Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Napady paniczno lękowe z agorafobią


Gość MAJA

Rekomendowane odpowiedzi

Hej Dziewczyny. Miło czytać Wasze sukcesy gratuluję Michalina bo ja ostatnio w kościele byłam nie pamiętam kiedy... Powiem Wam u mnie nawet ok, w tramwaju lęków nie mam ale jakbym miała gdzieś jechać dalej albo autobusem to myślę że miałabym problem :( chociaż w sumie nie wiem bo po pracy nic nie robie tylko siedze w mieszkaniu, moj P poszedl na trening, a ja siedze... mam ostatnio takie dzwine *trzęsienie obrazu* chodzi mi o to, ze jak patrze przed siebie co jakis czas tak mi sie trzesie to co widze i w ogole dziwny stan jakby swiat ktory mnie otacza byl nierealny... kurde to kolejny krok nerwicy pewnie albo agorki...pozdrawiaam:(

Odnośnik do komentarza

Agatko wszystkiego najlepszego, no i oczywiście cudownego wypadu ;) Asiu gratuluję, to naprawdę fajne pokonać swoje lęki i iść naprzód, widzisz teraz będzie lepiej. a takie małe *wpadki* jak ta piątkowa nie mają znaczenia:) Właśnie Madziu, szczególnie na początku walki nasz stan to istna huśtawka, zresztą teraz też jakaś zła emocja czasem może zepsuć nam dzień i uwięzić w domu,ale na szczęście dzięki terapii wiemy jak sobie z tym radzić. A powiedz Ty zrezygnowałaś z terapii? Sabinka ja również ściągnę tę książkę, zapominałam jakoś do tej pory,ale dziś to zrobię:) Michalina fajnie,że się przełamujesz, nie od razu Kraków zbudowano,ważne by regularnie próbować:) A ja dziś byłam znów w Urzędzie Pracy. Tłum niesamowity,dzieci zamęczały,ale pięknie dałam sobie radę:) I dostałam się na szkolenie jak dostać fundusze unijne:) Także wracałam cała szczęśliwa, no i szczęśliwa,że sama mogę wyjść z domu i załatwić co trzeba:) Agata zapomniałam Ci powiedzieć,że dzięki Twoim radom Lila znów je normalnie, i skończyły się jej ataki histerii. znów mam uroczą córeczkę,a nie małego wyjca:) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

O Julka to gratuluję:) No i Asia, mnie na razie wizja jakiekolwiek urzędu przeraża, nie wiem czy to tylko u mnie,ale zawsze kolejki są nieziemskie, a budynek strasznie mały:... Ale drobnymi kroczkami... Agata miłego wypadu, i oczywiście Wszystkiego co najlepsze z okazji urodzin:) Madziu u mnie też raz lepiej, raz gorzej,ale jakoś musimy iść do przodu... Wczoraj udało mi się spotkać z koleżanką, poszłam sama do kawiarni, posiedziałam dwie godziny, w ogóle nie odczułam,że jestem poza domem ;)A dziś taka pogoda,że nic tylko się schować:( pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

