Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Napady paniczno lękowe z agorafobią


Gość MAJA

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Asiu :) Ja coś podobnego miałam w 2002roku gdzies tak. Tzn. mieszkałam wtedy jeszcze w bloku na 3 piętrze. Pamiętam, jak do skrzynki na listy schodziłam etapami, stawałam na połpietrach robiłam przerwy etc. Kiosk miałam za blokiem zaraz, a prób dojścia do niego to razy (no tak palce z dwóch rak by się przydały) :p tez wchodziłam i wychodziłam z klatki. to samo było ze szkoła srednią (z budynkiem) miałam pecha , ze klasę miałam na piętrze wiec znów te etapy do pokonania były, a i tak średnio 2-3 lekcje wytrzymywałam bez *ucieczki* :/ dobrze, ze trafiłam na wyrozumiałą wychowawczynie, która doskonale to rozumiała i pomagała. Jak ktoś moje posty wcześniej czytał to wygladało to tak : -Było baaaaardzo źle -Mega dobrze :))))))) -Teraz znów jest gorzej.......... Moze też trochę tak niesmiało spytam, jak wrócić hmmm do tego *mega dobrze*, bo juz mi troche sposobów brakuje. Qrcze znów po sklapach cięzko mi się chodzi i ogólnie w tłumie..... cięzej i to dużo tez jest wyjśc (tak ogólnie ) zaraz duszności i lęki. Czasem sama już nie wiem czy iśc na przysłowiowego *chama* na siłe to wszytko robić, czy dać sobie spokój wyluzować, odczekać i dopiero potem próbować jak nabiorę sił. Brakuje mi juz sił, bo kazdy dzień to wakla i walka. I nie chcę z tego trzeciego punktu czyli *trochę gorzej* wpaść znów w *baaardzo źle* bo drugi raz juz tego piekła bym nie przeżyła chyba :/ Beti jak czytam Twoje wypowiedzi to u mnie jest prawie to samo z samochodem, jak go mam *pod ręka* to jest dobrze, czy w nim czuje się bezpieczniej, a jak odjedzie to zaraz się ten automat włącza i się zaczyna blech...jak ja tego nie lubie..... nawet zwracam ostatnio uwagę jak daleko jest zaparkowany od mojego miejsca docelowego dojścia.... A tego nie było.....czułam się już tak dobrze jak tu do tego stanu wrócić *myśli* Jak ja przeżyłam praktyki w UM,TV, a teraz tak świruje..hehehhehe life is brutal Pozdróweczka , miłego dnia :))
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Zazdroszczę, że umiesz tak NA CHAMA wyjść... ja nie umiem...nawet gdy ostatni przed Świętami wyszłam...dosłownie na zasadzie TRUDNO, NAJWYŻEJ UMRĘ...zacisnęłam zęby i wręcz wybiegłam z domu...to trzy kroki za klatką...i już byłam w niej spowrotem....prawie leżąc na podłodze....z rozkołatanym sercem i miękkimi nogami...miałam być w miejscu docelowym o 12stej , wyszłam o 11:50 ale w miejscu docelowym byłam o 12:50 bo tyle zajęły mi wyjścia i wejścia na klatkę schodową... CUDEM nie zrezygnowałam....ale Cloranxen jednak jakoś jeszcze mnie wspomógł...Zazdroszczę tej umiejętności WYJŚCIA NA SIŁĘ... Ja tą metodą to jestem w stanie wyjść NOCĄ na balkon...ale też bardzo rzadko ;-)
Odnośnik do komentarza
Hmmm powiem tak: takie wyjścia na siłe, czy przysłowiowego chama, też czasem są *opłakane* w skutkach, bo później czuję sie tak padnięta, że na nic już siły nie mam. Tym bardziej, ze u mnie sie ta panika pojawia i duszność i to własnie one najbardziej mnie wewnętrznie blokują. No i teraz sama też nigdzie generalnie się nie ruszam, jak idę to z mamą najczęściej, bo wtedy mam z kim porozmawiać. Zresztą TO włącza się jak automat zaraz po wyjściu. Najbardziej jednak boli mnie to, jak ludzie którzy nie mają pojęcia o tej chorobie do tego podchodzą. Raz pamietam własnie z czasów szkoły średniej jak za swoimi plecami usłyszałam *patrz ta (przepraszam za epitet ) pierdolnięta idzie* bolało jak nie wiem, ale to mnie jeszcze bardziej zmobilizowało, qrcze do tej pory pamiętam jakiego powera wtedy dostałam hehehhe. Teraz z tego to się smiać moge, ale wtedy tak naprawdę nie było mi do śmiechu wogóle. Ja teraz generalnie walcze o to, zeby wróciło, to co miałam na studiach, tak jak się czułam wtedy, jak było baaaaardzo dobrze i zebym do pracy wkońcu jakiejś poszla(tak chce, a nie moge) ;(((((((((((((((((((((
