Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Napady paniczno lękowe z agorafobią


Gość MAJA

Rekomendowane odpowiedzi

Gość AGATA1987

Witam, Michalinko dziękuje za Twoje słowa z poprzedniego postu bardzo mi miło że tak o mnie myślisz :). I super że udało Ci się spędzić taki wieczór z mężem z dala od domu i dzieci. Oby więcej takich chwil wytchnienia :) Co do kolejek dziewczyny to same zastanówmy się: Czy znam kogoś kto uwielbia stać w kolejce? Czy stanie w kolejce w ogóle może komukolwiek sprawiać przyjemność? Czy kiedyś widziałam żeby ktoś przy wyborze kolejki w markecie szukał i ustawiał się specjalnie w tej najdłuższej? Dziewczyny kolejki są czymś takim jak korki w godzinach szczytu. Nie ma nikogo kto to lubi i może o sobie powiedzieć oj ja to lubię tak w koreczku postać pół godziny albo jak w mięsnym przede mną 20 bab naradza się które mięso kupić :). Więc nie ma co oczekiwać że będziemy z uśmiechem na twarzy witać długą kolejkę i stać w niej z prawdziwą rozkoszą. Jeśli ktoś miałby takie fantazje to uważam że to właśnie mocno odbiegało by od normy :). Ja też nie lubię kolejek zawsze z mężem szukamy najkrótszej tylko że to jest normalne. Dopóki nie jest tak że już przed wyjściem z domu zastanawiamy się z zimnym potem na czole: o Boże a co jak będzie kolejka, dopóki na widok kolejki nie mamy nóg jak z waty a stojąc w niej nie oblewamy się zimnym potem zastanawiając się jedynie czy dam radę czy też nie dam i tu padnę to wszystkie inne emocje typu: złość, rozdrażnienie czy też poddenerwowanie to norma i nie ma co się tym martwić. Wychodząc z choroby nie stajemy się przecież jakimś supermenem co nie może mieć gorszych dni ani się żle czuć i na wszystko reaguje ze spokojem i pozytywnym myśleniem godnym buddyjskiego mnicha. Wychodząc z choroby wracamy do punktu wyjścia czyli do tego co było kiedyś a kiedyś przecież też były złe dni, bóle głowy, niechęć do kolejek, rozdrażnienie itd. Maniu to jest tak jak mówiła Twoja koleżanka tu faktycznie wszystko jest tak a na ostatnią chwilę, a jakoś to będzie, a pomyłka itd. To jest czasem bardzo irytujące np. teraz jak szukamy mieszkania albo jak zamawialiśmy meble do obecnego ( będą na jutro na 100% i tak od 3 tygodni... :) ) ale z drugiej strony to sprawia że jest tu więcej atmosfery luzu. Np. u nas w urzędzie może i wszystko jakoś pracuje ale przyjdż bez jakiegoś papierka nie ma mowy, przepisy i już. W Turcji:no dobrze, przymkną oko na to że czegoś nie przyniosłeś, pomogą wypełnić jakiś druczek, poczekają, zażartują. Ostatnio zawieżliśmy na pogotowie koleżankę która nie miała odpowiedniego papieru przy sobie i teoretycznie nie powinno się ją przyjąć- u nas może by i umarła na podłodze w poczekalni a tu przyjęto ją a formalności załatwili przez telefon mimo że tak nie powinno być ale właśnie zrobili to co nam przychodzi z trudnością- coś tam obeszli, tu przymknęli oko. Wiadomo ma to swoje plusy i minusy czasem złościsz się bo ktoś się umówił o 15 a przychodzi o 17 albo firma u kogoś coś zamówiła ale w końcu nie doszło do skutku bo...*a maszyna się zepsuła*. ale z drugiej strony jest jakoś bardziej ludzko za tymi okienkami nie stoją roboty tylko ludzie. A co do polityki no to fakt nie będę się wypowiadać....ja rozumiem demokrację jesli ludzie tak wybrali to proszę bardzo ja mogę takiej partii nie lubić ale muszę akceptować ale jeśli manipuluje się ludzmi zamyka się portale typu you tube czy twitter ze strachu żeby nie wypłynęły polityczne brudy, w więżieniu się zamyka dziennikarza który śmiał napisać coś niekorzystnego dla obecnie żądzącego premiera no to jak dla mnie demokracja się skończyła....:(. Dzięki Bogu o tyle że w naszym regionie zawsze wygrywa inna partia i przedszkola, szkoły a także styl życia jest zgodny z myślą tej właśnie partii. Asiu dzień z maseczkami super, każda z nas powinna taką chwilę dla siebie znależć bo to bardzo dla nas zdrowe. Aniu co do pracy to ja zawsze uważam że są rzeczy ważniejsze od pieniędzy. Zdrowie, dobre samopoczucie, poczucie spełnienia i samorealizacji... Jeśli w Twoim miejscu pracy ktoś krzyczy, wyzywa, jest atmosfera pełna napięcia i stresu to ile można się na to godzić? Jak widać jesteś bardzo pracowita odnosisz sukcesy. Warto zainwestować w siebie szukać czegoś innego. Masz doświadczenie a to chyba teraz najważniejsze na rynku pracy, podszkolić angielski jeszcze i będzie super :). U mnie wszystko dobrze. Ja Michalinko na kursie poznałam całą gramatykę, mnóstwo przysłów, słówek itd. Normalnie już się rozmawiam książki po turecku czytam z mężem wyłącznie po turecku bardzo rzadko w innym języku się już komunikujemy. Dostanę teraz dyplom który jest bardzo ważny i potrzebny jak będę szukać pracy bo ta szkoła ma spory prestiż. Ale będę myśleć o tym żeby może wziąć prywatnie lekcję jakoś tak raz w tygodniu żeby jeszcze doszlifować to z