Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Napady paniczno lękowe z agorafobią


Gość MAJA

Rekomendowane odpowiedzi

Hej dziewczyny, wybaczcie ze nie pisalam... nie mialam weny i nadal nie mam. Przykro mi Aniu, że gorzej się czujesz..mam nadzieje, że wszystko się poprawi..Julka super, że zapisałaś się na jazdy i że zdobywasz kolejne szczyty:) gratuluję takiej postawy. Michalinko wiedziałam, że urlopik się uda :) Asiu a co u Ciebie? Agatko fajnie, że mimo przerwy rejs upłynął ok :) a z przepisu może i ja skorzystam, chociaż o gotowaniu wiem niewiele... Co u mnie? Chyba lepszy czas. Weekend w Kozienicach upłynął bardzo miło.. wczoraj 3h załatwiania w szkole, na szczęście byłam z kolegą autem także nie musiałam dużo jeździć, później zakupy w lumpeksie- jak nowe spodnie upolowane, tylko 17zł:D wieczór w domu natomiast dzisiaj od rana poza domem najpierw rozmowa o pracę później na 12 do pracy i tutaj do 20.. Jechałam kilka razy tramwajami i jak gdyby nigdy nic super mi się jechało.. a to dziwne w moim wypadku:) A teraz nudy w pracy ale jest bardzo spokojnie.. czasem zdarzają mi się płytkie oddechy, ale coraz rzadziej.. oby ten okres trwał długo-jest OK:) POZDRAWIAM:))

Odnośnik do komentarza

Ja znów na moment, nasi goście zostają jednak do końca tygodnia, mama w pracy, mąż w pracy, siostra w szkole, ja się nimi pół dnia zajmuje, do tego gotowanie, dzieci, sprzątanie, nie mam wolnej ani pół minuty,a wieczorem już padam. chciałam tylko napisać,że podziwiam Was dziewczyny-Asia, Agata, Julka i Madzia- super sobie radzicie:) Aniu bardzo mi przykro z powodu tego co się z Tobą dzieje. Myślę,że decyzja co do psychologa, jest najlepszą z najlepszych. Moim zdaniem- jak czytam Twoje wiadomości, to widzę,że Ty siebie winisz za chorobę, nie akceptujesz jej zupełnie i pewnie tu jest pies pogrzebany. Masz prawo mieć nerwicę, masz prawo gorzej się czuć, nie masz z tego powodu czuć się gorsza, czy mieć poczucia winy. Jesteś wspaniałą dziewczyną i z tym problemem na pewno sobie poradzisz, tylko musisz ostro wziąć się za siebie i co najważniejsze-zaakceptować to co Ciebie spotyka. A ja wychodzę całą gromadą, i na razie jest całkiem ok ;)

Odnośnik do komentarza

witam wszystkich.mam 30lat. na forum jestem pierwszy raz. wcześniej jakoś nie miałam odwagi pisać o swoim koszmarze jaki mnie spotkał-nerwica lękowa! walczę z nią od 7 lat. przez pierwsze 2 lata ataki miałam bardzo często zwłaszcza w nocy po przebudzeniu: duszności, wybuchy gorąca, cała się trzęsłam, serce chciało mi wyskoczyć, wymiotować mi się chciało i miałam wrażenie,że zaraz umrę!!! w dzień chodziłam zmęczona,częste bóle głowy i poddenerwowana. w domu się czułam bezpiecznie. wielkim wyczynem było wyjście 100metrów do sklepu spożywczego! leczyłam sie. planowałam dziecko. w ciąży nie brałam leków i nie miałam ani jednego ataku lęku. ale niestety rok po urodzeniu ataki wróciły. i do dnia dzisiejszego z nimi walczę. nie są tak silne jak lata wstecz ale są!!! do tego stałam się strasznie nerwowa,niecierpliwa,wróciły bóle głowy,ból żołądka, a co najgorsze ostatnimi czasy na widok ośrodka zdrowia, lekarza, pobierania krwi czy skaleczenia się zaraz robi mi się słabo! tak wcześniej nie miałam. jak mnie coś zaboli zaraz się nakręcam,że to coś poważnego. i z dnia na dzień coraz gorzej :-/

Odnośnik do komentarza

Aniu decyzja o pójściu do psychologa jest najlepszą z możliwych. Jestem pewna,że jak teraz dasz sobie więcej czasu, pogodzisz się z nerwicą i trochę sobie odpuścisz-nie wstydź się tego co Ciebie spotyka. Najważniejsza jesteś Ty, a nie opinia innych. Może weź swojego chłopaka na wizytę, niech psycholog mu doradzi jak ma się zachowywać względem Ciebie, tak byś przestała obwiniać siebie o chorobę. Michalinka goście nie odpuszczają, ale teraz pogoda piękna, możesz z nimi dużo spacerować:) Kasiulka a powiedz leczysz się teraz? Chodzisz na terapię? Terapia to naprawdę jedyne źródło zdrowia i spokoju. Mam nadzieję,że znajdziesz u nas wsparcie i motywację do walki. Madziu gratuluję jazd tramwajem-mam nadzieję,że już oswoiłaś je na stałe;) Agatka przepis to ja też zamierzam podkraść i umilić sobie życie pyszną zupką ;) Szkoda,że z tym przedszkolem Ci nie po drodze, ale masz rację kurs i nauka języka najważniejsza. A Julka powiedz te placki to robisz normalnie jak ziemniaczane, tyle,że z cukinii? Trzymam kciuki za powrót za kółko, może ja też się w końcu odważę? Zaraz muszę iść po córcię do szkoły. Co u mnie? Zaczęłam współpracę z tym biurem tłumaczeń, na razie dostałam jedno, maleństwo,ale zawsze coś. Byłam u lekarza z rana, poszłam sama, stałam w ogromnej kolejce, i powiem Wam,że czułam się w pełni spokojna ;) Dziś chcę z córcią iść do parku, a potem mąż obiecał naleśniki w ulubionej knajpce;)