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Mnie nawet psychiatra potraktował jak *idiotkę* która zwyczajnie symuluje :-/ Więc reakcje ludzi *zwyczajnych* wcale mnie nie dziwią.... Niemniej wolę trzymać to w tajemnicy... Skoro nawet *specjalista* nie wierzy w agorafobię.... :-/ A co do pracy....sypią się oferty....co z tego...jeśli najpierw muszę na nowo nauczyć się ŻYĆ? :-/ Miłego wieczorku :)
Odnośnik do komentarza
Witam!! O mojej chorobie też nikt nie wie tylko mąz dzieci i rodzice bo w razie czego mam do kogo zadzwonić. Moi znajomi też myślą że jestem bardzo zajęta bo nie mam czasu ich odwiedzać staram sie i czasem mi to wychodzi ale jak źle sie czuje to tylko dam znać mężowi i juz wie o co chodzi i wychodzimy pod pretekstem że musimy gdzieś jechać ale zdaża mi sie to coraz rzadziej z czego sie cieszę. Strasznie nie cierpię jak jest ciemno, nie lubię wieczorów zwłaszcza jak jestem sama z dziećmi a dzisiaj jestem bo mąż pracuje na noc. :(((((( Pozdrawiam i życzę miłej nocki.
Odnośnik do komentarza
O tym,że choruję wiedzą tylko najbliższe osoby. Czasem znajomi mają mi za złe, ze nigdzie nie chce wyjść etc, już mam (czyt. wymówek) sporo na podorędziu, jak nie przeziębienie , to grypa, jak nie grypa to wyjazd etc. ostatnio kumpela z uczelni proponowała mi, żebyśmy maraton po sklepach zrobiły, do fryzjera na nowy *imaszimasz* się wybrały i znów się wymówki posypaly. Ale tak na chłodno to biorąc to skad ona niby ma wiedzieć, ze tak ciężko mi wyjśc z domu, skoro wczesniej z nią do piekła bym nawet pojechala ;/ choć jakos to nadrabiam i jak tylko moge zapraszam znajomą do domu na pogaduchy babskie . A krepuję sie bardzo powiedzieć prawdę, boję się reakcji. No i wychodzi się tak nonen omen na gbura. Miłego wieczorku pozdróweczka
Odnośnik do komentarza
Gość janek6666
Witam Was dziewczyny:) od czego tu by zacząć...ostatnie pare dni sa ciezkie..zawroty.. dusznosci...niepokój ajjj daja w kość, ale jako tako się trzymam aby przetrwać kolejny dzień i liczyć na to ,że następny będzie lepszy...no bo co zrobić?..ehh...Czytam wasze ostatnie posty o tych psychologach , a raczej pseudopsychologach...jak można mówić pajcentowi takie rzeczy!!!...rozumiem czasem psycholog prowokuje nas żeby coś *wyciągnąć*, ale usłyszeć że symuluje , beznadziejny przypadek...sorry ale dla mnie to przegięcie i tacy ludzie nie powinni wogóle mieć praktyki albo lepiej niech jeden dzień w naszej skórze posiedzą i zobaczymy...zdenerwowało mnie to..Ja na szczęście nie trafiłem na taką *chamówkę* ale też czasami nie było miło...ale nie mam o to pretensji do nich..dużo dzięki temu zrozumiałem choć żadnemu z nich nie udało się mnie wyleczyć:(..co do beznadziejnych przypadków poznałem w zeszłym roku kobiete w klinice niestety długo nie była bo ona kończyła leczenie a ja zaczynałem ale z tego co mówiła nie wychodziła praktycznie nigdzie przez bodajże 12 lat co najwyżej *na zmuche* załatwić ważniejsze sprawy