czym mam problemy. Na lato planuje przylecieć do Polski bo rodzice już bardzo tęsknią a poza tym tu lata są tak gorące że na prawdę ciężko to wytrzymać, myślałam żeby wtedy zrobić sobie taki bardzo intensywny kurs angielskiego letni. Ja dobrze mówiłam ale przez ten turecki trochę się pogorszył mi angielski właśnie chciałabym mówić świetnie już łącznie z jakimiś właśnie przysłowiami itd. czego nie bardzo się w szkole uczyłam. A w Polsce mi to taniej wyjdzie jak w Tr. więc chyba połączę miłe z pożytecznym. Teraz przez ten rok z tureckim na prawdę widzę ile się można nauczyć jak porządnie się siądzie nad językiem i codziennie wytrwale pracuje dlatego myślę że 2 miesiące w angielskim mi wystarczą. Dziś siedzę w domu ale za godzinkę zacznę się szykować i jadę do męża a potem z nim promem w inną część miasta spotkać się ze znajomymi. Dziś wieczór z samymi Turkami/Turczynkami więc praktyka tureckiego będzie :). Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Asiu dzień z maseczkami, taka chwila dla siebie to fantastyczny pomysł, każdy tego potrzebuje czasami. Mam nadzieje, że odpoczęłaś i odprężyłaś się :) Agata to naprawdę bardzo dużo się nauczyłaś na tym kursie, brawo! Jak się mieszka w Polsce to turecki wydaje się bardzo egzotyczny, jak byłam w Turcji na wakacjach i widziałam napisy po turecku czy słyszałam rozmowy mieszkańców Stambułu między sobą, to miałam wrażenie, że ciężko znaleźć w tym języku jakieś prawidłowości, był dla mnie taką samą zagadką jak węgierski, ale widać, że dzięki regularnej pracy i wielu okazjom do praktykowania można go opanować w stosunkowo niedługim czasie. Jestem przekonana, że z doszlifowaniem angielskiego pójdzie Ci jak po maśle, ja już po pierwszych dwóch konwersacjach z chłopakiem mam poczucie, że te wszystkie słówka i konstrukcje gramatyczne są w mojej głowie, tylko muszę się nauczyć na nowo mówić płynnie, a nie przed każdym trudniejszym zdaniem trzy razy się zastanawiać, czy to się tak mówi. Michalinko, Maniu, macie 100% racji z tymi kolejkami, nie ma w nich absolutnie nic fajnego, są wkurzające i stresujące dla każdego, tak jak Agata napisała - nikt się z własnej woli nie ustawia w tej najdłuższej, bo dla nikogo to nie jest przyjemność. To samo właśnie z korkami albo ze zmianami planów, z czym ja mam dość duży problem - jak sobie założyłam, że gdzieś pójdę, to jestem bardzo zła, a czasami wręcz smutna jak muszę to przełożyć, bo np. muszę zostać dłużej w pracy, albo tramwaj się popsuje i już nie zdążę gdzieś dotrzeć itd., a przecież to się zdarza każdemu - tramwaje nie psują się tylko agorafobikom, nie tylko nerwicowcy muszą czasem zmienić plany, nie tylko my źle się czasem czujemy albo zwyczajnie mija nam ochota, żeby gdzieś pójść. Tego trzeba się uczyć na nowo, ale na pewno dla każdej z nas jest to do opanowania. Ja szczęśliwie przetrwałam piątek, okazał się trochę spokojniejszy niż reszta tygodnia, nie było żadnego spotkania z szefem, a moja bezpośrednia szefowa miała urlop, więc od razu atmosfera lepsza. W drodze powrotnej zajrzałam jeszcze do perfumerii, bo obiecałam sobie, że jako rekomepnsatę za ten koszmarny tydzień kupię sobie wymarzone perfumy, i tak zrobiłam. Na miejscu postanowiłam jeszcze powąchać kilka innych zapachów i w sumie dość długo nie mogłam się zdecydować, dobre pół godziny tam spędziłam, i dopiero pod koniec zaczęłam się czuć nieswojo, jakaś taka rozedrgana, ale postarałam się obrócić to sama wobec siebie w żart i powiedziałam sobie, że to pewnie organizm daje mi sygnał, żebym się wreszcie zdecydowała, co kupuję i pomaszerowałam do kasy. Dzisiaj natomiast chłopak jest na zajęciach do 20, a ja obiecałam jego mamie, że zajrzę do sklepu z torebkami niedaleko naszego mieszkania, bo mieli tam mieć dostawę, a ona upatrzyła sobie ostatnio model w którym się zakochała, tylko że był czerwony, a ona chciała beżowy i mieli właśnie dowieźć w piątek/sobotę. Zebrałam się więc i poszłam, ale początkowo czułam się fatalnie, poważnie zastanawiałam się, czy nie zawrócić - to nawet nie był atak paniki, ale takie uczucie jakbym była pijana i nie umiała ustać prosto na nogach, strasznie dziwnie, wystraszyłam się tego, ale powiedziałam sobie, że przecież obiecałam, a to jest blisko, dojdę tam, zapytam o torebkę i wrócę, i jak wyszłam z tego sklepu to czułam się już ok. Nie wróciłam prosto do domu, tylko przeszłam sobie przez ryneczek, poszłam do bankomatu wypłacić pieniądze, potem jeszcze kawałek do Rossmanna, do kilku sklepów z ciuszkami i w drodze powrotnej do Biedronki, i tak z pierwotnego lęku i pragnienia jak najszybszego *wykonania misji* zrobiły się dwugodzinne zakupy, z których wróciłam z pełnymi siatami i dwoma nowymi bluzeczkami :) teraz trochę posprzątałam i odpoczywam, a wieczorkiem muszę jeszcze dokończyć jedno zadanie do pracy, z którym już nie zdołałam się uporać w piątek.

