Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Sam sobie musisz powóc, by wygrać walkę z nerwicą


Gość Agnieszka72

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Agnieszka72
Poczytalam sobie troche i postanowilam napisac. Nie bedzie to ku pokrzepieniu serc ale zeby ustawic do pionu. Mam 38 lat i nerwice od 16 lat. Objawy: arytmia, przyspieszenie zatokowe do 192, dusznosci, zawroty glowy i agorafobia. Nie czuje sie stara ani sterana. Nie wygralam walki z choroba ale tez nie przegralam zycia. Posluchajcie:gdy zaczela sie choroba mialam 22 lata, bylam na drugim roku studiow. Z dnia na dzien. Zemdlalam na przystanku autobusowym, ktos zawiozl mnie na pogotowie. Mialam niskie cisnienie. Cos mi dali. Wrocilam do domu. Nastepnego dnia balam sie wychodzic sama. Powoli dolaczaly sie inne objawy jak strach, lek, szybie bicie serca a na koncu dodatkowe skurcze. Jestem osoba bardzo uparta i umierajac jezdzilam na uczelnie, dawalam korki, pracowalam w radiu i w liceum na pol etatu. Robilam to wszystko umierajac. CZesto z autobusu szlam na pogotowie albo do szpitala. Tlumy lekarzy, badan. W koncu zaczelam unikac sytuacji, w ktorych pojawial sie lek. I tak sama wytwarzalam zamkniete kola. I teraz moje rady: 1. Psychoterapia ok jest wazna ale bardzo starannie nalezy dobrac lekarza. Nie polecam psychoanalizy ale cos bardziej behawioralnego. Musisz nauczyc sie pokonywac lek i zyc z nim 2. Z nerwicy lekowej wychodzi okolo 8 % wiec nie oszukujcie sie, ze zniknie. Trzeba z nia zyc jak sie da. 3. Leki na jednych dzialaja na innych nie. Moja kolezanka wyszla na seroxacie. Na mnie dzialal tylko xanax.Jednak wezcie pod uwage, ze leki te roznie dzialaja na osoby i czasem ciezko je brac. Np cipramil - gwiazdka z nieba, nie uzaleznia, nie ma objawow ubocznych na mnie podzialal tak, ze w nocy serce rozpedzilo sie do 240 a moja psychiatra nie odbierala telefonu. Wazne skad macie lekarza. 4.Jesli zdarzy ci sie dostac ataku paniki w supermarkecie czy w kinie i nawet uciekniesz to nastepnego dnia wroc i jeszcze raz i jeszcze raz i postaraj sie osmieszyc ten lek. Ja np w hipermarkecie wyobrazalam sobie, ze na pewno umre i to przy stoisku z rybami i wszyscy beda sie na mnie gapic. I byla to wizja smieszna i pomagalo. Zawsze w nerwicy unika sie miejsc o r¡trudnej ewakuacji jak kino, teatr, samolot, autobus, kolekja do kasy. 5. Zrob raz badania, wybierz jednego zaufanego lekarza i nie chodz od jednego do drugiego bo to nie ma sensu.Wpedzasz sie sam w chorobe. 6. Nie wsluchuj sie w swoje cialo, to jest trudne ale staraj sie ignorowac skurcze, arytmie, dusznosci. Przeciez nigdy nie umarles wiec to nie jest smiertelne.I wyrzuc swoj aparat do cisnienia. 7.Nie oskarzaj sie, ze nie mozesz isc tu czy tam. To nie pomaga. 8. Nie wyzalaj sie non stop do znajomych bo oni i tak maja dosc swoich klopotow i cie nie zrozumieja. Zasygnalizuj raz co sie dzieje, ze masz problem. Nie oczekuj ze wszyscy beda sie domyslac czego od nich oczekujesz. Jesli potzrebujesz pomocy to popros i powiedz w czym. 9.Nie mow musze tylko chce i dam rade. 10.Unikaj tego co powoduje stres jak mocna kawa, wino, duzo czekolady itd. 11. Cwicz bo tak wzmacniasz serce. No dobra to teraz o mnie. Ja caly czas sie boje. Ale juz zostaje sama w domu, chodze z kims po sklepach, do kina. Latam samolotem bez xanaxu. Ostatni wzielam 5 lat temu. Zaszlam w ciaze i przetrwalam ja. Mam trzyletnia corke. Chodze z nia na spacery, potrafie sama jechac autem tak patre kilometrow. Moze nie jest to szczyt marzen ale kiedys nie moglam zostac sama na 15 minut. Chodze z mezem po dolinkach nie po gorach ale to juz cos.Jak jestem u dentysty to mowie, ze mam napady paniki i gdyby cos to musze wstac lub rozmawiac i w ten sposob nie czuje sie zmuszona walczyc na sile. Nie wiem czy to wam w czyms pomoze ale zasada jest jedna: NIKT CI NIE POMOZE JESLI SAM SOBIE NIE POMOZESZ- Okropne ale prawdziwe. Mi nie pomoglo 6 lat psychoterapii, tony lekow. Nic. Musialam zaakceptowac to i zaczac zyc. Nie rozczulam sie nad soba, nie wkurzam sie na innych, nie robie z siebie meczennicy. Dbam o siebie, nie snuje sie w szlafroku po domu. Jak nie dam rady isc na dlugi spacer to pojde na krotki. I pamietajcie nie umiera sie tak latwo. Pozdrawiam PS. Biore jedynie sectral na serce w najmniejszej dawce, czasem potas magnez i mam przy sobie xanax ale go nie biore.