O Sabinko dziękuję za kolejny tytuł:) Racja z tą pogodą, ja chyba wolę mroźną zimę, niż takie nie wiadomo co... Ale cóż, jakoś żyć trzeba. Dziś z córą weszłam do Biedronki, a tam wielka kolejka, no to wyszłam, poszłam do małego sklepiku,bo w zasadzie 2 rzeczy były mi potrzebne,ale jakaś taka złość mnie potem wzięła,że to wymówka była. Eh, często mam takie poczucie winy... Gratulacje Julka:) Michalina też będę musiała udać się na takie babskie ploty:0 Fajnie,że miło spędziłaś czas:) pzodrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Witam was dziewczynki z hotelu :) Oj powiem szczerze jak na razie jest super. Przyjechalismy wczoraj, droga nie stanowila dla mnie zadnego problemu, mysle ze juz takie odleglosci 2-3 godzinne autem nie stanowia wyzwania :). Wczoraj tez czulam sie nadzwyczaj dobrze, az mnie to zmartwilo ze nowe miejsce a ja nie czuje zadnego niepokoju. Mamy tu basen masaze kilka zabiegow na pobyt. Chodze sama po hotelu na masaze mamy inne godziny z mezem, albo czekam na niego gdzies w kawiarni i jestem bardzo zrelakswoana. Takze ciesze sie ale jestem gotowa na ewentualne leki wiem ze sobie jakos poradze :). Juleczko bardzo, bardzo sie ciesze, ze moglam Ci jakos pomoc. Gdybys kiedys miala jakies podobne problemy z mala pisz moze sie na cos jeszcze przydam :). Ciesze sie ze sie wszystko unormowalo bo to jednak stres. No i gratuluje dostania sie na to szkolenie, brawo idziesz po swoje :). Joasiu ja tez nie przepadam za taka pogoda ni to wiosna ni to zima...:/. Lunatyczka czekam na relacje z ksiazki jak ja przeczytasz :) Madziu z tego co pamietam zrezygnowlas z terapii, a niestety bez terapii to tak to bedzie ciagla chustawka. Wczesniej pisalas ze jak sie przenioslas do chlopaka to czujesz sie duzo lepiej a tu znowu jakies leki. Bo one nie znikaja ze zmiana miejsca, mozna sie przeniesc do malutkiego miasta i na poczatku myslisz ze super bo to ulga w porownaniu z tym co bylo ale po jakims czasie bez leczenia zacznie cie przerazac to male miasto. Ja tak mialam. Takze bez swiadomosci co sie z Toba dzieje i jak temu zaradzic przykro mi to powiedziec ale marne widze szanse na cudowne ozdrowienie. Musisz zaczac sie leczyc dziewczyno bo to samo z siebie nie przejdzie i im szybciej to zrozumiesz tym lepiej dla Ciebie. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Ależ Ci Agatko zazdroszczę:) Korzystaj kochana, relaksuj się i wróć wypoczęta :) Na razie jestem szczęśliwa,ale muszę znaleźć jakąś nianię, bo 3 razy w tygodniu mamy mieć to szkolenie, a z dziećmi nie przyjdę... Także dziś dałam ogłoszenie i liczę,że ktoś konkretny przyjdzie, choć boję się,że to w sumie 10-12 godzin będzie i mało kto będzie chciał dorobić... No,ale musimy być dobrej myśli :) Wczoraj poszliśmy z mężem do knajpki, uczcić ten mały sukces, fajnie było, dużo ludzi, a ja na luzie:) Madziu no ja też bym Ciebie jednak na wizytę u psychologa namawiała, Sabinka może Ci powiedzieć, że to naprawdę daje efekty, bo samej to rzeczywiście trudno dać sobie z tym radę... ale trzymam kciuki by było jak najlepiej. Asiu ja też mam dużych takich wyrzutów sumienia, ale cóż, to Asiu nie jest oznaką Twojej słabości. Ot, śpieszyłaś się i tyle. Michalinko fajnie,że idzie Ci coraz lepiej, oby tak dalej:) A ta szarość mnie dobija, wolałam ten śnieg, a dziś i wczoraj sztormowy wiatr, aż głowę urywa, ciśnienie skacze, a wraz z nim humor,... pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość magda1991

Ja wiem, ze powinnam, tzn lepiej bym sie poczula, ale ciezko tu znalezc dobrego psychologa. Ta u ktorej bylam zadawla glupie pytania i tak zleciala godzina i stowa w plecy. Mowila ze conajmniej 3 wizyty na poznanie... PS. Mam do Was pytanie czy macie czasem uczucie odrealnienia?

Odnośnik do komentarza

Madziu może popytaj,czy w internecie poszukaj opinii o jakimś psychologu. Wiesz najważniejsze jest pełne zaufanie wobec terapeuty, jak tego nie ma to nie ma terapii. Także może poszukaj kogoś kto wyda Ci się godny zaufania. Co do uczucia odrealnienia, to miałam tak parę razy,ale głównie na początku. To ochrona organizmu przed lękami. Agatka ależ Ci dobrze:) Zazdroszczę i też życzę udanego pobytu:) O to Julka trzymam kciuki, na pewno kogoś znajdziesz, może jakąś starszą panią, która będzie chciała dorobić.Ważne,że wszystko idzie do przodu:) Sabinko zaczęłam czytać tę książkę, bardzo Ci dziękuję za nią raz jeszcze-to będzie moja stała lektura:) a dziś pogoda kiepska, prawie Julka jak nad morzem:) Byłam w domu,ale już bez wyrzutów sumienia, chyba jestem wobec siebie zbyt krytyczna:) Michalinka co tam u Ciebie? pzodrawiam

