Skocz do zawartości
kardiolo.pl

agneta13

Members
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez agneta13

  1. Siedze na tym forum dzis i chyba dzis z niego nie zejde :) Fajnie, ze sie odzywacie, ze piszecie, bo ja juz jestem o wiele spokojniejsza, nawet bylam juz w pralni i nastawilam pranie :D I wlasnie siedze z moim mezem na telefonie, bo juz wraca do domku :) Sara, ja mieszkam w Szwecji i mam tu troche ciezej z tymi lekarzami, bo to konowaly. Sama musisz przyjsc i powiedziec co Ci jest, bo sie nie kapnie. Nie, no zalezy na jakiego lekarza trafisz, ale to nie sa lekarze jak w Polsce. Przez te 2,5 roku troche sie po nich nabiegalam, na sumienie musialam brac zeby mi zrobili rentgen glowy, ekg czy usg serca, masakra. Ale jutro zaczne te leki brac, tylko ja mam przepisane przez tydzien po pol tabletki. A moge brac mniejsze dawki? I kiedy najlepiej brac leki, rano, w poludnie czy wieczor? Wogle nazwy nie umiem rozszyfrowac z recepty, ale jak je wykupie z rana to Wam powiem co to za specyfiki.
  2. Dzieki Dolores za odpowiedz :) Ja boje sie ogolnie lekow, ich dzialania z tego wzgledu, ze po pogryzieniu mojego syna przez psa, nafaszerowali mnie takimi lekami, ze nie wiedzialam co sie dzieje. I najbardziej boje sie tego, ze po lekach nie bede sie mogla zajac dziecmi, obowiazkami w domu czy w pracy. I boje sie *efektow ubocznych*, tego ze ponoc nerwica bedzie nasilona. Ale wykupie te leki, na weekend zaczne brac i zobacze jak sie bede czula, bo sama nie dam juz sobie rady. Wystarczy, ze poczytam o swinskiej grypie, o szkodliwosci szczepionek na nia np, i na drugi dzien (bo zwykle ataki przychodza pozniej, gdy jestem calkiem spokojna) mam taki atak, ze nic, uciekac z pracy, lapie za telefon i wydzwaniam po wszystkich.
  3. Czesc Wszystkim. Niejednokrotnie czytalam wpisy na kilku forach dotyczacych nerwicy, ale jakos tak napisac ciezko bylo. Ja z nerwica sie mecze juz 2,5 roku, i nie mam sily. Chodzilam kiedys do psychiatry, psychologa. Psychiatra uczepil sie zebym zazywala psychotropy, przed czym bardzo sie wzbranialam i przestalam do niego chodzic. Chcialam sama sobie z tym poradzic i jakos sie udawalo. Nie wiem jak pisac. 2,5 roku temu mojego wtedy, 6 letniego syna, pogryzl pies na moich oczach. Po kilku dniach myslalam, ze zemdleje, mialam straszne zawroty glowy, palpitacje serca itd. Zaczelo sie. Z dnia na dzien przestalam sama wychodzic z domu, tylko w towarzystwie meza albo syna. I zaczelam biegac po lekarzach, z sercem, z glowa. Wystarczylo, ze zabolala mnie noga, a ja juz bylam u lekarza. Wtedy to wlasnie moj domowy lekarz wyslal mnie do psychiatry. W czasie atakow myslalam, ze umieram, wszyscy zaczynali mnie miec dosc. Mam dwojke dzieci, a nie moglam nawet wyjsc z nimi na plac zabaw, bo sie balam. Ale nie godzac sie na psychotropy, postanowilam, ze sama sobie z tym poradze. Dlatego czytalam o nerwicy wszystko co tylko znalazlam, zagladalam tu na fora i czytalam, i znalazlam tu odbicie siebie. Ale rady wielu z Was bardzo mi pomogly. Powoli zaczelam wychodzic ze skorupy, zaczelam sama wychodzic z domu (zawsze w towarzystwie Validolu), nawet rok temu zaczelam pracowac. Ale jakos ostatnio znow dzieja sie ze mna okropne rzeczy. Przed chwila myslalam, ze serce ucieknie mi z piersi, wzielam Validol, pozmywalam naczynia, ale wewnetrznie nadal sie nie uspokoilam. Dlatego pomyslalam, ze w koncu siade i napisze cos od siebie. Nie mam juz sily, od dwoch dni jestem na wolnym, bo nerwica nie pozwala mi isc do pracy. I tak naprawde, to w moim gronie nie ma osoby, ktora by mnie i moje leki rozumiala. Moj maz ma mnie dosc, mowi, ze jestem glupia i wogle. I ma racje, ale ja nie mam sily. Czuje sie taka samotna. Wczoraj poszlam do tego psychiatry, do ktorego chodzilam wczesniej i poprosilam go jednak o te psychotropy. A teraz sie waham nad ich wykupieniem, ale moze meza wysle do apteki. Moze tu z Wami bedzie mi jakos latwiej?
