Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Napady paniczno lękowe z agorafobią


Gość MAJA

Rekomendowane odpowiedzi

Gość magda1991

I jak tam dziewczęta majóweczka? U mnie ok, spędzam dużo czasu poza domem. Wczoraj rodzice przyjechali przed 11, zjedliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy wszyscy do Kozienic.. ;) droga przebiegła dobrze, później obiadek, następnie deserek z chłopakiem w restauracji a wieczór ze znajomymi u nich :) dziś wstaliśmy i rano zakupy, spacerki i pizza na mieście, przed chwilą znów byliśmy tym razem na lodach, ładna pogoda za oknem więc trzeba korzystać. Lęk ani razu mnie nie dopadł, ale czujna jestem, jak to zwykle... jutro z rana jadę na targ z rodzicami, mam nadzieję, że też będzie okej, tam jeździć nie lubię, bo dużo ludzi+wąskie alejki... :/ ale no jakoś pójdzie oby :) teraz odpoczywamy bo się tyyyle nałaziliśmy a za 2 godzinki nad jeziorem ze znajomymi jakieś piwko :) w końcu jest cieplutko... jutro wieczorem powrót do Warszawy, a w poniedziałek rano znów do pracy, znów powrót tramwajem, znów mam lęk przed lękiem, boję się, że znów w tramwaju to przyjdzie i już tyle czasu przed o tym myślę... :( pozdrawiam mam nadzieję że i u Was dziewczyny dobrze, buziaki

Odnośnik do komentarza

Ja się melduję z powrotem. Co prawda z pogody to tylko dzisiaj był piękny dzień, reszta w deszczu,ale ośrodek bardzo fajny, cisza, spokój. Ogólnie było ok, parę momentów było-np jak poszliśmy do ich restauracji z mężem, i musieliśmy siedzieć na samym środku, wszystko zajęte, bałam się,że się zakrztuszę i będzie wstyd. Ale w takich gorszych momentach zawsze mówię sobie to co pamiętam z dialogów i to mi pomaga :) Widzę dziewczyny,że wypoczywacie, miło i rodzinnie spędzacie czas. Teraz zmykam nas rozpakować i zrobić pranie. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Szkoda Asiu z tą pogodą, ale najważniejsze,że wypad się udał ;) O tak Agata dziel się z nami tymi przepisami ;) Nie miałam czasu zajrzeć na te strony co on polecał, ale od dłuższego czasu czytałam jego artykuły na tym portalu i zawsze były bardzo mądre. Szkoda Michalina,że pogoda popsuła Wam szyki,ale spotkanie mimo wszystkie musiało być udane:) Madziu intensywnie u Ciebie, i tak spokojnie;) A w piątek byliśmy u teściów, wieczorem dzwoni moja mama,że jutro jadą do Obór-pamiętacie, wspominałam o tym jak Madzia powiedziała,że ludzie podczas błogosławieństwa potrafią paść w kościele, doznając łaski. Ja tam w to nie wierzyłam, to znaczy mama mi o tym mówiła,ale dla mnie to coś nierealnego. Ale mówię,że planów nie mamy, to pojedziemy. 200 km w jedną stronę, jechałam najpierw autostradą, i powiem Wam, pierwszy raz tak świadomie, nawet zobaczyłam,że tam jest jeziorko ;) Niby autostrada była szybsza, i bez korków, ale jednak czułam się jak w pułapce-te bariery, niemożność zawrócenia, postoju itp, więc jechałam,ale od razu głowa do oparcia i śpię. A teraz inaczej, na luzie. Na miejscu okazało się,że tam jest cały cykl modlitw-od 11 do 17.30, z przerwą godzinną na obiad i spacer. Mszę i pierwszą część stałam w kościele, jejku zawsze miałam obawy co do kościoła, bo tłumy, bo duszno itp, a tu spokojnie. I nagle podczas modlitw ludzie zaczęli padać, oni to nazywają zaśnięcie w duchu świętym. Tak się wystraszyłam,że trzymałam się drzwi, byleby mnie to nie spotkało. Ciągle się zastanawiam co się stało? Jakaś pani mówiła,że czuła niemoc, senność, i zasnęła. Wszystko słyszała, a potem po 10 minutach się obudziła i poszła na obiad... Potem pospacerowaliśmy, poszliśmy na obiad, i dalszą część na zewnątrz już siedzieliśmy, ja jakoś tak bałam się już tego kościoła. I ksiądz znów z tym błogosławieństwem wychodzi i ostrzega,że ludzie mogą padać, ale że są bezpieczni. Aż chciałam uciec, ale wstyd powiedzieć,zwyciężyła ciekawość-czy ktoś upadnie... I powrót do domu, na spokojnie, choć jak przypominałam sobie jak taka pani koło mnie upadła to aż ciarki mnie przechodziły... A i dla dziewczyn, które chodzą do kościoła, a czasem nie mogę pójść, wejść, wystać całej Mszy- to nie jest grzech, także można modlić się w domu, stać przed kościołem, być tylko na kawałku mszy, albo wybrać taką porę, czy dzień jak ludzi nie ma. Mi ta wiadomość pomogła, bo miałam wyrzuty sumienia-widzę tłum w kościele i wychodziłam, u nas do czerwca nie nagłaśniają mszy na zewnątrz więc byłam-nie byłam, ale to nie jak ksiądz mi tam powiedział-żaden powód by się zamartwiać. Ogólnie miły dzień, dzieciaki w tym wielkim parku się wyszalały, a upał tam niesamowity był :) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Witam dziewczynki Asiu i tak fajnie, że sobie radzisz, próbujesz nowych rzeczy a w razie czego korzystasz z technik super :) tylko z pogoda szkoda ale powiem wam ja już czasem jestem zmęczona tą pogodą teraz chętna bym była żeby jakiś deszcz