Odnośnik do komentarza
Super z Ciebie kobietka:) pozdrawiam bardzo goraco wyznaje te same zasady i jakos właśnie funkcjonuje:) dzieki własnie takim zasadom:) w nwrwicy urodziłam i wychowuje 3 dzieci prowadze firme i robie wszystko zeby było lepiej.Z nerwica zyje 22 lata czyli połowe swojego zycia i wiem ze mozna tylko trzeba chcieć.Pozdraawiam
Odnośnik do komentarza
Agnieszka 72 dobrze ,że napisałaś bo ja mam 57 lat i tez ,,całe życie,, mam jakieś dolegliwości sercowe a to jest nerwica i też się nie przejmuję a lek niosę zawsze przy sobie(relanium) i od 20 lat nie biorę żadnych leków i normalnie funkcjonuję ,jestem na emeryturze ale do 55 lat pracowałam bez uszczerbku na wykonywanej pracy. Na nerwicę się nie umiera i ja przy każdym złym samopoczuciu to sobie mówię i dalej próbuję żyć normalnie.
Odnośnik do komentarza
Agnieszko ! dzięki Ci za to co napisałaś wiele razy czułam się tak samo jak TY - od wielu lat nosze w torebce lek , który może raz wzięłam ...ale nie umiem oswoić swoich lęków - jestem w trochę innej sytuacji (jestem po zawale ) pozdr E.
Odnośnik do komentarza
Hej Agnieszko72. Podziwiam i popieram w 100%. Ja walczę dopiero od kilku m-cy, ale stosuję te same metody: ćwiczę, umieram - ale chodzę do pracy, odbieram telefony, nie zadręczam znajomych /i tak nikt, kto tego nie przeżył, nie rozumie/, staram się wynajdywać sobie zajęcia, żeby nie skupiać się na swojej nerwicy *oddechowej*, której dostałam po neuralgii międzyżebrowej i prawdopodobnie pewnych lekach gastrologicznych. Mam problem z nabraniem głębszego oddechu, potworne bóle pleców i lęki, że jak przestanę myśleć obsesyjnie o oddychaniu, to przestanę oddychać, co wydaje się o tyle idiotyczne, że w nocy zasypiam i rano jakoś się budzę w miarę żywa :))). Brałam leki, które nie tylko nie pomogły, ale pogorszyły sprawę, byłam u psychologa - po 2-giej wizycie wylądowałam na ostrym dyżurze z atakiem duszności, więc dałam spokój. Teraz biorę czasem tylko leki ziołowe na uspokojenie /staram się jak najdłużej wytrzymać bez/ + magnez. Przestałam biegać od jednego lekarza do drugiego, staram się zaciskać zęby i ignorować okropne objawy, staram się wtedy wyciszać i czymś zająć, najlepiej jakąś czynnością fizyczną. Kiedy dzwoni koleżanka żeby wyciągnąć mnie gdzieś, umieram, ale zbieram siły i wychodzę. Ja też miałam tygodnie, że moja mama była ze mną cały czas, bo bałam się sama zasypiać i sama zostawać w domu. Nie cierpię supermarketów i umieram jadąc autobusem, ale znów - zaciskam zęby i robię zakupy, dojeżdżam do domu. Ciśnieniomierza tylko nie wyrzuciłam, bo pomaga mi, jak mam większy napad połączony z kołataniem serca, to sobie mierzę i przeważnie wynik wychodzi idealnie :))) a to trochę uspokaja. Nie oszukujmy się, nie jest dobrze, umieram codziennie na nowo. Ale Twój wpis pociesza mnie, że idę w dobrym kierunku. Pozdrawiam ciepło, też Agnieszka :)
Odnośnik do komentarza
Gość jadwigaszpaczynska