  4. Ja tez patrycja30 z dnia na dzien, przy pojawiajacych sie bolach glowy i zawrotach glowy, zaczelam sobie wmawiac guza mozgu. Do tego stopnia, gdy tylko glowa zaczynala bolec jechalam na pogotowie. Ale tu, oni zawsze twierdzili, ze to nerwica, bez wykonywania badan. W kazdym razie, prawdopodobienstwo, ze mam raka mozgu, nie dawalo mi spokoju, bo przeciez glowa sama nie boli i to jeszcze tak mocno. Oj, do lekarza chodzilam kilkakrotnie, blagalam go zeby dal mi skierowanie na rentgen glowy, ale on przez iles tam wizyt zbadal mi tylko krew... i tyle. Szwecja pod tym wzgledem jest straszna. Ciezko czegokolwiek sie doprosic. Ale w koncu w akcie desperacji poszlam do tego lekarza i po prostu mu powiedzialam, ze jezeli mi nie da skierowania na rentgen, to ja z jego gabinetu nie wyjde. Probowal ze mna pogadac, ale na nic to sie zdalo. Ja bylam przekonana, ze mam guza i juz mu powiedzialam, ze dla mojego spokoju, niech da mi ten rentgen. Dal, ja go zrobilam, oczywiscie nie mam zadnego guza mozgu, ale zaraz piers mnie bolala i znowu pierwsza mysl, rak piersi. Sama z siebie zaczelam sie smiac, ale zaczelam o tym wszystkim czytac, o nerwicy, o wymyslaniu sobie chorob. I pomyslalam, nie jest ciekawie. Jak nadchodzil atak, to w zasadzie zegnalam sie juz ze swiatem, bo bylam, przekonana, ze tego ataku juz nie przezyje. Ale zaczelam sama sobie mowic, nawet w trakcie atakow, jestem zdrowa, to tylko nerwica i tak w kolko, i po jakims czasie sama w to uwierzylam. Nie biore psychotropow, a moj stan jest coraz lepszy i coraz rzadziek mam ataki, ale glownym czynnikiem jest podswiadomosc. Biegne do pracy, pa
  5. Cześć Edzia, nie wiem czy to nie jakaś ściema z tym Alveo. Dziewczyna napisała mi długiego maila, proponując pomoc w załatwieniu tego itd. Ale szczerze mówiąc, wydaje mi się to naciągane. Chociaż nie chciałabym tu nikogo obrazić oczywiście. Nie wiem, ja zostaję przy Validolu. Jakoś do tej pory dawałam sobie radę. Pozdrawiam
  6. Hej Dzisiaj wstałam przed 5 rano i było wszystko ok. Zawsze jakaś radość we mnie wstępuje, gdy czuję się normalnie. W pracy też było ok, nie miałam czasu na myślenie. Ale już w drodze powrotnej, w pociągu, mimo czytanej książki moje myśli zaczęły wędrować w kierunku ewentualnego ataku. Nie wiem, udało mi się te myśli pokonać. Ale wstąpiłam do sklepu, pakowałam jabłka do reklamówki, a tu mnie trącił taki zawrót głowy i od razu telefon do męża, żeby po mnie przyjechał. Poszłam szybko do kasy, już mnie pot zaczął oblewać, zaczęłam się cała trząść. Wyszłam ze sklepu, oparłam się o ścianę, i denerwująco zaczęłam myśleć: gdzie ty jesteś mężu? zaraz tu się przewrócę. Przyjechał po mnie, ja oczywiście blada jak ... . Siedzę teraz w domu, jestem poddenerwowana jakoś wewnętrznie, wzrok z lekka zamazany. I znowu się zastanawiam. Czuję, że atak mnie dzisiaj dopadnie i jeszcze te zawroty głowy. Byłam ostatnio u ginekologa, bo mnie lekarz wysłał, twierdząc, że zawroty głowy mogą być spowodowane hormonami czy jakoś tak. Ale dopiero zacznę brać te tabletki w pierwszy dzień okresu, a tu dopiero rozpoczyna się jajeczkowanie. Sorki, że piszę tu tak szczerze, ale to chyba o to chodzi. Czy miałyście zawroty głowy i przepisane tabletki antykoncepcyjne? Jakoś ciężko mi uwierzyć, że to przejdzie po ich zażywaniu. A tu tak się strasznie czuję. I pewnie znowu mąż odbierze córkę z przedszkola, bo ja nie będę miała siły po nią pójść.
