Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Napady paniczno lękowe z agorafobią


Gość MAJA

Rekomendowane odpowiedzi

Julka nawet nie będę mówić pod jakim wrażeniem jestem, bo jestem pod ogromnym :) Mogłabyś się dzielić tą siłą, energią i pewnością siebie. Mi właśnie tego brakuje, owszem widzę w sobie olbrzymią zmianę,ale moje myślenie wciąż mi sprawia przykre niespodzianki, pojawia się jakaś zła myśl i często się jej czepiam i psuje mi całe wyjście. Tak jak wczoraj, poszłyśmy ma to otwarcie, a ja myślałam tylko o tym jak wrócimy do domu, koleżanka chciała koniecznie wracać pieszo, a ja od razu pomyślałam-upał, tłumy w centrum, nie... Myślałam,że jej autem przyjedziemy, ale nie przespacerowałyśmy się. Oczywiście nic złego się nie stało, ale tej myśli-nie możesz wracać pieszo nie potrafiłam się pozbyć, i zamiast cieszyć spotkaniem czułam jakieś takie podenerwowanie. Jak to wyłączyć na dobre? Ania ja to na odwrót chyba mam, wolę mieć nic niezaplanowane, bo jak wiem,że mam co robić, to się boję,że nie dam rady, gdzieś nie dojdę itp. Agata skorzystałam z Twoich rad, dziś na obiad zrobiłam taką sałatkę z tuńczykiem, wzięłam z puszki, ale to chyba może być? Madziu też kiepsko znoszę te upały, ale z drugiej strony na myśl o zimie cała drżę, nie wiem co lepsze? Michalina i jak było na basenie? A co do jogi to też miałam taki plan, i jak zwykle zabrakło mi nie wiem, determinacji by iść. Zapisałam się do klubu książki i raz poszłam. Ja się łatwo do czegoś zapalam, a potem tracę entuzjazm, mam tak od dziecka;) A dziś odpoczywamy w domku, jutro do teściów jedziemy na działkę, a w w środę jedziemy na Mazury, na razie staram się o tym nie myśleć, co by złych myśli nie przywołać. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość echhhhhhh80

Joasia ja mam po części tak jak Ty. Jak mam cos zaplanowane to czuje juz strach a jesli idę i w pewnym momencie ktos mnie gdzies zaprosi albo sama wpadne na pomysl by gdzies pojsc czy pojechac to jest super a z drugiej strony nie lubie niespodziewanych sytuacji bo lubię miec uporządkowany dzien i ciężko znoszę właśnie te nowości

Odnośnik do komentarza

Ehh... ja przeszłam całą terapię, psycholog doszła do sedna moich problemów, którymi okazało się brak pewności siebie i niska samoocena. Dopiero jak dowiedziałam się w czym problem potrafiłam z tym powalczyć. Codziennie to wzmacniałam, poza tym dużo czytałam książek, dziewczyny wiele pozycji polecały, tam było mnóstwo wskazówek. Musisz trafić na dobrego psychologa, zaakceptować swój stan i ćwiczyć. Asiu na pewno wyjazd się uda, jestem pewna,że dasz radę. A z tym myśleniem, to też trzeba ćwiczyć. Ja brałam na rozsądek-na tym koncercie-myśl-zemdlejesz, a ja mówiłam-obok jest ratownik, pomoże mi. Jadę pociągiem i zemdleję-to nic, zatrzyma się na stacji i wezwą lekarza. Emocje zwalcza się rozumem. Dziewczyny czemu któryś już raz posty Asi, pokazują się jako moje? piszemy w podobnym czasie i wyskakuje jej pod post powtórnie jako mój, już któryś raz....

Odnośnik do komentarza
Gość echhhhhhh80

Julio ja i bez psychologa wiem, że problemy moje związane są właśnie z niska samoocena, brakiem wiary w siebie, kompleksy ale nic na to nie poradzę to ciągnie się za mną od dzieciństwa. W dzieciństwie byłam szykanowana i w ostatniej pracy traktowano mnie jak zło konieczne po wychowawczym.

Odnośnik do komentarza

Julia to niesamowite, jak ogromną energię i siłę masz w sobie, ja jestem od Ciebie młodsza, a nie mam siły i ochoty robić połowy tych rzeczy - jak wracam z pracy jestem tak wypompowana, że nie w głowie mi jakieś dodatkowe kursy. Naprawdę podziwiam, jesteś wielka! Asiu no tak niestety czasami jest, pojawia się jakaś myśl i psuje nam dzień/wyjście/spotkanie z kimś. Chyba jedyne, co można zrobić to po prostu ignorować takie stany, bo im bardziej się na nich skupiamy, tym silniejsze się stają. Ale może coś wczoraj wisiało w powietrzu, bo w drugiej połowie dnia ja też zaczęłam czuć napięcie i niepokój, bardzo niekomfortowo się czułam , ale może to kumulacja zmiany pogody (wczoraj upał że nie dało się żyć, a dzisiaj u mnie już tylko 22 stopnie), tego, że się szykowałam do ważnego spotkania, które było zaplanowane na dzisiejszy poranek i tego, że jutro dostanę okres. Dziś rano też jeszcze było tak sobie, ale odkąd zajęłam się swoimi obowiązkami w pracy już wszystko ok, nawet spotkanie, mimo że stresujące, bo z samym prezesem firmy i całym moim działem przebiegło bez nerwów związanych z lękami, tylko ze zwykłą w takich sytuacjach adrenaliną. Także nic tylko próbować ignorować gorsze chwile i iść dalej. Miłego wypoczynku na działce, a na Mazurach też na pewno będzie ok, dasz radę. I polecam Ci również ten rozumowy tok myślenia, który zaproponowała Julia, też go stosuję i bardzo dobrze się sprawdza. Echh... polecam wizytę u dobrego psychologa (ten Twój taki nie był chyba, skoro tak ocenił sytuację), terapia może zdziałać cuda. A na co dzień - dużo samozaparcia, jakieś techniki relaksacyjne, żeby się odprężać, no i bardzo przydaje się wsparcie bliskich. A co robisz na co dzień? Pracujesz? Bliscy wiedzą o Twoich problemach? Ja wczoraj w sumie po tym trochę nerwowym powrocie z pracy już nie wychodziłam z domu, miałam jeszcze zadanie do dokończenia na dzisiejsze spotkanie, i na tym w sumie zszedł mi czas. Dzisiaj po pracy jadę do chłopaka, a jutro chyba spotkanie ze znajomymi :)