Odnośnik do komentarza

Madziu super, że u Ciebie tak dobrze, i że nawet tramwaje nie stanowią problemu, oby to trwało jak najdłużej :) Michalinko widzę że gościom się u Ciebie spodobało :) Ale to musi być bardzo sympatyczne mieć u siebie taką gromadkę, nawet trochę zazdroszczę :) Kasiu przykro mi, że tak długo już się męczysz z choróbskiem, a czy leczysz się teraz też? A z tą słabością związaną z wszystkim ,co dotyczy służby zdrowia mam dokładnie tak samo, wystarczy że przechodzę koło szpitala czy przychodni albo poczuję ten charakterystyczny zapach *lekarza* i już mi słabo, ale ja to mam od dziecka akurat i to niestety bardzo utrudnia życie, pobranie krwi to u mnie cała operacja logistyczna. Asiu widzę że Ty też idziesz jak burza, szkoła córki, kolejka u lekarza, spacer, zaczęłaś pracę - oby tak dalej! U mnie od wczoraj niestety niewiele się zmieniło, jest tak dziwnie, bo spałam ponad 12 godzin, i jak wstałam to czułam się dość dobrze, tylko byłam bardzo słaba, ale to zrozumiałe, bo wczoraj przez cały dzień zjadłam dwie bułki, banana i troszkę gotowanych ziemniaków, więc myślałam że to z głodu. Wykąpałam się i zjadłam lekkie śniadanie, i teraz znów jest mi bardzo niedobrze, na tyle, że aż słabo. Leżę więc w łóżku i słucham muzyki, i niestety jak to przy takiej wymuszonej bezczynności, dużo złych myśli mam w głowie. Wiem, że trzeba sobie pozwalać na gorsze stany i starać się nie poświęcać im nadmiernej uwagi, ale wiecie, co innego, jak można sobie pozwolić na zostanie w domu i odpuścić wyjście gdzieś, a co innego, jak się ma pracę, do której trzeba dojechać i wytrzymać 8 godzin, i cały czas być w formie - ja we wtorek mam konferencję, którą organizuję na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, na którą muszę pojechać i nadzorować, czy wszystko ok, dodatkowo prawie codziennie mam jakieś spotkania, czasami w firmie, czasami poza nią, do tego dochodzą narady z szefostwem - i to nie są jakieś dodatkowe obowiązku, z których mogę się wykręcić, tylko na tym ta praca polega. Ponadto ja niestety (tzn pod względem choroby, bo tak ogólnie to duża zaleta) często nie do końca wiem, co danego dnia będę robić, w każdej chwili może coś wyskoczyć, więc muszę być w pełnej gotowości. Wiecie, zawsze byłam najlepsza w zespole, kiedy nie ma szefowej to ją zastępuję, mam sporo na głowie i nie mogę teraz nagle zacząć niedomagać - to też kwestia pieniędzy. Nawet ten psycholog to dla mnie teraz duże wyrzeczenie, bo wydam na niego w miesiącu mniej więcej tyle, co na jedzenie - a mamy tyle wydatków, że to aż głupio. Na NFZ musiałabym dostać skierowanie, a poza tym dzwoniłam wczoraj w parę miejsc i czeka się około dwóch miesięcy, plus potem wizyty średnio raz w miesiącu. Chłopaka nie mogę zabrać ze sobą na wizytę, jak już kiedyś pisałam - on uważa, że psychologia to mniej więcej to samo co szamanizm i że wygadać mogę się za darmo koleżance, zresztą jakby się dowiedział ile kosztują te wizyty to pewnie by się do mnie nie odezwał więcej, że wydaję tyle kiedy się urządzamy. Dodatkowo, w sobotę muszę rano pojechać sama do tego nowego mieszkania, bo mają nam przywieźć stół i krzesła, chłopakowi wypadła w tym czasie dodatkowa praca, z której nie bardzo może zrezygnować, więc od 10 do 15 będę musiała tam siedzieć sama w pełnej gotowości, a jak już przywiozą meble - sprawdzić czy wszystko ok i nadzorować skręcanie ich przez tych specjalistów. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym wszystkim poradzić - jedyne, na co mam siłę, to leżenie i patrzenie w sufit, bo nawet czytanie książek odpada, tak mi niedobrze. Nie mam pojęcia, co zrobić, żeby ten koszmar się wreszcie skończył.

Odnośnik do komentarza

witam was dziewczyny. leczę się cały czas biorę citabax, a gdy mam atak to doraznie biorę afobam i atenolol bo przy napadzie mam tętno 140 serce chce mi wyskoczyć! najczęciej ataki mam w nocy po przebudzeniu, w obawie przed nimi cierpie na bezsenność. ale jakoś się trzymam bo motywacją jest moja córka zośka.niestety moje lęki nie pozwalaja mi nigdzie podjąć pracy, o samodzielnym podróżowaniu mogę pomarzyć.silnie wszystko przeżywam! jedyny plus,że wziełam się za siebie jest to,że przytyłam bo jak zaczeły się napday siedem l;at temu to schudłam z 55kg na 44kg w trzy miesiące!! miałam odruchy wymiotne jak jadłam. dziś byłam w przedszkolu po córke - pieszo - więc cieszę się bardzo. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam was dziewczyny :) Jula to z tymi plackami z cukini możemy sobie piątkę przybić. Ja tu bardzo tęskniłam za plackami ziemniaczanymi a że tu mąki ziemniaczanej nie ma to właśnie spróbowałam zrobić z cukini i jestem zachwycona ich smakiem bo są takie delikatne i aromatyczne. Ja robię tak (na około 20 małych placuszków)- 30g. mąki pszennej mieszam z solą a następnie z roztrzepanym jajkiem stopniowo wlewam 2 łyżki mleka ciągle mieszam aż ciasto będzie gładkie i mieszam z cukinia starta na tarce (razem ze skorka) +pieprz pycha :). Asiu gratuluję załatwienia sprawy w szpitalu i wystania w kolejce. Życzę miłego wieczoru w ulubionej knajpce :) i gratuluje pierwszego zlecenia. Idziesz coraz sprawniej do przodu Asiu. Michalinka zalatana, zabiegana ale i bardzo dobrze nie ma czasu na myślenie za to więcej czasu chęci i energii na dobre i miłe spędzanie czasu super :). Madziu WOW ale się cieszę, że tak dobrze idzie Ci z tymi tramwajami. Życzę aby ten czas trwał jak najdłuuużej i abyś znalazła upragnioną pracę :). Witam nową dziewczynę. Powiedz a myślałaś kiedyś bądż korzystałaś z terapii u psychologa? Aniu tak jak dziewczyny myślę, że podjęcie wizyt to będzie najlepsze co możesz dla siebie teraz zrobić. Z jednej strony widzę to podobnie jak Michalinka nie akceptujesz siebie z tą chorobą, winisz się za to i na tym mocno też cierpi Twoja samoocena. Z jednej strony tak jak piszesz przedstawia mi się obraz osoby cholernie odpowiedzialnej, poukładanej z dużymi ambicjami, stawiającej sobie ogromne poprzeczki a gdzieś tam w tym tkwi dziewczyna która boi się jak wypadnie w oczach innych, boi się opuszczenia, odrzucenia. Tak to w mojej subiektywnej ocenie wygląda. Moim zdaniem ciśniesz się tak mocno żeby wszystko było super że Twoja psychika nie wyrabia i atakuje Cię lękami. Te lęki to jakiś sygnał organizmu Aniu, nie można ich zadeptać bo nie ma się na nie czasu czy ochoty to tak nie działa. Dobra rozumiem masz odpowiedzialną pracę, remont na głowie, różne potrzeby finansowe ale gdyby ktoś w takiej sytuacji zachorował na raka? Przecież nie powie a tam nie idę się leczyć bo nie mam czasu, mam odpowiedzialną pracę i do tego nie mam funduszy żeby teraz wydawać na leczenie a do tego...Jakoś łatwiej nam zrozumieć i zaakceptować choroby fizyczne a przecież choroby psychiczne są nie mniej ważne i wymagają nie mniej uwagi i opieki... Mój mąż dziś pełen dzień w pracy. Ja popłynęłam do szkoły tam 4 godzinki szybciutko zleciało (zapoznaliśmy się z uczestnikami i mam w tym miesiącu naprawde świetną grupe super fajnych i sympatycznych ludzi) do tego wszyscy już nawet na przerwach mówimy wyłącznie po turecku więc ogromny plus. Po szkole idąc na prom wstąpiłam do sklepu i zapolowałam...kupiłam sobie bardzo ładną, dziewczęcą sukienkę :). Potem dopłynęłam na drugą stronę, poszłam do biura, zjedliśmy wszyscy razem lunch, poszłam z mężem do banku a potem weszłam do busiku, przejechałam 15 minut, wysiadłam spacerkiem przeszłam kolejne 15 do domu i już ponad 2 godziny siedzę sobie sama w domu wiedząc że mąż dość daleko i w pracy :). Powiem wam, że w busiku troszkę się denerwowałam jak to będzie, ale już idąc do mieszkania byłam spokojniejsza, wiadomo nie czuje się tu jak w domu jeszcze wiele miejsc dla mnie zupełnie nowych ale w 2 sklepach jest bardzo miła obsługa- prowadzi małżeństwo jeden sklepik mąż drugi żona znam ich i jakoś tak mijając ich sklepy myślałam o tym że całkiem sama nie jestem. W domu też zupełnie spokojnie, nawet niepokoju nie czuje :). A to pierwszy dzień...myślałam, że będzie gorzej a teraz powoli myślę, że sobie poradzę bo z czasem będzie pewnie coraz lepiej :). Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