spadł... Madziu tak to jest że to co dobre szybko się kończy, ale tydzień też zleci szybciutko i znów będzie weekend a potem długi weekend czerwcowy itd. choć wiadomo ciężko pożegnać tak miły czas. Juleczko wspaniale sobie radzisz i fajnie, że masz teraz zupełnie inne wrażenia z jazdy autostradą, dla mnie to też był problem bo jakby co to nie ma się gdzie zatrzymać, często zjazdu długo nie ma i to też mnie stresowało. A to co opisujesz w kościele powiem szczerze ja bym stamtąd zwiała. Mnie takie rzeczy trochę przerażają. Nie z racji agorafobii ale dla mnie takie reakcje organizmu są tak dziwaczne że po prostu się ich boje. A ja wczoraj z mężem i jego siostrzenicą poszliśmy na te urodziny. To były takie urodziny niespodzianka my i jej znajomi przyszliśmy wcześniej do takiej kawiarni w której pracuje znajoma siostrzenicy, tort schowany do lodówki itd. Potem przyszła niczego nie świadoma solenizantka i w najmniej oczekiwanym momencie kiedy ktoś zajął ją rozmową siostrzenica i jej znajomy wyszli z tortem i zaczeliśmy śpiewać itd. bardzo to wszystko było fajnę bo niespodzianka na prawde się udała. Tort też był pyszny. Zresztą Ci znajomi siostrzenicy męża na prawdę fajni i bardzo sympatyczni ludzie. Dość duża grupa. Gadaiśmy troszkę po angielsku ja trochę po turecku próbowałam. Oczywiście wychodziło to często bardzo zabawnie ale dzięki temu nawet fajniejsza była atmosfera. Spędziliśmy tam 5 godzin i mimo że kompletnie nowi ludzie to czułam się przez cały czas bardzo swobodnie. Na prawdę miło spędziłam czas. Mamy w planach spotkać się wszyscy razem po raz kolejny wkrótce więc bardzo się z tego cieszę :). A dziś znów pojechaliśmy do tego letniego domku na cały dzień ale po drodzę zatrzymaliśmy się w takiej uroczej wiosce. Zrobiliśmy zakupy na bazarku, poszliśmy na herbatkę (herbata w Turcji jest inna nieco, parzy się ją w specjalny sposób, pije w małych szklaneczkach i jest bardzo ważnym elementem kultury tureckiej), czekając na herbatkę poszłam na krótki spacerek po okolicy żeby porobić trochę zdjęć. W ogóle się nie przejmowałam że się od nich oddalam i że jestem w tym miejscu po raz pierwszy. Było uroczo. A jutro dziewczyny zaczynam ten kurs tureckiego...powiem szczerze, że czuję taki niepokój. Nie wiem jak tam będzie na tym kursie, jaki nauczyciel, jaka grupa, jaka atmosfera...to w końcu 4 godziny i to codziennie od poniedziałku do piątku. Jutro popłynie ze mną mąż i będzie w okolicy bo i tak musi tam coś załatwić no ale powolutku będę musiała się uniezależniać....ehh mam nadzieję, że będzie dobrze. A oto przepis na to co robiłyśmy z siostrą kilka dni temu: pilav: Pilav to jest jedna z podstawowych rzeczy w kuchni tureckiej bo to najczęściej je się na obiad jako dodatek do warzyw mięsa sałat oprócz chleba. Jest ich kilka rodzajów na razie opisze ten który robiłyśmy: Do garnka (takiego w miarę większego ) wlać dość sporo oliwy z oliwek ( tu się prawie wyłącznie na oliwie smaży i gotuje) na to wrzucić garść drobnego makaronu, mieszać łyżką aż makaron zmieni kolor. Następnie wrzucić około 2 szlanki umytego ryżu wszystko wymieszać. Dodać bulion ( można kostki rosołowe po prostu, siostra męża sama je robi najpierw przygotowuje bulion potem rozlewa do pojemniczka na lód i ma gotowe w każdej chwili) jeśli się daje kostki to tak ze 2 i to zalać wodą przegotowaną tak aby zakryło ryż. Zmniejszyć ogień, dusić pod przykryciem aż wchłonie prawie cały płyn, często mieszać. Do tego pilavu była fasolka w sosie pomidorowym: Fasolkę ( taka trochę jak nasza drobna fasola ) zalać na noc wodą (nieco mniej jak kilogram). Następnego dnia przemyć, zalać nową wodą dodać trochę posiekanej cebuli tak dość sporo tej wody i gotować na dość dużym ogniu do momentu aż lekko zacznie pękać skórka na fasolce. W tym czasie na patelni wlać oliwę na to troszkę posiekanej cebulki znów do tego takie 2 duże łyżki sosu pomidorowego, koncentratu (oni tu robią własny więc nie wiem co u nas byłoby takie odpowiednie) do tego 2 łyżki słodkiej papryki przyprawy, trochę pieprzu wymieszać i ten sos wrzucić do tej gotującej się fasolki i to tak gotować jeszcze z 15 minut pod przykryciem, od czasu do czasu mieszając. To nie będzie takie gęsty sos raczej taka zupa trochę. No i to się z tym pilavem podaje. Do tego była sałatka z innego rodzaju fasoli ale że my takiego rodzaju nie mamy ( pokazywałam mamie na skypie i twierdzi że nie ma takiej) to najprostszą najbardziej popularną sałatkę robi się poprzez połączenie pomidorów, zielonego ogórka i takich zielonych papryczek w miare pikantnych ( u nas takich nie ma ale czasem na lato jest taka biała trochę podłużna też może być), do tego sos- oliwa z oliwek i sok z połowy cytryny i obiad jest zdrowy i pożywny. Przepraszam nie mam wprawy w pisaniu przepisów postaram się trochę polepszyć. Ok trzymajcie za mnie jutro kciuki :)