Odnośnik do komentarza
Gość AGATA1987

Witam :) Wow Jula faktyczni pędzisz jak wiatr:). Fajną masz tą Panią psycholog, że tak pogada i wesprze nawet jak już od terapii sporo minęło. Brakuje takich dobrych oddanych psychologów...A co do kursu świetnie będziemy się wspierać ty mnie w nauce tureckiego ja Ciebie w nauce hiszańskiego ;). Od podstaw zaczynasz czy już coś tam wiesz? Powiem Ci, że mi te lekcje tureckiego dają takie fajne poczucie i bycia w grupie i bycia znów uczniem. Ostatnio faktycznie mnóstwo aktywności się podjęłaś to tak jakbyś wyrosła z tych swoich ograniczeń choroby i teraz z nową siłą i nową pewnością siebie zaczynała jakiś etap super :). A to o czym powiedziała Twoja psycholog to to właśnie miałam na myśli pisząc Ani o jakimś zajęciu tylko dla siebie, regularnym i odrywającym nas od wszystkiego innego. Powiem Ci Aniu, że to tylko tak się wydaje że jesteśmy zmęczeni i wtedy najlepiej po prostu odpocząć. Ale zazwyczaj odpoczywamy dość biernie i jesteśmy jeszcze bardziej paradoksalnie zmęczeni. A takie dodatkowe kursy lub jakieś aktywności typu rower, pływanie budzą nową energię w nas. Trzeba tylko spróbować :). Asiu ja też robiłam z tuńczykiem z puszki ;) Powiem Ci że już któryś raz czytam w Twoich wpisach: nie mam motywacji, mam słomiany zapał, za często odpuszczam itd. Asiu to co my o sobie sami myślimy to jest ogromnie ważne zwłaszcza kiedy zmagamy się z powrotem do zdrowia. Pamiętaj nic nie jest przesądzone raz na zawsze a w sobie mamy wszyscy ogromne pokłady siły i potencjał o czym bardzo często zapominamy. Kiedy myślimy: o nie to nie dla mnie, tego bym nigdy nie zrobiła, nie uda mi się, nie potrafię itp. to wpuszczamy same siebie w pułapkę samo spełniającego się proroctwa. Pakujemy się w pułapkę, którą same na siebie naszykowałyśmy. Asiu to są tylko Twoje myśli na temat Ciebie samej. Myśli...i nic więcej, one wcale nie muszą być prawdą. Postaraj się od nich zdystansować, myśląc właśnie że to tylko Twoje myśli, przekonania, osądy które wcale nie muszą być prawdziwe. Dokonałaś tak wielu rzeczy Asiu i bez Twojej samozaparcia, siły i właśnie wytrwałości to by się samo nie stało. To Twoja praca. Jesteś silna i masz w sobie spore pokłady. A co do tych myśli, których się chwytasz uwierz, że i ja i na pewno nie jedna z nas ma dokładnie tak samo. Tacy już po prostu jesteśmy i powolutku trzeba nad tym pracować. Pamiętam jak czytałam że w Indiach mają sprytną pułapkę na małpy- wycinają dziurę w orzechu kokosowym i wsadzają do środka banana, orzech przymocowują mocno do drzewa i chowają się. Przychodzi małpa i pakuję ręke w orzecha aby złapać banana. Dziura jest na tyle duża że małpa ręke wsadzi ale zaciśniętej pięści nie wyciągnie. Jest w potrzasku. Najsmieszniejsze jest to że aby uwolnić się małpa musi jedynie puścić banana ale co ciekawe bardzo rzadko tak się dzieje. Zazwyczaj bezskutecznie i kurczowo trzymają się tego banana. To jest właśnie tak jak z tym naszym myśleniem. Łapiemy się tego wiemy że nam szkodzi i wciąż w tym tkwi. A wystarczy tylko puścić to coś wolno... Nowa osobo o pseudonimie Ehhhh- dobry psycholog jest najważniejszy, wręcz kluczowy a potem to jest właśnie praca nad sobą. Też jak Jula czytałam dużo książek i wciąż czytam. Zdrowienie trwa jakiś czas nie łatwo to opisać. Po prostu trzeba pracować nad naszym błędnym myśleniem, nad emocjami które często nie przetrawione zmieniają się właśnie w lęki, nad poczuciem własnej wartości a dodatkowo dzień w dzień powolutku wychodzić, poszerzać *strefę bezpieczeństwa*. Ale na początku to jest bardzo bardzo trudne i wydaje się beznadziejne dlatego należy zacząć od psychologa który będzie taką naszą laską przewodnią w powolnym dochodzeniu do zdrowia. U mnie dość dobrze, wczoraj byliśmy na bardzo dalekim spacerze i czułam się super nie chciałam wracać. W ogóle codziennie ciągnie mnie na te spacery nie wyobrażam sobie bez tego dnia :). I odpoczywam, odpoczywam. Dziś np. nie czuje żadnego niepokoju i to też uczy mnie że myśli, emocje są ulotne. Dużo pracy włożyłam i zrobiłam spore postępy ale wciąż czasem czuje niepokój i wtedy automatycznie w głowe pojawiają się myśli: o Jezu znowu coś czuje, co jest nie tak, może nawrót ale coraz częściej już dystansuje się od tego myślę- to tylko myśli, nie muszą się sprawdzić. Dziś czuje się tak i tak a wieczorem mogę czuć się wspaniale...i staram się po prostu bez nakręcania się obserwować ciało i swoje myśli. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość echhhhhhh80

Ja niestety nie pracuję bo sie boję szukac pracy, rozmowa kwalifikacyjna do straszny stres, zemdlałabym. Nikt by mnie nie zatrudnil bo widac po mnie, że się stresuję, jąkam, stękam echh szkoda gadać Poza tym wykonczona jestem psychicznie ostatnia pracą i brakuje mi wiary we własne możliwosci. Poza tym arytmie mam więc dodatkowy stres z powodu tego serca no i depresja do tego . Nie mam siły na nic, zero energii i ochoty do życia - jak stara babcia ba stare babcie maja więcej energii niz ja!!!

Odnośnik do komentarza

Ehh te ograniczenia tkwią tylko w naszej głowie. To my postrzegamy siebie jako niepewne siebie, nieatrakcyjne dla rozmówcy czy dla pracodawcy. Tymczasem ludzie odbierają nas takimi jakimi pozwalamy im siebie odbierać. Jeżeli pokazujemy im swoje lęki-to nieważne czy będzie to nasza rodzina, przyjaciele czy przyszły szef to oni nas widzą jako osoby niepewne siebie, zestresowane i potrzebujące pomocy. Ale jeżeli zaczniemy walczyć z lękami to znika wieczny smutek, zafrasowana mina i poczucie beznadziejności. Ja zauważyłam olbrzymią zmianę w relacjach z ludźmi-jestem otwarta, uśmiechnięta i ludzie to mi oddają, choćby kasjerka w sklepie. Poza tym dzięki temu mam jakąś taką pewność,że ludzie zawsze mi pomogą w razie czego. Otwarcie się na ludzi to ważny etap w redukcji lęku. Ja poszłam do pracy z marszu, owszem trochę był to przypadek, ale poszłam, niewiele myśląc. Poszłam i już. A ile miałam przeczuć negatywnych, ich nie dało się uniknąć. Ale co, miałam resztę życia spędzić w łóżku tylko narzekając? Ja uważam,że wyjście z tej przypadłości leży tylko i wyłącznie w naszych rękach. Jeżeli same sobie nie pomożemy to najlepszy psycholog czy super leki nie pomogą. Po prostu powiedz sobie Ehh-od jutra zacznę żyć inaczej. Jestem silna, nerwica jest, ale nie zwracam na nią uwagi. U mnie tak właśnie się zaczęło, nie wiem jakiś przebłysk, moment. To był poniedziałek, fatalny poniedziałek, kiedy powiedziałam od jutra będzie inaczej. I było. Owszem było ciężko, były łzy, ale dziś żyję normalnie. Wiesz Agata ja zawsze byłam osobą, która ma tysiące zajęć. W ciąży latałam a to na ćwiczenia dla ciężarnych, a to na kurs dziergania, szkoła rodzenia, itp. Z małym latałam po całym mieście-a to angielski dla niemowląt, gimnastyka dla maluchów, klub dla mam w jednej kawiarni, fitness po porodzie. To przy nerwicy zrobiłam się człowiekiem hmm statecznym, teraz znów mam i ochotę i energię:) Zazdroszczę Ci tych spacerów, pospacerowałabym z Tobą chętnie:) Aniu jak pisałam masz prawo do nerwowej atmosfery w pracy-u mnie dzisiaj taki kocioł,że marzyłam by iść do domu, ale nie przez nerwicę, tylko przez urlopy-nie było 3 pracowników, i musiałam robić za troje, kto tak lubi? Jesteś przed okresem, możesz gorzej się czuć. Michalinko, Madziu co u Was?

