Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Walka z nerwicą lękową i natręctwami myślowymi


Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich. Monik, podejdź do tej sytuacji jak do takiego wątku w internecie.Mozesz go otwierac, czytac i mozesz w ogóle w to nie wchodzić. Na czym skupiamy swoją uwagę to pomnażamy, dodajemy temu energii, moze się rozwijac. Odwracaj swoje myśli, uwagę od kroczenia ta ścieżką, zmieniaj na negatywne lub neutralne.Mów sobie coś w rodzaju : nie fantazjuj, nic o niej nie wiesz, ludzie często sa inni niż się wydają. Zbadaj skąd takie obawy sie w Tobie biora. Czy ktos Ci mówił, że ludziom się nie ufa, ze trzeba sią bac obcych itd. Zbadaj ( rozpisz na kartce) te swoje obawy, zeby dotrzec do przyczyny, bo jakaś musi być. Poza tym w dziale nerwica natręctw jest wątek Marciochy *Walka z nerwica natręctw myślowych* , na którym zamieścilam sporo naprawdę dobrych informacji, które moga być pomocne w radzeniu sobie z myślami natrętnymi. Moze znajdziesz tam jakies wskazówki dla siebie. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam Choruję na nn już chyba ładnych parę lat, jeszcze kilka lat temu nie miałam pojęcia, że jest taka choroba, jednak wtedy nie męczyła mnie ona aż tak bardzo, gdyż nie dotyczyła spraw i ludzi dla mnie najcenniejszych, a teraz jest inaczej i całkiem nie mogę sobie z tym poradzić. Teraz jest mało natrętnych czynności a więcej natrętnych myśli, które dotyczą mojego najukochańszego synka. To tak strasznie boli tak strasznie!Czuję się często jakbym była nikim, jakbym nie zasługiwała na nic, mam kochającego męża, cudownego synka, wspaniałych rodziców i teściów, mam ogromne szczęście jakiego nigdy nie zaznałam, a nie potrafię się tym cieszyć bo w centum są natrętne myśli! to tak bardzo boli, codziennie, coraz mocniej... byłam u psuchoterapeuty ale miałam wrażenie że jesteśmy z dwóch różnych światów. Leków jeszcze nie biorę bo karmię dziecko... kocham moje życie najbardziej na świecie i chcę żyć i być szczęśliwa dla moich najbliższych ale nie wiem jak to zrobić. bardzo proszę o rady...

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich Witaj *Jestemtu*. Z nerwicy nastręctw sie wychodzi. Na watku Marciochy *Walka z nerwica natręctw myślowych* w dziale nerwica natręctw zamieściłam niemal wszystkie informacje jakie dotad udało mi sie zebrac na temat radzenia sobie z tym rodzajem nerwicy. Ale musisz uzbroić się w cierpliwość, gdyz jest to jedna z trudniejszych do leczenia nerwic.Jesli czujesz, ze nie masz kontaktu z terapeutą, poszukaj innego i rob tak do czasu, az natrafisz na znającego się na tej odmiuanie nerwicy.Z tego co pisza różni ludzie, nie kazdy ma wystarczająca wiedzę. Miałam dwojke małych gdzieci, gdy do nerwicy lekowej dołaczyły natretne mysli.Wiem jak sie czujesz.Postaraj sie o jakis trening relaksacyjny na przyklad trening Schultza, mozna go sciągnąć z internetu, zapytaj sie terapeuty. Mnie pomogło praktykowanie medytacji, ale dobrze jest się nauczyc jej od kogoś kompetentnego.No i pozostaje wiedza z internetu i stosowanie w praktyce wskazówek, informacji , które Ci beda odpowiadac. Przeczytaj sobie tekst *Zachwaszczony umysł*( taki tytul wpisz w google), bo lek, natretne mysli siejemy w sobie sami, a gdy sie skumuluja jak taka fala powodziowa, zalewają nas.Mozesz wpisac w internet temat *Czym jest tzw.porwanie emocjonalne *oraz temat *Dwa mózgi*, znajdziesz tam informacje na temat jak dochodzi do tzw.zalewania nas emocjami, porywania nas przez nie.Na poczatek to tyle. Mam nadzieję, ze mając jakies sensowne informacje poczujesz twardszy grunt pod niogami i zaczniesz działąć ku zdrowieniu. No i koniecznie ALCEPTUJ TO CO JEST TERAZ, JAK SIE CZUJESZ< bo sami sie rozwalilismy i sami musimy się naprawić ( jak taki samochód , mozesz go oddać do mechanika i nic nie robić i mozesz też pogrzebac przy nim sama, zakładając, ze masz jakąś wiedze.Czyli psychoterapia i autoterapia.,Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Bardzo dziękuję za odpowiedź. naprawdę bardzo! Znów czuję się źle, za dużo analizuję i myślę o tym i zawsze upawniam się że jestem do niczego. Wiem że nie powinno sie analizować, ale czasem przyłapię się na analizowaniu tych myśli i wtedy już ciężko się od nich uwolnić choć na chwilę. Wszystko to takie błędne koło. Najbardziej męczy mnie to że treść moich myśli jest taka straszna! dla mnie straszna! bardzo przeszkadzają mi w codziennym życiu i przez to nie mogę się skupić na prostych czynnościach. W jaki sposób i jak długo trwało Pani leczenie? Jeśli można spytać co było tematem Pani natrętnych myśli? Jak dawała sobie Pani radę z dziećmi? Ja tak bardzo kocham swojego synka że często płaczę jak sobie nawet pomyślę jak bardzo go kocham. Czasami jest naprawdę ogromnie ciężko. Ciągły strach. Przeczytam wszystko to co Pani podesłała i jak tylko będzie taka możliwość to proszę abyśmy były jakoś w kontakcie. Dziękuję że Pani odpisała...