i udało jej się z tego wyjść..urodziła się na nowo..więc dla NAS też jest nadzieja i musimy wierzyć w to że wyjdziemy na prostą...i próbować do bólu choć czasem sił brak...te cholerstwo podobnie jak u Karoliny przychodziło etapami...jak 1 raz zachorowałem to udało mi się wyleczyć..potem był nawrót...doleczyłem się ale bez rewelacji a teraz mam 3 nawrót i jak dla mnie najgorszy...trzyma 7 miesięcy i powiem szczerze nie wiem jak to wytrzymuje naprawde bo zwariować można;)..podobnie jak Wy wstydzę się swojej choroby..wie tylko bliższa rodzina i pare osób jeszcze i tak sobie czasem myśle że ten mój wstyd bardzo mnie ogranicza: co to bedzie jak sie ktos dowie? jak mnie dorwie atak w autobusie w szkole w sklepie w restauracji na imprezie ? przecież straszny obciach będzie..okropne to jest....a przecież tak racjonalnie podejśc do tego to czego sie wstydzić? zasłabne ktoś pomoże zawsze i tak to sobie tłumacze ale cóż...rozum swoje cholerstwo swoje....ostatnio bardzo poważnie zastanawiam się nad terapią pod hipnozą- hipnoterapia ale jeszcze muszę ten temat zbadać bo naciągaczy jest dużo a ja nie mam zamiaru eksperymentować ze swoją psychiką bo i tak już spaczona jest:)...ale zobaczymy poczytamy nie wiem może wy macie z tym jakieś doświadczenie albo znacie kogoś kto to przeszedł?...Trzymajcie się i nie poddawajcie bo nadzieja ostatnia umiera Bużka...
Odnośnik do komentarza
Gość beti1060
Hej! Janku podniosłeś mnie trochę na duchu pisząc o tej kobiecie z kliniki,która nie wychodziła tyle czasu i jakoś z tego wyszła.Ja w przeciwieństwie do Was nie kryje się ze swoją chorobą,nie interesuje mnie co inni sobie pomyślą.Ja już wystarczająco męczę się z samą fobią i nie mam zamiaru jeszcze się przejmować tym co inni o mnie myślą.Może moje podejście do tego jest troche inne ponieważ jestem od Was troche starsza.Pozdrawiam!
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Wiecie co...ja chyba nie wstydzę się swojej choroby.... Bo kiedy muszę to o niej mówię...Przykładowo ostatnie moje wyjście było do pewnego biura...i nie mogła NIE PÓJŚĆ - to było baaaaardzo ważne, poszłam....a tam jak na złość....brak windy a biuro na 4 piętrze...myślałam, że zwariuję na samą myśl...zanim przyszedł po mnie odpowiedni biuralista siedziałam przy napchanej ludźmi recepcji...No ok, źle się poczułam i nie wstając zawołałam recepcjonistkę...Wszyscy widzięli, że kiepsko ze mną...przyniosła mi wody.Schładzałam się nią (bo zauważyłam, że to naprawdę pomaga...zimna woda...schładzanie karku, twarzy, ramion).Ludzie przez chwilę dziwnie patrzeli - nie wyjaśniałam nic. Ale jak szłam na to 4 piętro z biuralistą....to chyba zajęło Nam to ze 20 minut...Powiedziałam Mu o agorafobii, potem jego koledze w biurze....i tak biegali przynosząc mi wodę...Potem odprowadzili mnie do drzwi wyjściowych. Wiec jeśli muszę to mówię o tym, co mi dolega....choćby dlatego, że ludzie się boją... Spodziewają się chyba śmiertelnego zejścia :-) A tego każdy ma prawo się bać... Natomiast nie ogłaszam tego wszem i wobec ponieważ wiem, że wiekszość ludzi po prostu tego nie zrozumie... Ja też nie rozumiałam lata temu oglądając po raz pierwszy PSYCHOPATĘ...Wcale się ludziom nie dziwię, ze się boją...Dlatego zwyczajnie nie chcę nikogo obciążać tą wiedzą o sobie... Dzięki temu przychodząc do mnie czują sie swobodnie, nie boją się...etc... :-) Ale czy się wstydzę? Nie.... Musiałabym wtedy PRZEPRASZAĆ, ŻE ŻYJĘ.... A nie zamierzam ;-) Pozdrawiam...
