 
        margolia
Members- 
                Postów0
- 
                Dołączył
- 
                Ostatnia wizytanigdy
Treść opublikowana przez margolia
- 
	Zdrowa 32, a badałaś sobie poziom magnezu? Ja biorę 2 dziennie i zdaje mi się, że odkąd zaczęłam go regularnie brać to jest odrobinę lepiej, ale tylko odrobinę. Może faktycznie zwiększyć dawkę - choć zawsze wydawało mi się, że to nie jest takie proste - łyknę magnezu i po sprawie - skąd by się wtedy brali ci wszyscy *sercowcy*? Ale może warto spróbować. Zuzanna, ja mam tak samo - jak mi się zaczną skurcze, to przeważnie mam co drugi lub co trzeci - tak potrafi mnie męczyć cały dzionek. Jak mam co piąty, to czuję się jak bogini i przyjmuję, że prawie ich nie mam. Ale zyję, trzymam się, czasem mnie to podłamie ale generalnie na razie to ja wygrywam i żyję nawet aktywniej niż w czasach, kiedy nic mi nie dokuczało. Artur46, to super, że po ablacji czujesz się tak dobrze, myśl pozytywnie, nie zamartwiaj się, że nagle wstaniesz i wszytko będzie gorzej. Mam być lepiej i tego się trzymaj. A ja trzymam kciuki, żebyś ciągle czuł się tak dobrze. Wyobrażam sobie, jaka to musi być ulga, jakie cudowne uczucie..... mi lekarz powiedział, że jak się zdecydują, to bez problemu da mi skierowanie na ablację. Stwierdziłam, że dam sobie roczek na przemyślenie sprawy. Ale takie przypadki jak Twój nastarają pozytywnie.
- 
	Hejka , wpadłam trochę poużalać sie nad sobą i ponakręcać się i Was, bo kurdę lubię się trochę poznęcać nad sobą i bliźnimi, w czym to forum wybitnie mi pomaga, no nie, Zdumionaaaa????? Zawsze mnie dziwi, po co tacy ludzie się wtrącają, nie szkoda im czasu na komentowanie postów jakichś wariatów? A ja też odpukuję,czuję się dziś dobrze. Rui, fajny link, warto poczytać.
- 
	Dzięki dziewczyny za słowa otuchy, mam nadzieję, że dzisiejsza noc będzie już dla wszytkich spokojniejsza. Ewka, ja też miałam kiepski dzień, choć właściwie nic juz mi nie było, ale jakaś byłam zdołowana. Sylwia, coś jest na rzeczy, że jak się zaczyna chorować, to serducho zaraz o sobie przypomina. Może to nerwy, a może większy wysiłak organizmy to powoduje. W takim stanie masz zamiar bidulo iść na zaliczenie :-(. Trzymam kciuki. co do ataku paniki to też przyszło mi do głowy, tylko wydawało mi sie, że przy ataku jest naprawdę tachykardia, a tu tylko czułam się, jakbym ją miała.... ale to chyba to, bo nie wiem jak inaczej to wytłumaczyć. zdrówka zyczę wszytkim
- 
	Jakubpiotr, jak czytam , w jaki sposób Cię potraktowali, to się scyzoryk otwiera sam w kieszeni.... niestety, takie przypadki zdarzają się dość częśto. Lekarze nie wiedzą, co robić, nie chcą brać odpowiedzialności... a przecież w końcu od tego są, każda wizyta pacjenta to jest wzięcie odpowiedzialności za jego zdrowie....szkoda gadać. A ja miałam wczoraj koszmarną noc. Może Wy mi powiecie , co to było. Cały dzień czułam się niewyraźnie, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Wieczorem położyłam się i czuję, że serducho mi wali, dyskomfort i ucisk w klatce, żołądek też jakby boli.. Czułam się jak przy sporej tachykardii, ale jak zmierzyłam, to ze zdziwieniem stwierdziłam, że tętno 80, ciśnienie też w normie, a czuje się podle, w dodatku takie niemiłe uczucie, że jestem pusta w środku i tylko serce mi się obija od żebra do żebra... no i gigantyczny lęk do tego, zaraz przypomniałam sobie, jak mi lekarz mówił o zawałach, że czasem może się objawiać tylko gnieceniem w żołądku i lękiem - więc oczywiście już panika i śmierć w oczach....Naprawdę czułam się podle. Nad ranem przeszło, ale nie wiem, co to było. Czy to nerwy? Wzięłam oczywiście procha na uspokojenie, ale niewiele pomógł. Wolałabym swoją *zwykłą* arytmię, bo to już znam, a to wczoraj to było jakieś dziwne, nowe i nie wiedziałam, co z tym zrobić. Oczywiście chodzę dziś i myślę, czy to nie był taki *cichy* zawał. Wiem, że to idiotyczne, ale nie mogę uwolnić się od tej myśli. Rany, czy ktoś tak miał? Powiedzcie, że to tylko nerwy...