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich Witaj *Jestemtu*. Jeśli chodzi o rodzaj mysli natretnych, myslę, że miałam wszystkie, po kolei.Na stronie :moja-nerwica.republika.pl ( na pasku opowiesci pod WYZDROWIEC sa telsty *Straszne myśli* oraz *Poddaj swój skarb*. Myśle, ze dobrze byłoby, zebyś je przeczytała.Ten chaos, który panuje w naszych głowach sami stworzylismy.Musisz znaleźć sobie jakiś sposób na wyciszanie się choć na chwile, potem ten czas wydłużac.Z lekiem nie wygrasz , walcząc z nim.Musisz go poznac, oswoic.Musisz zrozumiec czego i dlaczego sie boisz.Nerwicowiec to zazwyczaj osoba niedojrzała emocjonalnie, nie przygotowana do doroslego życia.Takiej dojrzałości emocjonalnej i zyciowej mozna się nauczyć, ale trzeba miec najpierw wiedze, jak się stać kimś asertywnym.Jak się nauczyć panowac nad myślami ( emocjami).Bez takich danych nic nie można zmienić Jeśli ten jeden terapeuta Ciebie nie rozumiał, poszukaj kogoś innego, bardziej kompetentnego.Terapia w tego rodzaju nerwicy jest bardzo wazna.Jesli chodzi o leki, dobrze byłoby żebyś miała jakies w zapasie.Na stronie *Nerwica w ciązy* widzialam wpisy, ze nawet kobiety w ciązy brały tabletki w momentach kryzysu.Mozesz ich nie brać podczas karmienia ale dobrze byłoby -moim zdaniem- dopóki nie masz do siebie zaufania, żebyś miała pod reką coś skutecznego, co Cie wyciszy dopóki nie wypracujesz sobie innych sposobów radzenia sobie z lekiem i z natretnymi myslami. Nie jestem w stanie napisac Ci ile czasu zajęło moje leczenie.To był taki proces. Dzieki cwiczeniom hatha jogi, technikom oddechowym i praktykowaniu medytacji, których nauczył mnie psycholog na oddziale nerwic praktycznie nie brałam zadnych leków i jakoś funlkcjonowałam. No i nie mialam tak korzystnych warunków zyciowych i rodzinnych jak Ty, gdyż mój mąz nadużywał alkoholu, nie miałam wsparcia z jego strony.Moze to wszystko mnie mobilizowało do konkretnej pracy nad sobą.Praktykowanie medytacji wycisza myśli, emocje, tworzy wewnątrz taką cisze, przestrzeń, w której lęki i myśli natrętne nie musza na nas napierac, bo mają dośc miejsca dla siebie.Tylko gdy sa w głowie robi się im za ciasno.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Czytam te teksty.... i przyznam szczerze, że wiele w tym prawdy...Każdy ma czasem złe, straszne myśli lecz u nas nerwicowców z tymi myślami od razu przychodzą uczucia i wyobraźnia... i to nas przygniata, prowokuje do analizowania i tłumaczenia sobie, że nic złego nie chcemy i nie zrobimy, ale strasznie się boimy, że kiedyś zwariujemy i coś się stanie. Od kilku dni pewne złe myśli u mnie nieco słabną, bo właśnie jakbym troszkę przestała zwracać na nie uwagę i przejmować się nimi i co? i faktycznie jest ciut ciut lepiej. Najgorzej jest gdy wciągnie mnie jakaś myśl i dam się jej złapać... Nasze myśli faktycznie skupiają się na tym co dla nas najważniejsze, czytam tekst *porzuć swój skarb* i postaram sobie przetłumaczyć to co tam zawarte. Bardzo się cieszę, że tak Pani pomaga, dziękuję bardzo!