Odnośnik do komentarza

Zaglądam wieczornie miałam dzisiaj aktywny dzień i napad paniki opanowałam się w końcu ale atak mnie naszedl właśnie w sklepie w kolejce... Jest tak jak piszecie o kolejkach i o strachu ja żeby dzisiaj nie myśleć i się nie męczyć zaczęłam sprzątać pomylam okna w całym domu posprzatalam, wykończona jesten idę spać życzę udanej niedzieli i pogodnej u mnie okropnie leje teraz

Odnośnik do komentarza

Kochane piszę dziś do Was, po raz ostatni. Doszłam do wniosku, że żyję już zupełnie normalnie, nie mam ataków paniki, nie męczy mnie lęk. Kiedy wpadam do Was coś napisać to od razu myślę, muszę opisać,że wyszłam do sklepu, że odprowadziłam córkę do szkoły, a przecież to już moja codzienność :) Czuję, że pożegnanie się z tym miejscem, z tym tytułem wątku będzie symbolicznym zakończeniem pewnego okresu mojego życia. Cieszę się,że Was poznałam, jesteście wszystkie dziewczyny cudowne i bardzo dzielne. Życzę Wam samych sukcesów, chociaż Agata żyje zupełnie normalnie, ba wydaje mi się, że nawet pełniej i mądrzej niż przed - nie znałam Ciebie wcześniej, ale myślę,że agorafobia bardzo Ciebie wzmocniła. Przypominam sobie Twoje początki, a dziś widzę silną, świadomą i mądrą kobietę. Ania walczy każdego dnia, zrobiła ogromne postępy i życzę Ci by sprawy z rodzicami ostatecznie się wykrystalizowały. Michalina- mama na medal, dziś wydaje mi się, że żyje zupełnie normalnie :) Mania, dziewczyna, która trafiła do nas będąc już po najgorszym,pokazała,że dobra terapia czyni cuda i dziś Mania żyje pięknie :) Puma- znamy się krótko, ale życzę Ci spokoju i zdrowych córek:) I Julka, której już nie ma na forum, ale mam z nią kontakt, i była dla mnie wielkim wzorem i inspiracją. Dziś wiem,że musi być taki dzień gdy po prostu zacznie się żyć normalnie, nie można -przynajmniej ja nie mogę wciąż wracać do tego co było, i wciąż przypominać sobie o agorafobii. Wiem,że spokój mojego ducha zależy głównie od tego co myślę i co robię, więc będę robić wszystko by to nie wróciło. Dbam o siebie regularnie, ciągle czytam literaturę psychologiczną jak żyć mądrze i dobrze i wierzę, że nadszedł czas bym pożegnała miejsce, które było moim schronieniem, ale jednak kojarzy mi się głównie z najgorszym czasem w moim życiu. Dziewczyny bardzo mi będzie Was brakowało, ale każde wejście na wątek o napadach paniczno-lękowych sprawiał, że zaczynałam za bardzo o nim myśleć. A przecież muszę iść do przodu. Zresztą zobaczcie ile osób pojawiało się tutaj, a potem znikało, to jest normalne. Gdybyśmy mogły być razem w jakiejś innej formie- Michalina mówiła by założyć forum dla nas, Agata pisze o sprzedaży i kupnie mieszkania,polityce,przepisach itp, Michalina o dzieciach, ja o kwiatkach, coraz mniej tu tej paniki-co jest super sprawą:) Wtedy chętnie bym z Wami dalej trzymała kontakt, ale muszę uwolnić się od piętna nerwicy. Tak czuję będzie po prostu lepiej dla mnie. Jakbyś Michalina dalej chciała założyć taki wątek, czy jakieś forum dla tych co wyszli z agorki to chętnie dołączę. Ale czuję,że nie pasuję do tego wątku - co jest ogromnym wyróżnieniem od losu. Czuję się silna i zdrowa. Pozdrawiam Was serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Dzień dobry idę ze starszą córka na 11 sta do kościoła mąż z młodsza zostaje w domu bo zimno u nas i będą gotować obiad Joasiu pięknie to napisałaś jesteście dużym wzorem o inspiracją dla mnie i dla innych osób z nerwica wasze przykładu pokazują że można z tego wyjść. Życzę Ci życia pełna piersią z dużym spokojem i żebyś nigdy na taki czy podobny wątek nie musiała wracać. Z drugiej strony szkoda że ciebie juz tu nie będzie ale rozumiem w pełni twoja decyzję i popieram mi też psycholog mówi że w życiu przeszłością nie ma przyszłości powodzenia kochana :-*