Odnośnik do komentarza

A ja mam fatalny humor dziś. Wczoraj poszłam z siostrą i dziećmi na basen, wszystko miło, ale po 25 minutach dzwoni mama,że mieliśmy włamanie... Idealnie wpasowali się w dziurę, jak my poszłyśmy, a mama jeszcze z pracy nie wróciła-to miała być różnica dosłownie 45 minut, coś ich musiało pogonić-ponoć coś jechało na sygnale w okolicy, bo weszli tylko do pokoju siostry i wzięli laptop,e-book i mp3. No i okno balkonowe popsuli. W każdym razie nie weszłam do wody, od razu leciałyśmy do domu, potem całe przerażone, i cóż, zdecydowaliśmy,że kupujemy alarm, od razu po godzinie przyjechali ludzie z agencji ochrony, i wiecie ile sobie zażyczyli za założenie? 1500 zł, plus opłata za czujność co miesiąc. Cóż, mam dzieci, alarm musi być, ale to taki wydatek, nawet jak po połowie z mamą się podzielimy... W ogóle nie potrafię się uspokoić, całą noc nie spałam bo się boję.... Uwielbiam Julka jak dzielisz się swoimi doświadczeniami, teraz to powinnaś chyba książkę dla nas napisać, bo to co przeszłaś-czytałam Twoje początkowe posty to po prostu coś wielkiego. I w ogóle masz teraz tyle energii i pasji w sobie:) Agata zresztą też. Super dziewczyny,że chce się Wam dotrzymywać nam towarzystwa i wspierać nas.:) Asiu też uważam,że radzisz sobie świetnie, i wyjazd na pewno się uda. Choć ja z tymi myślami też mam podobny problem... Aniu należy Ci się w weekend odpoczynek, tyle pracy miałaś w tym tygodniu. Ehh trafiłaś niestety na niepoważnego terapeutę, musisz znaleźć kogoś kto da Ci prawdziwe wsparcie i otoczy opieką. Wiesz pewnie każda z nas w duszy wiedziała co może być przyczyną jej kłopotów, ale samemu nie da się tego przepracować, psycholog na pewno tak Tobą pokieruje,że ten lęk się wyciszy. pozdrawiam Was dziewczyny, oby dziś był lepszy dzień.

Odnośnik do komentarza

Michalinka strasznie Ci współczuję, kurczę, taki pech... Musieli Was obserwować od dłuższego czasu, żeby tak się wpasować idealnie w te minuty kiedy nikogo nie było. Całe szczęście, że nic więcej nie zdążyli zabrać... Wyobrażam sobie, jak się zdenerwowałaś, i nic dziwnego że w nocy też nie czułaś się bezpiecznie :/ Alarm faktycznie musicie zamontować, żeby sytuacja się nie powtórzyła, bezpieczeństwo jest bezcenne, ale domyślam się, że taki nagły wydatek Was nie cieszy :/ Trzymaj się dzielnie kochana, mam nadzieję, że dzisiaj będzie lepszy dzień. Julka ja też kiedyś byłam właśnie taka jak opisujesz, zaliczałam jedną aktywność za drugą, ale jakoś mi się to zmieniło jeszcze przed chorobą, a w samej chorobie ten stan się pogłębił. Do tego dochodziła zawsze ta chorobliwa ambicja - też wynikająca z niskiej samooceny i bardzo krytycznych uwag rodziców, mimo że zawsze byłam najlepsza w klasie itd. Przeniosło mi się to także na zajęcia dodatkowe, hobby - na lekcjach języka, którego uczyłam się dla przyjemności musiałam byc najlepsza w grupie, jeśli słuchałam jakiegoś zespołu, musiałam wiedzieć o nim wszystko, znać wszystkie piosenki, czytać o nim itd. - tak żeby nikt nie wiedział więcej niż ja w tym zakresie. Przez to np. nie czerpię przyjemności z ćwiczeń fizycznych - bo nigdy nie byłam wygimnastykowana, na wf-ie zawsze stałam w kącie, nie umiem pływać i panicznie boję się wody, każda moja wyprawa na rower kończyła się jakimś wypadkiem - tak więc nie podejmuję takich aktywności, bo nie mogę być w tym dobra. Staram się znaleźć dla siebie jakieś zajęcia typowo relaksacyjne, póki co są to podróże, ale tego, wiadomo, nie można realizować codziennie. Przy ładnej pogodzie staram się spacerować, ale poza tym dla rozrywki czytam książki i słucham muzyki - spotkania ze znajomymi nie cieszą mnie już tak, jak przed chorobą, o 22-22.30 chcę już wracać do domu, trochę dlatego, że przez pracę mam już wyrobiony nawyk chodzenia spać koło 23, a trochę dlatego, że czuję się niepewnie -jakoś tak nie wiem, w ostatnim czasie tyle się słyszy o różnych pobiciach, napaściach, sama widzę na ulicach tylu pijanych i agresywnych dresiarzy i innej maści niebezpiecznych typów, że jak wracamy np. od znajomych dwa osiedla dalej (czyli około pół godzinki spaceru) to czuję się bardzo niefajnie, rozglądam się nerwowo, jakby za każdym rogiem ktoś tylko czekał żeby zrobić nam krzywdę Mój chłopak strasznie się o to wkurza, ale ja nad tym nie panuję. Wiem, że to wszystko takie gadanie starej baby, ale nie umiem tego zmienić póki co. Echh... w takim razie koniecznie poszukaj lepszego lekarza, szkoda życia na zamknięcie się w domu albo wychodzenie tylko z przykrego obowiązku. Po dobrej terapii znów poczujesz, że życie jest piękne i że przed Tobą mnóstwo możliwości. Agata super, że długie, dalekie spacery nie są już dla Ciebie problemem i że potrafisz zwalczać te złe myśli - Ty jesteś już właściwie zupełnie zdrowa :) To wielka inspiracja dla tych z nas, które jeszcze chorują, bo pokazujesz (i Julka też) że można z tym wygrać. Ja wczoraj po pracy pojechałam do chłopaka na obiad, ale chyba był dla mnie za ciężki albo za szybko zjadłam, bo jak tylko wstałam z fotela odnieść talerz do kuchni zrobiło mi się bardzo niedobrze i czułam, że zaraz zasłabnę, wiec reszta spotkania upłynęła mi na leżeniu na łóżku i popijaniu wody. Do teraz czuję się przejedzona, zjadłam tylko malutkie śniadanie, a co jakiś czas lekko mnie mdli i czuję się jak po solidnym dwudaniowym obiedzie. Mam nadzieję, że będzie lepiej, bo muszę iść na małe zakupy spożywcze, a potem wieczorem mamy jeszcze w planach spotkanie ze znajomymi.

