Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Szybkie tetno II


Gość kika

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie!!! A szczególnie ty Agnieszko, która, mam nadzieję, wypadałas na zawsze z grona częstosqrczowców!!! Moja żona też ma miec ablację w Ochojcu, a widzę że zachwalasz lekarzy i personel, może wieć powiesz kto przeprowadzał Ci zabieg, w końcu z takiej reklamy powinni być zadowoleni. I jeszcze jedno pytanie, widzę, że wszyscy narzekają na basen, czy jest możliwość założenia cewnika? Pozdrawiamy serdecznie i czkamy na Kike, która już niedługo powinna dac znać...
Odnośnik do komentarza
Luk - głównym ablatorem jest dr. Czerwiński, a lekarzem prowadzącym i wykonującym wkłucia był dr. Nowak. Pielęgniarki są bardzo sympatyczne i na moje obiekcje pokazywania tyłka nad basenem i wołania o każdej porze dnia i nocy odpowiedziały, że to jest ich praca więc mam nie szukać problemów tam gdzie ich nie ma. Zawsze uśmiechnięte i naprawdę serdeczne.
Odnośnik do komentarza
Aga,powiedz,że dr Nowak nie jest zabójczo przystojny? Mnie na jego widok serducho przyspieszało w momencie. Ehhh... Dobra,czas na powrót do rzeczywistości. Szczerze polecam Ochojec,natomiast nie polecę Zabrza,a to z uwagi na fakt,że w Zabrzu doc.K.powiedział,że mam tak mało tej arytmii,że nie ma sensu kłaść mnie na stół i się wkłuwać i szukać igły w stogu siana. Jednak lekarzom z Ochojca się chciało szukać i tej igły i to bez żadnego zbędnego komentarza. Jestem im bardzo wdzięczna i pełna szczerego podziwu dla nich.
Odnośnik do komentarza
Czesc ludki. przed momentem wrocilam do domq ze szpitala. Zabieg niestety nieudany, ale o dziwo, czuje sie calkiem niezle. Jak nabiore wiecej sil, to czym predzej opisze Wam szczegolowo caly pobyt w szpitalu i co tam sie dzialo, i dlaczego zabieg nieudany. 3majcie sie kika
Odnośnik do komentarza
Witaj Kiko. Przykro mi,że tak się skończyło.Słyszałam,że nie zawsze można znaleźć tą drogę dodatkowego przewodzenia. Zresztą,nie będę już nic więcej pisać,bo wiem,że to żadne pocieszenie. Odpoczywaj i wracaj do nas na forum szybko. Gorąco pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Czesc ludki :) Odsapnelam, wiec biore sie za opis mojej ablacyjnej przygody ;) Opisze dosc szczegolowo, zeby pozytek mialy z tego takze osoby, ktore sa jeszcze przed zabiegiem - mam nadzieje, ze nikogo ni zanudze na smierc ;) W szpitalu stawilam sie w ubiegla srode. W tym dniu mialam juz nie brac betablokera, wiec od rana samego bylam zdenerwowana samym tym faktem i strasznie sie balam, ze bede miala w drodze czestoskurcz ;) Ale oczywiscie nie mialam. Na izbie przyjec czekalam okolo 30 minut, zanim mnie poproszono do srodka. Tam najpierw byly formalnosci papierkowe, potem EKG. Juz tam pokazalam na co mnie stac: ze strachu mialam tetno 130 ;) Potem przebralam sie i przywitala mnie bardzo mila pani doktor, ktora po przybyciu na oddzial kazala dac mi mala dawke relanium na uspokojenie, bo, jak sie wyrazila, trzeslam sie jak osika :) Po rozmieszczeniu sie w pokoju ta sama pani dr przybyla zrobic ze mna wywiad. Dodatkowo zalecila mi polowke metocardu, zeby troche wyciszyc serce. Tego dnia mialam tez robione echo serca, na ktorym rowniez byl cyrk z moim rozpedzonym tetnem. Jednak echo bylo wykonywane przez rowniez niezwykle mila pania doktor, ktora sama rozmowa sprowadzila mi tetno do 80 na minute ;) dodatkowo dostalam komplement, ze mam bardzo ladne, male