Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Ból serca, złe samopoczucie i myśli o śmierci a nerwica serca


Gość Schiza77

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Od jakiegoś czasu męczy mnie nerwica serca. Szczerze mówiąc zaczela się już chyba gdy byłam dzieckiem, ale nie dawała po sobie poznac. Od małego żyłam pod presją, moj ojciec miał od zawsze problemy alkoholowe. Z początku - córeczka tatusia - jakoś to znosiłam, a nawet nie raz go broniłam. Sytuacja zmieniała się z czasem gdy zaczelam dostrzegac że alkohol nie jest dobrą rzeczą. Mniej więcej od 10 roku życia moje kontakty z ojcem się ukruciły, non stop sie klocimy, mamy takie same uparte charaktery. Ogolnie nie pamietam kiedy ostatni raz porozmawiałam z nim normalnie. Jednak to nie jest najgorsze... 9 miesiecy temu zmarł moj niedoszły mąż.. ta sytuacja załamała mnie doszczetnie, wspolne plany, marzenia, wszystko legło w gruzach. Jego brak odbijał się na mnie kazdego dnia, w tym negatywnym sensie. Już wtedy moja mama ( dziekuje Bogu , że ją mam) przyprowadziła panią psycholog, ktora dała mi Seronil. Te tabletki brałam około 2 miesiecy, po czym stwierdziłam , że sama sobie świetnie dam radę z bólem, że mam na tyle silną psychikę, że bez tabletek potrafię żyć. Myliłam się.. Od miesiaca moja *silna* psychika mnie zabija.. Wszystkie objawy wskazują na nerwicę, dodatkowo nerwy na kazde błahe sytuacje, np. za dlugo gotuje się woda w czajniku czy zadzwoni ktoś domofonem , żeby mu otworzyć drzwi - takie sytuacje sprawiają, że mam ochote komuś coś zrobić.. Jednak, jak pisałam wczesniej, najgorszą rzecza jest sprawa ojca. Codziennie zyję w stresie, myslac o tym czy przyjdzie pijany czy nie, gdy nie daj Boże, widzę jak wchodzi w drzwiach pijany szlag mnie trafia. W momecie mam takie nerwy że nie panuje nad sobą. Jego głos, zapach alkocholu, ruchy i miny - wszystko doprowadza mnie do szału. To samo było z moim św. pamięci chlopakiem - gdy sobie wypil robilam mu straszne awantury, choć on np siedział cicho. Tego już nie cofnę, ale z ojcem problem trwa dalej. Boję się , że w ramach dreczącej mnie nerwicy, pewnego dnia nie wytrzymam i albo zrobie cos jemu, albo zrobie coś sobie :( Zdaję sobie sprawę ze moja nerwica kształtowała się we mnie przez te wszystkie lata, i wiem, że wizyty u psychologa, do ktorego sie wybieram nie sprawią , że ten problem zniknie na zawsze. Nie chce tak życ, ojciec się już nie zmieni, a we mnie wszystko sie potęguje :( Boję się, że kiedyś - o ile uloze sobie jeszcze z kimś zycie - moje uprzedzenie delikatnie mowiac bedzie odbijac się na moim zyciu negatywnie. Nie chce nikogo ranić, ale też nie chcę być raniona :( Co radzicie? Miał ktos z Was podobny problem? Dodatkowo ta nerwica, mysli o śmierci, złe samopoczucie i bole serca.. :( Przeciez tak się nie da żyć :(
Odnośnik do komentarza
Witaj Schiza77! Znam ten ból, jestem dzieckiem alkoholików. Moi rodzice oboje byli uzależnieni, najpierw ojciec, przez którego moja matka wciągnęła się w nałóg, potem ojczym. Oni nie pili alkoholu od ładnych paru lat, rzucili jak stwierdzili, ze już więcej nie są w stanie wypić i sięgnęli dna. Uczęszczali na grupę AA, byli tzw. suchymi alkoholikami. W domu przeżywałam piekło, ojczym gnębił mnie psychicznie i fizycznie, matka bała się jego, więc nie reagowała na mój ból. Miałam dwie próby samobójcze (tabletki), wtedy pamiętam, że dostałam wpieprz od ojczyma, kiedy doszłam już do siebie za ten *wybryk*. Wyprowadziłam się z domu, raczej uciekłam, tak bym powiedziała. Na początku było cudownie, miałam oparcie w moim chłopaku (obecnie jest moim mężem- jesteśmy razem 10 lat) On mnie wyciągnął z tego środowiska i schronił w swych ramionach. Układało się cudownie, ale przyszedł ta dzień, kiedy wszystko zaczęło się walić. Moje zachowanie stało się okropne, ciągle nerwy, stres, ciśnienie i złe samopoczucie. Walące serce, zimne poty, zawroty głowy, płacz, śmiech, uczucie, ze umrę. Wszystkie uczucia się mieszały i nie potrafiłam nad tym zapanować. Prawie rozpadł się nasz związek. Poszłam w końcu do psychiatry. Przepisał mi leki (Fluanxol co dziennie po jednej tabletce, oraz doraźne silniejsze w razie napadów lekowych). Usłyszałam diagnozę, że mam nerwicę, powiedział to inaczej: *zaburzenia lękowe*, na podłożu swoich przeżyć z przeszłości. No cóż, uświadomiłam sobie problem. Wiem, ze jestem chora, nie somatycznie, tylko moja głowa jest chora i jakoś uczę się z tym żyć. Mąż mnie wspiera, ty masz mamę, moja jest daleko, nie mieszkamy w jednym mieście. Poza tym, po przeżyciach z wieku dorastania w domu, nie czuje takiej więzi emocjonalnej ze swoja matką, abym mogła jej powierzyć swoje problemy. Ważne jest zrozumienie pojęcia nerwica i druga osoba, która może ci towarzyszyć w jej pokonywaniu. Osobiście skupiam się na oddychaniu i medytacji. Nie jest łatwo, ale jeżeli nie pokonasz swoich leków i nie opanujesz stresu to nerwica cię zdominuje. Nie daj się, walcz!!!!! Pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