Witaj Agusia. Juz nieraz podawałam namiary na historie osoby, kóra wyleczyła sie z nerwicy lekowej.Poniewaz jest w niej fragment identyczny z tym, co piszesz o tym momencie po przebudzeniu, przytocze Ci jako pewnego rodzaju wskazówke. Poza tym przytocze fragment , w którym autor wyjasnił, ze dopiero, gdy w sobie , wewnętrznie *zgodził sie na smierc, pogodził sie jakby z tym faktem, ze kiedys trzeba umrzec*, przestał bać sie smierci. Rozumiem go dobrze, gdzyz ja tez oprócz choroby nowotworowej miałam kilka innych momentów dzieki którym musiałam zmierzyc sie z mysla o śmierci,( poczytac sobie o niej to, co konieczne( a to mi tez pomogło poradzic sobie z nerwica , na mój własny sposób. Wieczorem w restauracji poczułem się źle. Strach, mrok, złe myśli, nierealność. Pot na czole. Niesamowita potrzeba ucieczki. To nie był przejściowy atak. To było JAK MROCZNA CHMURA która zasłoniła moje życie. Wróciliśmy do hotelu. Skulony leżałem w tej grozie. Po pewnym czasie zasnąłem. Gdy rano obudziłem się WSTAŁEM NORMALNIE, JAK GDYBY NIGDY NIC . Dopiero po kilku chwilach przyszły wydarzenia z poprzedniego dnia i mrok znowu zalał mój świat. Tak zresztą miałem przez całą chorobę. PRZEZ MIKROSEKUNDĘ PO OBUDZENIU czułem się normalnie. POTEM PRZYCHODZIŁA PAMIĘĆ .. To siedziało w moich myślach. Nerwica jest na prawdę chorobą umysłową. To nasza pamięć i myślenie ZABURZA CHEMIE MÓZGU.. Nie odwrotnie jak przy schizofrenii. SAMI SIE NAKRECAMY WLASNYMI MYSLAMI. TA MIKROSEKUNDA NORMALNOŚCI po obudzeniu zawsze była dla mnie na to dowodem i nadzieją jednocześnie.( ja od siebie moge dodać taka rade.Zaraz po obudzeniu, gdy przypomni nam o sobie lęk nalezy NATYCHMIAST ZACZĄĆ STOSOWAĆ JAKĄŚ AFIRMACJĘ, AUTOSUGESTIE (na moim watku *Lęk jest naszym przyjacielem* napisałam, co ja stosowałam, bo zanim lęk sie rozkreci mamy szansę w ten sposób go zastopowac.A poniewaz PRAKTYKA CZYNI MISTRZA, więc po jakims czasie TAKIE ZACHOWANIE STANIE SIĘ NASZYM NAWYKIEM. Jedna z takich afirmacji, która szczególnie lubiłam stosować leci tak: Jestem taka wdzieczna i szczęśliwa ,Panie, Miłość w swoim sercu czuje nieustannie ( bo Miłość jest największa siłą uzdrawiajaca).Mozna stworzyć swoja afirmacje, mozna BLOGOSŁAWOIC LĘK.( jak to robic tez napisałam) Pamiętam, że gdy zrobiłem EKG, pielęgniarka, gdy zaraz dopytałem się o wynik powiedziała ironicznie: *you won’t die yet*( pan jeszcze nie umiera-mój przypisek). To było całkiem grubiańskie z jej strony, ale dotarło do mnie, ŻE JEST JAKAŚ FUNDAMENTALNA ROZBIEŻNOŚĆ między moimi uczuciami, a STANEM POSTRZEGANYM PRZEZ OTOCZENIE. Fizycznie choć znacznie schudłem, to jednak byłem w dość dobrej formie. To był chyba moment, KIEDY OSTATECZNIE ZDECYDOWALEM SIĘ WALCZYĆ. Nie wiem jak to napisać , ALE ZAAKCEPTOWALEM WŁASNA ŚMIERC.. Gdzieś w warstwie rozumowej było to ziarno prawdy, że nie umrę BO OBIEKTYWNIE, FIZYCZNIE JESTEM ZDROWY co potwierdziły wszystkie badania. To w niczym nie zmieniało faktu stanu uczuciowego i dramatyczności tego postanowienia. To zupełnie nie da się opisać bo to nie rozgrywało się w warstwie logicznej, ale racjonalizowałem sobie to mniej więcej tak: WSZYSCY MUSZĄ UMRZEĆ. Śmierć jest nieodłącznym elementem życia. Tylu ludzi umarło przede mną i ja też umrę i to bez względu na to czy wyzdrowieje czy nie. Kwestia tylko kiedy. Wierzę w Boga więc jest on moją nadzieją. Może w ogóle nie ma czego się bać. Może to tylko brama do lepszego życia). Jeśli jednak Boga nie ma (jak widać zabezpieczałem się na wszystkie okazje) to