serduszko, i powinnam byc z niego dumna :) Aha - na 5 dni przed zabiegiem mialam zalecone brac Acard 1 tabletke dziennie, i na oddziale tez dostalam 1 tabletke po obiedzie. Dalej dzien plynal mi na rozmowach z towarzyszka z oddzialu, bardzo ciekawych, wiec nie mialam czasu ciagle sie bac ;) Noc przespalam srednio, ale bez sensacji. Drugi dzien rozpoczal sie od pobrania krwi i wklucia wenflonu w prawa reke. Nastepnie zamiast sniadania dostalam kroplowke z glukozy i mialam czekac spokojnie na zabieg, ktory mial sie odbyc okolo poludnia. Jednak kolo godziny 10-tej nerwy zaczely mi sie dawac we znaki, i dostalam dosc mocnego kolatania. Oczywiscie myslalam, ze to czestoskurcz. Zawiezli mnie na erke, podlczyli do monitora, zrobili EKG. Okazalo sie jednak, ze to zwykle przyspieszenie rytmu zatokowego z nerwow. Dali mi tez relanium na wyciszenie. To podzialalo na bardzo krotko, bo im bardziej przesuwaly sie wskazowki zegara, tym bardziej sie denerwowalam. Wkrotce znowu tetno mi sie rozszalalo, ale nie mogli mi juz dac nic uspokajajacego ani betablokujacego - musi byc *czyste konto* przed zabiegiem ;) Na szczescie przyszla moja nieoceniona mama, i mnie, stara babe, glaskala po glowie i przytulala jak male dziecko, zeby mnie uspokoic. I podobno w tych momentach mialam nizsze tetno :) Wreszczie nadeszla ta straszna;) chwila i wezwali mnie na blok. Na bloku natomiast akcja poszla tak szybko, ze nie mialam czasu histeryzowac ;) Najpierw musialam przeczytac informacje o badaniu elektrofizjologicznym i ablacji oraz wyrazic na nie zgode. Oczywiscie wszystkei te informacje mialam w malym palcu, bo wiecie juz, ze jako osoba dociekliwa, mialam temat dosc mocno zglebiony. Po podpisaniu papierkow musialam sie rozebrac do rosolu, siostry owinely mnie zielona plachta i polozyly na stol. Tam zaczely od dezynfekcji miejsc potrzebnych do wkluc. Robily to tym pomaranczowym swinswtem dezynfekujacym, ktore potem strasznie trudno domyc ;) do dzis mam slady. W lewej rece wklucia nie udaly sie, bo moje zyly nie byly odpowiednie. Wiec wkluli mi sie w zyle podobojczykowa. Mimo miejscowego znieczulenia, bylo to dosc bolesne. Do prawej reki podlaczyli mi kroplowke i od razu dostalam srodki przeciwbolowe i przeciwlekowe. Wklucia w pachwinie rowniez troche mnie bolaly,mimo miejscowego znieczulenia. Ale bylo to absolutnie do zniesienia, nic strasznego. Aha - podobnie jak Monika, nie dostalam zadnego glupiego Jasia. W kazdym razie nie byly to na tyle mocne srodki, zeby mi bylo wszystko jedno lub zebym byla w polsnie. Mialam pelna swiadomosc, wszystko widzialam, glowe mialam skierowana na prawo z pwodu wklucia podobojczykowego i widzialam stolik z narzedziami, elektrodami itp. I chwilami mialam ochote zeskoczyc z tego stolu. Ale wiedzialam, ze nie wolno mi drgnac, wiec spokojnie wylezalam te 3 h. Potem nastapilo wkladanie elekrod przez zalozone w miejscach wkluc koszulki. Gdy patrzylam jak te elektrody sa wyjmowane z opakowan i rozciagane, to troche mi sie zrobilo slabo ;) Wydaly mi sie strasznie dlugie i grube, pewnie ze strachu. Samego ich wkladania w zyle w ogole nie odczulam. Odczulam natomiast moment ich wkladania do serca. Zareagowalo na to dodatkowymi skurczami (jeszcze przed stosowaniem pradu, oczywiscie) i doberalam je jako bardzo niemile. Pozniej zaczeli puszczac prad i wywolywac mi czestoskurcze. Czestoskurcz wywolal sie bardzo latwo i bardzo szybko, i zgodnie z przypuszczeniami, pochodzil