U mnie znów lato,a że miałam duży pracy to teraz nadrabiam, i ciągle jestem w ruchu-spacery,zakupy,kurs hiszpańskiego, jazdy-dziś miałam kolejną. Dużo się dzieje, ale jest fajnie;) Asiu ja robię zawsze wedle tego przepisu-http://www.chillibite.pl/2013/08/placki-z-cukinii.html Wychodzą naprawdę pyszne. Podaję z twarożkiem, takim wymieszanym z jogurtem,szczypiorkiem i dużą ilością czosnku. Cukinię -ciasto musisz dobrze doprawić, bo ona sama w sobie dość mdła, także ja nie żałuję ziół i przypraw; ;) Gratuluję tych wyjść, naprawdę świetnie sobie radzisz. To nawet dobrze Michalina,że jesteś zajęta i masz co robić ;) Aniu cóż praca to tylko praca. Wyobraź sobie,że ja mając pierwszy atak miałam maleńką, ledwie 5 tygodniową córkę, i co ja mogłam zrobić? Musiałam wyzdrowieć, właśnie dla niej, dla synka, dla męża. Musiałam zająć się sobą, po to by oni mogli mieć mnie z powrotem normalną. Widzisz Ty jesteś najważniejsza, nie praca-choćbyś i była prezydentem świata masz prawo do choroby. Remont to remont, coś się stanie jak za tydzień kupisz krzesło? A pieniądze, wiesz kochana ja rozumiem wszystko, ale tu chodzi o Twoje zdrowie, jak można znajdować tłumaczenia,że Ty musisz robić tysiąc innych rzeczy, ale nie musisz zadbać o swoje dobre samopoczucie, o swój spokój, o swoje zdrowie? Pracę, remont, wyjazd, nową sukienkę możesz odłożyć na potem,ale zdrowia na potem nie odłożysz. Jesteś mądrą, wrażliwą dziewczyną, musisz przestać się martwić o wszystkich wokół, zajmij się sobą. Nie obwiniaj siebie o chorobę, o atak, o nieracjonalne zachowanie. Pamiętaj,że jutro ten Twój szef może zachorować na to samo, Twój chłopak, Twoja mama. To loteria, nie jesteś gorsza. Także Ania zajmij się sobą, jesteś warta każdych pieniędzy i każdej minuty jaką poświęcisz sobie.Madziu miło się czyta,że czujesz się tak dobrze :) A kiedy obrona? Agata tak często Wam się grupy zmieniają, czy to zmiana poziomu? ;)Aktywny dzień za Tobą, i oby tak dalej. Świetnie sobie radzisz ;) A Kasiulka oprócz leków korzystasz z pomocy psychologa? To naprawdę bardzo pomaga. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Kasiulka do psychologa trzeba mieć zaufanie, w końcu mówimy mu o najbardziej intymnych sprawach naszego życia. Mam nadzieję,że szybko uda Ci się na takiego trafić. Julka widać,że takie *zamieszanie* naprawdę dobrze na Ciebie wpływa. I zgadzam się z tym co radzisz Ani. Aniu wydaje mi się,że tu winą jest Twoja ambicja, i chęć bycia perfekcyjną. Mówiłaś,że w rodzinie masz kiepskie relacje,w ogóle o rodzinie piszesz mało, widać,że praca jest dla Ciebie bardzo ważna, chyba najważniejsza, bo tam Ciebie chwalą, tam jesteś ważna, mądra, dostrzeżona, dlatego pewnie podświadomie boisz się,że te ataki to Ci zabiorą, boisz się ataku w pracy bo może runąć opinia o Tobie jako o idealnej Ani, oddanej pracy itp. Pamiętaj,że im bardziej chcesz odepchnąć ataki tym bardziej one wracają. Jak Julka pisze, każdy, nie ważne jak ważną byłby osobą ma prawo do choroby, to jest normalna choroba, czego tu się wstydzić? Owszem, nie musisz każdego na wstępie o niej informować, ale to Ty się jej szalenie wstydzisz. Pewnie psycholog będzie musiał popracować nad Twoją samooceną. Ale jestem pewna,że szybko sobie poradzisz i naprawdę poczujesz się lepiej;) Życzę Ci tego bardzo serdecznie. Ależ smacznie dziewczyny się zrobiło, pewnie też skorzystam z tych przepisów;) Agata gratuluję aktywnego i udanego dnia. Asiu fajnie,że będziesz tłumaczyć, mam nadzieję,że to tylko wstęp do jeszcze większej aktywności;) A dziś zabieram gości do Radomia, także od rana jestem w bojowym nastroju, młodsza córa do drugiej babci wędruje, bo byśmy się w aucie nie zmieścili. Trzymajcie kciuki, chociaż ostatnio mam jakby więcej pewności siebie;)

Odnośnik do komentarza

Kasiulka poszukaj koniecznie innego psychologa, tak jak napisała jedna z dziewczyn - to musi być osoba, której zaufasz. Same leki niestety sprawy nie załatwią, ale czasami trudno się bez nich obyć. Doskonale wiem o czym mówisz z tym chudnięciem, ja z natury jestem szczupła, ale przez chorobę zdarzało mi się jeszcze dodatkowo tracić na wadze i to aż do takiego osłabienia, że nie byłam w stanie chodzić :/ Gratuluję, że udało Ci się nad tym zapanować. Agata i Julka Wy to jesteście tak aktywne, że trudno za Wami nadążyć, tyle zajęć, a mimo to (a może właśnie dzięki temu) czujecie się świetnie - gratulacje. Michalinko z twojego posta bije taka radość i pewność siebie, że wyjazd na pewno się uda :) Zazdroszczę :) Co do moich problemów, wiem, że teoretycznie powinnam być dla siebie najważniejsza, ale wychowano mnie w inny sposób, najważniejsza jest praca i faktycznie tak jest w moim życiu - rodzina dla mnie nie istnieje, żyjemy obok siebie jak obcy ludzie, tak więc jak siedzę tu z nimi chora to nawet nie mam do kogo się odezwać, chłopak jest dla mnie ważny, wiadomo, ale gdybym była zdrowa i potrafiła znów sama sobie z wszystkim radzić, to pewnie utrata pracy zabolałaby mnie bardziej niż jego utrata - wiem że to brzmi okrutnie, ale tak jest. Wy dodatkowo koncentrujecie się na dzieciach, ja ich nie planuję, bo po prostu ich nie lubię i nie widzę siebie w roli matki - jak widzicie, zostaje mi *tylko* robienie kariery. Zgadzam się, że przykre jest to, że choroby psychiczne są traktowane mniej poważnie niż te fizyczne, ale tak jest i już widzę minę mojego szefa i koleżanek, kiedy mówię im, że mam agorafobię i nerwicę lękową i np. nie pojadę z tego powodu do Warszawy na konferencję, którą organizujemy, nie mówiąc już o moich bardziej przyziemnych, ale częstszych lękach, typu obawa że zasłabnę w toalecie - nie poproszę koleżanki, żeby poszła do niej ze mną. Jutro wybieram się do pracy i do tego psychologa (jak dam radę, bo ciągle jestem słaba), zobaczymy jak to będzie. Wiecie, u mnie w domu zawsze był etos pracy bardzo silny - moja mama dostała ataku korzonków i ledwo żyła z bólu, a mimo to uparła się pójść z tym do pracy, ojciec kiedyś prawie dostał zawału w pracy, źle się czuł od paru dni, ale nie uznał tego za powód żeby wziąć zwolnienie i zostać w domu - ostatecznie z pracy zabrało go pogotowie, ale jak tylko wrócił ze szpitala do domu to następnego dnia wrócił do pracy. Dla nich to, że kiepsko się czuję czy mdleję to jest histeria i wymówki i słyszę wygłaszane mimochodem w kuchni czy wieczorem w dużym pokoju (mój pokój jest z nim przez ścianę) teksty typu *Ania pewnie długo nie popracuje, mogłaby się bardziej postarać, a nie tak wariować*. A co do Twojego pytania Julka, co się stanie jak kupię krzesło za tydzień - biorąc pod uwagę, że na większość mebli czekamy 2-4 tygodni, to dość sporo przesunie się przeprowadzka, a ja nie chcę tam wylądować w listopadzie czy grudniu, kiedy pogoda jest ohydna i dni króciutkie - bo to szara, dość brzydka okolica, dość przygnębiająca, a obecnie mieszkam z widokiem na las - boję się, że to dodatkowo pogorszy mój stan. No ale mniejsza z tym, pewnie każdy ma swoje priorytety i trudno o nich dyskutować - dla Was najważniejsze będą dzieci i rodzina, dla mnie możliwość samodzielnego utrzymania się i rozwijania w pracy - żadna z tych rzeczy nie jest lepsza ani gorsza, to tylko kwestia czyjejś osobistej sytuacji i przekonań. Dzisiaj po południu może spróbuję z chłopakiem pojechać do tego nowego mieszkania skręcić ostatnią szafkę, to będzie takie małe przygotowanie przed jutrzejszym powrotem do pracy - zawsze będzie mi łatwiej wyjść z domu. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Aha, jeszcze o jedno chciałam dopytać: ciągle mam praktycznie nienaruszone opakowanie tego Afobamu, który kiedyś dostałam od lekarki. Chciałabym wspomóc się nim np. jutro jak będę szła do psychologa, tylko że ja go nosiłam cały czas w torebce, parę miesięcy w sumie, i czasami był wystawiony na upał (pamiętacie te niedawne 35 stopni?) - co prawda promienie słoneczne go nie tknęły, bo zawsze był na dnie wielkiej torby, i w dodatku nie tylko w plastikowym blistrze, ale i w teksturowym opakowaniu, ale zastanawiam się czy ta temperatura mogła jakoś wpłynąć na jego działanie? Nie chcę sobie dodatkowo zaszkodzić - myślicie, że tabletki będą jeszcze ok czy nadają się już tylko do wyrzucenia?