Odnośnik do komentarza

Asiu świetnie Ciebie rozumiem, sama już we wrześniu chyba pisałam,że czuję,że taki moment z mojej strony też nadejdzie, a wchodzenie na to forum poprzez wpisanie w wyszukiwarkę - napady paniczno lękowe trochę mnie odpycha. Jak to ślicznie Puma napisała- żyjąc przeszłością nie da się rady żyć w przyszłości. Moja mama na cmentarzu po śmierci taty poznała dwie panie- jedna 3 lata młodsza, druga 6 lat starsza, mniej więcej w tym samym czasie zostały wdowami, i co dwa tygodnie zawsze w czwartek szły na groby, potem do jednej na herbatę, i tylko rozmawiały o żałobie, śmierci, cierpieniu. Któregoś dnia moja mama mimo czwartku nie poszła na te spotkanie, pytam się dlaczego, a ona,że nie mogą już się spotykać w takiej formie. Ciągłe rozmowy o żałobie nie pozwalały im z niej wyjść. Owszem, te spotkania były cenne, dawały pocieszenie, wsparcie, ale potem tylko przedłużały ciągłe poczucie straty. Dziś panie są przyjaciółkami, nie dalej jak tydzień temu pojechały do teatru we trzy. Mówiłam często, że moja mama ciągłe żyła śmiercią taty,często się kłóciłyśmy o to, a dziewczyny teraz inny człowiek. One bardzo się zżyły, i owszem mówią o swoich trudnych momentach, nie unikną tego, ale te spotkania są już oderwane od cmentarza, nie umawiają się na nim, chodzą na spacery, do kawiarni, żyją już teraźniejszością. Ja bardzo się z Wami zżyłam, traktuję Was jak swoją rodzinkę, z wielką radością czytam jak pięknie jest u Agaty, kibicuję Ani, jestem pełna podziwu dla siły Mani, ale też coraz częściej odczuwam myśl, że to też już nie powinno być moje miejsce, że trzeba pewne sprawy zostawić za sobą i iść do przodu. Chciałabym iść z Wami oczywiście, ale czy będziecie chciały przejść na jakąś inną formę *kontaktu*? To już Wasza decyzja będzie:) U mnie piękna pogoda, mąż w pracy, dziś mamy wybitnie babski dzień, ja ,córki, mama i siostra - robimy sobie niezdrową ucztę, i siedzimy w ogródku, chociaż troszkę w cieniu chłód się czuje. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Michalina nie znam dokładnie waszych histori ale wiem że wszystkie trafilysmy tu z jednej przyczyny wiem też że wy ta walkę wygralyscie w pięknym stylu, moja psycholog mówi że nie powinnam być na takim forum bo pomimo ze można dostać tu wsparcie to równie dobrze jest wiele rzeczy które może dolowac bardzo się do was przyzwyczaiłam o Lubie wiedzieć co u was słychać jeśli będzie tylko możliwość w inny sposób niż przez forum kontaktować się z wami to ja z miłą chęcią bym z takiego wyjścia skorzystała. Byłyśmy w kościele tłum ludzi jak zawsze u nas miałam kilka momentów żeby stamtąd uciec ale wytrwalam do końca później wzięłam córkę na lody jeszcze A teraz po obiedzie siedzimy pijemy kawkę potem jakiś spacer i minie niedziela

Odnośnik do komentarza

Witam ja tez sie zgadzam ze rozmowa o panice dołuje dlatego jak dobrze sie czuje to staram sie nie wchodzic na ten watek. a u mnie ok mąż dziś pojechał bo zrobił mi niespodzianke i w czwatrek rano przyjechał,byliśmy w markecie na rynku wogóle bez lęku chęci ucieczki:)kupilismy dla mnie autko w sobote jestem szczesliwa:) Podobało mi sie jak mój mąż powiedział mi ze koledzy w niemczech proponowali mu zeby isc na dyskoteke a on im odpowiedzial ze nie pojdzie poniewaz ja tu nie latam siedze w domu córką i on nie chciał by zebym sie wluczyla to on tez tego nie bedzie robil :) jestem jakas wzmocniona byłam w solarium, moja psycholog powiedziala ze tego po mnie sie nie spodziewała ze to duzy krok na przód pomimo ze miałam atak w solarium nadal chce tam isc. powiedziała również że ja nie cierpie na agrofobie tylko moj mózg sobie zakodowł ze w domu jestem bezpiecznia dlatego mam lek wychodzac a jak by mi np zakodowal ze na stadionie jest bezpiecznie to stamtąd bym sie bała wyjsc. ale jestem optymistycznie nastawiona ze mi sie uda wyjsc z tej choroby wierze w to z całego serca....właśnie te forum wasze wypowiedzi dały mi tą wiarę i DZIEKUJĘ WAM ZA TO z całego serduszka.

