Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Wątpliwości co do zabiegu ablacji


Rekomendowane odpowiedzi

Laura349258 kim Ty jesteś ze uwazasz sie za znawczynie tematu ablacji? od tego są lekarze zeby informowac pacjentow jak to przebiega, jakie są konsekwencje itd. co Ty mozesz o tym wiedziec mając ją robioną w narkozie :* wole nie myslec co bys wypisywala i jak straszyla ludzi gdybys ją miala wykonywaną jako osoba dorosła tylko na glupim jasiu i srodkach przeciwbólowych :* a powiem Ci ze bolało cholernie :) nie płakałam z bólu - łzy same mi leciały...
Odnośnik do komentarza
fr.anka nie zauważyłaś może że nic takiego nie robię?Staram się pomóc ludziom, którzy nie mają pojęcia na temat tego zabiegu. Nie uważam się za żadną znawczynie tematu ablacji, a chyba nic złego w tym, że opowiedziałam tutaj jak przebiegła moja ablacja, do tego nie potrzeba lekarzy, by opowiedzieli o dniu po czy też przed. Co mogę wiedzieć mając ją robioną w narkozie? Owszem, na pewno mniej od Ciebie ale to nie znaczy że nie wiem o niej nic bo wiem sporo. Wolisz nie myśleć co bym wypisaywała i jak straszyła ludzi? Przecież ja nie straszne nikogo ! To, że pewna osoba spytała o konsekwencje, napisałam mniej więcej to, o czym mówił mi mój kardiolog. Ciebie bolało cholernie? A mnie nie bolało wcale, tylko że ja w tym temacie nie opisuje Twojej ablacji lecz moją Wiesz?Strasznie mi smutno że tak to odbierasz. Najechałaś na mnie bez powodu. Co robię źle? Dużo ludzi mi tutaj podziękowało za np dokładny opis mojego pobytu w szpitalu. W czym problem? Co jest nie tak? Jeśli moja ablacja była zupełnie inna od Twojej to znaczy że muszę przestać pisanie tutaj? Bo widze że nic Ci się nie podoba. Na początku tematu napisałam, że mogę opowiedzieć o MOJEJ ablacji, a że była przeprowadzana w narkozie tzn że nic nie wiem? że nie mam prawa o niej pisać?
Odnośnik do komentarza
fr.anka, coś nerwowo? Dla porządku przypomnę, to nie egzamin na kardiologa czy gabinet lekarski a Forum i jeśli ktoś sobie nie zdaje sprawy z tego, że jest to tylko miejsce do wymiany opinii, to jego problem. Współczuję Ci bólu, ale nie rozumiem tej wściekłej i pełnej żółci reakcji na posty Laury. Ktoś Ci coś zrobił? Czujesz się jedyna i poszkodowana? A może poradź się jakiegoś lekarza? Lauro, dzięki postowi Beaty trafiłam do Anina i już za kilkanaście dni poddam się ablacji. Dzięki Twojemu spokojowi i sympatycznej korespondencji, choć histeria fr.anki rozbiła mnie na kilka dni (to straszenie bólem), a do tego doszły wyniki badań, które wprawiły mnie w osłupienie. Niedomykalność zastawki trójdzielnej i ślad płynu w opłucnej. Ale to mogą być pozostałości po przeziębieniach. Napisz mi, jak się czujesz? Czy częstoskurcz przeminął całkiem?