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich. Magducha, nie wiem co sie stało, ze wzięło mi mój post. Napisze jeszcze raz. To o czym napisałas mogłoby wskazywac na rodzaj nerwicy zwany fobią spoleczną ( złe zasamopoczucie w tłumie ludzi).Ale najpierw dobrze byłoby zrobic podstawowe badania w celu wykluczenia jakiejś choroby somatycznej.Dopiero gdy się okaze, ze wyniki będa dobre, warto byłoby sieskontaktowac z psychologiem, który po wywiadzie przeprowadzonym z synem, postawi jakąś diagnozę.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam przeczytałam Twe wpisy autorko od poczatku do końca zwłaszcza że czasu w bezsenną noc mam dośc przecież ... Moje problemy zaczęły się kilka lat temu,czułam sie okropnie trafiłam do lekarza rodzinnego,ten skierował mnie do psychiatry,który stwierdził u mnie stan lękowo depresyjny,brałam leki seronil,fluoksetynę z przerwami, raz było lepiej potem gorzej, potem znów lepiej.Teraz od 1,5 roku nie biorę leków i jakoś daję sobie radę,jednak ostatnio czuję że znów zaczyna się dziać coś niedobrego,boję się nocy i pójścia spać bo wiem że nie będę mogła zasnąc,wiem że sama się nakręcam bo kładąc się do łóżka już myśle zasnę dziś, czy nie??? Kiedy nie mogę zasnąć zaczynam trząść się w łóżku jak galareta,serce mi wali,pocę się i ogólnie jestem zdenerwowana,i tak całą noc do 5-6 rano kiedy z wyczerpania zdrzemnę chwilkę,następny dzień jest koszmarny wiadomo...ale zazwyczaj kolejną noc już przesypiam i tak w koło.Od dawna mam też lęk bycia sama w domu,boję się że najdą mnie wtedy złe myśli,że jestem sama w domu ikt mnie nie *pilnuje* że to byłaby dobra sytuacja żeby np. popełnić samobójstwo ... i to jest najgorsze bo w życiu bym tego nie zrobiła kocham moją rodzinę,dzieci są całym mym światem,skąd u mnie takie myśli ??? Boję sie najbardziej właśnie tych myśli,że wariuję ,nie mówię o tym mężowi bo boję się jego reakcji, że pomyśli że ma żone wariatke,wtydzę się iśc do psychiatry, żeby nikt znajomy mnie nie zobaczył,udaję że wszystko jest ok choć tak naprawde nie jest. Jak radzić sobie z tymi myślami,jak je odpychać,bronić się przed tym??? Zaznaczę że nawet jak brałam leki myśli te mi towarzyszyły może tylko rzadziej,więc nie wiem czy jest sens je brać? Potrzebna mi bardziej rozmowa,nauczenie się pozytywnego myslenia. Ogólnie lubię siebie,kocham dzieci,męża,mam plany na życie na przyszłośc,uważam się za dobrą żone i matke,mam wielu przyjaciół,uwielbiam rozmawiać z ludzmi,inni uważają że umiem im doradzić,pocieszyć pomóc,ale nie potrafie pomóc sobie... czyż to nie dziwne ??? Nie wiem czy to nerwica lękowa czy co innego, ale raczej nie depresja bo nie mam innych objawów niż ww. PROSZĘ O JAKĄŚ PORADĘ. (przepraszam zac haotyczne pisanie)

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich, Basiu. Musze zaraz wyjśc, więc nie będe sie rozpisywać. Jesli masz gg , napisz do mnie .Rozmawiam przez gg z wieloma osobami doświadczającymi natretnych mysli i jest to o tyle dobry sposob, ze mozna pewne sprawy przepracowywac na bieżąco. ty pytasz, ja odpowiadam. Jesli nie masz, odniose się do Twojego postu po powrocie.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Nie mam gg.prosze o jakąs* poradę *na forum dziś byłam u lekarza rodzinnego,uskarżam się też na bóle kregosłupa odcinka szyjnego,to taki dziwny ból który promieniuje aż pod pache do serca. Lekarz dał mi skierowanie na przeswietlenie,oraz podstawowe badania mocz, morfologia tsh. mam też mierzyć ciśnienie w domu bo miałam za wysokie 150/95 . po wykonaniu tych badań mam zgłosić się do kontroli i lekarz zdecyduje o dalszym leczeniu,bardziej przyczepił się do tego ciśnienia...zobaczymy co dalej a na sen i uspokojenie zapisał mi atarax 25 mg. Myślałam że dostane skierowanie do psychologa ale lekarz stwierdził że nie widzi narazie takiej potrzeby.