Odnośnik do komentarza

Pisałam wczoraj, ale ciągle mi się posty kasowały, to wpadam dziś;) W sobotę mąż w pracy, więc byłam z córami na spacerze, potem zabrałam mamę i pojechałyśmy do Tesco, a że pogoda zrobiła się fajna, to poszliśmy na lody ;) A wczoraj inauguracja sezonu grillowego. Dziś umówiłam się z bratową, idziemy z dziećmi do parku. Julka ja jak Agata bym się bała, ale właśnie ciekawość by zwyciężyła jak u Ciebie. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale jakoś czuję respekt wobec takich miejsc i wydarzeń.A z kościołem to mnie uspokoiłaś, chodzę tylko po, albo przed mszą, jak nie ma ludzi, a tak poczułam się lepiej;) Zazdroszczę Ci też takiej wycieczki, jeden dzień, tyle kilometrów... Asia fajnie,że wyjazd udany, nawet mimo pogody ;) Madziu, Aniu jak Wam udała się Majówka? Agatka dzięki za przepisy, brzmią wspaniale i jak dużo informacji, dziękuję ;) I gratuluję tej swobody w nowym miejscu;) pozdrawiam,dziecko woła * jeść * :)

Odnośnik do komentarza

Zacznę Agata od kwestii kulinarnej-ten makaron to ma być drobny, taki jak ryż, czy dać większy? jeszcze nigdy nie robiłam makaronu z ryżem razem i nie wiem jak to miałoby wyglądać;) Julka mi też z tym kościołem ulżyło,u nas duży kościół, i jakoś mnie przygniata jego wielkość, a tak będzie mi lżej wiedząc,że nie grzeszę;) Ja tak myślę,że mogłabym chodzić tam gdzie byłaś co tydzień na Mszę, jakbym padła to na nikim wrażenia by to nie zrobiło ;) A tak na poważnie,to można wierzyć, nie wierzyć, ale pewnie coś w takich miejscach jest skoro jeździmy w * święte miejsca*. Też zazdroszczę takiej wycieczki, i w ogóle spontanicznej decyzji-pakujemy się i jedziemy 200 km, ja to dwa dni naprzód zakupy planuję;) Agata trzymamy tu kciuki za kurs, jesteś silna, wiesz co robić w chwili lęku. To cenna rzecz. Michalina czyli weekend ogólnie miło spędzony;) Madziu Ty już pewnie w pracy, i jak odpoczęłaś w domu? Aniu, Marta co u Was? My wczoraj pojechaliśmy autem do lasu, a tam na rowery, potem do moich rodziców na obiad. Ogólnie dałam radę, ale jak wjechaliśmy głębiej w ten las to pojawiły się wiecie, tysiące obaw. Ale w myślach mówiłam sobie * nasz dialog* i ogólnie było miło, nawet mimo takiego lekkiego napięcia:) Już wróciłam z miasta, poszłam do sklepów, na pocztę. Na spokojnie, bo tereny znajome;)

Odnośnik do komentarza
Gość magda1991

Michalinko,może umknął Ci mój post, ale majóweczka udana, tak jak opisywalam;)) widzę, że u Ciebie dziś będzie intensywnie, spacerki te sprawy, ja się wyłaziłam za wszystkie czasy w Kozienicach, ale skoro pogoda piękna to trzeba korzystać!:)) Julka widzisz ja opisywałam to co mi przekazała mama. Nie jest ona jakąś starą dewotką, jest normalną kobietą w średnim wieku, dba o siebie itp, co tydzień odwiedza kościół a te msze o których mówiłam są co 2-3 miesiące. Trochę to dziwne i dla mnie, ale wiem, że sobie tego nie wymyśliła. Zawsze mówi, że jak tam jeździ to modli się za tą moją nerwicę, żeby odeszła..może kiedyś wymodli:) Asiu powiem Ci coś w tym jest. Człowiek z agorką lepiej czuje się w znajomych miejscach, no ale powoli trzeba się oswajać.. ja jeszcze w tym roku na rowerze nie jeździłam, wszystko przede mna;) Tak mi się nie chciało dziś do pracy iść po tym wolnym. Dojazd-ok;)zobaczymy jak powrót, dzisiaj taka piękna pogoda...:) aż miło, buziaki

Odnośnik do komentarza
Gość Anna1987

Cześć dziewczyny :) Przepraszam że dopiero dzisiaj, ale wczoraj dopiero o 20 byłam w domu, a dzisiaj od rana do pracy, więc nawet nie włączyłam komputera. Majówka się udała, choć pogoda okropna - od środy do soboty pochmurno, około 10 stopni i deszcze, a w niedzielę jak wyjeżdżaliśmy do domu 21 stopni i piękne słońce - wściec się było można, ale cóż... Ważne, że człowiek oderwał się od domu i pracy, przewietrzył trochę głowę. Od razy powiem, że mimo że w sumie w obie strony i z wszystkimi wycieczkami po drodze przejechaliśmy 1200 km, prawie nie miałam lęków - kilka razy poczułam lekki niepokój, ale nic wielkiego, a non stop byliśmy w jakimś obcym miejscu. Kiepsko czułam się tylko jak wyjeżdżaliśmy w srodę rano z domu, ale po pierwsze, byłam niewyspana, a po drugie - chyba trochę negatywnie się nakręciłam na ten wyjazd, stąd początkowo taka reakcja. Po pierwszych 50 km przeszło i już było ok. Mimo brzydkiej pogody zobaczyliśmy naprawdę dużą część województwa świętokrzyskiego: Kielce, Świętokrzyski Park Narodowy (Łysica zdobyta), Bałtów z juraparkiem, ruiny zamku Krzyżtopór, Sandomierz, rezerwat archeologiczny w Krzemionkach Opatowskich i kilka małych górskich wioseczek. Zaliczyłam autostrady, stacje benzynowe na totalnym uboczu, mało tego - w jednej z wiosek znaleźliśmy zły adres gospodarzy i zakopaliśmy się samochodem w błocie na dość stromej górce, prawie spaliliśmy sprzęgło, a w efekcie gospodarz musiał nas wyciągać traktorem - i tam zero stresu, tylko racjonalne działanie. Jedyne co było niefajne (poza pogodą), to towarzystwo - pierwszy raz pojechaliśmy ze znajomymi, których znaliśmy dotąd tylko z krótkich spotkań i niestety, to nie był dobry pomysł - oni byli nastawieni na oglądanie telewizji w domku, ciągle się gdzieś spieszyli, a do tego byli głośni i dość mocno denerwujący. No ale mamy nauczkę na przyszłość. Jak na złość, domek okazał się nie do końca taki jak w opisie, a w konsekwencji zamiast dwóch osobnych sypialni był jeden duży pokój, przedzielony tylko lichym parawanem, więc nawet pogadać swobodnie z chłopakiem nie mogłam, wszystko było słychać w całym domku - to mnie na początku dość mocno przybiło, bo nie ukrywam, że liczyłam na trochę spokoju i intymności, ale niestety tego nie przeskoczę - na kolejny wyjazd z noclegiem absolutnie jedziemy sami. Ogólnie jednak wypoczęłam i cieszę się, że pojechałam. Dzisiaj od rana jestem w pracy, piękna pogoda za oknem i nastrój też dość dobry (poza rozleniwieniem po tak długiej przerwie), więc czas szybko mija - oby tak dalej. Wasze wpisy póki co zdążyłam tylko szybko przebiec wzrokiem, bo praca czeka, tak więc wybaczcie mi chwilowo, że teraz piszę tylko o sobie - obiecuję to nadrobić :) Miłego dnia dziewczyny!

Odnośnik do komentarza

Aniu gratuluję,że tak sobie świetnie dałaś radę- widzisz jednak najbardziej paraliżuje nas strach przed strachem. Bałaś się wycieczki, a okazało się,że nie ma czego ;) No wiesz Madziu ja też dewotką nie jestem, a słowa Twojej mamy potwierdzam- nie wiem czy mówimy o tym samym miejscu, ja byłam w Oborach,ale rzeczywiście sama to widziałam,choć nie wiem jak wytłumaczyć. Asiu i też sobie świetnie poradziłaś podczas wycieczki:) Michalina i jak spacer? Wiesz ja kiedyś bałam się do moich rodziców te 8 km przejechać, teraz to spokojnie;) Agata i jak kurs? Przepis brzmi kusząco, uwielbiam ryż i makaron, ale nigdy nie łączyłam;) A ja dziś w pracy z rana, potem do biblioteki, zakupy itp. No i odpoczywałam po wczorajszym, pojechaliśmy do knajpki na Kaszubach gdzie Magda Gessler robiła rewolucję, i kazali nam czekać 2 godziny na obiad :( Daliśmy sobie spokój i pojechaliśmy dalej, a tam same komunie, w żadnym lokalu nas nie chcieli, aż w końcu zaczęłam się denerwować, bo 3 godziny jeździliśmy za obiadem, wpadając w korki. W końcu znaleźliśmy fajne miejsce, ale byłam zła, bo obiad zjedliśmy o 19 i pędziliśmy na mszę, dzieci zmęczone, marudne i jakoś bez humoru byłam. Ale byłam potem zadowolona,że zachowywałam się normalnie, nie uciekałam i jeszcze poszłam do kościoła;) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość magda1991