Hej Monna87! A kto to jest kradiolog? Pewnie miałaś na mylśi kardiologa.... Poza tym nie sądzę, aby to był problem z sercem, idea problemu tkwi w psychice, przez ojca, jego problem z alkoholem Schizza77 jest współuzależniona. Niestety tak to działa w rodzinie, gdzie alkohol jest priorytetem dla jednego z jej członków, wówczas cała rodzina jest uzależniona. A najgorsze jest to, że nie zdają sobie z tego sprawy, pomagając alkoholikowi stwarzają mu komfort picia i wcale mu nie pomagają, tak to niestety działa. Nawet jeżeli masz problem z sercem to i tak na tle nerwowym, a przy nerwicy, przyspieszone tętno i podwyższone ciśnienie to jeden z czynników całości. Ja ciebie doskonale rozumiem. Głowa do góry. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
No właśnie sama juz się gubię w tym co jest jeszcze nerwicą a co już nie :( Od jakiś 6 tygodni mam non stop robione badania, krew itp... Z krwi wyszło jedynie że mam troszke mało żelaza, nawet tzw. sercówka wyszła okay, ekg ilekroć by mi robili zawsze wychodzi dobrze, ciśnienie raz niższe , raz wyzsze, a dodatkowe bicia i tak są.. OD jakiegos tygodnia, czy nawet moze wiecej mam juz świadomość że to nie jest wada serca ani nic złego sie nie dzieje, że to nerwica, i nie jest grożna.. jednak wiem to tylko po lekturze na temat nerwicy z internetu ( pasujące objawy) no i po tym co mowili lekarze po badaniach.. Jutro ide do psychiatry i zobacze co mi powie , aczkolwiek wiem, ze też nie stwierdzi nic w przeciagu 15 minutowej rozmowy. Nie wiem, które objawy są spowodowane nerwicą, a które nie, bóle serca, żołądka - powiedziałabym że nawet kłócie, nacisk na klatkę piersiową, duszności, mdłości, złe widzenie ( wszystko się jakby rozmazuje, nie bardzo ale jednak..), gdy siedzę czuję jakby wszystko wirowało, zwiększa lub zmniejsza się temperatura ciała, mrowienie kończyn i oczywiście uczucie, że zaraz umrę co powoduje , że wstaję, chodzę jak głupia od ściany do ściany trzymajac się za serce i modlac się żebym jeszcze nie zeszła.. Prawie każdy wieczór tak wyglada.. już mam tego dość :( Szczerze mówiac wiele mi dała sama świadomość tego, że nie tylko mnie to spotyka - i tu wielkie dzięki pearl za to co napisałaś.. wiem co czujesz, chyba obydwie miałysmy za duzo wrazen w swoim zyciu, niepotrzebnych z resztą, spowodowanych alkocholem.. niestety osoby ktore nas przez to w pewien sposob skrzywdziły nie dopuszczaja do siebie mysli, że to co robią jest złe i nie niszczą tylko siebie ale i wszystkich dookoła.. Bynajmniej tak jest w przypadku mojego ojca.. Walczę, tak jak napisałaś, choć to nie jest proste.. Co wieczór przechodze ten sam horror, teraz jeszcze pojawia się rano i w nocy gdyż coraz czesciej się budzę.. Jest to strasznie męczące, nie mogę nigdzie wyjść bynajmniej jak pare miesiecy temu, bez lęku i stresu, bez tabletek... Apropos.. teraz *ratuję* się Xanaxem - nic innego nie mam i żyję nadzieją że jutro dostanę jakies specyfiki od lekarza.. inaczej padnę :( Jak było w waszym przypadku? Pearl, jak wygladaja takie wizyty i co dają? Bo chyba wiesz wiecej na ten temat ode mnie.. Dziekuje Ci za to co napisałaś.. to dla mnie ważne :) Wiem, że nie jestem z tym sama.. P.S.Monna87- z checia bym poszła do kardiologa.. jest niestety jeden problem.. najblizsze wizyty są dopiero na za 3 lub 4 miesiace.. jeżeli to co mam nie jest nerwicą, a *chorobą* serca, pewne jest , że wczesniej się przekręcę niż dotrę na badanie.. ;/ Nasza *cudowna* polska służba zdrowia..
Odnośnik do komentarza
A i mam jeszcze jedno pytanie.. nerwica nerwicą.. ale do ch***** skąd to uczucie nagłego umierania?!! Czy ktoś z was to wie, skad to się bierze?? Przecież to nie jest normalne, że przy złym samopoczuciu człowiek biega po całym domu nie wiedząc czego się złapać z przeszywającą myślą o nagłej śmierci ;/ Ja z początku, pamietam tę noc jak dziś, byłam na obozie.. wszyscy śmiali się, popijali piwko, rozmawiali a ja siedziałam jak głupia wgapiona w ognisko..w koncu wstałam i poszłam do namiotu polozyć się spać - sen, lek na wszystko - lecz w momecie gdy się polozyłam lęk się nasilił, czułam że jak zasnę to umrę! Wstałam, wrocilam do znajomych żeby pogadać - myslalam że jak zajmę się rozmową to złe mysli uciekną - jednak to nic nie dało, wiec wrocilam do namiotu w asyście przyjaciela, ktory opowiadał mi jakas bajkę i nie wiem jak ale zasnełam.. sen jednak nie trwał długo bo obudził mnie moj sen a mianowicie wizja białego światełka ;/ Wiem, jest to śmieszne, i wstyd mi wogole, że coś takiego piszę :( ale dobijający jest ten lęk, zwłaszcza gdy osoba 3 się pyta co się dzieje w chwili lęku, a my odpowiadamy że zaraz pozegnamy się ze światem ;/ Nie chce zeby to sie stało już regulą.. heh, dziwna jest ta choroba, nie dosc że męczy psychicznie, fizycznie to jeszcze potrafi takiego wstydu narobić że szok ;/ np w szpitalu gdy sie wbiega z mama na Izbe przyjęć z krzykiem, że zaraz umrę, gdy lekarze w pospiechu robią badania na ktorych wszystko wychodzi okay i zawsze jedynym złagodzeniem sytuacji (miałam przeciez umierać a wciąż zyję) jest zdanie : * W tym kraju cięzko się żyje, a i umrzeć, jak widac, też nie tak prosto* .. wstyd jak nie wiem :( W szpitalach u mnie w miescie znaja mnie juz na pamięc :( Umierałam w koncu tyle razy... Można jakoś zapanować nad tym lekiem? Nie chce wszystkich nadziei wkładac w leki uspokajaące.. chce zeby tylko mi pomagały, ale żeby lęki skonczyły się dzieki mnie i ćwiczeniom...
