Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Szukam pomocy. :)


Gość malanerwica8

Rekomendowane odpowiedzi

Gość malanerwica8

Witam. Jestem 16-letnią gimnazjalistką. Szukam tu pomocy od doświadczonych osób. Wybaczcie, że będzie to bardzo długie i zawiłe, ale naprawdę szukam jednoznacznej porady. Ogólnie mówiąc jestem szczęśliwą osobą, mam kochającą rodzinę i przyjaciół, dobre wyniki w nauce, nie mam żadnych poważnych problemów jak dzisiejsze nastolatki. Od wczesnego dzieciństwa jestem osobą skrytą **przed ludźmi**, spokojną, ale też pokazującą swoje emocje, nerwy. Od zawsze byłam bardzo powiązana z rodzicami i w przedszkolu bardzo źle zniosłam z nimi rozłąkę. Od tego właśnie się wszystko zaczęło. Ciągle byłam czegoś przestraszona, trzymałam się tylko rodziców. Lekarka rodzinna w wieku 7-8 lat stwierdziła u mnie szmery serca. Pojechaliśmy do jakiejś dobrej poradni kardiologicznej i pani stwierdziła u mnie tachykardię i skierowała do specjalnej poradni dla dzieci. Ona dała mi Holtera i tak, tamta diagnoza się potwierdziła, była to tachykardia zatokowa, do tego jakaś szczelina w sercu (wada, którą ma masa ludzi). Wszystko to było od nerwów, ustaliła, że jestem osobą bardzo przejmującą się wszystkim i wystarczy brać magnez i wyluzować. Mam również zwolnienie z długodystansowych biegów, bo męczę się i nie mogę nurkować. Byłam mała i mega się tym przejęłam, od zawsze wyszukiwałam swoich objawów w internecie i to mnie jeszcze bardziej dobijało. W szkole do tej pory jestem bardzo spokojną osobą, nie odzywam się do osób, z którymi nie mam nic wspólnego. Przez to jeszcze miałam zawsze jakieś problemy, bo ludzie mnie pytali co mi jest, a ja po prostu mówiłam, że taka jestem (i to jest prawda). No okej, jakoś z tym żyłam i żyję, to się już nie zmieni. Do czasu, aż dwa lata temu w wakacje (w wieku przypominam prawie 14 lat) dostałam dziwnego **ataku**. Siedziałam z mamą w łóżku wieczorem, oglądałyśmy film. Momentalnie zrobiło mi się dziwnie słabo, mroczki przed oczami, nie mogłam oddychać. Myślałam, że umieram. Ta myśl doprowadziła mnie do takiego stanu, że siedziałam na kanapie i nogi skakały mi same, trzęsły się. Mama zmierzyła mi puls i ciśnienie - puls 120, ciśnienia nie pamiętam, ale pewnie było dobre, bo zazwyczaj tylko puls mi podskakuje. Zamknęłam oczy, mama siadła przy mnie i po kilkunastu minutach przeszło. Mama od razu powiedziała - masz nerwicę. No i jak to ja, na drugi dzień musiałam zobaczyć w internecie, co to za cholerstwo. Prawie wszystkie objawy się zgadzały. Na drugi dzień wieczorem znów mnie złapało, ale już szybko się uspokoiłam, bo wiedziałam, że nie umrę. Przypuszczam, że w tym okresie było parę stresujących spraw. Byłam w trakcie zmiany szkoły podstawowej na gimnazjum. Denerwowałam się do ostatniej chwili, bo nie wiedziałam, czy będę z moją przyjaciółką w klasie. Jak poszłam pod drzwi szkoły sprawdzać przyjęcia do klas to nie mogłam ustać, bo tak mi się nogi trzęsły. Wszystko jednak jest dobrze, mam super szkołę. No nie ważne. Gdy poszłam do szkoły, było inaczej. Zajęłam się nauką, nie myślałam o nerwicy, osiągałam jak najlepsze wyniki w nauce. Może to zabrzmi, jakby pisała to typowa nastolatka, ale znalazłam swojego idola i zajęłam się muzyką, przesłaniem jego piosenek. Pomogło mi to bardzo, bo nabrałam chęci do życia. Stałam się bardzo odważna, nie przejmowałam się niczym, nikt nie mógł stanąć na przeszkodzie do spełniania moich marzeń i celów. Od stycznia do maja 2015 spełniłam kilka z moich marzeń i to bardzo mnie podbudowało. Wszystko jednak wróciło w te wakacje. Po prostu sobie nie radzę. 2 tygodnie temu, gdy przyszły te upały czułam się źle i jednego dnia miałam ciśnienie 90/80 (nie wiem, czy ciśnieniomierz zawiódł, czy po prostu spadło mi ciśnienie). Tak się tym przejęłam, że kilka godzin później, wieczorem, miałam kolejny atak (pierwszy od półtora roku). Leżałam w łóżku, patrzyłam się na ścianę, serce waliło mi, przed oczami robiło się ciemno. Poszłam do pokoju rodziców, zmierzyłam ciśnienie, było one dobre, ale puls oczywiście 125. W kilka minut wróciły wszystkie zasrane wspomnienia sprzed dwóch lat, miałam ochotę płakać, z resztą teraz piszę to ze łzami w oczach. Od tamtej pory codziennie zasypiam z myślą **co jeśli się nie obudzę, jeśli mi się coś stanie?**. Nie mogę zasnąć, bo w uszach słyszę swoje tętno, skupiam się tylko na tym. Wiem, że to mnie niszczy, ale nie potrafię tego opanować. Jednego dnia nawet w notatniku napisałam do siebie taki **list**, tak jakbym wspierała samą siebie. Czytam to co kilka dni, gdy mam atak i przechodzi, ale tylko na chwilę. Z jednej strony jestem osobą pełną życia, radości, która chce żyć i próbować nowych rzeczy. Z drugiej strony jestem młodą, znerwicowaną dziewczyną, która ma problemy jak niejeden dorosły człowiek. Staram się zwalczyć to, udało mi się dwa lata temu, więc wiem, że uda mi się też tym razem. Tylko na tę chwilę nie wiem jak. Jak się zmienić, co zrobić? Nie chcę chodzić do psychologa, pedagoga, bo wiem, że dam radę sama. Jestem silną osobą. A i jeszcze jedno muszę dodać. Podczas mojego życia z nerwicą NIGDY nie chciałam tego zakończyć, nie miałam żadnych myśli samobójczych, nie zadawałam sobie bólu. Rok temu bardzo uwierzyłam w Boga i teraz również mam nadzieję, że mi pomoże. Ale nie o tym mówię. Chciałabym po prostu dowiedzieć się, co zrobić, jak sobie radzić. Są momenty, kiedy nic mi się nie chce, trzęsę się i serce mi wali. Jak sobie wtedy radzić? Czy na pewno nic mi nie będzie? Czy to w ogóle jest nerwica? Pomocy, proszę. Od razu mówię, że nie jestem jakąś psychiczną osobą, jestem normalną nastolatką, nie zagubiłam się w życiu, nie mam żadnych problemów. Po prostu nie umiem uspokoić nerwów, nie wiem co mi jest. Bardzo proszę o jakąś dobrą poradę. Dziękuję bardzo, jestem wdzięczna, jeśli jest osoba, która dotrwała do końca.