Odnośnik do komentarza

Mnie psycholog ostrzegała przed nadmiernym czytaniem w internecie o chorobie- to znaczy nie chodzi o to by się nie dowiadywać o chorobie, nie, wręcz przeciwnie. Ale to ona sama dawała mi tytuły książek, niektóre pożyczała. Mówiła,że każdy inaczej przechodzi takie nerwicowe sprawy, i nie ma co się nakręcać czytając,że ktoś z powodu paniki zemdlał w sklepie, i myśleć- o jejku, to mi się zdarzy. Albo czytając,że komuś po 2 wizytach się poprawiło, a ja po paru miesiącach wciąż jestem w punkcie wyjścia. Ja myślę,że do wszystkiego trzeba mieć dystans. Fajnie spotkać osoby, które wiedzą przez co się przechodzi, znają te emocje, potrafią doradzić, ale jak Asia uważam,że nie można reszty życia spędzić na takim forum i w kółko zdawać relacje- byłam w sklepie, byłam w kinie, poszłam do pracy. Przez to nadaje się temu jakiś większy sens - o wyszłam z domu, a przecież jak się o nas poczyta to my żyjemy w większości normalnie. To normalne, że mamy gorsze momenty, ale kto ich nie ma. Też bardzo się z Wami zżyłam, i bardzo lubię czytać co tam u Was, ale też myślę,że jeżeli chcemy trzymać kontakt to można pomyśleć o jakiejś innej formie. W większości my już nie pasujemy do nazwy tego wątku. A rzeczywiście dołujące może być logowanie się na ten wątek. Oczywiście jak napisze to ktoś nowy, to zawsze można przyjść mu z pomocą, udzielić porad, dodać otuchy, podzielić się doświadczeniem, ale myślę,że dla nas powinien być nowy wątek, o tym,że pokonałyśmy nerwicę, a nie, że wciąż tkwimy w jej najostrzejszej fazie. To już do Was należy decyzja, czy zakładamy coś nowego, czy nie wiem Asia, Aga czy Michalina w ogóle przestają pisać?

Odnośnik do komentarza

Aga bardzo się ciesze że u ciebie dobrze życze ci aby cały czas tak zostało i żebyś się świetnie czuła Maniu masz racje zamiast tkwić w miejscu powinnyście iść do przodu to już was nie dotyczy ale tak samo jak pozosatłe osoby z tego wątku które pokonały nerwice będziecie inspiracją dla innych i wasze rady będą bezcenne U mnie noc średnia nie mogłam zasnąć do 3 w nocy obracałam się z boku na bok i zażyłam 3 kalmsy ale dopiero po 3 zasnęłam albo może ze zmęczenia sama już nie wiem ostatnio czuje w sobie napięcie niedługo ide na zakupy więc pójde na spacer dłuższy z córką bo lubie w ten sposób napięcie rozładowywać, u nas ma być dzisiaj 20 at to byłoby cudownie lubie kiedy jest ciepło Miłego dnia :-)

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Witam, Gdy odchodziła stąd Jula tzn. pisała że będzie przychodzić rzadziej to dobrze pamiętam swoją reakcję- było mi przykro i nie rozumiałam dlaczego ona tego nie rozumie...dziś chyba jestem w innym punkcie życia bo gdy Joasia napisała o odejściu to poczułam z niej dumę i radość. To będzie tu też mój ostatni wpis, przeniosę się na forum Michalinki. Mi to forum dało bardzo bardzo dużo...gdy zaczynałam byłam kłębkiem nerwów moje życie było całkowicie dostosowane do choroby- myśli o chorobie i choroba to było 90% dnia gdy udało mi się na chwilę oderwać to był już sukces. Dziś moje myśli o chorobie to może 5% dnia w najgorszym wypadku, żyje zupełnie normalnie i nic mnie już nie ogranicza. Dlatego dla mnie też wchodzenie na ten wątek nie jest już leczeniem a raczej rozdrapywaniem tego co było. Od jakiegoś czasu wchodzę już rzadziej ale jednak wchodzę przede wszystkim bo sentymentalnie jestem z wami bardzo związana i po drugie myślę że traktuje to forum jak taki bufor ok. jestem już zdrowa ale jakby co....a tak być nie może no bo jak długo...to tak jak Michalinka napisała trzeba się zatrzymać i powiedzieć sobie to już pewien zakończony etap powoli mogę się wycofać. Wszystkim osobą które tu wejdą i będą szukać pomocy mogę powiedzieć że ja wchodząc tu byłam w ostrej fazie choroby i myślałam że nigdy z tego nie wyjdę i spotkałam tu podobne do mnie osoby takie jak Julie, Asie....Dziś Jula, Asia i ja żyjemy normalnie i cieszymy się życiem. Dlatego nigdy nie traćcie nadzieji i ja mogę poświadczyć że można żyć z nerwicą a być może całkowicie się jej pozbyć. Wszystko co musicie zrobić to iść do dobrego psychologa i zacząć walczyć o siebie. To będzie ciężka droga pełna bólu i rozczarowań wielokrotnych może powrotów do punktu wyjścia ale aby żyć tak jak ja i dziewczyny żyją dziś warto ją podjąć. Ja ze swojej strony polecę jeszcze raz książki: *Oswoić lęk*, *Strach i paniczny lęk* a także - to mój faworyt *Lęk i fobia. Praktyczny podręcznik dla osób z zaburzeniami lękowymi*. Dziewczyny dobra terapia, codzienna metoda krok po kroku, nauka radzenia sobie z napadami paniki, zmiana błędnych przekonań, wsparcie bliskich i wiara w to że się uda to są nasze lekarstwa. Trzymam kciuki za wszystkie osoby które kiedykolwiek na tym forum szukać będą pomocy i za te które są na nim obecnie. I pamiętajcie nawet gdy myślicie że ta choroba to najgorsze co was w życiu spotkało to ja powiem wam że dzięki niej wiem jak ważne jest zdrowie i życie, doceniam teraz każdą chwilę i jestem silniejsza jak przed nią. To absurd może ale jestem jej za wiele rzeczy wdzięczna... Trzymajcie się kochane :)