Odnośnik do komentarza

Witam, Jula bardzo lubię czytać, to co piszesz. Kiedy dajesz jakieś rady bądż piszesz o swoich doświadczeniach jestem zawsze pod wrażeniem. Gratuluje wielkiej aktywności...może kiedyś uda mi się być na takim poziomie na jakim teraz ty jesteś :). Michalinko miłej podróży ale jestem spokojna co do tego czy sobie poradzisz. Z dziewczyny która miała problem wejść do Rossmana zmieniłaś się w aktywną, podejmującą wyzwania i pełną energii dziewczynę. Miło to czytać i obserwować takie przemiany :). Aniu co do Afobamu ja z tego powodu właśnie wyrzuciłam swój Afobam- byłam z nim 2 lata temu na wakacjach w Turcji. Po wakacjach poradziłam się aptekarza i on powiedział, że lepiej nie ryzykować z tym że mój Afobam przez 2 tygodnie był w temperaturze powyżej 30 stopni. A co do tego co piszesz Aniu a dlaczego zakładasz że dla wszystkich nas tu najważniejsza jest rodzina i dzieci? Ja na przykład bardzo przeżyłam to że choroba zabiera mi możliwości rozwoju zawodowego, miałam konkretne plany ale wiązały się z częstymi wyjazdami na kursy i szkolenia. Swoje przepłakałam ale odłożyłam to na póżniej. Mam wciąż takie same plany dlatego uczę się tureckiego i zamierzam moje marzenia i cele spełnić tu w Turcji. Ale nawet gdyby dla mnie czy innych dziewczyn najważniejsza była rodzina i dzieci to mam wrażenie że ani Jula ani Michalinka ani ja nie to miałyśmy na myśli. Wiesz staramy Ci się pokazać że najważniejsze ma być ZDROWIE bo bez niego nie będzie się ani dobrą matką ani dobrą żoną ani dobrą pracownicą. Każda tu z nas jest inna dla jednych może liczyć się kariera dla innych dużo dzieci a może dla kogoś tipsy i solarium to nie ma żadnego znaczenia bo bez względu na to co ustawiasz za swój cel i priorytet nie wiele zrobisz i nie będziesz szczęśliwa nie mając zdrowia... Można oczywiście codziennie faszerować się lekami antydepresyjnymi i antylękowymi do końca życia i udawać nic mi nie jest, można też ignorować sygnały Ciała i dostać zawału w pracy. Pytanie jest tylko takie po co i dlaczego? Może warto samą siebie zapytać dlaczego praca jest ważniejsza od mojego zdrowia? Dlaczego nie mogę sobie pozwolić na gorsze dni? Co się stanie jeśli stracę pracę i co to dla mnie oznacza? Itd. Wiecie jak dla mnie pewnie można całe życie przeżyć żyjąc dla innych, albo przeżyć je w pracy albo też jak co niektóre tureckie kobiety usługując mężowi i piękąc turecki chleb...pytanie tylko czy jest ok w życiu całkiem zapominać o samej sobie, odłączać się od siebie. Cała psychologia mówi o tym że bez kontaktu z samym sobą, bez poświęcenia sobie czasu i uwagi zaczniemy chorować na różne psychiczne i fizyczne choroby. Tu nie chodzi Aniu o to że masz rzucać pracę, mówić wszystkim pracownikom jestem chora na agorafobię czy też rzucać chłopaka bo go zawodzisz nie kupując z nim listwy przypodłogowej. Wystarczy Aniu jeśli zaczniesz chodzić na terapię, to będzie tylko godzina tygodniowo i około 100zł. tygodniowo. Czy uważasz, że nie jesteś warta 100 zł i nie jesteś warta aby poświęcić sobie czas przez godzinę w tygodniu? To tylko godzina...a ile poświęcasz godzin pracy, chłopakowi i remontowi? Zastanów się nad tym a decyzję co robić ze swoim życiem przecież i tak podejmiesz sama...trzymam kciuki. A ja dziewczyny po napisaniu do was wczoraj wzięłam długi prysznic, umyłam głowę zupełnie na spokojnie :). Może to śmieszne ale wiecie ja wcześniej to jak byłam sama w domu to wskakiwałam pod prysznic i błyskawicznie wyskakiwał bo przecież co to będzie jak dostanę ataku goła z mokrą głową :) a wczoraj zupełnie na spokojnie. Mąż wrócił dopiero po 21 bo mieli pewien problem w biurze. Dziś powtórka z wczoraj- prom, spacer do szkoły, nauka, powrót promem chwilka z nimi w biurze i znów busik, piechotką do domu i teraz siedzę w domu. Jula u nas to jest tak że 5 dni w tygodniu po 4 godziny mamy lekcje potem dużo zadań do domu około 3-4 kolejne godziny poświęcam, żeby to opanować więc kurs jest intensywny. W związku z tym co miesiąc przeskakuje się na kolejny poziom. Jest tak poziom podstawowy- 4 miesiące i co miesiąc wyżej, poziom średni- znów to samo i poziom zaawansowany znów to samo. Łącznie rok aby opanować język biegle. W związku z tym co miesiąc zmieniają się uczestnicy bo to ktoś tylko na miesiąc przyszedł a potem musi zająć się dziećmi, a to ktoś zrobił miesiąc przerwy, a to np. ktoś wrócił do kraju, a to ktoś zaczął pracę a to tylko chciał zrobić podstawy itd. Ja teraz zaczęłam pierwszy miesiąc poziomu średniego. A i dziękuje ja również za Twój przepis z cukinii wygląda to lepiej niż mój więc spróbuje zrobić po Twojemu :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Aniu ja podpisuję się pod tym co mówi Agata- jak mam dzieci muszę być dla nich super mamą, nie sądzę by moją dwuletnią córkę interesował fakt,że mam atak korzonków, zawał, czy atak paniki-sama sobie jedzenia nie zrobi i muszę jej podać mleko. Więc powiedziałabym nawet-idąc Twoim tokiem rozumowania, to my, matki dzieciom mamy gorzej. Ty idziesz na zwolnienie i nie obchodzi Ciebie nic-przepraszam za to wyrażenie, a ja nie mam urlopu od bycia mamą tylko dlatego,że boli mnie głowa czy brzuch. Wybacz,że to piszę, ale bardzo denerwują mnie takie słowa, skończyłam świetne studia, moi znajomi mają fajne prace, super zarobki, ale ja jestem z dziećmi, to nie znaczy,że nie pracuję. Pracuję ciężej, bo jak mówię, ja nie mam urlopów, zwolnień, itp. A moje dzieci nie rozumiały,że mama nie może wyjść z domu. Także polemizowałabym