z prawego przedsionka. Oczywiscie troche czasu zajelo jego dokladne lokalizowanie. Mam wrazenie ze momentami serce walilo mi tak mocno, ze az trzasl sie pode mna stol ;) Po pewnym czasie troche przyzwyczailam sie do tej dziwnej pracy serca - bylo to niemile, ale do wytrzymania, poza tym wiedzialam, ze musze wytrzymac, bo nie mam wyjscia. W koncu zlokalizowano ognisko czestoskurczu (prawy przedsionek,w poblizu peczka Hisa, lacza przedsionkowo-komorowego). Wlozyli mi elektrode ablacyjna i zaczeli aplikowac ciepelko. Odczuwalam to jako uczucie dosc milego ciepla po prawej stronie ciala. Gdy aplikowali wyzsza temperature, to niestety tez bolalo. Ale nie jakos strasznie. Wreszczie pada decyzja o przerwaniu zabiegu. Ognisko bylo zbyt blisko lacza przedsionkowo-komorowego, i nie mozna bylo zastosowac wystarczajaco wysokiej temperatury, aby te cholere wypalic. W momencie aplikowania cholera zanikala, ale potem zaraz wracala. BTW, po zabiegu okazalo sie, ze mialam przejsciowy blok przedsionkowy 1-szego stopnia (na szczescie minal bezpowrotnie). Gdyby zastosowali zbyt duza temperature, mogliby zniszczyc lacze miedzy przedsionkami a komorami, i wtedy czekaloby mnie wszczepienie rozrusznika. Uzgodnilismy z doktorem, ze nie bedziemy ryzykowac. Zostalam poodlaczana, wyjeto koszulki z zyl, zalozono opatrunki, i przelozono mnie na lozko i podwieziono na erke. Po jakiejs godzinie odczulam bardzo niemile przyspieszenie rytmu serca, i mialam wrazenie niemiarowej pracy. Osluchal mnie jednak lekarz i bylo OK. Tetno troszke mi wariowalo tego popoludnia i nocy, ale to byc moze w duzej mierze z nerwow i zlosci, ze zabieg sie nie udal. Rowniez nie mogli mi podac zadnego betablokera, bo w czasie zabiegu dostalam duzo lekow blokujacych i bali sie przedawkowania. Heparyny i potasu nie dostawalam, widocznie nie bylo trzeba, natomiast co jakis czas dostawalam antybiotyk, i dostalam tez kroplowke z glukozy. Co do roznych rygorow, zakazow i nakazow po ablacji, to juz 15 minut po przywiezieniu na erke moglam pic, a okolo 2 h pozniej moglam juz jesc (byle nie za duzo). Okolo 22-giej wolno mi bylo na wozku pojechac do lazienki, ale postanowilam byc twarda i nie skorzystalam. Lezalam twardo do nastepnego dnia, do 10 rano. Skorzystalam z basenu - potrzebowalam tylko raz, i nie sprawilo mi to zadnych problemow ani nie czulam sie niezrecznie. Rowniez to lezenie plackiem wcale nie bylo takie uciazliwe. Kregoslup w ogole mnie nie bolal, plecy - nic, zero bolu. Noga tez miala sie dobrze. Nie lezalam z zadnymi workami na nodze, mialam tylko zalozony opatrunek uciskowy, do rana, potem zmieniony na taki nieco mniejszy. Od samego poczatku ranki bardzo szybko sie goily i zaklepialy - teraz mam jzu tylko niewielkie strupki. Zero krwiakow - mam za to po niewielkim siniaczku w ich okolicy. Dzien po ablacji wspominam srednio przyjemnie. Od rana mialam wysokie tetno, i dopie?o kolo 10-tej dostalam cos na jego obnizenie. Pozniej pozwolili mi juz chodzic - ale moje serce wyprawialo sobie doslownie co chcialo. Takich sensacji nie mialam jeszcze nigdy. Jak siedzialam spokojnie to bylo w miare ok, tetno dosc wysokie, ale zadnych innych sensacji. Natomiast co sie tylko ruszylam, to mi robilo BACH BACH BACH. Takie jakby mini-czestoskurcze ustepujace w chwilach, kiedy przestawalam sie ruszac. co ciekawe, jak za duzo gadalam, to tez mi tak robilo. gadulstwa nie lubi czy jak? ;) Tego dnia o wlasnych