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich. Basiu, rozamawiałam dziś przez gg z jedną z kolezanek, która czytała Twój post i napisała coś takiego.Moze te informacje na coś Ci się przydadzą. ------------------ Pani Jadwigo,czytałam na wątku post p. Basi ,mnie również dręczyły podobne myśli.Moje pierwsze spotkanie z nerwicą miało miejsce około 30-tego roku życia,Bałam się wówczas przebywać z moim malutkim siostrzeńcem.W głowie kłębiły się straszne , nerwicowe scenariusze,które panicznie straszyły moją wyobraźnię.Umęczona byłam okrutnie.Trwało to 2,3 lata i odeszło..Nie zrobiłam ani sobie, ani innym nic złego.Myślę ,że p.Basia prędzej czy później zgubi myśli i uczucia podsuwające jej najstraszniejsze możliwości , ponieważ powodowane są one nerwicowym lękiem ,który z każdym miesiącem (wiem z doświadczenia) będzie malał -------------------- Ja od siebie doradzam Ci nie walczyć z napierającymi na Ciebie myslami.Musisz im dać w sobie miejsce, stworzyć taką przestrzeń, dac im przyzwolenie, zeby sobie były jak tacy nieproszeni goście. Ucz się dystansu do nich, staraj się swoje mysli obserwowac ale nie traktuj ich jako swoje własne..Twoja walka z nimi dodaje im sił, podobnie jak Twoj strach przed nimi. Taka zgoda na ich obecnośc jest najlepsza.Nie znaczy to, ze masz ochote je zrealizowac, tylko wiesz, że nie wygrasz z nimi, więc nie podejmujesz z nimi walki, zeby nie dodawać im energii.Z niechcianymi myślami, z którymi walczymy jest jak z wodą za tamą, zbiera się jej coraz więcej, az tama się przerwie. Jesli chodzi o Twoją bezsenność, to sama na nią zapracowujesz tym nakręcaniem sie.Postaraj się o trening relaksacyjny Schultza lub Jacobsona, może są inne. Puszczaj je sobie w ciąguy dnia, zebys oswoiła się z nimi., żeby twój umysł się przyzwyczaił do tych zdań. Jesli chodzi o bezsenność, podawałam kiedyś sposób z medycyny chińskiej, z akupresury, który sama stosuje, gdy coś mnie wybije ze snu. Połóż obie ręce na kolanach, tak zeby zakryc rzepke kolanowaą.Pod czwartym palcem ( serdecznym) wyczujesz takie wgłebienie.Jest to tak zwany punkt NIEBIAŃSKIEGO SPOKOJU.Trzeba go leciutko uciskac, stymulowac przez jakis czas ( około 5 minut). U mnie po jakims czasie pojawia się samoczynnie ziewanie, ale musisz wykonywac to ćwiczenie w stanie jakiegoś rozluxnienia nie napiecia. Ja mam to miejsce tak dobrze namierzone, że nawet w nocy, na leżąco gdy coś mnie ze snu obudzi pouciskam je leciutko i nie wiem kiedy zasypiam.Ten punkt nie jest tylko na bezsenność, ale wycisza lęki. Na wątku Marciochy *Walka z nerwica natręctw myślowych*, w dziale nerwica natręctw znajdziesz niemal wszystkie informacje jakie udało mi się zebrać na temat radzenia sobie z natrętnymi, z negatywnymi myślami.Mozesz te strony sobie wydrukować, zrobić z nich coś w rodzaju podręcznego poradnika. pozaznaczaj zdania, które Cie uderzą przy czytaniu i stosuj je w praktyce. Musisz po prostu oduczyć umysł chodzenia ściezkami negatywności.To wymaga trochę stałej pracy, ale sami się rozregulowaliśmy, sami musimy się naprawic. Ja Ci doradzam odlożenie fałszywego wstydu na bok i skontaktowanie się z lekarzem , a jeśli już tak się uprzesz, to chociaz z dobrym psychoterapeutą. W pojedynkę ciężko się walczy z tego rodzaju objawami.