Odnośnik do komentarza
Gość beti1060
Ale jakiego wstydu chcesz się wyzbyć?przecież to jest choroba jak każda inna i my się o nią nie prosiliśmy,sama *przylazła*.Nawet koledzy mojego syna wiedzą co mi dolega i pare razy jeżdzili ze mna załatwiać jakieś sprawy lub do lekarza jak mój syn nie mógł.Są to fantastyczni (chociaż nie wszyscy)młodzi ludzie i nie dotarło do mnie aby ktoś się ze mnie śmiał lub uważała za *inną*.W 2006 roku byłam na terapii w ośrodku leczenia nerwic tutaj u nas w Szczecinie.Codziennie dojeżdżałam na zajecia typu :muzykoterapia,wizualizacja itp.Niestety to nie dla mnie,ledwo wytrzymywałam do końca zajęć,siedziałam jak na szpilkach bo chciałam jak najprędzej wrócić do domu.Dodam,że nie było tam ani jednej osoby z agorafobią,oni nawet nie wiedzieli(uczestnicy zajęć)co to jest.Ja wiem że jestem ciężkim,beznadziejnym przypadkiem nie poddającym się leczeniu.Mój psychiatra powiedział mi kiedyś że ja sama sobie postawiłam diagnozę i się jej trzymam a żadne inne argumenty do mnie nie trafiają.Ja podobnie jak Ty myślałam o hipnozie,znalazłam znaną u nas lekarkę zajmującą się hipnozą,próbowałam się do niej dodzwonić i wiesz co się okazało,pani doktor popełniła samobójstwo!!!
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Noooo..z tą Panią Doktor też mnie rozwaliłaś ....Zmusza do myślenia.... Jam może nam pomóc ktoś, kto sam sobie pomóc nie umie...bo ma bardziej zjechaną psychę niż my z tym naszym puszkowaniem się w domku ...
Odnośnik do komentarza
Gość beti1060
Ja wolałam nie zostawać tam na noc chociaż mogłam.W sumie było tam 30 osób a połowa z nich to przyjezdni.Mówicie,że was rozwaliłam z ta lekarką,ale to prawda.Na googlach znajdziecie informacje o niej.Nazywała się Figarska Bożena
Odnośnik do komentarza
Gość beti1060
Słuchajcie ,dla mnie ta terapia to było jedno wielkie nieporozumienie.Była tam zbieranina ludzi z różnymi problemami(alkohol,utrata pracy,śmierć dziecka)leczona jedną metodą.Mnie nikt nie uczył tam ani nie doradzał jak mam się zachować i co robić gdy wystąpi panika,do tego co robić jak mawiała pani psycholog każdy musi dojść sam,przecież ona nie siedzi w naszych głowach i nie wie co nas męczy.Poza tym w czym miały by mi pomóc zajęcia plastyczne i lepienie z plasteliny,troche też śmiesznie było patrzeć na facetów-alkoholikow siedzących przy stolikach i rysujących kredkami.Zastanawiałam się nawet co ja tam robię wśród tych ludzi i chciałam uciekać.Widzisz Janku dla mnie moja terapia okazała sie porażką!