Odnośnik do komentarza

Witaj MALANERWICA8 :) Ja dotrwałem i powiem Ci, że pomocy powinnaś szukać u swojego lekarza. Sądząc z opisanych przez Ciebie objawów, wydaje się, że rzeczywiście mogą one być przejawem nerwicy, ale tylko lekarz - po zbadaniu Cię - może powiedzieć, że tak jest na pewno i jak ją leczyć. Nie szukaj pomocy na forach internetowych, bo to - jeśli to nerwica - może Ci tylko zaszkodzić... wierz mi. Nerwica - przez wielu traktowana jak choroba niepoważna - to schorzenie trudne do leczenia nawet dla doświadczonych lekarzy i psychologów. Dlatego nie łudź się, iż z nerwicą (jeśli to nerwica) poradzisz sobie sama... jesteś młoda i im szybciej znajdziesz fachową, lekarsko - psychologiczną pomoc, tym większe szanse na opanowanie nerwicy, czego Ci serdecznie życzę. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witaj dziewczyno Mam 79 lat. Doświadczyło mnie życie, między innymi i przez choroby. Rozumie Twoje problemy i współczuje. Uważam, że cierpisz na nerwice. Choroba przewlekła i wyleczalna całkowicie. Proponuje udać się do psychiatry. Wszystko mu powiedzieć. Lekarz wdroży stosowne leczenie. Bez pomocy lekarza psychiatry sama się nie wyleczysz. Na podstawie Twej wypowiedzi stwierdzam, że jesteś młodą, mądrą osobą. Życzę Ci zdrowia. Dodam, że lekarz psychiatra nie jest lekarzem tylko dla * czubków *. Radzę nie informować koleżanek, ani znajomych o kontakcie z psychiatrą. Pozdrawiam- Stanisław

Odnośnik do komentarza

Zalecam Ci zrozumienie swoich problemów a przede wszystkim zaakceptowanie swojej osoby. Jeżeli zrozumiesz a tym samym zaakceptujesz siebie łatwiej będzie ci określić swoje potrzeby, a wtedy zacznij je w sposób świadomy zaspakajać. Najlepiej jak poznasz chłopaka który będzie podobny do ciebie i cię zaakceptuje taką jaka jesteś, a razem będziecie mogli śmielej stopniowo wyjść do innych ludzi. Nie zalecam wizyty u psychiatry, możesz pójść do psychologa, który ci zaproponuje pewnie zajęcia w grupie osób które mają podobne problemy. Będziesz mogła się tam wygadać i nikt cię nie będzie krytykował ani oceniał, i zobaczysz że nie jesteś sama. Po takich spotkaniach być może spojrzysz na siebie z dystansem i twoje problemy będą się wydać o wiele mniejsze niż kolegów z grupy.