z tym co napiłaś. Kochana, ja żeby być właśnie dobrą mamą poszłam na terapię, odpuściłam, dbałam o siebie. Ty masz robić to samo. Dla mnie priorytetem są dzieci, dla Ciebie praca, ale nie będziemy dobrze wypełniać swojej roli jeżeli nie będziesz dobrze się czuła, nie będziesz zdrowa, silna, pełna siebie, i pełna energii. Musisz zainwestować w siebie, czas,pieniądze i energię. Każdy ma inne priorytety, tu się zgadzam,ale każdy chcąc mieć w swojej dziedzinie sukcesy musi być po prostu zdrowym człowiekiem. Poza tym Aniu, to, że nie chcesz mieć dzieci, nie oznacza,że Twoje życie wypełniać ma tylko kariera. Ja podróżuję, spełniam swoje pasje, czemu Ty też tego nie możesz zrobić? Prawo jazdy, kurs języka, nie wiem tańce, joga, kurs układania kwiatów. życie to nie tylko praca, choćby nie wiem jak satysfakcjonująca. Nie martw się opinią innych, jak nie możesz jechać na konferencję, wymyśl wymówkę,albo bez szczegółów powiedz jestem chora. Naprawdę kochana opuszczenie dnia pracy, przeprowadzka o dwa dni później, nie jest żadną tragedią. Ty masz za dużo nakazów w tym życiu, pewnie wpływ na to ma Twoje wychowanie, ale musisz to zmienić, akurat to musisz zmienić. Co do leków, to sama nie wiem, najlepiej poradź się w aptece, czy można go używać, czy lepiej wyrzucić. Michalina i jak wycieczka się udała? :) Spróbuj Agata, pyszne są ;) A to widzę,że pięknie Ci idzie ta nauka języka;) Kasiulka trzymam kciuki za dobrego psychologa-taki to skarb ;) Asiu co u Ciebie? Marta co tam słychać.? A u mnie intensywnie, dziś jak wyszłam po 9 z domu, to wróciłam o 19. Także nie siedzę w domu, ciągle coś, ciągle gdzieś. Dziś też miałam kurs, czuję się tam fajnie, grupa świetna, chociaż przy dzieciach w domu trudno powtarzać słówka ;) W każdym razie to lato dało mi naprawdę dużo energii ;) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Córcia w szkole, pogoda piękna, wróciłam z zakupów, kawka i chwila dla mnie;) Aniu ja łączyłam bycie mamą i pracę, musiałam z niej zrezygnować przez chorobę, a miałam gorszą sytuację bo przecież mamy z mężem dziecko i musimy my zapewnić odpowiednie warunki, także z ręką na sercu mogę Ci powiedzieć,to,że straci się pracę w żadnym razie nie jest największą życiową tragedią. Też rozwijałam się, jestem pewna,że miałam większe doświadczenie niż Ty, więcej lat przepracowanych i więcej do stracenia, ale uwierz mi życie nie zawsze jest takie jakim sobie je wymarzymy. Straciłam pracę, żyłam w nerwicy, i prowadziłam dom, a każde wyjście było piekłem. I jak Julka mówi,moja córcia musiała rano iść do przedszkola i żadne moje dolegliwości jej, ani pań z przedszkola nie obchodziły. Taka prawda. masz lepiej-masz zwolnienia, urlopy, i pensję, która pozwala Ci chodzić na terapię. To tak jak dziewczyny piszą, musisz w siebie zainwestować i postawić siebie na pierwszym miejscu, bo nie ważne co w życiu robimy żeby się z tego cieszyć i wyciągać satysfakcję trzeba być zdrowym. Musisz mieć jakieś hobby, pasje, więcej czasu spędzać ze znajomymi, by praca oddaliła się od Ciebie. Nie chodzi byś ją rzuciła, ale Twoja postawa na pewno nie jest prawidłowa. to myślenie trzeba zmienić i na pewno psycholog Ci pomoże. Koniecznie daj znać po wizycie jak było. Michalina mam nadzieję,że wycieczka się udała, z takim nastawieniem musiała być super:) Julka uwielbiam czytać o tym co robisz, to naprawdę dodaje energii i nam;) Agata ja miałam tak samo, z tym,że ja czekałam na męża, aż wróci. Aż mąż wyjechał i pomyślałam-to co nie umyję się przez 3 dni, bo go nie ma w pobliżu? I zaczęłam się sama z siebie śmiać;) A u mnie wczoraj dużo się działo, Zosia miała koleżankę w odwiedziny,poszłyśmy do parku, do kawiarni, wieczorem jeszcze z mężem do Reala pojechaliśmy na zakupy. Czekam na bratową, mamy po sklepach pochodzić ;)

Odnośnik do komentarza

Kurczę dziewczyny nie nadążam za wpisami :)) Julka, co do obrony to mamy dzwonić po 16 września się dowiadywać, będzie raczej w ostatnim tygodniu wrześnią bądź pierwszy tydzień października. Ty widzę znów szalejesz z wyjściami, super! Asiu z tego co widzę Ty też bardzo dobrze sobie radzisz, zakupy w realu, dzisiaj też będziesz śmigała po sklepach. Gratulacje :) Aniu mam nadzieję, że przekonasz się co do wizyty u psychologa. Ja byłam raz i jakbym miała teraz gorszy problem ze sobą to pewnie bym się zdecydowała też pójść. Daj znać jak po wizycie i jak samopoczucie. Agata Ty widzę też śmigasz. Ten prom to by mnie przerażał bo ja zawsze bałam płynąć statkiem nawet przed chorobą, także zadziwiasz mnie za każdym razem jak czytam Twoje wpisy, zresztą ni tylko o prom chodzi tylko o wszystko inne;) Co do tego czy praca czy dzieci, co wymaga większego wysiłku zdania są podzielone. Ja to Wam dziewczyny zazdroszczę bo jedne z Was spełniają się jako matki, Ania ma dobrą pracę. Ja ciągle nie mogę znaleźć swojego miejsca. Teraz już nie mam aż takiej niechęci do Warszawy jak kiedyś, ale życia sobie tutaj na STAŁE nie wyobrażam, mój chłopak odwrotnie. Póki co więc zanosi się na to, że ani matką nie będę, ani dobrej pracy.. ale jakoś trzeba sobie radzić, bo odkąd mam nerwicę to żyję chwilą i cieszą mnie błahostki dosłownie :) i nie wybiegam daleko w przyszłość chociaż wiem, że to trochę infantylne myślenie... Ja jeszcze w domku, dzisiaj mam na 12 do pracy, także będzie cały dzień w sumie poza domem, bo do 20. Wrócę nic nie zrobię, bo trzeba się wyspać - w sobotę na 7. Dopiero w niedzielę sobie odpocznę... Na razie u mnie bez zmian, bez lęku. Miłego dnia!

