Witam Was wszystkich.
Chciałem się podzielić z Wami swoimi doświadczeniami z początku który właśnie nastąpił w zeszłym tygodniu z nerwica lękową.
Przez dług czas żyłem w przekonaniu chyba które sam sobie wmawiałem, że mózg i emocje żyją rozdzielnie z ciałem. Chodzi o to, że myślałem że *się oddycha* a *serce bije* w formie odruchów, a że w głowie raz jest mniej spokojnie a raz bardziej to nie ma wpływu na to że się oddycha. Mózg odpocznie a oddychać się będzie cały czas, tak jak i serce bić będzie. Tymczasem dusza i ciało to jedność: odkrywcze prawda? Właśnie rozpocząłem życie z nerwica lękową, taka przynajmniej diagnozę otrzymałem. Czy mogę nazwać to drugie życie? Wolałbym nie. Jak czytam wpisy na forum to trochę się przerażam co mnie czeka :( i to przerażam się zupełnie poza przerażeniami które i tak mnie dopadają. Mając trochę ponad 40lat nagle dowiaduję się że mam nerwice lękową. Ja? Czołg nie do z...a? Ten co jechał na pełnej fali na wiecznych sukcesach, w dostatku i szczęściu? Niemożliwe. Jaka geneza? Nie wiem. Zaczynam poznawać i identyfikować. Wiem jedno: ponad 10lat jechałem na bardzo wysokich obrotach biznesowych, z poprzeczką bardzo wysoko postawioną względem samego siebie, zerową tolerancją błędu. Długo żyłem w otoczeniu ciągłej oceny, napięcia, radzenia sobie z porażką której nie toleruję, wiecznym myśleniu że nie może mi się nie udać, że nie zniosę błędów i krytyki, że otoczenie mi na to nie pozwala. Pełne napięcie ponad 10lat z zerową przestrzenią na reset, odłączenie emocji od zdarzeń z otoczenia. Bardzo mało przestrzeni na relaks, wyciszenie, uwolnienie myśli Fala wyniosła wysoko ale okupione to było olbrzymim bagażem i ładunkiem stresu i emocji negatywnej choć tez i pozytywnej. To nie tak ze cały się było nieszczęśliwym zmęczony i zestresowanym Tylko ilość emocji była olbrzymia a jej zmienność duża. I kulminacja kilka miesięcy temu: guz u żony, na szczęście nie złośliwy więc jest OK, rak matki z wieloma przerzutami w tym do mózgu i znikanie jej w oczach w ciągu miesiąca, potem jej śmierć w zasadzie na rękach. Ekstremalne dla mnie przeżycie nie ukrywam, praca też nie odpuszczała. Swoje trzeba było zrobić. Ponad 10lat jechania jak w kieracie emocjonalnym + ostatnie 2mce skumulowanych bardzo negatywnych emocji i dodatkowo a może właściwie głównie mój charakter zaskutkowały diagnozą - nerwica lękowa. Przed czym lęki? Nie wiem. Najpierw jak codziennie widziałem umierająca matkę że ja też na pewno mam chorobę nieuleczalną, każdy ból nawet w nodze to na pewno był rak. W ciągu 1,5mca odwiedziłem więcej lekarzy niż w ciągu całego życia. Nic szczególnego nie znaleziono ale przecież na pewno coś mi jest.
Fobie chorobowe w jakie wpadłem i ciągłe napięcie i stres że na pewno coś mi jest sprawiało olbrzymie emocjonalne obciążenie. Dochodziło do tego że bałem się otworzyć wyniki badań online żeby tam czegoś nie zobaczyć. Czegosię bałem? Jakiegoś złego wyniku z którym będę musiał sobie radzić albo który sprawi że umrę. Każdy wynik oczywiście doczytywałem u doktora Google a tam nawet piszą że jak swędzi głowa to podejrzenie raka….. i trzeba i iść do onkologa. A ja ostatnio dużo naobcowałem z rakiem, chemia onkologami, guzami itp. I to potęgowało wyobraźnię i nakręcało myśli że… nie ma przed tym ratunku czego u mamy doświadczyłem.