Odnośnik do komentarza

O dziewczyny ,ale u Was się dzieje:) Agata zazdroszczę wyjazdu i tych atrakcji, mam nadzieję,że cały wypad okaże się wyjątkowo udany:) Julka gratuluję, na pewno jak Asia pisze znajdziesz jakąś fajną opiekunkę-babcię, która zajmie się dziećmi ja Ty będziesz się szkolić:) Asiu zaczęłam regularnie czytać tę książkę i mam podobne odczucia co Ty. Chyba sobie to wydrukuję ;) Dzięki Sabinko, Madziu polecam Ci ją. Skoro na razie nie korzystasz z pomocy psychologa to zapoznaj się z nią-parę stron wstecz Sabinka dała link do ściągnięcia, dużo ciekawych i co najważniejsze skutecznych porad. Choć oczywiście najlepiej iść po pomoc do specjalisty... a u mnie ? Starsza córka troszkę chorowała, także głównie w domu, małe zakupy jednak robię codziennie. Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza

Ta pogoda mnie dobije. Wczoraj jesień, dziś znów śnieg sypie. Głowa mi pęka od tych zmian. Dzieci u teściów, mąż robi spaghetti, a ja czytam książkę od Sabinki. Wiecie przepisuję te rady do zwykłego kalendarza, będę zawsze go mieć w torebce i dodawać sobie otuchy w trudnych chwilach. Naprawdę świetna ta książka, większość rzeczy znam z terapii, ale teraz to wszystko mam zebrane w jedną całość:) I jak Agata po nastroje? Asiu trzeba czasem sobie odpuścić :) Michalina dobrze,że wychodzisz, nie ważne,że blisko,ważne,że regularnie. Madziu przeczytaj tę książkę, tam naprawdę znajdziesz wiele ciekawych rad. Ale niestety to nie zastąpi pełnej terapii.. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Cześć dziewczyny! Przyznam, że podczytuję Was od jakiegoś czasu i postanowiłam do Was dołączyć. Od zawsze byłam bardzo wrażliwa, wszystko bardzo mocno przeżywałam, brałam do siebie... Ostatnio jednak wpadłam w pętlę strachu, z której nie potrafię się póki co wydostać. Zaczęło się trzy tygodnie temu. Mieszkam na 4 piętrze. Po wyjściu z domu już na 3 piętrze poczułam się.... dziwnie. Jakoś tak niepewnie, słabo. Zakręciło mi się w głowie. Byłam wyspana, zrelaksowana, więc wystraszyłam się, że coś jest nie tak z moim zdrowiem i wtedy momentalnie pojawił się atak paniki. Klasyka gatunku: kołatanie serca, płytki oddech, zimne, spocone ręce, miękkie nogi... Pomyślałam jednak, że na świeżym powietrzu zrobi mi się lepiej i zeszłam na dół. Tak się jednak nie stało - resztką sił dowlokłam się na przystanek (na który mam jakieś 300 m) i dojechałam do chłopaka, który mieszka 3 przystanki dalej. U niego było ok, ale kiedy mieliśmy wychodzić, atak paniki powtórzył się w tym samym miejscu, na klatce schodowej - tyle że u niego. Oczywiście zaraz następnego dnia pobiegłam do lekarza, zrobiłam wszystkie badania - okazało się, że mam problem z tarczycą, ale nie taki, żeby powodował tak silne objawy. Mam powtórzyć badanie i przyjść do lekarza za 3 tygodnie, póki co nie dostałam żadnych leków. Ta wiedza mnie jednak nie uspokoiła, bo i objawy nie minęły. No i się zaczęło - najpierw dwutygodniowe zwolnienie lekarskie (bardzo ryzykowne, bo akurat miałam mieć przedłużaną umowę w pracy, z czasu określonego na nieokreślony, na czym oczywiście strasznie mi zależało, ale nie byłam w stanie trzymać fasonu i pojawić się w pracy), podczas którego nawet do lekarza na kontrolę jeździłam taksówką, bo zaczęłam się koszmarnie bać wychodzenia z domu. Potem powrót na 3 dni do pracy, gdzie pierwszego dnia chłopak musiał pojechać ze mną autobusem (jadę około 40 min.) i za rękę zaprowadzić mnie do firmy, bo bałam się, że zemdleję. Następnego dnia do pracy dojechałam sama, ale niestety - w drodze powrotnej musiałam czekać na autobus pół godziny i już po 15 minutach poczułam kolejny atak - nie tak silny jak ten pierwszy, ale dość mocny, co oczywiście napędziło mi gigantycznego stracha, cała się trzęsłam i ledwo widziałam na oczy ludzi stojących obok mnie. Kolejnego dnia do pracy dojechałam, ale wrócić musiałam już taksówką - byłam przekonana, że nie dojdę na przystanek. Dwa ostatnie dni spędziłam w domu na urlopie - z nerwów mój żołądek oszalał. Na samą myśl o wyjściu z domu jest mi niedobrze, ssam validol, piję melisę, ale nie czuję poprawy - wciąż jest tak samo źle. Sytuację pogarsza fakt, że wiem, że w poniedziałek MUSZĘ pojawić się w pracy i chodzić już do niej bez takich przerw, a sama myśl o tym przeraża mnie do tego stopnia, że jestem sparaliżowana. Gdyby nie rodzina i chłopak, pewnie bym nie jadła - bo wolę być głodna niż wyjść do sklepu po jedzenie. Najgorsze jest to, że wiem, że to tylko lęk, ale nie potrafię nad sobą zapanować i tak strasznie boję się ośmieszenia w pracy albo tego że gdzieś zemdleję po drodze i nikt mi nie pomoże, nie wezwie karetki... Przejście odległości większej niż 100 m, nawet z kimś, powoduje że jestem potwornie zmęczona, odczuwam ból w klatce piersiowej i płytko oddycham. Nogi cały czas mam jak z waty. Najchętniej przesypiałabym wszystkie dni. Rady które tutaj u Was wyczytałam są super, będę się starała do nich stosować, ale naprawdę nie mam pojęcia, jak to zrobić, żeby przełamać się tych pierwszych kilka razy....

