Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Operacja wymiany zastawki aortalnej i tętniaka aorty wstępującej


Bet

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy masz mieć zabieg? To samo co u mnie? Gdzie? Ja czekałam na swój od marca (08.03.2011 r. - dzień kobiet). Sporo nadenerwowałam się, w pewnym momencie już nie wytrzymywałam nerwowo. Na szczęście jestem po i szykuję się do wyjazdu na rehabilitację:) Ty również później pojedziesz, bo wszystkich pacjentów kardiochirurgicznych wysyła się na rehabilitację. Mam przyjaciół w Twojej miejscowości, towarzyszących mi w miłych i najtrudniejszych chwilach. Między innymi tej ostatniej:) Przez sentyment trzymam zatem mocno, podwójnie kciuki za Ciebie. Bet

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, najmłodszymi pacjentami są noworodki :-) Na szczęście dzisiaj lekarze operują nawet najmniejsze serca. Ja miałam pierwsza operację bardzo późno, jak na swoją wadę, bo jako ośmiolatka.. Wchodzimy w erę przezskórnego wszczepiania zastawek, pewnie aortę za jakiś czas też będzie można tak naprawić :-) Cieszę się, że wracasz do formy fizycznej i psychicznej.

Odnośnik do komentarza

Witaj Ewa, tak, wiem, że maluszki są operowane. Sama dowiadywałam się o leczenie 6-miesięcznego dziecka z dziurami w serduszku. Widziałam maleństwa na rękach rodziców całe sine i cierpiące. Nauka idzie do przodu w zaskakującym tempie:) Całe szczęście! Zastawki, głównie biologiczne są wszczepiane metodą małoinwazyjną. Na szczęście. Sama leżałam na oddziale gdzie lekarze starają się jak najmniej ingerować w człowieka / o ile dana metoda jest pomocna w zdrowiu pacjenta. Mnie też pomimo rozległej operacji potraktowano nieco ulgowo (nie rozcięto od obojczyka, ale troszeczkę poniżej). Super, będę mogła zrezygnować z golfów latem :):):) Wydaje się to mało istotne, ale dla kobiety....................???!!!! Najważniejsze zdrowie i życie, a jak to powraca do normy to i wygląd jest istotny. Czy posiadasz jakieś zdanie, wiedzę na temat aparatów do pomiaru INR? Są bardzo drogie, paski diagnostyczne również. Czy jest możliwość jakiejś refundacji? Pozdrawiam Cię Ewa, dla mnie jesteś bardzo dzielną kobietą:) Bet

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, o sprzęcie do pomiaru INR Ci nic nie napisze, bo mam zastawkę biologiczną i nigdy tego wskaźnika nie mierzyłam. Wiem, że są aparaty do pomiarów w domu, ale ponoć bardzo drogie. Mnie lekarze w Aninie w czasie ostatniej operacji rozcięli od szyi do brzucha prawie :-(

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, płucną można mieć tylko biologiczną :-) (ludzką lub zwierzęcą). Ty pewnie dostałas mechaniczną, dlatego musisz mierzyc INR. Zazdroszcze tego wyjazdu rehabilitacyjnego. Ja nigdy na nim nie byłam, po żadnej z operacji. Masz kolejny powód do radości.