silach poszlam na rentgena i echo, a te sensacje ciagle mnie meczyly, wiec bylam w doc wrednym humorze. Na szczescie asystowali mi moi najblizszi, i troche odciagali uwage od niemilych dolegliwosci. Po poludniu przeniesiono mnie na zwykly oddzial, i tam dostalam wreszcie niewielka dawke metocardu, co spowodowalo uspokojenie tych sensacji. Weekend minal dobrze, na leniuchowaniu i wizytach, humor mialam coraz lepszy, z powrotem wlaczono leczenie Betalokiem, i naprawde nie mialam juz zadnych sensacji. W poniedzialek mialam jeszcze zalozonego holtera. Oczywiscie w czasie, gdy go nosilam, wydawalo mi sie, ze mam setki zaburzen rytmu, ciagle przyspieszone tetno, i bog wie jakie sensacje. Tymczasem dzisiaj po odczycie holtera wyszlo, ze jest wlasciwie swietny, mozna powiedziec. Mialam tylko 2 ekstrasystolie (czyli dodatkowe skurcze przedsionkow), poza tym maksymalne tetno 100, zero zaburzen komorowych i innych. Wypisano mnie wiec. No i to juz chwilowy koniec mojej przygody ze szpitalem. Teraz czuje sie psychicznie nie tak wcale zle, jak na osobe po nieudanej ablacji. co do samopcozucia fizycznego, serducho dosc spokojne, ale musze unikac gwaltownych ruchow. gwaltowne podnoszenie sie czy szybkie schylanie powoduje dodatkowe pobudzenia. Wiec jak widac, jest coraz lepiej, ale trzeba sie jednak oszczedzac. Musze powiedziec, ze personel byl cudowny, pelen zrozumienia, pomocny i w ogole super sympatyczni wszyscy - nikt mnie nie potraktowal jako bhisteryczke, ktora sobie cos ubzdurala, lekarze nie zbywali, mozna bylo wszystkiego sie dowiedziec. Jesli chodzi o moje dalsze perspektywy, to zaproponowano mi za jakis czas powtorke ablacji systemem LocaLisa firmy Medtronic. Moge tez probowac zalatwic sobie gdzies zabieg metoda Carto. Zdaniem lekarzy obie metody znacznie zmniejszaja ryzyko powiklan, ktore moglyby wystapic przy tak trudnej lokalizacji ogniska arytmogennego i robieniu ablacji zwykla metoda. Alternatywa jest dalsze leczenie lekami. Teraz mam pytanie do Was - co zrobilibyscie na moim miejscu - wybralibyscie lykanie prochow do konca zycia, czy zdecydowalibyscie sie na probe tymi dokladniejszymi metodami? dajcie znac co sadzicie. Ja osobiscie zdecydowanie sklaniam sie do proby powtorzenia zabiegu. Nie bardzo mam ochote cale zycie lykac prochy i nerwicowac sie tymi p**** czestoskurczami. Oczywiscie bede musiala to jeszcze bardzo dobrze przemyslec, doksztalcic sie itp. Wiem, ze lekarz, ktory robil mi ablacje, jest odpowiedzialny, i jesli bedzie niebezpiecznie, to wtedy przerwie zabieg. Wtedy trudno - bede brala leki i tyle. Wiem, ze jest tez inna metoda - krioablacja (czyli zamiast ciepla, uzywanie zimna), ale przyznaje, ze nie wiem czy u nas juz sie to stosuje - doksztalce sie na ten temat. Jezeli ktokolwiek z Was mial juz zabieg robiony Carto lub LocaLisa, to bardzo prosze o kontakt. No wiec to chyba tyle mojego opisu. Dzieki ze o mnie pamietaliscie w czasie mojej nieobecnosci :) pozdrawiam cieplo i elektryzujaco z glebi mojego podpieczonego, malego serduszka ;) k.
Odnośnik do komentarza
Kika - wzruszyłam się potwornie.... nie wiem czy powinnam martwić się, że zabieg nie dokończony, czy może cieszyć, że lekarze byli prawdziwymi fachowcami i nie ryzykowali tzn nie narazili Cię na ewentualne konsekwencje prowadzenia zabiegu dalej.... Monia chyba miała Carto... nie wiem co zrobiłabym na Twoim miejscu..... Narazie wracaj do pełni sił, masz czas na zastanowienie.