Odnośnik do komentarza

Witamy Cię Aniu. Tak czytając to co napisałaś początki miałam bardzo podobne. Również wtedy najchętniej zamknęłabym się w pokoju i nie wstawała. Niestety na to nie ma innej rady, jak tylko zaakceptować to co się z nami dzieje i walczyć, bo inaczej całe Twoje życie zawodowe jak i osobiste runie a łeb na szyję. Jesteś w dobrej sytuacji o tyle, że istnieje przymus wyjścia z domu tak jak jest u mnie. Czy chcę czy nie chcę muszę wychodzić i to jest bardzo dobre. Przede wszystkim nie myśl o tym- o Boże w poniedziałek muszę wyjść a co będzie jeśli...? No właśnie nic nie będzie. Nie zemdlejesz, ani nie ośmieszysz się. Twoje czarne myśli napędzają całą machinę objawów. Co zrobić, aby się przełamać- nic trudnego po prostu trzeba próbować i przede wszystkim nie zniechęcać się, gdy nie wyjdzie bo wzloty i upadki są pewnym etapem w dochodzeniu do normalności. Gdy łapie Cię atak spłyca się oddech i serce wali jak szalone, a boisz się ośmieszenia kontroluj oddech- wdech licząc do czterech i wydech licząc do 6-8 tak aby był dłuższy niż wdech. Da się to robić w sposób niepostrzeżony :) Jednak nie zmienia to faktu, że powinnaś zapisać się na terapię, bo samopomocą niewiele się wskóra. Jestes osobą pracującą, więc terapia nie pomoże od razu a ze względu, że musisz wychodzić idź do psychiatry- przepisze Ci tabletki, które wspomogą psychoterapię i częściowo uwolnią od ojawów somatycznych. Zrób to jak najszybciej bo niestety leczenie nerwicy trochę trwa :) Polecam serdecznie oprócz książek również tę stronkę, a dokładniej zakłądkę *wyzdrowieć* jest tam wiele ciekawych informacji jak i porad, więc warto poczytać :) : http://www.szaffer.pl/