Odnośnik do komentarza
No witam ponownie Schizza77!!! Cieszę się, ze znalazłyśmy wspólny język, to też pomaga. Mogę ci powiedzieć, pocieszając cię, że na nerwicę się nie umiera. Takie uczucie umierania i braku tchu w trakcie silnego napadu lęku jest reakcją *naturalną* . Wówczas bronisz się przed tym odczuwaniem odchodzenia z tego świata i boisz się położyć do łózka. Wiem jak to jest, nie jeden wieczór przespacerowałam po mieszkaniu przy otwartym balkonie i zapalonych światłach. Nie mogłam pójść spać, bo czułam, że jak się położę to nie będę miała siły się podnieść, że stracę czucie w kończynach a moje serce się zatrzyma. Oddech wtedy stawał się ciężki i płytki, całe ciało drżało, mimo tego, że nie było mi zimno. Prosiłam wtedy swojego męża, żeby na mnie uważał, bo coś się ze mną dzieje i mogę nie doczekać jutra... Doskonale znane są mi te wszystkie uczucia fizyczne które opisujesz. A co do wizyty u psychiatry. Nie ma co się krępować, że człowiek poszedł do specjalisty *od czubków*, wcale nie jesteśmy nienormalni, tylko trochę się pogubiliśmy. Jak poszłam pierwszy raz do lekarza psychiatry to poświęcił mi ponad godzinę. Muszę ci powiedzieć, że zmęczyła mnie ta wizyta, bo lekarz musiał się dowiedzieć o mnie i moim życiu sporo podczas rozmowy. Na pewno będzie pytał o twoja przeszłość (mów mu wówczas wszystko, to dla twojego dobra). Powie, że masz zaburzenia lękowe spowodowane silnymi przeżyciami emocjonalnymi. Mi tak powiedział. Przepisał leki i powiedział, że z tego się wychodzi, że to taki głębszy dół, ale sama jestem strażnikiem swoich myśli i to ja decyduję o pozytywnym bądź negatywnym odczuciem. Oddech jest najważniejszy, powtarzał to kilkakrotnie, naucz się oddychać brzuchem- przeponą, to wycisza emocje skumulowane w stresowym momencie. Nie koniecznie musisz zamykać oczy, bo może ci się na początku kręcić w głowie, ale próbuj! Możesz też zapisać się na psychoterapię, ale ja nie skorzystałam, pracuje na razie sama, jeżeli uznam, ze nie dam rady to wtedy skorzystam z grupowej pomocy, ale póki co takie osoby jak ty też dodają mi otuchy. Daj jutro znać po wizycie jak poszło i jak się czujesz. Dobranoc. Pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
No hey pearl. Ja już po wizycie.. bałam sie ale jak przeczytałam Twój post lęk mnie troche opuscił i poszłam..pełna, zwarta i gotowa :D Lekarka, jakas dziwna, ale kto w tym zawodzie jest normalny? ;] .. opisałam jej wszystko to co mnie do niej sprowadza, przeszłość - to co mogło miec wpływ na to co sie teraz ze mna dzieje czyli alkoholizm ojca - takie a nie inne dziecinstwo, śmierć ukochanej osoby, nie wliczając problemów w pracy czy szkole bo one dla mnie raczej nie miały nigdy większego znaczenia, zawsze wiedziałam że mogę się odbić, nie ta praca to inna itp. Po tym jak jej to powiedziałam stwierdziła, że tak naprawde nie przezyłam jeszcze śmierci ukochanego, że to wszystko jest we mnie i mnie tam od wewnatrz dobija,że choroba ojca tak naprawde zapoczątkowała wszystko to co teraz mam, że dziecinstwo jakie miałam przez alkohol tez się w tym objawia, a śmierc ukochanego jeszcze to pogorszyła.. no i stąd to wszystko. Powiedziała że wizyty u psychaiatry to jedno a leczenie u psychologa to drugie. Musze chodzić na terapię i tu i tu.. (choć sama nie wiem po co ??) dodatkowo zleciła mi zebym zgłosiła się do poradni tzw *Dzieci alkocholików*, że to tez pomoże mi przezyć w sobie to swoje zniszczone dziecinstwo. Z leków przepisała mi Lorazepan - co moją mame bardzo niepokoi ( moja mama jest pielegniarką) bo te leki bierze moja babcia i podobno strasznie niszczą człowieka. Jak jest nie wiem, nie chce sie sugerować tym co czuje 80 letnia babeczka po 4 latach brania leku i porównywać to z tym co bede czula ja - 22 letnia dziewczyna po choćby miesiącu. Póki co wziełam jedną tabletkę 1 mg , tzn polowkę tego, bo mama powiedziała zeby nie zaczynać od całej.. wzielam polowę i czuje się jak bym byla na haju :D Wszystko mnie smieszy, i wogole jakas taka jestem wyluzowana.. dzieki bogu nie wzielam całej.. Wszystkie bole jednak przeszły, no i nie ma tych złych mysli. Czuję że zasnę szybciej niż zwykle :D ( Może wiecie coś na temat Lorazepanu? ) Moja wizyta zakonczyla się tym ze wparowała moja mama do gabinetu zadajac setki pytań, także było śmiesznie - dla pani dr, naukowo - dla mojej mamy i nerwowo - dla mnie.. Pani psychiatra powiedziała ze załatwi mi psychologa jak najszybciej bo obecnie najwczesniejszym terminem jest grudnien / styczen ;] także jest spoko.. Odnośnie samej choroby nic mi nie powiedziała, oprocz tego, że jest to na pewno nerwica z czymś co siedzi we mnie z dziecinstwa, ze trzeba to leczyć, zarówno u psychiatry jak i psychologa i że bedzie to raczej dlugi proces.. Ot, wszystko.. :) Następna wizyta 19 września. Zobaczymy, co bedzie potem. Tobie pearl mowiono cos o oddychaniu przeponą, tez słyszałam ze to cos pomaga, wogole jakies te wygibasy wschodnie w ramach wyciszenia duszy i ciała tez duzo dają. Nauczyłaś sie już tak oddychać? Daje to coś? Właśnie tego chce sie dowiedziec najwiecej, takich domowych sposobow na walkę z tym wszystkim. Lekarz, tabletki to jedno, ale samodziałanie i praca nad swoim organizmem i psychiką to drugie, chyba najwazniejsze.. Napisz, na czym to polega pearl :) Z checią z tego skorzystam.. baaa, czepne sie wszystkiego byle by pomogło :(