Odnośnik do komentarza
Gość nienormalna

No czesc, pierwsze co mnie tutaj razi jest tytul *szukam pomocy* i dalej piszesz, ze nie potrzebujesz pomocy psychologa bo dasz rade sama. A jednak nie dajesz, skoro tutaj piszesz. Być może obawiasz się, co inni by pomyśleli, że do psychologa chodza ludzie chorzy, ciezkie przypadki. Nic bardziej mylnego. Chodzą tam normalni ludzie z problemami, które chcą rozwiązać. Poza tym wszyscy mamy coś ze sobą, tylko w roznym stopniu jest to widoczne i utrudnia nam funkcjonowanie ;) Widzę, że jesteś mądrą dziewczyną skłonną do refleksji i pracy nad sobą. To już świadczy o tym, że napewno terapia by Ci pomogła. Może nie od razu - nie oczekujmy cudów. Trzeba dobrać typ terapii, osobę. Jest wiele placówek. Ja znam te w Warszawie. Sa bezplatne. Np. aslan, MOP, Opta. Mozesz do nich zadzwonic nawet jak jestes z innego miasta, oni powinni pomoc Ci znalezc poradnie jak najblizej Ciebie. Wszystkie informacje co do tego powinnas uzyskac tez u szkolnego pedagoga/psychologa. I nie może on powiedzieć o tym nikomu. Wygląda to tak, ze umawiasz sie tam na wizyte i jakaś miła pani robi wywiad odnosnie Twojego zycia i na koniec ustalacie jaki tryb terapii bedzie najlepszy. Mozesz isc na terapie grupowa, indywidualna itd. Ta pani przydzieli Ci wiec grupe i odpowiedniego terapeutę. Nic co powiesz nie wychodzi z pomieszczenia. Nikt nie ma prawa sie o niczym dowiedziec, nawet rodzice. Jedynym wyjatkiem jest nakaz sądowy w zwiazku z postepowaniem karnym lub planowanie przez Ciebie samobójstwa. Ogólnie na pierwsza wizyte przychodzisz z mama/tata (do rejestracji) ale rozmowa i pozniej terapia odbywa sie juz bez nich. Dlaczego powinnaś chociaż spróbować? Sama analizując swoje napady paniki i objawy somatyczne skupiasz sie na nich. Tak naprawde rzadko kto jest w stanie samem dojsc do tego, co je wywoluje i cos z tym zrobic. Dlatego mamy psychologa. On przyjmuje z grubsza dwie taktyki - albo milczy az zaczniesz opowiadac, albo duzo mowi, pyta. (Wiadomo, ze jest duzo rodzajow terapii np behawioralno-poznawcza itp.) Ma to za zadanie sprowokować Cię do niektorych refleksji. Czasem mowi co uwaza, ale glownym celem jest to, abys pod okiem specjalisty doszla do genezy swoich problemow, postepowan, czynow, stanow, mysli i zaczela sobie z nimi radzic. Możesz przyniesc tez swoj pamietnik - oni to lubia, bo masz udokumentowane co sie dzialo i wspolpraca bedzie jeszcze prostrza. Nie wstydz sie. To naprawde pomaga. A przynajmniej warto sprobowac, bo zdrowie jest jedno, a bez pomocy lepiej nie bedzie. i nie zniechecaj sie - mi na przykład pomogła dopiero piąta terapiaktora odbywała się w oddziale dziennym szpitala psychiatrycznego, no, ale ja to oporna i szalona byłam w wieku buntu ;) trzymaj się ciepło i powodzenia.

Odnośnik do komentarza

W Warszawie jest bardzo dobra klinika psychologiczna - PsychoMedic. Pracuje tam taka pani doktor - Agnieszka Sławińska. Wspaniała kobieta. Widać, że ma wiele empatii i stara się zrozumieć swojego pacjenta. A to moim zdaniem jest najważniejsze, te poczucie zrozumienia. Bez tego nie można pójść na przód. No i zaufania. Ja je miałam i dzięki temu pani Agnieszka mogła mi pomóc.

Odnośnik do komentarza

Również korzystałam z usług lekarza z kliniki Psychomedic ale była to Pani Pamela Kubaszewska. Wspaniała lekarz. Dobrze mi się z nią współpracowało. Klinika jest w samym centrum więc nigdy nie miałam problemu z dojazdem a sam budynek jest tak nowoczesny. Gdyby nie najnowsze sprzęty dokładna diagnostyka mojej choroby by się nie udała. Razem z Doktor Kubaszewską wyleczyłyśmy mnie :)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×