- 
	P.s., a tak w ogóle, to muszę Wam podziękować, bo Wasze słowa bardzo, mnie podniosły na duchu. Wychodzi na to, że daję sobie radę z czymś trudnym. To dla mnie ważne. Dzięki :-)
- 
	Hejka. Nie było mnie trochę i proszę, ale się rozpisaliście, jest co poczytać:-) Miron, co znaczy, że się poddajesz? Możesz sobie zrobić dzień dobroci i poużalania się nad sobą, to czasem bardzo pomaga, ale generalnie musisz się trzymać. Poddasz się i co? A jak ja daję radę? Po prostu postanowiłam, że się nie dam, i już. Pewnie, często bywa ciężko, ale bywa też, że przez cały miesiąc czuję się świetnie, a dodatkowych mam bardzo niewiele. Co prawda potem przychodzi parę gorszych miesięcy, ale wiem, że za jakiś czas znowu odpuści. Jak mnie dopada strach to tłumaczę sobie, że przecież to nie pierwszy raz, że ten lęk to taka fizjologiczna reakcja organizmu i że minie, że miałam to już wiele razy i jakoś żyję... a czasem zwyczajnie łykam hydroxyzynę i naprzód... choć staram się jak najmniej używać takich leków. Jak człowiek jest spokojniejszy, to skurcze jakoś mniej są dokuczliwe. lukjez - mnie się wydaje, że dobrze zrobiłeś, sama po sobie wiem, że jak człowiek ma jakieś cele i coś do zrobienia, to łatwiej się zmobilizować do walki z chorobą. Jak masz po co żyć, to trudniej Cię złamać. No i masz przy sobie bliską osobę, która - mam nadzieję - Cię wspiera. To superważne. A co do dziecka - ja je mam i powiem Ci, że to też jest powód, dla którego tak bardzo się nie rozczulam nad swoimi dodatkowymi. Siłą rzeczy mniej skupiam się na sobie, czasem mnie męczą, ale muszę wyjść po małego do szkoły i wychodzę, muszę funkcjonować i funkcjonuję. Bo do pracy możemy nie wyjść, ale potrzeby dziecka to jest dla rodzica priorytet, ważniejszy od skurczy:-). Chcę przez to powiedzieć, że dla malucha człowiek potrafi się zebrać w sobie i to daje pozytywne efekty też dla naszego zdrowia. Dziecko wiele zmienia i to na lepsze. Oczywiście bywa też ciężko, szczególnie na początku, ale na dłuższą metę to może być na prawdę lek na całe zło. Oczywiście pod warunkiem, że na prawdę tego dziecka chcesz, a nie tylko masz nadzieję, że tak będzie lepiej no i inni Ci tak poradzili. Trzymam kciuki. Artur, to co piszesz o ablacji to dla mnie wielkie pocieszenie, jak tak myślę, że zobaczę, co przyniesie ten rok, jak mi się nie poprawi, to idę... Kajki, monomorficzne to właśnie te pojedyncze. A wytrzymuję, co się zaparłam. Ciągle uważam, że życie piękne jest i basta i żadne dodatkowe skurcze mi tego nie zepsują. Abstraction - trzymam mocno kciuki. Dla zdrowej kobiety ciąża to super przeżycie, mam nadzieje, że dla ciebie też takim będzie. Ja na razie się cieszę, bo do Wigilii czuję się świetnie, jakieś tam dodatkowe w nocy, ale delikatnie, a poza tym - bajka. Zaraz lecę na basenik :-). Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę Wam , żebyście się czuli tak, jak ja teraz.