niech będzie mi bliską myśl Epikura: *Póki żyjemy śmierci nie ma. Gdyśmy umarli nas nie ma* – śmierć jest więc iluzją, naszym wyobrażeniem. Bez względu na religijność TA MYŚL BYLA NIEZWYKLE WAŻNA W MOJEJ TERAPII bo uświadomiła mi, że MOJA CHOROBA ROZGRYWA SIE TYLKO W SFERZE UCZUĆ. Że strach, oszołomienie, nierealność, mroczność, wrażenie przebudzenia i cała gama innych to moje uczucia, które sam produkuję. Nie jakiś stan zewnętrzny, obiektywny. Te uczucia dopiero wtórnie produkują zmiany somatyczne: bicie serca, pot, rozszerzenie źrenic, odpływ krwi z kończyn (wszystkie te akurat typowe dla działania adrenaliny, którą nasz autonomiczny układ nerwowy uwalnia z nadnerczy). Jakkolwiek to teraz brzmi to ZAAKCEPTOWALEM SWOJA SMIERĆ.. W tym sensie umarłem i urodziłem się na nowo( ja też musiałam zmierzyc sie z mozliwoscia śmierci, gdy zachorowałam na raka, a takze było kilka takich momentów w moim zyciu, gdy byłam tego bliska.Dopiero, gdy zaczęłam OSWAJAĆ ŚMIERĆ, przez czytanie odpowiedniej literatury i rozmyślanie o niej, mój strach przed smiercia z NIENORMALNEGO , stał sie NORMALNY-mój przypisek). Szczęściem wśród zamówionych książek było *Peace from nervous suffering* napisane przez Claire Weekes–lekarkę, która sama pokonała nerwicę. Zdroworozsądkowa psychoterapia – mieszanka zrozumienia istoty nerwicy, zajęć zmierzających do zmniejszenia napięcia i terapii behawioralnej. Tej książce wiele zawdzięczam. Nie tyle poprawę bo to już i tak następowało, ile PÓŹNIEJSZE CAŁKOWITE WYZDROWIENIE. Gdy piszę całkowite to nie mam na myśli tylko braku objawów. Raczej to, ŻE NIE MUSZĘ SIE BAĆ* ŻE CHOROBA KIEDYŚ WRÓCI , bo wiem, że w istocie nie jest to w ogóle choroba (w sensie biologicznym), tylko stan w którym się znalazłem z powodu pewnych okoliczności (oraz wrodzonych skłonności) i który sam podsycałem. ( zgadzam sie w tej kwestii z autorem.Gdy osiagnęłam pewien poziom zrozumienia NERWICY, czym jest i jak powstaje, przestałam sie jej bać.ZROZUMIENIE ROZPRASZA CHORY LĘK-mój przypisek) AKCEPTUJ STRACH I JEGO OBJAWY! Racjonalizuj tak: Podlegam tym wszystkim uczuciom i objawom. CZUJĘ POTRZEBĘ UCIECZKI , drżą mi nogi, wali serce, pocę się itd.. Nic na to nie mogę świadomie poradzić. Mój organizm jest uwrażliwiony na zagrożenie i tak po prostu reaguje. Nic złego się z tego powodu nie stanie, nawet jeśli czuję się fatalnie. POSTARAM SIĘ IGNOROWAĆ TE OBJAWY tak długo jak będę mógł. Pójdę jeszcze parę kroków dalej, poczekam dłużej, pojadę jeszcze jeden przystanek itp. Jak już nie będę mógł tego znosić to SAM ZDECYDUJE, że wracam do mojej strefy bezpieczeństwa (ewentualnie zażyje lek jak to było w moim przypadku). Tu mamy szansę na pozytywną tym razem pętlę sprzężenia. Im dłużej/dalej WYTRZYMAMY Z TYMI NASZYMI OBJAWAMIi i uczuciami tym większą będziemy mieli satysfakcję z siebie i poprawę samopoczucia na koniec. To daje siłę by iść do przodu. Akceptuj uczucia strachu, a z czasem będą one coraz słabsze (szybciej niż myślisz). Ignorując je PRZERYWASZ PĘTLE STRACHU. Problem ze snem to kolejny temat. Nie mogłem spać. Mój brak snu narósł do katastrofalnych rozmiarów. Wpadałem w krótkie drzemki w ciągu dnia z wycieńczenia. W nocy nie mogłem spać, zasypiałem na godzinę, dwie