Witam
od 4 miesięcy męcze sie z nerwica lękową... nie mam problemów z sercem naszczęście... tak jak większość z Was nie mogłam wyjsć z domu a nawet w domu dostawalam na glowe... nieogarnialam... za każdym razem gdy nachodzilo a zdaża sie to spontanicznie myslalam ze umieram, czulam sie jakbym miala zaraz zemdleć... wszyscy lekarze u jakich bylam mówili mi że jestem zdrowa i tak jak ktoś już napisal na tym forum marzylam zeby okazalo sie ze jestem chora żeby wziąść lekarstwo i po problemie... ale niestety... wszystkie badanie byly pozytywne... jestem zdrowa jak rybka :P neurolog przypisał mi kalma i validol.. kalms bralam jakies 2 miesiace bez rezultatow, natomiast validol pomgaga chwilowo minimalnie... ale pomaga... niby... ogolnie jestem studentką 3 roku, a nerwica zaczela sie w moim przypadku przed rozpoczęciem szkoly... nie maly problem.. juz chcialam wziaść dziekanke.. i czekac *bezpiecznie* w domu aż mi przejdzie... ale ambicje mi na to nie pozwolily... zaczelam chodzić do szkoly na szczęście mam paru przyjaciół w grupie ktorzy mieszkaja niedaleko mnie i w razie *ataku* mialam kogo chwycić sie za ręke... i w razie potrzeby mial kto ze mna wyjść z sali lub odprowadzić do domu... no ale to i tak za malo w tym przypadku... po jakimś czasie zaczelam sie delikatnie przyzwyczajac do tych *ataków* brałam odrazu validol uspakajalam sie i staralam sie zajać sobie umysł ale nie dawalo to oczekiwanych rezultatów/ doszlam do wniosku ze tak żyć nie można... staram sie sobie uświadomić ze to wszystko co mi sie dzieje jest tylko zryciem.. calkowicie nie potrzebnym zryciem... bo przecież nic mi nie jest... to tylko moja podświadomosć plata mi figle... czasem nie jestem w stanie ogarnąć tego co sie dzieje... czasem udaje mi sie puścić to wszystko, poprostu sie klade i niech sie dzieje co chce.. i przechodzi... a czasem nie... czasem mi pomaga gdy chwyce ręką za kark lub tylnią część glowy, ale to przy slabszych przypadkach... fajnie by było gdyby ktoś mial na to lekarstwo hehe...
pozdrawiam