Odnośnik do komentarza

Witam dziewczynki :) Michalinko przede wszystkim bardzo współczuje Ci tego doświadczenia...myślę, że w tej sytuacji to jest jak najbardziej zrozumiałe, że jesteś podenerwowana i masz problemy ze snem. Jednak chodzi tu o bezpieczeństwo Twoje, Twoich dzieci i innych najbliższych więc każdego wyprowadziłoby to z równowagi. Ale z dwojga złego dobrze, że wpakowali się w dziurę kiedy nikogo nie było niż gdyby mieli wejść jakby w domu ktoś był. Takich kradzieży zdarza się bardzo, bardzo dużo- ostatnio moja koleżanka z tureckiego została okradziona, jakieś pół roku temu siostra męża...ale wcale nie znaczy że to sie powtorzy, macie teraz alarm i bardzo dobrze, bezpieczeństwo najważniejsze. Ja dziewczyny Jula, Aniu byłam taka sama...zwiedziłam pół świata, uwielbiałam sama jeżdzić na dalekie trasy pociągami, autobusami. Do tego lubiłam zmiany, wiele rzeczy szybko mnie nudziło. Byłam aktywna, towarzyska, spontaniczna bywało, że ktoś zaproponował imprezę czy spotkanie i ja już za chwilę byłam chętna. Do tego regularnie pływałam, jeżdziłam na rowerze na długie trasy i uwielbiałam to. Mój były partner za mną nie nadążał...owszem była we mnie zawsze taka ostrożność, takie może trochę przewrażliwienie ale nie przeszkadzało mi to szczególnie w życiu. No a od kiedy przyszła choroba to ja to nazywałam, że stałam się *wrakiem*... wszystkie aktywności mnie przerażały i na nic nie miałam ochoty. Bywały dni, że wydawało mi się że najlepiej i najbezpieczniej to nie ruszać się nawet z kanapy. Nawet na małe dystanse jeżdziłam taksówką albo męża prosiłam żebyśmy do sklepu bliskiego podjechali autem. Aktywność fizyczna spadła do zera a życie towarzyskie dziewczyny każde spotkanie to była *męka* i *lęk*...więc wolałam się nie spotykać. Pamiętam jak mój wujek którego uwielbiam zaprosił nas na grilla na spotkanie rodzinne do ich ogródka a ja powiedziałam mężowi że nie dam rady, nawet to było dla mnie zbyt wiele...A do tego ta ostrożność wtedy to przekroczyła wszelkie normy. Potrafiłam się wybudzać jak jakieś szmery słyszałam, filmów niektórych nie byłam w stanie oglądać...no nerwy normalnie tak napięte że cokolwiek było w stanie wprowadzić mnie w beznadziejny stan. Dlatego mi się wydaje, że tu nie ma co rozpaczać bo to jest chyba taka kolej rzeczy w tej chorobie, ale jak widać po Julii to wszystko może na powrót wrócić ta normalnośc sprzed choroby tylko trzeba być cierpliwym i nie obwiniać się za takie stany. Ja w ogóle Michalinko, Aniu dziękuje wam za takie miłe słowa ale ja Michalinko nie traktuje tego pisania tu jako towarzyszenia wam. Ja wciąż potrzebuje was pewnie nie mniej jak wy potrzebujecie mnie. Mimo że wiele się zmieniło i czasem mam takie wrażenie jakbym była już zupełnie zdrowa to wciąż miewam niepokoje, wciąż mam jakieś ograniczenia i wciąż nie czuje sie tak właśnie jak przed chorobą. Może nigdy nie będę się tak czuła ale też w związku z tym bycie tu wciąż na forum to jest dla mnie ogromne wsparcie i nie wyobrażam sobie wciąż aby z tego zrezygnować. Wczoraj czytając tą książkę o medytacji natknęłam się na bardzo ważne zdanie, którym się chce z wami podzielić: * To właśnie ów proces godzenia się z rzeczami, takimi jakie są, stanowi proces leczenia*. A więc dziewczyny nie obwiniajmy się, nie pośpieszajmy się po prostu AKCEPTACJA naszego stanu, naszych ograniczeń nie ważne jak jest wszystko to to nasze życie, nawet stan lęku uczy nas czegoś. Pozdrawiam was i miłego popołudnia

Odnośnik do komentarza

Michalina to przykre, jedyne pocieszenie,że Was nie było w domu, i to,że coś ich wystraszyło i nie wzięli zbyt dużo. Każdy by się zdenerwował po czymś takim, więc to zupełnie normalnie. Alarm na pewno da Ci poczucie bezpieczeństwa, u mnie na osiedlu każdy dom ma, całe osiedle jest monitorowane, więc czujemy się tu pewnie. Wiem,że to wydatek, i do tego nieplanowany i spory, ale na bezpieczeństwie nie ma co oszczędzać. Ja uważam,że każdy kto cierpi na lęki, może z nich wyjść. Jedni potrzebują więcej czasu, inni mniej. Jednym służyć będzie sama terapia, inni muszą pomóc sobie lekami, ale naprawdę to da się zrobić. I jak pisze Agata najważniejsza jest akceptacja, im więcej się walczy z lękiem tym bardziej się go umacnia. Dzięki lękowi można się wiele o sobie dowiedzieć, ja uważam,że to nas paradoksalnie wzmacnia, można odkryć w sobie cechy, o które się nie podejrzewa. Ja zawsze miałam dużo energii, jako dziecko nie mogłam usiedzieć w miejscu, ale nie byłam nadmiernie ambitna, po prostu robiłam coś dla samej przyjemności, nie dla wyników-co nie podobało się moim rodzicom, bo dla nich jak coś już robiłam to miałam robić to najlepiej, a ja robiłam coś bo lubiłam ruch. Dziś na przykład siedzimy w domu, i po aktywnym tygodniu nie ma nic piękniejszego niż posiedzieć z książką w domu, mąż zajmuje się dziećmi, a w kuchni konfitury mi się smażą. Też uwielbiam takie dni:) I wrócę do słów Agaty, już kiedyś powiedziałam,że nie wiem czy tego pozbywa się na zawsze, ja to akceptuję, i wiem,że może to kiedyś wrócić, ale ja wiem,że jestem silna, wiem jak sobie z tym poradzić. Jestem dużo ostrożniejsza niż przed chorobą, nie jest tak,że nie mam gorszych myśli, ale jakoś nauczyłam się je tak ignorować, że mi nie przeszkadzają. Żyję może nie jak przed chorobą, ale teraz czuję,że żyję pełniej, bo doceniam każdy dzień, każde wyjście z domu, i każdy uśmiech, bo wiem jak łatwo to stracić. I wcale nie trzeba tracić nóg by nie móc chodzić, by być więźniem własnego ciała.... Trochę to chaotycznie, ale córa mnie teraz *napadła* i robię dwie rzeczy na raz:)

Odnośnik do komentarza
Gość bogumila239

Michalinko bardzo ci współczuję włamania minitoring napewno się przyda mam nadzieję że nie wyrządzili dużo szkód Agata cieszę się. że potraficie z mężem rozwiązywać problemy rozmową Aniu remont pełną parą u ciebie. na pewno efekt końcowy będzie super Joasiu też jestem za abyś tę pracę przyjeła pd czegoś trzeba zacząć jak robisz sok z malin ? Magda ja do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak sobie poradziłaś z tymi dojazdami ale czy ty od tamtej pory wogóle nie jechałaś tramwajem? Julia ty to dla mnie jesteś wzorem wszystko robisz jskbyś nigdy nie miała problemi aż trudno uwierzyć że masz agorafobie odrobinkę ci zazdroszczę że jesteś już na takim etapie ale wiem jaka to ciężka praca.