Odnośnik do komentarza

Przepraszam, zorientowana jestem w swoim temacie (zastawka aortalna) Słysząc/ czytając *zastawka* - kojarzę tylko ze swoją ( błąd :) ) Początkowo przestraszyłam się tak szybkiego terminu wyjazdu. Jeszcze w *szelkach*, rękoma nie można zbyt wiele *manewrować*, nic dźwigać, ubierać się jest ciężko, a ONI wysyłają człowieka na rehabilitację dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala :) Mrozy napędziły mi również obaw...........ale po kilku dniach pobytu w domu, gdzie funkcjonuje się inaczej niż w szpitalu stwierdziłam, że z dbałości o mostek zaczynają mi się pojawiać różne przykurcze, bóle mięśni nie tam gdzie trzeba :) Doczytałam sobie na stronie *naszego* lekarza kardiochirurga, że rehabilitacja powinna rozpocząć się w 4 tygodnie po zabiegu ( ja przekroczę , bo pojadę po 4 tygodniach :) ) To wszystko mnie przekonało i właśnie siedzę z kartką i zapisuje co z sobą wziąć, aby walizkę komuś było łatwo dźwigać:) Oczywiście rehabilitować zaczęto mnie kilka godzin po operacji, ale to było na poziomie szpitala. Teraz trzeba nieco więcej. Tam się nauczę, z czego się cieszę. Ewa, w Zabrzu wysyłano każdego pacjenta. Ślązaków wysyłano do Rept i czasami do Ustronia, a Szczecinian do Świnoujścia. W 2008 r. mój mąż również nie został przez żaden ośrodek skierowany, bo towarzyszyły Jemu inne choroby, wiążące z miejscem zamieszkania. Znajomy męża kilka lat temu operowany na by-passy w Opolu również od razu po szpitalu pojechał na rehabilitację. Szczecin również rehabilituje zaraz *po*Myślę, że są na to przeznaczone spore fundusze, ale oczywiście wszystko zależy od indywidualnego przypadku. Ty zapewne byłaś tym wyjątkowym pacjentem. No i oczywiście jesteś wyjątkową osobą :) Pozdrawiam z początkiem dnia - Bet

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, Z tego, co wiem, to Anin tez wysyła na takie turnusy, ale może tych bardziej dorosłych? Albo odsyła pacjentów po skierowanie do lekarza rodzinnego. Poza tym miałam ostatnie operacje w 1998 r., więc może były inne przepisy, ustawy w sprawie tych turnusów. W sumie to ja się tym nie przetjmuję, bo przynajmniej nie straciłam zajęć w szkole (po ostatniej operacji nie było mnie w niej tylko 3 tygodnie, a lekarze straszyli, że czeka mnie miesiąc nauki w domu, ale jakoś nie dostałam żadnego pisma do szkoły w tej sprawie, więc po prostu do niej wróciłam, bo i tak wariowałam w domu).

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, ja chcę wspierać innych, zwłaszcza tych, którzy uważają, że operacja serca to koniec świata, coś naprawdę strasznego. :-) Tak naprawde sporo osób w różnym wieku przechodzi takie operacje, różnego typu, wracają do szkół, pracy, zakładają rodziny, żyją normalnie. Dziwię się, jak dużo czasu minęło od ostatnich operacji, ile od tamtej pory wprowadzono nowych technik operacji, weszły zabiegi przezskórne. Na szczęście z biegiem lat zapomina się o tych pierwszych chwilach po wybudzeniu się, wyciąganiu drenów itp. To było nieprzyjemne, ale bez tych wszystkich okropności pewnie by mnie dzisiaj na świecie nie było :-)

Odnośnik do komentarza

Ewa. To prawda. Ja na szczęście źle nie wspominam drenów, przebudzenia. Od razu byłam przytomna, wszystko pamiętam. Nie bolały mnie towarzyszące operacji *drobiazgi* typu usunięcie drenu, cewnika, rozrusznika. Największą moją dolegliwością było leżenie w jednej pozycji no i oczywiście bóle pooperacyjne. Mój lęk przed operacją związany z doświadczeniami najbliższej mi osoby paraliżował mnie i faktycznie Twoje słowa wspierające dawały mi siłę. Dzień przed wyjazdem chciałam zrezygnować i nie walczyć o życie. Dzisiaj czekam aż uwolnię się od ograniczeń i bóli po hakach, szwach..... ciągłej pozycji na wnak :)To już bardziej niecierpliwość, niż dolegliwości porównując do tego, co przechodziłam 3 tygodnie temu :) Zaraz spróbuję swoich sił i samodzielnie idę na krótki spacer (drugi po operacji, wcześniej szłam w towarzystwie). Mrozy odchodzą, to ja wyfruwam z domu :) Działaj dalej,,,,,,,,pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, jak już przyfruniesz do domu, to napisz, co to za rozrusznik miałaś? :-) Mnie nic takiego nie wszczepiali. Najgorsze dla mnie było wyciąganie drenów, co pamiętałam jeszcze z operacji w USA w 1989 roku (teraz ponoć są takie, że można z nimi chodzić!) Nieprzyjemne było też wyciąganie rury respiratora.