Odnośnik do komentarza

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Tę stronkę pana Szaffera przeczytałam dzisiaj od deski do deski, dzisiaj zresztą w ogóle jakiś taki dzień, że ciągle czytam, co zrobić z tym moim schorzeniem... Masz rację, że to, że mam pracę do której muszę chodzić jest w pewnym sensie pomocne - bo mam po co wychodzić, ale z drugiej strony to jest też trochę czynnik stresujący, bo w tym przypadku odpada sytuacja: uda się dojść albo nie uda, tak jak mogę zrobić ze sklepem czy biblioteką - ja muszę tam dotrzeć, a jadę 40 minut autobusem, który dodatkowo często staje w korku. Później muszę też przejść około 200 m po chodniku dość mocno oddzielonym od jezdni, po którym chodzą w zasadzie tylko inni, którzy pracują w tym samym biurowcu - czyli nie aż takie tłumy, a więc zaraz pojawia się myśl, że jeśli tam zemdleję to może minąć trochę czasu zanim ktoś mnie znajdzie. No i poczucie winy - moja praca ma dość mocno projektowy charakter, jestem odpowiedzialna za wiele rzeczy, które muszą się odbywać w ściśle wyznaczonych terminach i nie ma to tamto - zniknęłam na ponad 2 tygodnie i wiem, że mimo zrozumienia współpracowników jest to realny problem i realne opóźnienia, a więc każdy kolejny potencjalny dzień nieobecności pogarsza sytuację. No i nie mogę powiedzieć ludziom w pracy, co się dzieje - dla nich powodem mojej nieobecności w pracy była najpierw ta tarczyca, a potem rozstrój żołądka. To dodatkowo utrudnia sprawę, bo jak tu nagle wytłumaczyć, że nie pójdę z dziewczynami po pracy na kawkę do centrum handlowego albo na pętlę tramwajową 15 minut od miejsca pracy? Jak tylko zdiagnozuję, co mi właściwie dolega z tą tarczycą umówię się do psychiatry (koszty:/), ale to naprawdę smutne że tak nagle zamknęłam się w czterech ścianach i nie umiem pójść wynieść śmieci :/

Odnośnik do komentarza

Aniu musisz po pierwsze umówić się do psychologa i psychiatry-już sama świadomość,że uzyskam pomoc, zostanę wysłuchana i zrozumiana poprawia samopoczucie, nie zwlekaj z tym ani minuty. Jeżeli chodzi i wyjścia z domu... Ja początkowo siedziałam w bezpiecznym domu, ale rosła we mnie niesamowita frustracja - jest tyle możliwości, a ja siedzę w domu. Może na początek udaj się do lekarza rodzinnego,poproś o trzy dni zwolnienia-powiedz,że podejrzewasz nerwicę i przez te dni, spróbuj na luzie dojechać do pracy, pamiętając, że zawsze możesz wrócić , wezwać taksówkę czy chłopaka. Świadomość, że niczego nie musisz sprawi,że będzie Ci łatwiej. Natomiast jeżeli musisz iść do pracy i nie masz wyboru, jazda taksówką-przynajmniej tego pierwszego dnia może być pomocna. Możesz powiedzieć jakieś sympatycznej osobie z pracy,że masz problemy z tarczycą, bierzesz leki, które źle na Ciebie działają-w ten sposób ktoś będzie miał Cię n oku, wesprze Ciebie, a w razie pomoże. W pracy skup się maksymalnie na konkretnym zadaniu, najgorsze co można zrobić to myśleć o tym jak wrócę itp. Mam nadzieję,że szybko dostaniesz pomoc i wszystko się ułoży. Michalina ja teraz też znów w domu, córa wczoraj miała gorączkę, teraz mnie łamie w kościach.... Znów te choróbska... Julka świetny pomysł, tak zrobię, mój własny wspomagacz:) A Sabinko jak teraz funkcjonujesz? Agata co słychać? pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Asiu jak na razie daję sobie jakoś radę. Muszę się na nowo umówić do psychiatry bo zaczyna odstawiać leki, więc musi mi zmniejszyć dawki, a nie chcę tego robić na własną rękę, aby nie było nawrotów. Można powiedzieć, że mój stan poprawił się o 75% Zniknęły symptomy zawałowe i ucichł lęk przed zaśnięciem:D jestem w stanie wyjść z domu, iść do sklepu, do szkoły, pojechać autobusem. Czasem mam jeszcze myśl o ucieczce, albo cofnięciu się do domu, ale staram się z nimi walczyć, gdy naprawdę źle się poczuję wychodzę z danego miejsca na chwile np. przewietrzyć się i zawsze wracam jak mi przejdzie- nauczyłam się uspokajać w maksymalnie 10 minut. Myśl, że w każdej chwili mogę wyjść naprawdę dobrze działa :) 2 dni temu odważyłam się na dłuższy wyjazd tak na początek 150 km w sumie to z musu, ale mimo początkowego niepokoju i lekkiego strachu przed odległością od domu dałam radę i spędziłam dobrze ten czas bez panikarstwa :D Co mnie nie zabije to mnie wzmocni :D A przede wszystkich na dobre zakończyłam nakręcanie się forami medycznymi i wyszukiwaniem nowych chorób, wreszcie uświadomiłam sobie, że to wszystko to były zwykłe nerwobóle a to co wyczytywałam od *internetowych znawców* tylko napędzało moje nocne paranoje :)