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Bardzo dziękuję za wyczerpujaca odpowiedz,już to samo w sobie bardzo mi pomogło.Dziś np rozmawiałam z koleżanka która ma potworne problemy osobiste(mąz alkoholik-na odwyku) ona z 3 dzieci zdana sama na siebie i jakoś sobie radzi,wierzy że wszystko się jeszcze ułoży,pomyślałam mój Boże ja względem niej niem mam żadnych problemów,czego sie boje powinnam codziennie klęczeć i dziękować Bogu za każdy dzień jaki mi daje.Czasem takie starcie z kimś kto faktycznie ma powody *do dołów* daje nam porządnego kopa w tyłek i to pomaga nam uświadomić sobie że nie jest tak zle jak się nam wydawało... Jeśli chodzi o moją bezsenność to dziś np.spałam jak suseł od 21 do 7 rano. Po prostu kładąc się do łóżka starałam się wyciszyć nie myśleć o czymś szczególnym i się udało nie wzięłam tabletek przepisanych przez lekarza na sen i uspokojenie,powiedziałam sobie dam rade jestem śpiąca i ide do łóżka koniec. Za polecone rady jednak bardzo dziękuję napewno skorzystam kiedy zajdzie taka potrzeba,muszę tylko zlokalizować to miejsce. Zaczęłam tez cwiczyć żeby zmęczyć si e a zarazem dotlenić mózg. Myśle że dam rade w końcu te myśli same przychodzą i same muszą odejść. Dziękuję raz jeszcze ,na pewno będę tu zaglądać. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Może przybliże moj problem.otóż od około pół roku męcze się strasznie, jestem 11 lat po urodzeniu córeczek, i mam od tamtej pory mlekotok, chociaż badania prolaktyny wychodzą dobrze, a ja postanowiłam szukać przyczyny najpierw lekarza pytalam u mnie w rejonie on mowil ze jest ok, postanowilam poszukać dalej znalazłam lekarza w warszawie jakies 100km od mojego miejsca zamieszania pojechalam tam w kwietniu i od tamtej pory zaczęły się jazdy ze mną :-( to horror który zatruł mi calkiem życie pomocy błagam.Lekarz skierował mnie na 2 fazy badań do szpitala,w maju i pozniej początek czerwca, trafilam tam w maju, ale ciągle sie wahalam czy jechać czy nie, pytałam koleżanek, doradzałam koleżanki mi odradzały żebym nie jechała ale ja postanowiłam pojechać na te badania, pojechałam i wróciłam i ciągle się zastanawiałam czy dobrze zrobiłam w między czasie kilkanaście razy dzwoniłam do lekarza, pózniej drugi raz pojechałm w czerwcu, tez sie wahałam długo po powrocie bardzo żałowałam że pojechałam , w między czasie postanowiłam ze poszukam kolejnego lekarza trafiłam do kolejnego, on mówi że badania są ok, a ja mu ze przecież mam mlekotok,wyszłam z gabinetu pózniej znowu weszlam juz po wizycie i tak wracalam do niego z 4 razy, w głowie już mialam zakodowane że pojade za tydzień jak będzie przyjmowal i znowu go zapytam o mnie, w między czsie dzwoniłam do niego i do innych lekarzy chyba z 15 razy :-( teraz mam umówioną wizyte na środe 30 listopada do kolejnej ponoć bardzo dobrej pani doktor, ale też znalazłam profesora też ponoć dobry i nie wiem gdzie jechać czy wogóle mam jechać???zastanawiam sie kto bedzie lepszy lekarka czy profesor, mam chyba z kilkanaście badań ale myśle o zrobieniu kolejnych, i tak ciągle od pół roku, a jak odbieram badania to myśle że pewnie w laboratorium cię pomylili, i nawet wracam kilkanaście razy do laboratorium z pytaniem czy to moje badania, że może byla pomylka i została zbadana nie moja krew, Ciągle mam wrażenie że coś mnie boli:-(( teraz zastanawiam sie jakiego lekarza wybrać czy jutro zrobić jeszvze takie jedno badanie.Męcze się bardzo Prosze pomożecie mi Błagam Was, nawet zaczęłam robić losy i losuje lekarza którego wybrać to jakas obsesja :-(Ale mam ten mlekotok i już sama nie wiem Poradzicie mi coś ???