Odnośnik do komentarza

Ewa, do serca miałam podłączone dwie elektrody, które wyprowadzone zostały prze skórę, prostopadle pod sercem, po lewej stronie brzucha, troszkę powyżej pępka. Do tych elektrod miałam dopięty rozrusznik - coś w rodzaju dużego pilota np. telewizyjnego - 2 razy szerszy i wysokość podobna. Koloru szarego jak sprzęty komputerowe i około 5 pokrętem regulujących pracę serca. Czułam jak *podkręcano* mi prędkość pracy serca. Od tego urządzenia odchodziło do komputera około 7-10 kabelków do wtyczki jak do komputera ( tej Euro, a nie USB). Piszę wszystko *około* bo był to czas, kiedy niewiele się poruszałam, ciągle na przeciwbólowych lekach byłam i nieustannie spałam. Było mi to wówczas obojętne i to co zdążyłam zauważyć, to dzisiaj jest *moje* :) Zresztą tak dużo ze mnie różnych kabli, drenów wychodziło, że nie wszystko byłam w tamtym stanie zauważyć. Musiałam być na rozruszniku i dopaminie, ponieważ miałam zbyt niskie ciśnienie. Lekarze nie mogli mi tych rzeczy odłączyć, bo nie nie mogli *zejść* z dopaminy. Po 4 dobach udało się :) Wiesz jak fajnie było na samodzielnym spacerze:):):):) Mój pierwszy samotny. W sobotę byłam na kilkuminutowym w towarzystwie. Dzisiaj już wszyscy musieli wrócić do pracy i sama się wyrwałam :) Taka piękna byłam pogoda:) Nie mogłam się oprzeć. Oczywiście powiadomiłam rodzinę po powrocie, bo nikt mi samodzielnie nie pozwolił wyjść :) Jedno pytanie mi zadałaś, a ja tu całą historię opisuje :) Wracam do sił??????? Pozdrawiam - Bet

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, dzięki za tak obszerną relację :-) Jako polonistka lubię dużo czytać:-) O tych elektrodach pisał kiedyś pewien chłopak, młodszy ode mnie, ktoremu też dali nową zastawkę aortalną. Ponoć ma je do dzisiaj. Ja się bardzo dziwiłam, bo rozrusznik serca dostają ci, których serce bije za wolno, więc jest ryzyko nagłego zatrzymania krążenia. Mój ojciec tez go ma, ale jemu wszczepili normalnie, pod lewy bark, w znieczuleniu miejscowym. Ech, ta medycyna... Ja najlepiej wspomin drugas operację (trzy miesiace przed trzecią). Na drugi dzien zwieźli mnie z salii pooperacyjnej na oddział, z którego poszłam na zabieg, kazali nie marudzić, tylko siadać do stołu i jeśc obiad. No i zjadłam, bo był schabowy, mniam :-) Czułam się już wtedy nieźle, bo miałam cięcie na prawym boku i na plecach, nie z przodu, więc to była troche mniej obciażająca organizm ingerencja.

Odnośnik do komentarza

Super to zabrzmiało: * ja najlepiej wspominam....* Wspomnienie przynajmniej super wakacji :):):) Niektóre elektrody ucinane są przy skórze (tak pozostawili mojemu mężowi). Ja byłam przekonana, że lekarz mi je usunął (nie patrzyłam - nie chciałam tego widoku pamiętać). W wypisie mam napisane, że pozostawiono mi je?????? Okaże się przy pierwszym prześwietleniu płuc :) Pani, która leżała obok mnie miała usunięte całkowicie i ją bolało jak lekarz jej to wyjmował, natomiast mnie nic nie bolało, więc zwątpiłam w jaki sposób zostało to wykonane. Można z tym żyć, w niczym to nie przeszkadza, więc nie martwię się tym. Grunt, ze na bramce na lotnisku czy przy kasach nie będę dzwoniła :) A z drugiej strony, jak mogłabym być otoczona grupką przystojnych ochroniarzy :)! Mi ten wspomagacz podłączono tylko czasowo, do stymulacji serca, które nie chciało od razu pracować jak należy,,,,,,narkoza chyba jeszcze na nie działała, albo morfinka je uśpiła???? Ale ona powinna spowodować pobudzenie,,,,,,trochę śmiechu i powinno chodzić jak w zegarku:) Chyba chciało to moje serce jeszcze trochę sobie pospać? Spokojnej nocy :)