Odnośnik do komentarza
Nie,ja miałam ablację metodą klasyczną.W razie niepowodzenia miałam mieć metodą CARTO,ale póki co nie nadaję się do powtórnej ablacji z uwagi na to,że nie mam częstoskurczów,a czasem zwykłe przyspieszenie zatokowe np. z nerwów. Kika,dobrze,że lekarze nie ryzykowali.Na Twoim miejscu chyba zaryzykowałabym i poddała się ablacji metodą CARTO.Jest o co walczyć,prawda? A póki co,to dochodź do siebie. Aga,jak samopoczucie? Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Hej Kika!!!! Byliśmy z żoną cały czas z Tobą, rozmawialiśmy o Tobie... Dzięki za dokładny opis całego zabiegu, mam nadzieję, że uspokoi troche moją drugą połowę...:) Strasznie żałujemy że Twój sqrczybyk jest tak umiejscowiony, nie wiem,co zrobiłbym na Twoim miejscu ale jak już raz to przeżyłaś, to pewnie zdecydujesz się raz jeszcze , lepsze to niż łykać tabletki do końca życia... A jeszcze jak lekarze zachowywali sie profesjonalnie, nie narażając Cię na niebezpieczeństwo, to tym bardziej przemawia za powtórką. Decyzja oczywiście należy do Ciebie! Mamy także do Cibie pytanie, gdzie miałaś robioną ablację (czy może w Ochojcu)a jeśli w Ochojcu to kto ją przeprowadzał? Czy lekarz prowadzący też jest z tego szpitala, i czy miałaś z nim jakiś kontakt? Pozdrawiamy
Odnośnik do komentarza
Czesc ludki, dzieki za cieple slowa :) Powiem Wam, ze jestem w naprawde dobrej kondycji psychicznej :)Najgorzej psychicnie czulam sie tuz po zabiegu, ale teraz czuje sie z kazdym dniem coraz lepiej. Nie mam sie co tak strasznie martwic, bo w sumie nie mam tak bardzo czesto tych sqrczybykow czyli czestoskurczy;))) Na oddziale kilka razy mialam tetno 130-140, i zawsze bylo to zwykle przyspieszenie rytmu zatokowego, a nie czestoskurcz (chociaz ja myslalam ze to czestoskurcz), i to bez betablokerow wtedy bylam. Wiec byc moze, ze czesc tych przypadkow, kiedy myslalam, ze to czestoskurcz, to bylo wlasnie zwykle przyspieszenie tego rytmu zatokowego i jednak Betaloc dobrze mnie przed tym swinstwem chroni. Holter wyszedl bardzo dobry, mialam tylko 2 dodatkowe pobudzenia przedsionkow, to jest tyle co nic, co u zdrowego czlowieka. Chociaz w czasie noszenia holtera wydawalo mi sie, ze mam setki zaburzen ;)))) Jak zwykle psychika musiala zrobic swoje. Ja mialam ablacje w Warszawie, na Spartanskiej - nie w Katowicach. Owszem, to prawda, ze lekarze wykazali sie duza odpowiedzialnoscia i nie ryzykowali dalej. Dlatego teraz im ufam, i jestem chyba zdecydowana na powtorke. Bo wiem, ze jak bedzie niebezpiecznie, to nie beda ryzykowac. Ten nowy system wdroza juz niedlugo, ale najpierw chca go dobrze poznac, nie brac sie od razu za trudne przypadki. Generalnie jest OK :) Wkrotce jade sobie na dzialke podreperowac sily. Drugiej ablacji chyba juz nie bede sie bala tak jak tej - ale sami widzicie (Ci, ktorzy dopiero maja miec), ze nie jest to takie straszne. Nie jest moze super przyjemne, ale naprawde do przezycia. Jezeli jest sie w rekach dobrego lekarza, to nie ma co bardzo sie bac. Oczywiscie trzeba miec swiadomosc, ze moze nie wyjsc, lub moga byc powiklania, ale na pewno nie nalezy przesadzac w zadna strone ;) k.
Odnośnik do komentarza
Heja Kika, jednak chwilke znalazlem. Moja rada. Nic na sile ! Jak dobrze wiesz 3 miesiace po ablacji sa newralgiczne. W tym czasie moze nawet nastapic wyleczenie poablacyjne. (choc to zalezy od organizmu i stopnia wypalenia) Nie spiesz sie z decyzja az tak. Zycie masz tylko jedno. Znalazlem dla Ciebie kontakt do Fundacji, gdzie przyjmuje prof Walczak - (022) 613 05 04. Zadzwon i umow sie. Konsultacja z nim nie oznacza wcale ablacji. On po prostu powie ci co trzeba zrobic. Jest czlowiekiem o najwiekszym doswiadczeniu w tym kraju. Nie rob nic w pospiechu! Serduszko ci sie uspokoi. Jest rozkolatane teraz po ablacji. Mozg jest troche wkurzony nowa sytuacja i stara sie dzialac po staremu, ale da rade z czasem. Jak mozna jednak przypuszczac gro pobudzen w twoim przypadku ma podloze nerwowe. Uspokoj nerwy. Ja z czasem nauczylem sie jak je (nerwy)trzymac na wodzy i choc chodze i zachowuje sie prawie jak jamajczyk na ganji, to ma to jak sie wydaje zbawienny wplyw na ilosc moich pobudzen.