Odnośnik do komentarza
Witam cię! Cieszę się, ze jesteś po wizycie i odpisałaś Schizza77. Fajnie mi się z tobą rozmawia. Jesteś młodą kobietą, ja też mam tylko niespełna 27 lat, a wielki bagaż doświadczeń jest wpisany w mój życiorys. Odnosząc się do grupy wsparcia dla dzieci alkoholików, to ci polecam, może nawet będzie w stanie ci częściowo zastąpić psychoterapię. Ja osobiście wiele lat spędziłam na grupie DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików). Dodatkowo mam wykształcenie społeczne, jestem po szkole z wątkami psychologii i psychopatologii. Pisałam pracę dyplomową na temat współuzależnienia w rodzinie z problemem alkoholowym. Znam temat od podszewki i wiele literatury fachowej przerobiłam, a dodatkowo mam osobisty praktyczny warsztat na tą teorię książkową. Więc rozumiem cię naprawdę. Jeżeli zdecydowałabyś się na terapię u psychologa, może on chcieć zastosować terapię behawioralną, to znaczy będzie próbował sięgnąć do korzeni problemu i jest to dość skuteczne w leczeniu, ale przynosi wiele smutku i ciężkich chwil dla samego chorego, musisz odkopać w swojej głowie bolesne wydarzenia i wspomnienia, aby sobie pomóc. Więc musisz porozmawiać z psychiatrą lub psychologiem na temat metody, jaką odbywałaby się twoja osobista terapia. Najważniejsze to też abyś poznała problem nerwicy, spróbowała go zrozumieć, bo inaczej wszelkie starania mogą okazać się bezskuteczne. Tak jak z alkoholikiem. On musi przyznać się do tego, ze jest uzależniony, aby mógł zacząć terapię. Zresztą pierwszy krok (jest ich 12) programu AA mówi :*Przyznaliśmy się, ze jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i przestaliśmy kierować swoim życiem* Co do oddychania, to już ci mówiłam, że jest to bardzo ważne, musisz próbować oddychać pomału, wolno i jednostajnie, nie szybko, płytko i nerwowo. Możesz do tego użyć papierowej torby (jak na filmach, ale to naprawdę działa :)) Proponuję abyś spróbowała zainteresować się jogą, lub ćwicz pilates. Podobne do jogi ale mniej obciąża mięśnie. Możesz sobie najpierw poczytać w necie i zdecydować, co wolisz. Ja pomału przymierza się do takiej formy terapii. Pisałam ci, że na razie chcę sama pokonać większość problemu, a jeżeli naprawdę sobie nie dam rady, wtedy zapukam do drzwi psychologa i wstąpię do szeregu grupy terapeutycznej. Kurcze, naprawdę fajnie, ze jesteś. A co do tych leków, to jeżeli lekarz ci zapisał takie silne i *otępiające* leki, to widocznie uznał, że na początek będą najbardziej zasadne. Uważam , ze najlepsze są neuroleptyki,one przynajmniej nie uzależniają- pogadaj z mamą na ten temat. Fajnie, ze masz koło siebie mamę, która cię wspiera i jeszcze jest pielęgniarką. To ważne. Możesz ją ode mnie pozdrowić. Wiesz, idę spać. Jestem bardzo zmęczona po całym tygodniu. Pracuje zawodowo i czuję często takie wypalenie zawodowe kiedy przychodzi koniec tygodnia. Jutro jadę do lasu pooddychać świeżym powietrzem i pomedytować na łonie natury- fajna sprawa! Może też będą grzyby to sobie nazbieram. Do jutra, napisz potem co u ciebie! Pozdrawiam Cie Schizza77!!!!! :)
Odnośnik do komentarza
Pearl więc widze , że znasz nie tylko praktykę choroby ale i również teorię.. Może to i dobrze, wiesz na czym ona polega, czego sie mozesz spodziewać.. gdybym była bogatsza o ta wiedze napewno łatwiej by mi się przechodziło ta chorobę.. znałabym jej zasady działania i moze nie przejmowałabym sie az tak bardzo jej objawami. Tymczasem, nie wiem co jest czym, leki tez niewiele mi pomagają.. :( Dzisiaj np. łyknęłam seronil i nic to nie daje, wyszłam o 16 na spotkanie z przyjaciolmi i wrocilam do domu po 15 minutach, lęki powróciły, bicie serca, kłócie , duszności..ledwo szłam po ulicy ;/ no przeciez tak sie nie da żyć.. :( Nie chce siedzieć cały czas w domu, tym bardziej że od pazdziernika zaczynam studia, nie moge się tak chować w 4 ściany :( Pearl, Ty juz to przechodziłaś, i zapewne miałaś podobne rzeczy codziennie.. powiedz mi jak Ty to przechodziłaś, jak dawałaś sobie z tym radę? :( Obecnie jesteś moją jedyną skarbnicą wiedzy na ten temat, przeszlaś to samo co ja przechodzę teraz.. Już nie wiem jak sobie z tym radzić, całymi dniami praktycznie siedzę w domu bo boje się wyjść :( Technik oddechowych pouczę się w tygodniu, nie ma rodziny na głowie ( weekend - wszyscy się zjezdzaja) także w spokoju bede mogłą poczytać i przećwiczyć :) Mam nadzieje ze dzieki ktorejs dojdę choc troche do siebie.. Co do tych leków powiem Ci szczerze ze nie jestem przekonana jakoby miały mi pomoc. Po polowie tabletki zle sie czuje, wiec boje sie pomyslec co by było po np całej.. boję się , dawkuję wszystko minimalnie, co moze i też nie jest najlepszym rozwiązaniem, wtedy nie zniakaja mi lęki itp. Jednak nie chce być zombiee ktore tylko oddycha :( Boże, nie sadziłam ze ta choroba zmieni tak bardzo moje zycie :( nawet juz coraz rzadziej muzyki słucham , bez ktorej kiedys nie mogłam nawet spać, słuchałam jej praktycznie 24 h na dobe :( Jak bardzo ta choroba zmieniła Ciebie? Oczywiscie,jeśli cokolwiek zmieniła.. Cóż.. obejrze jakis film może, zawsze coś na nudę, podczas gdy znajomi sie bawią :( za godzinę znow mnie *złapie* wiec tabletka i spać :( ech... Pozdarwiam! I Dziekuje ,ze jestes.. :)