  7. Cześć Wam :) Napewno wsparcie najbliższych jest ważne. Ja też mam Chanelli dzieci, syna 8 lat i córkę prawie 3 latka. Mój syn wie co się ze mną dzieje, bo to głównie ... opowiem Ci od początku, w skrócie. Otóż na wakacjach mojego syna pogryzł pies, po głowie, rzucił się do gardła, ale syn instynktownie się bronił. A ja stałam, wszystko widziałam i nie mogłam się ruszyć. Nogi jakby w chodnik mi wrosły, potrafiłam tylko wrzeszczeć. Dopiero moja teściowa odgoniła tego psa. Ale nie o to chodzi. Bo ja nerwicę mam odkąd pamiętam, nigdy nie brałam leków i nigdy się nią nie denerwowałam, że tak powiem. Dopiero, jak to stwierdził psycholog, wypadek syna wywołał jakby wybuch, nie wiem. Od jego wypadku mam wrażenie umierania, walenia serca, poty, zawroty głowy itd itd. Tylko nie myśl, że obwiniam syna o cokolwiek, nie. Moja wytrzymałość sięgnęła zenitu. W Polsce odwiedziłam kilku lekarzy, różnie mi mówiono - napięciowe bóle głowy, zatoki itd itd. Ale nikt tak naprawdę nie mógł tego zdiagnozować. Dopiero tu w Szwecji (bo tu mieszkam) jeden mądry lekarz powiedział o nerwicy, ale zaczęłam sobie wmawiać różne choroby i dopiero się zaczęło. Tu u psychologa byłam tylko 4 razy, bo chciał mnie koniecznie na psychotropy, a ja się nie zgadzałam. I stwierdził, że mi terapia nie potrzebna. Ale bajka. Ataki u mnie powtarzają się coraz rzadziej, ale moja rodzina przeszła przeze mnie nie co bądź. A mój syn wie, że mama bała się gdziekolwiek wychodzić sama, więc np do sklepu chodził ze mną. Wie gdzie mam Validol, kiedy mi go dać ewentualnie. Mam gorszy dzień, że nie wychodziłabym z domu, bo mam wrażenie, że atak dopadnie mnie zaraz. Ale jest dzień, że wogle o tym nie myślę i jest dobrze. Trudna to sprawa ta nerwica. Ale musimy sobie radzić na wszystkie sposoby. Inni biorą leki i zachwalają, a ja boję się brać psychotropy. W chwili ataku powtarzam sobie, jesteś zdrowa to tylko nerwica, albo dzwonię do kogokolwiek żeby pogadać i przestać myśleć. Pozdrowionka
  8. Cześć wszystkim! Kilka dni nie zaglądałam na forum, bo nie miałam czasu i byłam za bardzo zmęczona. Ale przede mną weekend :) Zaczęłam pracę wczoraj, nową, w zasadzie od 2 lat i byłam przerażona. Całą noc przed pierwszym dniem nie spałam, spakowałam sobie do torebki Validol i myślałam co zrobię jak mnie złapie atak w pracy. No i złapał. Wpadłam w panikę, tym bardziej, że nikt w pracy nie wie o mojej nerwicy i nie wiedziałam co mam zrobić. Zaczęłam chodzić z kąta w kąt, w momencie nasilenia ataku zażyłam Validol i zadzwoniłam do męża. Powiedziałam mu o ataku, że nie wiem co robić, że się boję. Najbardziej w tamtym momencie chciałam żeby po mnie przyjechał