwierdziły mnie, że nie ma nic gorszego jak walka z nerwicą. Jak zastanawianie się jak długo to jeszcze będzie trwało i wyczekiwanie tego lęku i tych wszystkich objawów. Jeśli będziemy o nich myśleć i nad nimi gdybać przyjdą na pewno. Powoli nauczyłam się akceptować swój lęk. Jeśli tylko pojawiał się ten skurcz żołądka i dziwnie rozlewający się niepokój po moim ciele, a działo się to praktycznie codziennie, kilkanaście razy dziennie zaczęłam mówić sama do siebie, czy to w głowie czy nawet na głos „Taka twoja natura, cierpisz co prawda na nerwicę i jesteś na nią narażona każdego dnia, ale od tego się nie umiera. Teraz wiesz, że problem jest w twojej głowie i dopóki tego nie zaakceptujesz i się nie rozluźnisz to będzie to do Ciebie przychodziło codziennie. Są ludzie którzy cierpią na poważniejsze choroby a mają wielką siłę walki. Dlaczego nerwica ma pokrzyżować Twoje plany i marzenia. Nic Ci nie grozi. Jesteś w 100% zdrowa.” Słowo ZAAKCEPTUJ pojawiało się u mnie w głowie dziesiątki razy w ciągu doby. Na początku z marnym skutkiem. Ale co to jest dwa tygodnie?? Tak po tym czasie lęk ustąpił !! Nie budziłam się rano z pierwszą myślą kiedy to nastąpi i nie wyczekiwałam go. I co? I przestał się pojawiać  Teraz WIEM, że można !! Wiem też, że pewnie jeszcze nieraz w moim życiu przyjdzie gorszy moment, gorsza chwila. Ale wtedy na pewno uspokajać mnie będzie myśl, że skoro już raz dałam radę, to teraz też musi mi się udać. Wcześniej cokolwiek mi się działo byłam załamana, chciałam jak najprędzej wyzdrowieć.Walczyłam z chorobą całą sobą. Internet przewertowałam wzdłuż i wszerz szukając pomocy. Teraz każde mocniejsze bicie serca, każy zawrót głowy akceptuję. Nie zaczynam gdybać i się zastanawiać. Pozostawiam to samo sobie. Kiedyś musi przejść. Z uśmiechem na twarzy AKCPETUJĘ, że taka moja uroda. Po prostu jestem nadwrażliwa. I nigdy więcej żadnych leków !!  PS. Przepraszam, za chaotyczność mojej wypowiedzi. To był mój pierwszy raz :P Chętnie odpowiem na pytania. Pozdrawiam i Powodzenia. Kajka

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×