Odnośnik do komentarza
z góry przepraszam, że nie odwiedzałam forum lecz myślałam, że po postach fr.anki nikt już się nie poradzi...dziękuję bardzo że to zrobiłaś, bo pomimo wszystko smutno mi było bardzo po tym, co przeczytałam. Tak, częstoskórczu nie miałam żadnego od momentu ablacji a miałam ją przeprowadzaną we wrześniu. Czasami odczuwam dziwne zabicia serca, jakieś szybsze lecz nie są w ogóle uciążliwe. Jednak podkreślam że moja ablacja odbyła się pod wpływem narkozy zupełnej, nie chcę by ktoś miał później mi za złe jeśli go będzie boleć, czego nie życzę nikomu. Powiedz mi jak się czujesz? Ablacja się odbyła? Dobrze wszystko po niej? Jak samopoczucie? Bardzo przepraszam że nie odpisałam wcześniej, mam nadzieje że wybaczysz i napiszesz jeszcze o swoim zdrowiu, będę tu wchodzić codziennie z niecierpliwością na kolejną wiadomość. Dziękuję jeszcze raz za to, co napisałaś
Odnośnik do komentarza
Laurko:) Odliczam dni do 17 grudnia. Wiem, że czeka mnie zabawa na żywca, ale jak się powiedziało *a*, będzie trzeba i zaBEEEEczeć;) Nie boję się tego, co wydarzy się w czasie ablacji, troszkę mrowi mnie na myśl, że może coś się potem pogorszyć, że tę jakość, którą mam codziennie (zajadanie się prochami i ataki góra raz w miesiącu, zazwyczaj ustępujące do góra godziny) zastąpię czymś mniej znośnym... Czytałam inne wątki i kołacze się jakaś niepewność. Oczywiście, jak tylko zacznę ganiać jak rusałka po wszystkim, napiszę jak to u mnie było:) Zastanawiam się jeszcze nad rekonwalescencją. Czy któraś z szanownych pań *starszych* (;))) może powiedzieć mi, jak długo trzeba lizać rany? Serdecznie pozdrawiam:)
Odnośnik do komentarza
Do Laury:)mam napadowy częstoskurcz nadkomorowy już od wielu lat, ale teraz tak naprawdę daje mi się we znaki:jest częściej i sama nie mogę go uspokoić, więc przyjeżdża pogotowie, dają mi adenocor i w momencie wszystko wraca do normy. Ale ja się bardzo boję,gdy tylko serce zabije inaczej. Biorę leki: bisocard, polprenol, kaldyum, magnezin. Wstępną wizytę do krakowskiej kliniki(w sprawie ewentualnej ablacji) mam na 21 stycznia i jestem gotowa poddać się temu zabiegowi, by mieć wreszcie święty spokój. Ciekawi mnie, jak się teraz czujesz i jak radziłaś sobie, gdy dopadł Cię częstoskurcz. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Moniko mam nadzieje że wszystko się udało? Jest już w miare dobrze? Ja miałam wykonywany zabieg pod pełną narkozą więc nie wiem jak to wygląda jak to napisałaś *na żywca*. Mam nadzieje że wszystko dobrze, przepraszam ze wcześniej nie pisałam. Jeśli miałaś ablacje 17 grudnia to chyba już w domku jesteś i to w całkiem niezłym stanie? Wszystko dobrze? Zabieg się udał?
Odnośnik do komentarza
Yellow, a więc jak sobie radziłam? Przeważnie w ogóle, nie potrafiłam z nim sobie poradzić, czasami ustępował gdy brałam głębokie wdechy, zamiast panikować starałam się równo oddychać. Kilka razy zdażyło się, że po takich mocnych wdechach ustąpiło, ale w porównaniu do ogólnej liczby moich częstoskurczy było to bardzo mało. Również Cię przepraszam że wcześniej nie wchodziłam na to forum, myślałam że nikt nie pisze, ale już będę to robić częściej, z reszta, są święta i mam na to czas. Ale powiedz, byłaś na tej wstępnej rozmowie? I jakie refleksje