i zabrał do domu, gdzie czuję się najbezpieczniej, ale rozmowa z nim mi pomogła. Zaczął uspokajać, zajął moje myśli czymś innym i minęło, po pół godzinie. U mnie zawsze atak trwa z pół godziny. A po nim najchętniej poszłabym spać, jestem taka zmęczona. Ale nie mogłam, bo to był pierwszy dzień. Do domu wracałam niby spokojnie, ale w pociągu się denerwowałam, chciałam być jak najszybciej w domu. Ale dzisiejszy dzień w pracy był ok. Nawet nie pomyślałam o ewentualnym ataku :) Myślicie, że nowe zajęcie i obowiązki pomogą mi w zwalczeniu nerwicy, czy że będą tylko przykrywką? Dalej nie zażywam żadnych psychotropów i nie chciałabym. Ciekawe czy mam szansę ?!
  9. Co do odpowiedzi izka28, to tu masz racje. Ja mam zawsze pod reka Validol, bez ktorego doslownie nigdzie sie nie ruszam. Ale powiem szczerze, ze gdy czuje nadchodzacy atak, poczatkowo staram sie sobie mowic, ze jestem zdrowa, ze atak zaraz minie, ze wszystko jest ok. I wtedy nagle zaczynam sprzatac, myc naczynia jak sama mowisz. Czasem to pomaga, ale niekiedy atak jest tak silny, ze bez Validolu sie nie obejdzie. Rozne rzeczy robie zeby odciagnac nawet mysli od nadchodzacego ataku.
  10. Moni2572, ja nie mowie, ze branie psychotropow nic nie daje. Mowie, ze ich branie dla mnie nie jest zadnym rozwiazaniem. Chodzi mi o to, ze gdy zazyje leki, problem jakby znika, ale gdy leku nie wezme, problem znow jest. Poki moge, poki to nie jest naprawde konieczne, nie chce psychotropow. Wierze i mam nadzieje, ze z nerwica poradze sobie bez lekow.
  11. Wiesz izka28, branie psychotropow dla mnie nie jest zadnym rozwiazaniem, pomagaja chwilowo, a pozniej uzalezniaja itd. A psycholog? Mialas kiedys wrazenie, ze przychodzisz do kogos, w tym wypadku do psychologa, a on byleby odbebnic godzinna wizyte, zbywa cie po prostu? Jezeli ja mu opowiadam co i jak, a on wszystko bagatelizuje do powiedzenia, ze nie jestem jedyna, to przepraszam bardzo. Zdaje sobie sprawe, ze nie jedyna mam nerwice, ale wedlug mnie, kazdy przypadek powinno traktowac sie indywidualnie i psycholog musi chciec pomoc. Dlatego na drugiej wizycie pomyslalam, co ja tutaj robie? I powiem szczerze, ze ciesze sie, ze nie chodze do niego. A z nerwica daje sobie rade jak moge. Pytasz czy jestem szczesliwa? Jestem szczesliwa, moze czasem zmeczona, jak kazdy, ale szczesliwa. Fakt, brakuje mi przyjaciolki, bo jak mowilam wczoraj, mieszkam poza granicami kraju, a tu w Szwecji mimo, ze sa znajomi, to przyjaciolmi jednak nazwac ich nie moge. I brakuje mi przyjazni, brakuje mi pracy, ale do pracy boje sie pojsc. Samo wyjscie z domu wymaga ode mnie nie lada odwagi, ale staram sie sobie z tym radzic.