Jakie sygnały miałem miesiąc wcześniej w trakcie własciwiwe stycznia i lutego oprócz schiz o swoje zdrowie że na pewno mam coś nieuleczalnego? Bóle kręgosłupa górna i dolna część, szyi, mrowienie w nodze, problemy ze snem, pocenie się, fale gorąca. W pewnym momencie dosłownie w ciągu 2dni pojawiły mi się bóle w klatce piersiowej, znikające uderzenia serca, arytmia, niepokój wewnętrzny jakby kołatanie. Zrobiłem EKG co potwierdziło że mam nierówną prace serca przy czym jak oczywiście na na pewno chorego mierząc po 15razy dziennie ciśnienie mam 125/79/80 i to właściwie za każdym razem pomiaru w tych granicach. Jak młody bóg, tablicowo, tylko trochę nierówno. Choć nie zawsze, częściej nie mam tych arytmi niż je mam. Jak już lekarze mówią że nic szczególnego fizycznie mi nie jest udałem się do psychiatry co z moim charakterem jadącego czołgu było niezłym wyzwanie bo jak było w polskim filmie…. „ty za dużo coś myślisz. Zdrowy organizm nie myśli tylko żyje i funkcjonuje” a że zupełnie nie znam się na psychologii i psychice to też i mój stosunek do takich wizyt nie był zbyt optymistyczny. Nie to że nie szanuje psychiatrów, tylko się na tym nie znam, nie miałem do czynienia, a jak się czegoś nie zna to trzeba szanować ale się o tym nie pogada. Jak boli ząb to się idzie do dentysty, naprawia i nie boli. Tutaj chyba bardziej boli dusza a ją naprawić to często niemożliwe i to przeraża i to odróżnia naprawę mechaniczną od psychicznej. Tej drugiej nie rozumiem.
I tu słyszę: Pan ma klasyczną nerwice lekową z wątkiem hipochondrii. Ale ja przecież nigdy wcześniej czegoś takiego nie miałem. Nigdy nie miałem przesadnych myśli o zdrowiu bo …”zdrowy organizm żyje i funkcjonuje” więc jak to możliwe. Nie wiem, w ogóle wielu rzeczy nie wiem jak się okazuje.
A co najlepsze, to się pojawiło w ciągu 1,5 miesiąca, jakoś szybko chyba że to kropka nad i 10lat. Nigdy wcześniej nie miałem takich jazd, problemów, przeżyć czy ocen swojego zdrowia, czy dopatrywania się w każdym bólu czegoś tragicznego. Wiele razy bolała szyja, noga, ręka ale nigdy wcześniej nie dopatrywałem się w tym śmiertelnych chorób. Bolało to bolało i przechodziło. Teraz następuje u mnie w głowie że to pewnie guz w mózgu, który uciska nerwy i dlatego boli w ręku a tak w ogóle to ten guz to już pewnie przerzut z nerki albo wątroby. Od razu do dr Google i jak nic pasuje, Google potwierdza że możliwe i scenariusz potwierdzony. Zatem pewnie jestem śmiertelnie chory.
Byłem w tym tygodniu u psychiatry, dostałem Seroxat, mam też Hydroxyzinum, jakiś bloker na serce. Jestem umówiony na spotkania na zajęcia z psychoterapeutą w temacie terapii behawioralno-poznawczej. Nie wiem czy mi pomoże, nigdy wcześniej nie miałem takich doświadczeń więc nie umiem się odnieść.
Wierzę jednak że pomoże.
Co się zmieniło teraz po 2 dniach leków? Więcej energii i chęci, więcej optymizmu to na pewno plusy. Minusem może przejściowym po przyjęciu leku jest to że 3razy dziennie miałem takie ataki lękowe. Ataki które miały bardzo wyraźny swój początek i koniec i były bardzo intensywne. Kołatanie serca, podenerwowanie, lęki przed nie wiem czym, napięcie i rozdygotanie prze kilkanaście minut.
Wcześniej też to miałem jak pojawiła się pierwsza arytmia ale było to długoterminowe, trwało kilka godzin taki niepokój ale było bardziej miękkie, lżejsze, bez tak mocnych dolegliwości fizycznych. Może to te leki w końcu dopiero w nie wchodzę. Zacząłem po przeczytaniu dzisiaj na forum robić ćwiczenia oddechowe, uciskowe, od razu mi pomagają to super porada, na mnie akurat działa.
Tak chciałem opisać swoją historię początków sprzed tygodnia chyba czułem taką potrzebę wewnętrzną.
Co mnie jeszcze czeka? Nie wiem. Chyba w ogóle mało wiem.
pozdrawiam