Odnośnik do komentarza
Gość bogumila239

Właśnie miałam oisać jak dobrze mi idzie na terapii kiedy to przyszedł znów pijany i się zaczęło walenie przeklinanie teksty typu wyp....laj stąd połamał półki pod prysznicem urwał przód od szuflady w regale zaczął wchodzić do dzieci pokoju zapalał światło darł się tam Mikołaj wystraszony się obudził.leżałam na łóżku a moje serce wydawało mi się że zarax mi z klatki wyskoczy i w tym momencie coś we mnie pękło moja złość była silniejsza od lęku nie wytrzymałam wstałam i mu się postawiłam powiedziałam jakim prawem tak do mnie mówisz jeśli się nie uspokoisz wezwę policję a in dalej swoje wyp ..laj stąd więc wezwałam on uciekł przyjechali złożyłam zeznania pozamykałam się. na wszystkie zamki i kłódki nie czuję lęku to takie raczej napięcie w klatce .nie wiem co będzie dalej ale jestem z siebie dumna że w końcu odważyłam się powiedzieć dość poniewierania obelg ostatnio czułam się już jak sszmata sponiewierana czułam się podle że strach przed brakiem pieniędzy był większy od mojej własnej godności a przrde wszystkim dzieci na to patrzyły terapua na którą chodzę ma też na celu podniesienie własnej samooceny jest mi bardzo ciężko bo jestem chorobliwie nieśmiała wręcz tozakrawa na fobię społeczną dlatego jest mi niesamowicie trudno tam wśród tych wszystkich ludzi zabierać głos ale staram się moja terapeutka mówiła mi ostatnio że widać u mnie poprawę ale to jest codzienna walka z nieśmiałością z drżeniem głosu czerwienieniem się .co będzie dalej boję się ale wiem że nie mogłam już tak żyć jak do tej pory.będę bez pracy bo nie wyobrażam sobie spotykać go tam codziennie .narzeźbiłam się. dzisiaj za wszystkie czasy ciężko pracuje mi się z moją głową ona ciągle krzyczy niebezpieczeństwo uciekaj ale ja w tej chwili wchodzę w te miejsca które re do tej pory wzbudzały we mnie łęk odzywam się. pomału na zajęciach angażuję się. we wpólną pracę ale czy dam sobie radę sama?

Odnośnik do komentarza

Bogusia dumna jestem z Ciebie, naprawdę. Wyobrażam sobie jak wiele musiała Ciebie kosztować taka decyzja, mam nadzieję,że to dla męża będzie otrzeźwienie, że pokazałaś mu,że jesteś silną kobietą i nie pozwolisz mu na pomiatanie rodziną. Brawo. Jestem pewna,że teraz będzie Ci dużo łatwiej podjąć jakieś decyzje i żyć odważniej. Najgorzej to z tym oknem, aktualnie zamiast niego mamy jakieś stare zasłony i karton. Także ogólnie jestem lekko zdenerwowana,bo dom stoi otwarty, okna tak w jeden dzień nie wymienią, więc do środy musimy czekać-u nas te balkonowe jest duże, nietypowe, stąd ta zwłoka, no i wielki wydatek. Chociaż to na dole, czyli w mamy części, no,ale też tak chodzimy, więc połowę trzeba dołożyć... Same przykre wydatki. Wczoraj się ochłodziło, burza była, więc siedzieliśmy w domu, na szczęście bo mam takie poczucie,że jak wyjdę to znów coś się stanie, ale mąż mnie pociesza,że on się martwi,że to normalne,i nie mam łączyć tego od razu z nerwicą, jak Julka pisałaś. Mam nadzieję,że Aniu lepiej się czujesz? Agata a jak Twoje bóle, jakaś poprawa? Jula takie spokojne każdemu są potrzebne, naprawdę dobrze być i aktywnym i odpoczywać:) Asiu jak było na działce, jak pogoda u Ciebie? Dopóki tego okna mam nie wstawią to będę się denerwować, a mąż jeszcze dziś musi w aptece być, więc wolę zostać w domu i być czujną. Chociaż teściowie się zapowiedzieli,że wpadną posiedzieć, co bym sama nie siedziała, bo mama z siostrą miały już dawno zaplanowany wyjazd na weekend i siłą je wypchnęłam do ciotki.

Odnośnik do komentarza
Gość bogumila239

Wiesz Michalinka to może małe pocieszenie ale dobrze że tylko okno wybili u mojej ciotki sąsiadki jak było włamamie to nie dość że okradli to jeszcze zdemolowali dom miala kuchnię i salon wymazane lodówkowymi produktami dobrze że teściowie przyjeżdżają żebyś nie była sama i fajnie że z mamą dzielicie się kosztami moje dzieci odziwo jeszcze śpią bo po tej burzy w piątek były b.niespokojne ja też wyspana trochę. się boję. co dalej. nie czuję lęku tylko takie napięcie w klatce to boli

Odnośnik do komentarza

Bogusiu brawo za to, co zrobiłaś. Pokazałaś siłę, dałaś mężowi znak, że nie będziesz dłużej spokojnie znosić tego koszmaru, który Wam gotuje - domyślam się, ile musiało Cie to kosztować, stąd teraz to napięcie, ale bardzo dobrze zrobiłaś, kibicuję Ci z całego serca, żeby ten koszmar się skończył. Michalinko no niestety, włamanie to nie tylko ukradzione przedmioty, ale też zniszczenia, które trzeba naprawić :/ Ale tak jak Bogusia napisała, dobrze że skończyło się *tylko* na tym wybitym oknie, a nie np. na zniszczeniach w całym domu. Mam nadzieję, że szybko odzyskasz spokój. To, co mówi Twój mąż to prawda, wielu zdrowych ludzi zareagowałoby tak samo jak Ty, w końcu przeżyłaś szok - to minie. Julka fajnie, że po aktywnym tygodniu zrobiłaś sobie spokojniejszy dzień, takie popołudnie z książką to świetna sprawa :) Agata właśnie, jak tam bóle, które Ci dokuczały? Madziu, Asiu co u Was? Ja wczoraj czułam się już lepiej, ale nadal nie zupełnie dobrze, poszłam na te zakupy, wszystko miała załatwić w sklepach niedaleko domu, ale mimo to kilka razy poczułam się bardzo niefajnie, więc potem pojechałam tylko do chłopaka, posiedzieliśmy u niego razem, a potem on sam pojechał do tych znajomych na imprezę, a ja wróciłam do domu i spędziłam wieczór przed telewizorem. Wiecie, ja sobie zdaję sprawę, że takie leniwe dni też są potrzebne, ale ja odczuwam straszny dysonans - z jednej strony w swojej głowie mam już myśli zdrowej osoby i w wolny dzień chciałabym zrobić tyle rzeczy: pójść na spacer, do kina, odwiedzić znajomych, pójść na koncert itd., a a z drugiej napotykam na opór swojego organizmu i kiedy pełna energii wychodzę z domu, pojawia się niepokój i lęk i cały entuzjazm znika. Jestem taka młoda, nie mam na głowie rodziny, dzieci, a czuję się jak więzień - bo tak naprawdę te wolne dni przepływają mi przez palce. Czekam cały tydzień na weekend, a potem okazuje się, że cały przespałam albo oglądałam telewizję. Wczoraj zrobiło mi się z tego powodu tak przykro, że się rozkleiłam i popłakałam, do teraz jest mi niefajnie. Do tego dochodzi osłabienie związane z okresem, więc dziś chyba też dzień do niczego. Niby po południu mamy iść na spacer z chłopakiem, ale tak sobie myślę, że to żałosne, że gdyby nie on, to pewnie nie miałabym co ze sobą zrobić... I odechciewa mi się wszystkiego.