Juleczko ja tak napisałam o tej dewotce, tzn że moja mama nie jest, bo jak wtedy opisałam to co mama mi opowiadała, to tam jakieś inne osoby mnie strasznie zjechały, dlatego tak samo z siebie teraz mi się tak napisało, bo niektórzy nie wierzą i mogą sobie coś pomyśleć, oczywiście nie chodzi mi o żadna z Was tylko np jakby ktoś Nas czytał tak jak wtedy z zewnątrz i nagle komentował... wiesz ja tam nie byłam nie powiem więc nic na pewno, ale mamie wierzę :) Mama była w Pionkach, tam jest normalny kościół, ale właśnie ten ksiądz co odwiedza go co 2-3 miesiące i co prowadzi tą msze działa ponoć takie rzeczy... zresztą mówiła, że tak było tylko raz, a była już z 7. Dzisiaj znienacka rozbolało mnie gardło, dosłownie przyszło to do mnie całkiem nieoczekiwanie a ja co? Zamiast normalnie to przyjąć już coś wykminiłam, że coś mi się dzieje i zaczęłam się denerwować, głupia jestem... ale po 5 minutach przeszło zdenerwowanie, ból gardła został, muszę poprosić chłopaka, żeby kupił jakieś tabsy wracając z treningu... Nie ma to jak się przeziębić w taką piękną pogodę. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Witam dziewczyny Jula heh chyba każdemu by się jeść odechciało, a z tymi rewolucjami to myślę że wiele osób ma nadzieje że przyjedzie Gessler odwali za nich to czego nie zrobili a potem będą jechać na jej nazwisku ile się da. Jak ktoś serca nie ma do tego biznesu to żadna Gessler nie pomoże. Jak można tak gości traktować żeby 2 godziny czekać Madziu musisz trochę przystopować z tym braniem każdego sygnału ciała za objaw nerwicy. Przecież każda z nas choruje, przeziębia się, czasem coś nam zaszkodzi, mamy gorsze dni przed okresem itd. Wiadomo że czasem łatwo mówić ale musisz z tym walczyć kochana bo się zapędzisz w takie myślenie że cokolwiek się dzieje to nerwica. Aniu no pięknie sobie poradziłaś, u Ciebie jest to fajne że bez względu na to jakie masz lęki to i tak robisz to co sobie zaplanowałaś. To się bardzo rzadko zdarza takie parcie do przodu mimo wszystko także gratuluje. A jak babcia? Asiu fajnie z tymi rowerami, wiesz to jest nie byle jakie wyzwanie w końcu daleko w lesie po taksówkę nie zadzwonisz jakby co pomocy za bardzo nie ma skąd oczekiwać także na prawdę coraz lepiej sobie radzisz. :) A co do makaranu to my robiłyśmy z takim jak u nas sa nitki do rosołu. Wiesz może być jakikolwiek drobny byle nie właśnie takie penne czy coś w tym stylu. A ja dziewczyny dziś ten kurs zaczęłam. Troszkę byłam poddenerwowana ale myślę, że w granicach normy jak każdy w takiej sytuacji. Przez cały czas trwania kursu czułam się dobrze ( tylko jak miałam robić ćwiczenie- dialog na środku z jedną dziewczyną to jakieś głupie myśli się odezwały ale mi to nie przeszkodziło). Pewnie też pomogło poczucie że maż jest w okolicy ale myślę że i tak jakoś idę do przodu małymi krokami ale idę. A co do kursu uczucia mam mieszane. Nauczycielka super fajna babka, fajnie uczy ale jak nam powiedziała mozliwe ze od jutra nam zmienią nauczyciela więc czekam do jutra....zajęcia też w miarę ok. Zaczęliśmy od czasu przeszłego to już umiałam ale było bardzo dużo fajnych ćwiczeń więc i tak jestem zadowolona. Natomiast grupę mam kiepską....miały być jakieś osoby z Europy tak było na liście ale się pozmieniało i w końcu mam na razie osób w grupie 7 łącznie ze mną. Są dwie koreanki które tragicznie mówią po angielsku ledwo idzie się w czymkolwiek dogadać ale nawet gdyby można było gadać to wiecie takie dziwne koreańskie zachowania, chichoczą jak nastolatki, niby zawstydzone wszystkim a dorosłe dwie baby jedna 3 dzieci ma. Oprócz nich jest babka z Niemiec około 40 lat ma też po angielsku ledwo co. Ale taka poważna też nieco dziwna zastanawiałam się czy nie ma agorafobii właśnie bo z ojcem przyszła i ten ojciec cały czas był w budynku i z nim na przerwach rozmawiała więc takie to wiecie dziwne.. Do tego mam 2 chłopaków z Syrii uchodzców tu mieszkają w najbiedniejszej dzielnicy i chcą jak najszybciej się nauczyć języka. Fajni jeden z nich dość dobrze mówi po angielsku choć akcent przeszkadza w zrozumieniu, ale sympatyczny na prawdę. Ale wiecie to są chłopaczki jeden ma 16 drugi 17 lat. No i jest jedna Japonka i to jest moja jedyna nadzieja tam bo dziewczyna fajna, miła sympatyczna. Jest o czym porozmawiać, tylko wiadomo Japończycy sa bardzo wycofani w takich pierwszych kontaktach więc też uważam o co pytam żeby nie urazić, żeby zbyt prywatnego pytania nie zadać itd.. ehh no ale trudno mam nadzieje że może coś się jeszcze w naszym składzie zmieni. Jutro znów płynę z mężem ale on będzie na dole ja na górze promu i będziemy też szli osobno wiecie że niby jest ale jednak powoli idę sama. Ale powiem szczerze zadań domowych miałam dziś tak dużo że dopiero co skończyłam i padam na twarz... Pozdrawiam, dobranoc