Odnośnik do komentarza

A ja dziś pojechałam z mężem do Nomi, jakoś tak spontanicznie się zapakowałam do samochodu,ale tylko wsiadłam to już tysiąc myśli, i zastosowałam ten dialog wewnętrzny. Pierwszy raz wewnątrz sklepu byłam spokojna,bo wiedziałam,że zawsze mogę wyjść. Sama ciągałam męża po różnych działach,kupiłam dużo kwiatów bo mieli promocje i jakoś tak ponad godzina nam minęła. Potem teściowa jednak popsuła mi humor, znów jej złote rady,ona jak zwykle wie lepiej jak mi pomóc. Co prawda potem się zreflektowała,ale niesmak pozostał, i zamiast cieszyć się wyjściem zaprzątałam sobie głowę jej radami :( Aniu myślę,że musisz szybko udać się po pomoc profesjonalną. To po pierwsze. Co dalej? Mi ciężko radzić, bo ja nie musiałam w tej pierwszej,ostrej fazie wychodzić do pracy.czy szkoły. Mogłam skryć się w domu,więc kompetentna tu nie będę. Ale wiem,że nie można zamknąć się w domu, mimo lęku,trzeba wychodzić, choćby na minimalne odcinki,ale trzeba. Sabinko cieszę się,że Ci idzie coraz lepiej. Taka podróż? Gratuluję:) Asiu zdrówka dużo dla Was. Julka chyba zrobię jak Ty. Będę się pewniej czuła:) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Na początku wydawało mi się,że ten dialog jest trochę śmieszny,ale wczoraj byłam z mężem w galerii handlowej,dużo ludzi, daleko od wyjścia, i jakieś takie myśli nachodzą-chodź do wyjścia,ale też to zastosowałam i dałam radę elegancko, kupiłam sobie parę nowych ciuchów i od razu uśmiech na twarzy:) Ale potem dzwoni moja mama,że poszli z tatą do knajpki na drugim końcu miasta,i że ich znajomi nie przyszli,a oni maja Grupona wykupionego i im się porcje zmarnują. Ja chciałam iść,ale mówiąc szczerze głowa mnie już bolała po tych zakupach-dwie godziny z marudzącymi dziećmi, do tego mam znów zatkane zatoki, i odmówiłam,mama mi awanturę zrobiła i wraca do tematu agorki,że to mnie blokuje i tam takie rzeczy. No i znów mi się przykro zrobiło, rodzice mnie cały wieczór przepraszali, jeszcze mama z ciastem przyszła do nas. Wiem,że miałam momenty,że naprawdę przed wyjściem broniłam się rękami i nogami,ale to minęło. Ich zdaniem nie mam prawa gorzej się poczuć, mieć innych planów czy nie mieć ochoty. Nie chcę wyjść, mam nawrót choroby-prosto i jasno. ciekawe czy kiedyś to przejdzie? Ja wiem,że mam prawo mieć gorszy dzień, jak każdy, ale otoczenie chyba myśli inaczej? Michalina nie mówię nie przejmuj się-bo sama wczoraj się przejęłam,ale jak sprawa wyjaśniona to nie myśl o niej :) Ja muszę jeszcze raz z mamą na spokojnie porozmawiać. Sabinko gratuluję postępów:) Asiu Zdrówka dużo. Aniu i jak się czujesz? Też dołączam do prośby byś poszła do psychologa. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Julia ja się wczoraj przemogłam i poszłam z chłopakiem na spacer po osiedlu, miałam momenty *miękkich nóg*, ale spacerowaliśmy ponad godzinkę. Dzisiaj przyjechałam do pracy autobusem, ale też z chłopakiem - no ale zawsze coś. Sytuacja identyczna jak na spacerze - miałam parę momentów drżenia, ale nie było fatalnie. Wracam z pracy prawie zawsze z koleżanką - podwozi mnie mniej więcej 3/4 drogi, potem tylko na 4 przystanki przesiadam się na autobus i tam już nikt na mnie nie będzie czekać, no ale muszę dać radę, chociaż nie ukrywam, że się boję... Ratuję się myślą, że zawsze mogę zadzwonić po taksówkę, no i do chłopaka, żeby zwyczajnie pogadać (wiadomo, przyjechać nie zawsze może, zwłaszcza od ręki). Generalnie najgorzej jest u mnie wyjść z domu - potem już jakoś idzie, chyba że zaczynam za dużo myśleć albo się nudzę - stoję długo na przystanku, jadę długo sama autobusem albo mam do przejścia duży kawałek drogi i nikogo u boku do pogadania. U mnie jest ten problem, że nie mogę nikomu poza chłopakiem powiedzieć, co się dzieje - z rodzicami mam fatalny kontakt i dla nich takie schorzenia jak agorafobia to fanaberie i wymówka, żeby nie chodzić do pracy. Dzisiaj będę też dzwonić do poradni zdrowia psychicznego zapytać o terminy.