Odnośnik do komentarza
Hej Artur! Masz racje, oczywiscie, ze nic nie bede robic na sile :) teraz mam pare dni zwolnienia i staram sie relaksowac, i powoli rozruszac. Wyjezdzam na dzialke, bo tam bardzo dobrze sie relaksuje. Zreszta termin, ktory mi proponuja, jest dopiero za okolo pol roku. Z decyzja sie nie spiesze, bo i tak mam sie z moim doktorem ablatorem kontaktowac dopiero w okolicach stycznia, i dopiero do tego czasu podejme decyzje. Dzieki za kontakt do fundacji. Na konsultacje do profesora Walczaka bardzo chce sie wybrac, bo po prostu chce pokazac moja historie choroby, porozmawiac, spytac co o tym sadzi. Wydaje mi sie najlepsza osoba, z ktora by mozna sie w takim temacie skonsultowac. Wiem, ze to nie oznacza od razu ablacji, zreszta w Aninie sa bardzo odlegle terminy na ablacje, no chyba ze to jakis bardzo pilny przypadek. Moj taki nie jest, bo mam czestoskurcze stosunkowo rzadko w porownaniu do niektorych osob z arytmiami. Bardzo prawdopodobne, ze wiele przypadkow moich przyspieszen tetnama podloze glownie nerwowe, i nie sa to czestoskurcze, chociaz ja to tak odbieram. Nerwy owszem, robia swoje. Wiem doskonale, ze gdy jestem wyluzowana i spokojna, to prawie wcale nie mam dodatkowcyh pobudzen. Owszem, trzeba nerwy uspokoic, chociaz to trudne, bo arytmia i nerwica czesto ida w parze, a ja mam na to podatna psychike. Ale sie nie dam, a figa ;))) Narazie jeszcze nie calkiem sobie z tym radze, ale wydaje mi sie, ze powoli zaczynam umiec naklaniac organizm do nie wpadania w panike przy byle pojedynczym pobudzeniu (w koncu juz ich troche w zyciu mialam i wiem doskonale, ze od tego sie nie umiera) i kierowania mysli na co innego. Poza tym bardzo podbudowal mnie wynik holtera, wyszedl nawet lepiej, niz ostatni z kwietnia (chociaz tamten tez byl bardzo dobry). Tylko 2 ekstrasystolie mi wyszly! I zadnych wiecej artefaktow! Tyle co nic. Jak mnie czasem nerw dopada, to sobie mysle o tym holterze ;) Oczywiscie, serce musi sie uspokoic po tym opiekaniu ;) U mnie jest z kazdym dniem coraz lepiej. Najgorzej wspominam drugi dzien po ablacji. Wtedy lomotalo mi z byle powodu, przy kazdym ruchu, nie moglam za duzo chodzic ani za duzo mowic. Pozniej bylo juz coraz lepiej z kazdym dniem. Bede dazyla do postawy Jamajczyka po ganji, to jest dobry pomysl :) U mnie stopien wyluzowania na 100% ma duzy wplyw na ilosc dodatkowyc pobudzen. Gdy jestem wyluzowana i mam takie pobudzenie, to jakos to przechodzi tuz obok mojej psychiki, wiecie co mam na mysli. Jak jestem zdenerwowana, to zaraz zaczynam skupiac na tym uwage, denerwowac sie i tych pobudzen jest wiecej. Jakie masz sposoby na uspokojenie nerwow? Oczywiscie zakladam, ze nie chodzi o sposoby farmakologiczne. Podziel sie prosze doswiadczeniami. Pozdrawiam i dzieki za info! k.