Odnośnik do komentarza

Witam dziewczyny, Madziu dziękuje Ci za miłe słowa, kiedy czytam takie rzeczy to dodaje mi to jeszcze więcej energii i siły żeby robić kolejne rzeczy także bardzo dziękuje:). Cieszę, się bardzo że masz lepszy czas korzystaj z niego jak możesz. Ja myślę że to nie jest efekt cudu tylko Twojej pracy nad sobą także bądż też z siebie dumna :). A co do Twojego myślenia to ono wcale nie jest infantylne w mojej opinii to jest chyba najlepsze co człowiek może robić żyć i cieszyć się chwilą. Jeśli to potrafisz to jest to wspaniałe a nie infantylne. Na tym polega też praca z medytacją- żeby jak najczęściej żyć obecną trwającą chwilą a nie wybiegać w przeszłość ani przyszłość :). Asiu aktywnie u Ciebie i miło to czytać, czytając Twoje posty widzę, że jesteś coraz bardziej spokojniejsza ale też coraz bardziej pewna siebie, rozwijasz się :). Jula fajnie że masz fajną grupę z hiszpańskiego to nowi inni ludzie i taka aktywność też dodaje skrzydeł. Fajnie że wciąż sobie coś wyszykujesz i spełniasz się w różnych dziedzinach. A powiedz mi bo Ty o tym nie piszesz jak ty się przemieszasz bo ty chyba na obrzeżach mieszkasz...autobusy, tramwaje musisz się przesiadać ile zajmuje Ci droga bo jak czasem czytam Twoje posty to widzę Jule codziennie zjeżdżającą cały Gdańsk :). Aniu mam nadzieje że nie żle nie odczytujesz naszych postów, wiesz my tu napewno wszystkie chcemy dla Ciebie dobrze i trzymamy za Ciebie kciuki. Ja wierzę, że z tego wyjdziesz tylko musisz dać sobie szansę. Daj znać co i jak.. A ja siedzę w domku słucham sobie Diany Krall pranie wywieszone, łazienka posprzątana piję herbatkę i pisze do was. Dziś u mnie też intensywnie. Najpierw turecki, skończyliśmy lekcję póżno wiedziałam, że nie zdąże już na prom którym zawsze jeżdzę i muszę czekać 40 minut więc postanowiłam je dobrze spędzić- poszłam więc na zakupy- kupiłam sukienkę, koszulę i w innym sklepie szminkę w intensywnym kolorze- zaszalałam bo zawsze mam delikatne lub błyszczyki ale dobrze mi było więc postanowiłam kupić. Póżniej zjadłam z moją rodzinką lunch w biurze i zrobiłam zakupy spożywczę w centrum. Potem bus spacer i już w domku, tym razem wróciłam wcześniej więc już 4 godzinki jestem tu i przede mną jeszcze jedna...czas szybko mi zleciał, ale powiem wam że wydaje mi się, że na dłuższą metę może mi się znudzić to siedzenie w końcu ileż można się uczyć tureckiego, sprzątać czy gotować? Zwłaszcza, że mąż niestety w biurze musi też spędzać całe soboty....:/ od czasu do czasu mogę się z kimś spotkać ale pomyślałam że może poszukam tu wolontariatu co myślicie dziewczyny? A co do biznesu o którym myśli mąż w przyszłym tygodniu przyjeżdża jeden z Japończyków spotkać się z moim mężem i rozmawiać...może coś z tego wyjdzie....trzymam kciuki :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

witam. bardzo dziękuję dziewczyny za wsparcie! psychologa juz mam na uwadze i w przyszłym tygodniu pewnie sie zapisze! cieszę się,że moge pisać o swoich probelemch komuś kto mnie zrozumie i wie jak to jest! dziś pokonałam swój lęk - pojechałam z małżonkiem do szpitala odwiedzić teściową. było ciężko ale jakoś dałam rade wysiedziec tam 10min. cieszę się,że mam wsparcie u nich ponieważ wiedzą jak z tym mi ciężko i te 10min to wielki sukces!!! chociaż w windzie myślałam,że zaraz zwymiotuje i nogi miałam z waty!!!pozdrawiam i miłego weekendu!!

Odnośnik do komentarza

Na szczęście moja dzielnica Agata ma prawie wszystko czego potrzebuję na co dzień- sklepy większe typu Biedronka,Lidl, bibliotekę, lekarza, czy fryzjera. Także nie muszę po to jeździć, aczkolwiek do pracy musiałam, owszem często jechałam z mężem, bo on miał po drodze, ale samej też nie było problemu. Daleko to nie było-ledwie 5 minut autobusem,ale moja dzielnica jest młoda, wszyscy mają auta, autobus jeździ jeden, owszem pod sam dworzec podjedzie, i nawet w 10 minut, ale jeździ jeden co półtorej godziny, więc to prawo jazdy szalenie mi się przyda. Szczególnie zimą komunikacja jest wprost fatalna. Natomiast jakiegoś większego z moimi busami problemu nie mam-właśnie jak wszyscy mają auta, to jeździ dosłownie parę osób;) Agatka trzymam kciuki za to spotkanie męża ;) Pomysł uważam za świetny, nie tylko poznasz nowych ludzi, ale i nie zdążysz znudzić się domem. Także tu też trzymam kciuki;) Madziu ja pisałam niedawno to samo, że to infantylne,ale cieszy mnie spacer i oglądanie kwiatów w parku. Ale to nie jest infantylne, to jest piękne;) Kasiula mam nadzieję,że ten psycholog będzie naprawdę fajny i poczujesz się przy nim pewnie, bezpiecznie i naprawdę gratuluję odwiedzin u teściowej, to duży sukces. Asiu i jak zakupy, widać,że nie siedzisz w domu:) Cóż, życie różne płata nam figle, ale ja myślę,że to wszystko po coś jest, nawet nerwica i to co nam odbiera. Aniu jak wizyta u psychologa? Mam nadzieję,że po tej wizycie uwierzysz w siebie, w sens tej terapii i szybko na nowo odzyskasz równowagę. A ja dziś więcej odpoczywałam w domu, a raczej w ogrodzie, chociaż jak wyszłam na zakupy to wróciłam po dwóch godzinach ;) Ale dziadek wrócił, dzieci stęsknione, fajnie tak nie siedzieć samemu w domu, mogę na zakupy wyskoczyć bez dzieci;)

