Dziękuję Wam za odpowiedź :)...
Mama powiedziała, że pójdzie ze mną na psychoterapię. I zgadzam się na to, ale nie bardzo wierzę, że ona może mi pomóc...
Niedawno przyjmowałam lek na nerwicę, depresję w związku z zaburzeniami odżywiania. Jakiś czas temu je odstawiłam - w piątek wzięłam pół tabletki i nie bolało mnie nic, ale niestety byłam po nim senna...
Ogólnie od zawsze jestem osobą zamkniętą w sobie, wrażliwą.
Przez ostatnie dni wyszło ze mnie życie. Nie wychodzę z domu, siedzę lub leżę. Boję się wyjść z psami, w obawie, że dopadną mnie zawroty głowy i po prostu mi się nie chce. Czuję się w większej części dnia osłabiona i otępiona.
Jakiś czas temu miałam robione badania podstawowe - były bardzo dobre. Wierzę jednak, że dopadła mnie nerwica gdyż od zawsze mam problemy z psychiką. Kiedyś wylądowałam w szpitalu, gdyż odnosiłam wrażenie, że umieram, nie umiem przełykać. Jednak oczywiście lekarze nie pomogli mi, gdyż w gardle niczego nie miałam, nic mi fizycznie nie dolegało. Takie uczucie, że nie mam czym przełknąć, brak śliny. Potrafiłam cały dzień skupiać się na gromadzeniu śliny... Jeszcze w ubiegłym roku w wakacje takie objawy (również na tle nerwowym przypuszczam) dokuczały mi przez dłuższy czas. Wtedy płakałam, że się uduszę - w efekcie znowu lęk przed śmiercią.
Miałam kilka dni temu problem by zasnąć w nocy - czułam, że odlatuję, gorąc na sercu, w tyle głowy. Mówiłam sobie w myślach, że już teraz umieram, że serce mi wali - wpadłam w panikę, a puls miałam idealny... Zasnęłam dopiero, gdy ktoś leżał obok mnie.
Bardzo cierpię od tych niespełna dwóch tygodni :( Cały dzień dopasowywuję swoje objawy do nowotworów i chorób. Dziś opuściłam dzień w szkole...
Rodzice o tym wiedzą, jednak był teraz okres świąteczny, doszły w międzyczasie jakieś dni pracy, więc niczego nie udało się załatwić...