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich serdecznie :) Im więcej czytam wypowiedzi dotycząch ablacji, tym bardziej jestem pewna, że chyba jednak zrezygnuję z zabiegu. Termin mam wyznaczony na 11 października (wcześniejszy był na marzec - ale przesunęłam). Każda z osób poablacyjnych jest w jakiś sposób - mniejszy lub większy- niezadowolona (może Ci, którym się udało nawet tu nie zaglądają, bo sprawy sercowe mają już za sobą). Nie bardzo widzę się leżącą spokojnie(?) na stole z jakimiś ciałami obcymi płynącymi przez żyłę do serca...brrrrrr. (ja nawet nie biorę leków przepisanych mi przez ablatora - isoptin i metoprolol- bo nienawidzę by od czegokolwiek uzależniona, a biorąc propranolol jest się uzależnionym od tego chemicznego świństwa, więc co tu mówic o jakimś zabiegu). Jedynym lekarstwem stosowanym przeze mnie jest moja myśl - nie zamartwiam się non stop swoim pulsem, nie panikuję gdy mam ponad 100, myślę o ludziach, których dopadły większe nieszczęcia i stokroc gorsze choroby. Też się boję czasem (gł. przed wyjazdem z domu) nadejścia ataku, ale mój komfort psychiczny nie będzie jednak dla mnie motorem decydującym o tym, że zgodzę sie na zabieg. Moja choroba (a raczej uszczerbek) uległa w ostatnim czasie zmianie - niegdyś (ok 3 lata temu) miewałam częste ale krótkie (do 2 godz) ataki, teraz zaś mam 3 lub 4 rocznie ale długie(do 6 godz nawet). Jestem zaskoczona wypowiedziami niektórych osób, m.in. Twoimi Kiko - nie rozumiem jak można nie odróżnic normalnego rytmu zatokowego od częstoskurczu? Może są różne rodzaje częstoskurczu uzależnione od umiejscowienia wady (ja mam AVNRT lub AVNT). A poza tym powiedzcie mi jaki jest wpływ beta-blokerów na częstoskurcze (nie na kołatanie serca tylko na częstoskurcze)? Mam jeszcze jedno pytanie: jak często macie rocznie ataki? Acha i podaję źródło danych z mojej poprzedniej wypowiedzi (te straszne 0,5%): Kardiologia, pod red. T. Mandeckiego, 2000 r. Ogarniam ciepłą myślą serca każdej i każdego z Was :))
Odnośnik do komentarza
Mam jeszcze jedno pytanie :) jakie leki skutecznie i szybko przerywają atak? czy zażywacie w ogóle takie leki? Na mnie zadziałał jak dotychczas tylko raz podany dożylnie w szpitalu isoptin, poza tym nic. A w trakcie ataku macie dodatkowe dolegliwości? (ja jestem blada, mam zimne poty, nie mam siły i trochę mnie boli głowa). Dzięki za info :) Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Jago,ja jestem po ablacji i jestem zadowolona.Nieporównywalne jest samopoczucie przed zabiegiem do tego,jak się czuję teraz. Każdy ma inne podejście do siebie i swojej choroby,dlatego sama za siebie mówię,że gdybym kolejny raz miała się zdecydować (pomimo,że zabieg do przyjemności nie należy),to na pewno bym się zdecydowała. Jaką mam pewność,że przechodząc na pasach przez ulicę nie wjedzie we mnie jakiś samochód?Albo,czy jadąd samochodem dojadę do miejsca przeznaczenia?Takie samo ryzyko jest przy ablacji,a komfort fizyczny i psychiczny życia bez arytmii jest wart tego ryzyka,przynajmniej dla mnie. Z osoby smutnej,wiecznie się bojącej,po zabiegu stałam się uśmiechniętą i pełną życia i energii kobitką. Dla mnie tak samo jak dla Kiki,trudno jest odróżnić prawidłowy,ale przyspieszony rytm zatokowy od częstoskurczu.W końcu lekarzem nie jestem. Nawet ostatnio,kiedy miałam przy sobie CARDIOCALL nagrałam epizod myśląc,że to atak,a po odczycie okazało się,że to właśnie zwykłe przyspieszenie zatokowe spowodowane przewentylowaniem się na basenie.Najzwyklejszy brak kondycji. Jaga,nie przypominam sobie,żebym kiedykolwiek miała dłużej trwający częstoskurcz niż 3-5 minut. A co powodują beta blokery?Zmniejszają zapotrzebowanie serca na tlen przez co serce wolniej bije (z tego,co wiem). Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Jaga - nie wiem ile masz lat ale z tego co piszesz to mogłabym powiedzieć tak: Ja mam 35 lat, a czytając Twój wpis myślę, że jesteś teraz taka jak ja dawno temu. Od zawsze do dnia ataku. Nie przejmowałam się ponad miarę zdrowiem ale dlatego, że nie chciałam być uzależniona od choroby i uważałam, że jest to ułomność, a ja i tak dam radę przenosić góry. I tak właśnie było pomimo, że mam guzy na tarczycy, które co rok muszę kontrolować i jeszcze parę innych dolegliwości. Teraz dopiero wiem, że częstoskurcze miewałam często, ale tylko nabierałam większego tempa żeby nakręcić sprężynę. Wszystko do czasu tego dużego ataku. Dowiedziałam sie, że kolejnego mogę nie przeżyć. Każdy atak (tak silny) osłabia przecież serce ! Przyznam szczerze, że przeraziła mnie Twoja wypowiedź ! Są różne metody leczenia i lekarz daje Ci wybór leki czy zabieg, sugerując co dla Ciebie lepsze. Taki wybór należy do Ciebie ! Nie mogę pojąć jak osoba cierpiąca na dolegliwość jednak dość poważną - nie podejmuje przynajmniej leczenia farmakologicznego. Jeśli nie chcesz się leczyć, nie chcesz słuchać lekarzy i dbać o swój organizm to po jaką cholerę chodzisz to lekarzy, zapisujesz się na zabieg itp ? POMYŚL JAGA, ŻE TO RÓWNIEŻ PRZEZ TAKICH JAK TY - OSOBY NAPRAWDE POTRZEBUJĄCE I CHCĄCE SKORZYSTAĆ Z POMOC - CZEKAJĄ W KOLEJKACH DO SPACJALISTÓW. Myślę, że to nie jest odwaga tylko głupota. Zupełnie jak wyznawcy innej wiary, którzy niezgadzają się np. na transfuzję pomimo, że od tego zależy życie - obca krew nie ma prawa płynąć w ich żyłach ! Wybaczcie mi proszę za taki gniewny ton, ale znam przypadki kiedy osoby bardzo chore nie doczekały lub ich stan drastycznie się pogorszył, bo czekały na pomoc w długich kolejkach do lekarzy i na operację. Chciały i musiały się leczyć, ale .... Jeśli natomiast chodzi o Ciebie Jaga - zastanów się jak cenne jest zdrowie i nie traktuj ataku częstoskurczu jak kichnięcie po którym wystarczy powiedzieć na zdrowie. Zanim wyrzucisz leki przepisane przez lekarza upewnij się jakie to może mieć konsekwencje dla Ciebie. Ale nie konsekwencje za tydzień czy za miesiąc, ale gdy będziesz patrzeć jak dorastają Twoje dziecie i wnuki. Pół roku temu twierdziłam, że jestem nie do zdarcia i na starość będę z wnukami jeździć w góry, a teraz wiem, że słowa nie wystaczą. Dziś twierdzę, że będę z wnukami łazić po górach, bo zadbam o swoje zdrowie aby to było możliwe.
Odnośnik do komentarza
Witam. Przyznaję, że po przeczytaniu wpisu Agnieszki przez cały dzień chodziłam jak struta. Czułam się jak głupia małolata. Masz rację Agnieszko, że teraz zajmuję miejsce w kolejce, zupełnie nie patrzyłam na to wszystko z tej strony. (Ale jednemu muszę zaprzeczyc: moje wizyty u kardiologów i konsultacja u ablatora nie były zajmowaniem miejsca - chciałam się dowiedziec co mi dolega). Dostałam od Ciebie porządnego klapsa. Ale w jednym się zagalopowałaś Agnieszka - moje postępowanie nie wynika z głupoty, nie jest także przejawem odwagi (nigdy tak nie twierdziłam), ja się po prostu BARDZO BOJĘ. Boję się zarówno samego zabiegu jak również działania ubocznego leków. I zapisując sie dna zabieg wciąż mam nadzieję, że tym razem będę miec odwagę żeby w wyznaczonym terminie jechac do szpitala. Niestety nie mam przy sobie osób, które mogłyby mnie w jakiś sposób wspierac i dodawac otuchy. Nie chciałam, żeby to wszystko zabrzmiało jak użalanie się nad sobą. (mam 25 lat - to tak na marginesie) Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Jaga - nie chciałam zaatakować konkretnie Ciebie (tak prywatnie i osobiście). Jeśli poczułaś się urażona to bardzo przepraszam. Starałam się uogólnić, podpierając się przykładem ale nie po to by Cię uderzyć. Coś mi się zdaje, że rozumiem Cię lepij niż myślisz. Być może egoistycznie uważam się za mądrzejszą w tym temacie, bo mam to za sobą. Moich rodziców też nie było przy mnie ani przed, ani w czasie, ani po zabiegu. Moja mam tylko czasem dzwoniła, ale odwiedziła mnie dopiero miesiąc po zabiegu. Nie pisz bzdur, że zajmujesz forum, bo gdybyś była histeryczną małolatą - dostałabyś jeszcze po tyłku (tak w ramach wsparcia), a skoro jesteś zagubiona i wystraszona - to tu znajdziesz pomoc i wsparcie. Jeśli tylko masz ochotę - napisz do mnie - maila. Będzie Ci lżej i raźniej.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×