nad ranem. Jeszcze miesiące później gdy czułem się dużo lepiej musiałem czasem w przerwie w pracy zamiast na lunch iść do auta, żeby choć trochę się zdrzemnąć po przeleżanej bezsennie nocy. Były momenty, gdy wydawało mi się, że nigdy z tego nie wyjdę i całkiem zwariuję. Gdzieś wewnątrz była jednak we mnie nadzieja. DEPRESJA BYŁA JEDNAK WTÓRNA i jakby obiektywna w związku ze stanem napięcia w którym byłem. Pozdrawiam i mam nadzieje, ze te fragmenty naprawde poomoga Wam zrozumiec, ze NERWICA JEST ZJAWISKIEM ULECZALNYM, ale trzeba sie nad tym napracowac.
Odnośnik do komentarza
Agnieszko72 i inni drodzy forumowicze. Ja swoją *przygodę* z nerwicą tak na dobre zacząłem jakiś miesiąc temu, pisze na dobre gdyż jak się okazuje choroba zaatakowała mnie jakieś 7 lat temu. Byliśmy z żona i przyjaciółką w kinie ( Niezniszczalny z B. Wilisem ) pod koniec filmu dostałem ataku paniki i duszności, nie pamiętam co pierwsze ale z kina musiałem wyjść. Odsapnąłem wróciłem na salę i po 5 minutach musiałem znów uciekać, ledwie dojechałem do domu umierałem 2 dni ;). I oczywiście lekarz badania itp itd. Duszności oczywiście raz były raz nie, po kardiologu trafiłem do pulmunologa, dostałem jakieś lekarstwa bo 1 spirometria nie wyszła dobrze, robiona akurat była w kiepskim dniu, po 3 miesiącach poprawa znaczna, po następnych jeszcze lepsza, jak stwierdził lekarz wyniki takie jak bym miał kilkanaście lat mniej i trenował. Międzyczasie objawy ustąpiły, wszystko wróciło do normy, żadnych objawów aż do ubiegłego roku, wtedy to zaczęły się pobudki w nocy z walącym sercem, albo z uczuciem braku powietrza, czasem jakiś lęk nie wiadomo skąd i po co. Ale to raczej incydenty, więc ignorowałem, a bo stres a bo papierosy itd. Ale jak mnie sponiewierało przed miesiącem to już na samo wspomnienie sie słabo robi. I tak poniewiera teraz co rusz, oczywiście lekarze odwiedzeni - badania w normie A no i miałem o czym innym a znów o sobie :)) Jak napisała Agnieszka około 8% wychodzi, mało to optymistyczne, ale cóż niektórzy maja szczęście ;) więc może ktoś z nas się w tych 8 zmieści. I jedna jeszcze uwaga, a propo niezrozumienia przez innych, być może przez to wychodzi tylko 8% . Może powinniśmy się zorganizować wyjść poza forum ?? To taka luźna myśl, do puki jeszcze mam siłę walczyć. I jeszcze jedna myśl kim trzeba być żeby żerować na ludziach chorych ?? Taka dygresja do reklamy pewnej firmy Poznaj skuteczny sposób na nerwicę Pozbądź się jej z dietą LeenLife ech Pogodnych dni życzę
Odnośnik do komentarza
Gość Agnieszka72
Hej wszyscy, ja nie mysle o nerwicy w kategoriach czy sie wylecze czy nie. Uwazam, ze wyleczyc mozna grype czy angine. Nerwice nie. Te 8 % to ludzie, ktorzy nigdy wiecej nie mieli nawrotow. Nawrotow nie trzeba sie bac bo gdy wiesz juz co ci dolega, wiesz tez jaqk na to reagowac.Juz nie panika ale strachem a potem juz nie strachem ale jakims zniecheceniem na zasadzie o kurcze znowu to mam a potem juz przyzwyczajeniem. Oswojeniem. Lek nalezy oswoic. Zawsze mozemy miec lepsze i gorsze dni ale tak ma kazdy czlowiek. Powoli i do przodu. Najwazniejsze nie dac sie zdominowac przez lek. My jestesmy silniejsi od leku bo sami go tworzymy.Pozdrawiam z deszczowej Hiszpanii.