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Bet, to nie ja jestem dzielną kobieta, tylko Ty! Jeśli Cię nie bolało wyciąganie drenów, to jesteś chyba kobietą ze stali! :-) Mnie się słabo robi od czytania opisu twej operacji: wszczepili Ci elektrody, obcięli przy skórze, dali jakiś rozrusznik.. Nie, to nie na moje słabe nerwy;-) Jak się dzisiaj czujesz? Kiedy masz kontrolną wizyte u kardiologa? A może pojechałas już na turnus? Powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Ewa, to nie było straszne, powiem, że pryszcz:) samo cięcie i ból pooperacyjny, a potem samodzielności, do której byliśmy zmuszani zaraz po pionizacji (ten Twój schabowy) - każdy w różnym czasie, w zależności jak przebiegał powrót do prawidłowej funkcjonalności i parametrów - głównie sercowych. Wszyscy pacjenci jesteśmy, byliśmy i będziemy dzielni. Każdy z nas stosownie do swojego przebiegu choroby i zabiegu. Nasi bliscy również przechodzili swoje, też cierpieli, głównie psychicznie. Dzięki im za ich obecność !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jeszcze nie wyjechałam. Dzisiejszy dzień, miałam pod znakiem odwiedzin. Okazuje się, że posiadam wielu przyjaciół. *Odkopali* się wszyscy dawni i bliżsi znajomi. Wspierali mnie przed operacją i teraz. W chwili obecnej pozostawiają swoje obowiązki i biegną do mnie, telefonują, wszyscy chcą pomagać. Są kochani. Jestem im bardzo wdzięczna. Nigdy nie chciałam korzystać z niczyjej pomocy, nie prosiłam o nią, a teraz bardzo dziękuję, że ludzie Ci są przy mnie. W razie potrzeby będę mogła na nich liczyć. To bardzo miłe!!!!!! Pierwszy raz w życiu jestem zależna, dlatego teraz tak bardzo to doceniam. Byłam również na spacerze, w sklepie. Jaka to frajda móc samemu kupić coś, a nie czekać, aż ktoś przyniesie. Każdy kolejny dzień przynosi mi jakaś satysfakcję z samodzielności. Nie wiedziałam, że można cieszyć się z kupienia sobie mleka czy jogurtu. Zawsze był to obowiązek, a teraz radość:) Oczywiście wychodziłam w asyście, bo dzisiaj było sporo śniegu i lodu i nie mogę nic dźwigać. Pozdrawiam serdecznie .................

Odnośnik do komentarza

Przeczytałam teraz początek swojej poprzedniej wypowiedzi i sama jej nie rozumiem:) Chyba coś mi się skasowało, przesunęło. Chodziło mi o to, że elektrody i ich odcięcie nie było takie straszne, jak cały proces dochodzenia do siebie - czyli nauka samodzielności w bólu, powolności, duszności......... Bet

Odnośnik do komentarza

Witam,, to prawda, z każdym dniem jest lepiej. W piątek byłam z pierwszą wizytą u kardiologa. Wynik badania bardzo dobry ( biorąc pod uwagę, że to nie natura, a jej korekta). Pisząc dużo, coś poprawiam, przestawiam i efekt jest taki jak powyżej. No trudno, jeszcze mogę sobie pozwolić na to - zrzucić na operację :) Jednak martwię się już w jaki sposób będę miała tłumaczyć się za pół roku ????:) Pozdrawiam - Bet

Odnośnik do komentarza
Gość Ewa30zToF

Za pół roku będą upały, więc powód będzie :-) Szybko ta kontrola, albo mnie się tak wydaje. Ja zwykle miałam pierwszą po kilku tygodniach, w miejscu zamieszkania. Po ostatnim zabiegu miałam trochę płynu w płucach. Dostałam leki na jego wysuszenie, a potem trzeba było zrobic echo, by sprawdzić, jak zadziałały. Pozdrawiam gorąco w ten mroźny wieczór!

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×