Odnośnik do komentarza

Bogusiu tak ja nie jeżdżę tramwajami póki co, wszędzie śmigam rowerem no i do Kozienic jak jeżdżę i z powrotem do Warszawy to 1,5h busem i jest ok jak się zrobi zimniej chłodniej to znów będę jeździć bo w upały nie chcę i nawet tak przyjemnie mi się jeździ rowerem sprawia mi to dużo przyjemności. Co do męża to dobrze, że się odważyłaś, bardzo Ci współczję takiej sytuacji w domu ale to pokazuje jak bardzo jesteś silna dzieciaki najważniejsze prawda.. Michalinka współczuję tego włamania, pewnie żadne słowa tu nie pomogą tylko czas, jakoś sobie poradzisz z tym alarm idealne rozwiązanie dobrze że nikomu nic się nie stało. Aniu ja też mam identycznie z tym wracaniem do domu ogólnie wstaję codziennie 5:30 i nawet kiedy jest wolny dzień to dziwnie mi do późna siedzieć coś mnie ciągnie do domu by o 23 się położyć :P chociaż ostatnio dziwnie przez pół nocy balowałam i ani lęku ani nic ale to alkohol mnie znieczulił...to jest głupie bo żebym sobie czasem nie pomyślała a będę piła piwko przed wejściem do tramwaju w końcu to znieczula.. niejeden mógłby tak zrobić ale ja pić raczej nie umiem piwo męczę godzinę.. Julka ja to Ci tak bardzo zazdroszczę że jesteś taka pełna energii widać, że już choroba prawie Cie nie dotyczy jestem bardzo dumna z Ciebie bo to Twoja ciężka praca :) U mnie po staremu w końcu wolny dzień... wczoraj spotkaliśmy się ze znajomymi wcześniej byliśmy w restauracji wszystko ok, czasem jak czuję gorsze poddenerwowanie wezmę KALMS i jest ok :) ale rzadko się to zdarza, lęku nie mam bo nie jeżdżę komunikacją zobaczymy co będzie jak już jeździć nią będę musiała :) ale nie nakręcam się niepotrzebnie.. w piątek jadę do Kozienic a w sobotę idę do fryzjera :D trochę się obawiam, nie lęku ale tego czy będę zadowolona z fryzurki ale już mnie dobija to co mam na głowie.. pozdrawiam miłej niedzielki

Odnośnik do komentarza

Bogusia bardzo silna z Ciebie kobieta, wiem,że dasz sobie radę, na pewno dasz sobie i z nerwicą, i z mężem. Bardzo Ci kibicuję. Michalina szkoda,że koszty rosną, pisałaś,że zabrali sprzęt, a teraz jeszcze okno, ale wierzę,że teraz będzie tylko lepiej, i odetchniesz. A Twoje nerwy są zupełnie zrozumiałe. Aniu pamiętam jak Julka pisała-nic i nikt nas nie goni, nie musimy robić wszystkiego na raz. Mamy dużo czasu, i takie spokojne dni są zupełnie normalne. Julka jak najbardziej należy się Tobie wolny dzień i odpoczynek:) Agata tak, pogodzenie się z tym jest najważniejsze, chociaż człowiek chce walczyć, bo po prostu mu to nie pasuje, chce być normalny. Jak coś mi się uda, na siłę chcę by kolejny raz było tak samo,i zaczynam tę walkę, to moja niecierpliwość jest tego przyczyną... A u mnie? Wczoraj pogoda taka sobie, ale na działce było miło, dziś rodzice przychodzą na obiad, dobrze bo jakoś tak nie chce mi się z domu ruszać, lenistwo mnie dopadło;)

Odnośnik do komentarza

Witam dziewczynki Przede wszystkim Bogusiu dołączam się do zdania Michalinki jestem z Ciebie dumna :). Myślę, że po Twoim zachowaniu właśnie widać jak dobrze działa terapia i jakie postępy robisz. Może Ty sama nie masz aż tak dużo wiary w swoje możliwości ale moim zdaniem tu właśnie widać jak duże pokłady siły masz w sobie. Kluczem jest właśnie terapia i wzmacnianie własnej siły, własnej postawy. Kiedy Ty poczujesz że dasz radę i sama poczujesz się silna i wartościowa wtedy znacznie łatwiej będzie Ci podejmować decyzję. Mieszkasz w Warszawie gdzie łatwiej znależć miejsca, ośrodki pomagające osobą w Twojej sytuacji. Oczywiście w wielu sytuacjach można porozmawiać z mężem czy żoną, wiele można wybaczyć ale nawet w naszym prawie chociażby czy w podstawowych prawach człowieka są pewne granicę i przekraczanie ich jest po prostu przestępstwem, którego nie można tolerować. Michalinko to co teraz czujesz jest zupełnie zrozumiałe i ja też nie uważam, że należy to łączyć z nerwicą. Takie emocje dotykają wszystkich którym w jakiś sposób system bezpieczeństwa się załamał a tak jest też w przypadku kradzieży. Ktoś wszedł do waszego mieszkania, zniszczył okno, zabrał waszą własność oczywiste, że nie będziesz czuła radości z tego powodu. Tak jak Ania mówi daj sobie czas..powolutku dojdziesz do siebie. Aniu doskonale rozumiem co czujesz..ja jak pisałam uważałam siebie za *wrak* w gorszym nasileniu choroby. Też myślałąm...Boże, życie mi przez palce ucieka. Tyle mogłabym zrobić a siedzę na kanapie i monitoruje swój poziom lęku. A nawet pamiętam kiedyś jak Jula pisała, że oglądała zdjęcia i też się rozkleiła na wspomnienie o tym jaka kiedyś była. Także Aniu my to też czułyśmy i wciąż ja przynajmniej też tęsknie za całkowitą normalnością. Ale nic na siłę..w moim przypadku paradoksalnie najlepszy efekt przyniosło jak pozwoliłam sobie na to siedzenie na kanapie.Kiedy z sobą walczyłam pozornie wychodzilam robiłam wszystko ale czując się w tych sytuacjach fatalnie pogarszałam swój stan. Dopiero jak stwierdziłam pierdziele nie cisnę się, chce leżeć na kanapie to będę leżeć to wtedy zaczęło być lepiej. Tzn. był taki czas beznadzieji i przestoju ale przyszedł taki dzień, że nagle miałam ochotę wyjść i wtedy zaczęłam od metody małych kroków powoli rozszerzałam swoją strefę bezpieczeństwa i słuchałam organizmu. Może dla kogoś inny sposób jest lepszy ale ja wiem że bez metody małych kroków by mnie nie było teraz tam gdzie jestem. Może Aniu trzeba to zaakceptować tą swoją słabość, tą niechęć i gdzieś pozwolić sobie na to ale bez obwiniania się. Madziu co do alkoholu to ja miałam identycznie jak ty. Alkohol z reguły działa uspokajająco ( chyba że duże ilości wtedy będzie działał pobudzająco) ale po 1,2 piwach to faktycznie możemy czuć się tak jak napisałaś *znieczulone*. Ja właśnie w początkowej fazie tej choroby wpadłam w taką *pułapkę*. Na siłę wychodziłam gdzieś ze znajomymi ale już od wyjścia z domu pocieszałam się, że jak tylko siądziemy gdzieś to wypijemy piwo czy drinka i faktycznie tak było jeden drink, drugi i świat na nowo był mój lęki odchodziły w siną dal. Tylko, że można się od tego *leku* uzależnić. Ja w początkowej fazie choroby też (żeby sobie udowodnić, że mogę) pojechałam z koleżankami nad morze na wakacje. To takie dziewczyny imprezowe były więc co wieczór alkohol, klub, impreza. W ciągu dnia jakoś chodziłam już czekając na wieczór no a wieczorem znieczulenie. Powiem Ci po tygodniu takiego *leczenia* przyszly do mnie tak silne lęki że bez trzykrotnego zażycia tabletek uspokajających ziołowych funkcjonować nie mogłam. Potem jeszcze czasem wracała ta chęć znieczulenie ale za każdym razem bylo tak samo błędne kolo: lęk- alkohol- większy lęk- alkohol-lęk....Alkohol działa znieczulająco ale w dłuższym ciągu sprawia że lęki się nasilają i czujemy się jeszcze gorzej. Dlatego teraz już od dłuższego czasu pije mało i bardzo rzadko a już zwłaszcza nie wtedy kiedy czuje jakiś niepokój. U mnie dziewczynki dobrze, te bóle jeszcze się zdarzają ale to tak zakłuje mnie przez kilka minut i przechodzi więc jest lepiej. Wczoraj na spacerze weszliśmy w inną alejkę, zagadaliśmy się i po jakimś czasie się zorientowaliśmy, że w ogóle nie wiemy gdzie jesteśmy ale po prostu skierowaliśmy się w stronę morza i dalej gadaliśmy bez żadnego stresu z mojej strony. Myślę, że jak na to, że jesteśmy tu bez auta więc wszędzie na piechotkę to jest ze mną całkiem dobrze :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość bogumila239