- 
	Witajcie. Zgadzam się z tym, co piszecie, że jakiś tam związek między nerwicą a skurczami istnieje, bo sama po sobie widzę, że stres wzmaga dolegliwości, dlatego byłam zdziwiona, że pan doktor tak podszedł do sprawy. Niemniej twierdzi, że to nie nerwica jest powodem dodatkowych, że to takie *predyspozycje* serca, które się prędzej czy później ujawniają. Nerwica pewnie pomaga im się ujawnić, bo przecież stres to duże obciążenie dla organizmu. Nie wiem sama, co ot tym myśleć, ale w końcu to nie ja jestem lekarzem. Naiwnie miałam nadzieję, że jak mi się uda pokonać nerwy, to pokonam też skurcze, a tu się okazuje, że może, ale niekoniecznie....:-( .Ale przynajmniej mam nadzieję, że może będą mniej dokuczliwe, przy tym jednak zostanę. Iwona, ja wierzę, że bierzesz neopersen, ja biorę hydroxyzynę i często przynosi mi spora ulgę podczas skurczy, więc jakiś tam związek jest. Nie wiem tylko, czy ta hyrdo rzeczywiście powoduje, że skurcze są słabsze, czy po prostu tak mnie otumania, że je mniej odczuwam... a persen - forte czy nie forte, kompletnie na mnie nie działa... Miron, już Ci podaję mojego holtera: Wszystkie pobudzenia: 108227. Średni rytm z doby 75/min. , Max. 118/min w czuwaniu, 41/min w czasie snu. Zarejestrowano 3233 monomorficznych Vex, w tym 267 bigeminii i 41 trigeminii komorowych. Ves całkowity czas 3233 max/h 900 bigeminia 267 max/h 110 Sves3, max/h 2 bradykardia 3 tachykardia 46. To tak z grubsza, dodam tylko, że jak na mnie to holter całkiem niezły, bo miałam w tedy dobry dzień, to znaczy czułam się w miarę dobrze. Jak mam gorszy dzień, to należy to wszystko pomnożyć przez kilka... pozdrawiam
- 
	To chyba jest taka zasada, że po złych dniach dostajemy parę odpustu, chwila oddechu, a potem kołomyja zaczyna się od nowa. Ja to mam takie przesilenia - jak mi już da popalić na ostro, to wiem, że następny dzień lub dwa będą łagodne, a za jakiś czas całkiem odpuści, żeby potem wrócić ze zdwojoną siłą... Majeczko, znam ten ból, moje dzieciątko często nie daje mi poleżeć, ale czasem dobrze mi robi, jak się zajmę czymś łatwiej jest pokonać różne lęki, bo nie myśli się tylko o skurczach..tak jak pisze kejthi, adrenalinka czasem pomaga. A ja byłam dziś u kardiologa, obejrzał holtera i mówi, że coś dużo tych skurczów, to ja w śmiech, że właśnie mało, bo akurat dobry dzień miałam. Koniec końców kazał brać dodatkowe pół tabletki betalocu na noc (do tej pory brałam tylko jedną 25 na dobę) i zobaczymy, co będzie. Wiele się co prawda nie spodziewam. Powiedział też, że jak będę chciała, to znaczy jak już nie będę dawała rady z tym żyć, to da mi skierowanie na albację. Jak się zdecyduje, to nie ma żadnego problemu... hmmm, zobaczymy, jak dla mnie to dobrze, że mam w zanadrzu taką możliwość, zawsze mogę się pocieszyć, że jakby co mogę spróbować tą metodą. Powiedział mi jeszcze jedno, co mnie zaskoczyło - nerwica nie ma wiele wspólnego z arytmią, to znaczy nie jest jej źródłem czy powodem. To nie jest taka prosta zależność, że arytmia powstała z powodu nerwicy. A ja myślałam, że jak ukoję nerwy, to mi arytmia przejdzie.... Miron, to może zafunduj sobie