Witaj!
Przede wszystkim: mój kardiolog i psychiatra dobitnie mi powtarzali, że nie da się od tego ani umrzeć ani "ześwirować".
Stany lękowe i lęk to wstrętna rzecz. Ja się z nimi mierzę od 10 lat. Zaczęło się u mnie tak jak u Ciebie, na tle serca. Regularne ataki paniki od razu aktywowały tryb "turbo serce", które przyspieszało (nawet do 180 uderzeń/min) i wariowało. Do tego skoki ciśnienia. I tak przez lata. Na początku nie wiedziałam co mi dolega i naprawdę myślałam, że to co najmniej zawał. Aż trafiłam na kardiologa, który cierpliwie tłumaczył mi, że to lęki i panika i że nie ma w tym mojej winy. Gdy zaczęłam sobie racjonalnie tłumaczyć, że to tylko strach i czytać o tym, jak to wygląda u innych (a u większości objawy pokrywały się z moimi) to powoli ustępowało. Bardzo pomagała mi rozmowa sama ze sobą i powtarzanie, że to siedzi tylko w mojej głowie. Do kardiologa chodzę regularnie i równie regularnie wykonuję badania: echo co rok, ekg, holter co rok. Wszystko wychodzi czyste poza holterem, który od czasu do czasu pokazuje skurcze komorowe lub nadkomorowe - ale to nie jest nic groźnego.
Badaj się, rozmawiaj z lekarzem o swoich wątpliwościach. Jeśli będą dobre, czyste wyniki powinno Ci to pomóc opanować lęk. Od siebie również polecam psychoterapię. Wiem, że łatwo się mówi, ale nie daj się. Gdy ekg po raz 30 wychodzi czyste to naprawdę to wszystko siedzi w Twojej głowie.