Witam.
Mam dość typowy/nietypowy problem. Łapie sie na tym, że zastanawiam sie czy istnieje, ale może od początku.
.     Z natury jestem introwertykiem, do nowo poznanych ludzi przyzwyczajam sie raczej dlugo.
Dzieciństwo mialem raczej spokojne, choć alkohol u moim rodziców byl codziennością. Szkola i życie poza nią raczej bezproblemowe. Po technikum trafiłem do pracy na produkcji. Lubilem tam chodzić, ludzie w porządku, praca nie najtrudniejsza, jednym słowem mialem spokój. 
.     Przełom nastąpił, gdy dostałem awans. Praca bardziej biurowa, zarządzeniowa. Ogólnie cieszylem sie z awansu. Przejście na nowe stanowisko miało nastąpić po 4 miesiącach. 
Pierwsze 3 miesiące nic sie nie dzialo. W kolejnym miesiącu zaczely pojawiać sie wątpliwości *a co jeśli sie nie sprawdzę* , 
*musze chodzić do pracy* itp. Po każdym dniu w pracy, do domu przychodzilem z obojętnością, napięciem, czułem, ze straciłem swoja wolność. Do tego wszystkiego doszlo zastanawianie sie nad sensem istnienia. Za każdy razem jak ide do pracy, czuje sie gorszy. 
.   Będąc u lekarza dowiedziałem sie, ze mam niedoczynność tarczycy. Leki zażywam od tygodnia i bez zmian. Ciągle czuje niepokój po tych lekach i wielką senność. Najgorsze jest to, ze jak o niczym konkretnym nie myślę, to dostaje *otępienia* unyslowego
.         jak myślicie ? Poczekac na efekty leków, czy rzucić prace, co i tak wydaje mi się obojętne ?
 wybaczcie za chaos. :)