Odnośnik do komentarza
Dobry wieczór Schizza77! Ja zazwyczaj siadam do komputera wieczorem, powiedziałabym raczej późnym wieczorem, bo cały dzień staram się znajdować sobie jakieś zajęcia, a po całym dniu mogę skupić się na tym, jak minął mi dzisiejszy dzień i podsumować go. Jedna z tych rzeczy jest przejrzenie forum i oczywiście korespondencja z tobą. Co do tabletek, to nie spodziewaj się cudów, generalnie te wszystkie chemiczne *złote środki* działają nie wcześniej jak po 2-3 tygodniach. Dopiero wówczas możesz zaobserwować jakieś zmiany. Ale lekarstwa to nie wszystko, one pomogą ci pozbyć się tego uczucia panicznego leku i zmniejszyć stres, ale cała praca nad sobą, to należy tylko do ciebie samej. Możesz czuć się lekko otępiała lub pijana po łykaniu tabletek, ale nie bój się tych reakcji, bo taka jest kolej rzeczy i skutki faszerowania się tymi pastylkami. Skoro lekarz ci je przepisała to nie mogą ci zaszkodzić. Ja po swoich tabletkach również miałam ból i zawroty głowy, uczucie, że robi mi się słabo, ale zniknęły paniczne lęki i myśli samobójcze, czyli coś za coś. Dzisiaj jest już coraz lepiej. Biorę swoje leki drugi miesiąc i te wszystkie złe objawy psychiczne ustąpiły, a fizycznie- też czuje się z dnia na dzień nieco lepiej. Nie myśl tylko, ze tak szybko pozbyłam się tej nerwicy. Ona jest cały czas do mnie przyczepiona, mam momenty, kiedy czuję, że znowu się zaczyna.... Na przykład, jechałam z pracy autobusem (przeważnie jeżdżę samochodem razem z mężem, albo sama, ale tak się złożyło, że byłam skazana na komunikację miejską. Mieszkam w dużym mieście i bez tramwaju ani autobusu nigdzie człowiek nie dotrze) i nagle poczułam, ze robi mi się słabo, miałam mroczki przed oczami i płytki oddech. Modliłam się aby dojechać do swojego przystanku i wysiąść. Bałam się, że kiedy zemdleję, to nikt mi nie pomoże i mogę nawet umrzeć. Szybko wtedy skupiłam się na swoim oddechu, skupiłam wzrok w jeden punkt i zaczynałam odliczać do 10. Czułam jak pomaleńku to złe uczucie odchodzi i kiedy wróciłam do domu, było już wszystko w porządku. Zajęłam się obiadem i do wieczora lek nie powrócił. Po prostu postawiłam granice tym emocjom, które chciały mną zawładnąć i nie wpuściłam ich do swojej głowy. Ważne, aby w odpowiednim momencie zareagować i odwrócić myślenie. Możesz np. zacząć bawić się guzikiem lub telefonem, jednocześnie oddychając. Najważniejsze to odciąć się na moment i pomyśleć tylko o swoim ciele i oddychaniu. Następny atak panicznego lęku umierania dostałam na wakacjach w tym roku. Byliśmy z rodzina (mężem i teściami, bo dzieci nie mamy, też przez moja nerwicę, ale to ci napisze przy innej okazji) nad morzem w Międzyzdrojach i nagle poczułam zawroty głowy i miękkie nogi, słaniałam się na nich, bałam się usiąść na ławce, ze mogę się z niej nie podnieść i szłam pomału czując jak jestem coraz słabsza. Pomyślałam, że tutaj przecież nawet nie ma szpitala w pobliżu i jak będę potrzebowała pomocy medycznej, nikt do mnie nie przyjedzie. Wtedy mój mąż, zaczął prowadzić ze mną rozmowę, zupełnie na jakiś bezsensowny temat i odwracał w ten sposób moja uwagę. Kupiłam w sklepie wodę, bo miałam takie suchoty w ustach, że aż mi się sklejały wargi. W skalpie było bardzo duszno, ale poradziłam sobie z kupnem tej wody. Mąż nie zrobił tego za mnie i to również była część terapii. Tego dnia wracaliśmy do domu. Wyobraź sobie, ze wsiadłam za kierownicę i prowadziłam samochód, krótko po tym zajściu. Przełamałam ten lęk, usiadłam za kierownicę i skupiłam myśli na jechaniu, a wzrok na drodze. Wróciliśmy okropnie zmęczeni. Wzięłam wtedy swoja silniejszą tabletkę i poszłam spać. Byłam tak naładowana, że z tego spania nic nie wyszło. Męczyłam się pół nocy, a następnego dnia odczuwałam skutki tego wyjazdu. Tak wiec, widzisz, że z nerwicą nigdy nie wygrywasz do końca, znowu porównam ci to do alkoholika, który nawet jeżeli przestaje pić, to nigdy nie przestaje być alkoholikiem. Taka jest zasada życia w trzeźwości. Nawet na grupach AA, mimo, że członkowie są anonimowi to zawsze przedstawiają się :* Mam na imię.... i jestem alkoholikiem, nie pije od 5 lat*. Tak samo jest z nami, jeżeli lekarz ci powie, że z tego wyjdziesz to ma raczej na myśli okresy remisji twojej choroby, bo nigdy nie wiesz, kiedy napad lęku cię dostanie. A niestety żyjemy w takim świecie, że nie unikniemy sytuacji stresowych i traumatycznych przeżyć. Nie byłam dzisiaj niestety w lesie, strasznie u nas padało i było zimno, ale spędziłam dzień dość ciekawie, chociaż miałam moment, kiedy czułam że robię się nerwowa i podnoszę głos, a powodów racjonalnych ku temu nie było. Szybko to skontrolowałam i jakoś się udało znowu nie dopuścić do rozwinięcia stresu. Tylko mój mąż oberwał parę mocnych słów, a zupełnie niepotrzebnie. Ale ci dużo piszę, mam nadzieję, że jesteś w stanie to wszystko czytać, bo sama się dziwię, ze aż tyle napisałam. Ale ty również wiele mi opisujesz. Dobrze, to jest też pomocne, aby znaleźć bratnia duszę i powiernika. A za takiego kogoś cię uważam Schizza77. Dzięki! Do usłyszenia! Pozdrawiam ciepło :)