znów jakieś zwiedzanie? Albo przynajmniej jakiś szybki spacerek? Pomyśl sobie nie o tym, że Cię męczy, ale o tym, że skoro Cię męczy, to znaczy, że niedługo przejdzie . Może to głupie, ale mnie pomaga wytrzymać jak sobie pomyślę - jeszcze trochę, to niedługo minie i będzie parę dni spokoju. Teraz mam właśnie takie parę spokojnych dni, dodatkowe zdarzają mi się w nocy, ale nie bardzo upierdliwe. W dzień czuję się bosko, więc korzystam z tego jak mogę. Czego i Wam życzę. pozdrowionka pozdrawiam cieplutko
- 
	Sylwia, bardzo współczuję, mam nadzieję, że poczujesz się w końcu lepiej. Co do pogotowia, to ja już dawno przestałam wzywać, choć nie mam przykrych doświadczeń, przeciwnie, wszyscy byli mili i starali się pomóc, tylko co mogli zrobić... teraz jak już nie mogę wytrzymać, to się nafaszeruję hydroxyzyną i biorę na przeczekanie, nie chce mi się nawet dzwonić po pogotowie, szkoda zachodu... hehe, ja też jestem pracownikiem cywilnym wojska, w Afganistanie co prawda nie byłam, ale zaliczyłam Liban. A z jakiego miasta jesteś? Mogę zapytać, w jakim charakterze Twoja mama tam pojechała? - to znaczy biuro, łączność czy coś innego? Jak Kejti miała kaca, to chyba dobry objaw, zawsze lepsze to niż skurczaki;-)))
- 
	Trzymam kciuki za wszelakie noworoczne postanowienia. Ja tam nie mam na razie żadnych nowych przemyśleń w związku z tym, trzymam się tego, co do tej pory i zobaczę, co mi powie kardiolog w styczniu. Rui, ja też biorę betaloc, bez niego to już bym zdechła chyba. Fajnie, że Ci holter lepiej wyszedł, oby tak zostało. A tak apropos holtera, czy ktoś mi powie, co to jest monomorficzne Vex? Sylwia, oby Ci przeszło i Sylwester się udał, a zamiast piwka może koniaczek, ponoć kardiolodzy bardzo go *lubią* :-) KajtKa, uporządkowanie życia to dobry pomysł, ja też bym chciała. Nawet zastanawiam się, czy nie zacząć od wizyty u psychologa, bo to zawsze inaczej, jak ktoś z boku spojrzy na problem, w dodatku fachowym okiem.... tylko jakoś zdecydować się trudno..... już raz kiedyś się wybrałam i taka wizyta mi pomogła, gdybym pociągnęła to dalej, to może dziś miałabym się lepiej, ale wydawało mi się, że dam sobie radę sama i to chyba był mój błąd... więc jednak chyba mam jedno postanowienie noworoczne - nie upierać się , że ze wszystkim dam sobie radę sama. pozdrawiam Was noworocznie
- 
	Rui Miguel, a co u Ciebie, czy uporałeś się trochę ze swoimi wątpliwowściami? Mam na myśli to, co Ci lekarz powiedział o ablacji, ciekawa jestem, co myślisz na ten temat teraz, jak już trochę ochłonąłęś.
- 
	Marsipat1, nie załamuj się, trzeba się trzymać tego dobrego myślenia za wszelką cenę. Jasne, że przychodzą takie chwile załamania, mnie też to dopada i wiem, jakie to przykre, jak parę dni jest już dobrze i człowiek myśli, że będzie miał trochę spokoju, a tu nagle zaczyna się od nowa cała kołomyja.... tylko, że kółko się zamyka, im bardziej się tym denerwujesz, tym więcej masz dodatkowych...trzymam kciuki, żebyś poczuła się lepiej, tak jak i za ciebie - jakubpiotr, idzie nowy rok, wiem, że to głupie, ale trzymam się tej naiwnej wiary, że może będzie lepszy, czego i Wam życzę.