Odnośnik do komentarza
Gość Ewusia_p
Beti, ta Twoja terapia to jakas pomylka byla. Ja chadzam na terapie kognitywno-behawioralna i to zupelnie inna para kaloszy. Fakt, ze na grupowej sa ludzie i z depresja, i z nerwica, napadami paniki i z agorafobia, ale akurat te wszystkie doleglowosci maja podobne podloze i mozna je leczyc podobnymi technikami. Ja sie przygotowuje na dluuuga droge, bo ja mam w zasadzie wszystko :-). Na dodatek postanowilam nie brac lekow, bo chce sie nauczyc wreszcie z tym zyc i dawac sobie rade sama. Czy mi sie to uda, nie wiem, no ale narazie probuje. Do lekow i ich brania do konca zycia zawsze moge wrocic. Pozdrowienia, Ewa
Odnośnik do komentarza
Gość teresa
witam was Dawno tu nie bylam, a tyle historii już opowiedzieliscie. Ja na poczatku bardzo się wstydzilam swojej choroby, ale teraz większośc bliskich znajomych wie co mi dolega i podchodzę do tego jak do kazdej innej choroby. wiecie nie wiem jak wam ale mi w napadach lęku najbardziej przeszkadzają objawy behawioralne, czyli np. drzenie ciała itp. wczoraj np. jechalam na spotkanie mialam prowadzić prezentację i zaczeło misię robić tak cieplo nieprzyjemnie jedna fala za drugą, mówię o tym mężowi a on na siłę próbuje wtedy odwrócić moją uwagę, podjechalismy do salonu samochodowego ja mówię zostaję a on wysiadasz idziemy ogladać auta, najwyzej zemdlejesz, poszłam, jakos przeszło a jak prowadzilam prezentację bylam spokojna. Ja postanowilam podejść do leków trochę inaczej zaakceptowac je, są moze będą juz zawsze, po prostu jezeli ja będę na nie zwracać uwage to mnie bedą dopadać a jeżeli je zaakceptuję to one nie będą mialy takiej siły. Jak rozmawialam z moją psycholog a teraz z psychiatrą to mówili, ze mechanizm jest prosty podloze leży w emocjach nieujawnionych emocjach i dlatego one wychodza poprzez leki. I tu sie z nimi zgadzam. Ja często ukrywalam swoje emocje szczegolnie złość.. Teraz jak czuję że mnie bierze atak to zastanawiam się na kogo jestem zła albo na jaka sytuacje albo co mnie zabolało i biorę poduszkę i rzucam nia z calej siły np. w scianę, pomaga. Ostatnio tez nakrzyczalam na męża on na mnie potem dostalam takiej siły, że umylam dwa samochody i po 1 godzinie juz bylo po wszystkim. Proszę odpowiedzcie mi na pytanie czy macie problem z okazywaniem swoich emocji? Jak rozmawiałam z psycholog to ona mi mówila, że terapia takich zaburzen jest długa bo wymaga zmian w sposobie myslenia i zachowania, a to nie jest latwe, dlatego ja od pewnego czasu staram się zmieniac swoje mysli, chociaz nie jest to łatwe. co o tym myslicie?
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Faktycznie. Ja też nie okazuję swoich emocji. Nie umiem. Żadnych emocji - ani pozytywnych ani negatywnych. Mam ten problem od 9 lat, kiedy zmarła moja Mama. To było taką traumą, że coś się we mnie zacięło. Od tamtej pory w sytuacjach, kiedy inni po prostu płaczą...ja jestem otępiała i tylko po nagłej siwiźnie widać, że coś przeżyłam... A jeśli ktoś zrobi dla mnie coś miłego to zamiast się cieszyć jak normalna osoba - jestem nieco zażenowana...co najwyżej uśmiecham się. Emocjonalnie reaguję tylko we śnie....dlatego budzę się głośno roześmiana tudzież głośno łkając. Faktycznie mam problemy z uzewnętrznianiem emocji. Chodzi głównie o reakcje które dla większości ludzi są oczywiste. Bo przecież jeśli Kocham to potrafię o tym mówić, pisać... Niemniej masz rację, coś w TYM CO NAPISAŁAŚ jest... Pozdrawiam :)