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich. Olimpio. nie napisałas nic na temat czy któryś z lekarzy skierował Cię do psychiatry, podpowiedział Ci terapie? Objawy o jakich napisałas mogą wskazywac na nerwice natręctw, ale musisz skontaktowac się ze specjalistą. Znasz na pewno to okreslenie *samospełniająca się przepowiednia*. Gdzies , w którymś momencie w Twoim umysle musiała powstać jakas mysl, która powoduje ten mlekotok. Później już było tak jak z płytą gramofonowa, gdy igła natrafi na płycie na wglebienie , wtedy stoi w tym miejscu i powtarza ciągle ten sam tekst.Twój umysł *zafiksował się * na tej myśli i niewazne, że wyniki sa dobre, ty SKUPIASZ SIĘ NA TYM MLEKOTOKU, a to na czym się skupiamy utrzymujemy przy zyciu, pomnażamy.Taka jest sila sugestii myslowej. Musiałabyd odwracać swoje myśli od tego mlekotoku, nieważne, że sobie jest, TY GO IGNORUJESZ. Na wątku Marciochy *Walka z nerwicą natręctw myślowych* w dziale nerwica natręctw na tym forum zamieściłam najlepsze informacje jakie na temat radzenia sobie z natrętnymi myślami udało mi się dotad zebrać. Moze coś z nich uderzy Cię, zastanowi. Jeśli zrozumiesz, że sama uaktywniasz i utrzymujesz przy życiu swoje natrectwo wciąż skupianą na nich uwagą, rozmyślaniem o nich, wtedy zaczniesz sie uspokajać. Na stronie : moja-nerwica.republika.pl jest opowieśc męzczyzny, który wyszedł z nerwicy.Przeczytaj ją uwaznie. Przytoczę z niej pewne fragmenty. --------------------------- aby wyjść z nerwicy trzeba przerwać morderczą pętle strachu przed strachem. Bardzo konkretnie oznacza to, że w przypadku nadchodzącego ataku paniki, bez względu na to jak porażające są twoje myśli, MUSISZ mówić i uświadamiać sobie, że są to normalne fizyczne symptomy wynikające z biochemii naszego organizmu, które w dodatku sami podsycamy przejmując się nimi. Że te objawy wkrótce miną. Zawsze mijają bo tak czy siak możliwości reakcji mózgu na hormony strachu są skończone. Jak się przesteruje wejście tego wzmacniacza to będzie charczeć, ale nie będzie już głośniej. Co najwyżej wpadniemy w stan poczucia nierealności. To nasz mózg buntuje się przeciw logicznie bezzasadnemu pobudzaniu hormonami strachu i mówi swojej autonomicznej połówce *hej to chyba przesada, jakaś pomyłka, spróbuję to zignorować*. Jesteśmy w takim stanie nierealności znacznie spokojniejsi nieprawdaż? To jest dodatkowa pomoc ze strony naszej psyche. ------------------------- Jeśli podejrzewasz rzeczywistą fizyczną chorobę to zrób sobie kompleksowe badania: EKG, zakaźne, pasożyty, markery nowotworowe i co tam jeszcze medycyna proponuje. Zrób je tak czy siak dla pewności. Ale JESLI WSZYSTKIE BADANIA WYCHODZA DOBRZE to powiedz w pewnym momencie STOP I ZAWIERZ SWOJEMU ROZUMOWI, ŻE FIZYCZNIE JESTEŚ ZDROWY. Walcz z pokusą CIAGŁEGO MONITOROWANIA SWOJEGOO CIAŁĄ! To nakręca pętlę strachu. Ono samo świetnie się ureguluje! (Jeśli jesteś chory na przewlekła chorobę np. nadciśnienie, czy alergię to oczywiście lecz TĘ KONKRETNĄ chorobę zgodnie z zaleceniami lekarza.) No dobrze skoro to takie proste TO CZEMU TAK TRUDNO Z NERWICY WYJŚĆ? Czemu po zrozumieniu przyczyn nerwicy nie mija ona od ręki? Przecież nie chcemy się bać. Nawet rozumowo wiemy, że nie powinniśmy. Dzieje się tak dlatego, że nasz organizm w skutek ciągłego napięcia uwrażliwił się i PRZYZWYCZAIŁ SIE DO PEWNYCH REAKCJI. Wąska ścieżka pomiędzy postrzeganiem zagrożenia, a układem *walcz - uciekaj* zmieniła się w autostradę.NASZE MYŚLI CIAGLE BIEGNĄ W JEDNYM KIERUNKU. Koncentrujemy się na zagrożeniu. Ciągle pobudzane neurony w autonomicznym układzie nerwowym iskrzą nieustannie. Nawet jeśli przerwiemy pętlę strachu to zajmie nam miesiące, zanim je uspokoimy. ZANIM AUTOSTRADA OPUSTOSZEJE I ZAROSNIE KRZAKAMI. Mózg ma genialną funkcję zapominania, trzeba jednak na to trochę czasu. Nawyki zmieniają się