wysnułaś? Chcesz spróbować? Może zastanawiasz się jeszcze? Osobiście nie znam na zażywanych lekach, czy pomagają, czy też nie, ale mi w trakcie częstoskurczu nie pomagał żaden, chyba że podany przez pogotowie ale brałam różne leki przed operacją, niby była nadzieja że pomogą, zmniejszą częstoskurcze lub całkowicie ustąpią, co jednak nie nastąpiło. A teraz? Zabieg miałam wykonany pod koniec sierpnia, dziś jest koniec grudnia a czuje się dobrze. Od tamtego czasu nie miałam jeszcze żadnego częstoskurczu, fakt że czasami (w sumie z tego co zauważyłam to coraz częściej) jakoś dziwnie mnie kuje serce, czasami nierówno bije, szybciej, mocniej wcale nie przy męczących czynnościach tylko nawet np podczas zasypiania. Nie wiem czy to ma coś wspólnego z sobą, ale również odczuwam ostatnio bóle w okolicy serca, płuc. Nie są tak silne, by zażywać jakieś tabletki, lecz dokuczliwe. Jednak nie jestem pewna czy to może mieć jakiś związek z zabiegiem. Więc czekam na Twoją refleksje na temat wizyty w klinice krakowskiej :)
Odnośnik do komentarza
Wizytę mam dopiero 21 stycznia. W trakcie częstoskurczu też leki nie pomagają, przynajmniej te zażywane w domu, dopiero adenocor podawany przez lekarza, po nim ustępuje błyskawicznie. Po tym co napisałaś, to jednak nie wszystko po zabiegu przebiega normalnie, to przykre:( a lekarze tak namawiają do ablacji...odezwę się znów, pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Jednak nie jestem pewna, czy to co napisałam wyżej, jest właśnie poprzedzone operacją, może nie ma to nic wspólnego, może z powodu, za za jedną ablacją miałam wypalane aż dwa miejsca to jeszcze trochę za wcześnie na niektóre czynności. Dużo pracy w domu przed świętami, wysilek fizyczny, może pomimo upłyniętych miesięcy to nadal jak dla mnie za dużo i powinnam zwolnić. Jednak samego w sobie częstoskurczu nie miałam od tamtego czasu. Moją ablacje i pobyt w szpitalu wspominam nawet dobrze, najgorszy jak wiadomo był dzień, czas po wykonaniu ablacji gdyż nie można się wówczas w ogóle ruszać, ani siadać ani nic z tych rzeczy a wiadomo że leżenie całego dnia jest uciążliwe, jednak myślę że warto, bynajmniej po moim doświadczeniu w narkozie zupełnej. Czasami gdy *inaczej* bije mi serce są to różne odczucia, raz szybciej zabije, raz mocniej, ale nie jest to nic bolesnego, raczej zawsze wtedy zapalla mi się nad głową żarówka, oznaka że coś się dzieje? Chcę tego nasłuchać, a to już ustępuję, tak krótkiej zmiany bicia nie da się jakoś szczegółowo zbadać, czy chociaż się zastanowić, przyrównać do czegoś. tak, też jestem ciekawa jak potoczyła się ablacja Moniki, mam nadzieje że wszystko w porządku i przepraszam że nie mogłam być wtedy przy Tobie :(
Odnośnik do komentarza
Znowu się martwię:( od kilku dni, a właściwie nocy dziwnie się czuję: nie mogę zasnąć, targają mną różne myśli, serce bije nierówno- nie szybko, ale czuję jakby wyrywało się z klatki piersiowej, czuję też w tym miejscu jakby huśtawkę, drgania...trudno to nazwać. Oczywiście pojawia się strach przed częstoskurczem, ale do tej pory go nie było- chwała Bogu! Piję melisę na uspokojenie, łykam persen, ale to nie pomaga. Nie wiem,czy mam się tym nie przejmować? do wizyty w Krakowie jeszcze trzy tygodnie...może jakieś rady?