Odnośnik do komentarza
Jak to miło teraz być w Hiszpanii :). miłej zabawy i wypoczynku :). Co do zorganizowania się poza forum, to jestem za, póki jeszcze mam siłę wstać i coś ze sobą robić. Jak ktoś ma jakiś pomysł konkretny to niech napisze, może wspólnie wymyślimy coś fajnego. Może na początek napiszcie skąd jesteście, będzie łatwiej. Przy okazji, ja z Warszawy :) Co do żerowania na ludziach chorych, to niestety moje ostatnie doświadczenia wskazują, że jest to nagminne, zarówno przez lekarzy jak rozmaite firmy *farmaceutyczne*. Ileż to pieniędzy wydałam, zanim się zorientowałam, że 3/4 badań, na które mnie skierowano jest kompletnie bez sensu! A pani recepcjonistka w znanej przychodni prywatnej powiedziała mi tak oto *a co pani myśli!!! przecież my z tego żyjemy!!!*, ja na to *ale chyba nie chodzi o to, żeby pacjenta natychmiastowo wykończyć, bo wtedy wiele nie zarobicie, nieprawdaż???*, na co w odpowiedzi otrzymałam jedynie krzywy uśmieszek. Wszyscy przepisywali TONY leków, z czego co poniektóre wg ulotek, w ogóle nie powinny być razem brane /przepisane przez jednego lekarza!/. A już najbardziej się wkurzyłam kiedy skierowano mnie na biopsję tarczycy, bo podczas zabiegu lekarz stwierdził, że 2 maleńkie torbiele są tak małe, że w ogóle nie powinno się robić biopsji i właściwie niepotrzebnie mnie skierowano, bo od razu widać, że nic takiego, no ale było opłacone to zrobił. Pobrał 5 próbek materiału do badania zamiast 2, bo trudno było się wkłuć, za to co ja się wycierpiałam to dziękuję bardzo!. Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że nieeee, biopsja nic a nic nie boli - to ściema do kwadratu, boli jak cholera. Najzabawniejsze zaś było to, że odwiedzałam bardzo często pewną lecznicę i złożyłam wniosek o przyznanie zniżki. Karta zniżkowa miała przyjść najdalej po 2 tygodniach. Przyszła po 2 miesiącach, kiedy ograniczyłam już wizyty w tejże lecznicy do minimum :))). Aha, wczoraj odnotowałam maleńki sukces. Byłam u znajomych na urodzinach i wytrzymałam całe 6 godzin rozmawiając jak normalny człowiek :))). Pozdrawiam, Aga
Odnośnik do komentarza
Gość Agnieszka72
Hej, nie jestem tu na wakacjach. Ja niestety tu mieszkam i wcale nie jest cieplo tylko ciagle leje. Ile bym dala by wrocic do momentu podejmowania decyzji i pozostania w Polsce.A tak trafilam na faceta, na ktorego nie powinnam trafic i teraz jestem na zakrecie. Coz, ksiaze zamienil sie od razu w zabe. A tak normalnie to jestem z Warszawy. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Gość agusiaf31
Ojojoj, to fatalnie, a myślałam że miło wypoczywasz :(. Za to u Was szybciej będzie wiosna :)). A co do facetów transformujących w żaby, to cóż - ich stały numer :))))). A jak Ci tam źle i nic Cię tam nie trzyma - to wracaj do nas :). Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Gość Agnieszka72
HEJ, caly czas o tym mysle ale zobaczymy jak to sie wszystko potoczy.Tak sobie myslalam dzis o tej nerwicy bo moja kolezanka, ktorej tak dobrze szlo dwa dni temu dostala takiego ataku paniki, ze az przyjechalo pogotowie i chcialo ja defibrylowac. I nasuwa mi sie wniosek - jak to jest, ze ludzie z nerwica, tak dobrze znajacy swoja chorobe w momencie napadu zapominaja o tym, ze wiedza co to jest, ze nic im nie grozi i tak sie sami zapetlaja. Ja dzis miaslam napad dusznosci. Od kilku miesiecy nic takiego sie nie dzialo. I co zrobilam? Usiadlam i powiedzialam sobie- to nic, to przejdzie i napilam sie herbaty umierajac z barku tlenu. Ale wiedzialam, ze nie umieram i przeszlo.Trwalo 10 minut. I zyje.