Odnośnik do komentarza
No dobry wieczór Schiza77! Smutno mi, ze się nie odezwałaś od soboty :( Myślałam o tobie, co tam u ciebie słychać, czy próbowałaś ćwiczyć techniki oddychania i co w ogóle się wydarzyło... Ja miałam wczoraj wieczorem małą wpadkę ze swoja nerwicą. Niby wszystko było w porządku w ciągu dnia, wieczorem sobie pomedytowałam, a przed samym spaniem mnie złapało. Czułam jak mi rosło ciśnienie i co raz cieżej było mi oddychać. Prawie się dusiłam, a wcale nie było duszno. Wstałam z łóżka, wyszłam z sypialni i poszłam do dużego pokoju. Zmierzyłam ciśnienie i było dość wysokie, ale najbardziej to miałam podwyższone tętno- 110( norma jest od 40 do 90). Wytłumaczyłam sobie, ze przecież nic się nie dzieje i położyłam się z powrotem. Mąż mnie przytulił i skupiłam się na oddechu...stawał się regularniejszy i bardziej spokojny. Jakoś zasnęłam, ale rano... Czułam się nawet nieźle, jednak w ciągu dnia, w pracy, znowu naszło mnie uczucie, ze coś mi jest i tak po południu też mnie trzymało. Nie wiem czy teraz czuje się dobrze. Nie potrafię tego nazwać. Mam złe emocje i wrażenie poddenerwowania oraz napięcia. Wzięłam swoja tabletkę i zaraz kładę się spać, wypiję jeszcze filiżankę podwójnej melisy i tylko się modlę, aby to uczucie złego wrażenia się nie nasiliło i obym normalnie mogła przespać noc. Tak wiec, widzisz Schiza77, ja też mam na co dzień swoja nerwicę i jej męczące objawy, może nie tak silne jak ty( już nie tak silne, ale przerobiłam je od deski do deski), ale niestety je mam. Spokojnej nocy ci życzę i odezwij się, pa! Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Dobry wieczór Schiza 77, chyba dobrze zapamiętałam! Dorosłe dzieci alkoholików zawsze mają pod górkę. Zawsze, dopóki nie pójdą na terapię do AA. Brzmi niezbyt zachęcająco, ale mam już przeszło 40 lat, wiem co mówię. Nie potrafimy stworzyć dobrych zwiażków, choć o niczym innym nie marzymy, mamy nerwicę, a wzasadzie mega nerwicę, kłopoty z samoakceptacją, zwasze musimy być najlepsi, a ten perfekcjonizm nas zabija. Zawsze musimy być lubiani, a tak się przecież nie da. Mamy problemy z asertywnością, z mówieniem *Nie*. Wydawje nam się, ze najgorsza jest nerwica, ale to tylko skutek. Musimy wyleczyć przyczynę. A przyczyna tkwi w dziećiństwie, w ojcu, do ktorego nie mamy szacunku więc nie umiemy szanować partnera itak dalej.Nie będę się wymądrzała, sama mam z tym kłopoty, choć ja już zaakceptowalam chorobę mojego ojca i mu wybaczyłam. Umiem mu anwet powiedziec, ze go kocham. Mimo, ze przez jego chorobę mam schrzanione życie. Ale wiem o tym i starm się jak cholera znormalnieć. Pozdrawiam ciepło. Wiktoria.
Odnośnik do komentarza
Witam Dziewczyny :) Chyba mogę tak oficjanie nie? :) Nie pisałam te parę dni.. nawet nie wiem ile dokładnie.. żle się czułam, a do tego doszła mi zaległa praca którą musiałam odbębnić..niestety, dzisiaj czuję się już lepiej, choć wieczórm się już zacząło, kwestia czasu jak zaś mnie złapie.. :) Pisze więc szybciutko co by napisac wszystko co siedzi mi w głowie.. Pearl, qrna a jeśli to przezemnie Cie łapie? :( nie wiem, może myslałaś jakoś o tym ostatnio bardziej i się to zaczęło u Ciebie? :( Nie wiem co mam Ci poradzić, bo jestem w tej sprawie jeszcze zbyt niedoświadczona, jedyne co się nauczyłam to panować nad swoim lękiem w pewnym sensie i dzięki temu moje serce już nie szaleje tak jak wczesniej. Jedynym uczuciem jakie mnie teraz łapie jest takie coś jak by siedziało we mnie coś bardzo smutnego, coś co chciałabym z siebie (powiem nie ładnie) wyrzygać, stąd mdłości, uczucie gniecenia w klatce piersiowej, krecenie się w głowie, no i ogolne zmęczenie. Tylko tyle :) Także z tym mam już spokoj, wyjasnilam sobie ze sie nic nie dzieje, ze to siedzi tylkow mojej glowie, choc nie zawsze mi to tez pomaga.. Widze że Ty też sobie zastosowalaś metodę uspokajania się... jak się uwierzy w to naprawde to daje to rezultaty, bynajmniej w moim przypadku.. Pozatym, masz kochającego męża, który Cię przytuli, uspokoi, wiesz że masz przy sobie kogos bliskiego.. ja tule się tylko do misia i to musi mi wystarczyć :( Tak czy inaczej, wierze w Ciebie że przezwycięzysz lęki, jesteś o wiele silniejsza ode mnie, :) Bede wspierać Cię jakoś telepatycznie, duchowo, tak mocno jak tylko się