powoli. (Zwłaszcza jeśli trochę zżyliśmy się z chorobą i czasem nam z nią wygodnie? Jak w tym kawale o niedosłyszącym dziadku, który nigdy nie słyszy próśb o pomoc przy pracach domowych, szybko jednak reaguje gdy ktoś szepnie o nim per *stary głuchy piernik*.) Przy zmniejszaniu napięcia pomocna jest terapia behawioralna (zmieniająca wyuczone przez strach zachowanie) i różne techniki. Będę je stopniowo opisywał. ----------------------------- Mam nadzieję, że te fragmenty opowieści przekonają Cie do poszukania pomocy u psychiatry, terapeuty nie u lekarzy ogólnych, bo skoro wszyscy mówia to samo to po prostu tracisz czas i wkrecasz się coraz bardziej. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich! Ja pisze z perspektywy osoby, która żyje z kimś kto ma natrętne myśli i to od wielu lat. Mąż miał nerwice zanim się poznaliśmy, ale na czas jak się poznawalismy odpuściła, zachowywał się *normalnie*, zakochaliśmy się w sobie, postanowiliśmy wspólnie żyć. Brzmi pięknie, ale... jak zaczęła się proza życia, to natręctwa do męża wróciły. Zaczyna się od tego, że mąż nadmiernie skupia się na pracy, myśli tylko o tym, żeby jej nie stracić. Robi przez to wiele głupot w pracy i nie tylko. I na wszelki wypadek zmienia pracę zanim go z niej zwolnią (bo uważa, że na pewno sobie nie poradzi). Gdyby to było *tylko* to, to dla mnie dałoby się z tym żyć. Ale to jest tak silne, że mąż kompletnie nie potrafi uczestniczyć w życiu rodzinnym. Czasami machinalnie coś zrobi z czynności domowych jak do tego zmuszę, ale wszystko musi być wyproszone, wymuszone. Nie wkłada w to żadnego serca i mi ostatecznie nie sprawia to żadnej radości. Jego myśli zaprzątają mu tak głowę, że nie ma w jego głowie miejsca na myśli o domu, dzieciach, o mnie.... Czuję się ignorowana kompletnie przez niego. Z mojej perspektywy wygląda to tak jak by dzieci, ja, inni ludzie go wcale nie interesowali. Bardzo mnie to boli i nie radzę sobie z tym. Powinien być dla mnie najbliższą osobą, najlepszym przyjacielem a jest głównym powodem płaczu, lęków (nigdy nie wiem w jakim za chwilę będzie stanie). Kompletnie nie mogę na nim polegać, nie potrafi zorganizować się ani czasowo, ani higienicznie, ani z porządkiem wokół siebie. Większy kłopot mam jak on jest w domu niż jak go nie ma (wiem, że to przykre co piszę, ale taka jest prawda). Najgorsze jednak dla mnie jest to, że on uważa mnie za swojego wroga i walczy ze mną. Tzn. jak ja go próbuję odciągnąć od tych myśli, zająć go czymś, albo po prostu pogadać o czymś innym niz jego praca, to on wpada często w agresję, szał, potrafi być bardzo nieprzyjemny. Nie jest dla niego żadnym hamulcem obecność dzieci itp. Przez natręctwa (albo i dodatkowo przez ogromną niedojrzałość) jak dla mnie nie liczy się z uczuciami ludzi (nawet a może głównie najbliższych), sprawia nam przykrość, a potem sam czuje sie pokrzywdzony. Nie wiem czy to też rodzaj natręctwa czy może kwestia charakteru, ale z każdej drobnej sprzeczki/zgrzytu/nieporozumienia potrafi zrobić mega awanturę z płaczem moim i dzieci i oczywiście w jego odczuciu tylko jemu powinno być źle. Ja mam tak, że jak widzę, że możemy się nakręcić niepotrzebnie z jakiegoś nieporozumienia, to chcę przestać to ciągnąć, nie chcę mówić o tym w danym momencie, chcę dać emocjom opaść, bo nie warto się kłócić. A mój mąż natrętnie wtedy łazi za mna, nie daje mi spokoju, chcę 500 razy mówić to samo, zawsze negatywnie, zawsze pretensje do mnie, kłamie wtedy i robi ze mnie potwora i święcie wierzy w to co mówi. Dla mnie to jest dramat, bo przez to bardzo się kłócimy i jest źle między nami. Nie wiem jak mu pomóc, czy jestem w stanie. Na przestrzeni lat próbowałam już chyba wszystkiego - od ogromnej czułości, akceptacji jego natręctw, wysłuchiwania nawet godzinami jego potrzeby wygadania się, pocieszania itp. przez ucinanie od razu (a raczej