Odnośnik do komentarza

Ja właśnie Madziu pisałam to w kontekście tamtej dyskusji-sama napisałam,że wiem,że coś takiego się dzieje-też od mamy o tym słyszałam,ale mnie to dziwi, i raczej w to nie wierzę. A tu proszę, byłam, widziałam,a nie jestem właśnie jakąś dewotką ;) My byliśmy w Oborach- województwo Kujawsko - Pomorskie, to jest klasztor znany z tych cudów. O Pionkach nie słyszałam, a mam tam rodzinę-przecież to obok Kozienic,ale nic nie wspomnieli o tym;) Agata tam tyle się czekało bo taki tłum, zresztą nawet stolika wolnego nie było, ba 3 rodziny czekały w kolejce w ogóle na to miejsce by usiąść;) Czytałam,że jedzenie pyszne,no, ale pewnie zły termin wzięliśmy, koniec majówki, taka pora,że tłumy były.Może w normalną sobotę podjedziemy? Agata mam nadzIeję,że kurs będzie Ci same pozytywne emocje dostarczał ;) Grupa wydaje się ciekawa-taka zróźnicowana, choć rzeczywiście szkoda,że słabo mówią po angielsku, zawsze fajniej by się z nimi rozmawiało, i odkrywało inne kultury. No, ale w czasie kursu to pewne będziecie po turecku mówić jak najęci i ciekawych rzeczy się dowiesz;) a ja zmykam zaraz do pracy, choć bardzo mi się nie chce, popsztykałam się z mężem, co prawda już się pogodziliśmy,ale mnie męczy jego zachowanie, ja teraz robię na trzy etaty-praca,dom,dzieci, a i jeszcze ogród. A on jednej rzeczy nie może zrobić za mnie, bo taki zmęczony. Ja też jestem zmęczona. Do tego naszej opiekunki do czwartku nie ma w mieście, moja mama dopiero o 11 może zabrać dzieci, teściowie wyjechali, ja z dziećmi w pracy, no przecież to jest ekwilibrystka stosowana. Ale nie, ja nie mam prawa być zmęczona. Eh, poskarżyłam się, od razu lepiej;) pozdrawiam Was dziewczyny

Odnośnik do komentarza
Gość Anna1987

Julia doczytałam o Twojej wizycie w tym kościele, jejku, ja bym tam chyba nie wytrzymała, boję się takich reakcji ludzi, i to nie ze względu na agorafobię, ale tak w ogóle. Ale fajnie, że byłaś w stanie tak spontanicznie podjąć decyzję, że jedziesz i że wszystko odbyło się bez lęków. A kłótnią z mężem się nie przejmuj - najważniejsze że się pogodziliście. Zmęczona jak najbardziej masz prawo być, robisz tyle rzeczy na co dzień - powiem Ci, że mnie zawsze przeraża, jak słyszę od koleżanek, ile pracy jest przy dzieciach, sama potrzebuję jeszcze co najmniej paru lat, żeby się na nie zdecydować (jeśli w ogóle), a Ty jeszcze pracujesz, zajmujesz się domem itd. Zawsze mówię, że mężczyźni powinni przez miesiąc sami spróbować tak funkcjonować, żeby móc się wypowiadać w tym temacie. A z knajpką po rewolucji Magdy Gessler to pewnie lepiej poczekać na mniej oblegane terminy, bo też nie jest żadną przyjemnością jedzenie w takim tłumie i ze świadomością, że ludzie czekają na Twój stolik. Madziu życzę zdrowia i faktycznie, nie możesz każdego objawu fizycznego, który Cię dopada, brać za objaw nerwicy - a już na pewno nie jest nim ból gardła ;) Wiem, jakie to czasami jest trudne, ale my też mamy prawo być przeziębione, zmęczone, zatruć się czymś albo być niewyspane. Samo niewyspanie może dawać objawy łudząco podobne do nerwicowych, co sama regularnie zauważam, ale uczę się powoli myśleć w takich sytuacjach, że jak się wyśpię, to będzie lepiej, bo to nic innego, jak zmęczenie. Agata moja babcia nadal leży w szpitalu i pozostanie tam co najmniej do piątku, ogólnie jej stan nie jest bardzo zły, ale samodzielności już nie odzyska, już teraz nie będzie opcji, żeby została sama w domu, choćby na chwilę, dlatego trwa wielka akcja logistyczna między moją mamą i jej bratem, jak to zrobić, bo wszyscy przecież pracują, a poza tym to też nie chodzi o to, żeby tylko u niej być, bo np. jakby się przewróciła albo zachłysnęła jedzeniem to trzeba wiedzieć co zrobić, sam telefon na pogotowie to za mało. Dziękuję Ci za ciepłe słowa, ale to jeszcze nie do końca jest tak, że niezależnie od lęków robię to co zaplanowałam - u babci nadal nie byłam, bo za bardzo przeraża mnie szpital (zarówno droga do niego, jak i samo miejsce), no i na tym wyjeździe wszędzie jeździliśmy samochodem i wszędzie byłam w towarzystwie, sama to chyba tylko w łazience bywałam ;) Ale staram się iść cały czas do przodu. A z tym kursem, to szkoda, że ludzie tacy póki co trudni w kontakcie, ale może się rozkręcą, no i wszyscy już za jakiś czas będziecie mówić po turecku :) I super, że masz takie zajęcie, które Cię absorbuje, to też bardzo pomaga w walce z chorobą. Trudno myśleć o lękach, kiedy walczysz z turecką gramatyką i nowymi słówkami :) Asiu też Ci gratuluję tej wycieczki do lasu, ja kocham las, góry i wszelkie odludne okolice (wiem, że w kontekście choroby to może się wydawać paradoksem, ale jak już się przełamię i wyjdę to w takich miejscach czuję się najlepiej), ale wiem, jak potrafi dać w kość lęk, że jesteś daleko od wszelkiej pomocy. Wczoraj praca i powrót z niej bez lęków, mimo że czekałam na autobus 20 minut. Dzisiaj dojazd troszkę z niepokojem (a w zasadzie nie sam dojazd, tylko dojście z autobusu do firmy), ale to chyba trochę kwestia pogody, bo zbiera się na burzę i jest bardzo duszno, a do tego trochę pobolewa mnie głowa. Po pracy planuję miły, spokojny wieczór z chłopakiem u niego, a jutro może grill. Koleżanka pytała, czy się nie przejdę, ja mam obawy, bo to jest grill akademicki, takie studenckie grillowanie przy kampusie uczelnianym, na to przychodzi co roku tysiące ludzi, są koncerty, pokazy tańca i inne takie rozrywki, ale mnie ten tłum i hałas dość mocno przeraża. Z drugiej strony, może to dobra okazja na wyjście lękom naprzeciw. Zobaczymy, sporo zależy od pogody, bo w deszczu to żadna przyjemność. Pozdrawiam Was