Dziewczyny bardzo wam dziękuję za wsparcie i zrozumienie Aniu nie przejmuj się gorszym samopoczuciem pewnie to za sprawą zbliżającego się okresu ja też zauważyłam że się wtedy gorzej czuję i mam wrażenie że nasilają się lęki ale na to jest tylko jedna metoda olać na pewno ci się poprawi Joasiu fajnie że możesz na działce oderwać się. od rzeczywistości i odpoczywać Magda ja się. tak dopytuję o to czy jeździsz teraz komunikacją dlatego bo js jak mam dłuższą przerwę to potem się. gorzej czuję jadąc jak moja głowa zapominała że już normalnie się poruszam i muszę zaczynsćwszystko od początku Agata możemy założyć klub usiłujących walczyć z lękiem alkoholem bo ja też praktykowałam piwo i rzeczywiście na piczątku pomagało przed wyjściem z pracy 1,2 piwa i nie straszne mi były tłoki w autobusie korki na ulicy ale to trwało krótko i potem no cóż nogi z waty uczucie zawału serca lęk przed umieraniem śmiertelne poty pisząc to teraz śmieję się z siebie że miałam taki epizod na szczęście to zamierzchła przeszłość a co do twojej dolegliwości to czy zastanawiałaś się może że to może być na tle nerwicowym?ostatnio przecież miałaś nieprzyjemną sytuację z mężem Ja niestety dzisiaj znowu miałam nieprzyjemności z mężem w pracy oczywiście był pijany i chodził za mną żebym mu dała pieniądze. na bilet bo on przecież dał mi wypłatę. jeżeli stać go na picie to niech sobie też na bilet skombinuje mam go gdzieś czuję sie nawet dobrze trochę tylko mnie dusi nie czuję lęku tylki takie podekscytowanie co będzie dalej w jaki sposób sobie poradzę dziwne to dla mnie bo myślałam że kiedy dojdzie do takiej sytuacji to będzie lęk strach rozpacz a tu nic z tych rzeczy nie wiem czy to normalne cz znowu blokuję prawdziwe emocje zapomniałam jeszcze że ostatnio byłam w biedronce z Mikołajem sama i miałam wizytę ukardiologa i też pojechałam z nim sama na wynikach krwi wyszło że ma jeden marker sercowy podwyższony a drugi jest w normie wizuta kontrolna za pół roku

Odnośnik do komentarza

Bogusia gratuluję tych samotnych wyjść i tego,że się odważyłaś przeciwstawić mężowi, myślę,że to naprawdę da Ci bardzo wiele. Trzymam za Ciebie kciuki, bo jesteś fajną babką, i nie zasługujesz na to przez co przechodzisz. Ja dziewczyny nigdy nie piłam, no chyba,że lampkę szampana na Sylwestra, więc nie próbowałam się znieczulać, nie wiem jak bym się czuła po alkoholu,ale pamiętacie Martę?Jej to niezbyt służyło, choć każdy reaguje inaczej. Ważne,żeby wiedzieć,że to żadna metoda. Tylko jak kroplówka dla umierającego. Asiu każdego dopada lenistwo,. a niedziela z rodziną to bardzo miły pomysł;) Madziu mam nadzieję,że jak lato zelżeje to Tobie znów będzie łatwiej jeździć, aczkolwiek uważam,że powinnaś delikatnie zacząć próbować. Może nie przed pracą, ale w wolny dzień, czy już po pracy, zacznij tylko od jednego przystanku. Aniu powiem Ci tak, nie ma co się śpieszyć. Mamy mnóstwo czasu. Ja dopiero od tego roku, czyli ponad półtorej roku po diagnozie zaczęłam *korzystać z życia*. Owszem pójdę na koncert, wyjdę na plażę, ale robię to bo chcę, a nie bo muszę. Myślę,że Ty czujesz przymus,że jak nie wyrobisz jakiegoś tam planu z Twojej głowy to dalej będziesz chora. Nie, kochana oczyść myśli z tego- muszę. Mów chcę, i zobaczysz różnicę. Zamiast mówić sobie w piątek-w sobotę muszę iść do kina, powiedz-chciałabym jutro iść do kina. Jeżeli nie pójdziesz, nie będzie problemu, bo to żaden przymus. Ja wiem,że Ty jesteś bardzo ambitna i chciałabyś wszystko robić już, ale mając listę nakazów jest trudniej. W zeszłym roku pojechałam na ten koncert bo Musiałam, a w tym bo Chciałam. Różnica w moim zachowaniu była niesamowita. Także zamiast nakazów zacznij używać słów przyjaznych Twojej głowie, a będzie Ci lżej. Michalina nikt nie lubi być okradanym, można stracić poczucie bezpieczeństwa, prywatności itp. Ale zobacz, nie wpadłaś w panikę, czułaś to co każdy normalny człowiek by czuł. To wynik Twojej pracy. Kochana, na pewno będziesz lepiej się czuła jak wstawią okno, podłączą alarm. W sobotę teściowie wpadli, dość niezapowiedzianie, ale za to z takim ciastem,że wybaczam. Wczoraj poszłam rano z córą na Mszę-był spokój.Bo ja właśnie zmieniłam taktykę-mówię sobie,że idę na Mszę, ale nie muszę zostać na całej. Zostaję tyle ile chcę, i zostałam na całej. Potem mąż namawiał mnie na jarmark, ja go nie znoszę i chciałam zostać w domu, ale moi rodzice zadzwonili,że zapraszają nas i mojego brata na obiad do restauracji,a że to było w zupełnie innym kierunku,to musiałam jechać na ten jarmark, by potem podjechać na ten obiad. Radości z wyjścia nie miałam, ja nie znoszę jarmarku-tłumy, hałas, chińszczyzna wszędzie, brud itp. No jaka to radocha chodzić i patrzeć non stop na tarki do jarzyn i myjki do okien? Poszliśmy na lody, a potem to już się wściekłam i powiedziałam mężowi,żeby sobie sam przyjechał i chodzić po tych budach, my wracamy. I jak już wracaliśmy humor mi się poprawił-nie miałam lęku typowego, tylko złość,robiłam to wbrew sobie, czułam złość,że zamiast leżeć gdzieś na plaży łażę po tym targu, ale nie uciekłam, nie miałam fizycznych objawów, poza złością-nie róbcie nic na siłę dziewczyny :) Potem na obiad, tu spokój, a zawsze miałam takie obawy,że coś wyleję, zakrzsztuszę się, poparzę itp. I drugi raz poszłam do kościoła, mąż podjechał na mszę, a ja z dziećmi chodziłam po ogrodzie, to stałam i słuchałam,. także miło :) Teraz jestem już w pracy, w tym tygodniu dużo wolnego, więc trzeba wszystko przygotować na zaś ;)