Odnośnik do komentarza
Gość Agnieszka72
U mnie w miare. Chcialam tylko rzucic taki luzny temat - czy zauwazyliscie, ze majac nerwice staramy sie niby z nia walczyc ale tak naprawde przyswieca nam haslo: Wychodze z nerwicy od jutra sie biore za siebie. Potem budzisz sie widzisz haslo i myslisz ok od jutra bo dzis jestem zmeczony, skacze mi serce, kreci mi sie w glowie, nie dam rady ale od jutra na pewno. A przeciez nikt nie wymaga od ciebie bys od razu pokonal 20 km ale wyjdz chociaz za prog, idz dookola bloku itp. Male ale wazne kroczki
Odnośnik do komentarza
Witam Wszystkie Osoby. Zgadzam sie z Toba, Agnieszko. I na dowód tego, ze nie tylko Ty tak myslisz, przytocze słowa z postów dwóch osób, które pracują nad metodą 1000 kroków. Bardzo muszę się dystansować by jakąś harmonię utrzymywać, ale jeszcze byle co umie wyprowadzić mnie z równowagi i to jest w tym wszystkim najgorsze. Wiesz My nie jesteśmy słabe, nam się trochę zagmatwało w życiu i to jakoś musimy odkręcić. ---------------------------------- Wiecie tak sobie dzisiaj myslałam że żałuję że nie natrafiłam na to forum i tą metodę dwa lata temu.Teraz pewnie byłoby to już tylko wspomnieniem.Potrzebowałam dostać takiego kopa na rozpęd ,żeby wreszcie zacząć coś z tym robić i dostałam.Przez 3 tyg miałam straszny kryzys no bo musiałam zrobić te pierwsze kroki ,musiałam podejmować ryzyko i bić się z własnymi myslami ,teraz jest już znacznie lepiej ,wszystko zaczyna słabnąć kurde no postawiłam na swoim pokazałam francy że się jej nie boję,choć z tego powodu cierpiałam strasznie ,ona się mściła na każdym kroku ,ale widzę że teraz zaczyna odpuszczać bo już nie atakuje tak silnie i tak często.Chyba zaczyna coś docierać to tej mojej podświadomości. dziewczyny wiem że ten pierwszy krok jest najtrudniejszy tak jak w twoim przypadku Anulka ,ale jeżeli się go nie postawi to się będzie tkwiło w miejscu.To tak jak w piosence...najtrudniejszy pierwszy krok za nim innych zrobisz sto.....Nikt tego za nas nie zrobi ,czekamy na ten lepszy moment kiedy bedziemy silniejsze ,odporniejsze mniej wystraszone ,same siebie oklamujemy że jeszcze jestesmy za slabe na to.Wcale nie jestesmy ,jestesmy tylko wystraszone a pozbyc sie mozemy tego tylko wtedy jak sie temu przeciwstawimy i zaryzykujemy.A czekanie na to az samo przejdzie az przyjdzie wlasciwy moment jest chyba tylko strata czasu ,trzeba sobie powiedziec on teraz juz jest (chocby wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywaly inaczej) i zrobić ten kurde pierwszy krok. ------------------------------ wiem że się źle czujecie mnie też to dopada ale macie jak wół napisane że pierwszy 1-1,5 macie napisane że może być gorzej bo się francy do dupy dobieramy.Więc głowa do góry i mi się tu nie nakręcać tylko olewać to i robić swoje..Anulka na ile razy jak byłaś u lekarza to Ci powiedział że faktycznie coś Ci jest? Może sróbuj następnym razem wypić meliskę i wziąść ibuprom ,pogadać sobie z kimś ,poczekać aż przejdzie.Ja uważam że skoro lekarze nie wykryli u Ciebie żadnej choroby oprócz nerwicy ,to fakt że za każdym razem kiedy jedziesz do tego lekarza bo się źle czujesz nie jest dobrym rozwiązaniem.Sama się cały czas tym straszysz i utwierdzasz w tym że jednak może Ci coś być.Wpadasz w błędne koło sama sobie to nakręcasz.Następnym razem spróbuj inaczej ,zobacz to za każdym razem tylko twoje nerwy więc ,postaraj się je jakoś ogarnąć ,bo wydaje mi się że tym sposobem to nie pokażesz francy że się jej nie boisz ,ty jej cały czas pokazujesz że ona cię przeraża ,karmisz ją tym a ona rośnie. A ode mnie wierszyk WOLIMY SIE BAC, NIŻ Z LĘKIEM ZMIERZYĆ, NIŻ STAWIĆ MU CZOŁA I W SIEBIE UWIERZYĆ! Mam nadzieje, ze te informacje pomogą Wam coś ważnego zrozumieć.