Odnośnik do komentarza

To ja tylko na chwilkę - życzę Wam powodzenia dziewczyny, od czasu do czasu będę zaglądać na nowy wątek, ale nie czuję się jeszcze zdrowa, nie żyję do końca normalnie, miewam pogorszenia i na pewno nie jestem sobą sprzed choroby, więc na udzielanie się w nim chyba jeszcze za wcześnie dla mnie. Zgadzam się jednak co do tego, że ciągłe rozpamiętywanie, kiedy poczułam się lepiej, a kiedy gorzej nie jest najlepszym pomysłem, mój psycholog też się krzywił, jak się dowiedział, że udzielam się w takim wątku, bo jego zdaniem mimo wielu przydatnych wskazówek to jest jednak dość dołujące i wydłuża leczenie, bo człowiek zanadto się koncentruje na tym, jak się kiedy czuł. Wygląda więc na to, że nasza grupka się rozdziela - mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy tak jak Wy będę znów żyć pełną piersią, kiedy samotny wyjazd do innego miasta pociągiem czy zostanie samej w domu na kilka dni przestanie być przerażające i na nowo polubię wielogodzinne bycie na odludziu, w lesie, bez myśli na zasadzie: a co, jeśli.... Pozdrawiam Was bardzo ciepło :)

Odnośnik do komentarza

U mnie piękna pogoda aż chce się życ dzisiaj zdjęłam sobie sama hybryde z paznokci umówiłam się na nową hybryde w sobote w święconke i na włosy zrobienie w piątek wszytsko przed samymi świętami ale jakoś trzeba wyglądać i troszke przyjemności sobie zafundować. Powodzenia dla dziewczyn na nowym wątku. I wspaniałych humorów dla dziewczyn z naszego wątku

Odnośnik do komentarza

Witam ja tez nie czuje sie jeszcze w pelni zdrowa, sa dni ze zapominam o chorobie zyje normalnie ale mam tez gorsze dni i placze i wogole zle sie czuje, dlatego ja tez jeszcze nie jestem gotowa do nowego watku...straszna pogoda nudno w domku... mam nowe auto wczoraj pierszy raz w nim jechalam ale sie balam he calkiem inaczej sie go prowadzi...ale daje rade, zaraz po corke jade do przedszkola do biblioteki mam nadzieje ze niedlugo bedzie poprawa pogody:) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich lękliwych czy zeschizowanych jak ja... otóż mam stracho-lęki od wypadku mojego chłopaka, urodziłam córeczkę, ma 3 lata, muszę wrócić do pracy i tu jest problem. Wychodzę z domu i czuję się jak pijana, świat się kręci a ja nie idę ulicą tylko biegnę. Nie potrafię usiedzieć w busie, dusze się, serce mi wali, mam poty, nie myślę... ;( jestem załamana... przytyłam 20kg, mój wygląd znacznie się zmienił. Nie jestem pewna siebie jak dawniej. Jestem zestresowanym czerwieniącym się kluskiem... jutro jadę pierwszy dzień do pracy... mam poważne obawy czy podołam... straciłam wiarę w siebie. Lęki mnie dobijają. Nienawidzę marketów, kolejek, spojrzeń ludzi. Nienawidzę wychodzić z domu, a muszę na spacery z dzieckiem... często płaczę, jestem apatyczna. Chcę żyć normalnie, proszę o pomoc!