Odnośnik do komentarza

Dobrze,że wczoraj teściowie przybyli, bo wiał straszny wiatr, i ciagle miałam wrażenie,że ktoś mi wchodzi do domu, ale dziś już mają panowie alarm podłączyć, przynajmniej tak się zapowiadali,zobaczymy czy przyjdą. Wtedy dla relaksu od razu ruszam nad jezioro,muszę jakoś odreagować. Dzięki dziewczyny za słowa otuchy. Najbardziej mi szkoda siostry, jej pokój panowie zwiedzili-i uciekli, więc co było wartościowe zabrali, a dostała to za świetne stopnie, coś od mamy,od chrzestnego itp. A tu taki pech... Julka masz świętą rację, z tym Muszę a Chcę. Ja właśnie mówię sobie często muszę-jak z tym Sandomierzem. Zamiast chcę miło spędzić czas, muszę miło spędzić czas, i już się spinałam. Masz rację, niczego nie musimy, w końcu *normalny* człowiek też bez wyrzutów sumienia zostaje w domu, nie ma z tym problemów, a my wciąż musimy sobie, czy bliskim coś udowodnić. Ja bym pewnie nie dotarła na taki jarmark, sama myśl mnie nie przeraża, ale wywołuje niepokój, jak to-wejść w tłum. A Ty mimo niechęci poszłaś i nie spanikowałaś.:) Bogusia dobrze,że stawiasz się mężowi. Psychologiem nie jestem, ale wydaje mi się,że Twój mąż wiedział,że masz niskie poczucie własnej wartości, widział,że się go boisz. A teraz zobaczy silną kobietę z którą tak łatwo nie wygra. I albo on się zmieni, albo Ty mu zmienisz zamki. Poszukaj w Warszawie jakiejs grupy wsparcia dla kobiet takich jak Ty, na pewno coś takiego jest, a może historie innych Ciebie zainspirują? Agata taka swoboda w obcym miejscu-bardzo Ci gratuluję;) Joasiu ja wczoraj spędziłam podobny dzień i nie narzekałam, nawet teściowa była taka miła-ona z reguły jest miła,tylko,że tak hmm moi rodzice zawsze byli otwraci, radośni, a ona najpierw nic nie mówi, a potem to co chce powiedzieć mi, mówi mężowi, albo drugiej synowej. I na odwrót. Taka na siłę jakby miła, ale wczoraj była naprawdę super ;) Madziu też bym Ci poleciła tę motodę ćwiczeń. Teraz wakacje, pewnie mniej osób korzysta z komunikacji, można spróbować, oczywiście powolutku, na spokojnie, nie czuć presji. Aniu ja często też czuję taką presję, siedzę w domu, a powinnam próbować. Ale jak pisały Julka i Agata trzeba pozwolić sobie na luz, i wtedy to samo przyjdzie. Bo my możemy wszystko, ale nie wszystko musimy. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Bogusiu bardzo mocno trzymam kciuki za to, żeby Twoja sytuacja z mężem znalazła szczęśliwe zakończenie, jesteś silną kobietą i głęboko wierzę, że odnajdziesz spokój. Postępujesz naprawdę najlepiej jak możesz, gratuluję odwagi :) Julka masz rację z różnicą między *chcę* a *muszę*, już i tak widzę u siebie sporą różnicę w podejściu, ale jeszcze trochę muszę się nauczyć, za szybko puszczają mi nerwy. Gratuluję aktywnej niedzieli, ja kiedyś czytałam, że złoszczenie się jest paradoksalnie dobrą metodą na lęk, bo te dwie emocje nie mogą występować jednocześnie - widać u Ciebie też to zadziałało :) A co do jarmarków, to ja lubię np. takie jarmarki staroci, albo jarmark świętojański, który jest u nas raz w roku, ale jakbym miała odwiedzać takie miejsca częściej to chyba nie. Agata cieszę się, że bóle ustępują :) ja z alkoholem mam tak, że odkąd zaczęły się moje problemy z lękami nie piłam wcale, bo potwornie się bałam, że jak będę pod wpływem alkoholu i przyjdzie lęk to nie będę mogła wziąć żadnej tabletki, a teraz od niedawna zdarzy mi się podczas spotkania ze znajomymi wypić dwa kieliszki wina czy małe piwo, ale nie częściej niż 1-2 razy w miesiącu. Asiu leniwy dzień każdemu się należy :) Madziu też mi się wydaje, że możesz powoli zaczynać wsiadać do tramwajów, właśnie w wolne dni albo jak jest mniej ludzi. Niestety trochę tak jest, że im dłużej uciekamy od czegoś, czego się boimy, tym trudniej się potem przełamać - warto, żebyś już teraz powoli zaczynała, ale na spokojnie, bez przymusu - podjedziesz przystanek, to podjedziesz, jak nie, to też się nic nie stanie. Ja wczoraj poszłam z chłopakiem na długi spacer, prawie 3 godziny spacerowaliśmy, było ok - pomogło mi to oczyścić głowę ze złych myśli i było bardzo przyjemnie. Dzisiaj oczywiście w pracy, ale taki fajny ten tydzień, bo krótki - w czwartek święto, a piątek mam wolny :) Także tylko 3 dni trzeba się sprężyć. Po pracy wybieram się do biblioteki, muszę sobie zapewnić coś do czytania na te wolne dni :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam Bogusiu gratuluję postępów w samotnych wyjściach i wytrwania w silnej postawie. Co do Twoich emocji to ciężko powiedzieć może faktycznie to póżniej wyjdzie bo teraz organizm jest nastawiony na aktywne działanie i nie pozwala sobie na gorsze emocję, a może to też tak, że trochę ulżyło Ci że zachowałaś się tak jak się zachowałaś i wiesz jak mówią *strach ma wielkie oczy* ale kiedy już zrobimy coś czego tak się ogromnie bałyśmy okazuje się że rzeczywistość wcale nie jest tak straszna jak nasze wyobrażenia o niej. Porozmawiaj o tym ze swoją terapeutką. A co do mojego bólu to faktyczne myślałam o tym, że może to być też nerwoból. Obserwuje :) Jula gratuluję Ci tego że przełamujesz już chyba swój ostatni opór ten przed kościołem. Taktyka jaką wybrałaś sprawdza się i myślę, że już niedługo i kościół nie będzie żadnym wyzwaniem. Co do jarmarków to ja też nie znoszę takich właśnie kogucików na druciku, chińszczyzny i taniochy. Lubię podobnie jak Ania jarmarki staroci- można niesamowite rzeczy upolować a też ulegam urokowi tego jarmarku przedświątecznego. Co prawda część rzeczy tam to też dziadostwo ale we Wrocławiu ma on jakiś magiczny urok. Może teraz jak przyjadę na święta do Polski uda mi się po nim pochodzić bez żadnego lęku. Aniu no to faktycznie trzy dni przed Tobą pracy i wolne :) planujecie jakiś mały wyjazd, oderwanie się czy bardziej prace remontowe? Często chodzisz do biblioteki widzę, że lubisz czytać :) To się chwali zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Asiu kiedy na Mazury wybywasz? :) My dziś z mężem planujemy się wybrać na jakiegoś drinka i fajkę wodną, mamy tu jedno bardzo fajne miejsce :) Pozdrawiam was dziewczyny ;)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×