Odnośnik do komentarza

Witam ja tez dopiero znalazlam chwilke a szczerze przyznam tylko czytam wasze posty korzystam teraz z tableta i strasznie nie lubie na nim pisac nie ma to jak normalna klawiatura... dołaczam sie do pytania co do Julii tez mnie ciekawi jak ty po tym Gdansku śmiga;p ja w mojej Ustce to duzego pola do popisu nie mam tyle ze wszystko mam daleko.... trzeba isc i isc....nawet w tenostatni deszczowy dzien wyszlam bo myslalam ze oszaleje nawet sasiadka a katce spytala gdzie ja dziecko w taka pogode ciagam.....ale sklepik blisko i male zakupy zrobione.codziennie ten sklep odwiedzam:) dzisiaj poszlam na drugi koniec miasta do rossmanna musze przechodzic przez most bo ustka jest podzielona na dwie czesci...kiedys balam sie nawet z mezem przejsc po nimteraz nie wiem o co mi z tym chodzilo..... w sumie wody to ja sie troszke boje bo plywac nie umiem ale w tymroku jeden dzien spedzilam w morzu a pontonie;p dlatego Agata ciagle jestem godna podziwu ja nawet. zdrowa na prom bym sie nie dala zaciagnac;p a po za tym jakbedziecie spedzac byc moze ostatni weekend z wakacyjna pogoda?Ja planuje malowanie pokoju ale nie moge sie zdecydowac na kolor a jutro jade po farby i wieczorem zaczynam nie chce zeby mi dom przypomial napady.....a wlasnie jest jeszcze pokoj nieprzemalowany.......spie teraz z córcia w jej pokoiku i dobrze mi to robi;) aha i mialam sie pochwalic tym ze nie wypilam ani kapki alkoholu od kwietnia i tak juz zostaie;) milego wieczoru

Odnośnik do komentarza

Hej dziewczyny! Agata gratuluję jak zawsze, tyle różnych aktywności, swobodne poruszanie się po mieście, zakupy, szalejesz :) A z wolontariatem to uważam świetny pomysł, na pewno doskonale byś się w tym realizowała. Masz już coś na oku? Jaki wolontariat najbardziej by Cię interesował? Kasiulka bardzo gratuluję przełamania się i wizyty u teściowej, dla kogoś kto tak boi się szpitali to musiało być wyzwanie, a Ty mimo lęku nie uciekłaś :) Madziu ogromnie się cieszę, że u Ciebie tak pozytywnie, oby to trwało jak najdłużej. Julka też nie siedzi w domu, tylko ją po całym mieście nosi :) Dołączam się do pytania, jak się przemieszczasz po mieście? Asiu i jak zakupy? Znalazłaś coś fajnego? U mnie dzisiaj baardzo intensywnie. Ranek miałam koszmarny - totalna porażka, mimo że wczoraj chłopak zaoferował, że podrzuci mnie autem do pracy, żeby było mi raźniej, to ja nie byłam w stanie do niej pójść. Obudziłam się o 5 rano, kołatanie serca miałam takie, że myślałam że umieram, a co gorsza czas mijał, a ono tylko się rozkręcało, aż miałam wrażenie, że tracę przytomność. Do tego doszły wymioty, biegunka taka, że chyba z 3 kilo schudłam i ogólne roztrzęsienie. Krotko mówiąc, stary przyjaciel lęk powrócił z pełną mocą. Próbowałam zastosować jakiś znany sposób, ale nic nie pomagało, więc zrezygnowana i dość zrozpaczona zadzwoniłam do chłopaka że zmiana planów i nie jedziemy do pracy, tylko do lekarza po zwolnienie jeszcze na dzisiaj. Tak zrobiliśmy, i w sumie u lekarza spędziliśmy ponad 2 godziny, bo babka wysłała mnie jeszcze na EKG, którego myślałam, że nie doczekam, tak mi było słabo i zjeżdżałam z krzesła prawie w poczekalni. Lekarka kazała mi zażywać ten Afobam który mam (ona stwierdziła, że temperatura mu nie zaszkodziła, farmaceutka w aptece którą dopytałam dla pewności potwierdziła, że mogę śmiało brać) plus dała jeszcze coś na żołądek, wypisała zwolnienie na dzisiaj i kazała się relaksować plus ewentualnie odwiedzić psychiatrę, no i chłopak zawiózł mnie do domu. Byłam tak załamana tą cała sytuacją, że ciągle czułam się fatalnie, blada jak trup, z problemami żołądkowymi i rozedrganym serduchem, i generalnie już byłam przygotowana na dzień w łóżku z rykiem, ale chłopak zaproponował, że zawiezie mnie do tego psychologa po południu, że zrezygnuje z tej swojej dodatkowej pracy i tam ze mną pójdzie, i tak zrobiliśmy. I wiecie, ja jak schodziłam na dół z domu rano do tego lekarza to każdy krok to było piekło, połowy drogi nie pamiętam, ale jak szlam po południu do psychologa to czułam się o niebo lepiej. Sama wizyta - cóż, muszę powiedzieć, że jestem z niej dość zadowolona, mam wrażenie, że przez tę godzinę bardzo dużo zrobiliśmy, o wielu wątkach powiedziałam, usłyszałam kilka celnych uwag i dostałam zadania domowe: zrobić listę rzeczy, które uważam, że *powinnam* - w każdej sferze życia, założyć notesik, w którym mam zapisywać myśli, które pojawiają się przy ataku paniki albo tuż przed nim (jeśli jestem w stanie stwierdzić, że nadchodzi), a dodatkowo przy każdej niepokojącej myśli, jeśli umysł podsuwa mi jakieś wizje typu *zemdlejesz w łazience* zadawać sobie pytanie: *No i?*. Uznał też, że paradoksalnie moja nerwica i lęki powstają wtedy, kiedy nie mam poczucia kontroli nad sytuacją, a co za tym idzie - mogą się rodzić z braku poczucia bezpieczeństwa. Za ważny wątek uznał też to, że tak bardzo boję się lekarzy, pobrania krwi itd. - bo to może nakręcać moje lęki, np. ten dotyczący zasłabnięcia w miejscu publicznym - bo wtedy przecież przyjeżdża karetka. Także jak widzicie zrobiliśmy sporo, kolejne spotkanie w środę. Po tej wizycie czułam się na tyle dobrze, że pojechaliśmy jeszcze z chłopakiem do Black Red White oglądać meble, i powiem Wam, że mimo że sklep jest wielki i dość mało logicznie zaplanowany (różne zaułki, z niewielu miejsc widać wejście, łatwo się zgubić), a my nigdy tam wcześniej nie byliśmy, to bez problemu obeszliśmy cały i nawet wstępnie wybraliśmy łóżko do mieszkania. A teraz po intensywnym dniu czas na odpoczynek. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny Julka napisała przecież wyżej,że jeździ autobusami,albo autem z mężem ;) A żeby nie być zależną od rozkładu jazdy, chce wrócić do kierowania autem ;) Ja na szczęście mieszkam w takim miejscu,że nie muszę korzystać z autobusów, a jak mam cięższe zakupy, czy brzydszą pogodę, to raz, dwa i w auto;) Aniu cieszę się,że lepiej Ci się zrobiło po wizycie u psychologa, cieszę się,że masz do niego zaufanie i chętnie będziesz do niego chodziła. Pamiętaj,że terapia to Twoja olbrzymia praca, nie zawsze będzie miło,ale jestem pewna,że świetnie sobie poradzisz i niedługo będziesz w pełni spokojna. Rzeczywiście masz te nieprzyjemne objawy fizyczne, i lepiej,żebyś wzięła te leki, bo nie ma sensu się męczyć,skoro to tylko nerwica, no,ale one tylko Ciebie nakręcają. Bardzo cieszy Twoja relacja:) Mam nadzieję,że w weekend wypoczniesz i dojdziesz do siebie. Marta ja wodę lubię,ale odkąd mam dzieci zaczęłam czuć respekt, i chucham na córy by tam nie podchodziły same. Miłego malowania;) Agata również trzymam kciuki za wolontariat i spotkanie męża;) Kasiulka mam nadzieję,że również Tobie to spotkanie z psychologiem przyniesie dużą ulgę i nadzieję. Asiu u Ciebie też dużo się dzieje, brawo:) Madziu bardzo się cieszę Twoimi pozytywnymi myślami i nastawieniem;) A mi wyjazd się udał, naprawdę miałam lekki stres,bo nie jechał ani mąż, ani mama czy ktoś z rodzeństwa, tylko rodzina, która nie zna mojego problemu,ale nie miałam ataku, ani złych myśli. Parę razy poczułam lekki nawet nie niepokój,tylko zdenerwowanie,że korki, że nie ma gdzie zaparkować itp,ale to nie był lęk. Goście pojechali, jutro jedziemy do teściów na obiad, dziś mąż w pracy, jak będzie ładna pogoda może podjadę nad jezioro? pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam, piękna pogoda nam się zrobiła ;) A ja dziś już w rytm wpadłam, rynek,angielski córci, potem gimnastyka, znów jakieś drobne zakupy i do domu, tak nam mija ta sobota. Coś spać nie mogłam i teraz głowa boli,mąż weźmie Zosię po obiedzie na rower, to ja rozłożę się z książką i meliską do poduszki. Aniu współczuję Ci tych wszystkich dolegliwości, ale jakoś tak czuję, że dasz radę, przejdziesz przez ten okres i ta terapia przyniesie Tobie ulgę. Ważne,że już po jednej wizycie czujesz różnicę;) Michalina cieszę się,że wyjazd się udał, i napełnił dobrym humorem;) Marta gratuluję, alkohol tylko nasila lęki na dłuższą metę. Miłego malowania;) Julka ja zawsze poluję na takie kursy co by na ludzi nie tracić, a Ty tak na luzie do wszystkiego podchodzisz,tu jedziesz, tam też dojedziesz super;) Kasiulka też gratuluję tych odwiedzin w szpitalu, w ogóle szpital nie jest zbyt przyjemnym miejscem, a Ty poszłaś i pokonałaś lęk;) Agata myślę,że ten wolontariat jest świetnym pomysłem i mocno trzymam kciuki-im więcej zajęć tym mniej czasu na gorsze myśli. Madziu takie myślenie jest właśnie piękne i pokazuje,że zdrowiejemy;) Już mi zapiekanka pachnie, muszę obiad podać, pozdrawiam;)