da :) Pamietaj, że najprawdopodobniej w tym momecie gdy łapie Ciebie łapie też i mnie... taka mysl napewno doda Ci otuchy :) Mam nadzieje, ze juz nie bedziesz miec tego typu ekscesów... :( mandagora66 to co napisalaś jest 100% prawdą. Cechy ktore wymieniłaś są jakby odzwierciedleniem mnie, choć ja chyba nie mam problemu z mówieniem *nie*. Jestem chyba stanowcza, czasem az za bardzo, ale to chyba kwestia genów :) Zastanawiam się wlasnie nad wybraniem sie na ta terapię, choć boli mnie że o te pare lat za pozno. Może, gdybym nie była taka jaka byłam , mój chłopak nie popełniłby samobójstwa? :( Czasem o tym mysle, obwiniam siebie za to wszystko bo nie potrafie tego zrozumieć.. Może to wszystko faktycznie przezemnie? :( Moze ta choroba ktopra kryla sie we mnie, powoli wyniszczala też jego? :( Nie wiem co o tym mysleć, kazda taka mysl boli.. Czasem chciałabym urodzic się na nowo :( Chodziłaś na terapię? Powiedz, co daje podjecie jej? Wczesniej wydawało mi sie to smieszne, ale chyba się zdecyduję na takie leczenie... Boże, nigdy nie sadzilam że bedzie mi to potrzebne.. :( Pearl, a chodziłaś na to? PS.Możecie mowić , że jestem okrutna, bez serca, i wogole potwor, ale ja ojcu swojemu chyba nigdy nie wybaczę.. przez niego wszelkie pozytywne uczucia w domu znikneły, nigdy mu chyba nie powiem że go kocham, bo nie wiem czy to co do niego czuję to nie jest tylko świadomosc tego ze jest moim ojcem.. tak czuję i wydaje mi sie że moje postepowanie się nie zmieni.. nie winię go za całe zło tego świata, winię go za to ,że mnie przed nim nie obronił..
Odnośnik do komentarza
Witam nową koleżankę, dobry wieczór mandagora66, ciszę się, że zainteresowałaś się wątkiem, który obie ze Schizą77 sobie prowadzimy. Fajnie, ze jest jeszcze ktoś, kto ma świadomość jak może wyglądać nasz problem. Teoria to mało, ale ktoś, kto przeżywa to na własnej skórze jest najbardziej odpowiednią osoba, aby cokolwiek na temat problemu alkoholowego się wypowiedzieć. Jesteś trochę starsza od nas, ale myślę, że wszystkie jesteśmy dość mocno doświadczone paskudnym bagażem życia. Piszesz o przebaczeniu, to jest piękne, ale ja również (jak Schiza77) nie wybaczyłam mojej matce, tego co mi zrobiła. Że nie było jej przy mnie, kiedy najbardziej potrzebowałam matczynej miłości. Kiedy ja szłam do świętej komunii, ona nawet nie była świadoma co się dzieje, a dla dziecka to ważne wydarzenie w życiu; kiedy szłam do bierzmowania, jej też nie było, tylko podczas ślubu uczestniczyła w uroczystościach. Kurde, niby mam matkę, ale nigdy jej nie doświadczyłam. Na dzień dzisiejszy nie czuję aż takiej więzi emocjonalnej z nią. Owszem, kiedy ona choruje, lub źle się czuję to o niej myślę, szkoda mi jej, ale nie ma prawdziwej empatii, nie czuje tego. Zresztą mówi się, że jest pewna zasada wśród dzieci alkoholików, w sumie to są 3 zasady: nie słyszeć, nie mówić, nie czuć. To wynika tylko ze strachu, a potem chorujemy na jakieś paskudne nerwice i skutki sami nosimy na własnych barkach. Pytasz mnie Schiza77 czy uczestniczyłam w terapii dla dzieci alkoholików- owszem, wiele czasu spędziłam na meetingach, nie tylko dla dzieci, ale również dla samych anonimowych alkoholików, są czasami takie otwarte meetingi na które można sobie pójść i posłuchać wypowiedzi tych, którzy uznali, że są bezsilni wobec alkoholu i chcą swoje życie zmienić. Jeździłam nawet na kilkudniowe terapie, gdzie spotykałam takich ludzi jak ja, dzieliliśmy się swoim doświadczeniem i wspólnie trzymaliśmy. Dzisiaj, każda z tych osób pewnie ma własna rodzinę. Zawsze się bałam, aby nie trafić na partnera swojego życia, który będzie miał problem z piciem. Często zdarza się, że właśnie córki alkoholików wybierają na mężów mężczyzn, którzy mają zaawansowana chorobę alkoholową. Dzieje się tak dlatego, że właśnie w takim schemacie dorastały i tylko takie wzorce zostały im przekazane. Mi się udało, mój maż nie pije alkoholu (oczywiście nie wcale, ale dobrze zna moja przeszłość i dzieciństwo) i ja nie muszę dzisiaj patrzeć na libacje alkoholowe lub przemoc. A dużo widziałam i wiele batów dostałam. Odniosę się jeszcze do twojej wypowiedzi Schiza77 odnoście poczucia winy. Nigdy nie mów, że moja choroba, czy jej nawroty to twoja wina. To czy z tobą rozmawiam, czy nie rozmawiam z nikim, nic nie zmieni, ta podstępna nerwica wcale nie musi mieć konkretnych powodów, aby dopaść ciebie czy mnie. To, co mamy z dzieciństwa w swoim umyśle, jest tak zakorzenione, że nawet nie wiemy, kiedy podświadomie zacznie nas dręczyć w postaci właśnie panicznego napadu leku, mdłości, przyspieszonego tętna czy zawrotów głowy. Nie możesz również brać odpowiedzialności za śmierć swojego chłopaka, nie wiem Schiza77 co się wydarzyło i nie będę cię o to pytała, jeżeli uznasz, że chcesz się ze mną tym podzielić, to to na pewno uszanuję, ale nigdy nie jesteśmy odpowiedzialni za dorosła osobę, nawet jeżeli jest nam bardzo bliska. Widocznie tak Cię Bóg doświadcza, mnie doświadczył w inny, również paskudny sposób( 6 lat temu straciłam dziecko- poroniłam, ale na razie nie chcę o tym pisać) i nie wiesz co jeszcze ma w zanadrzu. Trzymajcie się dziewczyny! Do jutra, słodkich snów, głowy do góry! Pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