Odnośnik do komentarza

Witam. Jestem tutaj nowa i liczę na jakieś wsparcie, cieszę się że trafiłam na to forum ponieważ niewiele osób z mojego otoczenia rozumie co to jest agorafobia. Zmagam się z nią od 6 lat. Wszystko zaczęło się w pierwszej klasie liceum. Zawsze byłam piątkową uczennicą, jednak bardzo przeżyłam to, iż w szkole średniej nauczyciele twierdzili, że nie mam podstaw. Uczyłam się tak samo jak zawsze jednak nauczyciele wpisywali mi same jedynki. Wtedy właśnie zaczęłam bać się przechodzić przez ulicę i tak też jest do dziś dnia. Po roku czasu zmieniłam szkołę jednak problem nadal został. Teraz studiuję zaocznie, w moim mieście nie ma tego kierunku, dlatego co dwa tygodnie jeżdżę do Warszawy. Zawsze z kimś... Od 6 lat wychodząc z domu zawsze muszę się kogoś trzymać. Półtora roku temu, była pewna poprawa, mogłam chociaż sama dochodzić do przystanku autobusowego jednak od listopada 2013, wszystko się nasiliło ze zdwojoną siłą. Zaczęło się od tego, że miałam podwyższone tętno sięgające nawet do 140. Po wszelkiego rodzaju badaniach kardiologicznych i endokrynologicznych wszyscy zgodnie stwierdzili, że to jednak nerwica, że agorafobia nasiliła się. Nigdy przy niej nie miałam żadnych lęków. Teraz jest inaczej. Tętno nie jest już tak duże, jednak pojawiły się natrętne myśli dotyczące tego że umrę , że coś mi się stanie , poczucie wyobcowania, którego czasem nie umiem określić. Teraz nie wychodzę już prawie sama z domu. Kiedyś moja agorafobia dotyczyła tylko przechodzenia przez ulicę, teraz boję się również sal weselnych, kościołów i hipermarketów. Ta ogromna przestrzeń przeraża mnie. Uczęszczam na terapię indywidualną, byłam również u psychiatry który przepisał mi leki, jednak moja terapeutka stwierdziła, iż należy poczekać z przyjmowaniem ich do wakacji, ponieważ właśnie rozpoczyna mi się sesja. Za dwa lata wychodzę za mąż, mamy już zarezerwowaną salę weselną z Narzeczonym, która jest specjalnie pode mnie... Nie jest wielka, ma filary na środku, jednak i tak boję się , że nie dam rady na niej tańczyć, a przecież nie będę opowiadała całej rodzinie i wszystkim gościom co mi jest, bo wiele osób tego nie rozumie...Nie spotykam się ze znajomymi, ponieważ nie potrafią zrozumieć jak to możliwe że zawsze muszę się kogoś trzymać.. Mam wsparcie w rodzicach i Narzeczonym, a także Przyjaciółce... Najgorsze dla mnie są teraz te myśli, które ciągle chodzą mi po głowie, ciągle zastanawiam się jak to jest że żyjemy, że jesteśmy, czasem patrząc na swoje ręce mam wrażenie, że nie są moje... Czy Wy też tak miałyście? Czy z tego w ogóle można wyjść? Chciałabym zacząć jakąś pracę, w przyszłym roku czekają mnie praktyki, jednak nie wyobrażam sobie jak miałabym dotrzeć do celu... Moją terapeutyczną pomocą jest mój ukochany pies, z którym idąc na spacer nie czuję strachu, mimo że jest malutki, trzymając smycz czuję się pewniej. Dopiero teraz gdy wszystko się nasiliło zdałam sobie sprawę jak długo to trwa i jak wiele rzeczy mnie omija...Zawsze na weselach tańczę pod ścianą, to bardzo uciążliwe... Proszę o jakąś odpowiedź, Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Gość Sabinax112

Hej Hej i witam nie wchodziłąm tu od długiego czasu a jak postanowiłam zajrzeć to grono się rozsypało i poszło w świat, ale to dobry znak, że dziewczyny dały radę przezwyciężyć koszmar :) Luska92 czytając Twoją historię widzę siebie jakiś czas temu. Cóż mogę doradzić- nie zamykaj się na świat, nie izoluj się, a przede wszystkim naucz się panować nad myślami i pogodzić się z reakcjami swojego ciała, bo panika pogarsza sytuację. Cały ten proces wygląda tak: myslisz o Boże wyjde, umre, zemdleje, dostane zawału i automatycznie zaczynaja się pojawiać reakcje organizmu- duszosci, kołatanie, robi się słabo, kręci w głowie, a panika tylko wbudza te symptomy. Po pierwszych wizytach u psychologa opanowywałam technikę przekierowywania mysli i niereagowania na mój rozstrojoy organizm. Gdy jedziesz autobusem nie pozwól aby docierały do Ciebie złę myśli- może muzyka i słuchawki? gra na telefonie? no cokolwiek co odwróci twoją uwagę. Poza tym idąc gdziekolwiek pamiętaj o tym, ze nie ma miejsc z których nie możesz wyjść. Wchodzisz do sklepu i zaczynasz się źle czuć- nie zmuszaj się na siłę, a rób to stopniowo. Gdy będzie źle po prostu wyjdź na zewnątrz, kolejnym razem oddal sie dalej i dalej. Stopniowo małymi krokami zobaczysz, że krzywda Ci się nie stanie a to jedynie wytwór podświadomości. Co do samych leków mnie początkowo pomagały zwykłe leki ziołowe- działania to one nie maja, ale wierzyłam że jak wezmę tabletkę na uspokojenie to przejdzie i faktycznie przechodziło, działanie niczym placebo :)) Chodziłam przez jakiś czas na terapię do psychologa, jednak w niczym zasadniczo mi to nie pomagało więc ją przerwałam, zaś kontynuowałam terapię lekami- nie były to psychotropy bo po nich źle się czułam, lecz lżejsza *artyleria*. Wiele osób korzysta z pomocy psychologa- mnie niespecjalnie pomógł- pomijając fakt że przyczynił się do poznania przeze mnie przycyzny mojego fatalnego położenia- , bo więcej zrobiłam sama, ale są tacy którym się z jego pomocą udało, więc można próbować :)) Co do pytania czy z tego można wyjść- hmm zasadniczo nerwica to taka przyjaciółka do końca życia, jednak można ustabilizować swoje życie i cieszyć się nim bez ataków. Raz na jakiś czas pewnie po zkaonczeniu terapii będzie jeszcze o sobie dawać znać, ale jeśli zaakceptuje się tę chorobę wtedy nie będzie to w żadnym stopniu uciążliwe. To tak w skrócie bo mam niewiele czasu, pora spać ale jeszcze tu zajrzę :) Nie poddawaj sie :)