  12. Witam! Mam na imie Agnieszka i niedlugo koncze 30 lat. Kilkakrotnie odwiedzilam to forum, ale jakos wczesniej nie mialam odwagi, by napisac. Nerwice mam odkad pamietam, ale jak wielu, zycie mialam ciezkie. W skrocie, gdy mialam 11 lat odeszla moja mama, potem zostalam z ojcem - tyranem. Gdy poznalam mojego meza, to jakby slonko sie do mnie usmiechnelo. Urodzilam syna, bylam kochana, pozniej urodzilam corke. I jestem szczesliwa, chociaz mieszkam poza granicami kraju. W lutym zeszlego roku stracilam bliska przyjaciolke, ktora chorowala na bialaczke. Na wakacjach pojechalam z dziecmi do tesciowej do Polski i zaraz pierwszego wieczora pobytu tam, mojego syna pogryzl pies po glowie. Widzialam to na wlasne oczy, nie potrafilam zrobic kroku.... To najgorsza sytuacja, jaka mnie w zyciu spotkala. Bo gdyby nie moja tesciowa, ktora rowniez byla swiadkiem wydarzenia, a ktora nagle zerwala sie i odpedzila tego psa, moj syn..., nie wiadomo co by bylo. Bylam z synem 4 dni w szpitalu i trzymalam sie, dla niego. Ale tego samego dnia co wyszlam z nim ze szpitala, mialam wrazenie, ze umre. Serce walilo jak oszalale, pocilam sie i mdlalam. Zaraz tesciowa zawiozla mnie na pogotowie, ale to byla strata czasu. Dzis, minelo juz kilka miesiecy, a moj stan z kazdym dniem jest coraz gorszy. Synowi zapewnilam opieke psychologa, ktory to stwierdzil, ze bardziej ja tej pomocy potrzebuje, ale do czego zmierzam. Z dnia na dzien zaczely sie pojawiac ataki paniki - serce, wrazenie omdlenia, bole glowy itd. Zaczelam chodzic do lekarzy, bo myslalam, ze moze mam raka mozgu czy jakas inna chorobe. A od smierci mamy wciaz zylam z lekiem, ze i ja zbyt szybko osieroce swoje dzieci. Doszlo do tego, ze boje sie wychodzic z domu. Czesto jak czuje nadchodzacy atak, uciekam do sasiadki, zeby po prostu nie byc sama. Wydzwaniam do meza, kaze mu wracac z pracy do domu i wiezc sie na pogotowie. Obled. Jest dzien, ze nie odprowadze corki do przedszkola, bo wydaje mi sie, ze jak wyjde z domu, ze np. zemdleje, a nikogo nie bedzie w poblizu zeby mi pomoc. Nawet jak wychodze z domu to staram sie byc w zasiegu wzroku chociaz jednej jakiejs osoby, zeby jak w razie cos mi sie stanie.... itd. Rano wstaje wymeczona, jakbym przez tydzien nie spala. Caly dzien towarzyszy mi uczucie pelnej glowy, pieczenie w glowie i ciagle jestem podminowana. Chodzilam do psychologa, ale juz na drugiej wizycie pomyslalam sobie: Co ja tu robie? A na czwartej wizycie, gdy odmowilam brania psychotropow, po prostu stwierdzil, ze nie potrzebuje jego pomocy. Czy to normalne? A zawroty glowy nie pozwalaja mi na normalne funkcjonowanie. Nie wiem co mam robic. W stanach paniki biore Validol, bo nie mam zaufania do lekow, a juz napewno nie do psychotropow. Ale nie mam sily do zycia, wszystko robie bo musze. Albo nic nie robie, tylko leze na lozku, a mysli glupie same mi przychodza do glowy. Chcialabym zebyscie poradzili mi co robic, bo sama nie dam sobie dluzej rady. A moje dzieci moj stan przezywaja razem ze mna, chociaz czesto po prostu udaje dobry humor. Ale syn wie, ze nie pojde sama do sklepu, bo sie boje. Nie chce zeby to co dzieje sie teraz ze mna, mialo jakis wplyw na jego czy corki pozniejsze zycie. Przepraszam, ze wszystko tak chaotycznie napisalam, ale trudno jest pisac o tym. Pozdrawiam
×