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich!! Dla mnie najgorszym problemem są moje myśli, kiedyś jak ktoś mnie gdzieś chciał zabrać na jakąś wycieczkę czy wyjazd nie zastanawiałam się tylko jechałam nigdy nie siedziałam w domu, teraz niestety jest inaczej. Jak ktoś mi proponuje (nawet rodzice) żebyśmy pojechali gdzieś nad jezioro, czy do marketu do większego miasta ja muszę to przemyśleć 100 razy i zazwyczaj i tak konczy sie że zostaję w domu a oni tego nie mogą zrozumieć niby wiedzą o mojej chorobie niby akceptują ale jak przyjdzie co do czego to zaczyna sie wykład ta temat czemu ja nie wychodze jak zacznę częściej to mi przejdzie. Ale *normali* ludzie tego nie zrozumieją. Piszecie dużo o psychologach i psychiatrach. To fakt że na dobrego to ciężko trafić. Moja p. psych. powiedziałam mi że agorafobia jest najłatwiej i najszybciej wyleczalną fobią ze wszystkich fobii ale leczona od razu na samym początku, bo ja sie zaniedba i sie nasili coraz bardziej i bzrdziej to jest strasznie ciężko to pokonać-ale można. Jeśli chodzi o emocje to ja również tłumię wszystko w sobie a to nie jest dobre. Miałam ciężkie dzieciństwo potem też problemy z różnymi sprawami. Mało brakowało a nie straciłam drugiej ciąży lekarze mówili że nie donoszę miałam zabieg w ciąży, leżałam 3 tyg. bez ruchy w szpitalu nie wolno mi było sie ruszyć. Takie właśnie wydarzenia mają wpływ na chorobę na fobię, u mnie za dużo sie zebrało za dużo przeszłam i wybuchło to taką fobią. Ja wstydzę sie swojej choroby nie ujawniam jej nigdzie, wychodze jak źle sie czuje żeby nikt mnie nie widział. U nas jest małe kiasto zaraz by gadali. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Gość beti1060
Cześć! Ewuś masz rację,że moja terapia to pomyłka,ale miałam na nią skierowanie z ZUSU i chciałam spróbować. Asia ciekawi mnie jak Ty dotarłaś do urzędu,czy byłaś sama bo jak piszesz to nawet na balkon nie wychodzisz,jak sobie z tym poradziłaś?Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Nie, nie byłam sama w sumie... Bo z domu Mąż zabrał mnie autem i podwiózł pod sam Urząd...Ale na moją prośbę nie szedł ze mną do biura. Oczywiście zabrał mnie później stamtąd...ale 3 godziny dwóch Urzędników skakało koło mnie :x Dla niech pojęcie AGORAFOBIA oznaczało tyle, co ZARAZ NAM TU ZEJDZIE BABSKO ;-) Ale nie dotarła bym tam bez Męża- gdyby Go nie było to pewnie pojechała bym taksówką z gorszymi efektami ale...no nie miałam wyjścia...ten jeden raz musiałam... To było w interesie bardzo ważnej dla mnie osoby :) Dla siebie pewnie nie zdobyła bym się na taki *heroizm* ;-) Natomiast mam do Mai małą treść: jeśli ktokolwiek zaniedbuje tę chorobą to LEKARZE a nie pacjent.... Na moje oko to nikt NORMALNY nie podnieca się własną agorafobią, nie ma jej NA ŻYCZENIE... A jeśli zaniedbują nas specjaliści...to co robić? :-/:(
Odnośnik do komentarza
Czesc no faktycznie Beti jak piszesz to ta terapia to porażka...myślałem ze w kazdym osrodku taka terapia jest podobna jak sie okazuje nie a szkoda bo zraziłaś sie chyba troche...Jak byłem to w grupie było nas 11 osób...nie było alkoholików..nie było agorafobików dużo większość to depresje i inne zaburzenia lękowe ale podobnie techniki były stosowane plus treningi... Co do okazywania emocji...przez dłuższy czas nie potrafiłem okazywać emocji negatywnych..jak mnie coś denerwowało wkurzało to dusiłem to w sobie dusiłem i bach dorobiło się nerwicy..ale już to mój mały sukces w walce umiem mówić co mnie denerwuje drażni i nauczyłem się co też w moim przypadku jest ważne mówić co mnie *boli* w środku i opisywać to... Asia nie bardzo rozumiem o co chodzi tobie że lekarze zaniedbują chorobę???
Odnośnik do komentarza
Gość coayanisqatsi
Maja napisała *że jeśli się zaniedba chorobę* - odniosłam się do tego, że jeśli KTOKOLWIEK zaniedbuje - to na pewno nie pacjent....a lekarze :-/ Jeśli przykładowo słyszę, że symuluję....no sorki... Super podejście specjalisty... Rezygnacja z takiej *pomocy* to moje czy jego zaniedbanie? :-/ A, że trudno o prawdziwego wyznawcę przysięgi Hipokratesa...to chwilowo zostaję z *problemem* sama.... Czy to zaniedbanie z mojej strony? :-/ Myślę, że długo będę miała uraz do współpracy z lekarzami po takim wystąpieniu ostatniego *fachowca* - bo ciągle mam wrażenie, że właśnie oni (a nie zwykli ludzie) traktują mnie jak zwykłą , rozwydrzoną histeryczkę :-/ Fajne uczucie....nie ma co...
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×