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Cześć dziewczyny :) Wczoraj wróciliśmy z mężem. Oj ale było fajnie. Basen, masaże, góry, spokój i relaks. Najważniejsze dla mnie, że ten wyjazd był dla mnie całkowicie wolny od lęków czy nawet niepokoju. Pod koniec pobytu mąż dostał jednak maila od firmy że chcą go przenieść do Japonii i to już od kwietnia więc troche nas to podłamało. W nocy ciężko mi było spać i miałam lęki ale wiedziałam że to z konkretnego powodu i jakoś też mimo to udało mi się uspokoić i zasnąć. Satram się być dobrej myśli i być w godzie z myślą *Traktuj przeciwności nie jako problemy a jako szanse* no ale nie jestem też wolna od stresu i lęku jak to będzie. Jeśli mąż się nie zwolni to czeka nas życie na drugim końcu świata. A jeśli się zwolni niepokój i strach o nowy dzień i też wybór nowego miejsca do życia... Ehh no mimo to jeszcze po przyjeżdzie poszliśmy wczoraj wieczorem do kina u nas w mieście bo już mieliśmy rezerwacje i stwierdziliśmy że trzeba żyć dalej a nie siedzieć i się martwić więc poszliśmy na *Niemożliwe*. Myślałam, że u nas w miasteczku to kina raczje puste....a tam kolejki zakręcone, tłum ludzi jeszcze z dzieciakami ( u nas w rejonie ferie...) ale dałam rade, wiedziałam że moge wyjść w każdej chwili i to mi dawało siłe. Sala kinowa była wypełniona po brzegi autentycznie kilka wolnych miejsc na samym przodzie. Jak tak włazili i włazili Ci ludzie to nawet mój mąż nie zapytany powiedział- nie martw się jak co to wyjdziemy :P. Na początku faktycznie byłam w ciężkim szoku ale nie czułam jakiegos większego niepokoju. Początek filmu był przyjemny ale już po jakiś 10 minutach zaczyna się dramat. Wiedziałam na jaki film idziemy ale sceny pod wodą były tak realistyczne-świetna scenografia, charakteryzacja walka o wypłynięcie, o przetrwanie tak dramatyczna że stwierdziłam że chyba nie będę w stanie tego oglądać i wyjde. Ale potem znowu pomyślałam że w każdej chwili mogę wyjść że jeszcze chwileczke poczekam i obaczymy....i dotrwałam do końca bez żadnych lęków. Polecam film tak poza tym. Potem jeszcze pojechaliśmy do Tesco na zakupy bo na dziś moja mama się zapowiedziała z wizytą. Jedzie przez pół Polski i ja juz się denerwuje jak to będzie, bo też dziewczyny usłysze sto złotych rad co mamy robić, gdzie się przenieść, jak sobie to wszystko zaplanować itp.itd. Oczywiście jestem w stanie się założyć że nie padnie ani jedno pytanie typu: A co ty byś chciała? A gdzie ty będziesz czuła się najlepiej? no cóż ale tak to już jest. Także Michalina, Julia ja to rozumiem bo mam mamę też typ- ja wszystko wiem i powiem Ci jak żyć i ja wiem lepiej co jest dla Ciebie najlepsze dlatego nawet Cie nie pytam o nic...:/ Aniu ja na Twoim miejscu jak najszybciej umówiłabym się na konsultacje z psychologiem. Ona/on oceni Twój stan razem zdecydujecie czy potrzebujesz leków i jak silnych no i rozpoczniesz terapie. Nie szła bym na pierwszy ogień do psychiatry- oni mają tendencje do zapisywania silnych leków z marszu każdemu taki sam, bez zrobienie nawet porządnego wywiadu. Wizyta u psychiatry przypomina troche kupowanie w automacie- idziesz, wciskasz guzik zaburzenia lękowe, płacisz i wyskakuje Ci lek :). Ja jak się zaczynały mi zaburzenia kończylam studia. Musiałam wychodzić z domu, jeżdzić na ostatnie zajęcia, na egzaminy- to była masakra, pamiętam jak jeden z egzaminów pisałam na zasadzie nie ważne co zaznacze ważne żeby jak najszybciej stąd wyjść. Do uczelni miałam daleko minimum 30 minut autobusem- w zalezności od korków. Potem na piechote około 15-20 minut. Póżniej zdawałam też magisterke...generalnie było kiepsko. Ale kiedy nie wychodzisz z domu wcale nie jest lepiej, jest innaczej. Jak po studiach przeprowadziłam się jeszcze wtedy do narzeczonego do małego miasta to z jednej strony mi ulżyło a z drugiej zaczął się koszmar dojścia do sklepu za rogiem. Bo wiesz jak nie musisz to zaczynasz powoli wcale nie wychodzić. Niby pozornie czujesz się lepiej a jednak potwór zżera Ciebie od środka i zabiera Ci całą normalność. Ale czy wychodzisz czy nie wychodzisz początki tej choroby są najgorsze, oczywiście jeśli nic nie robisz aby się ratować, nie leczysz się to cały czas jest stan taki jak na początku i chuśtawka rez lepiej raz gorzej. Samo nie mija. Lunatyczka kilka stron wstecz polecila bardzo fajna ksiązke w niej opisany dobry sposób dialogu wewnętrznego. Ciężko napisać o tym dialogu 2-3 zdania bo pół książki jest na ten temat więc wszystkich zainteresowanych odsyłam do niej. Moja psycholog w terapii opowiadała mi o tym dialogu, dawała mi te kartki z tymi 14 radami itd. to co jest w książce. Ale ja byłam wtedy w takim stanie, że to do mnie nie trafiało. Teraz juz mogę stosować te rady, więc do tego też chyba nieco trzeba dojrzeć. Ja na taki pierwszy, ostry stan polecam *Strach i paniczny lęk* Bakera, bo on tam przede wszystkim pisze co się z nami dzieje w drobiazgowy sposób. Po jego książce przestałam się paniki bać. Przestałam się bac tego co się dzieje z moim ciałem umysłem. Przestałam się bać że umre lub zwariuje bo on doskonale dał mi do zrozumienia że tak się nie stanie. I dzieki tej ksiazce miedzy innymi oczywiscie ruszylam do przodu. Ona jest na chomiku do ściągnięcia. Dobra znów się rozpisałam...pozdrawiam dziewczyny i miłego dnia życze wam

