Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Strach przed śmiercią i chorobami


Gość aga1608

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim. czytam wasze wątki już od dłuższego czasu, i muszę przyznać, że nieraz *ratowały* mnie przed zatraceniem się w sobie - jeśli tak można napisać. Przeczytałam wiele u was o nerwicy i dopiero to pozwoliło mi zyskać jakiś obraz własnych lęków. Co prawda ja należę do osób raczej dość otwartych, ale i mnie to cholerne choróbsko dopadło. Ja mam obsesję na punkcie zdrowia własnego i mojej rodziny. I tak kilka lat temu moje tętno przekroczyło 150uderzeń na minutę. Potem kardiolog i prochy, które miały mi pomóc i rzeczywiście pomogły.Ale napady wysokiego tętna i ciśnienia zaczęły się powtarzać, raz częściej, raz rzadziej. Praca przestała cieszyć, nawet zakupy ciuchów przestały przynosić frajdę. I tak sobie brałam te prochy za 2 lata. Potem trafiłam na innego kardiologa. Ten po obejrzeniu wszystkich wyników, a było ich już trochę, stwierdził, że wszystkie leki należy odstawić, bo serducho zdrowe. No tak odstawić może i można by było ale moja psycha na to nie pozwoliła. Na samą myśl o odstawieniu serce wariowało, ciśnienie i tętno było nie do wyregulowania, więc pan doktorek stwierdził, że może mniejszym złem będzie jednak branie tych proszków ,które brałam do tej pory.I tak metodą prób i błędów leczyłam się sama, a to persenem, a to czymś innym ziołowym. W końcu lekarz rodzinny przepisał mi xanax, tylko zapomniał uprzedzić, że to uzależnia. No ale w międzyczasie był jeszcze psychiatra, który poza przepisaniem propanonolu i lerivonu nic kompletnie nie pomógł ( tylko mój portfel jakiś lżejszy się zrobił). A kazał odstawić proszki od serca i xanax po którym czułam się dobrze. No ale wiosną tego roku wiadomość o ciąży sama zdecydowała za mnie o odstawieniu wszystkiego. Strasznie się bałam żyć bez tych prochów, tym bardziej że moje tętno było skoczne i jak dla mnie za wysokie. No ale niestety ciąza obumarła w 12 tygodniu. Jedyną dobrą rzeczą pozostałą po ciąży jest to że do dzisiaj nie biorę żadnych leków, to już3 miesiące i jestem z tego dumna. Mam skoki ciśnienia i tętna, a wtedy dostają małpiego rozumu ( panika ogarnia mnie całkowicie). Latam wówczas z ciśnieniomierzem jak głupia. Dusi mnie w klatce, mam wrażenie że zaraz będę miała zawał czuję się koszmarnie ( nikomu takiego uczucia nie życzę). to jest dosłownie masakra, wyć się człowiekowi chce. A te cholerne doktory po zrobieniu ekg mówią, że tu nic nie widać, że wszystko jest ok.Nikt mnie nie rozumie, a ja się tak panicznie wtedy boję, że umrę. I to jest najgorsze. Wiem, że sama się wtedy napedzam i że kółko wówczas się zamyka. Ale jak już zacznę się żle czuc to mam wrażenie że mój organizm razem z mózgiem zmienia tor i przestaje mnie słuchać. Jest panem a ja mam się męczyć. I tak mnie właśnie dzisiaj dopadło. Siedzę i pisząc próbuję się uspokoić. Może to forum okaże się dla mnie lekiem na całe zło. Wiem nie mam takich objawów jak większośc z was. Moje są jakieś inne, obsesyjnie boją się o zdrowie. Nie przeszkadzają mi ludzie, nie boję się do nich wychodzić, no może czasami powiesiłabym kartkę dzisiaj nie przyjmuję gości. Ja się boję o swoje serducho. Mam przecież dla kogo żyć. Córcia kończy w czwartek 7 lat. a jest od 2 tygodni chora na zapalenie płuc. Może to mnie też tak dołuje. Sama nie wiem. Kończę te długie bardzo wywody. Dobranoc wszystkim. Dzięki, że można tu wylać swoje obawy i żale. Jesteście potrzebni wielu ludziom, i pewnie wielu nie zalogowanych, ze strachu lub wstydu, was czyta - tak było ze mną. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Witaj Ago. Zapraszam Cie na wątek *Z nerwicy sie wychodzi*, moze znajdziesz tam informacje, które Ci podpowiedza , jak mozesz sobie pomóc. Jeśli chodzi o Twój lek przed smiercia ( który lezy u podłoża wszystkich innych leków) w jednej z książek N.D.Walscha (autora *Rozmów z Bogiem*, *Przyjaźni z Bogiem*-których przeczytanie polecam tym, którzy chca nauczyc sie radosci Życia), była taka rozmowa pomiedzy autorem z amerykańska lekarką, która towarzyszyła osobom umierającym( autorką ksiązek dot.przezyc smierci klinicznej). Kiedy N.D.Walsch powiedział jej, ze musi wykonywac swoja prace, której nie lubi, zeby jego rodzina i on mieli za co zyc, lekarka powiedziała mu cos w tym stylu : TY JUZ NIE ZYJESZ( im bardziej chcemy zachowac Życie, tym mniej zyjemy, tym mniej ryzykujemy, mniej doswiadczamy, bardziej wszystkiego unikamy i powstaje błędne koło, a Życie ucieka). I wtedy N.D.Walsch zapragnął ŻYĆ NAPRAWDE.Zmienił prace, zreformował swoje Życie , nauczył sie ufac Bogu i wierzyc w swoje mozliwości.Mnie tez w ogromnym stopniu jego książki (oraz te związane z Życiem po smierci(i o doswiadczeniach smierci klinicznej) pomogły odmienic moje Życie.W ogromnym stopniu dzieki nim oswoiłam lęk przed smiercia (oraz wiele innych leków, ), nauczyłam sie odróżniac co jest wazne, a co jest pierdołą i staram sie nie marnowac Życia.Mam nadzieje, ze i Ty znajdziesz swój sposób na Życie, z którego bedziesz zadowolona.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×