Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Chicken

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Chicken

0

Reputacja

  1. Witam Andrzej60lat! Jestem 4 lata po wymianie zastawki aortalnej. Sama operacja się udała, ale miałem po operacji *przygody*. W pakiecie razem z zastawką dostałem gronkowca, który zamieszkał w rozciętej kości mostka, uniemożliwiając jego zrost. Skutkowało to brakiem zrostu kości mostka i pękaniem nadmiernie obciążonych klamer - drutów, którymi mostek był połączony. Pomimo czterokrotnej reoperacji cięcia, czyszczenia i ponownego łączenia mostka nie uzyskano jego zrostu. Przedostatnią próbę zespolenia mostka miałem w lipcu 2013. Założono 8 klamer z drutu i myślałem, że będzie to już ostatnia operacja. Wystarczyło na dwa i pół roku. Podczas kontroli w styczniu 2016 okazało się, że 7 z ośmiu klamer jest pęknięta i mostek grozi otwarciem. W lutym przeszedłem kolejną operację zeszycia mostka - dostałem ponownie 8 klamer. Tyle mojej trochę długiej historii. Jak widzisz, mam trochę doświadczenia w tego typu zabiegach i spokojnie mogę Cię uspokoić. Operacja ponownego zeszycia mostka jest bez porównania lżejszym zabiegiem, w porównaniu do operacji wymiany zastawki. Ja mocno wierzę w szczęśliwe zakończenie mojego *maratonu* operacyjnego. W Twoim przypadku wszystko zakończy się po tej *poprawce*. Masz ją w piątek. Ja wszystkie swoje przypadki ponownego szycia też miałem w piątki i w poniedziałek zawsze wracałem do domu. Daj znać po powrocie do domu, jak się czujesz. Życzę powodzenia i dużo zdrowia :) Pozdrawiam Chicken
  2. Witam Bet! Po przedłużonym pobycie w szpitalu (maj i czerwiec 2012) dostałem skierowanie do sanatorium NFZ. Żona jest pacjentem ortopedycznym (z narządów ruch) po wypadku. Pomyślałem więc wtedy że może moglibyśmy wyjechać razem do sanatorium. Dostała skierowanie od swojego lekarza i obydwa wnioski złożyliśmy razem w NFZ, zaznaczając że chcemy jechać razem. Pani w NFZ od razu zastrzegła, że możemy czekać długo. W lutym 2014 dostaliśmy pismo z NFZ, że nasze skierowania mają ponad 18 miesięcy i straciły swoją ważność. Jeżeli podtrzymujemy chęć wyjazdu do sanatorium, to musimy złożyć nowe skierowania. Dopełniliśmy tych formalności, bez specjalnej wiary w powodzenie tego wyjazdu. Wyobraź sobie, że dwa tygodnie temu dostaliśmy list z NFZ w którym były dwa skierowania na wspólny turnus do Polanicy Zdrój od połowy lipca do 5 sierpnia tego roku. Tak więc jedziemy razem na wspólny *urlop* z którego bardzo się cieszymy. Po powrocie podzielę się wrażeniami. Pozdrawiam :) Chicken
  3. Witam Bet! Poruszyłaś temat opieki i pomocy nad osobami chorymi. Jestem pod wielkim wrażeniem i głęboko wdzięczny za pomoc i opiekę jaką doświadczyłem od mojej rodziny. Wielkie poświęcenie i zaangażowanie ze strony żony było dla mnie czymś wielkim i potrzebnym. Przedłużony - siedmiotygodniowy - pobyt w szpitalu po pierwszej *podwójnej* operacji spowodował wiele trudności w opiece nade mną. Egzamin ten celująco zdała moja rodzina. Pisałaś wcześniej o postawie rodziny podczas opieki nad chorym. Faktycznie pacjenci leżąc pod wpływem silnych leków nie są w stanie ogarnąć całości zdarzeń wokół nich. Natomiast postawa rodziny, która musi to przeżywać *na trzeźwo* jest godna podziwu. Wszystkie ich naturalne i zwykłe działania zasługują na medal. Natomiast - podobnie jak Ty - nie znoszę współczucia. Dlatego nie lubiłem wizyt dalszej rodziny i znajomych, którzy potrafili tylko narzekać i współczuć. Nie było to budujące, a wręcz przeciwnie. Cieszę się z postępów, jakie robisz w rehabilitacji. Możesz już jeździć na rowerze - to wspaniale. Nie przejmuj się tak tym *klekotaniem*. To znak dla Ciebie, że zastawka działa i że jest wszystko w porządku. Ja swoją słyszę jedynie w nocy, przed zaśnięciem, gdy jest idealna cisza. Czasami nawet brakuje mi tego odgłosu w ciągu dnia. Życzę dalszych postępów, udanych wycieczek rowerowych (bez siniaków). Pozdrawiam :) Chicken