Odnośnik do komentarza
hm trzy tygodnie to pomimo wszystko jest troche czasu. Dasz rade tak przetrzymać? Z sercem to nie żarty, może warto pójść do lekarza rodzinnego? Przypomnieć o częstoskurczach i powiedzieć o dziwnych objawach w ostatnim czasie? Wydaje mi się że nie należy niczego lekceważyć, a też lepiej się poczujesz jeśli to zniknie czy coś takiego. Sama ostatnio nie czuje się dobrze, nie pisałam o tym, lecz od kilku tygodni cierpie na mocne bóle głowy, w jednym miejscu, wciąż w tym samym. Szybko robi mi się słabo, gdy np dłużej stoje w jednym miejscu i... przedwczoraj, z samego rana, nie byłam zdenerwowana, nie bałam się niczego, nie robiłam niczego nadzwyczajnego, nie był to żaden wysiłek, po prostu podążałam wzdłuż chodnika i...miałam częstoskurcz. Prędzej czasami serce mnie bolało, biło inaczej, ale teraz jestem na 100% pewna, że to był częstoskurcz, miałam ich przed operacją tak dużo, że nie myle się, znam dokładnie to uczucie. Nie był długi, trwał może z 5-10 minut, ale wystąpił, a przecież po operacji miało ich nie być w ogóle... Moniko a jak u Ciebie? Jak się trzymasz? Jejku tak bardzo się o Ciebie martwie :( proszę odezwij się jak najszybciej
Odnośnik do komentarza
witam 05.01 miałam ablacje....skutki: przetoka tętniczo -żylna, którą odkryli w aninie, bardzo bolała mnie noga zrobiłam wczoraj prywatnie dopplera- wynik przetoki sa dwie!podsumowanie jak najszybsza operacja!!!!!!!chirurgia naczyniowa, itp....dziękuje, póki co zadecydowanie się na ablację to chyba najgorsza decyzja mojego życia.....:(
Odnośnik do komentarza
jejku :( bardzo Ci współczuje :( mam nadzieje że nikomu więcej się tak nie przydarzy a Twoja operacja powiedzie się i będzie wszystko dobrze :( zdecydowałaś się na ablacje po czytaniu moich postów? :( nie chciałam by komukolwiek stało się coś złego :( jeśli tak to przepraszam :(
Odnośnik do komentarza
Dziewczyny (i panowie:) Kochane:) Nie chciałam za szybko ze swoją euforią tu wskakiwać, ale jestem... no cóż, jestem zachwycona. Podobnie jak Ty, Laurko, mam różne dziwności, czasem coś szybciej, czasem coś tam jakby przeciągnie, dziś było mocne szarpnięcie z ukłuciem - ale to wszystko ewidentnie gojenie i najzwyklejsze reakcje gdzieś we mnie. I po prostu za wcześnie jeszcze na ganianie po śniegu, acz zdarza mi się od kilku dni przyszaleć z psicą na spacerze:) Wiem, że częstoskurcz może się pojawić - to raczej będzie oznaczało kolejne jego źródło, a nie powrót tego, którego źródło Ci usuwano... Tak myślę. Na obserwację poablacyjną ja mam rok - gdy nic się nie wydarzy, to dopiero będzie oznaczało, że serce nie ma już więcej tych dróg, które odpowiadają za kołatania. Ale, ale jak to było. Jakieś tam strachy na lachy musiały być;) Ale od początku. Przesympatyczny, ciepły i niezwykle profesjonalny zespół z Allenortu przyjął mnie rano przy Płowieckiej w Warszawie. Przez cały dzionek czekałam na zabieg, by *być przygotowaną jak do operacji*. Zdezynfekowana, już na czczo i z czuwającą doktor Jakubowską (pani Ewa jest zastępczynią ordynatora oddziału kardiologicznego CK Allenort) u boku, odpowiadającą na każde pytanie, ruszyłam około 20.00 na zabieg. Trochę zagrały nerwy, więc poczułam się słabo i na salę wjechałam na wózku (zapominając o zabraniu skarpet, o których radzę pamiętać, zwłaszcza teraz, gdy zimno;)). Niezwykle cierpliwy, przesympatyczny doktor (n.med.) Paweł Derejko (konsultując przypadek z profesorem Franciszkiem Walczakiem) osobiście zajął się moim rozdygotanym jestestwem (plus migreną, która nie omieszkała zawitać na imprezę). Doznania około zabiegowe są sprawą niezwykle indywidualną. Ja jestem niesamowitą histeryczką, gwałtownie reaguję na widok igieł, strzykawek, a już zapachy szpitalne zwalają mnie z nóg, ale wszyscy obecni przy zabiegu byli tak troskliwi i sympatyczni, że aż głupio mi było tak zrywać się i uciekać z wrzaskiem. Nie