Odnośnik do komentarza

Ale dziś u mnie piękna pogoda, co prawda zaczęło się chmurzyć, ale jak o 8 wyszłam z domu, dopiero niedawno wróciłam-byłam w parku, potem spotkałam teściową, zabrała nas do siebie, siedziałyśmy w ogrodzie i miło gawędziłyśmy. Nawet było miło, co mnie dziwi, bo mam dziś ogólnie kiepski humor i pewnie niedawno w ogóle w taki dzień bym z domu nie wyszła. Julka u mnie w okolicy dwa lokale były po tych rewolucjach, jedna jest świetna, ale druga dostała zastrzyk klientów i wróciła do starych metod-nie to, że niesmacznie, ale widać,że mimo sporej ilości klientów oszczędzają. A mężem się nie przejmuj. Ja osobiście nie znam faceta, który porzuciłby pracę w firmie na rzecz domu, choćby na tydzień. A może to właśnie byłoby potrzebne? Mnie czasem też mąż denerwuje,że obiad to tylko zupa, albo,że nie uprasowana jest jego ulubiona koszula. Pewnie też myśli,że dom to sam relaks . Aniu z dziećmi jest mnóstwo zachodu,ale i olbrzymia radość. Choć nie oszukujmy to nie wygląda jak w gazecie-modna mama szczupła tydzień po porodzie, lata w szpilkach i pcha modny wózek idąc na zakupy do super butiku. Dzieci to jednak morze wyrzeczeń,ale nie wyobrażam sobie życia bez tych dwóch wyrzeczeń:) Mam nadzieję,że pójdziesz na tego grilla i będziesz się świetnie bawić;) Agata jak Julka myślę,że wy już niedługo będziecie między sobą świetnie po turecku rozmawiać:) I cieszę się,że tak na spokojnie to wszystko poszło;) Madziu zdrówka z tym gardłem, teraz łatwo się przeziębić, pogoda wciąż się zmienia... Asiu fajnie,że wycieczka się udała, i nawet jakaś tam myśl nie popsuła Ci jej:) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Czesc dziewczyny Pisze z biura siostry wiec za brak polskich znakow i bledy przez to tureckie i z gory przepraszam postaram sie uwazac. No wiecie z tym tureckim to jeszcze troche potrwa jakies proste zdania to jeszcze ale juz cos trudniejszego to dukamy :). Ale faktycznie dzis bylo lepiej.Na przerwie poszlam z ta Niemka i Japonka na herbatke i ciastko i nawet milo bylo.Z ta Niemka to wlasnie po turecku probujemy czasem jakies angielskie slowko. Ta Niemka nawet fajna przy blızszym poznaniu zaproponowala zeby po kursie jutro isc razem cos zjesc wiec moze :). Z nauczycielem dalej nie wiadomo. Dzis plynelam z mezem ale bylismy w zupelnie innych miejscach potem tez szlam bez niego. Tak samo powrot nawet nie przyszedl pod szkole moja tylko czekal juz w porcie. Na promie znow sie rozdzielilismy i spotkalismy sie dopiero w biurze siostry. Takze powolutku do przodu mam nadzieje ze juz wkrotce bede sama tam podrozowac. Ja Aniu tak mam wlasnie ze z kims to ju teraz nicnie stanowi problemu ale sama jeszcze widze ze wkrecam sobie ze mi sie w glowie kreci czy cos. Sama sie czasem z tego smieje. Ja dziewczyny tez to skads znam - zupa na obiad? nie ma salatki do obiadu? dziekuje ze mi koszule wyprasowalas ( kiedy nie wyprasowalam) itd. tez mnie czasem wkurza niemozliwie i popieram zamiane rol!!! A z dziecmi to ja tez Aniu jeszcze musze do tego dojrzec. Maz by juz chcial ale ja jeszcze tego nie czuje. Jeszcze tak od 3 lat to moze ale taki niemowlak ktory wiecznie placze oj na to gotowa nie jestem. Pozdrawiam i zabieram sie za zadania domowe....

Odnośnik do komentarza

U mnie też fajna pogoda była, teściowie pojechali doglądać działki, to się z nimi zabrałam bo córa miała tylko 2 lekcje, także 7 godzin tam spędziłyśmy. Pamiętam jak w zeszłe lato bałam się tam jechać, a teraz jestem bardziej spontaniczna i potrafię bez męża wybrać się te 30 km, choć z teściami, którzy zawsze służą mi pomocą ;) Julka ja też z tym walczę, mój czasem jak coś powie,to aż za głowę się łapię- szczególnie jak oboje jesteśmy zmęczeni, to znaczy on jest zmęczony, ja przecież cały dzień odpoczywam. Po 10 latach nie zwracam uwagi ;) Agata gratuluję Ci tych podróży po mieście, mam nadzieję,że niedługo osiągniesz pełną niezależność :) A co do dzieci, to mając w domu 7,5 latkę czasem żałuję,że nie jest znów maleństwem. Wtedy było prościej-pakujesz do wózka i idziesz, a teraz to dąsy, marudzenia i walka o to by zjadła w szkole śniadanie. Ale jak Michalina mówi, dzieci to skarb- ale niestety nie zawsze bywa kolorowo jak w serialu. Aniu uważam,że ta wycieczka doda Ci sił by pokonywać swoje dalsze lęki. Madziu i jak zdrówko? pozdrawiam Was dziewczyny

Odnośnik do komentarza
Gość magda1991

Agatko u Ciebie porażek chyba nie ma i super, oby tak dalej, niedługo nie będziesz się zastanawiać czy jesteś sama, czy daleko czy z kimś,jesteś już na takim etapie że idziesz tylko do przodu, więc gratuluję Ci i trzymam kciuki obyś szybko opanowała ten turecki, ale widzę, że radzisz sobie nieźle, jak ze wszystkim, gratki! Aniu tak to jest my w wakacje na Węgry pojechaliśmy z naszymi znajomymi i okazali się też inni niż myśleliśmy, dlatego wyjazd nie w pełni się udał... tak to już jest, niestety ;) Asiu widzę szaleństwo tyle czasu na działce, fajnie fajnie. A Ciekawe co u Marty? czemu się nie odzywa? hmmm. U mnie ok. Dziś mam wrażenie strasznie krótkiego dnia bo jak nigdy pracowałam 10-17 i wracając do domu było już tak późno zawsze jestem koło 16 a tu po 18 :P nieprzyzwyczajona jestem... dziś długo czekałam na pusty tramwaj nie wiem po co skoro czułam się okej mogłam wsiadać a czuję jakąś taką wewnętrzną blokadę... straszne dziwne uczucie... może kiedyś to pokonam... W weekend szkoła, szczerze nienawidzę tego dojazdu tam, drugi koniec miasta, a raczej aż za Warszawą, bo to Rembertów, ale muszę dać radę, bo w niedzielkę po południu znów kochane Kozienice... uwielbiam tam wracać :))) buziaki