- 
	Iwona, ja też miewam niskie ciśnienie, jak wstaję rano to przeważnie około 95/45, w ciągu dnia powoli wzrasta, ale też czasem skacze. Bywam że mam zaledwie 140/85 a czuję się przy tym fatalnie, może dlatego, że różnica z moim zwykle niskim jest duża. Kiedyś też mnie to przerażało i mierzyłam co chwilę, byłam cała w stresie. Teraz podchodzę do tego spokojniej, jak czuję, że mi rośnie - a da się to wyczuć - zaczynam gorzej widzieć, czuję takie właśnie silniejsze uderzenia serca, nasila mi się wtedy arytmia no i odczuwam lęk - to chyba jest najmniej przyjemne... czekam jakiś czas, że może mi spadnie, bo bywa, że te skoki są krótkie. Jak mi nie przechodzi po dwóch - trzech godzinach, to biorę captopril - nie cały, pół tabletki pod język. Wtedy mi się stabilizuje. Generalnie lekarz mi powiedział, że jeśli dwa razy w życiu miałam ciśnienie powyżej 140/90, to oznaczam że mam nadciśnienie, nawet, jeśli na ogół mam niskie. A tak ogólnie, jak się czujecie w święta? Mnie w Wigilię wieczorem dopadły moje dodatkowe, ale szybko łyknęłam hydroxyzynę i o nich zapomniałam. Hydroxyzyna czasem mi pomaga - nie wiem, jak Wy, ale ja jeśli wezmę ją, jeśli skurcze nie są jeszcze bardzo dokuczliwe, to czuję się po niej wiele lepiej - nie odczuwam ich wtedy tak bardzo, a czasem w ogóle mi przechodzą. Nie wiem, czy ona po prostu mnie tak *znieczula*, czy coś jest na rzeczy, że jak się bardziej uspokajam, to skurcze przechodzą. Ciekawe, czy macie jakieś doświadczenia z tego typu lekami i czy Wam w czasie arytmii pomagają? A póki co - wesołego ostatniego dnia świąt, ja jutro pomykam do pracy :-) pozdrawiam
- 
	Wpadam na chwilę, bo jutro Wigilia i wiadomo - czasu brak, poczytałam ogólnie, co piszecie i właściwie jedno najważniejsze mi się ciśnie - Arek ma 1000000 procent racji. W moim przypadku jestem przekonana, że przyczyną kłopotów są nerwy, a te nerwy związane są z sytuacją rodzinną. Stres z nią związany był moim zdaniem powodem całej szopki, a że sprawa się ciągnie i raczej nie zanosi się, że będzie lepiej, to też nie spodziewam się , że nagle ozdrowieję.... ale przynajmniej staram się trochę lepiej radzić sobie z sytuacją, to znaczy olać to, czego nie mogę zmienić. Łatwe to nie jest, chyba my wszyscy jesteśmy ten typ, co to się wszystkim przejmuje i każdy drobiazg przeżywa więcej, nić to jest warte. I wszystkie badania wychodzą nam dobrze, tylko co z tego, kiedy coś nas zżera choć jesteśmy okazami zdrowia... Idą święta, życzę Wam, żeby Mikołaj przyniósł Wam dużo zdrowia pod choinkę, same dobre myśli, dużo spełnionych nadziei i jeszcze trochę siły . I tak jesteśmy dzielni :-), przecież się nie damy, prawda?
- 
	Kejti, co do guli w gardle, to zdarzało mi się, zdarzało mi się też, że byłam święcie przekonana, że puchnę, miałam bardzo realne odczucia, że jakaś opuchlizna chodzi mi po szyi.... teraz sobie myślę, że to nerwy płatały mi takie figle, ale wtedy było to dla mnie tak realne, że aż przerażające. W dodatku w badaniach podstawowych wyszło mi, że mam zapalenie tarczycy i zmierzam w kierunku niedoczynności, a po zrobieniu usg okazało się, że tarczyca zdrowa jak koń.... co prawda zdarza się, że zapalenie tarczycy samo ustępuje, jednak to bardzo rzadkie przypadki... lekarz mi powiedział, że nawet sobie nie wyobrażamy, w jaki sposób nerwy mogą dać o sobie znać i jak psychika na wielki wpływ na *fizykę*... A tak wogóle, to odebrałam dziś mojego holtera i przyznam, że jak to czytam to się czuję trochę zagubiona, bo się nigdy nie zagłębiałam w kardiologiczną terminologię i na przykład ni mam pijęcia, co to jest VES albo SVES.... Ale tak ogólnie wyszło mi ponad 