  4. Witam Bet! Wiele myślałem i zastanawiałem się o sytuacji osób takich jak my. Pierwsze skojarzenie to myśl, że życie dało nam nieźle w szkołę. Same kłopoty i niedogodności. Trudności z oddychaniem, przewlekły ból mostka, brak kondycji, kłopoty z INR-em, to tylko niektóre z *dobrodziejstw* jakie na Nas spadły. Lecz później przychodzi refleksja, że tak na prawdę to wygraliśmy szczęśliwy los na loterii. Wielu z Nas nie było by już dzisiaj i jest to cudowne że możemy się cieszyć życiem, spotykać na Forum, wymieniać doświadczenia. Po prostu BYĆ. Dlatego tak cieszą mnie wszystkie wpisy w których opisujesz (inne osoby również) jak wspaniale dajecie sobie radę po operacji. To budujące. Mimo wszelkich przeciwności JESTEŚ. Dwuletnia rehabilitacja i rekonwalescencja dały mi wiele czasu na zastanowienie się i przemyślenie mojej sytuacji. Myślę, że dobrze wybrałem, bo wiele nie brakowało aby wpaść w depresję. Zwłaszcza po trzeciej operacji, gdy dowiedziałem się, że będzie konieczna czwarta. Miałem wtedy dość wszystkiego... Cały ciąg wszystkich wydarzeń i zabiegów medycznych wokół mojej osoby jest długi i skomplikowany. Może kiedyś go opiszę. Chyba jeszcze nie jestem gotowy, by mówić o tym obiektywnie i spokojnie. Odpowiadając na Twoje pytanie - pierwsza operacja polegała na przeszczepieniu zastawki aortalnej. Miał być również usunięty tętniak aorty wstępującej, ale zostawiono to na później. Tydzień po pierwszej operacji stwierdzono kłopoty z zastawką oraz bakterie w mostku. Ponowna operacja i miało być już wszystko O.K. Po kilku kontrolach i kuracjach antybiotykiem jest diagnoza - bakterie nadal w kości mostka oraz mostek niestabilny, niezrośnięty. Zaplanowano więc trzecią operację. Ponownie otwieranie mostka, czyszczenie, składanie i kuracja antybiotykiem. Po trzech miesiącach kontrola i diagnoza - jak poprzednia. A myślałem, że do trzech razy sztuka... Czwartą operację miałem w lecie 2013. Pod koniec roku dowiedziałem się, że nadal mostek jest niezrośnięty i zakażony bakteriami. Postanowiłem nie zgodzić się na kolejną operację i szukam innego wyjścia z tej sytuacji. Dowiedziałem się o terapii sprężonym tlenem w komorze hiperbarycznej, która leczy rany przewlekłe i zakażone bakteriami kości. Obecnie kończę pierwszy cykl 20 zabiegów i za kilka miesięcy będzie odpowiedź co z moim mostkiem. W razie niepowodzenia można taki cykl zabiegów powtórzyć w przyszłym roku. Mam więc cel. Staram się jak najwięcej pracować nad sobą i ćwiczyć osłabione i wycieńczone ciało. Dziękuję za miłe i ciepłe słowa. Życzę dużo zdrowia. Pozdrawiam :) Chicken
  5. Witam Bet! Bardzo mi się podoba Twój sposób podtrzymywania na duchu i dodawania wiary w siebie, jaki można tutaj przeczytać. Śledzę od początku ten wątek oraz Twoje wypowiedzi, gdyż sam doświadczyłem podobnych schorzeń. Nie pisałem o sobie gdyż nie chciałem *straszyć* swoim przypadkiem. Teraz po dwóch latach (i czterech operacjach serca) zaczynam wreszcie stawać na nogi.Cieszę się z Twoich osiągnięć w rehabilitacji, jednocześnie trochę zazdroszcząc wyników. Ale wszystko w swoim czasie... Sam potrafię już przejść na spacerze dystans ok. 4 - 5 km, bez większych sensacji po powrocie. A jeszcze nie tak dawno miałem *zasięg* 200 - 300 metrów. Skomplikowane powikłania po operacji spowodowały tak długą rehabilitację. Myślę, że teraz już będzie *z górki*, więc będę się mógł dzielić z Wami moimi postępami w przezwyciężaniu choroby. Pozdrawiam tykających i życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)
  6. Witam! Dziękuję za zainteresowanie moim przypadkiem. Z kardiochirurgiem który wykonywał moje operacje jestem w stałym kontakcie. Podczas ostatniej wizyty kontrolnej stwierdził, że mój mostek jest już w tak kiepskim stanie po czterech operacjach, że on nie podejmuje się już kolejnej próby jego stabilizacji. Po usłyszeniu takiej diagnozy straciłem nadzieję na prawidłowy zrost mojego mostka. Dlatego pytałem o alternatywne metody jego łączenia. Słyszałem o próbach jego klejenia (w Kanadzie), lecz nie wiem czy wyszły one poza stadium prób klinicznych i czy są już szeroko stosowane. Pozdrawiam :)
  7. Witam! Jestem dwa lata po wymianie zastawki aortalnej na mechaniczną. Operacja się udała, lecz od samego początku mam kłopot z brakiem zrostu kości mostka. Wykonano trzy operacje ponownego zespolenia mostka lecz wszystkie zakończone niepowodzeniem. Pomimo czyszczeniu ponownie przeciętego mostka, kuracji antybiotykowej przeciwko różnego rodzaju bakteriom, noszeniu przez kilka miesięcy kamizelki stabilizującej mostek po każdej operacji nie uzyskano jego zrostu. Nadal jest niestabilny. Pogarsza zdecydowanie komfort życia, gdyż praktycznie wyklucza użycie rąk w codziennym życiu. Nie mogę nic podnieść ani pracować rękami, podobnie jak w pierwszym tygodniu po operacji. Może ktoś z Was miał podobne problemy i mógłby podzielić się swoimi doświadczeniami? Czy słyszał ktoś z Was coś o nowej metodzie zespolenia mostka po operacji kardiochirurgicznej za pomocą kleju? Czy taki zabieg jest już wykonywany w Polsce? Pozdrawiam wszystkich tykających. :)
×