próby ucinania) rozmów o jego pracy lub innych natręctw od razu - to ostatnie wywołuje furię u męża i poczucie, że ja go nie rozumiem i nie wspieram. On z kolei kompletnie nie rozumie, że nie zawsze jest czas i odpowiednia sytuacja, żeby znowu rozmawiać o jego pracy i nie liczy się z nikim i niczym tylko musi mnie dręczyć. Nawet jak dzieci płaczą, bo się boją, to on kontynuuje. Nawet jak pilnie trzeba coś zrobić przy dzieciach to też. Zmusza mnie to do wyborów między nim a dziećmi. A chciałam żebyśmy byli jednością.... Nie radzę sobie z ogromną kłótliwością mężą. Czasami sprawiał wrażenie, że już rozumie pewne rzeczy, ale jak przychodzi co do czego, to niestety... powtórka z *rozrywki*... koszmar dla mnie. Dodam, że mąż bierze leki i chodzi na terapię. Ale mam wrażenie, że pojawia się u terapeuty nie z własnej potrzeby, ale że inni tego od niego oczekują i żeby to wyglądało, że się stara. Teraz na pewno nie jest i chyba nigdy nie był w niczym konsekwenty... Dużo szukałam w necie, ale nie znalazłam praktycznie nic z perspektywy stojącej po drugiej stronie choroby. Bardzo ciężko mi z tym. Coraz częściej zastanawiam się dlacego właściwie ja jeszcze z nim jestem - nie daje mi żadnej radości, żadnego spokoju, żadnego wsparcia (a tak na prawdę tylko utrudnia i dezorganizuje mi wszystko). Jaki wpływ na dzieci ma i będzie mieć taka sytuacja?

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich. Jesli chodzi o Twoją sytuację *żonochorego* ja bym Ci doradzala udanie się na rozmowe z fachowcem, który TOBIE PORADZI jak masz być w takim zwiazku, czy masz w nim być, jaką powinnaś przyjąć postawe, zeby nie niszczyło to Ciebie i dzieci. Wasza sytuację można porównac do zwiazku osoby trzeźwej z osobą pijąca,. Gdy osoba trzeźwa uczestniczy w grupie wsparcia, korzysta z pomocy terapeuty ZE WZGLĘDU NA SIEBIE , wtedy dowiaduje się tego jak byc z osobą pijąca.Wtedy tez może dokonac świadomego wyboru czy być dalej z taką osobą czy nie itd. Jeśli się podszkolisz w tym temacie, który sprawia Ci problem, bedziesz mogla ją ocenić na trzeźwo i coś postanowić. Nic Ci nie doradzam, gdyż decyzja nalezy do Ciebie.Rozmawiałam kiedyś przez gg z partnerem osoby doświadczającej nerwicy natretnych mysli, poradziłąm jej podobnie.Nie wiem czy ta odpowiedx Cie zadowoli, ale uważam, ze jak najszybciej ze względu na dzieci i swoje samopoczucie powinnas poszukac pomocy dla siebie.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję Jadziu za odpowiedź. Dokładnie takiego samego porównania sama używam, tzn. że ja czuję się jak żona alkoholika w tym związku. Nie znasz dnia ani godziny... Powiem tak - dużo dowiadywałam się o tym zaburzeniu i wiem, że u mojego męża jest ono baaaaardzo nasilone i długotrwałe. Ja już tracę nadzieję na poprawę, ale uparłam się, że damy radę mimo że to nie jest łatwe dla mnie i od czasu do czasu znajduję siłę w sobie, żeby dalej walczyć o nas. Ale mam wrażenie, że tylko ja o to walczę i spotykam się z oporem ze strony męża. Niby mówi, że chce być z nami i chce dobrze, ale na codzień ja kompletnie tego nie czuję. I od nadziei do zawodu - tak wygląda nasz związek. Tylko że po każdym zawodzie coraz trudniej się podnieść i znaleźć siłę.... Byłam ze sobą u specjalisty, a nawet u dówch - obaj powiedzieli mi, żebym zadbała o siebie i dzieci, że nasz związek jest toksyczny... ja mimo tego próbowałam. Ale gdzie jest ta granica wytrzymałości? Kiedy należy powiedzieć sobie dość? Czy rozstanie mogłoby go zmobilizować wreszcie do terapii dla siebie(dla niego) a nie bo inni tego chcą i dobrze to wygląda? Obawiam się, że nie, bo mąż nie widzi problemu, że w takich kategoriach, że są złe relacje i interakcje między nami, tylko skupia się na żałowaniu, że jego kariera zawodowa nie wygląda tak jak to sobie kiedyś wyobrażał.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×