108 tysięcy pobudzeń, 267 bigeminii i 47 trigeminii komorowych... ale miałam wtedy dobry dzień, właściwie przez cały dzionek spokój, tylko w nocy mnie szarpało serducho. Więc jak mam kiepski dzień, to trzeba by to wszystko pomnożyć przez kilka.... Rui, sądząc po tym, co Ci powiedział lekarz, to chyba ja powinnam usłyszeć to samo...Właściwie pomyśl sobie, że jesteś teraz w komfortowej sytuacji - masz czas na to, żeby spróbować samemu z tym powalczyć, na spokojnie, bo jakby się tak nie udało, to zawsze maż w zanadrzu ablację... ;-). Może jak tak podejdziesz do sprawy, to się serducho uspokoi. Może to brzmi głupio, ale ja osobiście chciałabym być w takiej sytuacji. Chyba wtedy łatwiej byłoby mi sobie z tym radzić. A tak w ogóle, to zgadzam się z tym, co piszecie na temat życia z arytmią - w tym senie, że człowiek nadaje mu jakąś nową jakość. To taki paradoks, że choroba daje nam kopa, żeby coś chciało się nam robić. Ze mną jest tak samo - odkąd choruję, zrealizowałam sporo planów, które wcześniej odkładałam zawsze na jakieś *później*. Żyję aktywniej, spotykam się więcej z ludźmi, uprawiam sport - w sumie, to powinnam choróbsku podziękować.... Mam tyko żal, że jednej pasji nie mogę zrealizować, bo bardzo chciałabym nurkować, ale z takim czymś to raczej nie możliwe. Jeszcze niedawno powtarzałam sobie, że się zaprę i jakoś pokonam tę chorobę, ale jakoś ostatnio zaczynam mieć wątpliwości, czy to możliwe.... za bardzo mi ostatnio dokucza i moje morale jakoś podupadło. Na pocieszenie powiem Wam ciekawostkę - moja mama też miała arytmię, a ponieważ jest po dwóch zawałach, to było dla niej dodatkowym wielkim stresem. Męczyła się z tym parę ładnych lat, aż kiedyś poszła na echo serca, pan doktor tak mocno przycisnął sondę, że bardzo ją zabolało, poczuła to aż w serduchu i... arytmia zniknęła, od tej chwili mama jest zdrowa, a od badania minęły już prawie dwa lata. Ci ciekawe, jej arytmia ujawniła się też podczas badania, tyle że przy tomografie nagle zaczęło ją telepać. Ciekawe, jak to się tłumaczy medycznie. Tak czy siak - jak widać wyleczyć się można i to w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach.... i tym optymistycznym akcentem się na razie żegnam. pozdrawiam wszystkich
- 
	Wielki, co do stresu, to rozmawiałam kiedyś z psychologiem, który stwierdził, że reakcja na sytuacje stresową rzadko następuje natychmiast. Na ogół w takiej sytuacji organizm się mobilizuje. Dopiero jak stres odpuści - pojawiają się kłopoty ze zdrowiem. Z mojego doświadczenia - to by się zgadzało. Ja ponoć też mam swoje sensacje na tle nerwowym (nie znaleźli innej konkretnej przyczyny), miałam sytuacje długotrwałego stresu, a jak już sobie wszystko mniej więcej poukładałam, po paru miesiącach zaczęło się - ciśnienie, tachykardia, arytmia.... teraz też jest podobnie - po jakimś stresie mogę się spodziewać sensacji - za kilka dni, tydzień lub dwa. A tak w ogóle, wiecie, co mi najbardziej pomaga, jak mam arytmie - ruch. Zawsze wtedy lepiej czuję się w ruchu. Jak mi średnio dokucza - idę na basen. Jak mi bardzo dokucza - staram się choć pochodzić trochę po pokoju. Wtedy znacznie łatwiej to znieść. Co do alkoholu, to na ogół jednak mi szkodzi. Oczywiście zażywam, ale bywa często, że mi potem tętno skacze, albo arytmia się nasila. A jak wygląda u Was z oddechem? Często przy arytmii brakuje powietrza - to wiadomo, ale mi się to zdarza czasem, kiedy nic właściwie mi nie dolega. Mam takie momenty, że trudno mi oddychać, muszę się zmuszać do każdego wdechu a i tak mam wrażenie, że za mało powietrza nabieram do płuc... podejrzewam, że to też nerwowe, ale ciekawa jestem, czy i Wy tak macie.... Miałam odebrać dziś wyniki holtera, ale nie miałam kiedy po nie pojechać.... ciekawa jestem, co wyjdzie i właściwie zastanawiam się, czy to robić, bo wizytę u kardiologa mam w styczniu najwcześniej - jak sobie coś dziwnego wyczytam w holterze, to do czasu wizyty zwariuję wymyślając sobie, co też może mi się stać... może lepiej jeszcze nie odbierać ;-). pozdrawiam wszystkich