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich na tym forum od lat cierpie na roznego rodzaju leki i hipochondrie co bardzo upszyksza mi zycie.Mam obsesje na punkcie serca dlatego wiekszosc moich objawow zwiazane sa z nim od boli w klatce piersiowej a teraz obecnie dokuczaja mi przeskoki serca to tak jakby serce zatrzymywalo sie na sekunde i zaraz zabilo dwa razy javto tak odczuwam .Koszmarnie boje sie lekarzy a przedewszystkim stresuje mnie jezeli jaksvlekarz ma badac moje serce i je sluchac odrazu mi sie to dzieje pod wplywem stresu.Ostatnio zdecydowalam sie przelamac moj lek i isc w koncu przebadac sie do kardiologa mimo ze powiedzialam ze chyba nigdy tego nie zrobie bo chyba umre z nerwow,a jednak dalam rade ale z lekami ktore wczesniej wzielam na nerwy .Badanie echa wyszlo ok, mialam holtera i wyszlo 83 skurczy przedwczesnych nadkomorowych lekarz stwierdzil ze to nic takiego i wszystko jest w normie ale ja nadal sie boje ze bede miala zawal i umre to jest lek okropny za dwa tygodnie wybieram sie do psychiatry zobaczymy co on powie.A wy fo myslicie o mnie i o moich dolegiwosciach myslicie ze to od nerwow moze byc? Tu podaje taki link bede wdzieczna za klikniecie na niego w ten spisob pomozecie mi w innej sprawie .Dziekuje wszystkim za klikniecie linku:-) :-) http://www.ermail.pl/klik/UXRXZGMB

Odnośnik do komentarza

..Jak tam dziewczyny sobie radzicie?? Ja na chwile obecna nie moge wyjsc z lozka , a musze isc do pracy.. Jak pomysle ze musze przejsc przez miasto TYLKO 5 min to ogarnia mnie lek.. Te 5 min dla mnie ciagnie sie ,mam wrazenie ze godzinami..mam lepsze I gorsze dni .. Wczoraj bylo lepiej a dzis znowu ten lęk.. I strach przed wyjsciem z Domu.. Czuje jakby mi glowe rozsadzalo cisnienie..znam ta chorobe bo cierpie na nia 15 lat .. Ale nadal sie jej boje I to ona mna dryguje I robi ze mna co chce :(

Odnośnik do komentarza

..Jak tam dziewczyny sobie radzicie?? Ja na chwile obecna nie moge wyjsc z lozka , a musze isc do pracy.. Jak pomysle ze musze przejsc przez miasto TYLKO 5 min to ogarnia mnie lek.. Te 5 min dla mnie ciagnie sie ,mam wrazenie ze godzinami..mam lepsze I gorsze dni .. Wczoraj bylo lepiej a dzis znowu ten lęk.. I strach przed wyjsciem z Domu.. Czuje jakby mi glowe rozsadzalo cisnienie..znam ta chorobe bo cierpie na nia 15 lat .. Ale nadal sie jej boje I to ona mna dryguje I robi ze mna co chce :(

Odnośnik do komentarza
Gość Kasieka

Hej. Choruję na ten syf od pewnego czasu (konkretnie 12 lat), ale od kilku tygodni mam porządny nawrót. Mieszkam z narzeczonym i jestem uziemiona w domu. Pracuję w domu, nie jestem w stanie nigdzie sama wychodzić. Z narzeczonym wyjdę przed blok na trzy metry i to wszystko. Nie mogę normalnie funkcjonować. Nie mogę siedzieć sama w domu. Jest dramat. Biorę leki.

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich kiedys tu pisalam teraz pisalam na innym watku ja tez mam ta paskudna chorobe tez mam lek przed wychodzeniem i okropne objawy somatuczne nerwicy,ale dopiero od grudnia mam nawrot wczesniej mialam spokoj od tych napadow lekow jakos sobie radzilam niewiem co sie takiego stalo ze mam taki nawrot,tez czasem nie jestem w stanie wyjsc z domu nawet po chleb sama a czasem mogla bym przejsc cale miasto niewiem od czego to zalezy;/

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×