Odnośnik do komentarza

Eh, w nocy okres do mnie przyszedł,ale tak się fatalnie czułam,nawet włosy mnie bolały. Jeszcze nie mogłam tabletek znaleźć, córa płakała, a mąż ma jeszcze nocny dyżur. No, ale na szczęście znalazłam swój zestaw ratunkowy i jakoś przeżyłam. Ciągle się zastanawiam za jakie grzechy kobiety tak cierpią? Agata ja Ci gratuluję takiej swobody w obcym miejscu ;) Asiu fajnie tak w tygodniu wyskoczyć sobie i odpocząć ;) Madziu daleko masz te szkołę, ale myślę,że dojedziesz sobie spokojnie ;) nie mam dziś planów, najchętniej odpoczywałam na tarasie, o ile pogoda dopisze ;) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość Anna1987

Agata no widzisz, sytuacja na kursie się rozkręca, oby tak dalej :) Fajnie, że mąż tak Cię wspiera i pomaga Ci małymi kroczkami pokonywać lęki, że nie traktuje tego jako jakąś Twoją fanaberię - pozazdrościć :) A powiedz proszę, czy brałaś ślub będąc chora, czy jeszcze przed chorobą? Bo takie wydarzenie przy naszych lękach to chyba ogromne wyzwanie... A co do dzieci, to mamy Agata podobnie, tzn my w ogóle o tym nie myślimy, póki co latem prawdopodobnie razem zamieszkamy, w perspektywie roku pewnie ślub - ale to póki co plany :) Ja w ogóle nie jestem jakąś wielką miłośniczką dzieci, nie bardzo umiem się z nimi bawić, jakoś tak średnio się póki co nadaję na mamę :) Ale w przyszłości kto wie ;) Asiu super, że wybrałaś się na działkę spontanicznie i bez lęku - i że miło spędziłaś czas :) Magda faktycznie daleko masz do tej szkoły, ale na pewno dasz radę. A z wsiadaniem do pełnego tramwaju na pewno się przełamiesz, trzeba po prostu zrobić ten pierwszy krok. Michalinka bardzo współczuję tak bolesnego okresu, kurczę mnie na szczęście jakoś aż tak nie boli, tylko czuję się wtedy spuchnięta i mam zmienne nastroje, plus czasami jak jest gorąco jest mi słabo, ale nigdy nie musiałam brać tabletki przeciwbólowej. Mam nadzieję, że już lepiej. Ja oczywiście w pracy, wczoraj powrót i pobyt u chłopaka w porządku, dzisiaj dojazd też, wysiadłam nawet przystanek wcześniej i poszłam jeszcze do sklepu i potem spacerkiem do pracy. Strasznie gorąco dzisiaj u mnie, 25 stopni, więc w pokoju też duszno, ale póki co bez nerwów :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

A ja zrobiłam sobie dziś wolne;) Moja mama zadzwoniła,że się przeziębiła, a opcja dzieci w pracy jednak się nie sprawdza, więc dałam sobie spokój. Poszłam z nimi do parku na spacer, parę dni ze słońcem i jest pięknie... no i zaszliśmy na rynek, także szpinak, rabarbar już u nas leżakują. Ale wciąż mam wyrzuty sumienia wobec tej pracy, zaraz sobie wmawiam,że to moja ucieczka od wyjścia. Ta moja nadgorliwość, to najgorsza cecha. Michalina ja na studiach co miesiąc musiałam brać ketonal, tak mnie bolało.Po synku było lepiej., po córce gorzej- na przemian, raz nic nie czuję, raz umieram przez dwa dni. Akurat teraz wypadł mi w długi weekend i mogłam leniuchować, nie wiem jak bym się zwlokła z łóżka:( Asiu fajnie tak sobie pojechać i korzystać ze słońca. Pamiętam jak się bałaś tych wyjazdów, a teraz zobacz, jak świetnie Ci idzie:) Madziu ja znów Ci tego weekendu zazdroszczę:) Aniu nic nie musisz, jak będziesz chciała pójdziesz i na pewno będziesz się dobrze bawiła, a jak nie to kochana nie musisz-zawsze masz wybór;) Agata kochana w wolnej chwili napisz z tym ryżem i makaronem-jaki tam się daje, bo mi to spokoju nie daje;) I gratuluję samodzielności;) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość magda1991

Dziewczyny powiem Wam, że ja też miałam taki czas, że brałam ketonal co miesiąc, nawet po kilka kapsułek jak dostałam okresu, brałam ten lższejszy, 50tkę nie setkę, ale tylko to mi pomagało, żadne ibupromy czy coś podobnego, mogłabym wziąć ich 10 a i tak działał jedynie ketonal. Przeszło jak zaczęłam brać tabletki anty, teraz nie mam nowego opakowania więc zrobię sobie 2 miesiące przerwy i już się boję co będzie, pewnie znów będę zdychała... Julka wolny dzień też jest potrzebny, ja na swój poczekam do poniedziałku, ale dobre i to :) Dziś w pracy dzień minął szybciutko, bo tworzyłam coś do szkoły więc ani się nie obejrzałam a już była 15sta. Wracając zaszłam na zakupy do biedronki-małe ;) powrót ok.. reszta dnia niestety w domku chociaż pogoda ładna. Mam nadzieję, że odpoczywacie dziewczyny miło ;) Buziaki