Witam , witam, i o zdrówko pytam :p hehehe ja tak dzisiaj na humorzasto bo dzien miałam do tyleczka :p hehe od rana bole, zawirowania, eszz... juz mam dość.. Co prawda zalozylam nowy wątek, ale nikt mi narazie nie odpisuje :( Chodzi mi o *urywane ziewanie*. Czy takie coś jest w spisie objawów nerwicy? Chodzi o to ze codziennie rano gdy ziewam , nigdy nie moge wykonać pełnego ziewnięcia, przez to czuję że moj mozg się nie dotlenia,za chwilę uczucie dusznosci, płytki oddech no i idące za tym mysli : ziewanie jest zazwyczaj przed zwałem, wiec co jesli to zawał? albo jesli niedotlenie mozgu, przestanie działac? no i takie tam... mozecie sobie wyobrazić :) tysiac mysli na minutę.. teraz się z tego smieję, ale wiem co bedzie rano : *Mamo błagam zadzwon na pogotowie!!* . Mama nie zadzwoni, bo wie ze nic mi nie jest a ja bede miec pretensje do całego swiata, że człowiek umiera a nikt mu nie chce pomoc :) Wstyd jak nie wiem.. Czy mieliscie takie coś? Pearl, Ty z racji długoterminowej choroby mialas juz chyba wszystkie jej objawy, mialas tez to dziadowstwo? Błagam wyjasnij mi choć troszke co to bo ja normalnie juz wychodzę z siebie :( WRACAJAC DO POPRZEDNICH POSTOW... Ad. 1 - co do naszych dorosłych problemów i ich kieliszków. Wiem co czujesz, w sumie czujemy tak samo. Wiesz, ja moze bym wybaczyla ojcu i nawet sprobowalabym zaczac wszystko od nowa, gdyby tylko przyznał się do tego że jest alkoholikiem i zechcial cos z tym robic. Bo to e jego wykancza ten alkohol, to jego sprawa, niech cierpi jesli chce, na wlasne zyczenie, ale ja ani moja mama sie nie prosilysmy o to.. Jego, gówniany z reszta wybór, niszczy nie tylko jego, ale i równiez nas.. nasza psychikę, uczucia, i przez co w jakis sposob tez fizycznosc. Niestety, jemu jest dobrze jak jest.. a tego juz darnowac nie moge. Ot co.. Ad.2- chyba tez sie wybiore na te spotkania. Teraz co prawda nie bardzo bede miec kiedy, i za co ;] ale gdzies za miesiac czy dwa wybiore sie napewno. Mozliwe że duzo mi pomogą, tak jak Tobie Pearl. I wiesz, cieszę się , z tego co napisalaś o swoim meżu, że nie masz takich problemów z alkoholem, że jesteście obydwoje od tego wolni. Ja alkoholu tez nienawidzę, zabrał mi w zyciu praktycznie wszystko to co było dla mnie najwazniejsze i nie pozwole zeby zabrało cokolwiek jeszcze.. zbyt duzo straciłam. niestety,,i są to rzeczy ktorych nie odzyskam, nigdy już.. dlatego cieszę się że Tobie się udało wyrwać od tego kompletnie!!! :) (Pozwól ze pocieszę się troszkę z Twojego szczescia , gdzyż swojego mam mało :p ).. Ludzie, powinini wiedzieć, czym jest alkohol, bo to nie tylko uzywka na imieniny i święta.. to śmierć w butelce, dla ludzi, ich uczuć, instynktów, psychiki, charakteru, wartości no i życia. Ad-3 - Tak tylko apytałam, bo nie chce zeby Cię lapało przeze mnie z jakiegoś powodu :( Co do Boga..wierzę w Niego, ale Go za cholere nie pojmuję. Nie winię go za to co mi sie przytrafiło, raczej pytam dlaczego.. do dzisiaj nie uzyskałam odpowiedzi, albo uzyskałam a jej nie dostrzegam./ Wiem, że w stosunku do każdego z nas ma plan jakiś, jednak boje się czy czasem nie przeliczył moich sił.. (podobno czlowieka tylko tyle zła ile sam jest w stanie udzwignąć..). Ja juz chyba trace te siły, więc ..puk, puk.. zglaszam reklamację i chcialabym cos nowego :p Przykro mi z powodu Twojego dziecka. Wiem, że słowa wspolczuje bla bvla bla nic nie dają, są puste... wiem dokladnie, bo mnie tez tak wszyscy mowili.. w niczym mi to nie pomagało. I tak naprawdę nie ma leku na to, czas tylko i wylacznie, ktory nie uleczy ran -jak mowią wszyscy- ale przyzwyczai nas do bólu. Mam nadzieje ze pozbierałas się przez ten czas jakos.. wiem co siedzi w kobiecie gdy traci dziecko, moja bliska przyjaciolka miala to samo. Teraz boi sie zajsc w kolejną ciaze, ma taki uraz psychiczny, ze boi sie wziasc nawet dziecko na rece. I tez nie ma jak jej pomoc, wszystko zalezy od czasu no i tegfo co ona bedzie mysleć i czuć. Co do mojego partnera.. nie wiem, czy i na ile moglam sie przyczynic do jego samobójstwa i nigdy odpowiedzi na to pytanie nie uslyszę.. bynajmniej wiem, że juz do konca zycia bedzie tkwić we mnie to poczucie winy, ze moglam cos zrobić a nie zrobila, ze moze miał problem a ja go nie wysluchałam.. cokolwiek.. Zawsze bede go kochać i tesknić za nim - to jedno wiem napewno. Razem za ta milością, bedzie podarzać za mną poczucie winy, lecz z tym sie juz chyba pogodzilam.. Bynajmniej, tak mysle.. Dziekuje Ci że jestes Pearl... jesteś chyba jedyna osobą jaką znam, ktora moze mnie zrozumieć.. P.S.Pisałaś o tym,że niewiadomo co Bog ma jeszcze w zanadżu... Hmmm.. no ja tez nie wiem, ale mam nadzieje, że same dobre rzeczy.. :)
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×