Odnośnik do komentarza

Książkę można pisać o tym jak inni reagują na nasze schorzenie. Niby od najbliższych oczekujemy największego wsparcia, a oni chyba przez to, że tak się o nas boją, robią to tak nieporadnie,że psują to co sobie powoli wypracujemy. Moja mama na szczęście przestała * mnie dręczyć*,czeka aż ja jej coś powiem, a potem tylko kiwa głową. Teściowa od czasu kłótni o jej rady dała spokój, czasem mąż coś powie,ale wiem,że mam w nim wielkie wsparcie. Także dziewczyny głowa do góry. Agata wyjazd do Japonii? No to rzeczywiście trudno podjąć taką decyzję. Na pewno musicie sami podjąć decyzję, oczywiście po analizie wszystkich za i przeciw. Ja raczej nie miałabym tyle odwagi. Ale Wy jesteście młodzi,bez dzieci. Tak sobie myślę, że masz Agata teraz tyle pozytywnej energii,że nie ważne jaką decyzję podejmiecie dacie sobie radę:) A co do kina, to gratuluję wytrwania, czytałam o tym filmie, i ponoć wzbudza łzy u największych twardzieli. Aniu na początek polecam jak Agata psychologa, on Tobą pokieruje. Jak trzeba będzie na pewno skieruje do psychiatry po leki. Ale skoro potrafisz iść do pracy to może kochana aż tak źle nie będzie, żeby brać jakieś silne leki? Sabinko gratuluję sukcesów:) Byłam z córą u lekarza, jakiś wirus. Do środy ma być w domu i jak będzie dobrze to do szkoły. Teraz upiekłam maślane bułeczki,dom wysprzątany,kawka na stole, książka pod ręką. Może przegonię tę okropną szarość za oknem?... Miłego dnia

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×