Odnośnik do komentarza

Agatko myślę, że mogłabyś poszukać wolontariatu skoro czujesz taką potrzebę zresztą to kolejne wyzwania i poznanie nowych ludzi na pewno będziesz zadowolona także powodzenia w szukaniu no i też trzymam kciuki za Twojego męża:) Kasiulka takie wyjścia powoli to coś najlepszego, metoda małych kroczków się sprawdza tylko trzeba być wytrwałym a gorsze samopoczucie nie odbierać jako porażkę! pamiętaj:)) i życzę kolejnych wyjść Julka ja nigdy nie próbowałam nawet zrobić prawa jazdy ale skoro wszystkie tak zachwalacie, zapisujecie się na doszkalające jazdy itp to może i ja kiedyś spróbuję.. trzeba wszystkiego próbować w życiu prawda :) fajnie że dziadek wrócił, może Cie trochę odciążyć tzn tak jak piszesz o chwili poza domem bez dzieci :) Aniu przykro mi, że tak te fizyczne objawy Ci dokuczają. Z drugiej strony tak jak piszesz tego samego dnia co się źle czułaś poszliście do takiego dużego sklepu ja to nadal w supermarketach czuję się źle.. a Ty szybko podnosisz się z gorszego samopoczucia:) mam nadzieję, że odpoczywasz i że jest lepiej?? Marta również się cieszę, że wychodzisz że radzisz sobie a powiedz te leki to w końcu odstawiasz, czy na razie będziesz kontynuowała ich branie? Michalinko jak u Ciebie intensywnie;) wiesz jak miło czytać takie posty bo parę dni temu cofnęłam się do wpisów kiedy tylko dołączyłyśmy do forum, tzn jakoś razem, w jednym okresie i wtedy te posty całkiem inaczej wyglądały, były pełne obaw a teraz tak doskonale sobie radzisz..:) ciężka praca nad sobą popłaca :)) Ja dzisiaj w końcu wolny dzień.. jutro znów do pracy, ale cieszę się póki co sobotą. Niedługo wybieramy się do centrum coś zjeść i stamtąd jedziemy do chłopaka rodziców na drugi koniec miasta tramwajem i potem autobusem także trzymajcie kciuki bo to dla mnie wyzwanie taka daleka jazda.. ale mam nadzieje, że będzie oki.. zdam później relacje..pozdrawiam:))

Odnośnik do komentarza

Michalinko super, że wyjazd się udał, widzę, że masz naprawdę dobry czas - oby trwał jak najdłużej. Asiu miałaś aktywną sobotę, mam nadzieję, że niedziela upłynęła Ci już bez bólu głowy? Madziu daj koniecznie znać jak wizyta u rodziców chłopaka, choć ja jestem przekonana, że było ok :) Agata, Julka, jak Wam minął weekend? U mnie w kratkę. Wczoraj czułam się dość dobrze, na tyle, że rano postanowiłam wyjść sama na osiedle do księgarni i do spożywczaka. Udało się zaliczyć oba sklepy i jeszcze podejść na drugą stronę osiedla do bankomatu, chociaż nie czułam się rewelacyjnie - może nie czułam lęku, ale dość duże oszołomienie i chwilami miękkie nogi, plus miałam moment, że chciałam zawrócić, bo zupełnie zapomniałam, że w księgarni może być tłum rodziców, którzy będą chcieli kupić podręczniki. Tak też było, ale mimo to nie zwiałam, pooglądałam chwilę książki (wybór tam nie jest największy, to mała osiedlowa księgarnia, mają głównie podręczniki i książki dla dzieci), nawet jedną dla siebie wybrałam, do tego kupiłam jeszcze ten notesik, o którym mówił mój psycholog i poszłam dalej. Wieczorem z kolei przyjechał po mnie chłopak i pojechaliśmy do nowego mieszkania, bo miał przyjść kolega - elektryk pozakładać gniazdka, włączniki światła itd. Na miejscu spotkaliśmy się z ojcem chłopaka, który nie omieszkał nam pokazać, że pomalował drzwi i framugi, a do tego wyszorował wszystkie okna, co jak podkreślił trzykrotnie, zajęło mu cały dzień. Powiedzieliśmy mu, że przecież mogliśmy to zrobić sami, na co on z takim lekceważeniem stwierdził: *no tak jak ja to na pewno nie*. Mi się otworzył nóż w kieszeni, ale na szczęście przyjechał ten kolega i ojciec chłopaka poszedł do domu. Kolega zabrał się do pracy, a my za skręcanie szafki kuchennej, i w połowie tego zajęcia dostałam strasznego skurczu jelit i musiałam pobiec do łazienki (dzięki Bogu mamy tam już drzwi). Osłabiło mnie to trochę, ale dokończyliśmy skręcanie szafki, kolega zrobił swoje i pojechaliśmy do domu, gdzie znowu musiałam biec do toalety i chyba się trochę odwodniłam, bo czułam się bardzo słaba i musiałam się położyć, a jednocześnie nie mogłam zasnąć, tylko pół nocy przewracałam się z boku na bok. Rano obudziłam się słaba i z mdłościami, a tu telefon od chłopaka, czy jedziemy do znajomych pomagać im w malowaniu mieszkania (oni malują sami). Rzecz jasna musiałam zrezygnować, więc siedzę dzisiaj cały dzień w domu, czuję się już lepiej, ale nadal nie zupełnie normalnie. Mam nadzieję, że jutro już będzie ok, w końcu muszę pojawić się w pracy... I jeszcze okres mi się zaczął, co również nie poprawia mojego samopoczucia. No ale zobaczymy, najwyżej pojadę taksówką, jeśli nie będę w stanie pójść na autobus.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×