są to miłe rzeczy, przyjemne odczucia. Pan doktor był bardzo delikatny przy znieczuleniu i perfekcyjny w trakcie zabiegu. To, co się czuje przy wzbudzaniu i wypalaniu - cóż, to się po prostu czuje. Wystymulowane zostały u mnie 2 typy częstoskurczu, wolny-szybki i szybki-wolny. Ablacja drogi wolnej węzła przedsionkowo-komorowego i ponowne indukowanie arytmii zajęły niewiele czasu. W sumie, wszystkiego było niewiele ponad godzinę - miałam dużo szczęścia:) Szczerze powiedziawszy najmniej sympatyczne z trzydniowego pobytu w Allenorcie było tych kilkanaście godzin w bezruchu po zabiegu. Nocka na czuwaniu. Nie warto ryzykować zginania odrętwiałych nóg, podsuwania się, kręcenie kuprem czy próbowania obkręcania się, lepiej też nie zamawiać zbyt głębokiego snu o lataniu czy sportach ekstremalnych. Przemiłe panie pielęgniarki (pozdrawiam z całego serca) starały się pilnować i pomagać właśnie w tych najtrudniejszych godzinach. Ostrzegały, że pokusa ulżenia na chwilkę może kosztować coś takiego, co przytrafiło się Kindze 2010. I operację. Ale ta operacja, sama przetoka NIE JEST WYNIKIEM ABLACJI. Kinga, trzymaj się dziewczyno, trzymaj się i nie myśl, że podjęłaś złą decyzję. Trzeba starać się pomóc sobie. Pożeranie leków i życie w oczekiwaniu na kolejny atak nie jest dobre... Żeby nie martwić się takim paskudztwem, jak te przetoki, warto przecierpieć kilkanaście godzin. I nawet po zdjęciu tak zwanej piłki, czyli uciskającego te drobne nacięcia w pachwinie opatrunku, nie szaleć. NIE SCHYLAĆ SIĘ, zapomnieć o KUCANIU. Nie na zawsze, oczywiście;) Miesiąc relaksu i urlopu od ADHD - szczerze polecam. Od tygodnia znowu jestem czynna zawodowo, zgodnie z zaleceniami przyjmuję leki i obserwuję pracę serca. Poza tym, co na wstępie, mam niesamowitego gratisa poablacyjnego! Moje ręce i stopy SĄ CIEPŁE! Dotychczas około 21 wyłączało mi się grzanie. Jesień, wiosna, a szczególnie zima to była makabra wciąż zmarzniętych palców, nawet latem wydzwaniałam zębami przeboje, gdy tylko znikało słońce i powiał chłodniejszy wietrzyk. Nie mogę powiedzieć - udało się, ale na tę chwilę bilans jest stanowczo na plus. Laurko, nie pamiętam, ile minęło od Twojej ablacji? Po jakim czasie wystąpił częstoskurcz? I czy byłaś już u kardiologa? Yellow - trzymam kciuk ściskam Was
Odnośnik do komentarza
Moniko tak bardzo się o Ciebie bałam, że poszłaś na tą ablacje może dlatego, jak dobrze o niej pisałam, nie odzywałaś się , miałam różne myśli w głowie i tak bardzo się bałam jejku nie wyobrażasz sobie jakie szczęście mi dałaś że się odezwałaś :) ja miałam zabieg wykonywany o godzinie 9 więc problemów po operacji z zaśnięciem raczej nie miałam, chociaż szczegółowo tych chwil już nie pamiętam, ale to pewnie wynik narkozy. A więc operacje miałam pod koniec sierpnia 2009 jak napisałaś, a pierwszy częstoskurcz na początku stycznia o ile dobrze pamiętam to 4, od razu po przerwie świątecznej i dziś miałam drugi...bardzo krótki, trwał może 30 sekund, może minute, ale był bardzo krotki, jednak był. U kardiologa jeszcze nie byłam, po ostatniej wizcie gdy wszystko było w normie stwierdził że nie ma potrzeby na szybką wizyte, że mam się u niego pojawić w przewie po świętach Bożego Narodzenia a przed Wielkanocą. Tak też myślę że już w lutym się u niego pojawie ze względu na te częstoskurcze. Jenak wiesz? Chociaż je miałam, co znaczy że operacja jak widać się nie udała to nie żałuje że na nią poszłam. Przecież pomimo wszystko trwają krótko a pozatym miałam tylko dwa,gdyby nie ablacja to hmmm...ciekawe ilebym ich miała, gdyż czasami miałam po 3 tygodniowo, czasami 1 tygodniowo...i takich trwających sporo czasu. Moniko :) życzę Ci wszystkiego co najlepsze i powrotu do zdrowia, żebyś kochana już nie miała żadnych problemów z serduszkiem :) Ciesze się że napisałaś :) Dziękuję :*
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×