- 
	Zawroty głowy, osłabienie i zmęczenie po Betalocu Zokmargolia odpowiedział(a) na olooli temat w Kardiologia Ja też biorę betaloc w dawce 25mg. Biorę go już od około trzech lat i jestem zadowolona. Miałam napadową tachykardię, teraz tętno mam normalne, czasem zdarza się, że skoczy do 90, ale to naprawdę wyjątkowe sytuacje. Ciśnienie też mi się trochę ustabilizowało, a przedtem latało raz w górę, raz w dół. Co prawda męczy mnie arytmia w postaci dodatkowych skurczów. Lekarz twierdzi, że gdyby nie betaloc, byłaby silniejsza, co trudno mi sobie wyobrazić... Generalnie bardzo dobrze toleruję ten lek, na początku oczywiście organizm musiał się przyzwyczaić. Przez pierwsze dni nie mogłam podbiec bez zadyszki, miałam bóle serca i momenty złego samopoczucia, ale przeczekałam i teraz jest dobrze. W żadnym wypadku nie czuję się otumaniona przez lek - otumaniona, to byłam, jak miałam za wysokie ciśnienie i tachykardię - wtedy czułam często, że tracę kontakt z rzeczywistością. Lek w żadnym wypadku tak na mnie nie działa. Co prawda, to też sprawa osobnicza - jedni tolerują go lepiej, inni gorzej, jak każdy lek. Ale jeśli komuś lekarz przepisał betaloc, to na pewno warto spróbować. Ja mam dobre doświadczenia, inna sprawa, że z betablokerami to tak samo, jak z lekami na nadciśnienie - czasem trzeba popróbować kilku, zanim trafi się na ten dla nas najlepszy.
- 16 odpowiedzi
- 
	
		- leki
- 
					(i 2 więcej) 
					Oznaczone tagami: 
 
 
- 
	Witam wszystkich. Jestem tu nowa, od dawna szukałam jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym spotkać takich jak ja, czyli niemiarowych;-). Ja też mam dodatkowe skurcze. Potrafią mi bardzo dokuczyć. Potrafią ukryć się na trzy miesiące a potem męczyć przez pół roku. Jak mnie dopadnie, to od razu z grubej rury - same bigemie i trigemie (tak się to chyba nazywa), czasem w ogóle bez przerwy, czasem mocniej odczuwalne, czasem słabiej. Ostatnio męczyło mnie tak od września i właściwie od paru dni mam spokój (odpukać). Trochę się nauczyłam już z tym żyć, staram się nie dawać, staram się żyć aktywnie, uprawiać sport i się uśmiechać, ale przyznam, że czasami choroba okazuje się silniejsza. Wtedy się łamię, dopada mnie strach i pytam - dlaczego, co ja takiego zrobiłam... ale generalnie staram się nie dawać. Lekarz stwierdził, że od tego się nie umiera, więc tego się trzymam ;-). Co prawda ten lekarz nigdy nie miał arytmii, więc nie wie, jak można się przy tym czuć, ale cóż, skoro się nie umiera, punkt dla mnie. Trochę tylko martwi mnie to, że moja mama jest już po 2 zawałach, a zaczęło się u niej tak samo. To mi trochę spędza sen z powiek. Ale cóż, może będę miała szczęście i mnie takie atrakcje ominą. Na razie czekam na wynik holtera, co prawda kiedy go robiłam miałam jeden z tych lepszych dni, ale i tak pewnie wyjdą tysiące dodatkowych skurczy. Z ekg wynika, że komorowe. Mam nadzieję, że w holterze nie wyjdą żadne inne. Biorę betaloc na stałę. Miewam też skoki ciśnienia, ale odkąd biorę lek nie tak często. No i dokuczała mi kiedyś tachykardia, która po betalocu też znacznie się uspokoiła. To tyle o mnie. Jeśli pozwolicie, to chętnie dołączę do Waszego grona. Zawsze to w kupie raźniej. pozdrawiam wszystkich cieplutko