Skocz do zawartości
kardiolo.pl

ikaika

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ikaika

  1. Dla zainteresowanych, znalazłam dość ciekawy tekst do poczytania: http://zdrowiej.vegie.pl/viewtopic.php?t=4240
  2. Witam wszystkich, ja tez walcze z tym badziewiem od dawna, mialam chyba wszyskie mozliwe objawy. Pewnego dnia mialam juz powyzej wszystkiego. czulam sie koszmarnie. powiedzialam sobie - dosc - nie chce zeby tak wygladalo moje zycie. jak mam tak zyc to wole zeby mnie szlag trafil na miejscu. mam wspanialego meza i dwojke malych dzieci, oni po prostu na to nie zasluguja. ja na to nie zasluguje. i zaczelam walke. pewnego dnia bylam z maluchami sama w domu, czytalam im ksiazeczki no i sie zaczelo - kolatanie serca, poty, dretwienia, sami wiecie. siedzialam z nimi i czulam ze zaraz zejde. wtedy pomyslalam sobie, czy czuje sie na tyle zle, zeby wezwac pogotowie i zrobic raban u sasiadow bo skoro tak, to znaczy ze trzeba dzwonic, zeby mlodym nic sie nie stalo jakbym rzeczywiscie zeszla. potem pomyslalam, ze skoro moge to analizowac, to znaczy ze nie jest tak zle z moim cialem, tylko z glowa cos nie tak. skoro tak, to znaczy, ze nie umre, przynajmniej jeszcze nie teraz. z walacym sercem na miekkich nogach poszlam do lazienki i zaczelam plakac. nie moglam sie uspokoic i czulam sie rownoczesnie jak skonczona idiotka. atak wkrotce zelzal, dzieci polozylam spac i wtedy moglam spokojnie sie zastanowic czego tak naprawde sie boje (zazwyczaj pomagalo mi wyplakanie sie, takie na maksa). ostatecznie wyszlo mi ze sie smierci boje. na to nie ma rady i zaden psycholog mi nie pomoze sie z tym pogodzic. boje sie jeszcze ze sie nie sprawdze. jako matka, jako pracownik, jako odpowiedzialny dorosly. na to ewentualnie psycholog moze moglby cos zaradzic. jako osoba praktyczna, ktora juz podjela decyzje ze tak byc nie moze postanowilam zaplanowac moj powrot do normalnosci i konsekwentnie go realizowac mimo ze moj mozg robil z moim cialem takie hocki-klocki. poszlam do lekarza i zrobilam badania, cala mase (morfologia, cukier, tarczyca, elektrolity, cholesterol, nerki, watroba, borelioza, pasozyty itd itp). wyszlo mi ze jestem okazem zdrowia, nie grozi mi zawal ani stwardnienie rozsiane, prawdopodobnie nie mam tez raka ani niczego innego co zdolalam wymyslec w miedzyczasie (a pomysly mialam naprawde dzikie). to pomoglo mi utwierdzic sie w przekonaniu ze szwankuja moje emocje, nie moje cialo. z ta wiedza bylam juz silniejsza. kupilam zapas ziolowych tabletek na uspokojenie, witaminy, magnez, cynk, olej lniany, tabletki z malzy zielonej (wiem, nie wysmiewajcie...) i cos co sie nazywa kudzu i zwieksza poziom dopaminy. wiem ze to wszystko to placebo, ale - jesli placebo dziala, a udowodniono juz ze tak, to znaczy ze jest duze prawdopodobienstwo ze na mnie tez zadziala. Nastepny krok - kiedy czuje, ze juz nie dam rady, ide gdzies, np. zamykam sie w samochodzie i tam krzycze albo placze, albo jedno i drugie. na mnie dziala oczyszczajaco i zapobiega atakowi paniki. trudno jest miec atak paniki wrzeszczac na maksa. kupilam ksiazke louise l. hay *mozesz uzdrowic swoje zycie*, nie do konca sie zgadzam z tym, co tam jest napisane, ale pomogla mi znalezc zrodlo mojego leku i przemyslec siebie. latwiej sie walczy z wrogiem nazwanym. na strach przed smiercia niestety lekarstwa nie znalazlam, ale w trudnych chwilach mowie sobie: kiedys umrzesz, ale to nie bedzie teraz. jeszcze dzis mozesz bawic sie ze swoimi dziecmi i kochac z mezem. niedlugo bedzie fajny wieczor i prawdopodobnie jutro tez jeszcze nadejdzie. twoim zadaniem jest pomoc dzieciom wejsc w zycie i sie w nim odnalezc wiec do roboty. no i zawsze pozostaje nadzieja ze medycyna cos wymysli:) w momentach paniki, kolatania serca, drzenia miesni i dretwienia zadne techniki relaksacyjne na mnie nie dzialaly, wiec zrobilam cos innego - zapisalam sie na krav mage. balam sie strasznie, malo nie zemdlalam przed pierwszym treningiem ale zrobilam to. czuje sie silniejsza niz kiedykolwiek wczesniej i chociaz jestem juz kawalek po 30 to jestem sprawniejsza niz kiedy mialam 20 lat. a po prawie dwugodzinnym treningu zaczelam wreszcie normalnie zasypiac. kupilam sobie refleksowke i kiedy potrzebuje wyrzucic z siebie wszystko, zakladam rekawice i wale w nia na maksa. to, ze sie zdobylam na trenowanie w grupie mieszanej, to ze dzialam w grupie i potrafie stanac w rekawicach naprzeciw faceta 90kg (nie bija mnie tam ale siniakow troche mam:) ) dalo mi pewnosc siebie o tyle istotna, ze wlasnie bylam na jaselkach i nawet wypilam herbate! i bylam z siebie naprawde dumna, co najmniej tak jak z moich maluchow, ktore dzielnie mowily wierszyki :) no bo jak moge przywalic sierpowym to i herbate wypije, a co! tylko poslodzic sie nie odwazylam, ale wszystko po kolei. to wszystko pozwolilo mi jakos stanac na nogi i nie umierac codziennie. nadal boje sie wystapien publicznych, nawet tego posta boje sie wyslac:) miewam jeszcze ataki, ale moje zycie stalo sie lepsze. trzymam za was wszystkich kciuki, zeby sie udalo, zeby mozna bylo zyc normalnie.
×