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Witam dziewczyny :) Jula i tak bardzo dobrze wykorzystałaś czas- spacer z dziećmi, zakupy. Ciężko mi sobie wyobrazić żeby dzieciaki były z Tobą w pracy to musi być szalenie męczące bo w pracy musisz się skupić a tu dzieciaki absorbują mnóstwo uwagi. Także nie zadręczaj się ty i tak masz w sobie tyle energii i świetnie ja pożytkujesz. A co do tego pilavu to jak już Asi pisałam najlepiej wrzucić takie nitki jak my do rosołu dajemy : http://www.nepisirsem.com/resimliyemektarifi.aspx?yemekid=3950 tu znalazłam w miarę jeden z lepszych obrazków. Tam jest przepis tyle że po turecku i inny od tego co ja podałam nieco no i z boku zdjęcie. Widać ten makaron i ryż. Ryż zwykły taki jak mamy w Polsce a makaron tu zmienia kolor bo się go najpierw smaży na patelni na oliwie właśnie a potem dopiero ryż się daję jak już makaron zmieni kolor na taki ciemny właśnie :). Aniu no mój mąż się spisuje na medal teraz jest dla mnie ogromnym wsparciem ale kiedyś to tragedia była chyba i ja i mój mąż musieliśmy nauczyć się żyć z tą chorobą żeby iść do przodu a na to potrzeba czasu. Ja z moim meżem jestem związana już od 4 lat więc poznaliśmy się jak byłam zupełnie zdrowa. Podobnie jak ty Aniu my z męzem zwiedziliśmy mnóstwo miejsc byliśmy nawet w Japonii razem 12- godzinny lot samolotem bez problemu, tłum w Tokio dla mnie super. Więc no też znał mnie z takiej strony że lubiłam przygody, byłam spontaniczna i odważna. Potem przyszły zaburzenia lekowe z agorafobią no i jakoś musieliśmy się w tym odnależć. Ale mimo wszytsko mój mąż był przy mnie i to był też dla mnie taki sprawdzian że ja się czułam okropnie ale on się nie bał tego chciał brać ze mną ślub i żyć razem. My braliśmy ślub jak ja byłam w dość kiepskiej kondycji. Faktycznie kilka dni wczesniej już 3 razy dziennie tabletki na uspokojenie brałam i dzień ślubu to ogromne nerwy. Ze względu na to że mamy różne wiary nie braliśmy ślubu w żadnym obrządku religijnym tylko w urzędzie cywilnym. To na pewno mniejszy stres ale mimo wszystko nawet w urzędzie straszny stres, ale jak to wszystko w urzędzie się skończyło to ze mnie cały stres spłynął i do rana bawiliśmy się niesamowicie ja się czułam super wyluzowana mimo że wesele mieliśmy w takim odludnym miejscu nad jeziorem. Także myślę, że nawet w kiepskim stanie lęków można brać ślub :P. Stres jest ale wszystko da się pokonać. Mnie też zawsze boli brzuch przy okresie nawet z 2 dni kilka ibupromów biorę. Na szczęście mi się właśnie kończy :). My dziś z mężem znów płynęliśmy razem a osobno, z promu szłam sama mąż został w porcie. Był co prawda w okolicy ale wracaliśmy też na takiej zasadzie że on był już w porcie, na statku znów osobno i dopiero w biurze siostry się spotkaliśmy. Niby powtórka z wczoraj ale czułam się o wiele swobodniej :). Dziś jednak nie było żadnego spotkania po kursie ale ma być jutro. Będziemy mieć też z 3 nowe osoby więc mam nadzieje na kogoś fajnego :). A tak poza tym wiecie u nas dziś pochmurno a od jutra ma być też deszczowo- heh chyba wykrakałam tą pogodę bo ostatnio mówiłam że chcę deszcz a w maju w Izmirze się praktycznie nie zdarza :P. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Cześć dziewczyny ;) U mnie były 32 stopnie! Wczoraj cały dzień byłam poza domem, a jak wieczorem zaczęła się burza, to myślałam,że nas bombardują ;) Przed tą burzą tak mnie głowa zaczęła boleć,że byłam pewna,że już do domu nie dojdę, co chwilę stawałam i szłam dalej tylko siłą woli, no,ale zrzucam na karb duchoty,zmęczenia u bólu głowy właśnie. Dziękuję Agata, jakoś wcześniej nie doczytałam o tym makaronie-więc mimo,że Julka pytała,to ja też skorzystałam ;) Widzę,że wychodzicie, radzicie sobie ;) Michalina ja miałam bardzo podobne objawy, potem mi się wszystko posypało, i o dziwo uspokoiło,że mało co czuję na dziś. Ale rozumiem Twój ból, mam nadzieję,że już lepiej. piesek chce wyjść na spacerek, muszę z nim ruszać. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość Anna1987

Julka absolutnie nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia, z dziećmi w pracy trudno sobie poradzić, czasami to po prostu nie ma sensu - jeśli tylko dla Twojej szefowej nie był to problem, to uważam, że nie ma w ogóle co tego roztrząsać :) Poszłaś na spacer, na zakupy - więc wyjście tak czy tak było. Magda fajnie że dzień w pracy szybko Ci minął, mi się czasami strasznie wlecze, a czasami to ani się obejrzę, a już jest 16. Zdecydowanie wolę tę drugą opcję, chociaż zazwyczaj wiąże się z ogromem pracy. Agata to widzę, że zawsze potrafiłaś świetnie się przełamywać, ja w swoich gorszych okresach chyba nie byłabym zdolna do ślubu, ale mam nadzieję, że te najgorsze dni już są za mną :) I radzisz sobie bardzo dobrze, jeszcze trochę i będziesz biegać po Izmirze bez najmniejszego wahania :) Asiu ależ u Ciebie było gorąco! Nic dziwnego, że źle się czułaś, zwłaszcza jeśli zanosiło się na burzę. Mam nadzieję, że już lepiej. Ja wczoraj jednak nie poszłam na tego grilla, ale lęki nie miały z tym nic wspólnego - u nas też było baaardzo duszno i gorąco (28 stopni) i jak przyjechałam do chłopaka po pracy (jechaliśmy nagrzanym samochodem, zgarnął mnie w połowie drogi, bo akurat jechał z pracy) byłam tak wykończona, że mi się przysnęło :P I jak się obudziłam w przyjemnie wychłodzonym pokoju, to ani myślałam wychodzić na duchotę. Ale dzień był bardzo miły i pozytywny. Dzisiaj też od rana gorąco, ale też jakoś tak sympatycznie, jeszcze koleżanka z innego działu rozesłała maila po firmie, że ma na sprzedaż od siostry która jeździ do Indii po ubrania trochę sukienek, tunik i bluzeczek i zaprasza na oglądanie do siebie, no i w pierwszej godzinie pracy kupiłam uroczą letnią sukienkę :) Na te upały będzie w sam raz. Z rzeczy mniej miłych to znów mam totalny nawał pracy, najbliższe dwa tygodnie to będzie codzienne zabieranie jej do domu, nawet na weekendy - no ale cóż, jakoś na te ciuchy (i całą resztę) trzeba zarabiać ;) Pozdrawiam dziewczyny

Odnośnik do komentarza

Wiesz Aniu szefową to ja tam jestem;) To firma mojej przyjaciółki, ona jest w ciąży, musi leżeć bo ma problemy zdrowotne i ja tam zarządzam. Mam swój pokoik, ale połączony z pokojem sekretarek, więc jak moje dzieci są głośne to jednak im to przeszkadza... No, ale dziś zamieniliśmy się z mężem, ja poszłam rano do pracy, a on niedawno pojechał. Były zakupy, ogarnę trochę dom i idziemy na spacer, gorąco i słonecznie;) Cieszę się, że mimo tego,że nie poszłaś na grilla to dzień był udany. Pewnie fajne te sukienki,aż zazdroszczę ;) Asiu u mnie też burza była, w nocy,ale dziewczyny o 2 tak walnęło, chyba nad nami, bo budzę się i niemal krzyczę do męża, że dom się wali. Ale wiesz przed burzą , czy deszczem ból głowy i zmęczenie jest normalne;) Widzisz Agata nie zauważyłam informacji o makaronie ;) Na pewno spróbuję to zrobić z jakimś mięskiem. Super,że szybko się aklimatyzujesz w Turcji, dla zwykłego człowieka taka zmiana to stres, a Ty radzisz sobie naprawdę świetnie;) Madziu jak tam w Warszawie, dzień spokojny? Michalina co u Ciebie? Zmykam zaraz na spacer, pzodrawiam

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×