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witaj Jadwigo, Ja staram się co dzień robić kolejny krok do przodu, wsłuchuję się w swój oddech i mówię sobie, *Patrz, oddycha samo, nie umierasz, rano się budzisz wciąż żywa. Możesz skupić się na czymś innym, iść na zakupy, coś ugotować itd.* Jest lepiej niż na początku ale wciąż światełko pełga daleko w tunelu. Staram się nie tracić wiary, że kiedyś nadejdzie dzień, że obudzę się rano, nie będę o tym pamiętać, będę się dobrze czuła i świat wyda mi się piekny. Czego wszystkim życzę. Agnieszka, z tym *od jutra biorę się za siebie* to mam tak z odchudzaniem :))))). Jedzenie to u mnie reakcja na nerwicę i stres, takie komplusywne objadanie się napadowe. Ciężko jeszcze dodatkowo z tym walczyć. Może wiosną poczujemy się lepiej, oby w końcu nadeszła.
Odnośnik do komentarza
Gość Agnieszka72
Hej, u mnie czesto jest tak, ze nastawiam sie ze cos zrobie i wstaje rano i wymyslam - zle sie czuje, a to mam arytmie, a to jestem zmeczona i wlasnie to hamuje mozliwosc wyjscia z nerwicy. Dlatego jutro rano ide z corka na spacer i niech sie dzieje co chce. Trzymajcie sie
Odnośnik do komentarza

Współczuje wam wszystkim, też to przechodzę a mam tylko 20 lat (zaczęło się z 3 lata temu). Początki były straszne, potem uświadomiłem sobie czytając fora że to nerwica i moje chore urojenia. Nastał okres poprawy dość długi ale gdy tylko się zdenerwuje, stresujące sytuacje itp. to choroba wraca po dwóch tygodniach dość spotęgowana. Nie daj boże naoglądam się o stwardnieniu rozsianym albo rakach czy innych dość poważnych chorobach, i już na drugi dzień mnie bierze i tak się też stało. Mierze sobie tętno w nadgarstkach, szyi i zgięciu. Sprawdzam czy moje źrenice reagują na światło prawidłowo (czy się kurczą i rozszerzają), badam nawet równowagę i ciśnienie. Problemy oddechowe to standard, a przy obcinaniu włosów u fryzjera bądź znajomej odlatuje, nagle mam dziwne uczucie w głowie, zawsze po prawej stronie nad uchem i mam wrażenie że głowa zejdzie mi do parteru (tak jakby zawroty) ,źle się czuje już z myślą że muszę ściąć kudły. Od paru dni znowu mnie coś bierze, jestem otępiony (obawa że stracę świadomość, intelekt), ciężko mi się skoncentrować, czytanie idzie mi dość opornie muszę wracać do tekstu parę razy i ten plączący się język, wizja że z dnia na dzień ogłupieje i będę roślinką, kołatanie pikawy, obawa zaniku mięśni i utrata pamięci haha doprawdy idzie się zmoczyć ze śmiechu :P. Teraz jakoś sobie z tym radzę i mogę pozwolić na wyśmiewanie tychże objawów, rok temu byłoby to nie do pomyślenia. Nie biorę żadnych leków bo to nic nie pomoże a po co mi niepotrzebna chemia w organizmie. Staram się myśleć pozytywnie ale jedyny okres spokoju to wtedy gdy śpię :) Jest to najgorsza choroba jaką dotąd poznałem... Powoli dopada mnie agorafobia ale daje sobie z tym jakoś radę. W domu mamy dwa słodkie kociaki więc też jakoś to rekompensują hie hie. Miło wiedzieć że jest więcej takich schizoli jak ja :P

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×